Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Uparty Keraban. Część 2 - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
8 grudnia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Uparty Keraban. Część 2 - ebook

Tymczasem Keraban i jego przyjaciele kontynuują swoją podróż przez Krym, nie bez różnych wpadek. Podczas sztormu tartana rozbija się na rafach i Ahmetowi udaje się uratować dwójkę pasażerów – Amasię i jej służącą – które cudowny przypadek doprowadził do jego odnalezienia.

Ze swej strony, Van Mitten uważa się za wdowca po przeczytaniu źle napisanej depeszy i wbrew sobie zaręcza się z kurdyjską szlachcianką, żywiołową Saraboul. Uparty Saffar wpada w zasadzkę małego oddziału, próbując odbić Amasię zostaje zabity przez Kerabana, a jego poplecznicy zostają rozgromieni dzięki interwencji ojca Amasii.

Podróżnicy docierają do Scutari, gdzie Keraban nadal odmawia zapłacenia myta, opóźniając w ten sposób ślub Ahmeta i Amasii. Sprytnie, by uniknąć korzystania z usług marynarzy, przeprawia się przez cieśninę na linie z pomocą zwinnego linoskoczka. Jego poczucie własnej wartości zostaje w końcu zaspokojone, a ten straszny uparciuch zgodzi się na małżeństwo zakochanych. Van Mitten odwołuje swoje zaręczyny, gdy dowiaduje się, że jego żona nie umarła i chce się z nim pogodzić.

Seria wydawnicza Wydawnictwa JAMAKASZ „Biblioteka Andrzeja” zawiera obecnie ponad 60 powieści Juliusza Verne’a i każdym miesiącem się rozrasta. Publikowane są w niej tłumaczenia utworów dotąd niewydanych, bądź takich, których przekład pochodzący z XIX lub XX wieku był niekompletny. Powoli wprowadzane są także utwory należące do kanonu twórczości wielkiego Francuza. Wszystkie wydania są nowymi tłumaczeniami i zostały wzbogacone o komplet ilustracji pochodzących z XIX-wiecznych wydań francuskich oraz o mnóstwo przypisów. Patronem serii jest Polskie Towarzystwo Juliusza Verne’a.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66980-18-1
Rozmiar pliku: 19 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział I

W którym zastajemy wielmożnego Kérabana wściekłego po jeździe drogą żelazną

Jak na pewno pozostało nam w pamięci, Van Mitten, rozżalony tym, że nie mógł zwiedzić ruin starożytnej Kolchidy, wyraził zamiar wynagrodzenia sobie tego obejrzeniem mitologicznej rzeki Fasis, która pod gorzej brzmiącą nazwą Rioni wpada do Morza Czarnego w Poti, małym porcie na jego wybrzeżu.

Rzeczywiście, szacowny Holender musiał stale obniżać swoje oczekiwania! Naprawdę zamierzał wyruszyć śladami Jazona i Argonautów, przemierzać słynne miejsca, do których wybrał się ten dzielny syn Ajzona, aby zdobyć Złote Runo! Ale nie! Zamiast tego trzeba było jak najszybciej opuścić Poti, udać się śladami wielmożnego Kérabana, dołączyć do niego na granicy turecko-rosyjskiej.

Stąd kolejny zawód Van Mittena. Była już piąta po południu. Zamierzano wyruszyć rankiem następnego dnia, trzynastego września. W Poti Van Mitten mógł więc zobaczyć jedynie ogród publiczny, gdzie znajdowały się ruiny starożytnej warowni1, budynki wzniesione na palach, w których chroniła się ludność liczącą od sześciu do siedmiu tysięcy dusz, szerokie ulice z biegnącymi wzdłuż nich rowami, z których dobiegał nieustanny koncert żab, i port, dość często odwiedzany, nad którym górowała latarnia morska pierwszego rzędu.

Mając tak mało czasu na zwiedzanie, Van Mitten mógł się pocieszać tylko tą jedną myślą: dzięki tak szybkiej ucieczce z owego miasteczka, leżącego pośród mokradeł Rioni i Capatchy2, uniknie złapania jakiejś niszczycielskiej febry – czego należało się bardzo obawiać w tych niezdrowych częściach wybrzeża.

Kiedy Holender oddawał się tym rozmaitym rozważaniom, Ahmet starał się zastąpić karetę pocztową, która długo jeszcze by im posłużyła, gdyby nie niewiarygodny brak roztropności jej właściciela. Nie mógł jednak liczyć na pozyskanie innego pojazdu, nowego czy używanego, w tak małym mieście jak Poti. Pieriekładnaję3, czyli rosyjską „arabę”, dałoby się jeszcze znaleźć, a sakiewka wielmożnego Kérabana była na miejscu, aby pokryć koszt zakupu, obojętnie jak wysoki. Lecz owe różne pojazdy były jedynie mniej lub bardziej prostymi wozami pozbawionymi wszelkich wygód, niemającymi nic wspólnego z berlinką4 podróżną. Choćby zaprzężono do nich najsilniejsze konie, powozy te nie byłyby w stanie jechać z prędkością karety pocztowej. Należało się więc obawiać opóźnień, do których dojdzie jeszcze przed wyruszeniem w drogę!

Trzeba jednak przyznać, że Ahmet nie miał nawet kłopotów związanych z wyborem pojazdu. Brakowało i powozów, i wozów! Nie było wówczas nic dostępnego! A przecież zależało mu ogromnie na jak najszybszym dołączeniu do wuja, aby przez swój upór nie wplątał się on znowu w jakąś mogącą się źle skończyć awanturę. Dlatego też postanowił pokonać konno przestrzeń dwudziestu lig między Poti a granicą turecko-rosyjską. Był dobrym jeźdźcem, należy to wiedzieć, a Nizib często towarzyszył mu w przejażdżkach. Okazało się, że zapytany przezeń o sztukę jeździecką Van Mitten znał pewne jej podstawy, a powiedział też, że Brunon, pomimo mało prawdopodobnej zręczności, w tych warunkach, powodowany posłuszeństwem, także wyruszy.

Postanowiono zatem, że wyjazd nastąpi nazajutrz rano, aby wieczorem tego samego dnia dotrzeć do granicy.

Uczyniwszy to, Ahmet napisał długi list do bankiera Sélima, oczywiście rozpoczęty słowami: „Droga Amasio”. Opisał jej wszystkie wydarzenia podróży, nieszczęście, które nastąpiło w Poti, przyczynę jego rozstania się z wujem, to, jak zamierza go odnaleźć. Dodał, że ta przygoda nie spowoduje żadnego opóźnienia, że będzie potrafił poganiać zwierzęta i ludzi, aby utrzymywać średnie tempo jazdy przez pozostałą jeszcze część trasy. Od razu też dodał zalecenie, aby z ojcem i Nedjeb znalazła się w willi w Skutari w wyznaczonym dniu, a nawet trochę wcześniej, by nie zabrakło jej w chwili spotkania.

List ten, do którego Ahmet dołączył najczulsze słówka dla dziewczyny, parowiec pływający regularnie między Poti a Odessą miał zabrać następnego dnia. Przed upływem czterdziestu ośmiu godzin dotrze więc do celu, zostanie otwarty, przeczytany nawet między wierszami i może przyciśnięty do serca, którego wszystkie uderzenia Ahmet słyszał, jak święcie wierzył, na drugim końcu Morza Czarnego. Para narzeczonych znajdowała się wówczas najdalej od siebie, czyli na dwóch krańcach wielkiej osi elipsy, po obwodzie której Ahmet musiał podążać przez niezłomny upór jego wuja!

Kiedy pisał tak, aby uspokoić, aby pocieszyć Amasię, co wtedy robił Van Mitten?

Van Mitten, po zjedzeniu obiadu w hotelu, przechadzał się z ciekawością po ulicach Poti, pod drzewami Ogrodu Środkowego, wzdłuż nabrzeży portu i grobli, których budowę wówczas kończono5. Był jednak sam. Bruno tym razem mu nie towarzyszył.

A dlaczego Bruno nie szedł krok za swoim panem, nie rzucał pełnych szacunku, ale trafnych uwag o niebezpieczeństwach obecnych i grożących w przyszłości?

Ponieważ Bruno wpadł na pewien pomysł. Choć w Poti nie było ani berlinki, ani karety pocztowej, to może znajdzie się tam waga. A dla chudnącego Holendra była to może jedyna sposobność, by się zważyć, dowiedzieć się, ile wynosi teraz jego ciężar, i porównać tę wielkość z wartością pierwotną.

Bruno opuścił więc hotel, zadbawszy, nic nie mówiąc swemu panu, o zabranie jego przewodnika, który powinien dać mu przeliczenie na funty batawskie6 miar rosyjskich, których wielkości nie znał.

Na nabrzeżach portu, gdzie działała komora celna, znajdzie zawsze jedną z tych wielkich wag, na których szalach może się bez trudu zważyć człowiek.

Bruno nie powinien więc spotkać się pod tym względem z najmniejszym kłopotem. Istotnie, dostawszy kilka kopiejek, celnicy spełnili jego zachciankę. Na jednej szali wagi położyli odpowiednie odważniki, a Bruno, nie bez tajonego niepokoju, wszedł na drugą.

Ku jego wielkiemu niezadowoleniu szala z odważnikami nadal spoczywała na ziemi. Bruno, pomimo wysiłków dodania sobie wagi – myślał może, że wystarczy się nadąć – nie zdołał jej podnieść.

– Do diabła! – rzucił. – Tego się właśnie obawiałem!

Na szali postawiono trochę lżejsze odważniki zamiast poprzednich… Waga ponownie ani drgnęła.

– Czy to możliwe? – zawołał Bruno, czując, jak cała krew odpływa mu z serca.

W tejże chwili jego wzrok padł na dobroduszną postać, przepojoną życzliwością dla niego.

– Mój pan! – zawołał.

Istotnie był to Van Mitten, który podczas przechadzki trafił na nabrzeże, właśnie w miejsce, gdzie celnicy zajmowali się jego służącym.

– Mój pan! – powtórzył Bruno. – Jest pan tutaj?

– We własnej osobie – odparł Van Mitten. – Widzę z radością, że właśnie się…

– Ważę… tak!

– A jaki jest wynik tego pomiaru…?

– Wynik tego pomiaru jest taki, że nie wiem, czy istnieją odważniki dostatecznie lekkie, aby wskazać, ile teraz ważę.

Bruno powiedział to z tak smutną miną, że dotarł w głąb serca Van Mittena.

– Co?! – rzucił tamten. – Czyżbyś schudł, odkąd wyruszyliśmy, biedny Brunonie?

– Może sam pan ocenić, mój panie.

Rzeczywiście, kładziono teraz na szalę trzeci zestaw odważników, lżejszy od dwóch wcześniejszych.

Tym razem Bruno uniósł się trochę, tak iż obie szale znalazły się w równowadze na tym samym poziomie.

– Wreszcie! – rzucił Bruno. – Ale jaki to ciężar?

– Tak! Jaki to ciężar? – powtórzył pytanie Van Mitten.

Ważenie dało cztery pounds7 w miarach rosyjskich, ani mniej, ani więcej.

Van Mitten natychmiast wziął podany mu przez Brunona przewodnik i otworzył go na tabeli porównującej różne miary obu krajów.

– I co, mój panie? – zapytał Bruno, dręczony ciekawością zmieszaną z niepokojem. – Czemu odpowiada pound rosyjski?

– Około szesnastu i pół pondom8 holenderskim – odparł Van Mitten po krótkich obliczeniach w pamięci.

– Co daje…?

– Co daje dokładnie siedemdziesiąt pięć i pół pondów, czyli sto pięćdziesiąt jeden funtów.

Bruno wydał okrzyk rozpaczy i zeskoczył z wagi, której druga szala uderzyła mocno w ziemię, po czym na wpół zemdlały padł na ławkę.

– Sto pięćdziesiąt jeden funtów – powtarzał, jakby stracił prawie jedną dziewiątą swojego życia.

Rzeczywiście, w chwili wyjazdu Bruno ważył osiemdziesiąt cztery pondy, czyli sto sześćdziesiąt osiem funtów, a teraz siedemdziesiąt pięć i pół ponda, czyli sto pięćdziesiąt jeden funtów. Schudł zatem o siedemnaście funtów! I to przez dwadzieścia sześć dni podróży dość łatwej, bez prawdziwych niedostatków jedzenia ani większego zmęczenia. A teraz, gdy zaczynają się gorsze czasy, do czego dojdzie? Co się stanie z owym brzuchem, który Bruno tak hodował i który przez prawie dwadzieścia lat się zaokrąglił dzięki przestrzeganiu bardzo ścisłej higieny? Jak bardzo spadnie poniżej godziwej średniej, którą dotąd utrzymywał – przede wszystkim teraz, po utracie karety pocztowej, podczas pokonywania krain bez zapasów żywności, gdzie groziły trudy i niebezpieczeństwa, odkąd owa absurdalna podróż odbywać się będzie w zupełnie nowych warunkach!

Takie właśnie pytania zadawał sobie zmartwiony służący Van Mittena. Wówczas przez jego umysł przemykały szybkie obrazy straszliwych wydarzeń, w których uczestniczyć będzie Bruno trudny do poznania, sprowadzony do stanu wędrującego szkieletu!

Stąd wzięło się postanowienie, które podjął bez najmniejszego wahania. Wstał, pociągnął Van Mittena, który nie miał siły mu się opierać, i zatrzymał go na nabrzeżu w chwili, gdy ten miał wracać do hotelu.

– Mój panie – powiedział – wszystko ma swoje granice, nawet ludzka głupota! Nie jedźmy dalej!

Van Mitten przyjął to oświadczenie ze zwykłym mu spokojem, z którego nic nie mogło go wytrącić.

– Jak to, Brunonie, pragniesz, żebyśmy zostali tutaj, w tym zagubionym zakątku Kaukazu? – zapytał.

– Nie, mój panie, nie! Pragnę jedynie, abyśmy pozwolili wielmożnemu panu Kérabanowi wrócić do Konstantynopola, jak będzie mu pasowało, my zaś z Poti popłyniemy tam spokojnie którymś z parowców. Morze nie wywołuje u pana choroby morskiej, u mnie też nie, i nie będzie mi grozić dalsze schudnięcie, co niechybnie by mnie spotkało, gdybym dalej podróżował w tych warunkach.

– Posunięcie takie byłoby może mądre z twojego punktu widzenia, Brunonie – powiedział Van Mitten – ale nie z mojego. Porzucenie mojego przyjaciela Kérabana po przebyciu trzech czwartych drogi zasługuje na jakieś tego przemyślenie!

– Wielmożny Kéraban nie jest wcale pańskim przyjacielem – odparł Bruno. – Jest przyjacielem wielmożnego Kérabana, to wszystko. Ponadto nie jest i nie może być moim, i nie poświęcę reszty z mojej tuszy, która jeszcze została, dla zaspokojenia kaprysów jego miłości własnej! Trzy czwarte drogi zostały przebyte, powiedział pan, to prawda, ale czwarta ćwiartka wydaje mi się wiązać z zupełnie nowymi trudnościami jazdy przez kraj na wpół dziki! Nie odczuł pan jeszcze nic niemiłego dla siebie, mój panie, zgoda, ale powtarzam panu, jeśli będzie się pan upierał, proszę uważać…! Spotka pana nieszczęście!

Upór Brunona w przepowiadaniu mu jakichś wielkich kłopotów, z których nie wyjdzie cały i zdrowy, nie przestawał dręczyć Van Mittena. Rady wiernego służącego trochę na niego wpływały. Istotnie, droga za granicą rosyjską, przez rzadko uczęszczane tereny paszalików9 Trebizondy i północnej Anatolii, niemal całkowicie pozostające poza władzą rządu tureckiego, wymagała co najmniej dwukrotnego namysłu przed jej podjęciem. Dlatego też przy swoim niezbyt mocnym charakterze Van Mitten czuł się zachwiany w przekonaniu, a Bruno to zauważył i podwoił nalegania. Przedstawiał rozliczne argumenty wspierające jego pogląd, wskazywał swe ubranie z każdym dniem stające się luźniejsze w pasie. Nalegający, przekonujący, a nawet gadatliwy, kierowany głębokim przekonaniem, zdołał wreszcie skłonić swego pana, by podzielił przeświadczenie o konieczności oddzielenia jego losu od losu przyjaciela Kérabana.

Van Mitten się zastanawiał. Słuchał z uwagą, kiwając głową we właściwych momentach. Po zakończeniu tej poważnej rozmowy od decyzji powstrzymywała go jedynie obawa przed sporem na ten temat z jego niepoprawnym towarzyszem podróży.

– No cóż – zaczął znowu Bruno, mający odpowiedź na wszystko – okoliczności są sprzyjające. Skoro wielmożnego Kérabana nie ma tutaj, porzućmy uprzejmość dla niego i pozwólmy jego siostrzeńcowi Ahmetowi dołączyć do niego na granicy.

Van Mitten pokręcił przecząco głową.

– Pozostaje tylko jedna przeszkoda – powiedział.

– Jaka? – zapytał Bruno.

– Opuściłem Konstantynopol niemal bez pieniędzy, a teraz mam pustą sakiewkę!

– Czy nie może pan uzyskać wystarczającej sumy z banku w Konstantynopolu?

– Nie, Bruno, to niemożliwe! Depozyt sumy, którą posiadam w Rotterdamie, nie mógł zostać już przekazany…

– Wobec tego, aby uzyskać pieniądze konieczne do naszego powrotu…? – zapytał Bruno.

– Konieczne jest, abym zwrócił się do mego przyjaciela Kérabana! – odparł Van Mitten.

Nie mogło to uspokoić Brunona. Jeśli jego pan spotka się z panem Kérabanem, jeśli powiadomi go o swoim zamiarze, to dojdzie do sporu, i Van Mitten nie będzie w nim najsilniejszy. Co jednak zrobić? Zwrócić się wprost do młodego Ahmeta? Nie! To nic by nie dało! Ahmet nie zgodzi się nigdy przekazać Van Mittenowi środków niezbędnych dla porzucenia jego wuja! Nie można więc było o tym marzyć.

Oto, co w końcu po długiej naradzie uzgodnili pan i sługa. Wyjadą z Poti w towarzystwie Ahmeta, dołączą do wielmożnego Kérabana na granicy turecko-rosyjskiej. Tam Van Mitten pod pretekstem słabego zdrowia, w przewidywaniu czekających go trudów, oświadczy, że nie jest w stanie uczestniczyć dalej w podobnej podróży. W tych warunkach jego przyjaciel Kéraban nie będzie mógł nalegać i odmówić mu pieniędzy niezbędnych do powrotu morzem do Konstantynopola.

„Nieważne! – pomyślał Bruno. – Rozmowa na ten temat między moim panem i wielmożnym Kérabanem i tak będzie trudna”.

Obaj wrócili do hotelu, gdzie czekał na nich Ahmet. Nic mu nie powiedzieli o swoich zamiarach, które na pewno zostałyby odrzucone. Zjedli kolację i poszli spać. Van Mitten śnił, że Kéraban sieka go na kawałeczki niby mięso na pasztet. Obudził się wczesnym rankiem i zastał przy bramie czwórkę koni gotowych do „połykania przestrzeni”.

Warto było popatrzeć na minę Brunona, kiedy przyszło mu dosiąść wierzchowca. Nowe trudności znoszone z powodu wielmożnego Kérabana. Nie było jednak innego sposobu odbywania podróży. Bruno musiał zatem posłuchać polecenia. Na szczęście jego koniem był stary kuc nieskłonny do płochliwości, nad którym będzie mógł łatwo panować. Nie należało się również niepokoić o dwa inne konie, Van Mittena i Niziba. Jedynie Ahmet miał zwierzę dość rozbrykane, ale jako dobry jeździec powinien troszczyć się jedynie o ograniczanie jego prędkości, aby nie wyprzedzać towarzyszy jazdy.

Wszyscy opuścili Poti o piątej rano. O ósmej zjedli pierwsze śniadanie we wsi Nikołaja10, po pokonaniu dwudziestu wiorst, a drugie w Kintriszi11 piętnaście wiorst dalej – o jedenastej, natomiast o drugiej po południu Ahmet, po kolejnych dwudziestu wiorstach, zarządził postój w Batumi12, w tej części północnego Lazystanu, która należy do imperium moskiewskiego.

Port ten był kiedyś miastem tureckim, bardzo korzystnie położonym u ujścia rzeki Tchorock13, czyli Bathys starożytnych. Jego strata była niepomyślna dla Turcji, gdyż ta rozległa przystań mająca dobre kotwicowisko może przyjmować wielką liczbę statków, w tym nawet o dużym zanurzeniu. Miasto zaś to po prostu ważny bazar zbudowany z drewna, przecięty główną ulicą. Ręka Rosji sięga jednak zachłannie po tereny zakaukaskie i zagarnęła Batumi, tak jak później Lazystan po najdalsze jego granice.

Ahmet nie był więc tam jeszcze u siebie, jak byłoby to kilka lat wcześniej. Musiał minąć Günieh14 u ujścia Tchorocku i dwadzieścia wiorst od Batumi, miasteczko Makrialos15, aby przekroczyć granicę, znajdującą się jeszcze dziesięć wiorst dalej.

W miejscu tym, na skraju drogi, jakiś człowiek czekał pod mało opiekuńczym okiem oddziału Kozaków, stojąc dwiema nogami na granicy ziemi osmańskiej, w stanie wściekłości, który łatwiej jest zrozumieć niż opisać.

Był nim wielmożny Kéraban.

Dochodziła szósta wieczorem, a od północy – czyli dokładnie od chwili, w której zwrócono mu wolność poza terytorium rosyjskim – wielmożny Kéraban nie przestał się pieklić.

Bardzo nędzna chata stojąca na skraju drogi, byle jak wyposażona, ze słabym dachem i zamknięciem, a jeszcze gorzej zaopatrzona w żywność, służyła mu jako schronienie, czy raczej azyl.

Pół wiorsty przed granicą Ahmet i Van Mitten zauważyli jeden swego wuja, drugi przyjaciela, pognali konie i zsiedli z nich kilka kroków przed nim.

Wielmożny Kéraban chodził w kółko, gestykulował, rozmawiał, czy raczej kłócił się z samym sobą, gdyż nie było tam nikogo, kto by mu się przeciwstawił, i zdawał się nie dostrzegać swoich towarzyszy.

– Wuju! – zawołał Ahmet, wyciągając ramiona, podczas gdy Nizib i Bruno pilnowali koni jego i Holendra – mój wuju!

– Przyjacielu! – dodał Van Mitten.

Kéraban wyciągnął rękę do obu i wskazał Kozaków, którzy przechadzali się po poboczu drogi.

– Droga żelazna! – zawołał. – Ci łajdacy zmusili mnie, bym wsiadł do pociągu…! Mnie…! Mnie!

Było całkowicie oczywiste, że przymuszenie do tego środka lokomocji, niegodnego prawdziwego Turka, wzbudziło u wielmożnego Kérabana niezmiernie gwałtowne oburzenie! Nie! Nie mógł się z tym pogodzić! Jego spotkanie z wielmożnym Saffarem, kłótnia z tym bezczelnym osobnikiem i to, co zaszło potem, zgruchotanie karety pocztowej, kłopot, jaki miał teraz z dalszym odbywaniem podróży – o wszystkim tym zapomniał wobec ogromu owej zniewagi: został zmuszony do jazdy pociągiem! On, wierzący w to, co dawne!

– Tak! To znieważające! – potwierdził Ahmet, uważając, że zwłaszcza teraz nie powinien się sprzeciwiać wujowi.

– Tak, znieważające! – dodał Van Mitten. – Ale przecież, przyjacielu Kéraban, nie stało ci się nic poważnego…

– Ach! Uważaj na słowa, panie Van Mitten! – zawołał Kéraban. – Nic poważnego, powiedział pan?

Gest Ahmeta wskazywał Holendrowi, że znalazł się na błędnej drodze. Jego stary przyjaciel zwrócił się doń „panie Van Mitten” i zadawał dalej pytania w rodzaju:

– Proszę mi wyjaśnić, co miały znaczyć te oburzające słowa: nic poważnego?

– Przyjacielu Kéraban, o ile wiem, żaden z wypadków wiążących się z kolejami, ani wykolejenie się, ani zderzenie, ani wpadnięcie na…

– Panie Van Mitten, lepsze już byłoby wykolejenie! – krzyknął Kéraban. – Tak! Na Allacha! Lepsze byłoby już wykolejenie, utrata rąk, nóg czy głowy, słyszy pan, niż przeżycie takiego wstydu!

– Pomyśl tylko, przyjacielu Kéraban…! – zaczął Van Mitten, nie wiedząc, jak osłabić skutki swych niebacznych słów.

– Nie chodzi o to, co ja mogę myśleć! – odparł Kéraban, naskakując na Holendra – ale o to, co pan może…! Chodzi o sposób, w jaki zapatruje się pan na to, co spotkało człowieka, który od trzydziestu lat uważa pana za swojego przyjaciela.

Ahmet chciał zmienić temat rozmowy, której oczywistym skutkiem byłoby tylko pogorszenie sytuacji.

– Wuju – powiedział – mogę zapewnić, że wuj źle zrozumiał pana Van Mittena…

– Czyżby?!

– A raczej pan Van Mitten źle się wyraził! Odczuwa on jedynie, jak i ja, głębokie oburzenie na to, jak potraktowali wuja ci przeklęci Kozacy!

Na szczęście wszystko to mówiono po turecku i „przeklęci Kozacy” nie mogli ich rozumieć.

– Lecz przecież, mój wuju, to kogoś innego należy uznać za przyczynę tego wszystkiego! To ktoś inny jest odpowiedzialny za to, co wuja spotkało! To ten bezczelny jegomość, który przeszkodził wujowi na przejeździe kolejowym w Poti! To tamten Saffar…!

– Tak! Tamten Saffar! – zawołał Kéraban, który na szczęście dał się skierować siostrzeńcowi na nowe tory rozmowy.

– Po tysiąckroć tak, tamten Saffar! – dodał szybko Van Mitten. – To właśnie chciałem powiedzieć, przyjacielu Kéraban!

– Nikczemny Saffar! – rzucił Kéraban.

– Nikczemny Saffar! – powtórzył Van Mitten, dostosowując się do tonu swego rozmówcy.

Chciał nawet znaleźć określenie jeszcze mocniejsze, ale go nie znalazł.

– Jeżeli go jeszcze kiedyś spotkamy…! – powiedział Ahmet.

– Jednak nie możemy wrócić do Poti, aby kazać mu zapłacić za jego zuchwałość, temu prowokatorowi, wyrwać mu duszę z ciała, oddać w ręce kata! – zawołał Kéraban.

– Kazać wbić go na pal…! – uznał za słuszne zawołać Van Mitten, wykazujący srogość, aby odzyskać zagrożoną przyjaźń.

Ową propozycją, tak bardzo turecką, zasłużył na uściśnięcie jego dłoni przez przyjaciela Kérabana.

– Mój wuju – powiedział wtedy Ahmet – teraz nic by nie dały próby odnalezienia owego Saffara!

– A to dlaczego, siostrzeńcze?

– Tego osobnika nie ma już w Poti – odparł Ahmet. – Gdy tam przybyliśmy, wsiadał na statek pasażerski krążący wzdłuż wybrzeży Azji Mniejszej.

– Wybrzeży Azji Mniejszej! – zawołał Kéraban. – Czyż nasza trasa nie biegnie owym wybrzeżem?

– Istotnie, wuju!

– No cóż! – stwierdził Kéraban. – Jeśli napotkam po drodze tego nikczemnego Saffara, to Vallah billah tielah16! Biada mu!

Po wypowiedzeniu formułki tej „przysięgi na Boga” pan Kéraban nie mógł już oznajmić nic straszniejszego, więc zamilkł.

Jak jednak podróżować, skoro podróżni nie mieli już karety pocztowej? Podążania dalej konno nie można było zaproponować na poważnie wielmożnemu Kérabanowi. Nie pozwalała mu na to tusza. Jeśliby cierpiał z powodu konia, to koń cierpiałby jeszcze bardziej z jego powodu. Uzgodnili więc, że udadzą się do Choppy17, najbliższego miasteczka. Wymagało to pokonania tylko kilku wiorst, i Kéraban uczynił to na piechotę – Bruno również, gdyż był tak poobijany, że nie zdołał wsiąść na konia.

– A prośba o pieniądze, o której pan powiedział…? – zapytał służący swego pana, odciągnąwszy go na bok.

– W Choppie! – odparł Van Mitten.

Nie bez niepokoju przyjmował zbliżanie się chwili, w której będzie musiał poruszyć ową delikatną sprawę.

Po kilku chwilach podróżni ruszyli drogą biegnącą stokiem wzdłuż wybrzeży Lazystanu.

Po raz ostatni wielmożny Kéraban odwrócił się, aby pogrozić pięścią Kozakom, którzy go tak niegrzecznie wsadzili – jego! – do wagonu drogi żelaznej i po zakręcie brzegu stracił z oczu granicę imperium moskiewskiego.

1 Warownia wzniesiona przez Turków po zdobyciu Poti w roku 1578, porzucona po zajęciu miasta przez Rosjan w 1828, obecnie nic z niej nie zostało.

2 Capatcha (obecna nazwa Kaparcha) – mała rzeka (długości 7 km) wpadająca do nadmorskiego jeziora Palastomi tuż na południe od Poti, na terenie Kolchidzkiego Parku Narodowego.

3 Pieriekładnaja – pręt zbrojeniowy, dawniej określenie „jechat’ na pieriekładnych” (jechać na przekładanych) oznaczało jazdę końmi pocztowymi, a nie nazwę pojazdu.

4 Berlinka – dawny podróżny, resorowany pojazd konny z czterema miejscami do siedzenia i oszklonym nadwoziem.

5 Rosja prowadziła rozbudowę portu w Poti w latach 1863-1905.

6 Funt batawski (właśc. holenderski, Nederlands pond) – dawna jednostka masy, po przyjęciu systemu metrycznego w roku 1820 uznana za dokładny odpowiednik jednego kilograma, w roku 1870 zastąpiona przez kilogram.

7 Pounds (ang.) – funty, zapewne J. Verne przez pomyłkę użył angielskiego słowa zamiast brzmiącego podobnie „pudy”, dawne rosyjskie jednostki masy, równe 40 funtom (16,38 kg).

8 Pondy – funty, chodzi o funt po wprowadzeniu miar metrycznych, dokładny odpowiednik kilograma.

9 Paszaliki – wilajety, na czele których stał urzędnik o tytule „pasza”, najznaczniejsze; mniej ważnymi zarządzali bejowie i kapudanowie.

10 Nikołaja – rosyjska nazwa miejscowości gruzińskiej; podane położenie odpowiada kilku miejscowościom, nadmorskiemu kurortowi Ureki lub wsi Tsvermaghala.

11 Kintriszi – rzeka w północnej Adżarii, a nie miejscowość, wpada do Morza Czarnego pod miastem Kobuleti, w czasach tureckich noszącym nazwę Çürüksu, leżącym 21 km na północ od Batumi.

12 Batumi – miasto portowe w południowo-zachodniej Gruzji, stolica autonomicznej republiki Adżarii, zdobyte przez Rosjan na Turkach w roku 1878, szybki rozwój dzięki ogłoszeniu go wolnym portem (do roku 1886), budowie linii kolejowej Baku-Tbilisi-Batumi (1883) i osuszeniu okolicznych mokradeł (dokonał tego Polak, gen. Żygulski), zostało popularnym letniskiem.

13 Tchorock – rzeka o tureckiej nazwie Çoruh, gruz. Ch’vorokh, długość 438 km, źródła w górach Mescit w północno-wschodniej Turcji, jedynie końcowy odcinek przecina południowo-zachodnią Gruzję i uchodzi do Morza Czarnego 6 km na południe od Batumi, ma charakter górski, w starożytności nosiła nazwę Acamopsis, jako Bathys określił ją błędnie Pliniusz Starszy; Bathys to grecka nazwa jednego z dopływów rzeki Sakarya (Sangarios), „Bathys Limen” (Głęboki port) było nazwą zatoki, nad którą leży Batumi i samego miasta.

14 Günieh – turecka nazwa wsi Gonio w południowo-zachodniej Gruzji, w Adżarii, u ujścia rzeki Çoruh, na miejscu greckiego miasta Apsaros, z ważną warownią rzymską, zdobytą przez Turków w roku 1547, w Rosji od 1878, podobno został w nim pochowany apostoł Maciej.

15 Makrialos – w źródłach starożytnych to nie nazwa miejscowości, ale strumienia przepływającego w pobliżu Apsaros (Gonio); pomiędzy Gonio a granicą turecką znajdują się tylko dwie miejscowości: Kvariati (2 km od granicy) i Sarpi na samej granicy.

16 Vallah billah tielah (arab.) – powinno być vallahi billahi tallahi – „Klnę się na Boga”, powtórzone trzykrotnie, gdyż każde z tych słów ma to samo znaczenie.

17 Choppa – obecna nazwa Hopa; małe miasto w północno-wschodniej Turcji, 18 km od granicy z Gruzją, port nad Morzem Czarnym, istniało już w czasach Kolchidy, zdobyte przez Turków w roku 1064, przez Rosjan w 1878, z powrotem w obrębie Turcji od 1918.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: