Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Unschooling dla początkujących - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
13 sierpnia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Unschooling dla początkujących - ebook

Książka, którą właśnie trzymasz w rękach jest kwintesencją całkiem nowego (jeśli chodzi o Polskę) — rewolucyjnego wręcz, spojrzenia na kwestie związane z edukacją. Nie szkoleniem, a p r a w d z i w y m uczeniem się w świecie, w którym żyjemy oraz z rozwojem kompetencji, które będą niezbędne w świecie przyszłości naszych dzieci. Jako rodzice możemy sprawić, by czuły się tam sprawcze, pełne wewnętrznej mocy i zaufania do siebie oraz spełnione.

Kategoria: Rodzina
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8351-553-3
Rozmiar pliku: 2,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Zamiast wstępu

Bardzo cieszę się, że tu jesteś i że mogę towarzyszyć ci w decyzji, którą już podjęłaś lub zastanawiasz się nad nią. Możliwe, że jesteś na takim etapie swego życia, że unschooling jawi ci się jako coś niesamowitego, a sam pomysł życia kompletnie bez szkoły przyciąga cię jak magnez. Być może jest tak, że termin unschooling jest dla ciebie nowy, niejasny i dziwny.

Dla kogo stworzyłam ten przewodnik? Dla wszystkich rodziców zainteresowanych tematem wolności w edukacji. Dla tych, którzy poszukują dla swoich dzieci i siebie innych dróg niż tylko ta jedna utarta — szkoła systemowa. Nie chcę definiować czego kto potrzebuje — absurdem byłoby twierdzić, że jedna miarka pasuje do wszystkich. Tak różni jak jesteśmy, różnimy się też pod względem potrzeb edukacyjnych i stylów uczenia się.

Dlatego ta książka nie jest wskazaniem jednej — jedynie słusznej opcji — jest zachętą do spojrzenia na coś mało jeszcze znanego w Polsce, do poznania i przyjrzenia się czy jest to coś, co z tobą rezonuje. A jeśli tak — inspiracją do czerpania z tego nurtu tyle, ile uważasz za stosowne, właściwe i słuszne. Głęboko wierzę w wewnętrzną Mądrość rodziców oraz to, że każdy rodzic stojąc we własnej Mocy i świadomości wybiera jak najlepiej dla swoich dzieci i dla swojej rodziny. Nikt z nas nie jest bardziej czy mniej „oświecony” — jesteśmy różni i mamy różnie.

Poruszam tu najważniejsze, moim zdaniem, zagadnienia związane z unschoolingiem — obejmujące kilka ważnych obszarów życia: priorytety, dom i rodzina, dzieci i to jak i gdzie się uczą, kompetencje rodziców w domowym nauczaniu, socjalizacja, to jak rodzic może zadbać o siebie, jak również dotykam tematu odszkolnienia. Nie wyczerpuję jednak tych tematów — będą one także przedmiotem rozważań w innych moich publikacjach.

Unschooling (czy jak kto woli — edukacja naturalna) w tym najprostszym rozumieniu to życie bez szkoły — czyli życie po prostu. A życie każdy z nas kształtuje i kreuje po swojemu. I o ile osobiście daleka jestem od stwierdzenia, że unschooling to jedynie „stan umysłu”, to wiem, że wszystko, absolutnie wszystko, zaczyna się w naszych myślach i pragnieniach oraz emocjach jakie wzbudzają te myśli i pragnienia. A więc to, że w tej chwili jedynie myślisz o tej opcji, ale nie widzisz realnych możliwości urzeczywistnienia jej, nie oznacza, że powinnaś z niej rezygnować całkowicie. Oznacza jedynie, że teraz zapoznajesz się z tą opcją, a możliwości mogą się pojawić za jakiś czas.

Nie ma czegoś takiego jak jeden model unschoolingu czy edukacji domowej. Prawdziwy unschooling polega na zindywidualizowanym uczeniu się w indywidualnym środowisku, przy wsparciu jakie tylko ty — jako rodzic tego konkretnego dziecka/dzieci — możesz zapewnić. Nie ma takiego samego modelu unschoolingu dla wszystkich. Nie chodzi o to, by nakłaniać rodziców do jednej słusznej opcji i modelu edukacji, ale żeby ci rodzice mieli wybór. A żeby ten wybór był świadomy, warto by poznali różne opcje alternatywnej edukacji. Tutaj skupiam się na unschoolingu.

Chcę, żebyś wiedziała, że unschooling ma różne oblicza — jest tak wyjątkowy w każdej rodzinie jak wyjątkowa jest każda rodzina. Nie musisz się zatem martwić tym, że będziesz zmuszona dostosowywać się do jakichś norm, standardów, zasad i odgórnie ustalonych prawd. Możesz po prostu wziąć te elementy, które z tobą rezonują, a resztę zostawić.

Nasza własna unschoolingowa ścieżka ewoluuje w czasie. To, co wydawało mi się ważne na początku tej drogi, zmieniło się pod wpływem naszych osobistych doświadczeń. Swoje podejście musiałam dostosować do stylu nauki jaki wybrało moje dziecko, do konkretnych potrzeb mojej rodziny, do unikalnego temperamentu każdego z domowników. Ponieważ w unchoolingu zawsze wychodzimy od konkretnego dziecka i tej konkretnej rodziny, w której ono funkcjonuje.

Dlatego nie martw się, że nie jesteś „w pełni” unschoolersem (cokolwiek w mniemaniu innych to oznacza). Zaufaj sobie, swojej rodzicielskiej intuicji i dzieciom oraz waszej wspólnej drodze — ona na pewno zaprowadzi was tam, gdzie macie być.

To, co przynosi ze sobą przełączenie swego życia na tryb życia bez szkoły — to przede wszystkim pozbycie się stresu i większości tych sytuacji, które do tej pory były generowane przez stres. Dlatego stworzyłam ten mini-przewodnik, aby pomógł ci rozpocząć edukacyjną podróż, która nie będzie oparta na przymusie i stresie. Taką, która będzie dopasowana do potrzeb twoich i twoich dzieci, ich unikalnych predyspozycji, potrzeb, talentów, zainteresowań, pasji i marzeń. Możesz czerpać z tego, co ci odpowiada i co cię zainspiruje.

Kiedy zagłębiasz się w jakiś temat, pojawiają się nowe pytania — to naturalne i potrzebne w procesie poznawania siebie. Te pytania są bardzo cenne, one wskazują co jest dla ciebie ważne, prowadzą do odkrycia własnych motywacji, pomysłów i przemyśleń na różne tematy. Wiodą do odpowiedzi, które są już w tobie, do rozwiązań problemów, o których myślałaś, że są nie do rozwiązania.

Pamiętaj przy tym, że nie musisz się nigdzie spieszyć. Nie obawiaj się podążać za sobą tą ścieżką, która ukazuje ci się za kolejnymi zakrętami. Ona jest wyjątkowa — tak jak ty i twoja rodzina.

Oczywiście, wybór tej ścieżki obejmuje również twój zasób wiedzy na temat unschoolingu / edukacji domowej czy innych form edukacji alternatywnej, przydatnych informacji oraz wsparcia jakie możesz uzyskać. Tak, byś mogła świadomie wybierać najlepiej w każdej sytuacji

Osobiście obserwuję, że rodzice, których dzieci nie uczęszczają do placówek i uczą się w domu (a raczej w świecie), z czasem stają się ekspertami od szukania okazji i możliwości do nauki i odkrywania świata. To ty jesteś ekspertem od swoich dzieci — masz moc, aby sprawić, by ich droga edukacji była radosną, szczęśliwą i pełną entuzjazmu podróżą. Masz także niezbywalne prawo i przywilej, by im w tej podróży towarzyszyć.

_Ufaj sobie — Żyj cudnie_

_Teresa Sadowska_

.

Początki unschoolingu — John Holt i trochę historii

_Przyciśnięty do muru, definiuję unschooling jako pozwolenie dzieciom na taką wolność uczenia się w świecie, jaką ich rodzice mogą swobodnie znieść._

— John Holt

Unschooling ma swój początek w homeschoolingu, który jako ruch rozpoczął się w USA w latach 70-tych. Wtedy to pedagog i edukator John Holt, rozczarowany procesem szkolnych reform, zaczął publicznie propagować edukację domową. Holt uważał, że reformy edukacyjne, które uznał za niezbędne dla dziecka, nie mogłyby zaistnieć w ramach obowiązkowej edukacji szkolnej. W tym sensie szkoła była (i jest) niereformowalna.

John Holt był absolwentem Uniwersytetu Yale i pracując jako nauczyciel zaczął zastanawiać się dlaczego małe dzieci i dzieci w wieku przedszkolnym tak dobrze się bawiły, ćwicząc swoją ciekawość i uwielbiały naukę, a potem, jako dziesięciolatkowie sprawiali wrażenie znudzonych nią. Zdał sobie sprawę, że dodanie do modelu uczenia się elementu przymusu wyłącza miłość do nauki, a uczniowie po prostu starają się radzić sobie w szkole, podejmując jak najmniejszy wysiłek. Rozwiązaniem, według Holta, było zrobienie czegoś przeciwnego niż to, co robi szkoła. Zamiast wymagać udziału w zajęciach, należy sprawić, by był on dobrowolny. Zamiast zmieniać tematy co godzinę, pozwolić dziecku kontynuować naukę w interesującym go obszarze, dopóki jego zainteresowania będą się utrzymywać. Niech przestanie, gdy straci zainteresowanie, niech jego zainteresowania „prowadzą” jego naukę. Czy nie tak uczą się dorośli?

Holt uważał, że samokształcenie jest najgłębszym, najbardziej znaczącym i trwałym rodzajem uczenia się. Coś po prostu wzbudza nasze zainteresowanie konkretnym tematem lub umiejętnościami i wtedy w sposób naturalny podejmujemy niezbędne kroki, aby dowiedzieć i nauczyć się więcej.

W 1977 roku Holt zaczął wydawać cztero stronnicowy newsletter „_Growing Without Schooling”,_ przeznaczony dla rodzin, które chciały edukować swoje dzieci poza szkołą. W tamtym czasie Holt był nieoficjalnym liderem raczkującego wówczas ruchu edukacji domowej, wspierał rodziców pragnących zabrać swoje dzieci ze szkoły jeszcze zanim praktyka ta została prawnie uznana we wszystkich stanach USA do 1993 roku. On także ukuł termin „unschooling”, odróżniając tym samym edukację (która dzieje się w sposób naturalny) od szkolnictwa. Podkreślał, że istnieje wiele metod uczenia się bez konieczności uczęszczania do szkoły. Holt bardzo wierzył w to, iż każdy człowiek posiada wrodzoną zdolność do samokształcenia, nie wyłączając małych dzieci. Jako nauczyciel w prywatnych szkołach w Colorado i Massachusetts widział na własne oczy, w jaki sposób kształcenie instytucjonalne, nawet w rzekomo „dobrych” szkołach, hamuje naturalny proces uczenia się.

Holt był szczególnie zaniepokojony niezliczonymi sposobami, w jakie nauczanie szkolne tłumi naturalne skłonności dziecka do uczenia się, zmuszając dziecko, poprzez program nauczania i odgórne instrukcje, do nauczenia się tego, czego nauczyciel chce, aby się nauczyło. Był zdania, że rodzice i edukatorzy powinni wspierać naturalne uczenie się dziecka, a nie je kontrolować. Zamiast po prostu powielać program nauczania, system ocenianie i oczekiwania, które nakłada szkoła, którą zdecydowali się opuścić, rodzice powinni całkowicie oderwać się od wyuczonego sposobu myślenia (czyli odszkolnić się).

Idee Holta uderzyły w akord wielu rodziców, którzy myśleli podobnie. W ciągu sześciu miesięcy _GWS_ osiągnął blisko 500 subskrybentów. Pojawienie się Holta w „The Phil Donahue Show” w 1981 roku (który to show można obejrzeć na YouTube — film pt. „John Holt on The Phil Donahue Show discussing homeschooling 1981”), zaowocowało prawie dziesięcioma tysiącami listów z prośbą o udzielenie obszerniejszych informacji.

Termin _unschooling_ został wymyślony przez Johna Holta, który w wywiadzie dla BBC w roku 1983 powiedział:

_„Nie chodzi o to, iż uważam, że szkoła jest dobrym pomysłem, z którym coś z czasem poszło nie tak. Sądzę, że idea szkoły od samego początku była błędna. To szalony pomysł, że możemy uczyć się w miejscu przeznaczonym wyłącznie na naukę, odcięci od całej reszty życia.”_

Pierwotnie Holt używał słowa _unschooling_ na opisanie aktu usunięcia dziecka ze szkoły, ale szybko słowo to stało się synonimem słowa _homeschooling_. W ciągu następnych dwudziestu lat znaczenie tego terminu ewoluowało i zawężało się tak, że obecnie unschooling odnosi się do specyficznego stylu nauczania w domu, który propagował Holt, opartego na uczeniu skoncentrowanym na dziecku jako osobie kierującej swoją edukacji. Stąd także inna nazwa, która zyskała na popularności w ostatnich czasach — _self-directed education_. Oznacza ono także styl życia na jaki decydują się rodziny unschoolersów. W języku polskim funkcjonuje od jakiegoś czasu nazwa edukacja naturalna, choć nie kojarzy się ona tak jednoznacznie z tym, co niesie ze sobą, przejęty i zakonotowany już w społeczeństwie polskim, termin _unschooling_.

Od lat 70-tych ruch homeschoolingowy ogromnie wzrósł. Niektóre źródła podają, że w USA liczba uczniów w edukacji domowej wacha się od 1.5 do 2 milionów (dane za rok 1998). W Wikipedii można przeczytać, że w roku 2014 liczba ta przekroczyła 2 miliony. W Polsce liczba rodzin, które zdecydowały się na nauczanie dzieci w edukacji domowej z roku na rok wzrasta i na dzień dzisiejszy sięga już ponad 31 tysięcy (dane statystyczne MEN z października 2022).

Ponieważ przepisy prawne regulujące nauczanie w domu — a zatem także definicję prawną terminu _homeschooling_ — różnią się znacznie w poszczególnych stanach, dokładne dane są trudne do zdobycia. Szufladkowanie tego ruchu na kategorie w oparciu o style nauczania w domu jest jeszcze trudniejsze, a oszacowanie liczby homeschoolersów, którzy uważają się za unschoolersów różni się w zależności od tego, kogo o to pytasz.

Tradycyjni homeschoolersi, którzy stosują dość konwencjonalne podejście do edukacji, używając mniej lub bardziej formalnych programów nauczania (niektórzy z nich wprost odtwarzają szkołę w domu), mają tendencję do marszczenia brwi na unschooling i do publicznego krytykowania unschoolersów. Ale nawet tacy zagorzali tradycjonaliści często zbliżają się do mniej formalnego podejścia, kiedy odkrywają niewątpliwe zalety i benefity unschoolingu dla swoich rodzin.

John Holt definitywnie nie był radykałem, choć jego poglądy na temat edukacji z pewnością były i są poczytywane jako takie. Bardzo znamienne, że Holt podkreślał znaczenie wolnej woli w edukacji i zaufania — nie tylko do dzieci, ale również do ich rodziców. Wiedział doskonale, że od rodziców zaczyna się wszystko, od ich świadomości i patrzenia na świat oraz na cały proces edukacji. Tak naprawdę wszystko zależy od nas — rodziców — czy mamy w sobie zgodę i pozwolimy naszym dzieciom na wolność uczenia się tego, co chcą, wtedy, kiedy chcą, ile czasu chcą, z kim i gdzie.

John Holt jest autorem wielu książek o tym, w jaki sposób dzieci (i nie tylko dzieci) uczą się i jakie przeszkody stoją na naturalnej drodze pozyskiwania przez nie wiedzy i umiejętności. Pokazywał też konkretne rozwiązania i pomysły na to, jak można skuteczniej i lepiej uczyć się w prawdziwym świecie (o czym przeczytasz dalej w rozdziale „Zasoby ludzi aktywnych”). Największą popularność zdobyły jego dwie książki: „How Children Learn” (napisana w 1967 r.) i i nieco wcześniejsza „How Childen Fail” (z 1964 r.) oraz kontrowersyjna „Escape from Childhood” (z 1974 r.)

Na język polski do tej pory przetłumaczono jedną z jego książek „Zamiast Edukacji. Warunki do uczenia się przez działanie” (tytuł oryginalny: „Instead of Education: Ways to Help People Do Things Better”, wydana po raz pierwszy w 1976 r.).

To, co naprawdę ma znaczenie

W niniejszej publikacji nie będę zbytnio rozpisywać się o definicji unschoolingu — czym jest a czym nie jest. Dla jednych unschooling jest odmianą _homeshoolingu_ (czyli edukacji domowej) dla innych — bardziej radykalnych form (_radical unschooling_) — nie ma nic a nic wspólnego z edukacją domową. Dla jeszcze innych unschooling to po prostu „stan umysłu”. Elementy unschoolingu wdrażane są w szkołach demokratycznych i przedszkolach leśnych.

Dla coraz większego grona rodziców (również w Polsce), którzy chcą czegoś innego dla swoich dzieci niż oferowany im tradycyjny system szkolny, unschooling jest pociągający, a przynajmniej brzmi intrygująco, choć uszkolnione do szpiku kości społeczeństwo wcale nie zachęca ludzi do odchodzenia od głównego nurtu i robienia czegokolwiek na własną rękę. To naturalne, że szukamy grupy, do której moglibyśmy przynależeć.

Esencją unschoolingu jest to, że nie ma tu żadnej magicznej formuły, nie ma jednego prostego rozwiązania dla każdego dziecka, którego edukacyjne potrzeby są przecież bardzo indywidualne. Unschooling to po prostu sposób na dostosowanie nauki do specyficznych potrzeb każdego dziecka i każdej rodziny. Nie ma dwóch rodzin uschoolingowych, które podążałyby tą samą ścieżką, ani nawet dwójki dzieci z tej samej unschoolingowej rodziny, które dokładnie podążałyby w tym samym kierunku. Z tej prostej przyczyny, iż każdy nas jest niepowtarzalną indywidualnością, kimś o unikalnym charakterze i temperamencie, z unikalnym zestawem zdolności, zainteresowań i pasji.

A więc, jak już wspomniałam i co będę podkreślać, unschooling jest tak różny jak różni są ludzie i jak różne są rodziny. Dlatego nie skupiam się na idei, a na tym, co ważne w tym podejściu i stylu życia. Jeśli pozwolimy, by idea przysłoniła nam człowieka, by stała się ważniejsza niż to k o n k r e t n e dziecko i ta k o n k r e t n a rodzina — na nic się zda głoszenie wolności. Najpierw musimy przyznać, że każdy z nas ma inaczej — a to, że obiera inną drogę, nie znaczy, że się myli czy się zagubił.

Każdy z nas jest w jakimś procesie — dotyczy to też miejsca, w którym jesteśmy jeśli chodzi o edukację naszych dzieci i swoją. To, że jesteś w tym konkretnym miejscu nie znaczy, że jesteś lepsza czy gorsza od innych, że jesteś mniej lub bardziej „oświecona”. Znaczy tylko i aż tyle, że jesteś tam, gdzie powinnaś być w tym właśnie momencie.

Dlatego nie przekonuję nikogo do naszych racji i stylu życia, a jedynie pokazuję jak to wygląda u nas, w naszej uschoolingowej rodzinie, co — mam nadzieję, może zainspirować ciebie i innych rodziców.

A zatem co ma dla nas prawdziwe znaczenie, co tak naprawdę się liczy?

POZNANIE WŁASNEGO DZIECKA/DZIECI. Co sprawia, że ich oczy iskrzą? Co lubią robić? O czym mogą rozprawiać godzinami lub słuchać z otwartą buzią? Co je pociąga i czym się interesują? Czym się inspirują i o czym marzą? Jakie aktywności i zabawy wybierają w sposób naturalny — same z siebie?

UCZENIE SIĘ, ODKRYWANIE I EKSPLOROWANIE ŚWIATA RAZEM Z DZIEĆMI. Odkrywanie nowych miejsc. Czytanie map. Wspólna przygoda — w domu lub w świecie. Planowanie wyjść, wycieczek, wyjazdów. Zwiedzanie ciekawych miejsc. Spotkania w drodze. Spotkania z różnymi ludźmi.

BUDOWANIE PRZYTULNEGO GNIAZDA, w którym wszyscy domownicy czują się otoczeni opieką. Stworzenie domowego środowiska pełnego tych rzeczy, które sami uważacie za ciekawe, piękne i potrzebne. Książki, dzieła sztuki, rękodzieło, obrazy tworzone przez dzieci, muzyka, gry, zabawki, rośliny, zwierzaki, dobre jedzenie itp. Dom nigdy nie powinien przypominać szkoły.

INDYWIDUALNE PODEJŚCIE DO KAŻDEGO DZIECKA. Nasze dzieci mają swoje własne drogi, swoje wybory, nie są „przedłużeniem” ani kopią nas — swoich rodziców. Są odrębnymi istotami ludzkimi. Nie są nikomu nic winne ani nie powinny zasługiwać na naszą miłość i szacunek. Naszym zadaniem nie jest kształtowanie ich na swój wzór i podobieństwo. Są równe dorosłym pod względem godności. Naszym zadaniem jest przede wszystkim nie przeszkadzanie im w ich naturalnym wzroście.

Dlatego jesteśmy na bieżąco z tym, co dzieci chcą robić, jaki mają pomysł na siebie w danym momencie, w co chcą się bawić, jakie aktywności podjąć, czym się zająć, czego dowiedzieć, co zgłębić, o czym przeczytać lub posłuchać, kim być itd. Naszym zadaniem jest pomóc im to realizować — tak dobrze jak potrafimy.

UPORZĄDKOWANIE NASZYCH RODZICIELSKICH PRIORYTETÓW. Postawienie na relację i budowanie więzi. Nie ma nic ważniejszego od tego jak dzieci czują się w relacji z najbliższymi im osobami. Ponieważ to ta relacja będzie fundamentem wszystkich innych późniejszych ich relacji z innymi ludźmi, z samym sobą i otaczającym światem. Również bezpieczny styl przywiązania, który rzutuje na całe życie dziecka tworzy się ze zdrowej, harmonijnej, pozbawionej przemocy i kontroli, kar i nagród, rodzinie.

Korzyści płynące z przejścia na unschooling są ogromne. Przede wszystkim wzrost poczucia sprawczości dzieci, ich poczucia własnej wartości, która nie jest generowana przez opinie nauczycieli i rówieśników, wzrost motywacji wewnętrznej. Niewątpliwym atutem unschoolingu/edukacji domowej jest to, że dzieci mają czas, a w przypadku dzieci, które ze szkoły odeszły — odzyskują ten czas na swoje zainteresowania, hobby, pasje i mogą poświęcić go w zupełności na to, co je faktycznie kręci w życiu. A dzięki temu ich oczy zaczynają ponownie skrzyć się radością, entuzjazmem i zachwytem.

Mamy zakodowane, że wszystko musimy robić w „określony” sposób. Byliśmy szkoleni do podążania za instrukcjami i poleceniami. W swoim własnym uszkolnieniu wyzbyliśmy się słuchania własnego serca i słuchania własnego ciała. A to właśnie jest w unshoolingu najważniejsze — słuchanie siebie i dziecka, podążanie za sobą i dzieckiem, towarzyszenie sobie i dziecku.

Tak naprawdę w usnchoolingu — jak zresztą sama nazwa wskazuje — chodzi w dużej mierze o oduczenie się tego, czego się nauczyliśmy. O dotarcie do tych warstw siebie, które zakopaliśmy pod wpływem własnego uszkolnienia (najpierw w szkole, a następnie żyjąc pod presją społeczną), albo których się wyrzekliśmy w toku tego uszkolnienia. Chodzi również o rozprawienie się ze swoimi lękami, pozbycie się tych strachów, które blokują przepływ pozytywnej energii w naszym życiu. A to wiąże się ze zrewidowaniem różnych przekonań — tych na temat edukacji, ale także innych, dotyczących sfery finansowej, zdrowia czy nawet religii.

Unschooling jest przeciwny mainstreamowemu naciskowi na kontrolowanie dzieci i działanie pod wpływem strachu. Wszyscy potrzebujemy czasu, aby zweryfikować swoje dotychczasowe przekonania (również te na temat edukacji i kształcenia), które dłużej nam nie służą; na przemyślenia, na wysnucie własnych wniosków, na nauczenie się, aby żyć bardziej świadomie i tego samego uczyć nasze dzieci.

Nie martwmy się czy robimy to „właściwie” (każdy proces odszkolnienia jest indywidualny), zwracajmy za to większą uwagę na własne dzieci — to one są naszym punktem odniesienia. Niech nic nie przysłoni ci faktu, że oto stoi przed tobą to konkretne dziecko — t w o j e dziecko, kochane i tak bardzo wyjątkowe.

Wszystko jest możliwe, choć nie wszystko w tym samym czasie. Dlatego najważniejsze tutaj są twoje priorytety — twoje indywidualne powody „dlaczego”. Twoje dzieci, ich edukacja, wasza relacja i więź. Wszystko inne przychodzi jako następstwo tego na czym się najbardziej skupiamy, niejako „przy okazji”. Bo tam gdzie podąża nasza energia, tam nasze życie nabiera blasku. W dalszej części książki — w rozdziale pt. „20 pomysłów na uproszczenie życia. Podstawy odszkolnienia”, spisałam rzeczy, które mogą pomóc ci odzyskać swoją moc, pewność siebie i poczucie kompetencji.

Pamiętajmy, że trawa nie jest bardziej zielona tam, po drugiej stronie płotu. Zazwyczaj zieleni się pięknie w miejscach, gdzie jest dobrze nawodniona i nawożona. Zatem wszystko w naszych rękach.

Ty i twoja rodzina

Jak już wspomniałam, w unschoolingu wszystko zaczyna się i skupia na tej konkretnej rodzinie. To naturalne, ze większość tego, co dzieje się w obrębie rodziny podporządkowane jest dziecku/dzieciom. Również to, co dzieje się edukacyjnie podporządkowane zostaje głównie dzieciom i to jest w porządku.

Tak powinno właśnie być — koncentrujemy się na dziecku, zamiast na tych wszystkich pierdołach i pierdółkach, związanych z organizowaniem sobie i dzieciom czasu pod wymogi, zalecenia i oczekiwania placówki. Nie musimy kierować się planem lekcji, skupiać na jakiejś konkretnej kolejności, na podziale życia na przedmioty, na statystykach, na usprawiedliwianiu nieobecności, wywiadówkach i spotkaniach klasowych, zakupach szkolnych pod koniec sierpnia, podręcznikach, na podążaniu za jakimś programem nauczania czy w końcu przygotowywaniu się do testów i egzaminów. Tego wszystkiego po prostu nie ma w naszym życiu. Dzięki temu zyskujemy czas i przestrzeń, a nasze dzieci mogą wreszcie wziąć sprawy związane z własną edukację w swoje ręce.

W naszych staraniach, by zapewnić dzieciom to, co najlepsze, możemy uznać, że nie jest to dla nas łatwe. Bo z jednej strony pracujesz nad tym, by zapewnić dzieciom to, czego potrzebują w związku ze swoją „odzyskaną” edukacją (narzędzia, zasoby, wsparcie, twój czas etc.), a z drugiej musisz niejednokrotnie mierzyć się z obiekcjami i krytyką otoczenia. Wszystkimi tymi uprzedzeniami, które mają ludzie wokół, włączając w to twoją bliższą czy dalszą rodzinę. A nawet z tymi, które pojawiają się w twojej własnej głowie — m.in. zakorzenione przekonania oparte na tym, jak ciebie wychowywano i na twoich własnych doświadczeniach życiowych. Nie jest to łatwe, szczególnie kiedy zaczynamy i nie bardzo mamy gdzie szukać wsparcia.

Dlatego proponuję zacząć od tych kilku obszarów:

— Ponowne przemyślenie przekonań na temat uczenia się, nauki i edukacji.

— Rozwijanie własnej filozofii — w swoim własnym tempie i według indywidualnych możliwości.

— Uzyskanie wsparcia, którego potrzebujesz.

Poniżej zajmiemy się tymi trzema obszarami.

Mity dotyczące szkoły i edukacji

Kiedy myślisz o swoim własnym dzieciństwie, kiedy patrzysz na swoje własne doświadczenia związane ze szkołą, możesz odkryć swoje przekonania — myśli, które mają wpływ na to jak wychowujesz swoje dzieci, dlaczego w taki, a nie inny sposób myślisz o uczeniu się i edukacji, co cenisz, a czego nie. Bardzo często robimy pewne rzeczy tylko dlatego, że są one znajome, bo tak czujemy się bezpiecznie. Albo dlatego, że większość ludzi tak robi — z tego samego powodu — chcemy czuć się bezpiecznie (a jak wiadomo „w kupie raźniej” :). Zdarza się często, że robimy to nieświadomie, tylko dlatego, że sami tak zostaliśmy wyszkoleni i łatwiej nam działać na „autopilocie”.

Unschooling zmusza nas niejako do przyjrzenia się sobie, do wglądu w siebie, do zbadania, co nam, naszym dzieciom i naszej rodzinie faktycznie służy, a czego dłużej nie jesteśmy w stanie tolerować; do weryfikacji tego, co powielamy niejako automatycznie, a czego chcielibyśmy uniknąć.

To, co wydarzyło się podczas tzw. pandemii, pokazało nam wszystkim bardzo dobitnie, że w szkole wcale nie chodzi o edukację. Nauczanie zdalne, które mylnie i krzywdząco zaczęto nazywać edukacją domową, dało się we znaki wielu rodzicom. Niektórzy po raz pierwszy uświadomili sobie, że ich dzieci mogą uczyć się same i zrobią to o wiele szybciej i lepiej niż przesiadując po osiem godzin przed gadającym z ekranu komputera czy laptopa nauczycielem (a tym samym — gadającym nauczycielem przed tablicą). Dostrzeżenie absurdów i sprzeczności tej „edukacji” pozwoliło wielu rodzicom na zweryfikowanie przekonań na temat szkoły i uczenia się. Efekt był taki, że wiele rodzin zdecydowało się nie powrócić do szkoły.

Kiedy tylko szkoły zostały zamknięte, wielu uświadomiło sobie, że szkolnictwo wcale nie równa się edukacji, ponieważ uczyć można się z powodzeniem bez szkoły. Zdalna edukacja odsłoniła również całą karykaturę systemu kształcenia. Zobaczyliśmy jak łatwo zapędzić nas w tzw. kozi róg, bez możliwości manewru. Mieliśmy okazję w końcu szczerze przyznać czym jest szkoła a czym edukacja. Te dwie rzeczy to nie to samo. Ponadto mogliśmy też zobaczyć jasno i wyraźnie, że szkoła służy interesom dorosłych oraz zaspokaja potrzeby dorosłych, a nie dzieci.

To, że dzieci potrzebują szkoły, żeby uczyć się i rozwijać, to jedno z najbardziej frustrujących i fałszywych przekonań, które trzyma wielu rodziców w lęku, nawet wtedy, kiedy są chętni i zdolni do wspierania edukacji swoich dzieci poza systemem. Większość rodziców dała się przekonać, że szkoła jest niezbędna, że została tak zaprojektowana, by spełniać potrzeby dzieci i uczynić z nich „funkcjonalnych dorosłych”.

Podkreślał to Ivan Illich autor „Społeczeństwa bez szkoły”, iż siła systemu kryje się w jego wszechobecności, w tym, że nie potrafimy wyobrazić sobie życia bez jego obecności. Jesteśmy szkoleni, aby bez szemrania akceptować jego zasady, nakazy, zakazy i zalecenia. „Szkoła jest agencją reklamową, która sprawia, iż wierzysz, że potrzebujesz społeczeństwa takiego, jakim ono jest”.

W rzeczywistości szkoła nie została stworzona z myślą o potrzebach dzieci. Pomyśl tylko, gdyby szkoła była faktycznie dla dzieci, wówczas ich podstawowe potrzeby i prawa byłyby zaspokajane, a nie łamane jak to się dzieje na co dzień. Gdyby szkoła była stworzona faktycznie z myślą o dzieciach, nie poddawano by ich tam stałej tresurze, stosując manipulację opartą na systemie kar i nagród, przymusie, wszechobecnej kontroli, poddając systematycznej, stałej ocenie i porównywaniu z innymi dziećmi, używając wstydu, zmuszając do rywalizacji itd.

Wystarczy przyjrzeć się temu, co się dzieje w szkole, aby nasze wątpliwości i złudzenia, że to, co tam ma miejsce ma cokolwiek wspólnego z edukacją — rozwiały się.

BRAK AUTONOMII

Gdyby szkoła była przyjazna dzieciom, miałyby one zdecydowanie większą autonomię. Nie byłyby zmuszane do ubiegania się o pozwolenie do tak podstawowych rzeczy jak korzystanie z toalety, jedzenie i swobodne poruszanie się. I nigdy by im tych rzeczy nie odmówiono (co ma miejsce często gęsto w ramach kary lub nagrody).

Niestety, w szkole łamane są podstawowe prawa dzieci. Prawo do swobodnego wyrażania opinii, do wolności wypowiedzi, n i e z b y w a l n e wręcz prawo do zadbania o potrzeby swojego ciała — czyli prawo do odpoczynku, kiedy dziecko jest zmęczone, do jedzenia wtedy, kiedy jest głodne (a nie w czasie przerwy, nie wtedy, kiedy zadzwoni dzwonek etc.); prawo do prywatności, do przestrzeni i wolnego czasu, prawo do kierowania się własnymi interesami, prawo do posiadania mienia (w szkole odbierane są dzieciom np. smartphony, a małym dzieciom pluszaki i ich ukochane maskotki, by łatwiej utrzymać porządek i kontrolę).

Są to podstawowe prawa człowieka. Kiedy przyjrzysz się dokładnie wszystkim tym rzeczom, zobaczysz, że w szkole uczniowie tak naprawdę nie decydują o żadnej z nich, nie decydują o sobie.

INDYWIDUALNE ZAINTERESOWANIA DZIECI NIE SĄ WAŻNE

Gdyby szkoła była dla dzieci, byłaby oparta na ich zainteresowaniach. Ile faktycznie pamiętasz ze swojej szkoły? Naukowcy już dawno udowodnili, że ludzie uczą się najskuteczniej wtedy, kiedy kierują się swoimi zainteresowaniami i pasjami. Każda instytucja, która ignoruje obecne badania naukowe na rzecz tzw. skostniałej tradycji jest wielce podejrzana, a jej praktyki powinny budzić niepokój.

Dlaczego zatem pozwalamy na to, by obcy ludzie faszerowali mało istotnymi lub wręcz bezużytecznymi, a często gęsto fałszywymi informacjami głowy naszych dzieci? Gdyby szkoły były rzeczywiście zainteresowane sensowną i autentyczną nauką, podążałyby za zainteresowaniami i pomysłami dzieci. Nie jest tak dlatego, iż tak naprawdę — jak pisał Illich, funkcją nauczycieli jest wpajanie instytucjonalnych prawd, a w znacznie mniejszym stopniu przekazywanie wiedzy. Wiedzę zdobywa się głównie w procesie praktycznego doświadczania, a szkoła skutecznie to uniemożliwia.

PRZYMUS

Szkoła oparta jest na przymusie. Nauczyciele dysponują całym arsenałem środków — bardziej lub mniej subtelnymi, które mają skłonić dzieci do zrobienia dokładnie tego, czego się od nich oczekuje

.

Czy w prawdziwym życiu musisz zmuszać kogoś do zrobienia czegoś, co jest dla niego korzystne, sensowne i przyjemne? Podobnie uczenie się jest dla dzieci tak naturalne jak oddychanie. I nie trzeba ich do tego nakłaniać i zmuszać. Nie musisz tego robić, no chyba że zabiłeś już ich zamiłowanie do nauki, co bardzo skutecznie czyni system szkolny.

WSZECHOBECNA OCENA I KONTROLA

Gdyby szkoła była dla dzieci, nie byłyby one systematycznie testowane, oceniane i porównywane. Czy ktokolwiek z nas dobrze się czuje z myślą, że będzie osądzany, oceniany i porównywany z tym, co zrobili inni? Czy ktokolwiek w takiej sytuacji czuje się szanowany i doceniony? Jako dorośli wiemy, jak bardzo jest to szkodliwe dla poczucia własnej wartości naszych dzieci, a pomimo tego dajemy przyzwolenie, by szkoła zabijała w nich to, co najcenniejsze — ich entuzjazm, kreatywność, unikalne talenty, indywidualizm.

Szkoła równa do średniej, zatem jakiekolwiek odbieganie od odgórnie przyjętej normy jest niemile widziane. Wiadomo, iż tzw. „słabi” uczniowie oraz ci bardzo wybitni i dociekliwi są grupą, która stwarza nauczycielom i dyrekcji największe „problemy wychowawcze”. A każdy uczeń musi znać swoje miejsce w szeregu. Szkoła robi wszystko, aby ustandaryzować dzieci, aby były one dokładnie takie same, nie wychylały się w szeregu, równały do średniej.

OGRANICZENIE ZABAWY

Gdyby szkoła była rzeczywiście dla dzieci, mogłyby się wciąż bawić. Już tyle o tym powiedziano i napisano, jak bardzo swobodna zabawa jest ważna, a wręcz niezbędna dla rozwoju dziecka — zarówno fizycznego jak psychicznego. Wiemy to, co naukowcy udowodnili, że dla dzieci zabawa jest tożsama z nauką, to ich autentyczna praca. A stan, w którym dzieci najlepiej chłoną wiedzę to e n t u z j a z m.

Tymczasem dorośli wciąż rozdzielają dzieciom te dwie rzeczy, sprawiając, że nauka staje się dla nich przymusem, a nie radością. W szkole czas zabawy jest skracany na rzecz czasu, w którym dzieci muszą spędzać niemal nieruchomo w ławkach. Typowa przerwa trwa tylko 10—15 minut, zatem w ciągu tego strzępu czasu dziecko musi niejednokrotnie wybierać pomiędzy pójściem do toalety, zjedzeniem czegoś, a zabawą z przyjaciółmi. Zdarza się też, że nauczyciel przeciąga lekcję, twierdząc z satysfakcją, że „przerwa jest dla nauczyciela, nie dla ucznia”, a trzeba jeszcze przemieścić się z jednej klasy do drugiej, z jednego stanowiska pracy do drugiego.

TESTY I FREKWENCJA LICZĄ SIĘ BARDZIEJ NIŻ ZDROWIE PSYCHICZNE DZIECI

Gdyby szkoła była faktycznie dla dzieci, bardziej dbałaby o ich zdrowie psychiczne niż o wyniki testów i frekwencję. W Wielkiej Brytanii na przykład priorytetem w szkołach jest frekwencja, a zaraz za tym to, jak dobrze dziecko radzi sobie w porównaniu z innymi dziećmi, czyli jak dobrze potrafi spełniać oczekiwania nauczycieli oraz dostosować się do wymogów, zakazów, nakazów i obowiązków szkolnych.

Według Illicha ostatecznym, wiążącym spoiwem szkoły jest przymus obecności i opanowania programu nauczania. Niewątpliwie szkoła promuje posłuszeństwo i uległość. Kogo tam obchodzi czy twoje dziecko jest szczęśliwe czy nie?

Posyłając dzieci do placówki przyzwalamy na to, że będą one musiały „radzić sobie” w niesprzyjających jakiejkolwiek nauce i przyswajaniu wiedzy warunkach. W warunkach, które byłyby po prostu nie do zaakceptowania dla nas samych w naszych miejscach pracy. W ciągłym stresie, pod nieustanną kontrolą i oceną. Pozwalamy, aby ciała i umysły dzieci były zarządzane przez obcych ludzi i ignorujemy instytucjonalne skutki uboczne takie jak znęcanie się, depresja, otyłość, spadek zdolności motorycznych oraz wzrost ADHD i innych zaburzeń zdrowia psychicznego.

Z drugiej strony pozwalamy, by stygmatyzowano dzieci, przypinano im „łatki”, stawiając kolejne diagnozy — wzbudzając tym samym poczucie niekompetencji rodziców jak i obniżając poczucie wartości dzieci. Czy zauważyłaś, że w obecnych czasach już prawie każde dziecko w placówce (począwszy od żłobka) ma postawioną diagnozę? Już niemal każde dziecko jest „do naprawy”.

Prawda jest taka, że działania, które byłyby przestępstwami w miejscach pracy dla dorosłych, są z powodzeniem tolerowane w szkołach i dzieci są tam na nie narażone przez większość swojego dzieciństwa i młodości.

KONKURENCJA ZAMIAST WSPÓŁPRACY

Gdyby szkoła była przeznaczona dla dzieci, promowałaby współpracę, wspierałaby sytuacje, w których każdy wygrywa. Tymczasem w szkole promuje się ducha konkurencji, dzieli się dzieci na wygranych i przegranych.

Dlaczego zamiast współpracy jest konkurencja? Dlaczego wmawia się dzieciom, że jest to dobre i rozwijające, a rodzicom, że dzieci tego potrzebują i uwielbiają rywalizować? To proste. Każde dziecko uczy się w ten sposób walki o swoje, zazdrości, zawiści, porównywania etc. Tacy mamy być od najmłodszych lat — skłóceni ze sobą, nastawieni przeciwko sobie, zazdroszczący innym sukcesu. Owszem, dzieci lubią rywalizację (niektóre bardziej niż inne) — to naturalne, że pragną być lepsze od siebie samych i od innych, ale na własnych, niewymuszonych niczym warunkach, nie pod przymusem i presją.

SEGREGACJA WIEKOWA

Gdyby szkoła była dla dzieci, nie segregowałaby ich według wieku. Naturalną rzeczą dla ludzi jest to, że uczą się oni od starszych od siebie i poprzez nauczanie młodszych, dla których są wzorem do naśladowania. Skazanie dzieci na towarzystwo rówieśników ogranicza ich możliwości samokształcenia.

Dziś już chyba każdy świadomy rodzic zdaje sobie sprawę z tego, jak potrafią uczyć się dzieci — poprzez rozmowy, książki, używając dostępnych sobie narzędzi takich jak internet (m.in. platformy edukacyjne, kursy, filmy, grupy tematyczne), a także nauczając inne dzieci. Dokładnie w ten sposób uczą się ludzie dorośli. Tak właśnie uczyły się dzieci jeszcze kilka pokoleń temu — wykorzystując te narzędzia, które miały do dyspozycji na co dzień. I tak wciąż uczy się wiele dzieci na całym świecie. Różnica jest taka, że w dzisiejszych czasach wachlarz tych możliwości, zasobów i narzędzi dostępnych dla każdego, jest nieporównywalnie większy niż choćby te kilkadziesiąt lat temu. Prawie każde dziecko potrafi nauczyć się samo takich podstawowych umiejętności jak czytanie, pisanie i liczenie (na których później bazuje), mając podstawowe zasoby, wsparcie rodziców i społeczność, w którą może się zaangażować.

OGRABIANIE Z DZIECIŃSTWA I WOLNEGO CZASU

Gdyby szkoła była dla dzieci, nie zaczynałaby się w wieku czterech lat, tak jak ma to miejsce w Wielkiej Brytanii i innych krajach. Tak małe dzieci nie są gotowe psychicznie ani fizycznie na naukę, która uziemia ich w ławkach i ogranicza naturalny rozwój. Owszem, w Polsce szkoła formalnie obowiązuje od siódmego roku życia, ale i tak — nie jest to czas, w którym dziecko samo z siebie zasiadłoby w ławce na długie godziny w celu „uczenia się”. A rodzice i tak dużo, dużo wcześniej organizują dziecku mniej lub bardziej formalne szkolenie z zakresu przygotowania do szkoły. Wszak przedszkola — jak sama nazwa wskazuje — to przedsionek szkoły, do której mają zadanie odpowiednio przygotować powierzone sobie maluchy. Tym sposobem dzieci ograbiane są z beztroskiego — nawet tego bardzo wczesnego — dzieciństwa.

Gdyby szkoła była dla dzieci, nie ograbiałaby ich z wolnego czasu poprzez ten przymusowy, spędzony w niej oraz przez wymóg odrabiania zadań domowych, na które dzieci muszą poświęcać godziny popołudniowe i wieczorne, a często gęsto także weekendy.

Dlaczego tak rzadko rozmawiamy o tym, czego faktycznie dzieci uczą się w szkole? Praktycznie wszyscy — nauczyciele, rodzice, i sami uczniowie — skupiają się na tzw. „osiągnięciach”, czyli krótko mówiąc na tym, jak dobrze dzieci radzą sobie w porównaniu z innymi dziećmi. Do tego właśnie służą wszelkiego rodzaju standaryzowane testy, sprawdziany, kartkówki, klasówki i co tam jeszcze sobie wymyślicie. Ktoś kiedyś zdecydował, że tak ma wyglądać edukacja, choć rezultaty tego eksperymentu są raczej opłakane.

Młodzi ludzie wchodzą w dorosłe życie nafaszerowani nieistotnymi, a często bzdurnymi informacjami, nie mając pojęcia, że przez dwanaście lat trzymano ich z dala od życia w sztucznie stworzonych warunkach — bardzo stresujących zresztą. Od młodego człowieka, który jeszcze wczoraj musiał podnosić rękę, by uzyskać pozwolenie na wyjście do toalety lub w ogóle powiedzenie tego, co myśli, nagle oczekuje się, że weźmie własne życie w swoje ręce, stanie się niezależny i samodzielny. Niestety, nie tak to działa. Ze szkół wychodzą życiowe kaleki, niedojrzałe pod względem emocjonalnym i intelektualnym.

Szkoła odbiera dzieciom ich moc. Zauważył to sam John T. Gatto kiedy pracował w szkole: „Czy to możliwe, że zostałem zatrudniony, abym nie wzmacniał mocy dzieci, ale ją osłabiał?” I z pewnością jest to zauważalne także dla innych nauczycieli oraz dla nas — rodziców. Widzimy jak dzieci gasną i wypalają się pod ciężarem tego, co na nich się nakłada.

Nie liczmy na to, że system się zmieni, bo nasze dzieci rosną i ich dzieciństwo i młodość już nigdy nie powrócą. To do nas należy zadbanie o to, by ich oczy znów skrzyły się entuzjazmem i radością życia. Bez czekania aż ktoś coś zrobi z tym systemem, naprawi go, uleczy czy zreformuje. Każdy z nas może wskrzesić swoją moc w sobie i sprawić, by dzieci poczuły, że są sprawcze, że mogą — uczyć się po prostu żyjąc, przyjemnie, bezpiecznie, z radością i entuzjazmem.

Rozwijanie własnej filozofii

Każdy z nas rodziców może rozwinąć własną filozofię edukacji, która będzie dopasowana do potrzeb naszych dzieci i naszych. Tak naprawdę zostaliśmy wychowani w przekonaniu, że edukacja równa się uczęszczaniu do szkoły, siedzeniu w ławce w jednej klasie z dwudziestoma bądź trzydziestoma rówieśnikami i słuchaniu nauczyciela przed tablicą. Nic bardziej mylnego. Spędziliśmy lata swego dzieciństwa i młodości pozwalając, aby inni ludzie mówili nam, czym jest edukacja i jak powinna wyglądać nasza nauka. Wierzyliśmy, że jesteśmy „nauczani” (choć nie było w tym naszej sprawczości) i że „uczyliśmy się”, a tak naprawdę byliśmy szkoleni i tresowani.

Dziś już coraz więcej dorosłych i dzieci zdaje sobie sprawę z tego oczywistego faktu, że uczenie się dzieje się wszędzie — w świecie, wśród różnych ludzi, w różnych miejscach, przy użyciu różnych narzędzi, środków i zasobów. Jest aż nadto badań naukowych dowodzących jak faktycznie uczy się nasz mózg oraz co jest potrzebne do tego, by dzieci pozostały kreatywne, ciekawe świata i entuzjastycznie nastawione do uczenia się.

W tym miejscu serdecznie polecam film dokumentalny Erwina Wagenhofera pt. „Alfabet” z 2013 r., który dobitnie pokazuje w jak drastyczny sposób „system edukacyjny” ogranicza wrodzone zdolności dzieci do kreatywnego i niezależnego myślenia, zabijając w nich ciekawość i entuzjazm.

Niestety, szkoły nadal tkwią w pruskim systemie nastawionym na kontrolę, posłuszeństwo i uległość, a wszystkie mądre badania naukowe dotyczące uczenia się, wkładane są tam do kosza. Coraz mniej ludzi wierzy w to, że szkoła ma cokolwiek wspólnego z edukacją. Na szczęście powoli odchodzimy od jednego, dotychczas uniwersalnego systemu, w kierunku coraz większego wachlarza innych opcji spełniania obowiązku szkolnego poza szkołą.

O tym jak taka nauka może wyglądać będę pisać w dalszej części tej książki.

Biorąc to wszystko pod uwagę — nasze własne wychowanie i nasze własne doświadczenia, mamy mimo wszystko tendencję do utożsamiania edukacji domowej z tym, co dzieje się w szkole. Do powielania tych samych schematów, w najgorszym wypadku do odtwarzania szkoły w domu. Oczywiście, dzieje się tak z różnych powodów, a większość z nich dotyczy strachu, że robimy coś niekonwencjonalnego, innowacyjnego, nieznanego (a tym samym przerażającego) albo, że zrobimy coś „nie tak jak trzeba”, że „nawalimy” jako rodzice i nauczyciele swoich dzieci, że skrzywdzimy dzieci i pozbawimy możliwości rozwoju. I masa innych strachów i lęków. Ale nasze lęki (w tym lęki innych ludzi, które oni rzutują na nas, a które bezwiednie uwewnętrzniamy) nie muszą kierować naszymi wyborami.

Niewątpliwą zaletą „nauczania w domu” jest to, że jako rodzice możemy stworzyć swoim dzieciom spersonalizowane środowisko edukacyjne, dostosowane do ich indywidualnych potrzeb. Możemy też odpowiednio szybko reagować, kiedy widzimy, że coś nie działa. Nie musimy zależeć od innych — dyrektora placówki, nauczycieli, od ludzi, którzy tak naprawdę nie znają naszego dziecka i którzy _de facto_ nie są zainteresowani jego dobrem (a przynajmniej nie w takim stopniu jak my — rodzice).

Oczywiście nie mówię tu o dzieciach zaniedbanych emocjonalnie i fizycznie, które doznają krzywdy we własnym domu. Mówimy tu o stosunkowo „normalnej” rodzinie, o zdrowych relacjach rodzice — dzieci, o świadomych rodzicach.

Dotarcie do tego czym jest dla ciebie prawdziwa edukacja, jak może wyglądać, wymaga samopoznania i introspekcji, zajmuje też trochę czasu. Dlatego daj sobie czas, daj czas swoim dzieciom na dowiedzenie się i dotarcie do tego, co będzie dla nich i dla ciebie najlepsze. Z czasem nasze wyobrażenia o tym jak coś „powinno” wyglądać zmieniają się, gdyż doświadczamy konkretnych sytuacji, wyzwań, i wówczas mamy okazję zobaczyć, co działa, a co kompletnie się nie sprawdza w naszym przypadku.

Sami musimy zdecydować, co nam dalej nie służy, co nie służy naszym dzieciom. W tym zadaniu może nam pomóc rozpoznanie tego, czego sami doświadczyliśmy w szkole. To naturalne, że mamy sentyment do „lat szkolnych” — to tam spędziliśmy całe długie lata naszego dzieciństwa i młodości, a więc pamiętamy zarówno dobre chwile, jak i te złe. Ale spróbujmy przyjrzeć się temu wszystkiego z pozycji dorosłego, który zdaje sobie sprawę z wielu rzeczy, o których to dziecko lub młody człowiek, którym niegdyś byliśmy, nie miał bladego pojęcia. Co było konieczne, a co po prostu zbyteczne?

PROPONUJĘ TAKIE OTO ĆWICZENIA:

_Wracając do czasów swego dzieciństwa, wypisz słowa opisujące twoich rodziców. Obok napisz co chciałabyś powielić w swojej rodzinie._

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

_Jakie były twoje ulubione doświadczenia z dzieciństwa?_

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

_Wypisz słowa opisujące twoich ulubionych nauczycieli. Jak wyglądały sale lekcyjne?_

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

_Wypisz słowa opisujące swoich najgorszych nauczycieli._

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

_Z czego musiałaś zrezygnować w szkole? (jakie prawa były ci odebrane?)_

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

_Czy myślisz, że szkoła dobrze przygotowała cię do życia i nauczyła praktycznych umiejętności? Podaj przykłady._

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

_Wypisz przykłady interesujących rzeczy, których nauczyłaś się poza szkołą jako dziecko/nastolatka._

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

………………………………………………………………………………………

__
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: