Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wbrew sobie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
30 stycznia 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Wbrew sobie - ebook

Nowak szybko orientuje się, że w tej sprawie nie wszystko przebiega prawidłowo i rozpoczyna dziennikarskie śledztwo. Im jednak dalej się w nie zagłębia, tym więcej ludzi ginie w tajemniczych okolicznościach. Co gorsza, policja uznaje, że to Nowak stoi za tymi morderstwami. Niepokorna komisarz Krasnowolska rozpoczyna obławę na dziennikarza. Na domiar złego w grę włącza się rosyjska mafia, która odkrywa, że wiedza dziennikarza może jej poważnie zaszkodzić. Jej członkowie zamierzają zlikwidować go, jeszcze zanim trafi w ręce policji. W tej sytuacji, jedynym wyjściem dla Nowaka jest ucieczka i desperacka próba zebrania dowodów oczyszczających jego dobre imię. Trwa niebezpieczny pościg, w którym dziennikarzowi cały czas po piętach depczą funkcjonariusze i gangsterzy. Od tego, kto wygra ten wyścig, zależy wiele istnień ludzkich i przyszłość kraju. Jednocześnie w tle rodzi się szaleńcza miłość, która w normalnych warunkach nie miałaby szans powodzenia...

Michał Bednarski (ur. 1991) – z wykształcenia dziennikarz i socjolog. Na co dzień zajmuje się marketingiem internetowym. Wbrew sobie jest jego literackim debiutem.

 

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-66149-07-6
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

– Jest mi niezmiernie miło przedstawić państwu Jana Nawrockiego, doktora nauk geotermicznych i specjalistę w alternatywnym pozyskiwaniu energii. Panie doktorze, prosimy do nas. – Powiedział ubrany w czarny smoking i wypolerowane na błysk szpiczaste buty konferansjer.

W Sali Kongresowej warszawskiego Pałacu Kultury i Nauki rozległy się gromkie brawa. Pełna dumy i radości mina młodego konferansjera dawała mylne wrażenie, że to on właśnie jest adresatem niosących się w eter, grzmiących oklasków. Nie dla niego jednak przybyły tłumy naukowców, polityków, ludzi mediów i innych wpływowych osób, przywiedzionych tu w dużej mierze ciekawością lecz również chęcią bycia tam, gdzie dzieje się coś ważnego. Gdzie, jak zapewniali organizatorzy imprezy, tworzyć się mają nowe karty historii.

Zaproszony do mównicy Doktor Nawrocki wciąż nie pojawiał się na scenie. Pomimo tego rozbłyskujące się po całej sali flesze aparatów fotograficznych nie ustawały dając nadzieję ich operatorom na uchwycenie pierwszych sekund mającego nastąpić przemówienia. Nie ustępowały również brawa, które teraz brzmiały nie tyle spontanicznie co niecierpliwie. Chwile mijały, a wśród coraz bardziej zdezorientowanego tłumu gości trudniej było już usłyszeć aplauz, szeptom zaś i pytaniom o wyjaśnienia nie było końca.

Wtedy to po starannie wykonanych, dębowych schodach prowadzących ku scenie ruszył Nawrocki, osoba będąca przyczyną dzisiejszej konferencji. Mimo z lekka niepewnego kroku szedł wprost do mównicy nie zwracając większej uwagi na rozpraszające flesze i kolejne serie oklasków. Na jego twarzy widać było zakłopotanie, zupełnie jakby sam nie wiedział co na tej sali robi, lecz wśród naukowców, zwłaszcza tych najbardziej utalentowanych była to normalna cecha. Taki już los wybitnych ludzi. Obdarowani są niezwykłym talentem, płacą za to jednak problemami z przystosowaniem do życia i społeczeństwa. Właśnie takie wrażenie sprawiał Nawrocki – ot, zwykły naukowiec, lekko kopnięty.

Ku jego nieszczęściu nikt wówczas nie mógł przewidzieć jak bardzo mylne jest to wrażenie...

– Znacząca większość z Was nie zna tak naprawdę powodu, dla którego zebraliśmy się tu w Warszawie. – Rozpoczął swoje przemówienie Doktor.

– Wszystko za sprawą najwyższej wagi dokumentów, które mam zamiar dzisiaj Państwu przedstawić. Będą miały bowiem niespotykany dotąd wpływ na krajową energetykę. – Na sali podniosły się szmery, które jednak ucichły wraz z rozpoczęciem nowego zdania przez Nawrockiego.

– Jak wiadomo, nasze własne zasoby pokrywają jedynie małą część zapotrzebowania na surowce energetyczne. Jak mówią najnowsze badania zapotrzebowanie to wzrośnie nawet do czterdziestu procent w ciągu najbliższej dekady. – Doktor przerwał na chwilę swoją wypowiedź aby za pomocą białej, haftowanej chusteczki otrzeć ściekająca po jego skroni kroplę potu.

– Co roku wydajemy horrendalne kwoty na import gazu zza granicy. Wkrótce się to zmieni, dzięki upublicznieniu dokumentów, które mam dziś przy sobie.

Wypowiadając te słowa doktor rozejrzał się nerwowo po sali jakby szukając czegoś w tłumie. W tej samej chwili za plecami Nawrockiego na wielkim ekranie pojawił się obraz ukazujący teczkę, którą trzymał w trzęsących się dłoniach. Delikatnie przesuwając opuszkami palców po jej rogach dotarł do miejsca zapieczętowanego czerwonym woskiem. Ten sposób zabezpieczeń dawno wyszedł z powszechnego użytku, stosuje się go natomiast gdy chce się nadać szczególną wagę i prestiż przechowywanym w środku dokumentom. Taki właśnie był cel. Zwrócić uwagę ludzi. Sądząc po żywym zainteresowaniu i przejęciu osób przebywających w sali udało się go osiągnąć. Jeszcze większe przejęcie nastąpiło w chwili gdy Nawrocki rozpoczął właściwą część swojego przemówienia.

***

– Hej, Daniel wyłącz te brednie. Na dwójce od dziesięciu minut leci mecz – warknął zniecierpliwionym głosem facet ubrany w lekko pogiętą, flanelową koszulę w kratę sprawiającą wrażenie nie zmienianej od kilku dni. Dla swojego właściciela była za to symbolem jego nieposkromionej natury. Tak to już jest u ludzi przechodzących kryzys wieku średniego. Nonszalancki sposób bycia i luźny ubiór mają sprawiać wrażenie pełnej kontroli nad sytuacją, dużo częściej niestety stają się jedynie odzwierciedleniem chaotycznego życia i kompleksów.

Taki już był Grosz, przyjaciel Daniela jeszcze z czasów studiów na Uniwersytecie Warszawskim, kiedy wspólnie mieszkali w obskurnym pokoju akademika z wiecznie niedomykającym się oknem i odpadającą od ścian tapetą. Mimo tych warunków żaden z nich nie wymazałby z pamięci tych trzech, wspólnie spędzonych lat. W rzeczywistości Gorsz miał na imię Mateusz. Jego pseudonim wymyślili mu koledzy z uczelni, kiedy na drugim roku studiów przy kasie w alkoholowym zabrakło mu jednego grosza do piwa. Młoda ekspedientka stojąca po drugiej strony sklepowej lady drażniła się z nim, nie chcąc spuścić z ceny. W końcu oczywiście dała się przekonać, a po pracy Grosz czekał na nią z kwiatami pod sklepem. Tak poznał swoją żonę. Pierwszą, Później były jeszcze dwie ale jak sam mówi, to długa historia. Ważne, że teraz nie ma żadnej i na pozór jest szczęśliwy. Na pozór, bo jego prawdziwe uczucia zdradza ta feralna flanelowa koszula...

– Dzisiaj derby, zapomniałeś? Legia znów dokopie Polonii na oczach całej Polski! Włącz szybko, bo i tak przez te cholerne korki straciłem prawie kwadrans!

– Dobra, dobra, nie wściekaj się. Chciałem tylko zobaczyć relację z kongresu energetycznego – rzucił Daniel zmieniając kanał. Grosz w tym samym czasie wkładał piwa do lodówki, otwierając przy okazji jedno z nich i upijając łyka.

– A co Cię obchodzi jakiś kongres? – spytał częstując się bez pytania pistacjami, które znalazł na kuchennej półce.

– Jutro odbędzie się konferencja prasowa odnośnie tego wydarzenia. Muszę na niej być i zrobić kilka wywiadów. Temat niezbyt ciekawy ale z racji tego, że chodzi o bezpieczeństwo energetyczne kraju jest szansa, że artykuł się sprzeda. Wiesz, ludzie zawsze łykają takie hasła, a mi może wpadnie trochę gotówki i spłacę w końcu ratę za ten pieprzony telewizor.

Daniel niezbyt dobrze stał finansowo. Nigdy nie miał talentu do robienia pieniędzy. Umiał za to pisać i wiedział to już od podstawówki, kiedy bez reszty pochłaniały go wypracowania zadawane do domu przez nauczycielkę od języka polskiego. Podczas gdy jego kumple bazgrali „na odwal się” kilka zdań nie przywiązując zupełnie wagi do jakości swoich prac, on topił się w otchłaniach swojej wyobraźni, która podsuwała mu coraz to nowe pomysły na zaskakujące gry słów czy intrygujące zakończenia. Matka widziała w nim poetę, jego samego zaś bardziej ciągnęło do reportaży więc złożył papiery na studia dziennikarskie. Dziś trochę tego żałował, pomimo że lubił swoją pracę. Widząc kolegów z podstawówki zarabiających poważne sumy w prestiżowych korporacjach, czuł zażenowanie faktem, że nawet ten telewizor, który teraz pokazywał piłkarza Legii wykopującego piłkę na aut, przekraczał możliwości jego portfela. Nie miał nawet stałej posady tylko hulał od redakcji do redakcji próbując wszędzie wcisnąć swoje teksty. Kiedy już mu się to udało dostawał od wydawcy kilka stówek, które ledwo wystarczały na codzienne potrzeby.

W tym momencie Daniel poczuł wibracje w prawej kieszeni swoich dżinsowych spodni. Wyciągnął telefon i zauważył, że osoba, która dzwoniła miała numer zastrzeżony. Nie zdziwiło go to jednak, w końcu był dziennikarzem, a do tych często dzwonią anonimy. Powody są różne. Raz ktoś chce przekazać jakąś informację, która nie powinna wyjść na światło dzienne, innym razem dzwoni człowiek z pogróżkami zazwyczaj oburzony przeczytanym gdzieś tekstem.

– Daniel Nowak, słucham? – wypowiedział do słuchawki, odganiając jednocześnie ręką Grosza, który próbował wyrwać mu komórkę. Jako wierny kibic Legii uznawał przerywanie meczu z jego zespołem w roli głównej na rozmowę telefoniczną jako jeden z najcięższych grzechów.

– Pola Mokotowskie, ławka obok kibli, za godzinę – usłyszał Daniel.

– Halo? Kto mówi? – spytał wcale nie spodziewając się odpowiedzi.

– Przyjdź punktualnie jeśli chcesz prawdy o konferencji – chrapliwy głos sprawił, że ciarki przeszły po plecach Daniela.

Zaintrygowała go jeszcze jedna myśl. Głos ze słuchawki był wyraźnie zmodulowany specjalnym programem komputerowym. Jak na zwykły anonim ktoś bardzo starał się ukryć swoją tożsamość. Mimo to Daniel postanowił ruszyć na spotkanie z tajemniczym informatorem.

Zawsze lubił tę adrenalinę, która była nieodłącznym elementem pracy w terenie. Dlatego nie posłuchał sugestii swojej matki odnośnie poezji. Był żądny emocji, a te dostarczały mu takie spotkania jak to. Idzie w nieznane by poznać prawdę. Teraz miał przed sobą jeden cel. Pola mokotowskie, które znajdowały się spory kawałek od jego mieszkania, musiał się więc spieszyć.

Zerwał się z kanapy, wylewając przy okazji niedopite piwo i nie zważając na protesty Grosza złapał kurtkę, zarzucił na siebie i wybiegł z mieszkania.

Rozdział 2

Wychodząc z sali konferencyjnej Nawrocki postanowił udać się do baru aby tam w alkoholu utopić stres ostatnich dni. Właściwie to kongres nie dobiegł jeszcze końca. Rozpoczęła się mniej oficjalna część, podczas której ludzie biznesu i polityki wspólnie udali się na bankiet, świętować sukces. Polska miała się stać potęgą energetyczną, a to oznaczało spore zyski dla wielu z przybyłych gości. Było więc co uczcić. Doktorowi jednak zdecydowanie nie było tam po drodze. Gdy tylko nadarzyła się okazja aby wyjść z kongresu niepostrzeżenie, uczynił to. Całe to zamieszanie z energią geotermalną zdecydowanie mu nie służyło. Zapomniał już co to spokojny sen, a na jego głowie ciężko było doszukać się włosów innego koloru niż siwy. To co przytłaczało go zaś najbardziej to wyrzuty sumienia...

Na zewnątrz zapadł już zmrok, a padający z nieba deszcz skutecznie wygonił większość przechodniów z ulic Śródmieścia. Nawrocki machnięciem ręki przywołał taksówkę i wyjaśnił kierowcy cel podróży. Podczas jazdy obserwował krople spływające po oknie samochodu. Widok rzeczy tak banalnej, a zarazem tak doskonałej w swej prostocie pozwalał mu choć na chwilę oderwać się od rzeczywistości. Przyciąganie ziemskie. To ono sprawiało, że krople spadają w dół i to ono od zawsze było konikiem Nawrockiego. Kiedy studiował fizykę w połowie lat siedemdziesiątych na Uniwersytecie Jagiellońskim wybrał temat grawitacji na swoją pracę magisterską. Cztery miesiące praktycznie nie wychodził z budynku biblioteki doszukując wciąż to nowych informacji na temat powszechnego ciążenia. Udało mu się zebrać zaskakująco dużą ilość ciekawego materiału, który wraz z nowatorskim podejściem do zagadnienia zapewnił mu bardzo dobry wynik. Prace obronił na piątkę, a przyciąganiem interesował się już zawsze. Wiele lat później, kiedy sam został wykładowcą jego studenci dobrze wiedzieli, że aby popisać się przed doktorem trzeba porządnie przygotować się z tego tematu.

Nawrocki lubił swoich studentów. Kontakt z młodymi ludźmi dawał mu wiele satysfakcji i sprawiał, że czuł się potrzebny. Miał misję przekazywania wiedzy nowym pokoleniom i spisywał się w niej w stu procentach. Podczas jego wykładów sale zawsze przepełnione były ludźmi, których potrafił oczarować sposobem w jaki opowiada o z pozoru nudnych rzeczach jak atomy, wektory czy cząsteczki. Tylko człowiek, którego cechuje prawdziwe zamiłowanie do przedmiotu i niezwykle skuteczne podejście do młodych ludzi potrafi mówić w ten sposób. Taki był Nawrocki.

Kiedy odszedł z uczelni aby pracować dla Instytutu Badań Energetycznych często żałował swojej decyzji. Zrezygnował z pracy ze studentami dla większych pieniędzy i prestiżu. Miał już jednak swoje lata i po co był mu ten prestiż? Nigdy przecież nie zależało mu zbytnio na tym jak postrzegają go inni. Pieniędzy też nie potrzebował więcej niż miał. Był samotny. Nie związał życia z żadną kobietą poświęcając całego siebie nauce. Wyglądało też na to, że nie miał komu zostawić majątku. Zmiana miejsca zatrudnienia nie była dobrą decyzją. Powinien zostać tam, gdzie mu było dobrze. Wówczas nie miałby dzisiejszych problemów, nie musiałby podejmować trudnych decyzji i nie miałby wyrzutów sumienia.

– Jesteśmy na miejscu, 36 zł się należy – powiedział kierowca parkując taksówkę przed barem w dzielnicy Mokotów. Nawrocki wyjął banknot i podał taksówkarzowi nie czekając na resztę. Ruszył w kierunku baru trzymając płaszcz nad głową aby choć częściowo uchronić się przed deszczem. Po chwili wchodził już do środka lokalu. Było to dobrze znane mu miejsce jeszcze z czasów studenckich, kiedy odwiedzał znajomych w Warszawie. To tutaj właśnie schodziła się przyszła intelektualna elita narodu aby w trudnych czasach komunizmu uwalniać swe myśli nad kieliszkami z wódką. Wtedy to miejsce kojarzyło się Nawrockiemu z wolnością i pozostało tak do dziś. Zawsze kiedy pragnął chwili spokoju, wędrował tutaj na drinka. O dziwo, mimo upływu lat pub pozostał niemal nietknięty. Okna nadal wpuszczały do wnętrza zbyt mało światła, a w powietrzu wciąż unosił się dym papierosowy. Brakowało jedynie tamtej atmosfery nadziei i oczekiwania na przełom. Dziś ten entuzjazm i liczne grono przyjaciół gdzieś znikło. Zamiast tego pojawiła się samotność, a kieliszek z wódką zastąpiony został przez szklankę z dobrą, szkocką whisky.

– Gratuluję doktorze – Odezwał się niski, męski głos zza pleców Nawrockiego, przerywając mu popijanie drinka przy barze. Gdy ten się odwrócił zobaczył około trzydziestoletniego mężczyznę w ciemnych okularach i włosach przykrytych zbyt grubą warstwą żelu.

– Czego mi pan gratuluje? – Odpowiedział lekko zdezorientowany.

– Świetnej przemowy, dziś podczas kongresu.

– Dziękuję – Odrzekł Nawrocki z zamiarem szybkiego powrotu do swojego drinka. Nie miał dziś ochoty na nowe znajomości, a tym bardziej rozmowy na temat wydarzeń w sali kongresowej. Zbyt męczące dla niego to było przeżycie, po którym jeszcze nie ochłonął.

– To wielki przełom dla polskiej energetyki – Ciągnął nieznajomy.

– Zdecydowanie.

– Co ja mówię! To przełom w skali całego świata, dzięki panu będziemy potęgą gospodarczą.

– Zapewne...

– Z całą pewnością! Polska stanie się potęgą energetyczną jak Arabia Saudyjska, a co najważniejsze uniezależnimy się od Rosji!

– Cieszę się widząc pańskie zadowolenie, pozwoli pan jednak, że wrócę do swoich czynności – Nawrocki postanowił przerwać tę dyskusję, która zdecydowanie zmierzała donikąd.

– Boże, gdzie ja mam głowę? Nawet się nie przedstawiłem. Nazywam się Mirosław Gajda ale proszę mi mówić Mirek – powiedział nieznajomy wyciągając jednocześnie rękę w stronę Nawrockiego.

Po uściśnięciu dłoni Gajda zdjął okulary przeciwsłoneczne i położył je na blacie baru. Nawrocki dostrzegł wówczas wytatuowaną kropkę pod okiem. Nie znał się zbytnio na symbolice tatuaży. Był jednak pewien, że tego typu oznaczenia wykonuje się w więzieniach, a mogą oznaczać pozycję jaką więzień zajmował za kratami lub profesję, którą trudnił się w przeszłości. Czytał o tym kiedyś, dawno temu w pewnej książce. Jak to mówią, nigdy nie wiemy kiedy nam się zdobyta wiedza przyda. Nawrockiemu przydała się tutaj w obskurnym barze. Dzięki niej wiedział już, że ma do czynienia z byłym więźniem. Postanowił przyjrzeć się bliżej nowo poznanemu towarzyszowi. Koszula w kratę ze zbyt dużą ilością rozpiętych guzików, biżuteria niczym z amerykańskich filmów i zauważony już wcześniej żel niemal ociekający z włosów. To wszystko sprawiało, że osobnik wyglądał niczym pospolity Cinkciarz z czasów PRL. Zapewne więc i za drobne oszustwa trafił później do więzienia. Poza tym Nawrocki nie zauważył nic specjalnego. Zachowanie Mirosława nie wzbudzało strachu raczej zażenowanie, jak wtedy gdy w metrze dosiada się do nas rozgadany menel pragnący nawiązać znajomość.

– Wiele nas łączy doktorze – Powiedział w końcu przerywając Nawrockiemu rozmyślenia.

– Czyżby?

– Ja również interesuje się nauką.

– Interesujące..

– W technikum byłem najlepszy z chemii, poważnie. Prawie całą tablicę Mendelejewa znałem na pamięć. Moi koledzy nie mogli wyjść z podziwu. Wyobraża pan to sobie?

– Prawie całą tablicę, powiada pan? To rzeczywiście spore osiągnięcie – Nawrocki z trudem wstrzymał śmiech. Najwyraźniej los podsunął mu tego żałosnego cinkciarza aby choć trochę ulżyć mu w rozpaczy.

– No pewnie! Niestety później potoczyło się trochę nie po mojej myśli...

– To znaczy?

– Nie skończyłem szkoły. Po roku zdecydowałem, że to nie dla mnie. Ale pierwiastki i inne związki chemiczne cały czas mnie interesowały.

– Nie wątpię.

– Aż nie dalej jak wczoraj, wyczytałem w gazecie o pańskim odkryciu! Dech mi w piersiach zaparło, że takie rzeczy w Polsce się dzieją. A dziś spotykam pana tutaj, kto by pomyślał!

Nawrocki dopił swojego drinka i mimo że bawił go sposób bycia i historia cinkciarza postanowił nie brnąć dalej w tę dyskusję. Rozmowa o niekonwencjonalnych źródłach energii zdecydowanie nie była tym o czym marzył w tej chwili. Nie zamówił więc kolejnej whisky, podał barmanowi banknot i wstał ze swojego stołka.

– Przykro mi Mirku ale czas nagli, a ja mam jeszcze wiele spraw dziś do załatwienia.

– Ależ doktorze, proszę mi tego nie robić!

– Nie mam wyboru, dziękuję za tę, niezwykle pouczającą rozmowę, do widzenia – Nawrocki odwrócił się i ruszył w kierunku drzwi wyjściowych.

– Chwilka, panie doktorze! – Zawołał Mirek.

– Tak?

– Pozwoli pan, że odprowadzę pana chociaż do taksówki?

– Eh, proszę bardzo – Odrzekł doktor wiedząc już, że nie pozbędzie się tak szybko natręta.

– Zatem chodźmy, pan przodem.

Mężczyźni wyszli przed bar i ruszyli w kierunku postoju taksówek. Nawrocki wcale nie miał tego dnia już żadnych spraw do załatwienia. Skłamał, ponieważ chciał się uwolnić od cinkciarza. Potrzebował samotności aby móc w spokoju, przy niekoniecznie małej ilości alkoholu, przemyśleć wydarzenia ostatnich dni i zdecydować co dalej. Czuł do siebie wstręt jednak możliwość jaka otworzyła się przed nim w dniu wczorajszym dała mu cień nadziei na choć częściowe oczyszczenie swego sumienia. Być może jeszcze nie jest za późno i da się wszystko odkręcić. Potrzebował tylko ponownie skontaktować się z tym tajemniczym człowiekiem, który odwiedził go w pokoju hotelowym w przeddzień kongresu energetycznego. Wtedy nie powiedział mu zbyt wiele. Po części ze strachu, po części z nieufności do obcej osoby. Dziś wiedział, że popełnił błąd, który musi szybko naprawić. Zaplanował to na jutro. Teraz chciał zmienić tylko lokal, w którym wleje w siebie kolejną dawkę alkoholu, aby móc racjonalnie ułożyć myśli, a później spokojnie zasnąć.

– Halo, słyszy mnie pan? – Powiedział wymachując rękoma cinkciarz akcentując swoją obecność – w ogóle mnie pan nie słucha.

– Tak, faktycznie nieco się zamyśliłem.

– To jak będzie z tą taksówką?

– To znaczy?

– No, czy chce pan skorzystać z mojej propozycji?

– A jaka to propozycja, jeśli mógłbyś powtórzyć? – Doktor niepokoił się na samą myśl o tym, co ten nieudacznik mógł wymyślić.

– Tam za rogiem – Mirek wyciągnął rękę w stronę blokowiska. – Stoi taksówka mojego kumpla, Zbycha. Po co płacić krocie za przejazd korporacyjną taksówką jak stary, dobry Zbycho podwiezie doktora, po znajomości za grosze?

– To chyba nie jest dobry pomysł.

– Ależ bardzo dobry, proszę za mną, to tylko kawałek stąd.

– Doceniam twoją troskę ale naprawdę dziękuję – powiedział nieco już poirytowany Nawrocki.

– Niech uzna to pan za przysługę, być może kiedyś będzie okazja aby się odwdzięczyć.

Widząc nieustępliwość cinkciarza Nawrocki zrezygnował z dalszych odmów. Nie był głupi. Doskonale widział, że natręt z baru namawia go na taksówkę niejakiego Zbyszka aby dostać prowizję za dostarczenie klienta. Wiedział więc już czemu osobnik ten zagaił go w barze. Zapewne taki miał sposób zarabiania na życie. Podchodził do elegancko wyglądających ludzi, mających prawdopodobnie grube portfele i proponował im usługi przewozowe. Po kilku drinkach nikt nie wsiada do samochodu, oczywiste więc jest, że taksówka to jedyny sposób aby dotrzeć do domu. Był dobry w swojej profesji. Najwyraźniej przed podejściem do klienta wypytywał ludzi obok czym on się zajmuje. Nawrocki był stałym klientem więc obsługa na pewno sporo o nim wiedziała. Mirek prawdopodobnie więc wypytał najpierw barmana, a później mając już temat do rozmowy zagaił doktora. Mimo to Nawrocki nie czuł się oszukany. W pewnym stopniu doceniał nawet spryt i pomysłowość cinkciarza. W czasach kryzysu ekonomicznego tylko najlepsi odnajdą się w surowych realiach kapitalizmu. Przystał więc na propozycję przejazdu taksówką Zbyszka chociażby po to, aby wynagrodzić natrętowi pracę.

– Prowadź więc – Powiedział.

– Wspaniale! – Odrzekł natręt i pośpiesznie poprowadził Nawrockiego w stronę bloków mieszkalnych wyglądem przypominających poprzednią epokę.

Ta okolica nie była zbyt przyjazna. Obskurne budynki wyglądem proszące się o remont nie zachęcały do spacerów pomiędzy nimi, a pijackie okrzyki gdzieś w oddali wprawiały w dreszcze. To jedno z wielu miejsc w Warszawie, gdzie żaden rodzic nie zdecydowałby się puścić swojego dziecka na imprezę. Mimo tego balangom i alkoholowym libacjom nie było tu końca. Szczególnie nocą dlatego Nawrocki w trosce o własne zdrowie chciał jak najszybciej dotrzeć do taksówki. Idąc teraz u boku cinkciarza zastanawiał się po co zgadzał się na ten durny pomysł. Teraz jednak za późno było na odwrót. Szedł więc tą pustą uliczką z przybłędą z baru, a droga niemiłosiernie mu się dłużyła.

– Daleko jeszcze? – Spytał w końcu.

– Jeszcze tylko kawałek drogi.

– To samo mówiłeś pięć minut temu. – Doktor zdradził wreszcie swoje poirytowanie – Myślę, że nie powinienem dalej z tobą iść. Zostaję tutaj i zamawiam taksówkę z korporacji. Będzie tu w kilka minut po moim telefonie. Na pewno szybciej niż ten twój Zbyszek.

– Ależ proszę tego nie robić, właściwie to już jesteśmy na miejscu. – To mówiąc wskazał tunel stanowiący przejście pomiędzy jednym segmentem bloku, a drugim. – Po drugiej stronie będzie czekał Zbyszek.

– Dziwne miejsce wybrał na postój swojej taksówki.

– Zdziwiłby się pan ilu ma klientów.

– Myślę, że nie chciałbym poznać klienteli z tej okolicy.

– Nie każdy kto pochodzi z biednego domu wyrasta na bandytę, tak jak nie każdy urodzony w bogatej rodzinie ma smykałkę do interesu. Nie powinniśmy myśleć tak stereotypowo.

– Dobrze, skończmy już tę rozmowę i zaprowadź mnie proszę do auta twojego przyjaciela.

Nawrocki poczuł się lekko zawstydzony słuszną uwagą ze strony Mirka. Być może źle go ocenił. Od początku spotkania w barze traktował go jak nieudacznika, przybłędę i niechcianego natręta. Nie powinien jednak z góry oceniać innej osoby tylko dlatego, że odbywała ona karę pozbawienia wolności lub dorabia sobie jako pomocnik taksówkarza. Osądził go nie zadając sobie trudu poznania. Żałował tego teraz wchodząc w ciemny tunel. Wiedział, że za chwilę odjedzie wiele kilometrów stąd i pewnie nigdy już nie zobaczy cinkciarza. Nawrocki zawsze był człowiekiem honoru, tym razem więc również chciał wziąć odpowiedzialność za swoje słowa. Postanowił przeprosić Mirka za opinię odnośnie klientów jego przyjaciela.

Jeszcze przed sekundą słyszał kroki swego towarzysza tuż za sobą. Odwrócił się i w tej chwili dotarło do niego jak głęboki mrok panuje w tym przejściu. Tunel nie był w ogóle oświetlony, a jedynym źródłem światła była latarnia znajdująca się przy wyjściu. Było to zbyt mało aby dostrzec cokolwiek oddalonego dalej niż na metr. Mirek nie znajdował się na tym obszarze.

– Hej Mirku, gdzie jesteś? – Zawołał wyraźnie zaniepokojony doktor.

Nie doczekawszy się odpowiedzi zaczął po omacku szukać cinkciarza. Kiedy to nie przyniosło oczekiwanych rezultatów sięgnął do kieszeni aby wyjąć telefon komórkowy. W tunelu nie miał zapewne zasięgu ale blask wyświetlacza powinien dać choć minimum światła. To minimum pozwoliłoby rozeznać się w sytuacji. W tej chwili poczuł na szyi bardzo mocny ucisk. Próbował się uwolnić miotając na wszystkie strony. Niewiele to pomogło. Z każdą sekundą coraz bardziej brakowało mu tlenu i sił. W końcu przestał już walczyć. Usłyszał zachrypnięty szept z ust przeciwnika.

– Przepraszam.

Rozdział 3

Grosz musiał się zdenerwować – pomyślał Daniel wychodząc z metra i kierując się w stronę parku. Opuszczając mieszkanie nie miał czasu na wyjaśnienia, a później jadąc uwielbianym przez warszawiaków środkiem komunikacji jego telefon znajdował się poza zasięgiem. Nie mógł więc nawet napisać wiadomości tekstowej. Zrobił to teraz. Szybko wystukał na klawiszach swojego aparatu komunikat o spotkaniu z informatorem. Grosz powinien to zrozumieć. Daniel nie od dziś w końcu jest dziennikarzem i tego typu sytuacje się zdarzają. Co prawda nieczęsto, ze względu na to, że delikatnie mówiąc nie był najbardziej rozchwytywanym żurnalistą w mieście. Bywało jednak, że musiał w błyskawicznym tempie przemieścić się z jednego końca stolicy na drugi. Spotkania z informatorami miały tę wadę, że to nie dziennikarz wybiera czas i miejsce spotkania. Była to jednak niska cena biorąc pod uwagę korzyści jakie płynęły z tych schadzek. Informacja jest najcenniejszym dobrem w tym zawodzie. Pozwala na usytuowanie się o krok przed konkurencją i co za tym idzie budowanie swojej pozycji.

Tego teraz Danielowi było trzeba. Mocnego tematu aby na dobre zaistnieć w branży. Gdyby miał coś, co powali na nogi szefów najważniejszych wydawnictw z pewnością dostałby etat w jednym z najbardziej poczytnych dzienników. Spełnienie zawodowe było tym, czego w tej chwili potrzebował. Minęło już sporo czasu odkąd opuścił rodzinny Kraków, by rozpocząć studia, a następnie karierę zawodową w Warszawie. Do dziś jednak sukcesu nie odniósł, a podskórnie czuł, że prędzej czy później musi on nadejść. Myślenie o tym musiał odłożyć jednak na później. Nie bez powodu przyjechał przecież na Pola Mokotowskie. Miał sprawę do załatwienia w parku i chciał ją mieć z głowy jak najszybciej. Głos w słuchawce polecił mu stawić się na miejscu w godzinę od rozmowy. Daniel spojrzał na zegarek. Miał jeszcze kwadrans. Świetnie, zdąży rozejrzeć się po okolicy. Nie był pewny czy wybrana przez niego ławka była właśnie tą wspominaną przez informatora. „W pobliżu kibli” – też mi wskazówka – pomyślał Daniel i nie widząc innego wyjścia usiadł na zniszczonych przez pogodę i wandali deskach. Okolica o tej porze dnia była niemal pusta. Gdzieś w oddali starzec w długim, szarym płaszczu spacerował z psem, inny bezskutecznie zachęcał swojego czworonoga do aportowania. Jakieś pięćdziesiąt metrów dalej grupa nastolatków puszczała muzykę z telefonu komórkowego. Dwie młode kobiety ubrane w dresy i sportowe buty biegły wzdłuż alejki. Nic nadzwyczajnego. Ani śladu potencjalnego informatora ale też zegar jeszcze nie wybił odpowiedniej pory.

Daniel wyciągnął swój notes. W dzisiejszych czasach, zdominowanych przez elektronikę nowinki techniczne niemal całkowicie wyparły już tradycyjne formy notowania. On jednak był na tyle przywiązany do kartki i pióra, że nie potrafił zdradzić tych akcesoriów na rzecz romansu z netbookami. W dzieciństwie wykreował sobie obraz dziennikarza jako roztargnionego faceta w koszuli w kratę, okularach na nosie otoczonego przez smugę dymu papierosowego i wiecznie spisującego coś w swoich notatkach. Być może była to kwestia jego niedojrzałości ale nie chciał uciekać od tego stworzonego w dzieciństwie obrazu. Zerknął na swoje zapiski, które przypomniały mu o jutrzejszej konferencji prasowej.

Zadzwonił telefon. Daniel spojrzał na zegarek. Była równo 21.00, czyli godzina o której umówił się z informatorem.

– Tak? – Powiedział do słuchawki mając nadzieję, że osoba po drugiej stronie nie odwoła spotkania.

– Wstań z ławki i idź w stronę metra. – Odezwał się ten sam zmodulowany głos.

– Po co te gierki? Załatwmy sprawę tutaj.

– Jeśli chcesz mieć dobry materiał to rób co mówię.

– Skoro do mnie dzwonisz to znaczy, że ty też masz swój interes w tej publikacji. Przyjdź w umówione miejsce.

– Widzę, że nie zależy ci na tym temacie. W takim razie do widzenia.

Niech to szlag! – pomyślał Daniel. Co on kombinuje? Nie miał ani czasu, ani ochoty na zabawę w ciu ciu babkę z anonimowym głosem ze słuchawki. Za dużą wagę przykładał jednak do tego materiału. Zważywszy na przemodelowanie głosu i tak duży stopień konspiracji miał prawo spodziewać się prawdziwej bomby. Nie miał wyjścia.

– Poczekaj! – powiedział po chwili – Niech Ci będzie...

– Dobry wybór.

– Gdzie dokładnie mam iść?

– Dojdź do metra i czekaj na następny telefon. – W tym momencie informator się rozłączył, a Daniel usłyszał tylko głuche, przerywane pikanie.

Nie widząc innego wyjścia ruszył we wskazanym kierunku. Najchętniej oddzwoniłby do informatora ale ten użył numeru zastrzeżonego. Każda upływająca minuta uświadamiała Daniela w przekonaniu, że przerwanie spotkania z Groszem i wybiegnięcie z domu była kiepskim pomysłem. Cała nadzieja w tym, że uzyskane dziś informacje naprawdę będą ogromnej wagi. W przeciwnym wypadku uzna ten wieczór za kompletnie zmarnowany. Rano musi wstać aby w porę dojechać na konferencję, a jeszcze nie ma gotowych pytań, które mógłby zadać organizatorom. Nie przygotował się na też ewentualny wywiad, który przeprowadzi jeśli uda mu się kogoś z inicjatorów spotkania zatrzymać przed wejściem do budynku lub w korytarzu. To wszystko miał załatwić przed snem, zaraz po meczu. Teraz jego plany legły w gruzach i nie dość, że nie zobaczy na żywo pojedynku Legia-Polonia to jeszcze prawdopodobnie zarwie nockę na przygotowaniach do dnia jutrzejszego.

Dochodził już do wyznaczonego miejsca kiedy ponownie poczuł wibracje telefonu.

– Kieruj się wzdłuż ulicy. – Usłyszał ze słuchawki.

Jego rozmówca nie kazał mu czekać, co przywiodło pewną myśl Danielowi. Informator go śledził bądź obserwował z bezpiecznej pozycji. Być może z okna, któregoś budynku wokoło. Rozejrzał się lecz nic specjalnego nie wzbudziło jego uwagi. Nikt z przechodniów w zasięgu jego wzroku nie korzystał w tej chwili z telefonu komórkowego, a w oknach sąsiednich bloków nie dostrzegł obserwujących go twarzy. Nawet gdyby ktoś go obserwował to biorąc pod uwagę ilość budynków dookoła Daniel i tak prawdopodobnie niczego podejrzanego by nie zaobserwował. Ktoś bardzo dokładnie sobie to zaplanował.

– Jak daleko mam zajść?

– Kiedy dojdziesz do skrzyżowania skręć w prawo.

– Rozumiem, że później mam czekać na telefon? – Spytał z lekką drwiną Daniel.

– Nie.

– Jak to? Randka w ciemno dobiegnie końca i mi się ujawnisz?

– Dowiesz się w swoim czasie.

Po tych słowach tajemniczy rozmówca ponownie się rozłączył. Świetnie – mruknął pod nosem Daniel chowając komórkę do kieszeni. Zabawa dobiega końca, i dobrze – pomyślał ruszając we wskazanym kierunku. Skrzyżowanie znajdowało się w odległości około trzystu metrów od miejsca, gdzie w chwili odebrania telefonu stał Daniel. Czekał go więc stosunkowo niedługi spacer, na szczęście ostatni już tego dnia. Na niebie pojawiły się chmury zwiastujące zbliżający się deszcz. Daniel miał nadzieję, że zdąży wrócić do swojego mieszkania zanim na dobre zacznie lać. Wybiegł z domu w takim pośpiechu, że zupełnie nie pomyślał o parasolce, a letnia kurtka którą miał na sobie była pozbawiona kaptura. Stanowiła więc kiepską ochronę przed deszczem.

Kiedy podążał wzdłuż ulicy ponownie dała o sobie znać jego komórka. W tym samym momencie poczuł kroplę na swoim policzku. Do licha – zaklął zdenerwowany rozpoczynającą się ulewą i wyjął z kieszeni spodni wibrujący telefon. Dziwiło go tak wczesne połączenie. Nie doszedł przecież jeszcze w wyznaczone miejsce, a poza tym jego rozmówca stanowczo stwierdził, że poprzedni telefon był tym ostatnim. Sekundę później, kiedy zerknął na wyświetlacz wszelkie podejrzenia zostały rozwiane, a na twarzy pojawił się uśmiech. Dzwonił Sebastian, kumpel z redakcji „Dziennika Polskiego”, który również przygotowuje materiał o odkryciu w Polsce złóż gazu.

– Cześć Seba.

– Witaj, pamiętasz o jutrzejszej konferencji?

– No pewnie, o 8.00 rano w hotelu Iskra.

– Nastąpiły pewne zmiany.

– To znaczy?

– Z listy uczestników konferencji usunięto doktora Nawrockiego więc będziesz musiał zmienić trochę przygotowane pytania.

– Serio? Szkoda bo mnóstwo czasu poświęciłem na ich ułożenie!

– Jasne, znając Ciebie jeszcze się do tego nie zabrałeś.

– Zdziwiłbyś się! Swoją drogą, co z tym Nawrockim?

– Nie wiadomo, wiem tylko tyle, że się nie pojawi.

– Dziwne, to przecież ważny dla niego dzień.

– Dziwne?! Facet pewnie się upił do nieprzytomności ze szczęścia i jutro będzie leczył kaca.

Albo zgarnął swoją dolę i już wyjechał na długie wakacje w ciepłych krajach. Tacy to mają dobrze, co? – Daniel dochodził już do skrzyżowania wyznaczonego przez informatora.

– Coś ty, fortuna jest dla słabych.

– To powinieneś być bardzo bogaty!

– No popatrz, jaki żartowniś. Sprawdźmy kto jest słabszy! W sobotę na korcie?

– Co jak co, ale w tenisa nie masz szans!

– Przekonamy się.

– W porządku, jesteśmy umówieni, trzymaj się.

– Na razie.

Chowając telefon do kieszeni spodni Daniel znajdował się już na umówionej pozycji. Rozejrzał się wokoło jednak nic szczególnie nie przykuło jego uwagi. Dawno zapadł już zmrok jednak ze względu na liczne elementy świetlne zdobiące ulice Warszawy nie stanowiło to większego problemu. Zatłoczone za dnia ulice przypominały teraz jednak bardziej osiedlowe szosy z rzadka widzące korki, a z ust wiecznie niecierpliwych kierowców mniej słychać było przekleństw. Hałaśliwa w dzień stolica nocą wydaje się być bardziej cicha. Gdzieniegdzie tylko roznoszą się odgłosy pijanych ludzi korzystających z wszelkich dobroci jakie oferuje metropolia po zachodzie słońca. Okolica skrzyżowania przy którym znajdował się Daniel wydawała się wyjątkowo spokojna nawet jak na taką porę dnia. Ludzi już prawie tam nie było poza ściskającą się parą zmierzającą w stronę pola mokotowskiego, kilkoma, głośno rozmawiającymi w języku angielskim, biznesmenami wychodzącymi z pobliskiego hotelu i bezdomnym, który żebrał – jak głosiła tabliczka, którą miał przy sobie – na piwo. – Cóż, przynajmniej nie kryje swoich intencji – pomyślał Daniel ze zdziwieniem zauważając jak dużo drobnych znajdowało się w kubeczku, do którego zbierał jałmużnę. Najwyraźniej mieszkańcy Warszawy doskonale rozumieją jego problem.

Dalej chodnikami zmierzali jeszcze inni ludzie w sobie tylko znanym celu ale żaden z nich nie przykuł na dłużej jego uwagi. Z całą pewnością nikt z nich nie był informatorem, na którego ze zniecierpliwieniem czekał. – Co to za zwodzenie? To był błąd, że w ogóle wyszedłem dziś wieczór z domu – stwierdził Daniel i rozejrzał się ponownie. Bez oczekiwanego skutku bowiem obraz dokoła niemal się nie zmienił z wyjątkiem bezdomnego, który powoli podnosił się z miejsca. Widocznie uzbierał już wystarczająco dużo aby móc napić się upragnionego napoju. Daniel tymczasem wyjął telefon komórkowy choć wiedział, że prawdopodobnie nic to nie da. Jego rozmówca zapowiedział przecież, że nie będzie już więcej dzwonił. Nie było możliwości również oddzwonić do feralnego informatora gdyż ten wykonywał połączenie z zastrzeżonego numeru. – Nic tu po mnie, wracam do domu – zdecydował Daniel i w tym momencie poczuł klepanie po plecach.

Kiedy się odwrócił zobaczył przed sobą widzianego kilka minut wcześniej bezdomnego.

– Mam dla pana przesyłkę. – Wykrztusił zachrypłym od alkoholu i papierosów głosem żebrak.

– Dla mnie? – Zdziwił się Daniel.

– Tak, pan chwile poczeka tylko ją znajdę – bezdomny wyjął starą, materiałową torbę podróżną, której stan przekonywał o tym, że najlepsze lata ma ona już dawno za sobą. Niezliczona ilość łat, dziur, zacerowań pokazywała jak wiele torba ta przeżyła. Od niezliczonych lat towarzysząc żebrakowi w podróży, której celu wciąż nie widać. W końcu bezdomny wyjął z niej brązową kopertę dużego formatu i podał wciąż oszołomionemu Danielowi.

– Przesyłka dostarczona. Należy się zapłata – wykrzyczał żebrak przez co Daniel mógł bez wątpliwości stwierdzić braki w higienie jamy ustnej u swojego towarzysza. Nie było to zresztą jedyne miejsce na ciele żebraka wymagające natychmiastowego umycia. Taka to już niestety niemiła przypadłość bezdomnych.

– Kto ci dał tę kopertę?

– A bo ja wiem?! W dowód nie zaglądałem!

– Możesz mi coś więcej o nim powiedzieć?

– Niby co?! Panie, ja mam ważniejsze sprawy niż przyglądać się obcym ludziom na ulicy!

– Co ci powiedziała ta osoba dając ci przesyłkę?

– No... Po prostu, żebym dał ją facetowi w okularach, w szarej kurtce i dżinsach. Aha i jeszcze, że będziesz się pan...No, że będziesz się pan rozglądać za czymś. No to od razu wiedziałem o kogo chodzi!

– Dawno to było?

– Dawno, niedawno! Czy widzisz Pan u mnie zegarek? Nie wiem! Jasno jeszcze było.

– Dobrze, tak czy siak dzięki!

– Chwila, chwila! A gdzie zapłata? – Wyraźnie zdenerwowany bezdomny wyciągnął rękę.

– Zleceniodawca ci nie dał?

– Dał czy nie, to moja sprawa!

– Niech będzie. – Sięgnął Daniel do kieszeni wyciągnął portfel i wyjął z niego banknot dziesięciozłotowy.

– Wystarczy? – Spytał.

– Tamten dał więcej...

– A ja dałem mniej. Koniec spotkania. Do widzenia.

Zostawił żebraka na chodniku, a sam ruszył w kierunku metra. Szedł przed siebie wzrokiem szukając jakiejś ławki lub ustronnego miejsca, gdzie spokojnie będzie mógł sprawdzić zawartość koperty. Nie miał tyle cierpliwości aby wstrzymać się z jej rozpakowaniem do powrotu do domu. Wypatrzył w końcu nie za wysoki murek w pobliżu przystanku autobusowego. Usiadł i wyciągnął na wierzch zawartość przesyłki.

To co zobaczył niewiele mu mówiło. Było to zdjęcie przedstawiające dwóch mężczyzn, jednego starca z siwą brodą w długim płaszczu, drugiego nieco młodszego, około pięćdziesiątki, łysego z krótko przystrzyżoną czarną brodą. Ten drugi miał na nosie przeciwsłoneczne okulary. Fotografia przedstawiała moment, kiedy ściskali sobie dłonie. Daniel nie miał pojęcia kim jest człowiek w przyciemnionych okularach. W starcu rozpoznał natomiast doktora Nawrockiego, osobę związaną z jutrzejszą konferencją.

Dalszy ciąg śledztwa Daniela Nowaka w pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: