Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

W objęciach miłości - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
2 kwietnia 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

W objęciach miłości - ebook

Markiz Thame ma wszystko. Jest bajecznie bogaty, przystojny oraz doskonale wysportowany. Jedyne, co go męczy to pewne problemy, które zaczęły się dziać na ziemiach do niego należących. Okazuje się, że jego służba weszła konflikt ze służbą księżnej Grimstone. Ta uchodzi za zimną i apodyktyczną władczynię. Dlatego markiz jest niezmiernie zdziwiony, gdy otrzymuje od niej zaproszenie, aby problem, który zrodził się pomiędzy ich służba rozwiązać w drodze dialogu.

W tym samym czasie w niedalekim probostwie Aspazja i jej brat Jerry, którzy mieszkają z wujem pastorem, otrzymują informację od księżnej, że mają opuścić probostwo w wyznaczonym terminie, gdyż księżna chce znaleźć młodszego wielebnego. Zrozpaczona tą informacją Aspazja postanawia udać się do księżnej i prosić ją o zmianę zdania. Gdy dociera do stanowczej księżnej, okazuje się,że  jedna z dziewczyn do towarzystwa zatrudnianych przez księżną odeszła i ta proponuje Aspazji pracę w zamian za pozostawienie wuja na plebanii. Aspazja się godzi. Okazuje się, ze ma być towarzyszką markiza Thame.

Czy Aspazja wywiąże się z powierzonego jej zadania, o którym nic nie wie wcześniej? Czego od markiza chce księżna? Czy markiz wykorzysta niewinną Aspazję?

 

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-11-77119-8
Rozmiar pliku: 400 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

1819

Markiz Thame, obserwując galopujące konie, uśmiechnął się z satysfakcją do swojego przyjaciela Charliego Cavershama.

— Dwie minuty dwadzieścia sekund — powiedział. — To najlepszy wynik, jaki którykolwiek z moich koni osiągnął na tym torze.

— Mówiłem ci, że kiedy pierwszy raz widziałem Reda Dustera był zwycięzcą biegu.

— Wiem. Nie opłaca się jednak być zbyt wielkim optymistą, jeśli chodzi o konie lub kobiety.

Roześmiali się.

Markiz schował zegarek do kieszonki i odszedł, aby znaleźć trenera i pogratulować mu.

W tym roku dopisywało mu nadzwyczajne szczęście na wyścigach. Działo się tak dlatego, że wyrzucił starego trenera i wziął nowego człowieka.

Jego zapał i pomysły dotyczące stajni były wprost rewelacyjne.

Długo dyskutowali na temat zalet koni, które właśnie oglądali na torze.

Następnie markiz i Charles Caversham dosiedli swoich wierzchowców i opuściwszy Newmarket Downs udali się do domu markiza. Znajdował się on na krańcach małego miasteczka, którego życie toczyło się wokół wyścigów i stajni. Jego rozwój zapoczątkował książę regent, który upodobał sobie okolice Newmarket, podobnie jak kilkaset lat wcześniej Karol II. Za przykładem księcia poszli inni sprawiając, że zwykła wioska przekształciła się w tętniący życiem ośrodek jeździecki.

Rezydencję markiza wybudował jeszcze jego ojciec. Wszyscy podziwiali długi niski dwór z czerwonej cegły, a przyjeżdżający tu goście markiza uważali, że jest najwygodniejszy spośród wszystkich jego domów.

Bajecznie bogaty markiz, potomek znamienitej rodziny, był właścicielem licznych posiadłości w różnych częściach Anglii. Główną siedzibę rodu, Thame, uważano za najwspanialsze dzieło słynnego architekta Roberta Adama. Powszechny zachwyt budził Hunting Lodge w Leicestershire, dworek tak przestronny, że mógł swobodnie pomieścić pięćdziesiąt osób. Domu w Ascot używano tylko w czasie wyścigów. Była oczywiście jeszcze rezydencja przy Berkeley Square w Londynie.

Jego najbliższy przyjaciel, Charles Caversham, twierdził, że markiz najlepiej czuje się w Newmarket, ponieważ może tu uprawiać swój ulubiony sport.

Pokój, do którego panowie udali się po powrocie do domu, zdobiły obrazy najlepszych mistrzów przedstawiające konie wyścigowe. Skórzane obicia krzeseł miały kolor ciemnej zieleni, która dominowała w barwach stajni wyścigowych markiza.

— Postaw na Reda Dustera, Charlie — poradził markiz idąc w kierunku barku.

— Miałem właśnie taki zamiar — odpowiedział Charlie. — Sądzę jednak, że powinniśmy rozegrać to sprytnie, bo inaczej twój koń, jak zwykle, stanie się faworytem i stawka będzie zbyt niska.

— Zgadzam się z tobą — rzekł markiz. — Im mniej będziemy mówić o wynikach, które widzieliśmy dzisiaj rano, tym lepiej.

Podał przyjacielowi kieliszek szampana. Charles wzniósł toast:

— Za Reda Dustera! Niech twoje przysłowiowe szczęście nigdy się nie skończy!

— Dzięki, Charlie.

Markiz ponownie napełnił kieliszki, sobie jednak nalał bardzo mało. Charlie zauważył to. Nie powiedział jednak nic, dobrze wiedząc, że markiz nie pije zbyt dużo.

Świetnie wysportowany markiz szczycił się tym, że potrafi prześcignąć przyjaciół w jeździe konnej, boksie, strzelaniu i szermierce. Całodzienne polowanie, po którym oni byli wyczerpani, jemu dodawało jedynie energii i zapału do dalszej zabawy. Zazdroszczono mu tego.

— Czy wracamy wieczorem do Londynu? — spytał Charlie.

— Nie wiem — odpowiedział markiz. — Muszę się jeszcze zastanowić.

— Nad czym?

— Czy powinienem przyjąć pewne bardzo dziwne zaproszenie.

— Od kogo?

— Chciałem ci powiedzieć o tym wczoraj wieczorem przy kolacji — odparł markiz. — Ale było zbyt wiele gości. Może zdołasz mi pomóc rozwikłać problem, nad którym od dawna się głowię.

— Brzmi to bardzo tajemniczo.

Charlie uśmiechnął się, ponieważ wiedział, że nic nie cieszy markiza bardziej, niż sprawy intrygujące, niejasne, niejednoznaczne. Znali się od dawna, razem walczyli pod Waterloo i Charlie wiedział jak często jego przyjaciel bywał znudzony, mimo że majątek i bywanie w towarzystwie skupionym wokół księcia regenta mogły dostarczyć mu licznych rozrywek. Był niezwykle energiczny i miał zbyt żywiołowe usposobienie, by zadowalać się tylko królewskimi przyjęciami i niezliczoną ilością kobiet uganiających się za nim bez opamiętania. Chociaż długa wojna spowodowała wzrost cen i wielu ludzi w kraju cierpiało niedostatek, śmietanka towarzyska uczciła zawarcie pokoju serią balów, przyjęć, wieczorków, gali i pokazów sztucznych ogni. Jednak po czterech latach conocne rozrywki stały się nieco monotonne.

Markiz, zagorzały miłośnik sportu, znajdował także czas na wydawanie wystawnych przyjęć, zarówno w swoim domu w Londynie, jak i w swych wiejskich posiadłościach. Charlie przypuszczał jednak, że życie towarzyskie nie wystarcza przyjacielowi. Sądził, że brakuje mu dreszczy podniecenia, których źródłem były niebezpieczeństwa wojny.

Markiz postawił na biurku prawie nie tknięty kieliszek szampana i wziął do ręki list opieczętowany książęcym herbem.

Przyjrzawszy się kopercie, zapytał:

— Czy wiesz coś o księżnej Grimstone?

— Tak się składa, że dosyć dużo — odparł Charlie.

— Ale jestem zaskoczony, że do ciebie napisała, o ile to list właśnie od niej.

Markiz usiadł wygodnie w fotelu naprzeciwko przyjaciela i odezwał się:

— Opowiem ci co się stało a potem chętnie wysłucham wszystkiego, co wiesz.

— Wytężam całą uwagę.

— Kiedy byłem tutaj ostatni raz, jakieś dwa miesiące temu — zaczął markiz — mój zarządca, człowiek powściągliwy i raczej małomówny, zaskoczył mnie, skarżąc się bardzo na zajścia na granicy z ziemiami należącymi do księżnej.

— Wielkie nieba! Nie miałem o tym pojęcia! — zawołał Charlie.

— Na pozór księżna posiada dużo ziemi, co najmniej dwadzieścia tysięcy akrów, na północ od Newmarket — powiedział markiz. — Ale większość z tego, o ile mi wiadomo, jest dzika i nie uprawiana, wyjąwszy kilka rozproszonych wiosek.

Charlie skinął głową, jakby wiedział już o tym, ale nie odezwał się ani słowem. Markiz ciągnąl dalej:

— Według Jacksona, parobcy i drwale księżnej zachowywali się wobec moich dzierżawców i farmerów bardzo arogancko, wręcz agresywnie.

— Dlaczego?

— Kiedy Jackson mi o tym powiedział, pomyślałem, że to nic ważnego — odparł markiz. — Chłopi narzekali, że zabłąkane bydło i owce przepadały bez śladu. Strzelano do psów, które zapuściły się do lasów księżnej. Było też parę pomniejszych skarg, ale powiedziałem Jacksonowi, że nie traktowałbym ich zbyt serio.

— I co dalej?

— Jednakże ze dwa tygodnie temu dostałem od Jacksona list napisany bardzo starannie, a jak już mówiłem, nie jest to człowiek zbyt wymowny. Pisał, że na jednej z farm znowu zginęło bydło, pobito również jednego z pasterzy, a do tego zaginęła piętnastoletnia dziewczyna. Wywołało to prawdziwe przerażenie.

Markiz przerwał na moment. Po chwili podjął na nowo:

— Zrozumiałem, że tym razem sprawa jest naprawdę poważna. Napisałem do księżnej przedstawiając, o czym mi mówiono i prosząc ją o wyjaśnienia.

— A teraz otrzymałeś jej odpowiedź — domyślił się Charlie.

— No właśnie odparł markiz. — Ale nie taką, jakiej się spodziewałem.

— Co masz na myśli?

Z tego co słyszałem — powiedział markiz — a przyznam, że niedużo tego było, jest to agresywna, twarda kobieta, wobec której ludzie pokroju Jacksona zapominają języka w gębie.

— Co pisze w liście? — zapytał Charlie. Przysłała mi czarujące zaproszenie na dziś wieczór. Twierdzi, że lepiej będzie omówić sytuację osobiście, zamiast pozwolić naszym pracownikom brać się za łby.

Markiz spojrzał na list i ciągnął dalej:

— Brzmi to dosyć szczerze. Ale z drugiej strony nie bardzo zgadza się z tym, co o niej słyszałem.

Charlie roześmiał się.

— Opowiem ci, co wiem.

— Właśnie tego oczekuję.

— Ojciec tej damy, trzeci książę Grimstone, był przyjacielem mojego ojca — mówił Charlie. — Wspaniały człowiek, niezwykle przystojny, silny, odważny, uchodził za bohatera swoich czasów. Większość życia spędził na podróżowaniu. Podobno historie o jego przygodach opowiadano jak świat długi i szeroki.

Roześmiał się.

— O takim człowieku jak on mawia się, że sam potrafi powstrzymać wojnę, w pojedynkę stawia czoło tysiącom tubylców i dokonuje wyczynów zręczności i wytrzymałości. Anegdoty o nim brzmią jak jedna z powieści Scotta.

Markiz słuchał z zainteresowaniem.

— Mów dalej Charlie. Nie miałem o tym pojęcia.

— To dawne czasy — rzekł Charlie. — Po wojnach z Napoleonem zupełnie zapomnieliśmy o tym, co działo się w ubiegłym stuleciu.

— Opowiedz mi coś jeszcze.

— Jego bohaterskie dokonania tak go pochłaniały, że kobiety nie odgrywały w jego życiu wielkiej roli. Ożenił się dopiero, kiedy skończył czterdzieści lat.

— Bardzo mądrze — powiedział markiz z udaną powagą.

W swoim trzydziestoczteroletnim życiu tysiące razy powtarzał, że jeśli tylko zdoła tego uniknąć, nigdy się nie ożeni.

— Oczywiście, gdy książę zdecydował się wreszcie poprowadzić jakąś pannę do ołtarza, chodziło mu przede wszystkim o spłodzenie syna.

Kiedy markiz spojrzał na trzymany w ręku list, Charlie odgadł o czym myśli.

— To właśnie mam zamiar ci wyjaśnić — rzekł. — Rok po ślubie żona urodziła mu dziecko, niestety córkę.

― Chcesz powiedzieć, że księżna Grimstone jest córką świętej pamięci księcia. W jaki jednak sposób uzyskała tytuł?

— Do tego właśnie zmierzam — odparł Charlie. — Książę bardzo zasłużył się dla dobra kraju, nie pamiętam już co takiego uczynił, i król spytał go jakiej pragnie nagrody. Posiadał już książęcy tytuł i nie mógł już osiągnąć wyższej pozycji. Wobec tego zażądał, że jeśli przed śmiercią nie urodzi mu się syn, król uzyska aprobatę parlamentu dla przeniesienia tytułu na żeńską linię rodu, tak jak to ma miejsce w Szkocji.

— I król się zgodził.

— Oczywiście. Była to i tak nagroda zbyt mała wobec zasług księcia. Król nie wiedział jednak o tym, że żona księcia nie będzie już mogła mieć dzieci. Tak powiedzieli lekarze.

— Straszne nieszczęście — rzekł markiz.

— Wielkie, i to dla wszystkich.

Markiz przyjrzał mu się z uwagą, więc Charlie wyjaśnił:

— Mój ojciec opowiadał, że gdy dziedziczka zaczęła dorastać, zdano sobie sprawę, iż jest zupełnie niepodobna do dziewcząt w swoim wieku.

— W jakim sensie?

Doskonale wiedziała, że jako przyszła księżna w dodatku nadzwyczaj bogata, stanie się niezwykle atrakcyjna na rynku małżeńskim. Zaczęła się więc wzorować na królowej Elżbiecie.

Markiz spojrzał zaintrygowany.

— Co masz na myśli?

— Prowokowała swoich konkurentów, wygrywała jednych przeciw drugim. Postanowiła jednak, że wyłącznie sama będzie decydowała o swoim losie.

Markiz uśmiechnął się.

— Innymi słowy chciała zostać „dziewiczą księżną”.

— Niezupełnie — odparł Charlie. — Kandydaci do jej ręki pochodzili nie tylko z Wysp Brytyjskich, ale również z innych krajów nie znajdujących się pod panowaniem Napoleona. Chociaż niewątpliwie niektórzy z nich byli jej kochankami, żadnemu nie pozwoliła uczynić z siebie uczciwej kobiety.

Markiz roześmiał się.

— Brzmi to zabawnie. Na pewno przyjmę jej zaproszenie.

— Może byłoby to zabawne, gdyby nie fakt, że kiedy się postarzała, stała się despotką. Czasem opisywano ją jako Circe albo Meduzę.

— Jaka jest teraz? — spytał markiz.

— Nie słyszałem o niej już od kilku lat — odrzekł Charlie. — Mój ojciec opowiadał o niej, bo bardzo podziwiał starego księcia. Mówił, że władza uderzyła jej do głowy i zmieniła ją w najgorszego z potworów, bezlitosną, pozbawioną serca kobietę.

— Mocne słowa — zadrwił markiz.

— Według mojego ojca była kimś w rodzaju lady Makbet skrzyżowanej z królową Amazonek.

Markiz znowu się roześmiał.

— Po tym, co od ciebie usłyszałem, na pewno przyjmę jej zaproszenie.

— Myślę, że byłby to błąd.

— Błąd — powtórzył markiz. — Dlaczego?

— Kilka lat temu, kiedy jej uroda zaczęła więdnąć, wycofała się z życia towarzyskiego i zamieszkała w Grimstone.

— Przypuszczam, że dlatego nigdy o niej nie słyszałem — rzekł markiz.

— W czasie wojny nie mieliśmy zbyt wiele okazji słyszeć o kimkolwiek.

— To prawda — zgodził się markiz. — Mimo to, po tym wszystkim co mi opowiedziałeś, jestem mocno zaintrygowany.

— Tak myślałem — odparł Charlie. — Słyszałem też jakieś nieprzyjemne plotki o tym, co się dzieje w Grimstone. Sądzę więc, że postąpisz lepiej, jeśli zostaniesz w domu i swoje pretensje przekażesz listownie.

— Teraz udało ci się zaciekawić mnie jeszcze bardziej — odparł markiz. — Nie mogę się wręcz doczekać spotkania z tą straszliwą Gorgoną.

— Staram się przypomnieć sobie wszystko, co o niej słyszałem — Charlie zmarszczył brwi. — Ale wiesz jak to jest, jeśli nie znasz osoby, o której ci mówią. Wszystko wlatuje jednym uchem a wylatuje drugim.

— Na pewno tak się dzieje z tym, co ja do ciebie mówię — dociął mu markiz.

— Nie, mówię poważnie — powiedział Charlie. — Z tego, co pamiętam, księżnej unikają wszyscy przyzwoici ludzie w sąsiedztwie. O ile się nie mylę, chodzą też słuchy o orgiach szokujących nawet tych, którzy brali w nich udział.

— Czy był tam ktoś kogo znam? — spytał markiz.

— Zdaje się, że jednym z jej gości był Dagenham.

— Dobry Boże! Stary Roue!

— No właśnie. Jak wiesz, nie cieszy się zbyt dobrą reputacją.

Obaj pomyśleli o bezwstydnym parze, bywającym w najgorszych i najbardziej rozpustnych domach publicznych Londynu, zwłaszcza tych, które oferowały „rozkosze egzotyczne”, budzące wstręt każdego przyzwoitego człowieka.

Markiz popatrzył na list, a Charlie dodał:

— Lepiej posłuchaj mojej rady, Mervyn, i napisz do tej kobiety, żeby ci wyjaśniła o co chodzi. Nie przyjmuj jej zaproszenia.

— Nie jestem aż taki strachliwy — odparł markiz.— Wszystko co mi opowiedziałeś utwierdza mnie tylko w przekonaniu, że jedyną sensowną rzeczą, którą mógłbym zrobić jest zbadanie sprawy osobiście na miejscu. Co więcej, jeśli rzeczywiście jest taka zła jak mówią, nie pozwolę, żeby niepokoiła moich dzierżawców.

Charlie wzruszył ramionami.

— Jak chcesz — powiedział. — Ale jeśli będziesz musiał spędzić wieczór z Dagenhamem i jemu podobnymi, nie miej do mnie później pretensji.

Markiz podszedł do biurka.

— Wyślę zaraz parobka z wiadomością, że odwiedzę Jej Książęcą Wysokość dzisiaj wieczorem o szóstej. Nie wracaj do Londynu, Charlie. Zaczekaj tu na mnie. Jutro uraczę cię opowieścią o moich doświadczeniach, które mam nadzieję okażą się tak dramatyczne jak przypuszczasz.

Usiadł za biurkiem i wziąwszy do ręki gęsie pióro powiedział:

— Nie chciałbym żebyś się nudził w czasie mojej nieobecności, lepiej więc zaproś na kolację kilku przyjaciół. Szef kuchni rozleniwi się, jeśli nie będzie miał nic do roboty.

— Na pewno wydam przyjęcie — odpowiedział Charlie. — Pijąc podłe wino, jako że żadna kobieta nie potrafi wybrać dobrego, i konwersując z Dagenhamem i innymi rozpustnikami, na widok których robi się niedobrze, pomyśl sobie, że ja raczę się w tym czasie twoim najlepszym szampanem.

Markiz nie odpowiedział. Złożył ozdobiony zakrętasem podpis i przeczytawszy jeszcze raz to, co właśnie napisał, potrząsnął srebrnym dzwoneczkiem stojącym na biurku. Wręczył list służącemu, który przyszedł na wezwanie i rozkazał, żeby parobek natychmiast zawiózł odpowiedź do Grimstone.

Wydało mu się, chociaż nie był tego pewien, że jego słowa wywołały wyraz przerażenia na twarzy sługi.

Uznał jednak, że to tylko złudzenie. Kiedy zostali sami, zwrócił się do Charliego:

— A propos, ile lat ma teraz księżna?

— Musiała się nieco postarzeć — odpowiedział Charlie. — Czterdzieści pięć lub więcej, ale nadal, jak mi się wydaje, udaje nieosiągalną. Jeśli kobieta jest wystarczająco bogata, łowcy posagu znajdują się zawsze, bez względu na jej wiek.

— Zawsze uważałem twoje informacje za wiarygodne, przynajmniej ja nigdy się na nich nie zawiodłem — powiedział markiz. — Ale tym razem wydaje mi się, że przesadzasz. Dziwię się jednak, że również Jackson wyraża się o niej, jakby była wcielonym smokiem.

Charlie roześmiał się.

— Z pewnością poczujesz się zawiedziony, jeśli księżna okaże się cichą drobną kobietką z siwiejącymi włosami, zajętą robótkami. Przecież na pewno miała coś wspólnego z zaginięciem tej piętnastoletniej dziewczyny.

— Jaki pan, taki kram — powiedział cicho markiz. — A według słów Jacksona, jest ona potworem, przed którym drżą moi poddani.

— No cóż, wyruszaj w swoją odkrywczą podróż— powiedział Charlie.— Ja zagrzeję ci miejsce. Nie masz nic przeciwko temu, jeśli w międzyczasie napiszę do przyjaciół, których chcę zaprosić na kolację?

— Oczywiście, że nie — zgodził się markiz. — Przypuszczam, że będzie to wyłącznie męskie przyjęcie?

— Jeślibym wiedział, że mnie opuścisz — odparł Charlie — przywiózłbym sobie z Londynu jakąś ślicznotkę. Nie wydaje mi się, żeby w Newmarket był duży wybór.

— Większość kobiet, które tutaj dotychczas widziałem — powiedział markiz z udaną powagą — przypomina rasowe konie.

Charlie zaśmiał się.

— Mówią, że człowiek upodabnia się do swojego zwierzęcia, ale dla kobiety porównanie z koniem to katastrofa.

— Sądząc z twojego opisu, księżna wygląda jak żmija.

— Lub jakikolwiek inny rodzaj gada— rzekł Charlie. — Pamiętaj jednak, że w młodości podobno była piękna.

— Muszę w takim razie przygotować sobie kilka komplementów — uśmiechnął się markiz. — Mówiąc poważnie Charlie, wierzę, że można żyć w przyjaźni z sąsiadami. Uważam, że właściciele ziemscy za wszelką cenę powinni unikać zatargów.

— Oczywiście masz rację — zgodził się Charlie. — Mój ojciec był tego samego zdania.

Po chwili dodał żartobliwie:

— Wiesz co Mervyn, wydaje mi się, że zaczynasz się dość szybko starzeć. Będzie mi brak tego szalonego oficera, który nie wahał się podkraść do umocnień wroga i zaskoczyć go.

— Brzmi to, jakbym był nierozważnym śmiałkiem. Jeśli jednak pamiętasz, omawialiśmy wtedy dokładnie każdy ruch, nigdy nie zdawaliśmy się na przypadek i tylko dzięki temu zdołaliśmy wziąć do niewoli tylu nieprzyjaciół.

— Masz rację — zgodził się Charlie. — Ale mam przeczucie, że Grimstone może okazać się gniazdem szerszeni a ty pakujesz się prosto w ręce wroga.

— Jeśli tak, to będę musiał wycofać się wobec jego przeważających sił — roześmiał się markiz.

Wielebny Teofil Stanton podniósł sięod stolika i zamykając uważnie książkę, tak aby nie zgubić miejsca, w którym skończył, podszedł do drzwi. Zatrzymało go wołanie siostrzenicy.

— Wujku Teofilu, zapomniałeś otworzyć list.

— To na pewno jakiś rachunek — odparł. — Nie mam teraz na to ani czasu, ani pieniędzy.

Wyszedł z pokoju zamykając za sobą drzwi. Aspazja spojrzała ponad stołem na swojego bliźniaczego brata i roześmiała się.

— To właśnie cały wuj Teofil. Jeśli tylko może, unika nieprzyjemności.

— Jest bardzo mądry — odparł Jerome Stanton.

Wszyscy, którzy go znali nazywali go Jerrym. Był to nadzwyczaj przystojny młody człowiek o szerokich ramionach, jasnych włosach i niebieskich oczach.

Szerokie czoło znamionowało nie tylko wybitny umysł, lecz również szczerość i otwartość, budzące sympatię i zaufanie ludzi.

— Jesteś tak samo lekkomyślny jak on — powiedziała Aspazja.

Chociaż byli bliźniakami, wyglądali zupełnie inaczej. Dziewczyna drobna, szczupła i bardzo ładna, nie miała jasnych włosów brata, ale ognistorude, a jej błękitne oczy były dużo ciemniejsze niż u niego. To sprawiało, że patrząc na nich, trudno było uwierzyć, że przyszli na świat jednocześnie.

— Czy napijesz się jeszcze kawy? — spytała.

— Nie, dziękuję — odpowiedział. — Lepiej otwórz list do wujka i dowiedzmy się najgorszego. Mam nadzieję, że nie opiewa na zbyt wysoką kwotę.

Siostra spojrzała na niego ostro.

— Znów jesteś spłukany Jerry?

— Oczywiście — odparł. — Nie wyobrażasz sobie, jak drogi jest Oxford.

— Wiedziałeś, gdy się tam wybierałeś, że będziesz musiał oszczędzać. Pieniądze, które zostawiła mama już się kończą.

— Wiem! Wiem! — odkrzyknął Jerry. — Trudno jednak mając bogatszych od siebie przyjaciół, przyjmować ich zaproszenia i nie odwdzięczać się tym samym.

Aspazja nic nie odpowiedziała.

Ich wuj, z którym mieszkali, otrzymywał tylko niską pensję. Z pieniędzy zostawionych przez matkę, która umarła pięć lat temu, opłacono ich naukę i konto było już prawie puste. Ponieważ Jerry wiedział o tym równie dobrze jak ona, nie było się nad czym rozwodzić. Aspazja sięgnęła po list i wzięła go do ręki.

Z zaskoczeniem zauważyła, że nie wyglądał jak zwykły rachunek i był pisany na grubym białym, bardzo drogim pergaminie. Aspazja obejrzawszy dokładnie papier obróciła go w dłoniach.

Wydała z siebie okrzyk całkowitego zaskoczenia.

— O co chodzi?— spytał Jerry.

— To list od księżnej — powiedziała. — Spójrz! Z tyłu jest jej herb.

Rodzeństwo popatrzyło na siebie znacząco. Aspazja wyszeptała przerażona:

— Po co miałaby pisać do wujka?

— Otwórz, to się dowiemy — powiedział Jerry. — Jeśli chcesz wiedzieć, cieszę się, że nie zauważył od kogo jest ten list. Mogłoby go to zdenerwować.

— Rzeczywiście — zgodziła się Aspazja.

Przez chwilę siedziała patrząc na list, jakby nie miała odwagi dowiedzieć się, co zawiera.

Następnie ostrożnie rozcięła srebrnym nożykiem kopertę.

Kiedy wyciągała ze środka grubą kartkę papieru odniosła wrażenie, że zawiera złe wieści, jakby emanowała ona nieuchwytnym złem.

Nie powiedziała ani słowa, ale czuła, że Jerry przyglądał się jej, kiedy otwierała list. Przeczytała go w milczeniu. Jerry, nie mogąc dłużej znieść ciekawości, spytał:

— Co tam jest napisane?

— Nie wierzę! To nie może być prawda! — wykrzyknęła Aspazja.

— Co tam jest napisane?— powtórzył pytanie Jerry.

Aspazja wciągnęła powietrze i drżącym głosem zaczęła:

Do wielebnego Teofila Stantona

Zgodnie z poleceniem Jej Książęcej Mości, księżnej Grimstone, wobec ukończenia przez pana sześćdziesięciu pięciu lat, przestajepan otrzymywać dotychczasową prebendę. Ma pan opuścić plebanię w ciągu miesiąca.

Z poważaniem
Erasmus Carstairs
Sekretarz Jej Mości

Kiedy Aspazja skończyła czytać, głos jej się załamał a oczy napełniły łzami. Jerry uderzył zaciśniętą pięścią w stół tak mocno, że zatrzęsły się stojące na nim talerze i filiżanki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: