Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wielki powrót - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
15 maja 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Wielki powrót - ebook

Słoń Puzon z Kangurem Torbą postanawiają dać nogę z zoo i wrócić do domu - czyli do Afryki i Australii. Porywają tramwaj i orientują się, że dodawanie gazu jest znacznie łatwiejsze niż obsługiwanie hamulca. W dodatku pogoń już depcze im po piętach! Nie tak wyobrażali sobie tę ucieczkę, a to dopiero początek ich przygód. Poznajcie tę absurdalną, pełną czarnego humoru historię!

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8208-997-4
Rozmiar pliku: 3,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Pierwsze dziwne popołudnie

Zajadający się watą cukrową, rozkrzyczany tłum dzieciaków przepychał się pod klatkami, pomieszczeniami i wybiegami dla zwierząt. Tuż za nim ciągnął bez przerwy, gadając przez komórki, robiący zdjęcia tłum dorosłych. Nad obydwoma tłumami, kiwając się na sznurkach, podążały różnokolorowe balony. Balony od czasu do czasu wyrywały się z trzymających je dłoni i chowały w chmurach albo, rezygnując z ucieczki, z hukiem pękały. Wtedy pierwszy tłum z piskiem podskakiwał i, zalewając się łzami, wpadał w histerię, a drugi bezskutecznie usiłował ją opanować.

Tak mniej więcej wyglądało o tej porze roku typowe niedzielne popołudnie w Miejskim Ogrodzie Zoologicznym.

Takie popołudnie krokodyl Wacek zwykle spędzał zanurzony w sadzawce swojego terrarium. Ponad powierzchnię wody wystawały tylko jego nozdrza i nieruchome oczy, w których odbijały się twarze wpatrzonych w Wacka zwiedzających i kształty unoszących się nad nimi balonów.

Ale to niedzielne popołudnie było inne. Było dziwne…

Zamiast w sadzawce Wacek leżał na noszach. Kilku zgiętych pod ciężarem krokodylowego ciała ratowników niosło je w stronę stojącej nieopodal pawilonu z gadami karetki pogotowia weterynaryjnego. Obok noszy biegł doktor Żabczyński i uspokajająco poklepywał Wacka po grzbiecie.

– Nie panikuj! To tylko guma do żucia. Ktoś nakarmił cię gumą do żucia! Superbalonówką. I dlatego teraz wypuszczasz nosem owocowe bąbelki. Słyszysz?!

Wacek chciał odpowiedzieć, ale zamiast słów z jego paszczy doleciał odgłos pękającego balonika. Więc tylko porozumiewawczo mrugnął.

Odprowadzany wzrokiem innych zwierzaków i tłumem żądnych sensacji zwiedzających po chwili znalazł się we wnętrzu karetki. Ratownicy zamknęli drzwi i samochód z piskiem opon ruszył z miejsca.

W całym zoo tylko kilka osób nie przejawiało zainteresowania tym zdarzeniem.

Jedną z nich był Dyrektor, który przez szparę w żaluzji okna swojego gabinetu od kilku minut z uwagą obserwował teren ogrodu. Szkła potężnej wojskowej lornetki tkwiącej w dłoniach Dyrektora wycelowane były w wybieg dla słoni.

Obok wybiegu stało dwóch chłopców. Jeden z nich zawzięcie opowiadał o czymś drugiemu. Ale to nie oni przyciągnęli uwagę Dyrektora, tylko przysłuchujący się rozmowie słoń Puzon, który leniwie wymachiwał trąbą.

Nagle trąba Puzona znieruchomiała, a jego oczy błyskawicznie powiększyły się do niespotykanych rozmiarów. Widać było, że to, co przed chwilą usłyszał, wywarło na nim kolosalne wrażenie.

Na twarzy Dyrektora pojawił się zimny uśmiech.

Ten uśmiech nie wróżył niczego dobrego.

Dyrektor jeszcze przez chwilę delektował się widokiem osłupiałego Puzona, a potem, nie odejmując od oczu lornetki, powoli sięgnął do kieszeni i wyjął z niej telefon komórkowy. Wybrał numer.

– Mamy go – odezwał się z nieskrywanym triumfem w głosie.

Wypowiadając te słowa, zrobił pierwszy krok do swojej, przebiegle zaplanowanej, wielkiej kariery.

Nie przypuszczał jednak, że ten pierwszy krok może okazać się ostatnim…Ściśle tajna informacja

Pawilon słoni po brzegi wypełniony był snem. Tak jak całe zoo o tej porze.

Spokojne oddechy, chrapanie, przewracanie się z boku na bok – te odgłosy snuły się po alejkach ogrodu i wypełniały każdą jego wolną przestrzeń. Miasto, ze swoim wiecznym szumem i hałasem ulic, chodników i domów, odpływało gdzieś daleko i nic nie zakłócało spokoju szybujących po sennych krajobrazach zwierzaków.

To ranne uśpienie przeciął nagle dźwięk kroków.

Puzon otworzył oczy i zaczął nasłuchiwać. Przez te wszystkie lata spędzone w ogrodzie nauczył się dokładnie rozpoznawać nastrój swojego Opiekuna. Słysząc, jak nadchodzi, już z daleka wiedział, czy jest zatroskany, czy radosny, jakiej muzyki słuchał rano i jakie wrażenie wywarła na nim poranna lektura gazety.

Dzisiaj kroki brzmiały zupełnie inaczej…

Kroki zbliżały się, a Puzon odnajdywał w nich niespotykane do tej pory napięcie. Jeszcze chwila, dwie, i kroki były już przy pawilonie.

Zgrzyt klucza w zamku – drzwi otworzyły się i Opiekun wszedł do środka. W milczeniu skinął głową, a potem na palcach podszedł do Puzona. Na palcach, bo w pawilonie spał jeszcze jeden słoń – Kajtek, a informacja, jaką Opiekun chciał przekazać Puzonowi, była ściśle tajna.

– Skaczesz dzisiaj – wyszeptał.

– Dzisiaj? – Puzon ze zdziwienia uniósł trąbę.

– Zamknęli zoo dla zwiedzających. Dyrekcja ma jakąś ważną konferencję na mieście. Nikogo tu nie będzie. Masz dwadzieścia cztery godziny. Jak się nie zmieścisz, to leżymy. Zmieścisz się?

– Powinienem… – Puzon zmarszczył z namysłem czoło.

– Adres tego Małego?

– Afrykańska siedem, mieszkanie numer osiem. Coś się zmieniło? – Puzon lekko się przestraszył.

– Nic. Sprawdzałem kilka razy. Masz bardzo dobry słuch.

– Oni wszyscy strasznie wrzeszczą, jak ze sobą rozmawiają.

– Zgadza się, ale mogłeś coś pokręcić. Afrykańska siedem, mieszkanie numer osiem. Ubranie jest pod kasztanem. Wszystkie instrukcje i plan na wszelki wypadek są w kieszeni spodni.

– Trafię tam z zamkniętymi oczami.

– Nie mów hop i pamiętaj… – Opiekun zawiesił głos, jakby zastanawiał się, czy może coś jeszcze powiedzieć.

– O czym mam pamiętać?

– Cokolwiek by się działo… – Opiekun ważył słowa. – Cokolwiek by się działo…

– Cokolwiek by się działo… to co? – zapytał Kajtek, który nie spał już od paru chwil i z rosnącym niezrozumieniem przysłuchiwał się tej dziwnej według niego rozmowie.

– To pora na śniadanie – Opiekun przyjacielsko szturchnął go w trąbę. – Smacznego – powiedział i wolnym krokiem wyszedł z pawilonu.

Jeszcze tylko w drzwiach odwrócił się na chwilę, podniósł kciuk na szczęście i przenikliwie popatrzył na Puzona.

A więc stało się. Od tej pory Puzon był zdany tylko na siebie.

Ale czy na pewno…?

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: