Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ukraińska noc - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
1 października 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
34,06

Ukraińska noc - ebook

Za co bylibyście gotowi dziś życie? Nie przed wiekami, ale kilka lat temu; nie gdzieś daleko stąd, ale tuż za naszą wschodnią granicą; nie wielcy mężowie stanu, ale zwykli ludzie - porzucili bezpieczne prace i wygodne łóżka, żeby walczyć o bliskie im wartości - wolność i demokrację.

Najnowsza książka wybitnej amerykańskiej historyczki Marci Shore pokazuje ludzką twarz wydarzeń, które dla większości z nas były tylko kolejnym newsem na ekranie telewizora. Rozmawiając z tymi, którzy w zimę 2013–14 ruszyli na Majdan autorka z empatią przygląda się pojedynczym ludzkim historiom pozwalając nam się w nich przejrzeć i zobaczyć w nich samych siebie. Ten żywy, drobiazgowy wręcz portret młodych i starszych, ludzi różnych zawodów i o szerokim spektrum sympatii politycznych układa się w spójną historię o ludzkiej solidarności i sile.

 

Jako przewodniczka, historyczka i gawędziarka, Marci Shore ukazuje nam złożone wybory, przed jakimi stają Ukraińcy, po mistrzowsku przeplatając ich osobiste historie z intelektualną, społeczną i polityczną historią regionu. - Anne Applebaum

Kategoria: Reportaże
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-65853-99-8
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Kraina Gogola

Wieczorem w środę 19 lutego 2014 roku wybitny ukraiński intelektualista, politolog Mykoła Riabczuk, wygłaszał w Wiedniu odczyt do wypełnionej sali. Mówił spokojnie i z namysłem. Mykoła nie był optymistą, ale nie tracił nadziei. Nie miał wątpliwości, że walka o wolność na Ukrainie będzie trwała. Tym razem być może nie zakończy się sukcesem, Mykoła był jednak przekonany, że pewnego dnia tak się stanie. Odpowiedział szczerze na wszystkie pytania. Nie zdradził słuchaczom, że jego żona i dwudziestosześcioletni syn, Jurij, byli w Kijowie, że syn wrócił do domu o czwartej nad ranem, a teraz znowu był na Majdanie, i że Mykoła nie wie, czy tej nocy, może nawet teraz, podczas wykładu w bibliotece wiedeńskiego Instytutu Nauk o Człowieku, Jurij nie zostanie zabity.

(„Rodzice nigdy mnie nie prosili, żebym został w domu” – powiedział mi Jurij, kiedy spotkaliśmy się później w Kijowie. „Przekracza się pewną granicę…” – dodał.

„Myślałeś o tym, że możesz zginąć?” – zapytałam.

„Tak”).

„Jak możemy pomóc?” – spytała młoda Polka słuchająca wykładu.

W odpowiedzi Mykoła przytoczył scenę z Rewizora Mikołaja Gogola. Pod koniec sztuki Piotr Iwanowicz Bobczyński zwraca się do przybyłego z Petersburga rewizora z „pokorną prośbą”: uniżenie prosi Jego Ekscelencję, by ten po powrocie do Petersburga wspomniał carowi, że w tym miasteczku mieszka Piotr Iwanowicz Bobczyński. Po prostu żeby pamiętał, że jest taki człowiek, który nazywa się Piotr Iwanowicz Bobczyński.

„Po prostu pamiętajcie” – powiedział Mykoła – „że jest taki kraj, który nazywa się Ukraina”.Wielkość intencji

„W faszyzmie kat sławi kata” – pisał Albert Camus, charakteryzując różnicę między faszyzmem a bolszewizmem – „w komunizmie, bardziej dramatycznym, kata sławią ofiary. Faszyzm nigdy nie myślał o wyzwoleniu każdego człowieka, lecz tylko nielicznych, którym oddawał we władanie pozostałych; komunizm, przeciwnie, chce wyzwolić wszystkich, na razie wszystkich zniewalając. Trzeba mu przyznać wielkość intencji”.

Ukraina dwudziestego pierwszego wieku była spadkobierczynią tych „wielkich intencji”, śmiałych eksperymentów społecznych. „Na razie Europa i Rosja prowadzą badania w naszym laboratorium” – stwierdził ukraiński pisarz Taras Prochaśko. „Eksperymentują, choć nie mają pojęcia o tym, jaki może być wynik tej syntezy”.

Eksperymenty zaczęły się na długo przed rewolucją bolszewicką. Tereny dzisiejszej Ukrainy przez stulecia rządzone były z Wilna lub z Warszawy. U progu nowoczesności ziemie te zostały podzielone między Rzeczpospolitą Obojga Narodów a carską Rosję. Kiedy w osiemnastym wieku mocarstwa ościenne dokonały rozbioru Polski, Lwów i większość terenów dzisiejszej zachodniej Ukrainy przypadła w udziale cesarzowej Marii Teresie z dynastii Habsburgów. Dzisiejszy Lwiw, przedtem należący do Polski Lwów, stał się austriackim Lembergiem, celem „misji cywilizacyjnej” imperium Habsburgów.

Pierwsza wojna światowa położyła kres starej imperialnej Europie. Na początku roku 1917 niedobory chleba w mroźnym Piotrogrodzie doprowadziły do demonstracji, strajków i buntu wśród żołnierzy cara Mikołaja II. Imperium upadło. Car abdykował. Jego miejsce zajął ustrój „dwuwładzy”: chwiejnego przywództwa liberalnego Rządu Tymczasowego i socjalistycznego Sowietu Piotrogrodzkiego. Podczas przedłużającej się wojny z Niemcami i Austrią wybuchły protesty rozczarowanych chłopów. Rząd Tymczasowy zgromadził milicję na prowincji; chłopi zajmowali ziemię i nie chcieli dostarczać zboża. W miastach zaczynało brakować żywności. Rozczarowanie zradykalizowało chłopów.

W kwietniu 1917 roku Lenin przyjechał do Piotrogrodu, gdzie „zobaczył, że władza leży na ulicy, więc się schylił i ją podniósł”. W warunkach anarchii bolszewicy dokonali radykalnego wyboru. Kiedy w październiku 1917 roku Lenin i bolszewicy przypuścili szturm na Pałac Zimowy, działali w imię metafizycznego proletariatu – proletariatu, który jeszcze się nie narodził.

Wkrótce ukraińscy przywódcy w Kijowie ogłosili powstanie Republiki Ukraińskiej. Przywódcy ukraińscy w Galicji wahali się, czy do nich dołączyć; większość nadal chciała powołania autonomicznej korony ukraińskiej w ramach imperium Habsburgów. Niebawem jednak stało się to niemożliwe; imperium habsburskie przestało istnieć. Pierwszego listopada 1918 roku Centralna Rada Ukrainy ogłosiła powstanie Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej ze stolicą we Lwowie; tydzień później Polska ogłosiła niepodległość. Przez większość listopada siły polskie i ukraińskie toczyły walkę o Lwów, zakończoną zwycięstwem Polaków – i pogromem Żydów. Habsburski Lemberg, przez chwilę ukraiński Lwiw, znowu był polskim Lwowem.

W marcu 1918 roku, wierząc, że lada moment wybuchnie ogólnoświatowa rewolucja, Lenin wynegocjował odrębny traktat pokojowy z Niemcami. Lecz na terenach dawnego Cesarstwa Rosyjskiego wojna nie zakończyła się w 1918 roku; przerodziła się w krwawą wojnę domową między bolszewikami a ich przeciwnikami oraz w wojnę między bolszewikami a niepodległą Polską, na którą składały się fragmenty imperium habsburskiego, niemieckiego i carskiej Rosji. Ludzie uciekali przed przemocą i pogromem; ziemie między Warszawą a Petersburgiem zapełniły się uchodźcami. Kijów podzielony – jak Paryż – na Lewy i Prawy brzeg, był dużą metropolią; mimo to pod naporem uchodźców „miasto pęczniało, rosło, kipiało niczym zaczynione ciasto w dzieży”, jak pisał w Białej gwardii Michaił Bułhakow. W końcu Kijów znalazł się pod okupacją pięciu różnych armii. Upadły cztery europejskie imperia: niemieckie, osmańskie, habsburskie i carska Rosja. Galicja i zachodni Wołyń – dzisiejsza zachodnia Ukraina – znalazły się w granicach niepodległej Polski; Kijów, Charków, Dniepropietrowsk, Odessa, Donieck i Ługańsk – miasta leżące dziś na terenie centralnej i wschodniej Ukrainy – znalazły się pod kontrolą Armii Czerwonej.

W roku 1922 Lenin ogłosił powstanie Związku Radzieckiego, z Ukraińską Socjalistyczną Republiką Ludową jako jedną z republik założycielskich. Dwa lata później Lenin umarł. Stalin, który doszedł do władzy pod koniec dekady, zarządził kolektywizację rolnictwa. Sięgając po wszystkie możliwe i niemożliwe środki, ukraińscy chłopi sprzeciwiali się konfiskacie swojego dobytku i ziemi. Kolektywizacja była brutalna i krwawa; w efekcie produkcja rolna dramatycznie spadła. Kiedy w 1932 roku Stalin zwiększył o czterdzieści cztery procent obowiązkowy kontyngent zbożowy dla Ukrainy, chłopi nie byli już w stanie się wyżywić: sowieckie prawo zabraniało dystrybucji zboża do kołchoźników przed przekazaniem Moskwie wymaganych dostaw. Urzędnicy partyjni, wspomagani przez regularne wojsko i jednostki tajnej policji, wypowiedzieli wojnę chłopom, którzy nie chcieli oddawać zboża. Efektem nieurodzaju i drakońskich kontyngentów był prawdziwy pomór. Stalin konfiskował zboże, sprzedawał je za granicą i pozyskiwał środki niezbędne do sfinansowania industrializacji, tymczasem ukraińscy chłopi byli coraz bardziej wycieńczeni i puchli z głodu. Dochodziło do aktów kanibalizmu. W latach 1932 – 1934 na terenie sowieckiej Ukrainy z głodu umarło ponad trzy i pół miliona ludzi.

Nastał okres terroru. Stalin obwieścił, że walka klasowa nasila się w miarę postępów w budowie socjalizmu. Coraz bardziej zdesperowany wróg działał w ukryciu; teraz można było spotkać go wszędzie, nawet we własnym łóżku. Należało zachować czujność; nie wolno było nikomu ufać. Wszędzie czaili się „wrogowie ludu”: spiskowcy-kontrrewolucjoniści, szkodnicy i sabotażyści, kapitaliści i imperialiści, nacjonalistyczni konspiratorzy i trockistowscy szpiedzy. Stalin zrzucił odpowiedzialność za głód na Ukraińców; teraz to oskarżenie przybrało absurdalną postać wyimaginowanego spisku. Był czas Wielkiego Terroru: masowych aresztowań, wymuszanych torturami samooskarżeń, setek tysięcy egzekucji. W latach 1937 – 1938 na terenie sowieckiej Ukrainy oddziały NKWD przeprowadziły 123421 udokumentowanych egzekucji.

Pierwszego września 1939 roku hitlerowskie Niemcy napadły na Polskę. We Lwowie na krótko pojawili się niemieccy żołnierze, ale na mocy paktu Ribbentrop-Mołotow z sierpnia 1939 roku miasto szybko zostało zajęte przez Armię Czerwoną i przyłączone do sowieckiej Ukrainy. Czerwonoarmiści twierdzili, że przybywają, by wyzwolić Żydów i Ukraińców spod polskiego jarzma. Dawniej Habsburgowie napuszczali Polaków na Ukraińców, teraz sowieci podburzali Ukraińców przeciwko Polakom. Uchodźcy z okupowanej przez Niemców Polski napływali do barokowego, niegdyś habsburskiego Lwowa, w którym nasilał się stalinowski terror.

„Wyzwolili nas i nie ma na to rady” – żałował ukraiński kompozytor Stanisław Ludkewycz.

To nie była Ukraina, jakiej chcieli Ukraińcy.

Kiedy 22 czerwca 1941 roku Hitler zaatakował Związek Radziecki, wielu Ukraińców potraktowało wejście Niemców jako zakończenie epoki sowieckiego terroru. We wschodniej Galicji niemieccy żołnierze pojawili się w towarzystwie ukraińskich pomocników, wielu z nich należało do Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów pod przywództwem Stepana Bandery. Kiedy pod koniec czerwca i na początku lipca 1941 roku Wehrmacht przemieszczał się na wschód, oddziały NKWD dokonywały masowych aresztowań, a we Lwowie rozstrzelały tysiące więźniów. Niemiecka i ukraińska propaganda nacjonalistyczna obwiniała o masakrę „judeobolszewików” i wzywała do zemsty. Żydów zmuszono do zbierania ciał zamordowanych więźniów. Trzydziestego czerwca 1941 roku drugi, obok Bandery, przywódca nacjonalistów, Jarosław Stećko, ogłosił deklarację niepodległości Ukrainy. Kolejny dzień był kulminacyjnym punktem pogromu Żydów. Pogrom, dokonany przez Ukraińców, sfilmowali Niemcy.

Ukraińscy nacjonaliści liczyli na autonomię pod rządami Niemców, ale się rozczarowali. Wkrótce po proklamowaniu ukra-ińskiej państwowości Stećko i Bandera zostali aresztowani przez Niemców. Żydów zamknięto w gettach. Ukraińska Armia Powstańcza dokonała krwawej czystki etnicznej, mordując Polaków zamieszkujących wschodnie tereny okupowanej przez Niemców Polski. W czerwcu 1943 roku Lwów był Judenrein. Następnego lata, a dokładnie 23 lipca 1944, Armia Krajowa częściowo przejęła kontrolę nad Lwowem i stoczyła walki z ukraińskimi nacjonalistami. Cztery dni później w centrum miasta stała już Armia Czerwona.

Kiedy wojna zbliżała się do końca, sowieci i ukraińscy mieszkańcy wschodniej Galicji uzgodnili, że należy wydalić stamtąd Polaków. Między sowiecką Ukrainą a Polską doszło do „wymiany ludności”; „przywracanie jednorodności etnicznej” było zgodne z duchem czasu. Moskwa słała Rosjan i Ukraińców ze wschodu, żeby pomogli zintegrować Galicję i Wołyń; miejscowi mieszkańcy mieli zostać przerobieni na ludzi radzieckich. Ten lokalny projekt inżynierii społecznej rozgrywał się na tle partyzanckiej wojny, którą Ukraińska Armia Powstańcza toczyła z siłami radzieckimi; w wyniku walk śmierć poniosło sto dwanaście tysięcy Ukraińców. Ostatecznie sowieci zwyciężyli.

Po wojnie Ukraińska Socjalistyczna Republika Radziecka obejmowała tereny zachodniej Ukrainy, Galicję, Wołyń, a także Ruś Zakarpacką odebraną Czechosłowacji i północną Bukowinę zabraną Rumunii. Istniała do roku 1991, kiedy Związek Radziecki się rozpadł, a Ukraina – tak jak Rosja, Łotwa, Litwa, Estonia i inne byłe republiki – stała się osobnym krajem. Był to rewolucyjny moment, któremu nie towarzyszyła rewolucja. Związek Radziecki nie został obalony, upadł sam. W efekcie Ukraina uzyskała niepodległość. Najśmielszy na świecie eksperyment w dziedzinie inżynierii społecznej dobiegł końca.Fantazje galicyjskie

„Między mną a każdym nowym człowiekiem zaczyna się świat na nowo, jak gdyby nic jeszcze nie było dotychczas ustalone i zadecydowane” – pisał Bruno Schulz. Schulz, polsko-żydowski artysta i pisarz, urodził się w 1892 roku w Drohobyczu, na terenie wschodniej Galicji. Zasłynął opisami urzekających „sklepów cynamonowych” na drohobyckim rynku, rumieniących się „panienek sklepowych”, mężczyzn w czarnych melonikach, brodatych Żydów w kolorowej gabardynie, prostytutek w długich koronkowych sukniach, a także swojego rodzinnego mieszkania, „pełnego wielkich szaf, głębokich kanap, bladych luster i tandetnych palm sztucznych”. W jego opowiadaniach pory roku się zmieniają, temperatura skacze, a światło drży. Światło często bywa przyćmione i blade, a obrazy wron, motyli, karakonów, kanek na mleko, lamp, grzebieni, kolczastych akacji i znaczków pocztowych z cesarzem Franciszkiem Józefem są wyraziste i zmysłowe. Niektóre szczegóły wydają się niemal odstręczające w swojej sensualności; bywa że Schulz balansuje na granicy między uwodzicielskością a groteską.

W opowiadaniu Sierpień opisuje, jak późnym latem spacerował z matką po rynku, „aż wreszcie na rogu ulicy Stryjskiej weszliśmy w cień apteki. Wielka bania z sokiem malinowym w szerokim oknie aptecznym symbolizowała chłód balsamów, którym każde cierpienie mogło się tam ukoić”. Opowiadanie mówi o czasach, kiedy Schulz był dzieckiem, a Drohobycz leżał w zakątku imperium habsburskiego, zamieszkanym przez ludność mówiącą po polsku, ukraińsku, żydowsku i niemiecku; przez rzymskich katolików, unitów, katolików obrządku ormiańskiego, prawosławnych i żydów.

Cesarzowa Maria Teresa określiła mianem „Galicji” terytorium odebrane pod koniec osiemnastego wieku Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Galicja, ojczyzna Schulza, pozostała w rodzinie cesarzowej do końca istnienia imperium habsburskiego. Pod koniec roku 1918 i na początku 1919 Drohobycz znalazł się na krótko w granicach Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej. Kiedy Schulz wspominał aptekę przy ulicy Stryjskiej, Drohobycz należał już do niepodległej Polski. We wrześniu 1939 roku Armia Czerwona wkroczyła na tereny wschodniej Polski i Drohobycz przyłączony został do sowieckiej Ukrainy. W czerwcu 1941 roku Niemcy zaatakowały Związek Radziecki i Drohobycz znalazł się pod okupacją Wehrmachtu. Schulz był Żydem. Przez pewien czas Hauptscharführer SS Felix Landau zapewniał mu ochronę, w zamian za co Schulz malował baśniowe sceny na ścianach w pokoju dziecięcym jego willi. W listopadzie 1942 roku Schulz zginął od kuli gestapowca.

W lutym 2001 roku Jurko Prochaśko, ukraiński tłumacz i eseista, został członkiem niewielkiego zespołu, powołanego przez niemieckiego dokumentalistę Benjamina Geisslera, który odnalazł freski wykonane przez Schulza na zlecenie Landaua. Drohobycz stanowił już wówczas część niepodległej Ukrainy. Kiedy Geissler zatelefonował do Jurka z prośbą o pomoc, ten był sceptyczny. „Znajdę je”, upierał się filmowiec. W willi, z której balkonu Landau strzelał kiedyś do przechodniów, mieszkała starsza kobieta, ubrana na czarno, w żałobie po śmierci syna. To było dwa dni przed jego pięćdziesiątymi urodzinami. Staruszka nie wiedziała, kim był Bruno Schulz; mimo to wpuściła gości do środka. Jurko wszedł do małego pokoju. W pierwszej chwili obrazy na ścianach były niewyraźne. Potem zaczęły się pojawiać księżniczka i król, jeździec i tancerz, karoca i krasnal. Głowa konia. Potwór.

Dla Jurka Prochaśki Bruno Schulz był kimś ważnym: Schulz i jego prace stanowiły część „utraconego raju” o nazwie Galicja. W dzieciństwie Jurko tęsknił do tego świata, dorastając w Iwano-Frankowsku, oddalonym od Drohobycza o sto trzydzieści kilometrów. W roku 1970, kiedy Jurko przyszedł na świat, Iwano-Frankowsk od dwudziestu pięciu lat należał do Związku Radzieckiego. Jednak w mieszkaniu jego rodziców pozostały „przedmioty, wszystko to, z czego składa się tekstura codzienności… to były szczątki, pozostałości po raju utraconym, który ja dla siebie podsumowałem mitycznym słowem «Galicja»”. Choć jego matka dbała o ciągłość i opowiadała synom o dziadkach i pradziadkach, to nigdy nie sugerowała, że ten stary świat był doskonały. Jurko wyczarował tę wizję sam. Wydawało mu się oczywiste, że wszystkie rzeczy z tego minionego świata – budynki, przedmioty, sztuka, język – były lepsze niż to, co je zastąpiło. W szkole uczono go, że Związek Radziecki przyniósł postęp w każdej sferze życia. Ale Jurko już jako dziecko widział, że nie był to postęp, lecz upadek, przede wszystkim estetyczny i moralny.

Nie tylko przedmioty sprawiały, że Jurka ciągnęło do mitycznej Galicji. Byli też ludzie, starsi ludzie, którzy mówili archaiczną odmianą ukraińskiego, których oczy miały inny wyraz, których gestykulacja i maniery sugerowały, że przynależą do utraconego świata. Pisarz Jurij Andruchowycz, starszy od Jurka o dziesięć lat, także wychował się w Iwano-Frankowsku. On też zauważył w młodości starszych ludzi, którzy mówili galicyjskim dialektem, pamiętali ze szkoły łacińskie przysłowia i ubierali się tak, jakby zaraz mieli witać habsburskiego arcyksięcia Franciszka Ferdynanda. Być może, pisał Andruchowycz, „naprawdę stanowili oni jakieś tajne stowarzyszenie, jakiś ezoteryczny cesarsko-królewski klub imienia Brunona Schulza”. Dla niego byli istotami z innej planety. Obserwował ich, ale nie dawał się im uwieść. Inaczej niż Jurko, który odczuwał „libidinalne przyciąganie”, stanowiące rewers odruchowej niechęci do „sowieckości, która otaczała i podmywała naszą archaiczną, muzealną galicyjskość”. Oto jak opisywał swoje uczucia wobec świata, o którym przypominali mu starzy ludzie: „«Idealizacja» to byłoby za słabo powiedziane. Ja mówiłbym raczej o «mistyfikacji», o takim dążeniu do transcendowania, transcendentności… ja bym to określił po niemiecku jako Verlustlust. Czyli jest Lust, jest Eros, i jego się nie da pozbyć, bo on po prostu jest wszędzie, ale ten Eros jest skierowany na rzeczy, które albo są już utracone, albo zagrożone utratą”.

Jurko nie próbował naśladować przedwojennej estetyki. Kiedy spotkaliśmy się we Lwowie w kwietniu 2014 roku, był gładko ogolony i miał na sobie dżinsy; jasnobrązowe włosy wpadały mu do niezwykle jasnych, niebieskich oczu. Jurko zajmował się literaturą dwudziestego wieku: tłumaczył z niemieckiego – Roberta Musila, Josepha Rotha i Franza Kafkę; z polskiego – Józefa Wittlina, Jarosława Iwaszkiewicza i Leszka Kołakowskiego; Deborę Vogel z jidysz. Polsko-żydowska poetka Debora Vogel była przyjaciółką Brunona Schulza. I podobnie jak Schulz została zabita przez Niemców w 1942 roku. W esejach samego Jurka wyczuwało się obecność wszystkich tych głosów. Był w jego pisaniu jakiś rodzaj subtelnej żarliwości.

Historyczne milieu, którego Jurko czuł się częścią, tkwiło korzeniami w świecie Brunona Schulza. Niewielu przypuszczało, że takie milieu w ogóle istnieje: Jurko był potomkiem unickiej klero-arystokracji, greckokatolickich Ukraińców z Galicji, którzy oparli się zarówno rusyfikacji, jak i polonizacji; ukrainofilów, którzy przyjęli liberalny nacjonalizm Wiosny Ludów 1848 roku. To niewielkie środowisko – zaliczające się do ostatniej garstki liberałów w międzywojennej Europie – nigdy nie akceptowało radykalnego nacjonalizmu Stepana Bandery i Ukraińskiej Armii Powstańczej; wrogości do Polaków, Żydów i innych narodowości; terroryzmu i czystek etnicznych. Nigdy nie uznawali tego dziedzictwa za swoje.

„To wszystko doprowadziło do tego, że rosłem w świecie takiej fantazjowanej ekskluzywności” – wyjaśnił mi Jurko. Czuł, że wszystko, co najlepsze, zostało utracone. Dorastał w przeświadczeniu, że większość ludzi należących do brzydkiego sowieckiego świata nie jest w stanie go zrozumieć. Później, już jako dorosły człowiek, wyjechał do Austrii na szkolenie psychoanalityczne; z czasem pojął, że pragnienie przynależności do raju utraconego jest „narcystyczną fantazją”, która wymaga refleksji.

Dorastając, Jurko mówił po ukraińsku i po rosyjsku. Nauczył się polskiego i niemieckiego, ponieważ były to galicyjskie języki z epoki jego dziadków. Dziadkowie od strony matki studiowali w Wiedniu; babka praktykowała medycynę w dziewiętnastej dzielnicy. Zarobione tam pieniądze umożliwiły im powrót do wschodniej Galicji i postawienie domu, w którym wychował się Jurko. W tamtych czasach, w latach trzydziestych, wszystko w tym domu było nowoczesne: architektura w stylu Bauhausu, meble, centralne ogrzewanie, elektryczność, lampy. Dziadkowie Jurka, potomkowie ukraińskiej klero-arystokracji, byli posłańcami europejskiej nowoczesności.

W roku 1939 nadeszła katastrofa. Nazizm i stalinizm zniszczyły cały ten świat. Niewiele zostało z tego maleńkiego milieu – z etosu arystokratycznego, greckokatolickiego liberalnego ukraińskiego patriotyzmu. Dziadkowie Jurka byli ostatnim pokoleniem rozmiłowanym w nowoczesności, w przeciwieństwie do samego Jurka.

„Bo poprzez tę utratę, poprzez to Verlustlust, ja lubię tylko antykwariat”.

Matka Jurka, urodzona w 1940 roku, podczas okupacji wschodniej Galicji przez Armię Czerwoną, zawsze była ukraińską patriotką. Dorastając w czasach późnego stalinizmu, widziała, jaką katastrofą są sowieckie rządy: rodzina została wywłaszczona, niektórych krewnych zabito, inni potracili zmysły w więzieniu. Mimo to matka Jurka bardzo chciała śpiewać piękne piosenki i wierzyć, że Związek Radziecki pragnie, by na całym świecie zapanował pokój. W oczach Jurka była osobą głębokiej dobroci i głębokiej naiwności. Nazywał ją „orchideą, orchideą katastrofy”.

Ojciec był inny. Nie pochodził z greckokatolickiej szlachty, lecz z ukrainofilów pnących się w hierarchii społecznej, których dobytek skonfiskowali bolszewicy. Pradziad Jurka był inżynierem; w 1948 roku wraz ze swoją córką i wnukiem – ojcem Jurka – został zesłany do Gułagu. Ojciec Jurka miał wówczas osiem lat; wychował się w stalinowskich łagrach, gdzie nastolatki były już przestępcami. W gułagu nastoletni chłopcy grali w karty, a zwycięzca wybierał obcego człowieka, którego przegrany musiał zabić. Ten, kto przegrał, miał wejść do pomieszczenia, gdzie wyświetlany był film, i zadźgać nożem osobę siedzącą, powiedzmy, na pierwszym krześle w czwartym rzędzie.

W odróżnieniu od matki ojciec Jurka nie miał żadnych złudzeń co do sowieckiego świata. A jednak wstąpił do partii komunistycznej. Był to z jego strony gest pragmatycznego konformizmu. Mieszkał razem z matką Jurka w bauhausowym domu, który w latach trzydziestych postawili jej dziadkowie. Utrzymywał rodzinę. Wychował się w gułagu; dobrze wiedział, co czeka tych, którzy sprzeciwiają się sowieckiemu reżimowi, i nie chciał, żeby spotkało to jego i jego rodzinę. A Jurko kochał ojca, choć w jego oczach ojciec był zdrajcą. Jurko idealizował świat matki, świat ludzi, którzy sprowadzili wiedeński modernizm przełomu wieków do wschodniej Galicji.

„Nie rozumiałem wtedy, że w tacie jest bardzo dużo witalności, a tam jest bardzo dużo posępności. Ale wolałem tę szlachetną posępność od oportunistycznej witalności”.

Jurko nigdy nie wierzył w sowiecką obietnicę. Libidinalna identyfikacja ze światem dawnej Galicji była zbyt absorbująca, a sowiecki świat zbyt odpychający. W wieku siedemnastu lat Jurko opuścił dom, żeby studiować germanistykę we Lwowie. W owym czasie (był rok 1987) prawdopodobieństwo spotkania na Ukrainie prawdziwego Niemca było niewielkie; studia nad literaturą niemiecką były przedsięwzięciem idealistycznym, próbą nawiązania łączności z nieistniejącym światem, w którym niemiecki był językiem kultury wysokiej. Lwów był ongiś stolicą austriackiej Galicji; dla Jurka stanowił „epicentrum kosmosu”. Dotarcie do Lwowa przypominało dotarcie do Jerozolimy. W Związku Radzieckim do władzy doszedł reformator Michaił Gorbaczow, nastały głasnost i pierestrojka.

„I to było wszystko w dobrym momencie, bo akurat w tym czasie przychodzi seksualność, przychodzą marzenia o przyszłości, przychodzi pierwsza miłość, przychodzi chęć emancypacji od taty, Gorbaczow”.

Wszystko to oznaczało możliwość zmiany, wyzwolenia. Odbywały się tysiące demonstracji – protesty przeciw energetyce jądrowej po katastrofie w Czarnobylu, marsze i pikiety poparcia dla języka ukraińskiego, Kościoła greckokatolickiego, niepodległości Ukrainy. Jurko brał udział we wszystkim; tamte demonstracje to była jego edukacja obywatelska.

Wtedy, pod koniec lat osiemdziesiątych, Jurko wierzył, że to, co dzieje się na Ukrainie, przypomina to, co dzieje się w Polsce, Czechosłowacji, na Węgrzech i w pozostałych krajach Europy Wschodniej. Nie przewidział, jak trwała okaże się sowieckość. Nie dostrzegał, że Ukraina jest inna, że Związek Radziecki różni się od swoich komunistycznych satelitów. Być może – myślał – gdyby wszyscy nosili w sobie tamten miniony galicyjski świat, na Ukrainie doszłoby do takiej samej rewolucji jak w 1989 roku w Polsce. Ale emisariusze tamtego świata okazali się zbyt nieliczni.

Zamiast tego w grudniu 1991 roku pierwszym prezydentem niepodległej Ukrainy został Leonid Krawczuk, który wcześniej przez ponad trzydzieści lat należał do partii komunistycznej. „Jak można było zagłosować na Krawczuka, który jest kontynuacją, który był sekretarzem od ideologii w partii komunistycznej w Politbiurze sowieckiej Ukrainy?” – pytał siebie Jurko w 1991 roku. „I żeby on został prezydentem niepodległej Ukrainy, to już dla mnie była profanacja”. Jurko zrozumiał wtedy, że Ukraina to nie Czechosłowacja, gdzie prezydentem został Václav Havel, ani Polska, gdzie wybrano Lecha Wałęsę; że Ukraina to co innego – i „my będziemy długo, długo się męczyć w tym czyśćcu postsowieckim”.

Miał nadzieję, że Ukraina dołączy do Europy. Okazało się jednak, że większość opowiada się za kontynuacją epoki sowieckiej. Jurko zajął trudne do utrzymania stanowisko: odrzucał ciągłość z czasami komunistycznymi, odrzucał Moskwę jako „wrogą, brutalną i bezlitosną”, odrzucał kult Stepana Bandery i Ukraińskiej Armii Powstańczej. Niełatwo było żyć nostalgią za światem, który przestał istnieć na długo przed jego urodzeniem; uparcie trzymać się liberalnego nacjonalizmu, którego historyczny czas przeminął, zanim idea mogła się urzeczywistnić; obstawać przy łagodnym, antyimperialnym patriotyzmie, przy wizji narodu ukraińskiego, który harmonijnie realizuje swoje możliwości w granicach kosmopolitycznego państwa ukraińskiego. I niełatwo było znaleźć się na „zapomnianych obrzeżach Europy”, trzymanym na dystans przez tych, którzy zajmowali bezpieczne miejsce w centrum. „Być niechcianym to nie jest miłe uczucie” – pisał Jurko w 2011 roku.Rewolucje, których nie było

Pierwszy rewolucyjny moment w życiu Jurka – rozpad Związku Radzieckiego – wiąże się z opowieścią o dojrzewaniu. Mieć dwadzieścia jeden lat w 1991 roku – to było jak szczęśliwy zbieg okoliczności. Wszystko, co przyszło później, nie było już tak szczęśliwe. W latach dziewięćdziesiątych do władzy doszedł Leonid Kuczma i stanął na czele organizmu państwowego, który politolog Keith Darden określił mianem „państwa-szantażysty”. W 2004 roku wskazany przez Kuczmę następca, Wiktor Janukowycz, ogłosił swoje zwycięstwo w wyborach prezydenckich nad Wiktorem Juszczenką. Janukowycz, przestępca z wyrokami za napady rabunkowe, reprezentował postsowiecką korupcję, oligarchię, bandytyzm. Juszczenko, były prezes Narodowego Banku Ukrainy, symbolizował, tak się przynajmniej zdawało, demokrację, rządy prawa, zbliżenie z Europą. Rzekome zwycięstwo Janukowycza wiązało się z otruciem Juszczenki dioksynami – i z fałszerstwem wyborczym.

W listopadzie 2004 roku tysiące Ukraińców wyszły na Majdan Niezałeżnosti, czyli plac Niepodległości w Kijowie, żeby zaprotestować przeciw fałszowaniu wyborów. Majdan, położony na końcu Chreszczatyka, największej ulicy handlowej w mieście, właśnie przeszedł estetyczną transformację. Wiek dwudziesty dobiegł końca; szarość komunizmu, realizmu socjalistycznego i sowieckości odeszła w zapomnienie. Teraz na placu wyrastały spod ziemi szklane kopuły, wystające sufity podziemnego centrum handlowego. Przyszedł czas mieszczańskich butików – i jaśniejszych barw. W pierwszym roku nowego tysiąclecia ukończono budowę żółtej repliki średniowiecznej bramy wjazdowej do Kijowa. Bramę wieńczył posąg Michała Archanioła z mieczem, tarczą, aureolą i szeroko rozpostartymi pozłacanymi skrzydłami. W tym samym 2001 roku odsłonięto pomnik upamiętniający dziesiątą rocznicę odzyskania niepodległości przez Ukrainę: sześćdziesięciometrową kolumnę pokrytą białym włoskim marmurem. Na szczycie ustawiono rzeźbę autorstwa tego samego artysty, który stworzył posąg Michała Archanioła – Berehynię, słowiańskie bóstwo dzierżące gałąź kaliny. Michał i Berehynia świetnie do siebie pasowali: silni, posągowi, odlani z brązu.

Kijów, w przeciwieństwie do Lwowa, nie jest jakoś szczególnie urokliwy; Majdan nie ma tego wdzięku, co główne place w mniejszych miastach. Wielopoziomową przestrzeń miejską otaczają tu sowieckie gmachy. Szklane kopuły schowane za średniowieczną bramą wyglądają dziwnie, ale sugerują rodzaj pojemnego eklektyzmu. Ta pojemność wynika również z samych rozmiarów: Majdan to przestronna agora, rozbite tu namioty nie stały w ścisku. Późną jesienią 2004 roku Ukraińcy przez trzy tygodnie tkwili na Majdanie i marzli.

„Pomarańczowa rewolucja” była bezkrwawa. Była też zwycięska: pod koniec grudnia 2004 roku odbyły się ponowne wybory, a w styczniu 2005 prezydentem Ukrainy został Juszczenko. „Gazowa księżniczka Julia”, Julia Tymoszenko, która nosiła jasne włosy zaplecione w ludowy warkocz owinięty wokół głowy, przez długi czas głośno sprzeciwiała się Kuczmie. Teraz została premierem w gabinecie Juszczenki. Wszyscy wrócili do domu szczęśliwi i usatysfakcjonowani.

We Lwowie jednym z najaktywniejszych uczestników pomarańczowej rewolucji był fizyk Iwan Wakarczuk. Jego najstarszy syn, Sława, jest gwiazdą rocka, wokalistą niezwykle popularnego zespołu Okean Elzy. Według słów Sławy, jego ojciec nie był ani wierzącym komunistą, ani dysydentem, tylko „mądrym, porządnym człowiekiem o wysokich standardach moralnych”, który w czasach sowieckich chodził po cichu do kościoła. Pod koniec lat osiemdziesiątych Iwan Wakarczuk zaczął rozmawiać z nastoletnim synem o polityce. Nie mógł dłużej czekać: był to czas, kiedy zabroniona wcześniej literatura „spadła jak lawina”: Vladimir Nabokov, Aleksander Sołżenicyn, Mistrz i Małgorzata Bułhakowa. „Ni stąd, ni zowąd” – jak wydawało się Sławie – jego ojciec, profesor fizyki, stał się politykiem: w 1989 Iwana Wakarczuka wybrano na deputowanego do Rady Najwyższej w Moskwie.

Dwa lata później, podczas wizyty w Stanach Zjednoczonych, Iwan Wakarczuk został przedstawiony jako polityk radziecki.

„Nie – poprawił gospodarza – nie ma już takiego państwa jak Związek Radziecki”.

W grudniu 1991 roku Związek Radziecki oficjalnie przestał istnieć. Iwan Wakarczuk wrócił z Moskwy i objął stanowisko rektora Uniwersytetu Lwowskiego. W 2004 roku, jeszcze jako rektor, zaangażował się ze wszystkich sił w rewolucję, która wydawała się wielkim sukcesem.

A jednak zwycięstwo pomarańczowej rewolucji okazało się pozorne. Wiktor Juszczenko i Julia Tymoszenko szybko stali się wrogami. Europa nie czekała na Ukrainę z otwartymi ramionami; Ukraina zwlekała z wprowadzaniem reform. Trwały rządy oligarchii i korupcja. Próbując zdystansować się od Moskwy, Juszczenko zajął się polityką pamięci: uczcił nie tylko ofiary Hołodomoru, wielkiego głodu z lat trzydziestych, ale także Organizację Ukraińskich Nacjonalistów, czyniąc z niej symbol walki z rosyjskim imperializmem. W styczniu 2010 roku przyznał pośmiertnie tytuł „Bohatera Ukrainy” (najwyższy tytuł honorowy w państwie) faszyście Stepanowi Banderze.

Sława nie przypominał sobie, żeby Juszczenko kiedykolwiek robił na nim duże wrażenie. Uważał się „raczej za cynika”, choć pisał liryczne piosenki. Albo: choć miał liryczne serce, to jego umysł był cyniczny.

„Moja mama ma bardzo artystyczną naturę, tata to umysł ścisły, ja jestem pół na pół” – wyjaśniał Sława. „Wiele osób mówi, że to bardzo dziwna i bardzo rzadka kombinacja”.

To prawda: Sława jest bardzo wrażliwy; poruszają go piękna muzyka, ludzkie cierpienie, rozstania z przyjaciółmi. Jest mężczyzną, który nie wstydzi się płakać. Zarazem trzeźwo patrzy na kondycję ludzką; wie, że człowiek ulega słabości, egoizmowi, pokusie nieodpowiedzialności. Podczas pomarańczowej rewolucji Sława wyszedł na ulicę przede wszystkim po to, by zaprotestować przeciw sfałszowanym wyborom. Wiązał nadzieje z Juszczenką, ale wkrótce zrozumiał, że na prawdziwą zmianę Ukraina będzie musiała poczekać trochę dłużej.

„To nie była jego osobista wina” – powiedział Sława o Juszczence. „Społeczeństwo obywatelskie nie było gotowe na innych przywódców. Nadal tęsknili do mesjasza. Więc chcieli, żeby Juszczenko został dobrym carem, i on sam też chciał zostać dobrym carem”.

Jurko Prochaśko miał krytyczny stosunek do własnej tęsknoty za dobrym carem. Zrozumiał, że pomarańczowa rewolucja była rewolucją naiwną, psychologicznie niedojrzałą.

„Myśmy byli wtedy przekonani” – wspominał – „że możemy delegować to jednemu człowiekowi i on jest dobry, tak idealny, że on wszystko zrobi. Myśmy skończyli rewolucję w trzy tygodnie, delegowali jemu wszystko i poszli sobie. W tym sensie to było bardzo korzystne doświadczenie – tej zdrady Juszczenki… Myśmy wtedy myśleli, że był zły ojciec i że trzeba złego ojca zmienić na dobrego ojca, a teraz w ogóle nie wierzymy już w ojca”.

Nie wszystko było stracone. Rozczarowanie Juszczenką wyleczyło ludzi z paternalizmu, ale też doświadczenie ludzkich mas wychodzących w jednej chwili na ulicę było źródłem poczucia siły. Jurko przekonywał znajomych, którzy popadali w sceptycyzm: „Wy się jeszcze zdziwicie. Jeden taki moment i wszyscy będą zmobilizowani”. Za jego życia wydarzyło się to już dwa razy. A skoro wydarzyło się dwa razy, może wydarzyć się znowu.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: