Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Uparty milicjant - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
16 listopada 2021
Ebook
14,99 zł
Audiobook
19,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
14,99

Uparty milicjant - ebook

Minęło 17 lat od zaginięcia Adama Tupy, mieszkańca podkętrzyńskiej wsi. Ostatni raz był widziany, gdy wybił szybę w oknie domu, w którym trwało wesele siostry jego byłej żony. Dwóch wściekłych mężczyzn z bliskiej rodziny pobiegło za rozbójnikiem do lasu. Jeden z nich wrócił zakrwawiony, ale oboje zgodnie oznajmili weselnikom, że nie udało im się dopaść Tupy. Ponieważ nigdy nie odnaleziono także jego ciała, śledztwo zostało umorzone. Na 3 lata przed przedawnieniem sprawy uparty porucznik Kowalski zaczyna drążyć historię z przeszłości.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-280-4953-2
Rozmiar pliku: 294 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

W DESZCZOWE POPOŁUDNIE

Nie udał się nam w tym roku październik w Zakopanem. Już cztery dni bez przerwy padał deszcz. Początkowo chcieliśmy przezwyciężyć szarugę i wybraliśmy się na spacer Drogą do Białego. Ale po pół godzinie trzeba było zawracać. Przemokliśmy i ubłociliśmy się od stóp po czubek nosa. Na drugi dzień rżnęliśmy od rana do wieczora w brydża. Trzeciego uznaliśmy, że jest „pogoda barowa”. Zaś obecnie siedzieliśmy w obszernym salonie jednego z zakopiańskich pensjonatów lekko skacowani i źli na cały świat.

Panowało ponure milczenie, przerywane tylko falami gwałtownej ulewy uderzającej o okna. Nawet mecenas Mieczysław Ruszyński i jego wieczny adwersarz inżynier Stanisław Koryciński przestali się kłócić. Pułkownik Adam Krzyżewski rysował esy floresy na leżącym przed nim dzienniku. Jak bardzo było nam źle, dowodzi fakt, że obecne w naszym towarzystwie panie także nie miały tematu do rozmowy.

Znałem pułkownika od wielu lat. Poznaliśmy się przypadkowo. Jako reporter sądowy „Expressu Wieczornego”, a później „Kulis”, jeździłem po całej Polsce w poszukiwaniu ciekawych spraw. Często odwiedzałem wtedy Wrocław i tam, w Komendzie Wojewódzkiej MO, natknąłem się pewnego razu na sympatycznego majora, który właśnie prowadził śledztwo w wyjątkowo skomplikowanej sprawie „Szkieletu bez palców”. Taki bowiem kryptonim nosiły akta milicyjne.

Tak zawarta znajomość powoli przerodziła się w przyjaźń. Wprawdzie przestałem się zajmować reporterką i znacznie rzadziej odwiedzałem miasto nad Odrą, ale za to często spotykaliśmy się w Warszawie, gdzie major, a następnie podpułkownik i potem pułkownik – przyjeżdżał służbowo. Zaś każdy październik spędzaliśmy w zazwyczaj słonecznym i ciepłym w tym miesiącu Zakopanem. Po raz pierwszy jesienią 1978 roku pogoda nas fatalnie zawiodła.

Wiedziałem, że Adam jeszcze bodaj jako kapitan, gdzieś przed dwudziestu laty, pracował w Komendzie Stołecznej MO. Został służbowo wysłany do Wrocławia na trzy dni. Tego miasta wtedy w ogóle nie znał. To była prawdziwa miłość „od pierwszego wejrzenia”. Oczarowany pięknem starego piastowskiego grodu, oficer milicji natychmiast poprosił o przeniesienie go do Wrocławia. Warszawa nie bardzo chciała się rozstać ze zdolnym pracownikiem, ale Krzyżewski pokonał wszystkie przeszkody, nawet brak mieszkań we Wrocławiu. Później wielokrotnie proponowano mu powrót do stolicy i odpowiedzialne stanowiska. Zawsze jednak spotykano się z odmową.

Krzyżewski był niewyczerpaną skarbnicą wiadomości. Miał fenomenalną pamięć. Prowadził przecież jeżeli nie tysiące, to setki najrozmaitszych spraw. Pamiętał je chyba wszystkie. Nie raz i nie dwa usiłowałem przyłapać mojego przyjaciela na jakiejś niedokładności. Porównywałem jego opowiadania z aktami sądowymi. Zawsze fakty się zgadzały. A mówił z pamięci, nie posługując się żadnymi notatkami. Co bardzo ważne, umiał opowiadać. Był, jak to się mówi, urodzonym gawędziarzem.

Nic więc dziwnego, że teraz spróbowałem, wydawało mi się niezawodnego chwytu, aby rozruszać nasze towarzystwo.

– Adam – poprosiłem – opowiedz coś ciekawego.

– Nie znam niczego ciekawego – odburknął pułkownik.

– Nie wierzę. Za dobrze cię znam – kusiłem.

– Wszystko co wiedziałem, wyciągnąłeś ode mnie już dawno.

– Jeszcze chyba sporo zostało.

Krzyżewski nic nie odpowiedział i nadal zabazgrywał gazetę.

– A jeżeli ja pułkownika poproszę – wyrwała się Marysia Zapędowska, nasz pensjonatowy czterdziestoletni podlot. Na każdym turnusie w każdym domu wczasowym zawsze musi się znaleźć taki typ kobiety, nadaremnie usiłującej za pomocą szminki, ubioru i zachowania się zatrzymać nieustannie biegnący czas.

– Pięknie prosimy pułkowniku – do Marysi dołączyły się inne panie.

– A dajcie mi spokój – pułkownik machnął ręką jak gdyby opędzał się od jakiejś natrętnej muchy – pójdę się położyć. Może do wieczora przestanie padać.

– To ładnie tak odmawiać kobietom? – zażartowała pani Krysia.

– Powiedziałem już, że nic nie wiem. Nie męczcie mnie – Adam naprawdę się zdenerwował. Gwałtownym ruchem złożył gazetę i schował długopis do kieszeni.

– Jesteś uparty jak... – chciałem dodać „stary osioł”, ale w porę się powstrzymałem. Bądź co bądź znajdowaliśmy się w towarzystwie osób związanych z nami jedynie przypadkową bytnością na tym samym turnusie w domu wczasowym.

– ...jak milicjant – podchwycił Krzyżewski – masz rację, że jestem uparty. U nas cenią zarówno upór, jak i wytrwałość. Tylko dzięki uporowi udaje się nam nieraz rozwikływać na pozór zupełnie beznadziejne sprawy. Choćby tę, zabójstwa we wsi Weten, w dawnym powiecie kętrzyńskim. Gdyby nie upór pewnego porucznika, mordercy nadal chodziliby na wolności. A niedużo im brakowało do kodeksowego przedawnienia.

– Zbrodnia zabójstwa przedawnia się po dwudziestu latach – mruknął Mieciu Ruszyński.

– Właśnie – przytaknął pułkownik – przestępcom zabrakło zaledwie trzech lat.

Przezornie milczałem. Wiedziałem, że jeśli Adam „zaskoczy”, to już swoją historię wyśpiewa aż do końca.

– Przyznam się szczerze – dorzucił mecenas Ruszyński – że nie słyszałem o takiej sprawie. A raczej bacznie śledzę wszelkie ciekawsze wydarzenia z naszej kryminalistyki. To pan pułkownik prowadził śledztwo?

– Nie. Z Wrocławia do Kętrzyna kawałek drogi. Ale w kołach milicyjnych ta sprawa była dość głośna. Znam ją z opowiadań jednego z przyjaciół z Komendy Wojewódzkiej w Olsztynie. Poza tym cytowana była nawet na pewnej odprawie w Komendzie Głównej. A także nasz milicyjny tygodnik „W Służbie Narodu” opublikował reportaż, o ile sobie przypominam redaktora Tadeusza Brytana.

Później sprawdziłem. Naturalnie Adam nie mylił się i bezbłędnie zapamiętał autora artykułu.

A tymczasem Krzyżewski poprawił się w wygodnym fotelu i już nieproszony rozpoczął swoim równym głosem:

– Jak wspomniałem, nie prowadziłem tej sprawy ani też nigdy nie miałem w swoich rękach akt śledztwa. Powtarzam to, co zasłyszałem. A także, zastrzegam to od razu, nieco zmieniam nazwiska głównych bohaterów tej tragedii. Przemilczę nazwisko oficera milicji, który swoim uporem przyczynił się do zdemaskowania przestępców. Milicjanci to nie gwiazdorzy filmowi. Im reklama jest niepotrzebna.

– Należy docenić każdą zasługę – wtrącił inżynier Koryciński.

– Zapewniam pana, inżynierze, że zasługa tego oficera została odpowiednio oceniona przez jego władze zwierzchnie.

– A inżynier zawsze musi być kontra – Miecio skorzystał z okazji i przygadał swojemu stałemu przeciwnikowi. Ci dwaj zawsze mieli odmienne zdania Jeżeli jeden mówił, że śnieg jest biały, drugi nie omieszkał dodać, że szybko robi się brudny.CZARNA OWCA

– Wieś Weten leży – rozpoczął swoje opowiadanie pułkownik Adam Krzyżewski – jak to już zaznaczyłem, w byłym powiecie kętrzyńskim. Dlatego o tym wspominam, że kiedy tam rozgrywały się te tragiczne wypadki, obowiązywał jeszcze stary podział administracyjny kraju. Wieś, obok autochtonów – Warmiaków i Mazurów – zasiedlili po 1945 roku repatrianci zza Buga. Byli jednak i tacy, którzy przybyli tutaj z Mazowsza, z odległej Kielecczyzny lub z Rzeszowskiego. Początkowo pomiędzy ludźmi zebranymi z tak różnych stron powstawały najrozmaitsze animozje. Być może rzutowały one na późniejszy przebieg wypadków.

Tupowie przybyli w te strony właśnie z Kieleckiego. Otrzymali ładną, dużą gospodarkę. Rodzina składała się z rodziców i trojga dzieci – dwóch synów, starszego Józefa i młodszego Adama. Jedyna córka nosiła imię Maria. Józef po skończeniu szkoły został gajowym w Nadleśnictwie Bartoszyce. Maria wyszła za mąż za chłopaka z tej samej wsi. A że starzy Tupowie zmarli w latach 1947 i 1949, na gospodarstwie pozostał Adam.

Młody człowiek w 1951 roku ożenił się z Apolonią Seklak. Początkowo żyli zgodnie i dość dobrze prowadzili duże gospodarstwo. Wkrótce jednak w tym małżeństwie zaczęło się coś psuć. Głównym powodem było chyba to, że Adam coraz częściej zaglądał do kieliszka, a coraz mniej przykładał się do roboty. Przy wódce Tupa miał szeroki gest. To on zawsze fundował i płacił zarówno za znajomych, jak i za przygodnie poznanych w knajpie. A kiedy brakło pieniędzy na wódkę, wyprowadzał czy to krowę, czy świniaka i sprzedawał za byle grosz. Aby tylko było na dalszą zabawę.

Kiedy podchmielony młody człowiek wracał do domu, kto żyw umykał mu z drogi. Adam Tupa upijał się bowiem „na awanturę”.

– Śmiejesz się ze mnie! – potrafił krzyknąć i rzucić się z pięściami na przechodzącego sąsiada czy nawet zupełnie obcego człowieka, którego po raz pierwszy widział na oczy. Był rosłym, dobrze zbudowanym mężczyzną i takie spotkania zwykle niemile się kończyły dla Bogu ducha winnych osób.

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: