Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

W krainie marzeń Tom pierwszy - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

W krainie marzeń Tom pierwszy - ebook

Historia ogromnej, nieco wyidealizowanej miłości. Kochankowie pochodzą z dwóch różnych światów, ale to nie przeszkadza ich uczuciu. Związek kwitnie w dość szybkim tempie…

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8189-894-2
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pierwsze spotkanie

Kochanie, a pamiętasz, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy? To był ciepły, jesienny wieczór… Pora roku dość zaawansowana, chodnik usłany barwnymi liśćmi, stopniowo butwiejącymi, o przyjemnym zapachu rozkładu…

Pamiętam, że postanowiłam wybrać się na spacer po moim ulubionym parku. Podjęłam tę decyzję, ponieważ dałam sobie ostatnią szansę. Miałam serdecznie dość dotychczasowego życia i zapragnęłam, by radykalnie się odmieniło. Postanowiłam, że zaryzykuję ten ostatni raz. Że rzucę wyzwanie losowi. Wyszłam tego wieczoru z domu z sercem pełnym nadziei, że wrócę szczęśliwa i odmieniona. Naprawdę nie wiedziałam, gdzie szukać odpowiedzi na moje pytania. A tych pytań było naprawdę wiele. Postanowiłam jednak podnieść głowę, chwycić klucze i minąć próg mojej kawalerki. Tak jak już wspomniałam, wieczór był naprawdę upojny, więc rozkoszując się orzeźwiającym wietrzykiem, skierowałam się w stronę parku. Nie spieszyłam się, stawiałam ostrożnie kroki. Spoglądałam prosto w twarze mijających mnie ludzi. Oni jednak zerkali ku mnie obojętnie i szli dalej. Dziś nie zrobiło to na mnie wrażenia. Maszerowałam naprzód, skupiona na nadziei. Skupiona na ostatniej szansie, którą dałam mojemu miałkiemu, jałowemu, samotnemu życiu…

W parku nie było wielu osób, ludzie pewnie woleli spędzać czas przed telewizorami. Przysiadłam na pierwszej lepszej ławce i utkwiłam spojrzenie w martwym punkcie w przestrzeni. Od czasu do czasu rozglądałam się, lecz nic nie zwracało mojej uwagi. Z każdą kolejną minutą moje serce stawało się coraz cięższe. Niepokój przedostawał się do mojej duszy. Poczułam na plecach nieprzyjemny dreszcz. Zaczynałam się poważnie bać, że nie osiągnę tego, czego się spodziewałam. Że nic nie wyjdzie z moich planów, a moje marzenia się nie spełnią. Pragnienia zwyczajnie umrą, a ja będę zmuszona…

I wtedy zauważyłam kątem oka jakiś ruch. Spojrzałam w tamtą stronę. Zobaczyłam ciebie… Szedłeś nieśpiesznym krokiem, z dłońmi wetkniętymi w kieszenie dżinsów. Głowę miałeś spuszczoną, spojrzenie utkwione w chodniku uciekającym spod twoich stóp. Z początku mnie nie zauważyłeś, lecz w pewnym momencie podniosłeś wzrok. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, znienacka się zatrzymałeś. Mi zaś zabrakło nagle powietrza, a w gardle zaschło. W okolicach żołądka poczułam bardzo przyjemne łaskotanie.

Pamiętam, jak podszedłeś do mnie. Twój krok był bardzo niepewny. Gdy znalazłeś się obok mnie, zapytałeś, czy możesz usiąść na mojej ławce. Z początku gapiłam się jedynie w twoje oczy (wtedy było zbyt ciemno, żebym mogła dostrzec ich barwę). Prędko jednak się zmitygowałam i gestem dałam ci do zrozumienia, że nie mam nic przeciwko.

Nie musiałeś mi się przedstawiać. Wiedziałam doskonale, kim jesteś; że jesteś liderem świetnej rockowej kapeli. Doskonale znałam twój głos.

Pamiętam, że siedzieliśmy na ławce do białego rana. Rozmawiało się nam tak przyjemnie, że straciliśmy rachubę czasu. Opowiadałeś mi o sobie, lecz wiedziałam co nieco o twoim prywatnym życiu z plotkarskich gazet. Ja także ci się przedstawiłam. Niestety, moje życie nie było na tyle barwne i ciekawe, żeby poświęcać mu uwagę.

Nie sądziłam, że jesteś tak cudownym chłopakiem. Nie spodziewałam się, że masz tak miękkie wnętrze, tak światłoczułą duszyczkę, wrażliwe serduszko. A ja przepadałam za nieśmiałymi facetami. Dlatego gdy przedstawiałeś mi swój życiorys, spijałam łapczywie słowa z twoich ust. Ust, hmm, całkiem apetycznych…

To było bardzo miłe, że postanowiłeś odprowadzić mnie do domu. Nasze dłonie mimowolnie się splotły. Gdy doszliśmy do klatki schodowej, zatrzymaliśmy się. Nie przeszkadzało mi absolutnie, że jesteś ode mnie sporo niższy. Nie robiły na mnie wrażenia twoje nadprogramowe kilogramy. W świetle rzucanym przez pobliską latarnię, mogłam lepiej przyjrzeć się twoim zielonym oczom; podziwiać twój rozkoszny uśmiech, który tak bardzo uwielbiałam.

I wtedy to się stało. Pocałowałeś mnie. Hm, a może to ja ciebie? Nieważne… Ważne, że poczułam się, jakbym trafiła do siódmego nieba. Nie spodziewałam się, że twoje wargi mogą być tak słodkie, tak apetyczne… A twój języczek potrafił czynić cuda w moich ustach… Nie wiem, czy wiedziałeś wtedy, że to jest mój pierwszy pocałunek… Tak się cieszyłam, że przeżyłam go właśnie z tobą! Gdy w końcu się od siebie oderwaliśmy, musieliśmy chwilę zaczekać, aż nasze oddechy się wyrównają, a rozochocone zmysły uspokoją.

Na szczęście, miałeś takt, żeby poprzestać na pocałunku. Marzyłam o tym, by poznać bliżej twoje ciałko, ale nie chciałam zaczynać naszej znajomości od seksu. Mógłbyś pomyśleć, że jestem łatwa. Choć miałam na ciebie chętkę, to postanowiłam przemówić sobie do rozsądku i się powstrzymać. Marzyłam, żeby ten pierwszy raz był wyjątkowy. Chciałam go dobrze zaplanować, żeby nie był przypadkowym przeżyciem.

Zanim się rozstaliśmy, wymieniliśmy się numerami telefonów. Ten fakt uszczęśliwił mnie, bo oznaczał, że spotkamy się kolejny raz. Gdy schowałeś telefon do kieszeni, spojrzałeś mi głęboko w oczy, musnąłeś dłonią policzek… Myślałam, że pocałujesz mnie raz jeszcze, ale uśmiechnąłeś się tajemniczo, odwróciłeś na pięcie i ruszyłeś w nieznanym kierunku… To ciekawe, ale ledwo się rozstaliśmy, a ja już zaczęłam za tobą tęsknić… Ścisnęłam jednak w kieszeni dżinsów telefon. Nie mogłam się doczekać, aż znów się zobaczymy…Pierwszy raz

Patrick, a wspominasz czasem, jak wyglądał nasz pierwszy raz? Było to bardzo ważne wydarzenie. Choć nie przygotowywaliśmy się, to myślę o nim jak o jednym z najistotniejszych momentów w moim całym życiu. Zwłaszcza że byłeś moim pierwszym mężczyzną.

Trwał spokojny, wczesnowiosenny wieczór. Pomarańczowe słońce zaglądało do naszego pokoju, rozrzucało na podłodze i ścianach złociste plamy światła. Rozsiadłam się wygodnie na mojej nieco wysłużonej kanapie, ty zajmowałeś miejsce na podstarzałym fotelu. Oboje raczyliśmy się kubkami kakao. Nie rozmawialiśmy, bo cisza była tak rozkoszna, że żal było ją burzyć. Od czasu do czasu zerkaliśmy jedynie na siebie znad krawędzi kubków. Twoje zielone oczy stykały się z moimi czarnymi. Za każdym razem, jak nasze spojrzenia się spotykały, uśmiechaliśmy się do siebie delikatnie.

W pewnym momencie postanowiłam odnieść puste kubki do zlewu. Gdy byłam zajęta zmywaniem, poczułam twój dotyk. Przestraszyłam się, bo podszedłeś do mnie zupełnie bezszelestnie i niespodziewanie. Otoczyłeś mnie w pasie ramionami, przylgnąłeś do moich pleców, podbródek wsparłeś o mój bark. Gdy poczułam na ciele twoje ciepło, momentalnie zrobiło mi się przyjemnie. Odłożyłam niedomyte kubki do zlewu i odwróciłam się ku tobie. Twój wzrok… od twojego wzroku bił ogromny głód. Nienasycone pragnienie. A przy tym prawdziwe, szczere uczucie. Gdy zerkałeś na mnie tak błagalnie, wiedziałam, co masz na myśli… Czekałeś jedynie na moje pozwolenie, na moją zgodę.

Przyznam, że mocno się wahałam. Wprawdzie byliśmy w związku od kilkunastu tygodni, to wciąż miałam pewne obawy. Byłeś moim pierwszym mężczyzną i chciałam się upewnić, że również właściwym. Nie zamierzałam oddać mojej cnoty byle komu. Choć skończyłam niedawno dwadzieścia jeden lat, to nie wstydziłam się faktu, że wciąż jestem dziewicą. Wręcz przeciwnie, uznawałam to za powód do dumy. Nie łajdaczyłam się jak większość dziewczyn w moim wieku. Kochałam cię i byłam pewna, że nie potrafię już bez ciebie żyć. Ceniłam sobie jednak moją czystość. Dlatego przez ostatnie miesiące nie zaczynałam wątku dotyczącego współżycia.

Tym razem byłam pewna, że nadszedł ostateczny moment. Musiałam podjąć rozstrzygającą decyzję. Wiedziałam, że długo nie wytrzymasz, że twoja cierpliwość powoli się kończy. Jeśli chodzi o twoją czystość, to nie miałam pojęcia, czy miałeś przede mną jakąś kobietę. Jakoś nie miałam odwagi, by cię o to zapytać. Nurtowało mnie to, jednak nie potrafiłam zadać ci tego pytania. Miałam nadzieję, że pewnego dnia sam poruszysz ten temat.

Jak miałam postąpić? Nie miałam sumienia dłużej cię testować. Bolało mnie serce na widok twojego błagalnego spojrzenia. Przełknęłam głośno ślinę, znienacka zaschło mi w gardle. O dziwo, poczułam w żołądku całkiem przyjemny uścisk, a w podołku miłe łaskotanie. Oderwałam z trudem wzrok od podłogi i spojrzałam ci w twarz. Wciąż przyglądałeś mi się błagalnie. Nie, nie, nie mogłam dłużej się z tobą przekomarzać. Nie potrafiłam zwodzić. Serce mi się krajało na twój widok. Dlatego więc skinęłam delikatnie głową na znak, że możesz zrobić ze mną wszystko, co zapragniesz…

Gdy zobaczyłeś moją odpowiedź, na twej ślicznej twarzy rozkwitł szeroki uśmiech, który tak bardzo kochałam. W twych zielonych tęczówkach zapaliło się nagle jasne, pogodne światło. Gdy wziąłeś mnie znienacka na ręce, pisnęłam i zaśmiałam się donośnie. Byłam zaskoczona, że udało ci się mnie podnieść. Nie należałam do najszczuplejszych dziewczyn.

Zaniosłeś mnie do sypialni. Ostrożnie położyłeś na łóżku. Czułam, jak serce tłucze mi się w piersi. Oddech przyśpieszył nagle. W dole brzucha wciąż czułam przyjemne mrowienie. Wszystko to było dla mnie zupełnie nowe. Nigdy wcześniej tak się nie czułam. Byłam zaskoczona reakcją mojego ciała na tę sytuację. Nie sądziłam, że może to być tak przyjemne, tak rozkoszne… A przecież to był dopiero początek, niczego jeszcze nie zaczęliśmy!

Gdy leżałam na wznak, niewinna i w pełni ci oddana, wspiąłeś się na mnie. Moje serce zabiło jeszcze mocniej, gdy poczułam twój rozkoszny ciężar. Przez kilka pierwszych minut tylko się całowaliśmy. Ale co to były za pocałunki! Nie mogłam się nimi nasycić. Całowałeś z niesamowitą wprawą. Hm, pewnie miałeś praktykę… Nieważne. Odrzuciłam od siebie tę myśl. Liczyło się to, że w tej chwili jestem tylko twoja.

Nie spieszyliśmy się. W końcu jednak pocałunki przestały wystarczać. Drżącymi dłońmi zacząłeś dobierać się do guzików mojej koszulki. Jako że nie lubiłam nosić stanika, chwilę później mój biust objawił się przed tobą w pełnej krasie. Na ten widok aż zabrakło ci tchu. Przez następne kilka minut skupiałeś się wyłącznie na moich piersiach. Przyznam, że było to niezwykle przyjemne. Zamykałam oczy, aby jeszcze silniej odczuć pieszczotę. Przygryzałam wargę, moje rozochocone ciało wyginało się w łuk. Czułam, że powoli staję się gotowa…

Ty jednak nie chciałeś jeszcze przejść do sedna sprawy. Gdy znudził ci się mój biust, postanowiłeś rozebrać się. Mmm, aż zamruczałam z rozkoszy na widok twojej nagiej klatki piersiowej. Nie była to klatka sportowca, jednak nie mogłam się na nią napatrzeć. Nie wytrzymałam — uniosłam rękę, by jej dotknąć. Była rozgrzana do czerwoności. Zaskoczyła mnie miękkość i gładkość twej skóry.

Stopniowo pozbawialiśmy się garderoby. Gdy ujrzałam cię takiego, jakim cię Pan Bóg stworzył… Miałam wrażenie, że moje podbrzusze eksploduje. To, co poczułam, chyba można było nazwać pożądaniem. Tak bardzo zapragnęłam, by cię poczuć… Rozłożyłam ramiona i uda, zapraszając cię… Rozrzewnił mnie fakt, że tam, na dole, jesteś tak jaśniutki…

Czułam, jak narasta we mnie namiętność. Jak mój głód się zaostrza. Szeptałam ci do ucha, błagając o jeszcze… Błagałam, żebyś mnie nie oszczędzał, żebyś robił ze mną wszystko, na co tylko masz ochotę. Chciałam, abyś mówił mi o swych potrzebach, o twych życzeniach, abym mogła je spełniać. Byłam sobą zaskoczona, ale nie czułam się zażenowana czy skrępowana. Nie odczuwałam wstrętu. Wręcz przeciwnie — gdy było ci dobrze, ja także byłam szczęśliwa. Twoją przyjemność stawiałam na pierwszym miejscu. Oczywiście, czekałam na rewanż, ale nie byłam egoistyczna.

W końcu i ty, i ja mieliśmy dość czekania. Ponownie się na mnie wspiąłeś. Ująłeś mnie delikatnie za biodra i… to się stało. Gdy cię poczułam, zadławiłam się własnym oddechem. Poczułam wprawdzie lekki ból, ale był to ból dobry. Zamknęłam oczy, by rozkoszować się chwilą. Oplotłam ramionami twoją szyję. Poruszałeś się powoli, bez pośpiechu, co pobudzało moje zmysły. Gdy rozchyliłam nieznacznie powieki, zobaczyłam twoją twarz. Wykrzywiający ją grymas rozkoszy podziałał na mnie jeszcze bardziej. Wiedziałam, że powoli wspinam się na najwyższy szczyt…

Eksplodowaliśmy jednocześnie. Twój słodki, cichutki jęk pieścił moje uszy. Ja sama odetchnęłam głęboko, targana namiętnością. Moje ciało naprężyło się jak struna; miałam wrażenie, że sięgam samych gwiazd, że dotykam słońca… Jednak najpiękniejszym widokiem była twoja twarz, na której malowało się spełnienie…

Gdy najpiękniejsza z chwil przeminęła, nasze gotujące się ciała opadły na przyjemnie chłodną, miękką pościel. Oddechy uspokajały się bardzo długo. Lekko kręciło mi się w głowie, pewnie od nagłego skoku ciśnienia. Nie mówiliśmy nic — czekaliśmy, aż wrócimy na ziemię. Głuchą ciszę w pokoju roztrącały jedynie nasze głębokie westchnienia.

Gdy doszliśmy do siebie, zwróciłeś się w moją stronę. Pamiętam, jak zapytałeś, czy tak sobie wyobrażałam mój pierwszy raz. Odpowiedziałam, że jestem szczęśliwa, że odbyłam go właśnie z tobą. Że to ty odebrałeś mi niewinność. Ja również zadałam ci pytanie, czy było ci ze mną dobrze. Odparłeś, że po raz pierwszy doznałeś takich fajerwerków. Korciło mnie, aby zapytać, czy był to również twój pierwszy raz, ale po raz kolejny powstrzymała mnie trema.

Tak, mój kochany Patricku. Lubię wspominać nasz pierwszy raz. Lubię rozkoszować się myślą, że ty uczyniłeś mnie kobietą. Że nasz związek wkroczył w nowy etap. Oczywiście, na co dzień spotyka nas wiele pięknych chwil, ale tego dnia, kiedy oddałam ci się bezwarunkowo, nigdy nie zapomnę.W krainie marzeń

Patrick, a pamiętasz naszą pierwszą wspólną podróż? Postanowiliśmy wybrać się na dwa dni do twojego domku letniskowego. Wiem, że przywieźliśmy stamtąd jeden dodatkowy bagaż — bagaż wspaniałych wspomnień.

Pamiętam, że byliśmy zmuszeni, by skorzystać z autobusu podmiejskiego. Musiałam przyznać, że nie przepadałam za tą formą transportu. Zdecydowanie preferowałam pociągi lub zwykłe samochody. W takim autokarze jest bardzo ciasno, duszno i trzęsie nim podczas jazdy. Nie miałam choroby lokomocyjnej, ale robiło mi się nieprzyjemnie, gdy autobus podskakiwał na nierównościach drogi. Zauważyłeś, że nie czuję się najlepiej, więc zacząłeś mnie pocieszać, że jeszcze kilkanaście minut i będziemy na miejscu. Od twojego przyciszonego, aksamitnego głosu od razu zrobiło mi się przyjemnie.

Wreszcie wysiedliśmy z tego wstrętnego autobusu. Jak na dżentelmena przystało, pomogłeś mi wytaszczyć walizki. Nie zabieraliśmy ze sobą dużego bagażu, gdyż wyjeżdżaliśmy tylko na dwa dni. Szkoda, że nie na dłużej, ale i tak się cieszyłam, że ta wycieczka przerwie monotonię i pozwoli mi wydostać się na trochę z nudnych czterech ścian mojej kawalerki. Miałam zdecydowanie dość prozy życia. Ta wyprawa była dla mnie wybawieniem. Odskocznią od niewesołych myśli i jednostajnego nastroju.

Od szosy do domku dzieliła nas niedługa piaszczysta ścieżka, która biegła poprzez sięgającą horyzontu łąkę. Gdy ruszyliśmy ścieżką, nie mogłam się doczekać, aż zobaczę twoją samotnię. Opowiadałeś o tej okolicy z ogromnym zachwytem. Mówiłeś, że nazywasz ją swoją osobistą krainą marzeń. Wspominałeś, że gdy jest ci ciężko bądź po prostu chcesz pobyć sam na sam ze swoimi myślami, przyjeżdżasz tutaj. Nie dało się ukryć, że jesteś podekscytowany, mogąc pokazać mi to miejsce. Mówiłeś, że to tak, jakbyś podzielił się ze mną swoją duszą. Ten zakątek pamiętał zarówno twój śmiech, jak i łzy.

W końcu dotarliśmy na miejsce. Na widok domku zaniemówiłam. Faktycznie, sprawiał bardzo sympatyczne wrażenie. Nie był zbyt duży, ale miejsca dla nas obojga było dość. Nieopodal szeptało sennie jezioro. Dzień był niemal bezwietrzny, więc fale były niewysokie. Trochę dalej majaczyła zwarta, mroczna ściana lasu. Zanim tu przyjechaliśmy, ostrzegałeś mnie przed tym lasem. Mówiłeś, że zawsze omijałeś go szerokim łukiem. Podobno w nim straszyło. Trochę niedowierzałam twoim słowom, ale nie dałam tego po sobie poznać. Powtarzałeś, że każdy, kto wejdzie do tego lasu, przepada bez wieści. Że dopadają go demony, które kryją się na dnie umysłu każdego człowieka. Brzmiało to groźnie, ale mimo to podchodziłam do sprawy z dystansem.

Wspólnymi siłami wtaszczyliśmy bagaże do środka domku. Wnętrze prezentowało się równie przyjemnie. Zmęczona podróżą, opadłam na jedną z nieco wysłużonych kanap, która ugięła się pod moim ciężarem z przeciągłym jęknięciem. Ty tymczasem udałeś się do kuchni, aby zaparzyć kawę.

Gdy osuszyliśmy kubki z ostatniej kropli ożywczego napoju, postanowiliśmy przejść się po okolicy, bym lepiej ją poznała. Oczywiście, trzymaliśmy się z dala od lasu. Gdy zmęczyliśmy się chodzeniem, ściągnęliśmy adidasy i usiedliśmy na brzegu jeziora. Nagie stopy włożyliśmy do wody, która z cichym pluskiem rozpryskiwała się o nasze kostki. Było mi tak dobrze, że miałam ochotę śpiewać i tańczyć. Czułam się cudownie, mogąc siedzieć obok ciebie, w tak pięknym miejscu. Cieszyłam się, że jesteśmy zupełnie sami, że nikt nam nie będzie przeszkadzał. Bardzo lubiłam mieć cię na wyłączność.

Siedzieliśmy na brzegu, bez słowa przyglądając się, jak słońce powoli przetacza się przez przejrzyste niebo. Głowę wspierałam o twój bark. Do nosa, oprócz zapachu jeziora, trawy i lasu, wpadał mi twój zapach. Ach, nie istniały słowa, którymi mogłabym określić, jak byłam w tej chwili szczęśliwa.

Postanowiłeś odezwać się pierwszy. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Zwierzałeś mi się, co wydarzyło się podczas twojej ostatniej trasy. Mówiłeś, że okrutnie za mną tęskniłeś. Odpowiadałam ci, że mi także było bardzo ciężko zasypiać obok twojej pustej, zimnej poduszki. Poduszka jednak wciąż nosiła twój zapach, więc wtulałam w nią swoją twarz. Pytałeś mnie, co słychać u mojej mamy; ja odpowiadałam, że trzyma się naprawdę dobrze. Że jest zadowolona ze swojego drugiego męża. Ja zaś zainteresowałam się, co słychać u twoich rodziców. Odpowiadałeś w skrócie, że wiedzie im się w porządku.

Rozmawialiśmy w ten sposób aż do zapadnięcia zmroku. Gdy skończyłam opowiadać, jak się miewa moja przyjaciółka Anka (miewała się bardzo dobrze, od dwóch tygodni była w nowym związku i zanosiło się na to, że ta znajomość miała szansę przeobrazić się w coś trwalszego), nagle zwróciłeś się ku mnie. W twoich zielonych oczach tańczyło światło gasnącego słońca. Podniosłeś rękę, by dotknąć czule mojego policzka. Zmrużyłam lekko oczy, gdyż lubiłam czuć twój delikatny, ostrożny dotyk. Powiedziałeś nagle, że nie wyobrażasz sobie, co byś zrobił, gdybym pewnego razu cię opuściła. Zaśmiałam się leciutko ze szczerości w twoim głosie i powiedziałam, że nigdzie się nie wybieram. Na dźwięk moich słów twoja twarz momentalnie się rozpogodziła. Uśmiechnąłeś się szeroko, ukazując swoje białe, równe ząbki. Och, jak ja kochałam twój uśmiech!

W pewnym momencie, zupełnie niespodziewanie, postanowiłeś wstać. Stanąłeś nade mną i wyciągnąłeś rękę, by pomóc mi się podnieść. Gdy uścisnęłam twoją ciepłą, delikatną dłoń, znienacka… chwyciłeś mnie w ramiona. Zareagowałam na to donośnym krzykiem i śmiechem. Nie miałam pojęcia, co zamierzasz ze mną zrobić. Nagle, ku mojemu niebotycznemu zaskoczeniu, skierowałeś swe kroki w stronę jeziora. Z początku zaczęłam protestować, abyś pozwolił mi się rozebrać, ale nie — ty uparcie brnąłeś poprzez fale, nie wypuszczając mnie z objęć. Gdy w końcu wypuściłeś, woda sięgała mi prawie do pasa. Jako że byliśmy równi wzrostem, ty także zanurzyłeś się dość głęboko. Pod nagimi stopami czułam żwirowy grunt jeziora.

Jako że słońce prawie w całości schowało się za horyzontem, miałam małe trudności z odszukaniem twojego spojrzenia; widziałam je jednak wystarczająco dobrze pośród rodzącego się mroku, by stwierdzić, że nie posiadasz się ze szczęścia. Uśmiechałeś się tak szeroko, tak serdecznie i słodko, że poczułam w żołądku te sławne motylki. Twoje oczy także były roześmiane i równie piękne jak uśmiech. Podniosłam rękę, by dotknąć twoich miękkich, jasnych włosów; przesunęłam wierzchem dłoni po policzku, pokrytym dwudniowym zarostem. O dziwo, nie miałeś na głowie swojego sławetnego kapelusza, z którym zazwyczaj się nie rozstawałeś.

Zbliżyłeś się do mnie tak, że nasze ciała zetknęły się ze sobą. Mokra garderoba mocno nam ciążyła. Jezioro, które wraz z nadejściem wieczoru znienacka się przebudziło, kołysało nas lekko. Spojrzałeś mi jeszcze raz głęboko w oczy, po czym nasze usta się spotkały. Mmm, od dawna marzyłam o takim pocałunku… Twój niegrzeczny, giętki języczek bezpardonowo wdarł się do mojego gardła, odbierając mi na chwilę zdolność oddychania. Zrewanżowałam ci się równie apetycznym buziakiem.

Przerwaliśmy dopiero wtedy, gdy powiał dość chłodny, nocny wiatr. Na naszych plecach i ramionach pojawiła się gęsia skórka. W przemoczonych ubraniach było nam naprawdę zimno. Pocałowałeś mnie jeszcze ten jeden raz, po czym skierowaliśmy się ku brzegowi. Gdy wyszliśmy z wody, oboje zaczęliśmy drżeć z zimna jak osika. Czym prędzej udaliśmy się do domku, by pozbyć się mokrych ubrań. Odkopałeś z walizki nasze dwa szlafroki, które zarzuciliśmy na nasze plecy. Zaszyłeś się na moment w kuchni, aby przygotować coś rozgrzewającego do picia. Baliśmy się, czy nasze dzisiejsze harce nie skończą się przeziębieniem.

Trzymając w stulonych dłoniach kubki z gorącym kakao, rozsiedliśmy się wygodnie na kanapie. Było późno, powoli zbliżała się dwudziesta druga, ale nam nie chciało się spać. Rozmawialiśmy na lekkie, niezobowiązujące tematy. W pewnym momencie zainteresowałam się dość pokaźną biblioteczką, stojącą pod jedną z drewnianych ścian. Nie puszczając kubka, wstałam z kanapy i podeszłam, aby z bliska przyjrzeć się grzbietom książek. Byłam zaskoczona, że są to same trudne lektury. Żadnych łzawych romansów, za którymi przepadałam. Zapytałam cię, czy faktycznie czytasz tak ciężkie powieści. Kiwnąłeś głową tak, jakby nie było to niczym dziwacznym. Musiałam przyznać, że mocno urosłeś w moich oczach. Byłam z ciebie dumna, że jesteś taki mądry. Mój podziw musiał wymalować się na mojej twarzy, bo twoje oblicze mocno się rozjaśniło. Pamiętam, jak powiedziałam, że nie mogę się nadziwić, że lubisz używać swojego mózgu. Niewielu ludzi to potrafiło, niestety.

Wróciłam na kanapę. W pokoju zapadła nagle cisza. Cisza przyjemna. Oboje nie mieliśmy chęci, aby ją burzyć. Przerywało ją jedynie nasze przyciszone siorbanie.

I wtedy, nagle, usłyszeliśmy ciche stukanie w szybę, stopniowo narastające. No nie! Rozpadał się deszcz. Byliśmy tym faktem bardzo zaskoczeni, bo wieczorne niebo było wyzbyte najmniejszego strzępu deszczowej chmury. Kiedy zdążyły się zgromadzić te chmurzyska? Nie mieliśmy pojęcia. Mieliśmy jedynie nadzieję, że do jutra przestanie padać. Nie chcieliśmy spędzić kolejnego dnia na chowaniu się przed ulewą.

Gdy tak siedzieliśmy, nic nie mówiąc, moje myśli powędrowały w stronę lasu. Nie dało się ukryć, że bardzo mnie intrygował. Lubiłam tego typu miejsca, mroczne i niedostępne. Kusiło mnie, aby chociaż zajrzeć do środka boru, ale nie chciałam cię zawieść; obiecałam, że będę trzymała się z daleka od tych drzew. Dałam słowo honoru, że będę go omijać. Walczyłam z wewnętrznym głosem, który podpowiadał mi, żebym jednak zaryzykowała, ale natychmiast przed oczami stawała mi twoja smutna twarz. Wyobraziłam sobie twoje oblicze, pełne zawodu i rozczarowania. Dlatego też postanowiłam wyrzucić z głowy te zamiary. Musiałam trzymać się z dala od lasu i kropka.

Musiałeś wyczytać z mojego spojrzenia, o czym w danej chwili myślę, bo nagle mocno posmutniałeś. Serce pękło mi na pół na widok twoich zasmuconych oczu. Próbowałam naprawić błąd uśmiechem, ale nie byłeś na tyle głupi, aby dać się nabrać. Odstawiłeś na pobliski stolik pusty kubek i podciągnąłeś kolana pod brodę, otaczając je ramionami. Zrobiło mi się ciebie żal. Zaczęłam się zarzekać, że nie rzucam słów na wiatr i że możesz być spokojny, że cię nie oszukam. Dostrzegłam, że moje słowa do ciebie dotarły, ale wciąż byłeś bardzo przygnębiony. Odezwałeś się dopiero po kilku minutach. Gdy podniosłeś głowę i schwytałeś moje spojrzenie, powiedziałeś, że po prostu pragniesz mojego dobra. Że chcesz bronić mnie przed niebezpieczeństwem. Odparłam, że doskonale o tym wiem. I że nie musisz się o mnie niepokoić. Skoro obiecałam, że nie wejdę do lasu, to tak będzie.

Siedzieliśmy w saloniku jeszcze przez jakiś czas. Wciąż sprawiałeś wrażenie podłamanego. Deszcz padał zawzięcie, miotał wściekle wielkimi kroplami o trzęsącą się szybę. Zbliżała się północ, więc postanowiłam zaproponować, abyśmy poszli spać. Żałowałam, że kończymy ten dzień w tak posępnych nastrojach… Założyliśmy piżamy i położyliśmy się do łóżka, które znajdowało się na piętrze domku. Natychmiast przyjąłeś pozycję embrionalną. Wiedziałam jednak, że nie śpisz. Pośród mroku widziałam twoje szeroko otwarte oczy. Czułam do siebie wstręt i wyrzuty sumienia. Nie chciałam, abyś cierpiał z mojego powodu. Ja jednak, w przeciwieństwie do ciebie, poczułam się nagle bardzo zmęczona i senna. Nie pamiętałam, kiedy zasnęłam.W krainie marzeń II

Kiedy otworzyłam oczy, z początku nie wiedziałam, gdzie się znajduję. Dopiero po dłuższej chwili dotarło do mnie, że leżę w łóżku w twoim domku letniskowym. Przetarłam pięściami sklejone snem powieki i rozejrzałam się po pokoiku. Moje spojrzenie zatrzymało się na moment na oknie — ze smutkiem stwierdziłam, że przez noc nie przestało padać. Niebo było zasnute ponurymi, szaroburymi chmurami, wielkie krople stukały o szybę tak, jakby pragnęły dostać się do środka.

Jako że leżałam zwrócona w stronę okna, przewróciłam się na plecy, a potem na prawy bok. Byłam pewna, że zobaczę ciebie, smacznie sobie śpiącego, głęboko i spokojnie oddychającego — jednak ku mojemu zaskoczeniu stwierdziłam, że twoja połowa łóżka jest pusta. Mocno mnie to zaniepokoiło, bo należałeś raczej do śpiochów i zazwyczaj budziłam się jako pierwsza.

Poczułam nieprzyjemne, przyspieszone bicie serca. Co się stało, że nie było cię obok mnie? Dokąd mogłeś się udać? Zaczęłam przekonywać samą siebie, że pewnie wszystko jest w porządku, że siedzisz na kanapie na parterze domku i pogrążasz się w lekturze jednej z tych swoich mądrych książek. Albo że żłopiesz po cichutku kawę bądź herbatę. Tak, uspokajałam swoje rozpędzone serce, że nie ma powodu do obaw. Że zupełnie niepotrzebnie się martwię.

Odrzuciłam kołdrę i wydostałam się z pościeli. Na moment przysiadłam na brzegu łóżka, bo lekko zakręciło mi się w głowie od nagłej zmiany pozycji. Gdy poczułam się dobrze, chwyciłam leżący nieopodal na podłodze szlafrok i zarzuciłam sobie na plecy. Zwróciłam uwagę na fakt, że twój szlafrok leży obok mojego. Moje serce zadudniło nerwowo.

Otulając się połami szlafroka, ostrożnie zeszłam na dół. Starałam się stawiać kroki ostrożnie, by robić jak najmniej hałasu. Poczułam, że moje serce ruszyło pełnym galopem.

Gdy pokonałam ostatni stopień, odetchnęłam z ulgą. Zobaczyłam, że siedzisz w fotelu, z nogami podwiniętymi pod siebie, i notujesz coś zawzięcie w czarnym brulionie, wspartym o jedno z twoich kolan. Nie od razu zauważyłeś moje pojawienie się. Dopiero gdy ruszyłam w twoją stronę, oderwałeś wzrok od zeszytu. Uśmiechnęłam się leciutko, mając nadzieję, że odwzajemnisz uśmiech. Ty jednak spoglądałeś na mnie ze smutkiem w zielonych oczach. Wciąż gniewałeś się na mnie za ten las! Gdy chciałam otworzyć usta i ponownie zacząć się tłumaczyć, uniosłeś lewą rękę na znak, żebym sobie odpuściła. Posłałeś mi jeszcze jedno ponure spojrzenie i jakby nigdy nic wróciłeś do bazgrolenia w notatniku.

Stałam z opuszczonymi ramionami, nie mając pojęcia, co zrobić w takiej sytuacji. Szukałam pomysłu, w jaki sposób mogłabym poprawić ci nastrój. Myślałam gorączkowo, czym mogłabym cię pozytywnie zaskoczyć. Seks raczej odpadał, to było zbyt trywialne… Namiętny pocałunek też nie wchodził w grę, bo pewnie nie dałbyś mi się pocałować.

I nagle przyszło mi do głowy coś, co sprawiło, że uśmiechnęłam się do siebie szeroko.

Postanowiłam, że nakarmię cię truskawkami, które przezornie ze sobą zabrałam. Chciałam jednak nakarmić cię w nieco nietuzinkowy sposób…

Odwróciłam się na pięcie i udałam do kuchni. Zajrzałam do lodówki, z której wydostałam moją tajną broń. Trzymając zimne, przezroczyste pudełeczko w dłoniach, ruszyłam w stronę pokoju.

Usłyszałeś szelest moich kroków, bo ponownie na mnie zerknąłeś. Na widok pudełka truskawek w moich dłoniach twoje oczy nagle się rozszerzyły. Nie dało się ukryć, że jesteś zaskoczony, bo spoglądałeś na mnie pytająco. Ku mojej uciesze, odłożyłeś zeszyt i długopis na pobliski stolik i wyprostowałeś nogi. Chciałeś się odezwać, lecz ja położyłam wskazujący palec na ustach. Bardzo grzecznie mnie posłuchałeś.

Uśmiechając się od ucha do ucha, podeszłam do ciebie. Gdy stanęłam nad tobą, zerkając ku tobie kokieteryjnie, zauważyłam, jak z trudem przełykasz ślinę. Twoje jabłko Adama gwałtownie się poruszyło. Ja, zupełnie bezpardonowo, rozsiadłam się okrakiem na twoich udach. Wtedy też otworzyłam pudełko z owocami. Ich słodki zapach natychmiast rozszedł się po pokoju. Gdy rzuciłam ci kolejne powłóczyste spojrzenie, zauważyłam, że oblizujesz wargi. Ujęłam jedną z truskawek za szypułkę i zawiesiłam ją nad twoją głową. Chciałeś ugryźć owoc, lecz ja w ostatniej chwili cofnęłam rękę. Spróbowałeś ponownie, ale i tym razem ci na to nie pozwoliłam. Aby podgrzać atmosferę, szeptałam ci do ucha niepokorne słowa. Drżałeś, gdy mój oddech spływał po twojej szyi. Kiedy w końcu zacząłeś prosić, abym pozwoliła ci spróbować truskawkę, zlitowałam się. Gdy wbiłeś zęby w pokaźny, słodki owoc, czerwony miąższ spłynął po twojej brodzie. Nachyliłam się, aby go zlizać. Wiedziałam, że to cię podnieca.

W podobny sposób droczyłam się z tobą, podtykając ci pod nos kolejne truskawki. W pewnym momencie włożyłam sobie jeden owoc do ust i zasugerowałam, abyś ugryzł wystający kawałek. Tym sposobem nasze wargi się zetknęły. Mmm, jaki słodki był ten pocałunek… Byłam wniebowzięta, że udało mi się poprawić twój humor. W twoich zielonych oczach znów paliło się to znajome światło, które pojawiało się, gdy byłeś spokojny.

Niestety, truskawki prędko się skończyły. Puste pudełko odstawiłam na stół i zsunęłam się z twoich kolan. Byłeś uśmiechnięty od ucha do ucha. Gdy wróciłam na kanapę i usiadłam obok ciebie, znienacka ująłeś moje dłonie. Spojrzałeś mi w oczy tak, jakbyś nie widział mnie przez wiele lat. W pewnym momencie dostrzegłam, że spod twojej powieki wydostaje się wielka łza. Wiedziałam jednak, że jest to łza szczęśliwa, bo wciąż się uśmiechałeś.

Nie puszczając moich rąk, zacząłeś mnie przepraszać. Za to, że posądzałeś mnie, iż nie dotrzymam danego ci słowa. Że pomimo twoich ostrzeżeń udam się do lasu. Prosiłeś, abym ci wybaczyła, że mi nie dowierzałeś… Gdy tak mówiłeś, poczułam, jak w moim gardle powstaje dławiąca gula, a do oczu cisną się łzy wzruszenia. Byłam do tego stopnia poruszona twoimi słowami, że sama się rozpłakałam. Podniosłeś prawą rękę i zgarnąłeś łzy z moich policzków. Przysunąłeś się bliżej mnie i przyłożyłeś głowę po mojej piersi. Wiedziałam, że słuchasz bicia mojego serca. Lubiłeś to robić. Dziś moje serce uderzało wyjątkowo mocno. Gładziłam cię czule po jasnej główce, szepcząc uspokajające słowa. Słyszałam, jak niezbyt głośno pociągasz nosem.

Przytulaliśmy się do siebie przed dobre kilka minut. Czekaliśmy, aż nasze emocje opadną. Gdy w końcu ochłonęliśmy, wyprostowałeś się. Miałeś na sobie czarną koszulę i czarne sztruksy, ja wciąż byłam ubrana w szlafrok. Przez chwilę miałam wrażenie, że zechcesz pozbawić mnie tego szlafroka, ale w tym momencie najwyraźniej nie miałeś na to ochoty.

Nagle przypomniałam sobie o zeszycie, w którym tak zajadle notowałeś dzisiejszego ranka. Brulion leżał spokojnie na stole, tuż obok długopisu. Zapytałam cię, co takiego w nim zapisywałeś. Nagle na twojej słodkiej buźce pojawił się szkarłatny rumieniec. Prawą ręką zacząłeś masować swój kark. Nie chciałam na ciebie naciskać — czekałam, aż sam mi o wszystkim powiesz. Dopiero po dłuższej chwili, zerkając na mnie nieśmiało, oznajmiłeś, że pisałeś piosenkę. Piosenkę o mnie.

Poczułam, jak zadrżało moje serce. Zapytałam cię, o czym dokładnie była ta piosenka. Zdradziłeś mi, że pisałeś o tym, jak mocno mnie kochasz. Na te słowa poczułam, jak ponownie zbiera mi się na płacz. Spojrzałam w górę, aby powstrzymać łzy. Gdy udało mi się uspokoić, zapytałam cię, czy mogłabym przeczytać ten tekst. Widziałam, że trochę się krępujesz, ale w końcu sięgnąłeś po zeszyt i wręczyłeś go mnie. Rozsiadłam się wygodnie na kanapie i otworzyłam brulion.

Byłam zachwycona twoim charakterem pisma. Było niezwykle zgrabne. Bez trudu można było cię rozczytać. Nie dało się ukryć, że jesteś artystą. Zaczęłam kartkować notatnik, szukając strony, na której spisałeś piosenkę o mnie. W końcu ją odnalazłam.

Czytałam tekst z zapartym tchem. Przeczytałam go kilka razy, aby zapamiętać słowa. Gdy zamknęłam zeszyt i spojrzałam na ciebie, znów poczułam, jak wzruszenie ściska mnie za gardło. Piosenka była wspaniała i od razu ci o tym powiedziałam. Z rozrzewnieniem zauważyłam, że ponownie spąsowiałeś. To było takie urocze i słodkie. Aby wyrazić ogrom mojego zachwytu, ujęłam jedną z twoich dłoni i na jej wierzchu złożyłam kilka pocałunków. Uwielbiałam twoje dłonie. Były bardzo delikatne i szczupłe, jedynie opuszki palców lewej dłoni były stwardniałe od gry na gitarze.

Gdy wreszcie wypuściłam twoją rękę, nasze spojrzenia jednocześnie zatrzymały się na oknie. Nie zauważyliśmy, kiedy przestało padać. Niebo znienacka rozpogodziło się, do pokoiku wpadł złoty odblask słońca. Uznaliśmy to za dobry znak.

Ścienny zegar wskazywał dziewiątą rano. Oboje poczuliśmy, że jesteśmy mocno głodni. Nie pamiętaliśmy, kiedy jedliśmy po raz ostatni. Udałeś się do kuchni, by przygotować coś na ząb, ja tymczasem poszłam się ubrać. Gdy wróciłam do saloniku, śniadanie było już gotowe. Mmm, uwielbialiśmy bułeczki z truskawkowym dżemem! Posiłek popijaliśmy gorącą kawą. Byłam pewna, że nie spałeś całą noc, bo miałeś lekko podkrążone oczy. Na moment obudziły się we mnie wyrzuty sumienia, ale czym prędzej się ich pozbyłam. Udało mi się załagodzić sytuację i nie chciałam jej ponownie psuć. Na szczęście, byłeś zbyt pochłonięty śniadaniem, żeby zauważyć, o czym myślę.

Gdy najedliśmy się do syta, zebrałeś brudne naczynia i odniosłeś do zlewu. To było bardzo miłe z twojej strony, że nie pozwalałeś mi zmywać. Rozpieszczałeś mnie do tego stopnia, że momentami czułam się jak prawdziwa księżniczka.

Gdy wróciłeś do pokoju i usiadłeś obok mnie, zapytałam, czy zagrałbyś mi kiedyś tę piosenkę. Rzuciłeś mi nieco szelmowskie spojrzenie i odparłeś tajemniczo, że już wkrótce. Nie wiedziałam, jak rozumieć to „wkrótce”. Ty jednak tylko uśmiechnąłeś się i posłałeś mi perskie oko. No cóż, nie miałam innego wyjścia, jak uzbroić się w cierpliwość… Znałam doskonale twoją pomysłowość, więc byłam pewna, że czekasz na wyjątkowy moment.

Przez kilka minut pogrążaliśmy się w milczeniu. Gdy spojrzałam przez okno i zobaczyłam lazurowe niebo, zapytałam cię, co będziemy robić dzisiejszego dnia. Niestety, ale jutro po południu będziemy musieli wracać do domu. Byłeś umówiony na próbę z chłopakami i nie mogłeś tego przesunąć. Na moje pytanie odparłeś, że wieczorem możemy rozpalić ognisko. Niestety, nie wzięliśmy ze sobą kiełbasek, ale mimo to uważałeś to za dobry pomysł. Zdradziłeś mi, że w szafie na piętrze znajduje się gitara i mógłbyś coś zagrać.

Na twoje słowa zareagowałam jak mała dziewczynka. Klasnęłam radośnie w dłonie i roześmiałam się serdecznie. Gdy lekko ochłonęłam, zapytałam cię, co będziemy robić, zanim nadejdzie wieczór. Ty wtedy przysunąłeś się ku mnie… Twoja niegrzeczna dłoń wtargnęła pod mój podkoszulek, trafiając na biust… Szepnąłeś mi do ucha, że właśnie to chciałbyś robić…W krainie marzeń III

Zacząłeś bardzo spokojnie. Bez pośpiechu smakowałeś moje ciało. Na początek skupiłeś się na biuście, który objawił się przed tobą w pełnej krasie, gdy zdarłeś ze mnie podkoszulek. Całowałeś i delikatnie ugniatałeś moje piersi, które ochoczo przyjmowały tę pieszczotę. Byłeś niesamowicie czuły i ostrożny. Kiedy coś mnie zabolało, natychmiast przepraszałeś i zmniejszałeś nacisk. Zerkałam spod wpółprzymkniętych powiek, jak z lubością na mnie spoglądasz. Twój łakomy wzrok błądził po moim ciele.

Gdy nasyciłeś się już moim biustem, postanowiłeś pozbawić mnie spódniczki i rajstop. Ściągnąłeś z siebie czarną koszulę, a chwilę później resztę garderoby. Gdy zobaczyłam twój nagi tors, coś przyjemnie uścisnęło mnie w podbrzuszu. Nie mogąc się powstrzymać, wyciągnęłam rękę i powiodłam dłonią po twojej gładkiej, gorącej jak piec piersi. Pochyliłam się, żeby móc ją pocałować. Miała lekko słony smak i cudowny zapach. Teraz to ja przejęłam inicjatywę. Nie szczędziłam ci pieszczot. Szeptem zadawałam ci pytania, czy masz jakieś życzenie, czy fantazjujesz o czymś specjalnym… Gdy szeptem odpowiadałeś, prędko spełniałam twoje pragnienie. Nie czułam się absolutnie skrępowana czy zniesmaczona. Nie było we mnie odrazy czy wstrętu. Wszystko, co z tobą robiłam, sprawiało mi ogromną radość i przyjemność. Gdy spoglądałam na twoją twarz, wykrzywioną namiętnością, przepełniało mnie niebotyczne szczęście. Nie musiałeś się rewanżować, gdyż było mi wystarczająco dobrze, kiedy mogłam cię zaspokoić.

Zrozumiałam, że nie chcesz jeszcze szczytować, że chcesz przesunąć w czasie ten moment. Kiedy się najmniej tego spodziewałam, wziąłeś mnie na ręce i spokojnym krokiem skierowałeś ku łazience. Tym razem nie śmiałam się ani nie krzyczałam. Powoli zaczęło świtać mi w głowie, co zamierzasz ze mną zrobić… Postawiłeś mnie na ziemi dopiero wtedy, gdy zatrzymałeś się w pobliżu kabiny prysznicowej. Moje przypuszczenia się potwierdziły — zamierzałeś wziąć ze mną prysznic.

Jeszcze przez moment muskałeś wargami moją szyję (co sprawiło, że przez moje plecy przetoczył się bardzo przyjemny dreszcz), po czym wziąłeś mnie za rękę i wprowadziłeś do kabiny. Gdy znaleźliśmy się w środku, odkręciłeś wodę. Uregulowałeś strumień tak, żeby nie był ani za gorący, ani za zimny. Przymknęłam oczy, rozkoszując się spływającą po moim nagim ciele wodą. Wkrótce byliśmy cali mokrzy, kosmyki włosów lepiły się nam do czół. Krople wody urządzały sobie wyścigi na naszych barkach i ramionach.

Sięgnąłeś po butelkę żelu pod prysznic, stojącą na półeczce. Otworzyłeś ją, wycisnąłeś na dłoń odrobinę zawartości. Odstawiłeś butelkę i rozprowadziłeś żel na moim ciele. Zaczął się obficie pienić, po łazience rozszedł się kojący zapach rumianku. Pozwalałam ci, abyś masował do woli moje całe ciało. Przyjmowałam to z taką rozkoszą, że przegryzłam wargę do krwi; poczułam w ustach nieprzyjemny, metaliczny posmak. W podołku czułam niezmiernie przyjemne pulsowanie, moje uda mimowolnie się zaciskały…

Gdy znudził ci się masaż, zasugerowałeś, abym tym razem ja umyła ci plecki. Kiedy sięgnęłam po butelkę żelu, odwróciłeś się tyłem do mnie. Mmm, przyjemnie było móc nadać kształt twoim apetycznym pleckom… Cieszyłam się, że mogłam zobaczyć je z bliska.

Gdy miałeś dość tej pieszczoty, odwróciłeś się z powrotem w moją stronę. Mmm, cóż to była za rozkosz widzieć, że jesteś już gotowy… Ująłeś mnie nieco gwałtownie za biodra, wdarłeś się pomiędzy uda… Po chwili byłeś już we mnie… Wtargnąłeś tak niegrzecznie, że na moment zabrakło mi tchu. Zacząłeś się poruszać, przytrzymując przy tym moje biodra. Twój uścisk był bardzo silny; nie sądziłam, że z twoich drobnych dłoni można wykrzesać aż tyle siły. Z początku donikąd się nie spieszyłeś, lecz wraz z narastaniem namiętności nabrałeś pewności siebie. Byłeś tak nieokrzesany, że oboje baliśmy się, czy kabina to wytrzyma…

Tym razem nie chcieliśmy się przekomarzać. Pragnąłeś czym prędzej nasycić swoje żądze. Ja także byłam tak spragniona, że nie chciałam dłużej czekać. Otworzyłam się przed tobą jeszcze szerzej, abyś miał do mnie swobodny dostęp. Poniosło cię do tego stopnia, że ugryzłeś mnie lekko w szyję. Pomyślałam, że z pewnością skończy to się malinką.

Ściany kabiny kołysały się wraz z nami. Letnia woda wciąż po nas spływała. Słyszałam, jak twój oddech nagle przyśpiesza, jak zaczynasz się nim dławić… Wiedziałam, że jesteś blisko. Ja również zmierzałam nieubłaganie ku spełnieniu. Nie minęła chwila, kiedy jednocześnie eksplodowaliśmy. Czułam, jak wbijasz paznokcie w moje pośladki… Na szczęście, w okolicy nie było nikogo, kto mógłby nas usłyszeć. Mogliśmy wyrażać na głos swoją rozkosz.

Pięć minut później było po wszystkim. Zakręciłeś wodę i pomogłeś mi wyjść z kabiny. Gdy stanęliśmy na chłodnej posadzce, zdjąłeś z wieszaka dwa ręczniki. Jeden podałeś mi. Zaczęliśmy energicznie wycierać nasze ciała, wciąż jeszcze zmęczone i wyczerpane po chwilach uniesień. Kiedy skończyliśmy, wilgotne ręczniki odwiesiłeś na miejsce.

Gdy wyszliśmy z łazienki, zaczęliśmy podnosić z podłogi ubrania, które na siebie ponownie zarzuciliśmy. Usiedliśmy na kanapie, aby rozochocone zmysły do końca się uspokoiły. Nasze oddechy wciąż były nierówne, mi lekko kręciło się w głowie od nagłego skoku ciśnienia. Gdy ochłonęliśmy do końca, równocześnie spojrzeliśmy na okno. Słońce powoli przemierzało niebo, jednak do wieczora była jeszcze długa droga. Zapytałam cię, czy pomysł z ogniskiem jest aktualny. Odparłeś, że oczywiście.

Nie wiedzieliśmy dlaczego, ale rozmowa jakoś się nam nie kleiła. Może wciąż byliśmy osowiali po igraszkach pod prysznicem. Szukałam naprędce pośród myśli tematu, który moglibyśmy podjąć… I wtedy przyszedł mi do głowy pewien pomysł.

Postanowiłam cię zapytać, jak wyobrażasz sobie przyszłość. Naszą wspólną przyszłość. Gdy zadałam ci to pytanie, moje serce ruszyło pełnym galopem. Był to temat trudny, ale bardzo dla mnie istotny. Już od jakiegoś czasu zamierzałam go podjąć, tylko wciąż nie było ku temu okazji. Albo ja stchórzyłam.

Żołądek podjechał mi do gardła, gdy spostrzegłam twoją reakcję. Umknąłeś wzrokiem w bok, palcami zacząłeś kręcić młynka. Z twego zachowania wywnioskowałam, że jest to temat ważny również dla ciebie. Odparłeś jednak, że nigdy jeszcze dotąd o tym nie myślałeś, bo jeszcze za wcześnie, aby snuć takie plany. Że nie mamy się dokąd spieszyć; jest masa czasu. Powinniśmy cieszyć się tym, co mamy; powinna liczyć się chwila… Dla mnie jednak były to czcze słowa. Odniosłam wrażenie, że próbujesz mnie zbyć. Zrobiło mi się nagle przykro, ale postanowiłam drążyć wątek. Powiedziałam, że od zawsze moim marzeniem było, aby wyjść za mąż za mężczyznę, z którym chciałabym spędzić resztę życia. Oznajmiłam, że ty jesteś tym facetem. Przysięgłam, że mocno cię kocham i chciałabym zostać twoją żoną. Pragnęłam legalizacji naszego związku. Wprawdzie byliśmy razem od kilku miesięcy… Ale na co było czekać, skoro byliśmy pewni, że chcemy być razem do końca świata?

Zwlekałeś w odpowiedzią. Zareagowałeś dopiero po dłuższej chwili. Odparłeś, że kochasz mnie szczerze i z całego serca, ale pragniesz nacieszyć się wolnością. Że nie jesteś jeszcze gotów, by zostać mężem i ojcem. Że chcesz się jeszcze wyszaleć, że twoja niepokorna dusza pragnie swobody. Wspomniałeś, że jest przecież kapela, a nie chciałbyś, aby wszystkie obowiązki związane z małżeństwem i dzieckiem spadły wyłącznie na mnie, że chciałbyś mi w tym pomagać. Zespół był dla ciebie bardzo ważny; powiedziałeś nawet, że równie ważny jak ja. Na te słowa coś twardego i zimnego opadło na mój żołądek. Poczułam się zraniona… Ale ty chyba tego nie zauważyłeś, bo zacząłeś wyłamywać sobie palce u rąk. Nie umiałam jednak powstrzymać łez. Spostrzegłeś, że płaczę, gdy pociągnęłam nosem. Twój wyraz twarzy diametralnie się odmienił. W głębi serca poczułam satysfakcję, że się zmieszałeś. Przysunąłeś się natychmiast do mnie i otoczyłeś mnie ramionami. Nie chciałam w tej chwili czuć twojego dotyku, ale nie miałam serca, aby cię odtrącić. Zamiast tego, rozpłakałam się jeszcze bardziej…

Zacząłeś mnie uspokajać. Przepraszałeś. Prosiłeś, abym ci wybaczyła tę obcesowość. Nie sądziłeś, że sprawisz mi w ten sposób przykrość. Usiłowałeś być ze mną szczery… Zacząłeś obiecywać, że weźmiesz ze mną ślub, ale jeszcze nie teraz. Że na pewno będziemy mieli dzieci, ale za jakiś czas. Zarzekałeś się, że nasz związek nie potrzebuje potwierdzenia na piśmie; że jesteśmy jeszcze młodzi, aby brać na siebie tyle obowiązków. Powiedziałeś, że jeszcze przyjdzie czas na zmienianie pieluch i sprzątanie wymiocin… Sugerowałeś, abyśmy skupili się na pięknie świata. Na nieskrępowaniu i swobodzie. Na tym, że mamy siebie, że nie dręczą nas większe obowiązki. Pragnąłeś podróżować, korzystać z życia, oczywiście wraz ze mną. Chciałeś nacieszyć się młodością, bo czas płynie nieubłaganie…

Mówiłeś, mówiłeś, mówiłeś… A ja kiwałam głową, wciąż pochlipując. Cóż innego miałam robić? Kochałam cię na tyle, że nie chciałam się z tobą kłócić bądź sprzeczać. Postanowiłam, żeby było tak, jak sobie życzysz. Może faktycznie powinnam dać ci nieco swobody? Może rzeczywiście musisz nasycić się młodością? Powtarzałam sobie, że twoje szczęście jest najważniejsze. To, co czułam ja, znajdowało się na drugim miejscu. Dlatego też przestałam płakać i milczałam. Za wszelką cenę usiłowałeś poprawić mi nastrój, ale ja byłam na wszystko obojętna. Uśmiechałam się wtedy, gdy chciałeś, żebym się uśmiechała. Zgadzałam się ze wszystkim, co powiedziałeś. Na szczęście, nie dostrzegłeś mojej nienaturalności. Sądziłeś najwyraźniej, że cię zrozumiałam. Hmm, może i tak było? W tej chwili niczego nie byłam pewna. Starałam się skupić wzrok na moich splecionych dłoniach, spoczywających na moim podołku. Jak przez mgłę widziałam twoje zielone oczy, starające się zajrzeć do mojej duszy. Jak zwykle były cudowne, jak zawsze kochałam ich barwę… Ale potrzebowałam czasu, aby dojść do siebie. Postanowiłam zaufać twoim słowom. Kochałam cię, więc nie miałam innego wyjścia. Dobry związek wymaga kompromisów, prawda? Właśnie. Dlatego też oderwałam wzrok od moich dłoni i spojrzałam w twoją twarz, uśmiechając się od ucha do ucha.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: