Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wałbrzych. Ściśle tajne - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
6 grudnia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
44,99

Wałbrzych. Ściśle tajne - ebook

Najnowsza powieść Roberta Foksa zachwyci przede wszystkim tych Czytelników, którzy niegdyś śledzili przygody Pana Samochodzika. Pojawia się w niej bowiem Tajemnica, historyk, który dąży do jej rozwiązania, niebezpieczna przygoda i walka Dobra ze Złem w imię ponadczasowej Prawdy…

Dolny Śląsk, dziesięć miesięcy po upadku komunizmu w Polsce. W Górach Sowich umiera pewien człowiek. Wydarzenie to odsłania rąbek drugowojennej, intrygującej tajemnicy. Tomasz, wałbrzyski nauczyciel historii i eksplorator, odkrywa istotny fakt, który nakazuje mu podążyć tropem zagadki. Wkrótce pasjonujące wyzwanie przeistacza się w niebezpieczną grę. Do akcji przystępują służby specjalne czterech państw, które rywalizują o ukryty pod koniec wojny depozyt. Stawką jest skarb o wielkiej materialnej i intelektualnej wartości. Tomasz zostaje zmuszony do walki o przetrwanie. Nie przypuszcza, że jego przyszłość będzie zależna od ludzi przeklętych przez Historię.

Kategoria: Sensacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788366955653
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

_Sza­now­ny Pa­nie!_

_Nie­daw­no prze­czy­ta­łem ksi­ążkę Pana au­tor­stwa „Pro­spekt Nie­pod­le­gło­ści”. Po lek­tu­rze przej­rza­łem In­ter­net i ku mo­je­mu zdzi­wie­niu oka­za­ło się, że po­cho­dzi Pan z tego sa­me­go mia­sta, w któ­rym się uro­dzi­łem, spędzi­łem wiek mło­dzie­ńczy, a ta­kże część do­ro­słe­go ży­cia. Na do­da­tek ze stro­ny wy­daw­nic­twa War­Bo­ok do­wie­dzia­łem się, że pa­sjo­nu­ją Pana „dol­no­śląskie ta­jem­ni­ce z okre­su II woj­ny świa­to­wej, szcze­gól­nie hi­sto­rie zwi­ąza­ne z Wa­łbrzy­chem i po­bli­ski­mi Gó­ra­mi So­wi­mi”._

_Mnie ta­kże, nie­mal od za­wsze, fa­scy­no­wa­ły za­gad­ki Wa­łbrzy­cha wy­wo­dzące się z okre­su Trze­ciej Rze­szy. Za­in­te­re­so­wa­nie jego prze­szło­ścią roz­bu­dził we mnie dzia­dek – wa­łbrzy­ski Nie­miec, gór­nik pra­cu­jący nie­gdyś w tam­tej­szych ko­pal­niach. W re­zul­ta­cie hob­by prze­kszta­łci­ło się w pro­fe­sję: uko­ńczy­łem uni­wer­sy­tec­kie stu­dia hi­sto­rycz­ne._

_Z Wa­łbrzy­chem wi­ąza­łem wszyst­kie ży­cio­we pla­ny. Nie­ste­ty, dra­ma­tycz­ne wy­da­rze­nia, któ­rych by­łem uczest­ni­kiem, zmu­si­ły mnie do opusz­cze­nia kra­ju. Chcia­łbym je Panu za­pre­zen­to­wać i za­pro­po­no­wać na­pi­sa­nie na ich kan­wie po­wie­ści sen­sa­cyj­nej, któ­rej ak­cja roz­gry­wa­ła­by się w na­szym mie­ście. Nic o ta­kiej te­ma­ty­ce chy­ba jesz­cze nie po­wsta­ło, więc może war­to?_

_Dłu­go za­sta­na­wia­łem się, jak roz­pa­lić w Panu cie­ka­wo­ść, wzbu­dzić chęć do za­po­zna­nia się z moją hi­sto­rią. Wy­my­śli­łem za­tem sza­ra­dę. Otóż plik z tek­stem, któ­ry prze­sy­łam w za­łącz­ni­ku, zo­stał prze­ze mnie za­szy­fro­wa­ny. Ha­słem do jego otwar­cia jest na­zwi­sko pre­kur­so­ra „sys­te­mu glo­bal­nej ko­mu­ni­ka­cji”, któ­ry prze­by­wał kie­dyś na zie­mi wa­łbrzy­skiej. Je­śli rze­czy­wi­ście jest Pan mi­ło­śni­kiem ta­jem­nic Wa­łbrzy­cha, to wie­rzę, że po­dej­mie Pan to wy­zwa­nie._

_W te­kście nie wska­zu­ję kon­kret­nych lo­ka­li­za­cji zda­rzeń, ja­kie mia­ły miej­sce, zaś ni­niej­sze­go li­stu nie pod­pi­su­ję imie­niem i na­zwi­skiem. Po­wo­dy, któ­re zmu­sza­ją mnie do za­cho­wa­nia po­uf­no­ści, zro­zu­mie Pan po prze­czy­ta­niu mo­jej opo­wie­ści._

_Pro­szę do mnie nie pi­sać. Ad­res pocz­ty elek­tro­nicz­nej, z któ­re­go zo­stał wy­sła­ny ten mail, już nie ist­nie­je._***

Noc wła­da­ła świa­tem pra­wie nie­po­dziel­nie. Wy­pe­łnia­ła wszyst­kie po­miesz­cze­nia. Pa­no­szy­ła się w ka­żdym za­ka­mar­ku. Nie mo­gła je­dy­nie po­ra­dzić so­bie ze świa­te­łka­mi ge­ne­ro­wa­ny­mi przez me­dycz­ną apa­ra­tu­rę. Te, w so­ju­szu z dys­kret­ny­mi sy­gna­ła­mi dźwi­ęko­wy­mi, prze­ciw­sta­wia­ły się ciem­no­ści, da­jąc świa­dec­two ży­cia.

Pie­lęgniar­ka pe­łni­ąca dy­żur od­po­czy­wa­ła na słu­żbo­wej ko­zet­ce. Chcia­ła wy­ko­rzy­stać spo­kój pa­nu­jący na od­dzia­le i usi­ło­wa­ła się zdrzem­nąć. Sen jed­nak nie nad­cho­dził. Nie włącza­jąc lamp­ki, wsta­ła i po­de­szła do okna. Na ze­wnątrz było spo­koj­nie, bez­wietrz­nie. Je­dy­nie ciem­no­ść bi­jąca z przy­szpi­tal­ne­go, spa­ce­ro­we­go ogro­du wzbu­dza­ła po­czu­cie lęku; jak­by cza­iło się tam coś nie­od­gad­nio­ne­go, nie­obli­czal­ne­go, a przez to nie­bez­piecz­ne­go.

Kom­pleks bu­dyn­ków Städ­ti­sche Kli­ni­kum w Karls­ru­he wy­cze­ki­wał świ­tu. Po­ran­ny brzask miał przy­nie­ść cho­rym nową daw­kę na­dziei na szyb­kie wy­zdro­wie­nie. Pie­lęgniar­ka spoj­rza­ła na ze­ga­rek. Do ko­ńca zmia­ny po­zo­sta­ły nie­spe­łna trzy go­dzi­ny. Wszyst­ko wska­zy­wa­ło na to, że noc za­ko­ńczy się spo­koj­nie. Po­de­szła do ko­zet­ki, by się po­now­nie po­ło­żyć, gdy w po­miesz­cze­niu roz­le­gł się dźwi­ęk brzęczy­ka oznaj­mia­jący, że au­to­mat mo­ni­to­ru­jący pro­ce­sy ży­cio­we wy­krył na­głe po­gor­sze­nie się sta­nu jed­ne­go z pa­cjen­tów.

We­szła do izo­lat­ki, za­pa­la­jąc świa­tło. Mężczy­zna le­żący na łó­żku miał za­mkni­ęte oczy. Na prze­mian coś mam­ro­tał i strasz­li­wie sior­bał, sta­ra­jąc się wci­ągnąć do płuc jak naj­wi­ęcej tle­nu, któ­ry po­da­wał mu bez­po­śred­nio do nosa pla­sti­ko­wy cew­nik. Na­chy­li­ła się ku nie­mu, by wy­ra­źniej usły­szeć, co mówi, a na­stęp­nie po­de­szła do apa­ra­tu­ry. Od­czy­ta­ła pa­ra­me­try, po czym szyb­ko po­bie­gła obu­dzić le­ka­rza śpi­ące­go w swo­im ga­bi­ne­cie na od­dzia­le.

– To ago­nia – stwier­dził me­dyk, po­chy­la­jąc się nad pa­cjen­tem. – Niech sio­stra za­ło­ży mu ma­skę tle­no­wą i poda do­żyl­nie sal­bu­ta­mol.

– Jak mam za­ło­żyć ma­skę, kie­dy on cały czas coś mam­ro­cze? – Twarz pie­lęgniar­ki wy­ra­ża­ła dez­orien­ta­cję.

– A co do­kład­nie?

– Coś bez skła­du i ładu. Nie ma w tym żad­ne­go sen­su.

Tym ra­zem le­karz z cie­ka­wo­ścią zbli­żył ucho do ust cho­re­go.

– Po­wta­rza w kó­łko to samo. We­dług mnie mówi coś o spad­ku dla ja­kie­jś Anne. Resz­ty fak­tycz­nie nie mo­żna zro­zu­mieć – po­twier­dził. – Może niech pani za­pi­sze, co mówi ten czło­wiek. To za­pew­ne jego ostat­nie sło­wa. Wąt­pię, by do­żył do rana. Prze­ka­że­my je ro­dzi­nie.

Ja­kieś dwie mi­nu­ty pó­źniej pie­lęgniar­ka za­no­to­wa­ła na nie­wiel­kim skraw­ku pa­pie­ru:

_Heil, Lüge, Anne, Erbe, Zie­gel, Ze­ichen_ROZDZIAŁ 2

Pia­sko­wa Góra, tar­ga­na za­ci­na­jącym desz­czem, przy­po­mi­na­ła nie­przy­ja­zną, pu­stą kra­inę. Mo­gła­by sta­no­wić ide­al­ną sce­ne­rię dla fil­mów gro­zy lub kry­mi­nal­ne­go dresz­czow­ca. To­masz był chy­ba je­dy­ną ludz­ką isto­tą prze­mie­rza­jącą cen­trum osie­dla. Na­wet pod wia­ta­mi przy­stan­ków au­to­bu­so­wych ni­ko­go nie było. Nie­mal z utęsk­nie­niem spo­glądał w kie­run­ku ol­brzy­mie­go blo­ku, zwa­ne­go po­tocz­nie mrów­kow­cem, gdzie znaj­do­wa­ło się jego miesz­ka­nie. My­ślał tyl­ko o tym, że za chwi­lę otwo­rzy drzwi do przy­tul­ne­go, przy­ja­zne­go wnętrza. Ści­snął moc­niej uchwyt tecz­ki, w któ­rej spo­czy­wa­ły zdjęcia rze­czy od­na­le­zio­nych w schow­ku wa­lim­skie­go es­es­ma­na, i przy­spie­szył kro­ku.

W domu szyb­ko zdjął prze­mo­czo­ną kurt­kę i buty, osu­szył gło­wę ręcz­ni­kiem i nie ba­cząc na to, że jest głod­ny, si­ęgnął po fo­to­gra­fie. Wy­szu­kał dwie od­bit­ki przed­sta­wia­jące ta­jem­ni­czy plan i po­ło­żył je na biur­ku w po­ko­ju słu­żącym za nie­wiel­ki ga­bi­net.

Tak jak to opi­sa­ła w ar­ty­ku­le dzien­ni­kar­ka, map­ka mia­ła kszta­łt trój­kąta. Przed­sta­wia­ła frag­ment ja­kie­jś pro­stej dro­gi lub ko­ry­ta­rza, od któ­re­go pro­sto­pa­dle od­cho­dzi­ły w tym sa­mym kie­run­ku czte­ry prze­czni­ce. Ich roz­sta­wie­nie było re­gu­lar­ne, su­ge­ru­jące ta­kie same od­le­gło­ści po­mi­ędzy nimi. Hi­sto­ryk wzi­ął li­nij­kę i do­ko­nał po­mia­rów, któ­re wy­ka­za­ły słusz­no­ść tego spo­strze­że­nia.

Z szu­fla­dy wy­jął lupę i za­czął oglądać naj­dłu­ższą kra­wędź trój­bocz­ne­go pla­nu. Po chwi­li uśmiech­nął się, gra­tu­lu­jąc so­bie w du­chu, że wzi­ął od re­dak­tor­ki ne­ga­tyw i za­mó­wił w za­kła­dzie fo­to­gra­ficz­nym od­bit­ki w roz­mia­rze trzy­dzie­ści na czter­dzie­ści cen­ty­me­trów. Co praw­da, spo­ro to kosz­to­wa­ło, ale opła­ci­ło się. Uzy­ska­ne po­wi­ęk­sze­nie po­zwo­li­ło mu bo­wiem do­strzec, że ba­da­ny bok trój­kąt­nej kart­ki był po­strzępio­ny. Ma­le­ńkie dro­bi­ny nad­szarp­ni­ęte­go pa­pie­ru przy­po­mi­na­ły de­li­kat­ny me­szek. Ma­rze­na Zi­mosz mia­ła ra­cję. To był tyl­ko frag­ment wi­ęk­szej ca­ło­ści. Naj­wy­ra­źniej ktoś mu­siał roz­dzie­lić map­kę bar­dzo ostrym no­żem. „I zro­bił to za­pew­ne w celu utaj­nie­nia lo­ka­li­za­cji na­ry­so­wa­ne­go obiek­tu” – skon­sta­to­wał.

Wes­tchnął z wra­że­nia. Miał nie­mal pew­no­ść, że plan może pro­wa­dzić do ja­kie­goś de­po­zy­tu. Po krót­kim na­my­śle do­sze­dł jed­nak do wnio­sku, iż nie ma to żad­ne­go zna­cze­nia. To, co le­ża­ło przed nim, nie po­zwa­la­ło na­wet wy­snuć naj­bar­dziej fan­ta­stycz­nej hi­po­te­zy, gdzie na­le­ża­ło­by szu­kać do­mnie­ma­nej skryt­ki.

Skie­ro­wał wzrok ku na­pi­som Ah­ne­ner­be i He­ili­ger. Oce­nił, że mu­sia­ły zo­stać na­nie­sio­ne pó­źniej niż ko­ry­ta­rze, gdyż ten, kto je na­kre­ślił, zro­bił to nie­dba­le, co od­ró­żnia­ło je od za­sad­ni­cze­go szki­cu.

W jego gło­wie kłębi­ły się dzie­si­ąt­ki my­śli. Po­sta­no­wił je upo­rząd­ko­wać.

Dzie­dzic­two Przod­ków było jed­ną z naj­bar­dziej ta­jem­ni­czych or­ga­ni­za­cji Trze­ciej Rze­szy. Wo­kół niej krąży­ło o wie­le wi­ęcej za­ga­dek, nie­ziem­skich hi­sto­rii i wąt­pli­wo­ści niż fak­tów. Rze­ko­me se­kre­ty zwi­ąza­ne z ba­da­nia­mi, ja­kie pro­wa­dzi­ło sto­wa­rzy­sze­nie, roz­pa­la­ły umy­sły wie­lu eks­plo­ra­to­rów, pseu­do­nau­kow­ców oraz tro­pi­cie­li teo­rii spi­sko­wych. Ina­czej za­cho­wy­wa­li się pro­fe­sjo­nal­ni, aka­de­mic­cy ba­da­cze; ci pod­cho­dzi­li do tej pro­ble­ma­ty­ki nie­zmier­nie kry­tycz­nie. Zro­dzi­ło to nie­for­mal­ny spór co do roli, jaką Ah­ne­ner­be ode­gra­ło w roz­wo­ju tech­no­lo­gii mi­li­tar­nych Trze­ciej Rze­szy. Pierw­si uwa­ża­li, że sto­wa­rzy­sze­nie bra­ło ak­tyw­ny udział w two­rze­niu Wun­der­waf­fe15), zaś dru­dzy ne­go­wa­li taką tezę i w za­sa­dzie ra­cja była po ich stro­nie – nie od­na­le­zio­no do tej pory żad­nych do­ku­men­tów po­twier­dza­jących ta­kie za­ło­że­nie.

Obec­nie hi­sto­ry­cy za­li­cza­li do no­wa­tor­skiej bro­ni, pro­jek­to­wa­nej w cza­sach Hi­tle­ra, oko­ło stu dzie­si­ęciu pro­jek­tów, z cze­go dzie­si­ęć pro­cent mia­ło cha­rak­ter wy­so­ce eks­pe­ry­men­tal­ny, ba­zu­jący na ów­cze­śnie naj­now­szych, awan­gar­do­wych tech­no­lo­giach. Część z nich uda­ło się wdro­żyć do pro­duk­cji i za­sto­so­wać w wal­ce, wi­ęk­szo­ść jed­nak nie do­cze­ka­ła się fi­na­li­za­cji. Praw­do­po­dob­nie ist­nia­ły ta­kże kon­cep­cje bro­ni, o któ­rych wie­dza nie krąży­ła w prze­strze­ni pu­blicz­nej, gdyż albo utaj­ni­li je Ame­ry­ka­nie bądź Ro­sja­nie, albo zro­bi­li to sami Niem­cy. Na­le­ża­ło ta­kże za­ło­żyć, że ta­kich pro­jek­tów po pro­stu nie było, ale To­masz oso­bi­ście to od­rzu­cał. Ist­nia­ły bo­wiem prze­słan­ki, że nad ta­ki­mi w Trze­ciej Rze­szy jed­nak pra­co­wa­no. Na przy­kład nie tak daw­no prze­czy­tał wy­wiad ze słyn­nym Eri­chem von Däni­ke­nem16), któ­ry opo­wie­dział o swo­im spo­tka­niu z pro­fe­so­rem Her­man­nem Obe­r­them, pio­nie­rem tech­ni­ki ra­kie­to­wej i wi­zjo­ne­rem pod­bo­ju ko­smo­su. Obe­rth, men­tor Wer­ne­ra von Brau­na17), któ­re­mu po­ma­gał w Pe­ene­mün­de18) przy kon­stru­owa­niu ra­kie­ty ba­li­stycz­nej V2, po­noć za­pew­nił Däni­ke­na, że w Trze­ciej Rze­szy pro­wa­dzo­no ba­da­nia nad na­pędem an­ty­gra­wi­ta­cyj­nym. Mało tego, oświad­czył, że w tym celu stu­dio­wa­no sta­ro­żyt­ne, san­skryc­kie ma­nu­skryp­ty, o któ­rych sądzo­no, że zo­sta­ły przy­wie­zio­ne przez Ah­ne­ner­be z Ty­be­tu!

O mo­żli­wo­ści za­an­ga­żo­wa­nia Dzie­dzic­twa Przod­ków w pro­ces two­rze­nia no­wych ro­dza­jów bro­ni mo­gły ta­kże świad­czyć eks­pe­ry­men­ty do­ty­czące prze­by­wa­nia czło­wie­ka na du­żych wy­so­ko­ściach. Ich wy­ni­ki wy­ko­rzy­sta­no przy pro­jek­to­wa­niu kom­bi­ne­zo­nu ci­śnie­nio­we­go dla pi­lo­tów. Wia­do­mo ta­kże na pew­no, że w tym sa­mym cza­sie Braun pra­co­wał nad dwu­stop­nio­wą ra­kie­tą mi­ędzy­kon­ty­nen­tal­ną A9/A10, któ­rej jed­na z wer­sji mia­ła być pi­lo­to­wa­na przez czło­wie­ka. No­wic­ki nie wie­rzył tu w przy­pad­ko­wy zbieg oko­licz­no­ści. Czy było coś jesz­cze? Nikt nie mógł tego na sto pro­cent wy­klu­czyć.

Tak na­praw­dę to wła­śnie owa zbie­żno­ść ba­dań pro­wa­dzo­nych przez Ah­ne­ner­be nad za­cho­wa­niem ludz­kie­go or­ga­ni­zmu na du­żych wy­so­ko­ściach z pra­ca­mi nad ra­kie­tą A9/A10 spra­wi­ła, że To­masz za­in­te­re­so­wał się wa­lim­skim es­es­ma­nem. Od daw­na bo­wiem snuł przy­pusz­cze­nia, we­dług któ­rych wspo­mnia­ne do­świad­cze­nia me­dycz­ne pro­wa­dzo­no nie tyl­ko w obo­zie kon­cen­tra­cyj­nym w Da­chau, ale ta­kże w Szczaw­nie-Zdro­ju koło Wa­łbrzy­cha oraz na Sta­rym Zam­ku w Ksi­ążu. Ist­nia­ły ta­kże prze­słan­ki, że nie­któ­re ele­men­ty ra­kie­ty A9/A10 były pro­jek­to­wa­ne i te­sto­wa­ne w nie­zna­nym taj­nym la­bo­ra­to­rium znaj­du­jącym się w pod­zie­miach któ­re­jś z wa­łbrzy­skich ko­pa­lń. „A te­raz na świa­tło dzien­ne wy­pły­nął plan su­ge­ru­jący, że gdzieś w po­bli­żu Wa­li­mia mo­gło zo­stać ukry­te coś, co na­le­ża­ło do Dzie­dzic­twa Przod­ków” – pod­su­mo­wał w my­ślach. „Co to mo­gło być?! Czy rze­czy­wi­ście cho­dzi­ło o dzie­ła sztu­ki zra­bo­wa­ne przez Niem­ców w oku­po­wa­nych pa­ństwach Eu­ro­py, tak jak wy­obra­ża­ła to so­bie Ma­rze­na Zi­mosz?” – wie­dział, że py­ta­nie to po­zo­sta­nie już z nim na za­wsze.

Głód przy­po­mniał o so­bie sil­nym ssa­niem w żo­łąd­ku, od­sze­dł więc od biur­ka, by zro­bić coś do je­dze­nia. Za­gad­ko­wa spra­wa tak go po­chło­nęła, że na­wet nie zwró­cił uwa­gi, z cze­go przy­go­to­wu­je po­si­łek. Na­sy­ciw­szy się, wró­cił do ga­bi­ne­tu i si­ęgnął po ko­lej­ne od­bit­ki do­ku­men­tu­jące rze­czy z wa­lim­skie­go schow­ka.

Mun­dur es­es­ma­na pre­zen­to­wał się fa­scy­nu­jąco. Nie był czar­ny, lecz w ty­po­wym dla nie­miec­kiej ar­mii ko­lo­rze feld­grau, co od­zwier­cie­dla­ła w mia­rę wier­nie ko­lo­ro­wa fo­to­gra­fia. Pat­ki na ko­łnie­rzu były jak nowe. Na pra­wej wid­nia­ły zna­ki ru­nicz­ne _Sieg_ ozna­cza­jące zwy­ci­ęstwo, zna­ne po­wszech­nie jako „bły­ska­wi­ce” sym­bo­li­zu­jące przy­na­le­żno­ść do SS, zaś na le­wej umiej­sco­wio­ny był sto­pień Schar­füh­re­ra, czy­li sie­rżan­ta. Na przed­niej, le­wej kie­sze­ni wid­niał Że­la­zny Krzyż, od­zna­cze­nie nada­wa­ne za męstwo w boju.

Po­now­nie ujął lupę, by przyj­rzeć się do­kład­nie pi­sto­le­to­wi Pa­ra­bel­lum wraz z kil­ko­ma ma­ga­zyn­ka­mi pe­łny­mi na­boi. Nie ule­ga­ło wąt­pli­wo­ści, że broń była utrzy­ma­na w do­sko­na­łym sta­nie, choć na pew­no mia­ła przy­naj­mniej oko­ło pi­ęćdzie­si­ęciu lat. „Czy­żby Schi­man­nek mu­siał być w ci­ągłej go­to­wo­ści? Je­śli tak, to na co?” – oczy­wi­ste py­ta­nia po­zo­sta­ły bez od­po­wie­dzi.

Ko­lej­ne zdjęcia pre­zen­to­wa­ły ekwi­pu­nek gór­ni­czy: lam­pę z aku­mu­la­to­rem, kask oraz apa­rat tle­no­wy z lat sze­śćdzie­si­ątych. To­masz znał się na tym, gdyż jego oj­ciec pra­co­wał kie­dyś w ko­pal­ni jako ra­tow­nik. W domu po ro­dzi­cach, pod Nową Rudą, miał na­wet po­dob­ne urządze­nie, tyle że o co naj­mniej dzie­si­ęć lat now­sze. Apa­rat przy­po­mi­na­jący ple­cak wy­da­wał się nie­uży­wa­ny. Alu­mi­nio­wa po­kry­wa, nie­bie­ska bu­tla na tlen oraz po­chła­niacz nie po­sia­da­ły żad­nych za­ry­so­wań. Ma­ska i prze­wo­dy z czar­nej gumy wy­gląda­ły tak, jak­by nie wy­ci­ąga­no ich z opa­ko­wa­nia. Dla No­wic­kie­go sta­ło się ja­sne, że „stra­żnik” po­sia­dał gór­ni­cze wy­po­sa­że­nie, gdyż mu­siał być przy­go­to­wa­ny do po­ru­sza­nia się w pod­ziem­nych ko­ry­ta­rzach, gdzie mógł się spo­dzie­wać obec­no­ści gro­źnych ga­zów, przede wszyst­kim dwu­tlen­ku węgla i me­ta­nu. Wnio­sek ten spo­wo­do­wał, że hi­sto­ryk od razu po­łączył ekwi­pu­nek z trój­kąt­nym pla­nem. Eks­cy­ta­cja opa­no­wa­ła go w dwój­na­sób. Wszyst­ko lo­gicz­nie się spa­ja­ło.

Le­gi­ty­ma­cja SS po­twier­dza­ła fakt po­sia­da­nia przez Schi­man­n­ka stop­nia Schar­füh­re­ra. Od­ręcz­ne wpi­sy świad­czy­ły o tym, że wstąpił on do SS w ty­si­ąc dzie­wi­ęćset trzy­dzie­stym dzie­wi­ątym roku w wie­ku dwu­dzie­stu je­den lat. Wy­cho­dzi­ło na to, że w chwi­li śmier­ci miał sie­dem­dzie­si­ąt dwa. To­masz przez chwi­lę jak urze­czo­ny wpa­try­wał się w pod­pis He­in­ri­cha Him­m­le­ra zło­żo­ny na do­ku­men­cie. Spra­wi­ło to, że wręcz po­czuł fi­zycz­ną obec­no­ść zbrod­nia­rza.

Po­sta­no­wił przej­rzeć resz­tę zdjęć. Pre­zen­to­wa­ły Schi­man­n­ka w ró­żnych sy­tu­acjach to­wa­rzy­skich. Mia­ły wy­ra­źnie pa­mi­ąt­ko­wy cha­rak­ter. Za­zwy­czaj, wraz z in­ny­mi mężczy­zna­mi w hi­tle­row­skich mun­du­rach, po­zo­wał na tle drzew, być może so­wio­gór­skich la­sów, a ta­kże w po­miesz­cze­niach ja­ki­chś pi­wiar­ni albo kan­tyn woj­sko­wych. Jed­na z fo­to­gra­fii zwró­ci­ła jego szcze­gól­ną uwa­gę, gdyż na­nie­sio­no na nią od­ręcz­ną ad­no­ta­cję: „Bad Sal­zbrunn, Fe­bru­ar 1945”. Ozna­cza­ło to, że zro­bio­no ją w Szczaw­nie-Zdro­ju, w lu­tym czter­dzie­ste­go pi­ąte­go roku. Przed­sta­wia­ło wa­lim­skie­go Niem­ca w to­wa­rzy­stwie in­ne­go es­es­ma­na w ja­kie­jś knajp­ce. No­wic­ki wzi­ął do ręki lupę, chciał od­gad­nąć, w ja­kim lo­ka­lu obaj wte­dy prze­by­wa­li. Wnętrze przy­wio­dło mu na myśl nie­ist­nie­jącą już re­stau­ra­cję Be­lve­de­re miesz­czącą się kie­dyś na Wil­helm­shöhe, czy­li obec­nym Wzgó­rzu Ge­dy­mi­na. Znał ją z przed­wo­jen­nych wi­do­kó­wek; je­śli tyl­ko ja­kaś przed­sta­wia­ła sta­ry Wa­łbrzych, tra­fia­ła do jego ko­lek­cji.

Przyj­rzał się do­kład­niej to­wa­rzy­szo­wi Schi­man­n­ka. Był nim Sturm­ban­n­füh­rer. „Ma­jor bie­sia­do­wał z sie­rżan­tem?” – zdzi­wił się, nie pa­so­wa­ło mu ta­kie ze­sta­wie­nie. To­masz wpa­try­wał się uwa­żnie w ob­li­cze ofi­ce­ra, któ­ry uśmie­chał się pro­mien­nie do obiek­ty­wu. Ko­goś mu przy­po­mi­nał, ale nie wie­dział kogo.

Przez całą resz­tę dnia hi­sto­ryk nie mógł po­zbyć się wra­że­nia, że już gdzieś wi­dział Sturm­ban­n­füh­re­ra. Szu­kał w gło­wie oko­licz­no­ści, kie­dy to mo­gło na­stąpić. Co­fał się pa­mi­ęcią do swo­ich po­by­tów w ar­chi­wach, bi­blio­te­kach, wer­to­wał w my­ślach ksi­ążki, któ­re prze­czy­tał. „Po pro­stu mi się wy­da­je” – po­sta­no­wił w ko­ńcu od­go­nić na­tręt­ną myśl. Ta jed­nak go nie opusz­cza­ła.

Pó­źnym wie­czo­rem po­now­nie wzi­ął do ręki fo­to­gra­fię i wpa­try­wał się z upo­rem w ob­li­cze ma­jo­ra SS. Nic to jed­nak mu nie dało. Po­ło­żył się spać. Dłu­go nie mógł za­snąć. Wci­ąż roz­my­ślał o es­es­ma­ńskim ofi­ce­rze. Po ja­ki­mś jed­nak cza­sie po­wie­ki opa­dły pod ci­ęża­rem ca­ło­dzien­ne­go zmęcze­nia. Z lu­bo­ścią pod­dał się ogar­nia­jące­mu go uko­je­niu. Już pra­wie spał, gdy pe­wien ob­raz prze­mknął mu przed ocza­mi. Mo­men­tal­nie, nie wie­dząc do­kład­nie dla­cze­go, zrzu­cił z sie­bie ko­łdrę i po­truch­tał z sy­pial­ni do ga­bi­ne­tu. Sta­nął przed re­ga­łem ugi­na­jącym się pod ci­ęża­rem ró­żno­rod­nej li­te­ra­tu­ry, sko­ro­szy­tów, map, cza­so­pism oraz sto­sów kse­ro­ko­pii, a ta­kże ogrom­nej ilo­ści fi­szek i no­ta­tek. Coś mu mó­wi­ło, że to wła­śnie tu­taj znaj­du­je się roz­wi­ąza­nie za­gad­ki Sturm­ban­n­füh­re­ra. Wo­dził wzro­kiem po grzbie­tach ksi­ążek, przy­po­mi­nał so­bie za­war­to­ści ka­żde­go z se­gre­ga­to­rów oraz tre­ści zgro­ma­dzo­nych ma­te­ria­łów. Na­gle do­znał sil­ne­go uci­sku w oko­li­cach splo­tu sło­necz­ne­go. Uczu­cie było po­dob­ne do lęku, jaki czło­wiek od­czu­wa w wy­jąt­ko­wo nie­bez­piecz­nych sy­tu­acjach. „To chy­ba nie­mo­żli­we” – po­my­ślał naj­pierw. Po­tem wol­no si­ęgnął w kie­run­ku naj­wy­ższej pó­łki i zdjął z niej opa­sły al­bum z ro­dzin­ny­mi zdjęcia­mi.

Sie­dząc przy biur­ku, drżący­mi dło­ńmi prze­kła­dał kar­tę za kar­tą, tak­su­jąc uwa­żnie ka­żdą fo­to­gra­fię. Po kil­ku mi­nu­tach zdrętwiał. Jak­by do­pa­dł go pa­ra­liż ca­łe­go cia­ła. Nie mógł po­ru­szyć ręką, nie miał siły, żeby wstać, nie­zno­śna su­cho­ść opa­no­wa­ła jego gar­dło, co spra­wi­ło, że ci­ężko mu było na­wet od­dy­chać…

***

Wła­dy­sław Bo­rek stał przy oknie w swo­im po­ko­ju słu­żbo­wym. Dzi­ęki wy­tłu­mio­nym ścia­nom i drzwiom z ze­wnątrz nie do­cie­rał ża­den nie­po­żąda­ny od­głos. Wpa­try­wał się w pu­stą o tej po­rze uli­cę. Było tuż po siód­mej rano. Ostat­ni­mi dnia­mi nie do­sy­piał, więc bar­dzo wcze­śnie zja­wiał się w pra­cy.

Od cza­su spo­tka­nia z pu­łkow­ni­kiem Wi­no­gra­do­wem nie mógł so­bie zna­le­źć miej­sca. Sku­pie­nie się na ja­kiej­kol­wiek czyn­no­ści wy­ma­ga­ło nad­ludz­kie­go wy­si­łku, gdyż pro­po­zy­cja ra­dziec­kie­go ofi­ce­ra dręczy­ła go wła­ści­wie bez prze­rwy. My­ślał o niej bez­u­stan­nie, roz­wa­żał wszyst­kie mo­żli­we sce­na­riu­sze oraz szan­se i za­gro­że­nia z nią zwi­ąza­ne.

Bo­rek był po­wszech­nie zna­ny w Słu­żbie Bez­pie­cze­ństwa jako po­szu­ki­wacz nie­miec­kich de­po­zy­tów ukry­tych na Dol­nym Śląsku. Nikt jed­nak nie po­strze­gał go jako dzi­wa­ka, któ­ry w chwi­lach wol­nych od słu­żby zaj­mu­je się tro­pie­niem ja­ki­chś uro­jo­nych skar­bów. Opi­nia była wręcz od­wrot­na. Oprócz wy­ko­ny­wa­nia obo­wi­ąz­ków kontr­wy­wia­dow­czych w la­tach sie­dem­dzie­si­ątych oraz do po­ło­wy osiem­dzie­si­ątych pro­wa­dził ta­kże ofi­cjal­ne roz­pra­co­wa­nia osób i obiek­tów, któ­rych ce­lem było do­tar­cie do miejsc skła­do­wa­nia ró­żno­rod­nych cen­nych rze­czy scho­wa­nych przez Niem­ców pod­czas woj­ny. Jego dzia­łal­no­ścią in­te­re­so­wa­li się naj­wy­żsi zwierzch­ni­cy SB, par­tii19) oraz rządu, któ­rzy nie­kie­dy oso­bi­ście wspie­ra­li pro­wa­dzo­ne przez nie­go śledz­twa. Miał na swo­im kon­cie kil­ka zna­czących suk­ce­sów, wśród któ­rych naj­wa­żniej­szym było od­na­le­zie­nie po­ka­źne­go zbio­ru dzieł ma­lar­stwa za­chod­nio­eu­ro­pej­skie­go w jed­nym z dol­no­śląskich kom­plek­sów klasz­tor­nych. Za to osi­ągni­ęcie otrzy­mał sze­reg od­zna­czeń, ho­no­ro­wych dy­plo­mów i po­dzi­ęko­wań. Sam mi­ni­ster spraw we­wnętrz­nych ob­da­ro­wał go zło­tym ze­gar­kiem z wy­gra­we­ro­wa­ną de­dy­ka­cją, któ­ry ma­jor dum­nie no­sił ka­żde­go dnia na prze­gu­bie le­wej ręki.

W tam­tym cza­sie mia­ło ta­kże miej­sce bar­dzo dla nie­go nie­bez­piecz­ne wy­da­rze­nie. Otóż Wi­no­gra­dow, z któ­rym utrzy­my­wał kon­tak­ty słu­żbo­we od po­cząt­ku lat osiem­dzie­si­ątych, pró­bo­wał po­zy­skać go do wspó­łpra­cy z ra­dziec­kim wy­wia­dem woj­sko­wym. Bo­rek wie­lo­krot­nie sły­szał o pró­bach wer­bo­wa­nia przez „to­wa­rzy­szy ra­dziec­kich” pol­skich ofi­ce­rów z ar­mii, mi­li­cji oraz Słu­żby Bez­pie­cze­ństwa, lecz do­pie­ro kie­dy do­świad­czył tego oso­bi­ście, uświa­do­mił so­bie z całą mocą, ja­kie to sta­no­wi za­gro­że­nie.

Ro­sja­nin po­sta­no­wił wy­ko­rzy­stać pa­sję pol­skie­go ofi­ce­ra i jego za­an­ga­żo­wa­nie w roz­wi­ązy­wa­nie dol­no­śląskich ta­jem­nic. W za­mian za pra­cę dla GRU za­pro­po­no­wał mu do­stęp do in­for­ma­cji o ukry­tych w Wa­łbrzy­chu dzie­łach sztu­ki zra­bo­wa­nych przez hi­tle­row­ców na wscho­dzie Eu­ro­py. Po­ka­zał na­wet prób­ki owych ma­te­ria­łów – taj­ne de­pe­sze, prze­sła­ne w mar­cu i kwiet­niu czter­dzie­ste­go pi­ąte­go roku przez agen­ta wy­wia­du NKWD o pseu­do­ni­mie Orion, dzia­ła­jące­go w tym gór­ni­czym mie­ście. Z ich tre­ści wy­ni­ka­ło, że był on na tro­pie miej­sca, w któ­rym miał zo­stać ukry­ty trans­port ze wspo­mnia­ny­mi do­bra­mi. In­for­ma­cje będące w po­sia­da­niu wy­wia­du ra­dziec­kie­go były po­noć na tyle pre­cy­zyj­ne, iż do­tar­cie do de­po­zy­tu na­le­ża­ło oce­niać jako bar­dzo wy­so­ce praw­do­po­dob­ne. Ma­jor jed­nak zde­cy­do­wa­nie od­mó­wił. Po pierw­sze, nie po­zwa­lał mu na to ofi­cer­ski ho­nor, zdra­da nie wcho­dzi­ła w grę. Po dru­gie, zda­wał so­bie spra­wę, że po od­na­le­zie­niu skryt­ki pa­ństwo pol­skie zo­sta­ło­by przy­mu­szo­ne przez Mo­skwę do zwro­tu wszyst­kie­go, co po­cho­dzi­ło z te­re­nów ZSRR. Bo­rek ro­zu­miał rów­nież, że je­śli zo­sta­łby agen­tem GRU, to szu­ka­łby owych za­byt­ków tak na­praw­dę nie dla Pol­ski, a dla Ro­sji. A tego nie chciał. W re­zul­ta­cie na­pi­sał ra­port do swo­ich prze­ło­żo­nych o za­ist­nia­łej sy­tu­acji. Nie do­cze­kał się jed­nak żad­nej re­ak­cji z ich stro­ny.

A te­raz Wi­no­gra­dow po­no­wił ofer­tę. I zro­bił to w imię pry­wat­nych in­te­re­sów. A to już było bar­dzo cie­ka­we, zwłasz­cza w kon­te­kście zmian, ja­kie za­cho­dzi­ły w Pol­sce. „Ra­dziec­cy prze­sta­li być wszech­wład­ni” – stwier­dził ma­jor.

Bo­rek po­tra­fił jed­nak my­śleć per­spek­ty­wicz­nie. Wie­dział, że we­jście w spó­łkę z ofi­ce­rem ob­ce­go wy­wia­du, któ­ry za­pew­ne za chwi­lę prze­mie­ni się w za­twar­dzia­łe­go prze­ciw­ni­ka pol­skie­go pa­ństwa, może mieć dla nie­go da­le­ko­si­ężne kon­se­kwen­cje, z przy­mu­sze­niem w przy­szło­ści do zdra­dy włącz­nie. „Je­śli przej­dę we­ry­fi­ka­cję i zo­sta­nę przy­jęty do Urzędu Ochro­ny Pa­ństwa, to sta­nę się au­to­ma­tycz­nie ce­lem dla Ro­sjan” – skon­sta­to­wał. „Wi­no­gra­dow nie za­wa­ha się wy­ko­rzy­stać wo­bec mnie fak­tu ewen­tu­al­nej wspó­łpra­cy, na­wet je­śli ta do­ty­czy­ła­by tyl­ko jego spraw oso­bi­stych” – do­po­wie­dział so­bie. Ten wnio­sek prze­ko­nał go, że na­le­ży od­rzu­cić pro­po­zy­cję pu­łkow­ni­ka. Po­czuł się wy­ra­źnie le­piej. Świat na po­wrót stał się ko­lo­ro­wy i przy­ja­zny.

Nie by­łby jed­nak sobą, gdy­by nie po­sta­no­wił przyj­rzeć się spra­wie wa­lim­skie­go es­es­ma­na. Co praw­da nie li­czył na wie­le, ale nic nie sta­ło na prze­szko­dzie, by wy­ko­rzy­stał swo­je wpły­wy i prze­ana­li­zo­wał wszyst­kie fak­ty zwi­ąza­ne z od­kry­ciem schow­ka w opi­sa­nym przez „Try­bu­nę Wa­łbrzy­ską” miesz­ka­niu Hen­ry­ka Sz.

Za­czął roz­my­ślać o Ah­ne­ner­be, a w za­sa­dzie o tym, dla­cze­go wy­wiad ra­dziec­ki tak bar­dzo in­te­re­so­wał się czter­dzie­ści pięć lat po woj­nie tą or­ga­ni­za­cją. „Co mo­gła ona tak istot­ne­go ukryć, że GRU usta­wicz­nie się tym zaj­mo­wa­ło?” – od­po­wie­dź na to py­ta­nie sta­no­wi­ła klucz do ewen­tu­al­nych dal­szych po­czy­nań. Bo­rek oczy­wi­ście po­sia­dał pew­ną, bar­dzo frag­men­ta­rycz­ną wie­dzę na te­mat tego sto­wa­rzy­sze­nia, ale ni­g­dy nie spo­tkał się z jego pro­ble­ma­ty­ką w swo­jej dzia­łal­no­ści. Jed­ne­go był pew­ny: ar­chi­wum, czy­li Wy­dział C zaj­mu­jący się ewi­den­cją ope­ra­cyj­ną wro­cław­skiej SB, nie po­sia­da­ło ma­te­ria­łów na ten te­mat. Na­zwa ta nie prze­wi­ja­ła się w żad­nych ak­tach do­ty­czących nie­miec­kich de­po­zy­tów ani lu­dzi z nimi zwi­ąza­nych.

Wró­cił my­śla­mi do Wi­no­gra­do­wa. Na­le­ża­ło za­ło­żyć, że pu­łkow­nik dys­po­no­wał spo­rym za­so­bem wia­do­mo­ści na te­mat lo­ka­li­za­cji skryt­ki Dzie­dzic­twa Przod­ków w Wa­łbrzy­chu. „Dla­cze­go za­tem zwró­cił się do mnie o po­moc?” – za­sta­na­wiał się. „Być może bra­ku­je mu kil­ku kloc­ków do ukła­dan­ki, a opo­wie­ść o po­wro­cie do Mo­skwy to tyl­ko gra po­zo­rów” – wy­ja­śnił so­bie ob­ra­zo­wo. W ka­żdym ra­zie wy­cho­dzi­ło na to, że wa­lim­skie zna­le­zi­sko otwo­rzy­ło ja­kąś furt­kę do roz­wi­ąza­nia tej za­gad­ki. Tyl­ko jaką i do­kąd ona pro­wa­dzi­ła?

Ma­jor po­czuł, jak nowe wy­zwa­nie za­czy­na go eks­cy­to­wać. Za­wsze tak się dzia­ło, kie­dy tra­fiał na trop cze­goś ta­jem­ni­cze­go. Po­sta­no­wił wy­zna­czyć so­bie za­da­nia. Po pierw­sze, mu­siał zdo­być wi­ęcej wie­dzy na te­mat Ah­ne­ner­be, po dru­gie, uzy­skać szcze­gó­ło­we in­for­ma­cje na te­mat od­kry­cia z Wa­li­mia. Do­pie­ro w opar­ciu o ana­li­zę ze­bra­ne­go ma­te­ria­łu za­mie­rzał skon­stru­ować hi­po­te­zę, o jaki ro­dzaj de­po­zy­tu to­czy się gra. Czy rze­czy­wi­ście cho­dzi­ło wy­łącz­nie o ar­chi­wum, jak twier­dził Wi­no­gra­dow?

Sia­dł do te­le­fo­nu. Naj­pierw za­dzwo­nił do zna­jo­me­go pra­cow­ni­ka na­uko­we­go In­sty­tu­tu Hi­sto­rycz­ne­go na Uni­wer­sy­te­cie Wro­cław­skim i umó­wił się na spo­tka­nie. Po­tem dość dłu­go roz­ma­wiał ze swo­im ko­le­gą z SB w Wa­łbrzy­chu. Ten po­twier­dził, że tam­tej­szy kontr­wy­wiad pro­wa­dzi spraw­dze­nie ope­ra­cyj­ne od­no­śnie do wa­lim­skie­go es­es­ma­na. Obie­cał jak naj­szyb­ciej prze­słać wy­ni­ki do­tych­cza­so­wych usta­leń do Wro­cła­wia.

***

To­masz wi­dział Ewal­da Pelk­ne­ra tyl­ko raz w ży­ciu, miał wte­dy osiem lat. Było to w pierw­szej po­ło­wie lat sze­śćdzie­si­ątych, kie­dy ten przy­je­chał z Nie­miec Za­chod­nich w od­wie­dzi­ny do jego dziad­ka, Er­wi­na. Dla­te­go tak dłu­go nie mógł so­bie przy­po­mnieć, w ja­kich oko­licz­no­ściach twarz Sturm­ban­n­füh­re­ra za­pa­dła mu w pa­mi­ęć. Te­raz wspo­mnie­nie oży­ło ze zdwo­jo­ną siłą i pa­li­ło ni­czym ogień, po­nie­waż… Ewald i Er­win byli bra­ćmi.

No­wic­ki sie­dział w ga­bi­ne­cie i chy­ba już set­ny raz po­rów­ny­wał zdjęcie z wa­lim­skie­go schow­ka z tymi z ro­dzin­ne­go al­bu­mu, ja­kie zro­bio­no pod­czas po­by­tu „wuj­ka” w po­wo­jen­nym Wa­łbrzy­chu. Wszyst­ko się zga­dza­ło. Ten sam uśmiech, wy­nio­śle unie­sio­na gło­wa, by­stre oczy, krót­ko przy­ci­ęte, ja­sne wło­sy. Hi­sto­ryk za­uwa­żył, że Ewald za­wsze usta­wiał się w ten sam spo­sób względem obiek­ty­wu, jak­by miał wy­ćwi­czo­ne za­cho­wa­nie w ta­kiej sy­tu­acji.

To­masz, choć już nie­co ochło­nął, w dal­szym ci­ągu nie mógł uwie­rzyć, że był spo­krew­nio­ny z ofi­ce­rem SS. To spo­wo­do­wa­ło, że od mo­men­tu zi­den­ty­fi­ko­wa­nia Sturm­ban­n­füh­re­ra wci­ąż roz­my­ślał o swo­jej ro­dzi­nie.

Dzia­dek, nie­miec­ki gór­nik, po­zo­stał po woj­nie, wraz z żoną An­ne­lie­se oraz cór­ką Do­ro­thee, w Pol­sce. W wa­łbrzy­skich ko­pal­niach bra­ko­wa­ło wte­dy rąk do pra­cy, więc Er­win jako spe­cja­li­sta od wen­ty­la­cji po­kła­dów wy­do­byw­czych był nie­zwy­kle cen­nym pra­cow­ni­kiem. Sam zresz­tą nie chciał wy­je­chać do Nie­miec. Za­wsze mó­wił, że „Wal­den­burg to jego He­imat20) i je­śli może tu żyć, to będzie żył”.

Z cza­sem Do­ro­thee sta­ła się Do­ro­tą. Na­uczy­ła się mó­wić po pol­sku, po­zna­ła ta­kże Po­la­ka, Wal­de­ma­ra, syna re­emi­gran­tów z Fran­cji, za któ­re­go wy­szła za mąż. Mło­dy mąż pra­co­wał w ko­pal­ni w No­wej Ru­dzie jako ra­tow­nik gór­ni­czy, to­też za­miesz­ka­li w po­nie­miec­kim dom­ku, kil­ka ki­lo­me­trów od tego mia­sta, w pi­ęk­nej, ma­lut­kiej miej­sco­wo­ści o na­zwie Przy­gó­rze. Rok po ślu­bie uro­dzi­ło im się dziec­ko.

To­masz z roz­rzew­nie­niem przy­po­mi­nał so­bie lata bez­tro­skie­go dzie­ci­ństwa. Przed ocza­mi prze­wi­ja­ły mu się ob­ra­zy, jak la­tem, w gru­pie po­dob­nych mu dzie­cia­ków, ga­niał po oko­licz­nych łąkach i la­sach albo ba­wił się w przy­do­mo­wym ogro­dzie. Zimą na­to­miast kró­lo­wa­ły san­ki; na ota­cza­jących wio­skę wzgó­rzach śnie­gu za­wsze było co nie­mia­ra.

Kie­dy sko­ńczył czwar­tą kla­sę pod­sta­wów­ki, mat­ka po­sta­no­wi­ła wy­słać go do Wa­łbrzy­cha, do dziad­ka, by dal­szą na­ukę kon­ty­nu­ował w du­żym mie­ście. Er­win, któ­ry bo­ry­kał się już wte­dy z sa­mot­no­ścią, gdyż bab­cia zma­rła kil­ka lat wcze­śniej, de­cy­zję cór­ki przy­jął nie­mal z wdzi­ęcz­no­ścią. Męczy­ła go ta­kże bez­czyn­no­ść; za­cząt­ki py­li­cy, za­wo­do­wej cho­ro­by gór­ni­ków, zmu­si­ły go trzy lata wcze­śniej do prze­jścia na ren­tę. Po­świ­ęcił się więc opie­ce nad wnu­kiem.

Z chwi­lą za­miesz­ka­nia u dziad­ka No­wic­ki ze­tknął się po raz pierw­szy z wa­łbrzy­ski­mi ta­jem­ni­ca­mi. Do­sko­na­le pa­mi­ętał, jak pew­ne­go dnia, kie­dy to z wy­pie­ka­mi na twa­rzy chło­nął ksi­ążkę o przy­go­dach Pana Sa­mo­cho­dzi­ka tro­pi­ące­go skar­by tem­pla­riu­szy21), dzia­dek za­gad­nął do nie­go:

– Co ty tam tak czy­tasz, Tho­mas?

Roz­e­mo­cjo­no­wa­ny lek­tu­rą za­czął opo­wia­dać ze szcze­gó­ła­mi o wy­da­rze­niach opi­sa­nych w po­wie­ści. Kie­dy re­la­cjo­no­wał uwi­ęzie­nie ulu­bio­ne­go bo­ha­te­ra w pod­ziem­nej pu­łap­ce, Er­win uśmiech­nął się i rze­kł:

– Ja do ko­ńca woj­ny był Obe­rwet­ter­ste­iger22) na ko­pal­ni w Wal­den­burg. – Za­wsze po­słu­gi­wał się nie­miec­ką na­zwą mia­sta. – I mogę ci po­wie­dzieć, Tho­mas, że tam jest taki ge­he­im­ni­svol­le Unter­welt23), jaki ten twój Herr Fah­rzeu­ge ni­g­dy nie wi­dział.

Dzia­dek mó­wił po pol­sku nie­skład­nie, ni­g­dy bo­wiem do­brze nie na­uczył się języ­ka, ale wnuk ro­zu­miał wszyst­ko do­sko­na­le, gdyż mat­ka od naj­młod­szych lat uczy­ła go nie­miec­kie­go.

Od tam­tej chwi­li re­gu­lar­nie pro­sił Er­wi­na, by ten opo­wia­dał mu o „wa­łbrzy­skim unter­wel­cie”. Wy­słu­chi­wał za­tem hi­sto­rii o taj­nych fa­bry­kach syn­te­tycz­nej ben­zy­ny, głębo­kich tu­ne­lach pod zam­kiem Ksi­ąż, o Ol­brzy­mie – pod­ziem­nym mie­ście w Gó­rach So­wich, a ta­kże o ukry­tym po­ci­ągu pe­łnym zło­ta. Oczy­wi­ście ma­rzył przy tym, że kie­dyś to wszyst­ko zo­ba­czy na wła­sne oczy. Owo pra­gnie­nie z cza­sem prze­isto­czy­ło się w pa­sję od­kry­wa­nia i po­szu­ki­wa­nia, co osta­tecz­nie roz­bu­dzi­ło w nim mi­ło­ść do hi­sto­rii.

Kie­dy był uczniem li­ceum, po­ga­węd­ki zo­sta­ły uzu­pe­łnio­ne licz­ny­mi wy­ciecz­ka­mi po Wa­łbrzy­chu i oko­li­cy. Dzia­dek opro­wa­dzał go po ró­żnych miej­scach, po­ka­zu­jąc oso­bli­wo­ści i zja­wi­ska świad­czące o bo­gac­twie pod­ziem­nych ta­jem­nic mia­sta. Za­ła­twił też zjazd w głąb jed­nej z ko­pa­lń, zor­ga­ni­zo­wał zwie­dza­nie Li­siej Sztol­ni24), a ta­kże udział w ćwi­cze­niach ra­tow­ni­ków gór­ni­czych w po­nie­miec­kim schro­nie prze­ciw­lot­ni­czym.

W roku, w któ­rym To­masz zdał na stu­dia hi­sto­rycz­ne, Er­win opo­wie­dział mu o la­bo­ra­to­riach, w któ­rych pra­co­wa­no nad „ra­kie­tą sto razy lep­szą od V2 oraz _dru­ksztur­can­cu­giem_25) __ dla pi­lo­ta”. Na py­ta­nia o ich lo­ka­li­za­cje dzia­dek od­po­wia­dał, że nic na ten te­mat nie wie. Twier­dził jed­nak, że ta­kie in­sta­la­cje na pew­no ist­nia­ły, gdyż w ko­pal­nia­nych pod­zie­miach wy­dzie­lo­no stre­fy, do któ­rych do­stępu pil­nie strze­gło SS. Mo­gły tam wcho­dzić tyl­ko oso­by po­sia­da­jące spe­cjal­ne prze­pust­ki i na­wet on, jako Obe­rwet­ter­ste­iger, nie miał ta­kie­go ze­zwo­le­nia. Oczy­wi­ście To­ma­sza za­in­te­re­so­wa­ło, skąd nad­szty­gar od wen­ty­la­cji mógł wie­dzieć, czym zaj­mo­wa­no się w tak utaj­nio­nych pla­ców­kach. W od­po­wie­dzi usły­szał, że z plo­tek krążących wśród za­rządu i do­zo­ru gór­ni­cze­go. Wte­dy przy­jął to za do­brą mo­ne­tę, ale te­raz, po od­kry­ciu fak­tu, że brat dziad­ka był wy­so­kim ofi­ce­rem SS, ina­czej po­strze­gał całą spra­wę.

Opo­wie­ść Er­wi­na spo­wo­do­wa­ła, że za­czął się bar­dzo in­te­re­so­wać owy­mi la­bo­ra­to­ria­mi. Oprócz stu­dio­wa­nia na uni­wer­sy­te­cie co­raz wi­ęcej cza­su po­świ­ęcał na zbie­ra­nie ma­te­ria­łów na ten te­mat. Prze­słan­ki, że w Wa­łbrzy­chu pra­co­wa­no nad ra­kie­tą A9/A10 oraz pro­wa­dzo­no ba­da­nia w za­kre­sie za­cho­wa­nia się ludz­kie­go or­ga­ni­zmu w wa­run­kach lotu na du­żej wy­so­ko­ści, sta­wa­ły się co­raz wy­ra­źniej­sze.

Aż nad­sze­dł rok ty­si­ąc dzie­wi­ęćset osiem­dzie­si­ąty. Za­zna­czył się szcze­gól­nie w ży­ciu To­ma­sza. Wte­dy obro­nił pra­cę ma­gi­ster­ską z hi­sto­rii, dzia­dek zma­rł na py­li­cę płuc, zaś ro­dzi­ce pod na­po­rem cho­ro­by ojca oraz skom­pli­ko­wa­nej sy­tu­acji w kra­ju wy­emi­gro­wa­li do RFN.

Po­wró­cił pa­mi­ęcią do wi­zy­ty Ewal­da w Pol­sce. Jak przez mgłę do­cie­ra­ły do nie­go ob­ra­zy z domu Er­wi­na na So­bi­ęci­nie26). Bra­cia roz­ma­wia­li po nie­miec­ku przy sto­le w naj­wi­ęk­szym po­ko­ju, a mat­ka To­ma­sza przy­go­to­wy­wa­ła obiad w kuch­ni, gdyż bab­cia już wte­dy nie żyła. Nie­ste­ty, nic wi­ęcej nie mógł so­bie przy­po­mnieć.

Wzi­ął lupę i roz­po­czął do­kład­ne lu­stro­wa­nie zdjęcia zro­bio­ne­go w lu­tym czter­dzie­ste­go pi­ąte­go roku w Szczaw­nie-Zdro­ju. W du­żym sku­pie­niu przy­glądał się mun­du­ro­wi Sturm­ban­n­füh­re­ra Pelk­ne­ra. Jego uwa­gę przy­ku­ły dwa ele­men­ty. Pierw­szym była wąska, umiesz­czo­na tuż nad man­kie­tem le­we­go ręka­wa, czar­na opa­ska. Wid­nia­ły na niej, wy­szy­te srebr­ną ni­cią, czte­ry go­tyc­kie li­te­ry: RFSS. Nie miał po­jęcia, co mo­gły ozna­czać. Dru­gim był em­ble­mat w kszta­łcie rom­bu, umiej­sco­wio­ny tuż nad opa­ską. Przed­sta­wiał sym­bol an­te­ny, jaki wspó­łcze­śnie sto­so­wa­no w tech­nicz­nych sche­ma­tach urządzeń elek­tro­nicz­nych. Mo­żna go było przy­rów­nać do trój­pal­cza­ste­go pta­sie­go śla­du.

Za­gad­kę em­ble­ma­tu roz­wi­ązał dość szyb­ko. Naj­praw­do­po­dob­niej sym­bo­li­zo­wał spe­cjal­no­ść Ewal­da. To­masz z opo­wie­ści mat­ki wie­dział, że był on z wy­kszta­łce­nia in­ży­nie­rem elek­tro­tech­ni­kiem, mo­żli­we więc, że słu­żył na przy­kład w jed­no­st­ce łącz­no­ści.

Nie miał za to po­my­słu na roz­szy­fro­wa­nie zna­cze­nia opa­ski. Za­zwy­czaj ta­ko­wa pre­zen­to­wa­ła przy­na­le­żno­ść do okre­ślo­nej struk­tu­ry SS lub jed­nej z dy­wi­zji Waf­fen-SS, ja­kie two­rzy­ły zbroj­ne ra­mię or­ga­ni­za­cji. Nie­ste­ty, ozna­cze­nie RFSS z ni­czym mu się nie ko­ja­rzy­ło. Nie­wie­dza spo­wo­do­wa­ła, że za­to­pił się na wie­le go­dzin w po­sia­da­nych ksi­ążkach o Trze­ciej Rze­szy. Nie przy­nio­sło to jed­nak żad­ne­go po­zy­tyw­ne­go re­zul­ta­tu.

Na­stęp­ne­go dnia, po po­wro­cie z li­ceum, po­now­nie do nocy ślęczał nad ma­te­ria­ła­mi. Bez po­wo­dze­nia. W prze­rwach za­sta­na­wiał się, czy kto­kol­wiek z ro­dzi­ny wie­dział o nie­chlub­nej prze­szło­ści Ewal­da. Dzia­dek ni­g­dy o tym nie wspo­mi­nał. Ta­kże jego mat­ka, Do­ro­ta, nie po­świ­ęca­ła mu zbyt wie­le uwa­gi w swo­ich opo­wie­ściach. Od niej wie­dział tyl­ko tyle, że jej stryj spędził całą woj­nę w Rze­szy, pra­cu­jąc w ja­ki­mś biu­rze kon­struk­cyj­nym. Czy­żby kła­ma­ła? Po na­my­śle od­rzu­cił taką mo­żli­wo­ść.

Pod wpły­wem fak­tów, któ­re ujaw­nił ar­ty­kuł z „Try­bu­ny Wa­łbrzy­skiej”, po raz pierw­szy w ży­ciu spoj­rzał ina­czej na po­stać Er­wi­na. Po­ja­wi­ły się bo­wiem nie­wy­god­ne py­ta­nia: dla­cze­go tak na­praw­dę dzia­dek po­zo­stał z ro­dzi­ną w Pol­sce?; skąd wie­dział tyle o ta­jem­ni­cach Wa­łbrzy­cha? I naj­bar­dziej dręczące, ale wy­ni­ka­jące z po­przed­nich: czy on sam nie był przy­pad­kiem „stra­żni­kiem”? To­masz zda­wał so­bie spra­wę, że musi taką ewen­tu­al­no­ść brać pod uwa­gę. „Ale w za­sa­dzie po co?” – za­my­ślił się, choć do­brze znał od­po­wie­dź. Nie miał bo­wiem wąt­pli­wo­ści, że ist­niał ja­kiś nie­okre­ślo­ny zwi­ązek po­mi­ędzy He­in­ri­chem Schi­man­n­kiem, Ewal­dem Pelk­ne­rem i być może Er­wi­nem. Nie było na to, co praw­da, do­wo­dów, ale in­tu­icja pod­po­wia­da­ła mu, że tak wła­śnie jest. Co mo­gło łączyć tych trzech lu­dzi: fa­łszy­we­go Po­la­ka, któ­ry naj­praw­do­po­dob­niej był „stra­żni­kiem” de­po­zy­tu, es­es­ma­na in­ży­nie­ra i eks­per­ta od wa­łbrzy­skich ko­pa­lń? „Nie­zwy­kły ze­spół” – skon­sta­to­wał. Nie wie­dział dla­cze­go, ale wręcz podświa­do­mie sca­lił to spo­strze­że­nie z wa­lim­skim pla­nem i na­nie­sio­nym tam sło­wem Ah­ne­ner­be. Za­sta­no­wił się głębo­ko i do­sze­dł do wnio­sku, że choć map­ka zo­sta­ła zna­le­zio­na w Gó­rach So­wich, to ze względu na Er­wi­na na­le­ża­ło chy­ba brać pod uwa­gę hi­po­te­zę, iż mo­gła się od­no­sić do któ­re­jś z wa­łbrzy­skich ko­pa­lń.

***

Bo­rek wer­to­wał ma­te­ria­ły na­de­sła­ne z Wa­łbrzy­cha. Były to no­tat­ki słu­żbo­we oraz ra­port pod­su­mo­wu­jący stan spra­wy wa­lim­skie­go es­es­ma­na spo­rządzo­ny przez tam­tej­sze­go ofi­ce­ra kontr­wy­wia­du. Szcze­gól­nie za­in­te­re­so­wa­ła go od­ręcz­nie na­szki­co­wa­na ko­pia trój­kąt­ne­go pla­nu. Na­stęp­nie przez po­nad go­dzi­nę za­po­zna­wał się ze szcze­gó­ło­wy­mi cha­rak­te­ry­sty­ka­mi przed­mio­tów od­na­le­zio­nych w taj­nym po­miesz­cze­niu. Klął przy tym na brak pro­fe­sjo­na­li­zmu wa­łbrzy­skie­go funk­cjo­na­riu­sza, któ­ry w jego mnie­ma­niu po­wi­nien był sfo­to­gra­fo­wać wszyst­kie rze­czy. Uła­twi­ło­by mu to te­raz pra­cę. Nie­mniej z tre­ści do­ku­men­tów wy­ło­nił się ob­raz Hen­ry­ka Szy­man­ka jako fa­łszy­we­go Po­la­ka, któ­ry z nie­mal stu­pro­cen­to­wym praw­do­po­do­bie­ństwem był za­ka­mu­flo­wa­nym „stra­żni­kiem”. Taki wnio­sek uza­sad­nia­ło do­świad­cze­nie ma­jo­ra oraz ta­jem­ni­cza map­ka i wy­po­sa­że­nie gór­ni­cze wy­do­by­te ze skryt­ki. Bez wąt­pie­nia zma­rły Nie­miec prze­cho­wy­wał ten sprzęt, by mieć mo­żli­wo­ść pe­ne­tra­cji ja­ki­chś pod­zie­mi.

Ofi­cer dłu­go ana­li­zo­wał ró­żne mo­żli­wo­ści. Fakt, że były es­es­man miesz­kał w Wa­li­miu, su­ge­ro­wał, że na­le­ża­ło brać pod uwa­gę kil­ka lo­ka­li­za­cji de­po­zy­tu: co naj­mniej sze­ść ze­spo­łów sztol­ni wcho­dzących w skład Rie­se, ko­pal­nię Wa­cła­wa w Lu­dwi­ko­wi­cach Kłodz­kich, a ta­kże ja­kieś zu­pe­łnie nie­zna­ne miej­sce. Z dru­giej stro­ny, Wi­no­gra­dow twier­dził, że ar­chi­wa Ah­ne­ner­be ukry­to na te­re­nie Wa­łbrzy­cha. Tak po­noć wska­zy­wa­ły dane ra­dziec­kie­go wy­wia­du po­zy­ska­ne pod ko­niec woj­ny. Czy­żby cho­dzi­ło o za­mek Ksi­ąż albo o ja­kąś ko­pal­nię? Ale wte­dy „stra­żnik” po­wi­nien był chy­ba miesz­kać w mie­ście, a nie pra­wie dwa­dzie­ścia ki­lo­me­trów od nie­go? „Za­raz, za­raz” – Bo­rek za­sta­no­wił się. „To, że do­ku­men­ta­cję Dzie­dzic­twa Przod­ków wy­sła­no do Wa­łbrzy­cha – przy­po­mniał so­bie do­kład­nie sło­wa Ro­sja­ni­na – nie ozna­cza, że tam ją aku­rat scho­wa­no. Prze­cież mo­gła ona zo­stać prze­wie­zio­na w po­bli­że Wa­li­mia”. Uznał, że to do­bry kie­ru­nek my­śle­nia.

Nie ist­nia­ła ta­kże pew­no­ść, że de­po­zyt za­wie­rał wy­łącz­nie ma­te­ria­ły ar­chi­wal­ne, jak to su­ge­ro­wał pu­łkow­nik GRU. Z roz­mo­wy, jaką Bo­rek prze­pro­wa­dził z na­ukow­cem z wro­cław­skie­go In­sty­tu­tu Hi­sto­rycz­ne­go, wy­ni­ka­ło, że mo­gło cho­dzić ta­kże o dzie­ła sztu­ki, sta­ro­dru­ki czy ar­te­fak­ty ar­che­olo­gicz­ne. Na­le­ża­ło rów­nież brać pod uwa­gę wy­na­laz­ki, skon­stru­owa­ne w opar­ciu o ów­cze­śnie awan­gar­do­we tech­no­lo­gie, ale to wy­da­wa­ło się naj­mniej praw­do­po­dob­ne.

Ofi­cer kontr­wy­wia­du po­sta­no­wił roz­pa­trzeć ka­żdą z po­ten­cjal­nych lo­ka­li­za­cji de­po­zy­tu Ah­ne­ner­be, ja­kie wcho­dzi­ły w grę. Za­czął od obiek­tów kom­plek­su Rie­se. Część tam­tej­szych pod­zie­mi, któ­ra była zna­na za­rów­no pro­fe­sjo­nal­nym eks­plo­ra­to­rom, jak i po­szu­ki­wa­czom ama­to­rom, od razu wy­eli­mi­no­wał, gdyż w za­sa­dzie nikt do tej pory nie od­na­la­zł tam żad­nych kon­kret­nych tro­pów pro­wa­dzących do ja­kich­kol­wiek za­ma­sko­wa­nych ko­mór lub ko­ry­ta­rzy. Ta­kże trój­kąt­ny plan nie od­wzo­ro­wy­wał prze­bie­gu sztol­ni, do któ­rych obec­nie mo­żna było we­jść. Nie mo­żna było jed­nak wy­klu­czyć, że to wła­śnie w Ol­brzy­mie hi­tle­row­cy zor­ga­ni­zo­wa­li skryt­kę. Ma­jor miał do­stęp do re­la­cji wi­ęźniów obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych, któ­rzy pra­co­wa­li przy drąże­niu pod­ziem­nych ko­ry­ta­rzy, a ta­kże przy ich wy­ka­ńcza­niu i wy­po­sa­ża­niu. We­dług ich słów od­kry­te do­tych­czas wy­ro­bi­ska sta­no­wi­ły za­le­d­wie nie­wiel­ką część tego, co w rze­czy­wi­sto­ści zo­sta­ło zbu­do­wa­ne. Nie­któ­rzy ze świad­ków twier­dzi­li, że w gó­ro­two­rze znaj­do­wa­ło się aż pięć po­zio­mów sztol­ni, z cze­go część zo­sta­ła uko­ńczo­na i użyt­ko­wa­na przez Niem­ców. Po­noć pro­wa­dzo­no w nich pro­duk­cję zbro­je­nio­wą, a ta­kże te­sty no­wych bro­ni. Oczy­wi­ście do­wo­dów na taki stan rze­czy nie było. Ist­nia­ły wsza­kże prze­słan­ki, że Ro­sja­nie, któ­rzy za­raz po wkro­cze­niu na Dol­ny Śląsk w czter­dzie­stym pi­ątym pe­ne­tro­wa­li kom­pleks Rie­se, do­tar­li do pew­nej par­tii w pe­łni funk­cjo­nal­nych pod­zie­mi. I po tym jak wy­wie­źli z nich wszyst­ko, co tyl­ko nada­wa­ło się do użyt­ku, za­wa­li­li i za­ma­sko­wa­li we­jścia. Nie zdo­ła­li jed­na­kże od­kryć wszyst­kie­go. Ofi­cer pol­skie­go kontr­wy­wia­du kie­dyś na­wet py­tał o to Wi­no­gra­do­wa. Ten, co zna­mien­ne, nie po­twier­dził tych przy­pusz­czeń, ale też im nie za­prze­czył.

Osob­ną kwe­stią były tu­ne­le pod zam­kiem Ksi­ąż. One rów­nież zo­sta­ły do­kład­nie prze­szu­ka­ne za­raz po woj­nie przez Ar­mię Czer­wo­ną. Bo­rek dys­po­no­wał wia­ry­god­ny­mi in­for­ma­cja­mi, zresz­tą ta­kże od za­stęp­cy sze­fa wy­wia­du PGWAR, że spe­cjal­ny od­dział NKWD od­na­la­zł w nich za­so­by ar­chi­wal­ne SS, przede wszyst­kim do­ku­men­ty Głów­ne­go Urzędu Bez­pie­cze­ństwa Rze­szy27). Za­tem wnio­sek był pro­sty: je­śli ma­te­ria­ły Dzie­dzic­twa Przod­ków zo­sta­ły­by tam ukry­te, to GRU nie po­szu­ki­wa­ło­by ich w roku dzie­wi­ęćdzie­si­ątym, czter­dzie­ści pięć lat po woj­nie!

Ma­jor zro­bił so­bie kawę. Za­wsze miał wra­że­nie, że na­pój ten wspo­ma­gał jego wy­si­łki in­te­lek­tu­al­ne, dzia­łał ni­czym do­pa­lacz pod­czas zma­ga­nia się z wła­sny­mi my­śla­mi. Te, po krót­kiej chwi­li, skie­ro­wał ku ko­pal­ni Wa­cła­wa w Lu­dwi­ko­wi­cach Kłodz­kich. Ze względu na nie­du­żą od­le­gło­ść, jaka dzie­li­ła Wa­lim od tej miej­sco­wo­ści, He­in­rich Schi­man­nek mógł rów­nie do­brze strzec de­po­zy­tu ukry­te­go wła­śnie tam. Na te­re­nie We­nce­slaus Gru­be – Bo­rek przy­po­mniał so­bie nie­miec­ką na­zwę – uru­cho­mio­no w cza­sie woj­ny fa­bry­kę amu­ni­cji. Cały te­ren zo­stał wów­czas ob­jęty ści­słą ochro­ną. W toku kil­ku po­stępo­wań spraw­dze­nio­wych pro­wa­dzo­nych przez ma­jo­ra, a po­świ­ęco­nych dzia­łal­no­ści Niem­ców w Gó­rach So­wich, wy­szło na jaw, że w sztol­niach ko­pal­ni praw­do­po­dob­nie funk­cjo­no­wa­ło la­bo­ra­to­rium ba­daw­cze. Nie uzy­ska­no jed­nak żad­nych wia­ry­god­nych in­for­ma­cji, czym się ono zaj­mo­wa­ło. W śro­do­wi­sku eks­plo­ra­to­rów krąży­ły, co praw­da, ja­kieś spe­ku­la­cje na ten te­mat, ale były one z po­gra­ni­cza scien­ce fic­tion. Nie na­le­ża­ło jed­nak od­rzu­cić tezy, że w tam­tej­szych pod­ziem­nych ko­ry­ta­rzach hi­tle­row­cy fak­tycz­nie za­in­sta­lo­wa­li in­fra­struk­tu­rę do pro­wa­dze­nia prac na­uko­wych. A je­śli tak, to mo­gli ta­kże ukryć tam ró­żne­go ro­dza­ju do­bra. Pro­blem po­le­gał jed­nak na tym, że ko­pal­nia była w za­sa­dzie w ca­ło­ści za­la­na wodą i w zwi­ąz­ku z tym do­stęp do jej wnętrza z tech­nicz­ne­go oraz fi­nan­so­we­go punk­tu wi­dze­nia był nie­mo­żli­wy. A Schi­man­nek prze­cho­wy­wał prze­cież sprzęt umo­żli­wia­jący po­ru­sza­nie się po su­chych wy­ro­bi­skach. Dla­te­go też ofi­cer kontr­wy­wia­du od­rzu­cił wstęp­nie i to miej­sce.

Po­zo­sta­wa­ło za­tem jed­no roz­wi­ąza­nie: po­szu­ki­wa­nie lo­ka­li­za­cji ni­ko­mu nie­zna­nej. A to było bar­dzo trud­ne, wręcz nie­mo­żli­we do zre­ali­zo­wa­nia w kon­te­kście do­stęp­nych da­nych. Bo­rek jed­nak nie znie­chęcił się. Wie­dział, że je­śli drąży się od­po­wied­nio dany te­mat i jest się cier­pli­wym, to w kon­se­kwen­cji mo­żna li­czyć na uśmiech losu. Za­sta­no­wił się, co jesz­cze może zro­bić, by przy­bli­żyć się do roz­wi­ąza­nia za­gad­ki es­es­ma­na. „Mu­szę po­je­chać do Wa­li­mia. Obej­rzę rze­czy Schi­man­n­ka i po­ga­dam z miej­sco­wy­mi” – zde­cy­do­wał. ■

------------------------------------------------------------------------

15) Wunderwaffe – (tłum. z niem.: cudowna broń) określenie symbolizujące tajną broń o wielkiej sile, która miała zagwarantować ostateczne zwycięstwo Trzeciej Rzeszy. Dla wielu badaczy wyrażenie to miało jedynie znaczenie propagandowe.

16) Erich von Däniken – poczytny szwajcarski pisarz, autor niezwykle popularnej koncepcji paleoastronautyki, która zakłada, że na rozwój ludzkości wpływ miały istoty pozaziemskie odwiedzające Ziemię w starożytności.

17) Wernher von Braun – naukowiec, pionier techniki rakietowej, członek NSDAP, oficer SS, twórca niemieckiej broni odwetowej V2 (rakiety balistycznej), współtwórca amerykańskiego programu kosmicznego, pierwszy dyrektor Centrum Lotów Kosmicznych im. G. C. Marshalla w Alabamie.

18) Peenemünde – miejscowość nad Bałtykiem, gdzie w okresie Trzeciej Rzeszy znajdował się najnowocześniejszy technologicznie na świecie ośrodek badań nad bronią rakietową i lotniczą. Pracowało tam około 12–15 tysięcy ludzi.

19) Chodzi o Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą (PZPR), sprawującą w PRL autorytarne rządy w latach 1948–1989.

20) Waldenburg – niemiecka nazwa Wałbrzycha. Heimat – niemieckie określenie „małej ojczyzny”, rodzinnych stron, z którymi człowiek jest emocjonalnie związany.

21) Chodzi o powieść dla młodzieży „Pan Samochodzik i templariusze” autorstwa Zbigniewa Nienackiego (właściwe nazwisko: Zbigniew Tomasz Nowicki). Została ona po raz pierwszy wydana w 1966 r. Jej bohater, Tomasz, historyk sztuki, zajmował się poszukiwaniem zaginionych skarbów.

22) Oberwettersteiger – (niem.) nadsztygar, górnicze stanowisko kierownicze, osoba specjalizująca się w nadzorowaniu procesów wentylowania kopalni.

23) Geheimnisvolle Unterwelt – (niem.) tajemniczy podziemny świat.

24) Lisia Sztolnia – unikalny zabytek techniki górniczej w Wałbrzychu. Podziemny korytarz, którym na przełomie XVIII i XIX w. spławiano łodziami urobiony węgiel.

25) Der Drucksturzanzug – (niem.) kombinezon ciśnieniowy.

26) Dzielnica Wałbrzycha, w przeszłości zamieszkiwana głównie przez rodziny górnicze.

27) Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy – Reichssicherheitshauptamt (RSHA), centrala policji bezpieczeństwa i służby bezpieczeństwa, jeden z dwunastu urzędów SS.ROZDZIAŁ 3

W trze­cią so­bo­tę kwiet­nia To­masz wy­brał się do Po­zna­nia. Ja­kiś czas temu do­sze­dł do wnio­sku, że po­sia­da zbyt małą wie­dzę o Ah­ne­ner­be i musi ją uzu­pe­łnić. Naj­pierw chciał prze­pro­wa­dzić sa­mo­dziel­ne, krót­kie stu­dia w opar­ciu o bi­blio­te­kę Uni­wer­sy­te­tu Wro­cław­skie­go, ale szyb­ko zro­zu­miał, że będzie to kosz­to­wa­ło go zbyt dużo cza­su i mó­głby to zro­bić do­pie­ro w wa­ka­cje. Wpa­dł za­tem na po­my­sł, by zor­ga­ni­zo­wać so­bie kon­sul­ta­cje u na­ukow­ca spe­cja­li­zu­jące­go się w te­ma­ty­ce Trze­ciej Rze­szy. Wy­bór padł na po­zna­ńskie­go pro­fe­so­ra Ka­ro­la Gór­skie­go, jed­ne­go z naj­lep­szych w Pol­sce eks­per­tów w za­kre­sie hi­sto­rii SS. Uczo­ny, usły­szaw­szy pod­czas roz­mo­wy te­le­fo­nicz­nej nie­mal sen­sa­cyj­ną…

.

.

.

…(fragment)…

Całość dostępna w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: