Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wisła w ogniu - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
14 października 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,99

Wisła w ogniu - ebook

„Damian, kiedyś będziesz prezydentem tego miasta”. To zdanie – wypowiedziane przez jednego z kompanów do Damiana D., byłego wiceprezesa Wisły Kraków, a dziś podejrzanego w wiślackiej aferze – kiedyś mogło budzić śmiech. Dziś już nie. Jeśli bandyci mogli przejąć utytułowany polski klub sportowy, mogli przejąć i miasto.

Przez lata w powietrzu przy Reymonta 22 w Krakowie unosił się strach. Jak w tanim filmie o gangsterach oprychy obnosiły się ze swoją władzą i chamstwem. Możliwe było nawet to, że bandzior, który publicznie rzucił nożem w piłkarza, wyszedł z więzienia i jakby nigdy nic stanął na czele kibolskiej mafii. W nieudolność „stróżów prawa” nie da się uwierzyć. Za to łatwo uwierzyć, że współpracowali z bandytami. Pytanie tylko, jak wysoko to sięgało?

Kibole w Krakowie kontrolowali 80% rynku narkotyków. Porywali, torturowali, okaleczali i zabijali ludzi maczetami. Traktowali jak śmieci poważnych biznesmenów i lokalnych polityków. A ci jak idioci próbowali im się przypodobać albo udawali, że nic nie widzą. Przez dwie dekady zblatowana sitwa pielęgnowała rozwój Miśka i jego bandy.

Szymon Jadczak jako pierwszy odważył się odsłonić prawdę i rok temu w Superwizjerze TVN pokazał, jak gnije od środka sportowa wizytówka Krakowa. Dziś bandyci są w więzieniu, ale to dopiero wierzchołek góry lodowej. Ludzie, którzy odegrali w tej historii ważne role, nie ponieśli żadnych konsekwencji. Kibole nadal biegają z maczetami.

Dzięki tej książce poznasz całą prawdę.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8135-843-9
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

O CZYM TO BĘDZIE

Wiele osób chciałoby widzieć kiboli jako prostych bandytów, którzy w barwach swojego klubu idą na mordobicie z chuliganami drużyny przeciwnej, a raz do roku, 11 listopada, wszyscy razem jadą do Warszawy manifestować pod flagą biało-czerwoną miłość do ojczyzny oraz nienawiść do wszystkiego, co obce.

To, co się stało w Krakowie, jest jednak znacznie bardziej skomplikowanie. Pod Wawelem powstała licząca kilkaset osób – a ze wszystkimi przybudówkami może nawet kilka tysięcy – doskonale zorganizowana grupa przestępcza, która dzięki paździerzowatości naszego państwa, specyfice stosunków społecznych Krakowa oraz kilku zbiegom okoliczności działała bez większych zakłóceń kilkanaście lat.

Mamy tu Pawła M., pseudonim „Misiek”, czyli – jak zeznali członkowie gangu – szefa tej grupy: czterdziestolatka, który skończył jedynie podstawówkę, ale jest na tyle sprytny i skuteczny, że stworzył sieć legalnych i nielegalnych interesów wartych miliony złotych, zapewnia sobie bezkarność, a o kontakt z nim zabiegają biznesmeni i politycy. Gdy chce się odstresować, idzie posiekać maczetą gościa z przeciwnej drużyny, choćby w biały dzień i obok budynku prokuratury. Nie przejmuje się niczym, bo przez lata opanował sposoby na unikanie odpowiedzialności za podobne akcje.

Mamy tu polityków, którzy sami zachowują się jak kibole, zamiast z nimi walczyć, bo w którymś momencie ponad prawo oraz dobro państwa i kraju postawili swoiście pojmowane dobro ukochanego klubu.

Mamy zasłużonych działaczy, którzy prowadzą podwójną grę: niby zależy im na sporcie, lecz – rozmyślnie, z oportunizmu lub tchórzostwa – bardziej dbają o to, żeby w siłę rośli kibole, a nie sportowcy.

Mamy policjantów, którzy powinni ścigać przestępców, ale też kochają Wisłę, a przy okazji kochają pieniądze, więc z tymi przestępcami współpracują.

Mamy prokuratorów, którzy jeżdżą na mecze z kibolami, po pijaku biorą udział w burdach, a potem umarzają niewygodne dla chuliganów sprawy.

No i wreszcie mamy kilka ciekawych postaci kiboli. Jeden z nich, Daniel U., pseudonim „Dzidek”, to mistrz Polski juniorów w boksie. Pochodzi z inteligenckiej rodziny, zna trzy języki, ale jest uzależnionym od zadawania cierpienia sadystą – biega po mieście z nożem, z maczetą, z mieczem samurajskim i napada, bije, torturuje. Prowadzi listę ofiar – chełpi się, że jest ich setka rocznie. Gdy trafia do aresztu, mama przysyła mu do celi _O sztuce miłości_ Ericha Fromma i kilkadziesiąt innych książek.

Są i małolaty z osiedli – często postawione przed wyborem „albo wejdziesz do gangu, albo nie będziesz miał życia w swojej dzielnicy”. A jak spróbujesz wyjść, koledzy wybiją ci ten pomysł z głowy, rażąc prądem albo wlewając wrzątek do gardła...

Najpierw chciałem napisać, że ta książka jest o nich wszystkich.

Ale nie.

To książka o świecie, którego są częścią. O pewnej rzeczywistości, która pozornie jest od nas odległa – więc wydaje się nam, że nas nie dotyczy. Ale dotyczy. Sami stwarzamy świat, w którym żyjemy, nie dziwmy się więc, że jest taki, jak opisywany niżej świat Wisły Kraków, ukochanej Wisełki znacznej części zacnych krakowian.OKO SIERŻANTA P.

„Spierdalajcie, gówno mi zrobicie, chodźcie, chuje, to was zajebię” – to pierwsze zdanie Pawła M., pseudonim „Misiek”, jakie odnotowano w aktach jego licznych spraw sądowych. Drugie brzmi: „Jesteś szmaciarzem, chujem, skurwysynem”. Można zaryzykować twierdzenie, że ich wypowiedzenie zmieniło losy Wisły Kraków.

20 sierpnia 1997 roku. Pociągiem z Łodzi Kaliskiej do Krynicy jedzie ekipa kibiców Wisły Kraków. Wracają z meczu z ŁKS wygranego po bramce Grzegorza Patera, więc humory dopisują, alkoholu też nie brakuje. Od siedzącego w jednym z przedziałów osiemnastoletniego wtedy „Miśka” patrol policji żąda dokumentów. Wtedy kibol każe im „spierdalać”. Z obawy przed zadymą z udziałem jego kolegów funkcjonariusze odpuszczają. Drugie podejście robią, gdy „Misiek” wychodzi do toalety. Wtedy właśnie sierżant P. słyszy od niego, że jest „szmaciarzem, chujem i skurwysynem”. Przy okazji dostaje od pijanego chuligana kilka kopniaków. Kibol wyrywa się i wraca do przedziału. Dopiero za trzecim razem, gdy „Misiek” poszedł odwiedzić kolegów w innym wagonie, trzem policjantom udało się go powalić na ziemię i zakuć w kajdanki. Sierżant P. będzie miał dość czasu, żeby między stacjami Częstochowa Stradom a Kraków Główny poznać się lepiej z „Miśkiem” i zapamiętać dokładnie jego twarz.

Rozpozna ją półtora roku później podczas patrolu na krakowskim Kazimierzu. Paweł M. był wtedy poszukiwany od kilku miesięcy dwoma listami gończymi, między innymi za swój najsłynniejszy wyczyn, czyli rzucenie nożem – który trafił w głowę włoskiego piłkarza Dino Baggio – podczas meczu Wisły z włoską Parmą. 22 grudnia 1998 roku przed sklepem motoryzacyjnym przy ulicy Halickiej sierżant P. zwrócił uwagę na trzech mężczyzn wysiadających z samochodu BMW. „Mamy »Miśka«” – rzucił tylko do kolegi z patrolu i razem pobiegli zatrzymać człowieka, który nie raz zmieniał historię jednego z najbardziej zasłużonych klubów piłkarskich w Polsce. Paweł M. trafił do aresztu śledczego przy ulicy Montelupich, gdzie zaczął budować swoją legendę – legendę najsłynniejszego polskiego kibola, twórcy i absolutnego przywódcy gangu sharksów.

Sharksi dorobili się opinii grupy wyjątkowo potężnej, groźnej, hermetycznej i tajemniczej. Początkowo nic tego nie zapowiadało. Gdyby ktoś kiedyś wpadł na pomysł stworzenia atrakcji turystycznej „Kraków szlakiem kiboli”, pierwszym punktem wycieczki powinien być przesmyk między blokami przy ulicy Miechowity 8 i Miechowity 10 na krakowskim Prądniku Czerwonym. Na pierwszy rzut oka nie ma tam nic interesującego. Typowe bloki, docieplone i pomalowane na żółto. Trzepak. Murek przy schodkach prowadzących do znajdującego się w przyziemiu zakładu tapicerskiego. Górna krawędź murku jest pochylona pod kątem 45 stopni, tak żeby nie dało się na nim wygodnie usiąść – tyłek zjeżdża z betonu.

Schodki w bloku przy Miechowity 8 w połowie lat dziewięćdziesiątych nie prowadziły do zakładu tapicerskiego, a do wózkowni, z której mogli korzystać mieszkańcy budynku. Zazwyczaj jednak nie mogli, bo schodki i murek, który wtedy jeszcze był płaski, zajmowały chłopaki z okolicznych bloków. Piwko, skręty, głośne śmiechy, wulgarne słownictwo, zaczepianie przechodniów. Klasyka blokowisk w początkach III RP. Po latach, przy okazji remontu mieszkańcy wymyślili, żeby przebudować murek w sposób uniemożliwiający przesiadywanie na nim, a jako dodatkowe zabezpieczenie zainstalowano kamery monitoringu.

Zanim do tego doszło, pierwszymi kompanami „Miśka” byli tam niejaki „Żołnierz” (już dawno nie udziela się w Wiśle, ale „Misiek” nie pozwolił mu o sobie zapomnieć – na podstawie wyjaśnień, które zaczął składać po pójściu na współpracę z policją, „Żołnierz” został w kwietniu 2019 roku zatrzymany wraz z kilkunastoma innymi osobami; jako jeden z dwóch zatrzymanych przyznał się do zarzutów i wyszedł na wolność), „Czekolada”, „Cytryna”, „Zielak”, „Tedi” (skazany po latach za udział w śmiertelnym pobiciu Tomasza C., pseudonim „Człowiek” – jednej z najbrutalniejszych i najbardziej spektakularnych akcji sharksów) oraz Piotr H., pseudonim „Ząbek” (ksywka wzięła się stąd, że podczas jednego ze starć kibole Cracovii dość poważnie naruszyli jego uzębienie). Piotr H. przyjeżdżał na Olszę i Prądnik Czerwony z Kazimierza. W latach dziewięćdziesiątych była to dzielnica zakazana, gdzie łatwo było dostać w twarz od tubylców mieszkających w rozpadających się kamienicach. Turystyczny boom miał dopiero nadejść. A poza tym Kazimierzem rządziła Cracovia. „Ząbek” wielokrotnie dostawał oklep od miejscowych ekip. Któregoś dnia założył się, że wejdzie w szaliku Wisły do sklepu, gdzie pracował chuligan Cracovii. „Chyba cię, kurwa, pojebało” – stwierdził tamten, widząc „Ząbka”. I znowu oklep. Nic dziwnego, że „Ząbek” wolał jeździć na północ Krakowa i siedzieć pod blokiem z „Miśkiem”.„MISIEK” PIJE ZDROWIE DINO BAGGIO

„Musi pan przeczytać te akta, żeby zrozumieć, co się działo w Krakowie, zanim »Misiek« zbudował swoją potęgę i kto mu ją pomógł zbudować” – słyszałem od paru osób, które mają ogromną wiedzę na temat przestępczego Krakowa. Rzeczywiście, akt oskarżenia przygotowany przez prokuratora Marka Pasionka, dziś zastępcę prokuratora generalnego, a w 2005 roku prokuratora Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach, to kopalnia wiedzy o działaniach krakowskich gangsterów w latach dziewięćdziesiątych. Już pierwsze zdanie tego dokumentu brzmi obiecująco: „Dziennikarze uwielbiają nazywać ją mafią”. Na 187 stronach Pasionek oskarża grupę ludzi związanych ze Zbigniewem Ś., znanym jako „Pyza”.

Początek lat dziewięćdziesiątych w Krakowie to w świecie przestępczym okres panowania Janusza T., pseudonim „Krakowiak”. Zaczynał od napadów na robotników z Nowej Huty wracających po kilku piwach do domu. Pod koniec lat osiemdziesiątych przeniósł się na Śląsk, a jego grupa panowała nad całą południową Polską. Dziś jest legendą półświatka, ma nawet swoje hasło w Wikipedii. Jego gang słynął z brutalności. Zacytujmy prokuratora Pasionka: „Przez blisko dziesięć lat terroryzowali Śląsk i Małopolskę, wydawali wyroki śmierci na biznesmenów, decydowali, kogo porwać, okraść czy zmusić do płacenia haraczu. Czerpali kolosalne zyski z produkcji i sprzedaży narkotyków oraz handlu bronią”. Jednym z najzdolniejszych żołnierzy „Krakowiaka” był wspomniany Zbigniew Ś., pseudonim „Pyza”. Janusz T. znalazł go na bramce knajpy przy ulicy Lubicz, niedaleko krakowskiego dworca, wyszkolił i namaścił na swojego następcę w Krakowie. Według śledczych „Pyzie” szło na tyle dobrze, że wkrótce jego ludzie obstawiali niemal wszystkie bramki w mieście, zajmowali się też ściąganiem haraczy, handlem narkotykami. Ale „Pyza” miał w mieście potężnego rywala. Gang „Marchewy” – czyli Jacka M. i jego przyrodniego brata Marka D., pseudonim „Mały Marchewa”, a dla wtajemniczonych „Kajdan” (tę ksywę zyskał, gdy w młodości pobił łańcuchem od huśtawki kibica Cracovii) – jak ustaliła policja, również zajmował się haraczami i kontrolował agencje towarzyskie. W 1996 kilkanaście osób zakatowało ochroniarza w dyskotece Ajka. Prokuratura oskarżyła o tę zbrodnię „Marchewę” i jego ludzi. Proces czterokrotnie powtarzano, ale z powodu sprzecznych zeznań świadków incognito sąd uniewinnił wszystkich oskarżonych. Nic dziwnego, że przy takiej skuteczności wymiaru sprawiedliwości oba gangi działały w najlepsze i terroryzowały Kraków.

A co z tym wszystkim ma wspólnego „Misiek”? Kibole w latach dziewięćdziesiątych nie tworzyli tak dobrze zorganizowanych struktur jak dziś, nie prowadzili zyskownych interesów, ograniczali się głównie do bójek na stadionach i poza nimi, żłopania piwska i wódy, okazyjnie wciągania amfetaminy. A gangsterzy pokroju „Pyzy” i „Marchewy” zaczęli widzieć w gościach ze stadionów zaplecze dla swoich grup. Zbigniew Ś. kibicował Cracovii, więc podporządkował sobie ekipę Pasów, Marek D. kibicował Wiśle, więc biegali dla niego wiślacy. Ale – co trudno sobie dziś wyobrazić – przynależność do gangu była ponad wierność klubowi. I tak na przykład Grzegorz Sabramowicz, mimo że kibicował Cracovii, był w grupie „Marchewy” (oraz wśród ludzi podejrzewanych o zakatowanie ochroniarza z Ajki – za co zresztą do dziś jest poszukiwany i otwiera publikowaną co jakiś czas listę najbardziej poszukiwanych polskich przestępców). Po aresztowaniu powiedział policjantom, którzy przewozili go w konwoju, że chciałby na chwilę wyskoczyć do ukochanej i się pożegnać. Dał im za to flaszkę wódki i czmychnął. Dziś ukrywa się w jednym z europejskich krajów, niedawno wziął ślub, a przedstawiciele Cracovii pojawili się z barwami na tej uroczystości. W grupie „Pyzy” też nie brakowało wiślaków. Zdarzało się nawet, że ludzie z obu ekip imprezowali wspólnie – na przykład w popularnym wtedy klubie Wolność FM przy ulicy Królewskiej – i nikt nikogo nie mordował maczetą. W tamtych czasach przede wszystkim liczyły się pieniądze. Jeśli można było zarobić, to i kibic Cracovii brał się do sprzedawania biletów na mecz Wisły.

Dwadzieścia lat temu o internetowej sprzedaży biletów można było poczytać najwyżej w „Nowej Fantastyce”, a pod stadionami królowały koniki, czyli ludzie, którzy mieli dojścia do biletów i sprzedawali je potem z odpowiednim przebiciem. Oczywiście koniki pod stadionem Wisły były pod opieką ludzi „Marchewy”, a właściwie Pawła S., pseudonim „Dżudżu”, który przejął stery w gangu po aresztowaniu „Marchewy” za zabójstwo w Ajce. Przed meczem Wisły z Parmą panowało szaleństwo. Buffona, Verona i spółkę chciało zobaczyć pół Krakowa. Ludzie zabijali się o bilety, koniki szykowały się do żniw. Jeśli bilet na sektor A kosztował nominalnie 40 złotych, to pod stadionem mógł pójść i za 400. Ludziom „Pyzy” zaświeciły się oczy, gdy przeliczyli potencjalne zyski, a najbardziej nakręcił się Tomasz K., pseudonim „Kaczka”. Ale jak zdobyć bilety, na których łapę trzyma wroga ekipa? Dzień przed meczem do lokalu jednego z koników pojechali w pięć samochodów. Były bokser do strachliwych nie należał, ale wiedział, że starcia z taką ekipą nie przeżyje. Oddał kilka swoich biletów i powiedział, że więcej ma jego znajomy rezydujący pod kinem Kijów. Ten został szybko namierzony. Początkowo odgrażał się, że „Dżudżu” dojedzie chłopaków „Pyzy”, ale po kilku ciosach zadzwonił po żonę, która przyniosła... opieczętowaną rolkę kilkuset biletów na mecz Wisła–Parma. Już w 1998 roku pracownicy Wisły okradali swój klub – ludzie „Pyzy” podejrzewali, że źródłem biletów był któryś z kasjerów. Po latach dowiedziałem się jednak, że za nielegalny handel biletami odpowiadał jeden z zasłużonych piłkarzy Wisły, który uczynił sobie z tego procederu poważne źródło dochodów. Przez jego ręce przechodziły tysiące biletów.

W dniu meczu „Kaczka” rozdzielił bilety pomiędzy członków gangu, w tym między innymi kiboli Cracovii, i w kilkanaście osób ruszyli pod stadion Wisły przy Reymonta. W tej grupie był też Paweł Ł., pseudonim „Master”, późniejszy przywódca kiboli Cracovii, a równocześnie dobry kumpel „Miśka”. Kibole Wisły, w tym także ci pracujący dla „Marchewy”, wściekli się. Bojówka kiboli Cracovii sprzedająca bilety wiślakom pod ich własnym stadionem to szczyt bezczelności. Doszło do przepychanek, jeden z chuliganów Cracovii został skopany i okradziony z biletów. Ale po chwili ludzie „Pyzy” wyjaśnili sytuację – „Kaczka” skopał jednego z wiślaków, reszta się rozeszła. Potem w magazynie „To My Kibice!” zamieszczono nieścisłą relację z tego zdarzenia, opisując jedynie pobicie fana Cracovii bez podania, co wydarzyło się później.

Ludzie „Pyzy” zarobili tego dnia nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych. A część z nich weszła na mecz, żeby zobaczyć kawałek dobrej piłki. Ich Cracovia grała wtedy w trzeciej lidze. Trzy dni wcześniej pokonała przy ulicy Kałuży Szydłowiankę Szydłowiec 4:0. Pojedynek Wisła–Parma postanowił obejrzeć między innymi Andrzej F., pseudonim „Blacha”, jeden z najbliższych współpracowników „Pyzy”. Tu ciekawostka: „Blacha” oglądał mecz w towarzystwie Wojciecha Kwietnia, przedsiębiorcy, który po latach pojawi się w Wiśle jako osoba wspierająca klub. Kwiecień zeznał potem, że po meczu poszli z „Blachą” do kasyna. Był pytany o to, bo dla jego kompana tamten wieczór zakończył się tragicznie...

Ekipa „Dżudżu” chciała natychmiastowej zemsty za upokorzenie z biletami. Najbardziej nakręcał się Tomasz G., pseudonim „Gulis”, jeden z ówczesnych liderów bojówki kiboli Wisły. Kilka godzin wcześniej został skopany pod własnym stadionem przez największych wrogów, a jego autorytet mocno ucierpiał. Ktoś od „Marchewy” i „Dżudżu” wydzwonił kogoś od „Pyzy” i ustalono, że wieczorem na placu Wolnica ma dojść do ostatecznej potyczki między gangami. Gang „Pyzy” świętował wtedy udany interes z biletami w hotelu Forum. Imprezę zaszczycił sam „Krakowiak”, wódka lała się strumieniami. Nikomu nie chciało się za bardzo ruszać na Kazimierz. Ustalono, że kilka osób pojedzie na rekonesans, a potem ewentualnie dojedzie reszta ekipy. Do samochodu zapakowali się „Kaczka”, „Blacha”, „Master” i dwóch innych gangsterów. Gdy podjechali na plac Wolnica, czekało na nich tylko czterech ludzi „Dżudżu”. „Kaczka” zwietrzył szansę na łatwe zwycięstwo i wydał polecenie natychmiastowego ataku. Ale gdy gangsterzy oddalili się kawałek od samochodu, w kamienicach otaczających plac otworzyły się bramy i wyskoczyło z nich około trzydziestu chuliganów Wisły uzbrojonych w noże, pałki i siekiery. Dowodził nimi znieważony dopiero co „Gulis”. Według niektórych świadków wśród atakujących był też „Dzielnicowy”, czyli kolega „Miśka”, który parę godzin wcześniej gratulował mu udanego rzutu nożem w głowę Dino Baggio. Śledczy podejrzewali, że wśród wiślaków mógł być sam „Misiek”, ale nigdy nie udało się tego potwierdzić.

Jeden z ludzi „Pyzy” dostał kilka razy nożem w okolicę serca, „Blacha” dostał siekierą w plecy, „Master” też został pobity. Tylko „Kaczka” wyszedł z tej napaści cało, bo zabarykadował się w chińskiej knajpie i w atakujących kiboli Wisły rzucał butelkami.

Według wielu moich rozmówców zdarzenia na placu Wolnica były o tyle ważne, że po raz pierwszy gangsterzy uświadomili sobie, jakie możliwości daje wykorzystanie kiboli w strukturach zorganizowanej przestępczości. I potem skrupulatnie z tych możliwości korzystali. A kibole byli dzięki temu dopuszczani do kolejnych kręgów gangsterskiego wtajemniczenia, co – jak pokazuje przykład „Mastera” i „Miśka” – przyniosło z czasem efekty. To właśnie w tym okresie Paweł M. został dostrzeżony przez Marka D., czyli „Małego Marchewę”, i trafił pod opiekuńcze skrzydła gangstera, który będzie mu w przyszłości wiele razy pomagał w przestępczej karierze.

Na placu Wolnica po raz pierwszy też na taką skalę użyto „sprzętu”, czyli noży i siekier. No i puszczono w ruch spiralę przemocy, której do dziś nie udało się zatrzymać. Rok później Tomasz G., dowodzący atakiem na ludzi „Pyzy”, już nie żył. Został zakatowany na śmierć w centrum Krakowa.

Dzięki aktom tej sprawy wiemy też, co robił „Misiek” bezpośrednio po rzuceniu nożem w głowę Dino Baggio. Otóż najzwyczajniej w świecie poszedł na piwo. A konkretnie na wiele piw do nieistniejącego już lokalu Yakuza na rogu Miechowskiej i Czarnowiejskiej. Opijanie remisu z Parmą trwało do 4.00 w nocy. Dziś jest tam jakiś kebab, a wtedy przed meczem i po meczu wiślacy spotykali się tam z kolegami. W knajpie mieszały się przeróżne światy. W pewnym okresie za barem stał niejaki „Ż.”, który – podobnie jak „Misiek” – wyszedł z założenia, że pod latarnią najciemniej. Od września 2007 roku „Ż.” był poszukiwany przez policję w sprawie zabójstwa kibica Korony Kielce. Ekipa wiślaków pojechała do Kielc ukraść flagę, ale podczas akcji została namierzona przez kiboli Korony Kielce. W bójce jeden z kielczan został śmiertelnie dźgnięty nożem – Piotr K., pseudonim „Kermit”, został za to skazany na 25 lat więzienia. „Kermit” po akcji w Kielcach wyjechał do Anglii, gdzie ukrywał się przez dziesięć lat. A „Ż.” postanowił schować się w knajpie 300 metrów od stadionu Wisły, gdzie był barmanem. Któregoś dnia trafił mu się klient, z którym złapał dobry kontakt. Świetnie im się gadało na wiślackie tematy, więc na odchodne mężczyzna stwierdził, że jakby „Ż.” kiedyś potrzebował pomocy, to niech dzwoni. I zostawił wizytówkę.

Wysokiego oficera krakowskiej policji.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: