Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wolność - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
28 września 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
37,00

Wolność - ebook

„Tołstoj żyje! W USA. Jonathan Franzen, tylko on ma ambicję tworzenia wielkich powieściowych fresków, w których «na gorąco» bada puls narodu”. Gazeta Wyborcza

„Kapitalna”. Barack Obama

Jedno z najważniejszych współczesnych wydarzeń literackich w USA!

Wnikliwe i wciągające studium rozpadu uczuć

Napisana z wielkim rozmachem, doskonała epopeja o miłości i małżeństwie, w sposób komiczny i tragiczny oddająca pokusy i udręki, jakie niesie ze sobą dzisiejszy świat

Po kilkunastu latach małżeństwa życie Patty i Waltera zmienia się nie do poznania. On, niegdyś idealista, pracuje teraz dla przemysłu węglowego. Ona – z wiecznie uśmiechniętej matki, żony i sąsiadki stopniowo przeistacza się w głęboko rozgoryczoną kobietę, ogarniętą tęsknotą za innym mężczyzną. Ich nastoletni syn przeprowadza się do sąsiadów o radykalnie republikańskich poglądach, a córka bezowocnie poszukuje prawdziwej miłości.

Czy wystarczy kilka pokus, by zniszczyć idealny amerykański obrazek? A może we współczesnym świecie, pośród miłości, pożądania i zdrady, targany emocjami i zagubiony człowiek z góry skazany jest na porażkę?

„Wolność to dzieło prawdziwego geniusza”. New York Magazine

„Czy można napisać powieść o wszystkim? Miłości, małżeństwie, rozczarowaniu, polityce, społeczeństwie XXI wieku, ekologii, prawdzie i kłamstwie…? Okazuje się, że gdy nosisz nazwisko Franzen, jest to możliwe”. Bluszcz

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7999-973-6
Rozmiar pliku: 1 000 B

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1 Uległa

Gdyby Patty nie była ateistką, dziękowałaby Panu Bogu za szkolne zajęcia sportowe, bo to one w zasadzie uratowały jej życie i dały szansę zrealizowania się jako człowiek. Jest szczególnie wdzięczna Sandrze Mosher z gimnazjum w Chappaqua, Elaine Carver i Jane Nagel z liceum imienia Horace’a Greeleya, Erniemu i Rose Salvatore z obozu dziewczęcej koszykówki w Gettysburgu i Irene Treadwell z Uniwersytetu Stanu Minnesota. Właśnie od tych cudownych nauczycieli i trenerów Patty nauczyła się zdyscyplinowania, cierpliwości, koncentracji, pracy zespołowej i ideałów odpowiedniej sportowej postawy, które pomogły jej zrekompensować niedoskonałości wynikające z chorobliwego ducha rywalizacji i niskiego poczucia własnej wartości.

Patty dorastała w hrabstwie Westchester w stanie Nowy Jork. Była najstarszą z czwórki dzieci, przy czym pozostała trójka bardziej odpowiadała nadziejom, jakie rodzice w nich pokładali. Była wyraźnie Większa od innych, ponadto Mniej Wyjątkowa, a także znacznie bardziej Tępa. Nie tak zupełnie tępa, ale względnie tępa. Osiągnęła sto siedemdziesiąt sześć centymetrów wzrostu, czyli prawie tyle samo co jej brat i dużo więcej niż pozostali członkowie rodziny, i czasami żałowała, że zatrzymała się i nie dorosła do pełnego metra osiemdziesięciu, bo i tak nigdy by się nie dopasowała do rodziny. Gdyby lepiej widziała kosz – potrafiła grać tyłem do niego i swobodniej obracać się w obronie – może złagodziłoby to jej bezwzględną chęć rywalizacji i doprowadziło do szczęśliwszego życia po ukończeniu college’u; prawdopodobnie tak by się nie stało, lecz ciekawie było to rozważać. Gdy dotarła na poziom uniwersytecki, zazwyczaj była jedną z najniższych zawodniczek na parkiecie, co w zabawny sposób przypominało jej o pozycji w rodzinie i pomagało utrzymać wysoki poziom adrenaliny.

Pierwsze wspomnienie Patty związane z udziałem w grze zespołowej pod okiem matki było jednocześnie ostatnim. Uczęszczała na półkolonie sportowe dla przeciętnych dzieci w tym samym kompleksie, w którym jej siostry uczestniczyły w półkoloniach artystycznych dla dzieci wybitnych, i pewnego dnia matka i siostry pojawiły się na końcowych rundach meczu softballowego. Patty była sfrustrowana, musiała bowiem grać na lewym polu zewnętrznym, podczas gdy mniej utalentowane dziewczynki popełniały błędy, strzegąc bazy, i tylko czekała, aż ktoś pośle daleką piłkę. Zaczęła się skradać coraz bliżej i właśnie dzięki temu gra się zakończyła. Zawodniczki na pierwszej i drugiej bazie. Odbijająca posłała kozłującą przed nią piłkę do niesamowicie niezgrabnej zawodniczki, przed którą między drugą a trzecią bazą wybiegła Patty, przechwyciła piłkę w polu gry, pobiegła i wyeliminowała z gry zawodniczkę na drugiej bazie, a następnie zaczęła gonić zawodniczkę z pierwszej bazy, milutką dziewczynkę, która prawdopodobnie dotarła tam przez błąd przeciwniczek. Patty runęła prosto na nią, a dziewczynka z piskiem uciekła na zapole, czyli opuściła tor, po którym poruszają się biegacze, i automatycznie wyeliminowała się z gry, ale Patty biegła dalej i dotknęła jej, kiedy dziewczynka upadała, co wywołało jej wrzask, jakby lekkie dotknięcie rękawicą spowodowało niesamowity ból.

Patty zdawała sobie sprawę, że nie wykazała się zbyt sportową postawą. Coś się z nią stało, bo patrzyła na nią rodzina. W rodzinnym kombi matka głosem jeszcze bardziej drżącym niż zazwyczaj zapytała ją, czy musiała być aż tak... agresywna. Czy rzeczywiście trzeba było zachowywać się... jak by to powiedzieć... tak agresywnie. Czy coś by się Patty stało, gdyby podzieliła się piłką z koleżankami z drużyny? Patty odpowiedziała, że na lewym polu zewnętrznym nie dostawała ŻADNYCH piłek. Na to matka oświadczyła: „Nie mam nic przeciwko temu, żebyś zajmowała się sportem, dopóki to uczy cię współpracy i społecznej postawy”. A Patty odparła: „W takim razie wyślij mnie na prawdziwy OBÓZ, gdzie nie będę jedyną dobrą zawodniczką! Nie umiem współpracować z ludźmi, którzy nie potrafią chwycić piłki!”. Wówczas matka rzekła: „Wydaje mi się, że nakłanianie do takiej agresji i rywalizacji to niezbyt dobry pomysł. Nie jestem wielbicielką sportu, jak sądzę, ale nie widzę nic zabawnego w pokonywaniu kogoś tylko po to, żeby go pokonać. Czy nie byłoby przyjemniej współpracować i wspólnie coś stworzyć?”.

Matka Patty była zawodową demokratką. A teraz, w chwili pisania tych słów, jest nawet członkinią stanowego zgromadzenia ustawodawczego, panią posłanką Joyce Emerson znaną z popierania idei otwartych przestrzeni, wspierania biednych dzieci i nauk humanistycznych. Dla Joyce raj to otwarta przestrzeń, w której biedne dzieci na koszt państwa mogą się uczyć nauk humanistycznych. Joyce urodziła się w Brooklynie w 1934 roku jako Joyce Markowitz, lecz najwidoczniej gdy tylko zaczęła zdawać sobie sprawę z własnej świadomości, nie spodobało się jej, że jest Żydówką. (Autorka autobiografii zastanawia się, czy nieustanne drżenie głosu Joyce nie wynika między innymi z dokładanych przez całe życie starań, żeby nie mówić jak ludzie z Brooklynu). Dzięki uzyskanemu stypendium Joyce podjęła studia humanistyczne w lasach Maine, gdzie spotkała niezmiernie nieżydowskiego ojca Patty i poślubiła go w kościele pod wezwaniem Wszystkich Świętych należącym do kongregacji unitarian uniwersalistów w manhattańskiej dzielnicy Upper East Side. Zdaniem autorki autobiografii pierwsze dziecko Joyce urodziła, zanim jeszcze była gotowa emocjonalnie na macierzyństwo, chociaż autorka autobiografii raczej nie powinna w tej sprawie nikogo krytykować. Gdy w roku 1960 Jack Kennedy uzyskał nominację demokratów na urząd prezydenta, Joyce zyskała szlachetną i ekscytującą wymówkę, żeby wynieść się z domu, który jakby wbrew jej woli zapełniał się dziećmi. A potem nastały czasy działań na rzecz praw obywatelskich, czasy Wietnamu i Bobby’ego Kennedy’ego – kolejne ważne powody, żeby nie być w domu, zbyt małym dla czwórki malutkich dzieciaków i mieszkającej w suterenie barbadoskiej niani. Na swoją pierwszą konwencję Joyce pojechała w roku 1968 jako delegatka oddana zmarłemu Bobby’emu. Pełniła funkcję skarbnika partii w hrabstwie, a później przewodniczącej, i organizowała kampanie Teddy’ego w 1972 i 1980 roku. Każdego lata całymi dniami przez otwarte drzwi domu przewalały się tłumy wolontariuszy niosących pudła z materiałami wyborczymi. Patty mogła przez sześć godzin z rzędu ćwiczyć drybling i rzuty od dołu, a nikt tego nie zauważał i na to nie zważał.

Ojciec Patty, Ray Emerson, był adwokatem i komikiem amatorem, którego repertuar dowcipów sprowadzał się do żartów z puszczaniem bąków i złośliwego parodiowania sąsiadów, znajomych i nauczycieli swoich dzieci. Szczególnie lubił męczyć Patty naśladowaniem Barbadoski Eulalie, kiedy niania była trochę za daleko, żeby go dokładnie słyszeć, mówiąc: „Przestać już grać, przestać grać” coraz głośniej, aż Patty uciekała od stołu zażenowana, a całe jej rodzeństwo wrzeszczało z podekscytowania. Potrafił też bez końca naigrawać się z trenerki i mentorki Patty, Sandy Mosher. Nieustannie wypytywał Patty, czy ostatnio odwiedzali Saaaandrę jacyś panowie, a może, hi, hi, hi, hi, panie? Rodzeństwo wołało chórem: „Saaaandra, Saaaandra!”. Wśród innych zabawnych metod dręczenia Patty było również ukrywanie psa rodziny, Elma, i udawanie, że Elmo został poddany eutanazji, kiedy Patty była na wieczornym treningu koszykówki. Albo naśmiewanie się z pewnych błędów, które Patty popełniła w dzieciństwie – pytał ją, jak się mają kangury w Austrii i czy widziała ostatnią powieść słynnej współczesnej pisarki Louise May Alcott albo czy nadal uważa, że grzyby należą do królestwa zwierząt. „Widziałem niedawno, jak jeden z grzybów Patty gonił za ciężarówką – mówił ojciec. – Patrzcie, pokażę wam, jak grzyb Patty goni za ciężarówką”.

Wieczorami po kolacji tato zazwyczaj ponownie wychodził z domu, żeby się spotkać z biedakami, których w sądzie bronił za pół darmo albo zupełnie za darmo. Jego kancelaria mieściła się naprzeciw sądu w White Plains. Wśród darmowych klientów znajdowali się Portorykańczycy, Haitańczycy, transwestyci i niepełnosprawni zarówno umysłowo, jak i fizycznie. Niektórzy byli w tak wielkich tarapatach, że nawet on nie natrząsał się z nich za plecami. Jednak gdy tylko było to możliwe, śmieszyły go ich problemy. W dziesiątej klasie w ramach realizowanego projektu Patty obserwowała dwie rozprawy, w których uczestniczył jej tato. W jednej ze spraw oskarżonym był bezrobotny z Yonkers, który za dużo wypił w portorykańskie święto, zaczął szukać brata swojej żony, zamierzając zaatakować go nożem, a nie znalazłszy szwagra, pociął obcego faceta w barze. Nie tylko jej tato, ale także sędzia i nawet oskarżyciel sprawiali wrażenie rozbawionych żałosnym stanem i głupotą podsądnego. Przez cały czas niewiele brakowało, żeby do siebie znacząco mrugali. Jakby nieszczęście, oszpecenie i kara więzienia były jedynie podlejszą imprezą towarzyszącą, której celem miało być ożywienie ich nudnego w gruncie rzeczy dnia.

Wracając pociągiem do domu, Patty zapytała tatę, po czyjej był stronie.

– Ha, dobre pytanie – odrzekł. – Musisz zrozumieć, że mój klient kłamie. Ofiara też kłamie. I właściciel baru kłamie. Wszyscy kłamią. Oczywiście mój klient ma prawo iść w zaparte. Ale trzeba też próbować wymierzyć sprawiedliwość. Czasami oskarżyciel, sędzia i ja współpracujemy, podobnie jak oskarżyciel współpracuje z ofiarą czy ja z podsądnym. Słyszałaś o panującej w naszym sądownictwie zasadzie kontradyktoryjności?

– Tak.

– Jak by to powiedzieć... Czasami i oskarżyciel, i sędzia, i ja mamy tego samego adwersarza. Staramy się ustalić fakty i uniknąć pomyłki sądowej. Ale wiesz co, nie pisz o tym w wypracowaniu.

– Myślałam, że to sędziowie przysięgli i wielka ława przysięgłych mają ustalić fakty.

– Zgadza się. I tak napisz w wypracowaniu. Osądzenie przez równych sobie. To ważne.

– Ale większość twoich klientów jest niewinna, prawda?

– Niewielu z nich zasługuje na tak ciężką karę, jaką ktoś chce im wymierzyć.

– Ale wielu z nich jest zupełnie niewinnych, prawda? Mamusia mówi, że oni mają trudności językowe, policja nie sprawdza dokładnie, kogo aresztuje, inni są do nich uprzedzeni i tym ludziom nie stworzono odpowiednich możliwości.

– To wszystko jest absolutnie prawdziwe, Patatajko. Niemniej twoja matka potrafi być, że tak powiem, trochę zaślepiona.

Kiedy ojciec wyśmiewał się z jej matki, Patty nie przeszkadzało to tak bardzo.

– Chodzi o to, że widziałaś tych ludzi – powiedział jej. – Jezu Chryste. El ron me puso loco.

Należy podkreślić, że rodzina Raya miała dużo pieniędzy. Jego mama i tato mieszkali w wielkiej rodowej posiadłości na wzgórzach północno-zachodniej części New Jersey, w pięknym kamiennym, modernistycznym domu, rzekomo zaprojektowanym przez Franka Lloyda Wrighta, obwieszonym pomniejszymi pracami słynnych francuskich impresjonistów. Każdego lata cały klan Emersonów zbierał się nad leżącym w posiadłości jeziorem na świąteczny piknik, który dla Patty najczęściej nie był szczególnie przyjemny. Jej dziadek, August, lubił chwytać najstarszą wnuczkę w pasie, sadzać ją sobie na kolanie i poruszać nim, ekscytując się tym Bóg jeden wie jak bardzo; on zdecydowanie nie szanował fizycznych ograniczeń Patty. Począwszy od siódmej klasy, musiała grywać na ziemnym korcie dziadków w debla z Rayem, jego młodszym wspólnikiem oraz żoną tego wspólnika i ubrana w skąpy strój tenisowy znosić spojrzenia tego młodszego wspólnika, czując się zażenowana i zmieszana, kiedy obmacywał ją wzrokiem.

Podobnie jak sam Ray, jej dziadek zagwarantował sobie prawo do prywatnej ekscentryczności, wykonując dobrą publiczną pracę adwokata; wyrobił sobie nazwisko, broniąc powszechnie znanych osób, które ze względu na przekonania odmawiały odbycia służby wojskowej i unikały poboru w trakcie trzech wojen. W wolnym czasie, którego miał mnóstwo, hodował w swojej posiadłości winogrona i poddawał je fermentacji w jednym z budynków gospodarczych. Jego „wytwórnia win” nosiła nazwę Sarni Udziec i stanowiła obiekt wielu rodzinnych żartów. Podczas świątecznych pikników August chwiejnym krokiem przechadzał się w japonkach i obwisłych kąpielówkach, dzierżąc w dłoni butelkę z prymitywną etykietą i dolewając gościom wina do kieliszków, które dyskretnie opróżniali na trawę lub w krzaki. „Co powiesz? – pytał. – Dobre wino? Smakuje ci?”. Z jednej strony zachowywał się jak zapalony mały hobbysta, a z drugiej jak oprawca pragnący po równo ukarać wszystkie ofiary. Powołując się na europejskie zwyczaje, August uważał, że dzieciom należy podawać wino, i gdy młode matki skupione były na kukurydzy wymagającej obrania czy na konkurujących ze sobą sałatkach, które aż prosiły się o podziwianie, on rozcieńczał wodą swoje wino Sarni Udziec Reserve i poił nim nawet trzylatki, delikatnie chwytał je za podbródki, jeśli było trzeba, wlewał im w usta i pilnował, żeby przełknęły. „Wiesz, co to jest? – mówił. – To wino”. Jeśli dziecko zaczynało się później dziwnie zachowywać, stwierdzał: „To, co czujesz, nazywa się być pijanym. Za dużo wypiłeś. Jesteś pijany”. Jego życzliwość nie umniejszała szczerości odrazie, z jaką to mówił. Patty, zawsze najstarsza z dzieci, obserwowała te sceny w milczącym przerażeniu, młodszemu rodzeństwu lub kuzynom pozostawiając wszczynanie alarmu: „Dziadek upija małe dzieci!”. Kiedy matki nadbiegały, żeby natrzeć uszu Augustowi i wyrwać mu dzieci, a ojcowie obrzydliwie chichotali z obsesji Augusta na punkcie zadu samicy rogacza, Patty zanurzała się w jeziorze i unosiła się w najcieplejszej płyciźnie, pozwalając, aby woda zatkała jej uszy na odgłosy rodziny.

A rzecz była w tym: podczas każdego pikniku w kuchni na tyłach kamiennego domu stała jedna lub dwie butelki znakomitego starego bor­deaux ze słynnej piwnicy Augusta. Wino wyjmowano wskutek nalegań ojca Patty, okupionych nieznanym osobistym kosztem pochlebstw i błagań, i właśnie Ray zawsze delikatnym skinieniem głowy dawał znak swoim braciom i zaproszonemu przez siebie znajomemu płci męskiej, aby wymknęli się z pikniku i podążyli za nim. Mężczyźni powracali kilka minut później z wielkimi pękatymi kieliszkami po brzegi wypełnionymi fantastycznym czerwonym winem, Ray ponadto niósł francuską butelkę, w której pozostało najwyżej na dwa centymetry wina, dzielonego następnie między żony i innych mniej szanownych gości. Żadne dalsze błagania nie mogły skłonić Augusta do wyjęcia kolejnej butelki z piwnicy, proponował natomiast więcej wina Sarni Udziec Reserve.

Podobnie było każdego roku w Boże Narodzenie: dziadkowie przyjeżdżali z New Jersey najnowszym modelem mercedesa (August co rok lub dwa wymieniał stare auto) do zatłoczonego, zbudowanego w stylu rancza parterowego domu Raya i Joyce godzinę przed umówioną porą, chociaż Joyce zawsze błagała, żeby nie przybywali za wcześnie, i rozdawali żenujące prezenty. Powszechnie wiedziano, że pewnego roku Joyce otrzymała dwie bardzo zużyte ścierki do naczyń. Ray zazwyczaj dostawał jeden z tych wielkich albumów o sztuce kupiony na wyprzedaży w Barnes & Noble, czasami była na nim jeszcze nalepka z ceną: $3.99. Dzieci otrzymywały plastikowe azjatyckie badziewie: mały budzik podróżny, który nie działał, portmonetki ostemplowane nazwą agencji ubezpieczeniowej z New Jersey, przerażające prymitywne chińskie pacynki, różnorodne pałeczki do mieszania koktajli. Tymczasem w Alma Mater Augusta stawiano bibliotekę jego imienia. Oburzone skąpstwem dziadków rodzeństwo Patty w ramach rekompensaty stawiało rodzicom ekstrawaganckie żądania gwiazdkowe – w każdą Wigilię Joyce siedziała do trzeciej nad ranem, pakując prezenty z ich niewyczerpanej i bardzo szczegółowej listy życzeń – natomiast Patty wprost przeciwnie, postanowiła nie dbać o nic poza sportem.

Jej dziadek był kiedyś prawdziwym zawodnikiem, w college’u gwiazdą bieżni i skrzydłowym formacji ataku w futbolu, i najprawdopodobniej właśnie po nim odziedziczyła wzrost i zręczność. Również Ray grał w futbol, ale jego szkoła w Maine ledwo potrafiła skompletować drużynę. Dla niego prawdziwym sportem był tenis, jedyna znienawidzona przez Patty dyscyplina, chociaż nieźle sobie w niej radziła. Uważała, że Björn Borg był w skrytości słaby. Męscy sportowcy ogólnie nie robili na niej żadnego wrażenia, acz z kilkoma wyjątkami (na przykład Joe Namath). Jej specjalnością było zakochiwanie się w lubianych chłopcach na tyle starszych lub przystojnych, by mogli stanowić zupełnie nierealny obiekt westchnień. Będąc jednak bardzo miłą osobą, chodziła na randki praktycznie z każdym, kto ją zaprosił. Była zdania, że nieśmiałym chłopcom, którzy nie cieszą się popularnością, nie jest łatwo, i litowała się nad nimi jak tylko można. Z niewiadomego powodu wielu z nich było zapaśnikami. Z doświadczenia wiedziała, że zapaśnicy są dzielni, małomówni, dziwaczni, pozornie posępni, grzeczni i nie boją się sportsmenek. Jeden z nich wyznał jej, że w gimnazjum wraz z kolegami mówili na nią Małpka.

Pierwsze doświadczenie z seksem Patty miała w wieku siedemnastu lat, gdy została zgwałcona na imprezie przez ucznia ostatniej klasy szkoły z internatem, niejakiego Ethana Posta. Ethan poza golfem nie uprawiał żadnego sportu, ale jego przewaga piętnastu centymetrów wzrostu i dwudziestu paru kilogramów masy nad Patty podziałała zniechęcająco na możliwości kobiecych mięśni w porównaniu z męskimi. Dla samej Patty to, co jej zrobił, nie do końca było gwałtem, choć nie odbyło się za jej zgodą. Kiedy zaczęła się bronić, walczyła zacięcie, choć może niezbyt dobrze, a i niezbyt długo, bo była pijana, w czym nie miała wielkiego doświadczenia. Czuła się tak cudownie wolna! Bardzo prawdopodobne, że na ogromnym basenie u Kima McClusky’ego w piękną, ciepłą majową noc Ethan pomylił się co do Patty. Nawet na trzeźwo była zdecydowanie zbyt uległa. Na basenie musiała aż kipieć uległością. W sumie dużo winy było po jej stronie. Jej wyobrażenie romansu dawało się porównać do serialu komediowego „Gilligan’s Island”, było „prymitywne do granic możliwości”. Coś między Królewną Śnieżką a Nancy Drew. A Ethan z tym swoim aroganckim wyglądem był bezsprzecznie w typie, który wówczas tak ją pociągał. Kojarzył się jej z obiektem westchnień z dziewczęcych powieści z żaglówkami na okładce. Po zgwałceniu Patty przepraszał, że nie chciał, żeby „to” było tak brutalne, było mu z tego powodu przykro.

Dopiero po ustąpieniu działania piña colady, wczesnym rankiem następnego dnia w łóżku, które, będąc tak uległą, Patty dzieliła z najmłodszą siostrą, by średnia siostra mogła mieć własny pokój i być w nim wyjątkowo kreatywna, a do tego niechlujna, dopiero wówczas wezbrało w Patty oburzenie. Oburzenie na to, że Ethan uważał ją za takie nic, że mógł ją tak po prostu zgwałcić i potem odstawić do domu. A ona wcale nie była takim „nic”. Przecież między innymi już jako uczennica przedostatniej klasy liceum Horace’a Greeleya ustanowiła szkolny rekord wszech czasów w liczbie asyst w jednym sezonie. I ten rekord miała poprawić już w następnym roku! Do tego zakwalifikowała się do pierwszej drużyny stanowej, i to nie byle jakiego stanu, bo z Brooklynem i Bronksem. A jednak jakiś pogrywający w golfa chłopak, którego prawie nie znała, uznał, że może ją zgwałcić.

Nie chcąc budzić siostry, poszła do łazienki i dopiero tam się rozpłakała. Bez cienia przesady była to najbardziej koszmarna chwila jej życia. Nawet dziś, gdy myśli o ludziach ciemiężonych na całym świecie, o ofiarach niesprawiedliwości, o tym, jak muszą się czuć, powraca wspomnieniami do tamtego momentu. Kiedyś nawet przez myśl by jej nie przeszło, aby się zastanawiać nad niesprawiedliwością, że najstarsza córka nie ma własnego pokoju, a dawnego pokoju Eulalie w suterenie nie dostała, bo obecnie był wypełniony po sufit nieaktualnymi akcesoriami z kampanii, a także nad niesprawiedliwością tego, że matka potrafiła być tak urzeczona dramatycznymi występami średniej córki, natomiast nie pojawiła się na żadnym meczu Patty, lecz teraz właśnie to przychodziło jej do głowy. Była tak oburzona, że czuła potrzebę opowiedzenia komuś o tym. Ale wolała, żeby trenerka i koleżanki z drużyny nie dowiedziały się, że piła.

Jednak sprawa wyszła na jaw mimo jej usilnych starań, żeby do tego nie doszło, kiedy trenerka Nagel nabrała podejrzeń i następnego dnia po meczu przyjrzała się jej w szatni. Kazała Patty usiąść w swoim biurze i zaczęła ją wypytywać o siniaki i przygnębienie. Patty błyskawicznie uderzyła się w piersi i łkając, wszystko wyznała. Ku jej absolutnemu zdumieniu trenerka zaproponowała, że zawiezie ją do szpitala i powiadomią o wszystkim policję. Patty właśnie miała świetne trzy wybicia na cztery, dwa razy punktowała i kilka razy doskonale zagrała w obronie. Z pewnością nic specjalnego jej się nie stało. Ponadto jej rodzice byli politycznymi przyjaciółmi rodziców Ethana, więc z pewnością nic z tego nie będzie. Ośmieliła się mieć nadzieję, że korne przeprosiny za złamanie zasad treningu w połączeniu ze współczuciem i wyrozumiałością trenerki pozwolą zamknąć sprawę. Ale bardzo się myliła.

Trenerka zadzwoniła do domu Patty, a telefon odebrała jej matka, jak zawsze zadyszana i śpiesząca na zebranie, więc nie miała ani czasu na rozmowę, ani też moralnej odwagi, by przyznać, że nie ma czasu na rozmowę, kiedy trenerka mówiła te niezapomniane słowa do beżowego aparatu w gabinecie wychowania fizycznego:

– Pani córka właśnie mi powiedziała, że ubiegłej nocy została zgwałcona przez chłopca, który nazywa się Ethan Post. – Przez następną minutę słuchała, po czym rzekła: – Nie, przed chwilą mi to powiedziała... Zgadza się... Tak, ubiegłej nocy... Tak, proszę. – I podała słuchawkę Patty.

– Patty? – odezwała się matka. – Dobrze... się czujesz?

– Tak.

– Pani Nagel powiedziała mi, że zeszłej nocy coś się wydarzyło?

– Wydarzyło się to, że zostałam zgwałcona.

– O Boże, o Boże, o Boże. Zeszłej nocy?

– Tak.

– Byłam rano w domu. Dlaczego nic nie powiedziałaś?

– Nie wiem.

– Dlaczego, dlaczego, dlaczego? Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?

– Może wtedy nie wydawało mi się to aż tak ważne.

– Ale potem powiedziałaś o tym pani Nagel.

– Nie – odrzekła Patty. – Ona po prostu jest bardziej spostrzegawcza niż ty.

– Dziś rano prawie w ogóle cię nie widziałam.

– Nie mam pretensji. Tylko mówię.

– I sądzisz, że mogłaś zostać... To mógł być...

– Zgwałcona.

– Nie mogę w to uwierzyć – powiedziała matka. – Zaraz po ciebie przyjadę.

– Trenerka uważa, że powinnam pojechać do szpitala.

– Źle się czujesz?

– Już mówiłam, że nie.

– W takim razie nie ruszaj się i nic nie róbcie, dopóki tam nie przyjadę.

Patty odłożyła słuchawkę i powiedziała trenerce, że matka zaraz przyjedzie.

– Wsadzimy tego chłopaka na długie lata do więzienia – powiedziała trenerka.

– Och, nie, nie, nie, nie – sprzeciwiła się Patty. – Nie, nie zrobimy tego.

– Patty.

– Po prostu tak się nie stanie.

– Stanie się, jeśli tego chcesz.

– Nie, naprawdę nie. Moi rodzice i Postowie to polityczni przyjaciele.

– Posłuchaj – rzekła trenerka. – To nie ma nic do rzeczy. Rozumiesz?

Patty była absolutnie przekonana, że trenerka się myli. Doktor Post był kardiologiem, jego żona pochodziła z bogatej rodziny. Do ich domu zaglądali tacy ludzie, jak Teddy Kennedy, Ed Muskie i Walter Mon­dale, kiedy brakowało im funduszy. Od lat Patty ciągle słyszała od rodziców o „ogrodzie” Postów. Ten „ogród” najwyraźniej był wielkości Central Parku, tyle że ładniejszy. Być może jedna z sióstr Patty mających same szóstki, przeskakujących klasy i twórczo zajmujących się sztuką mogłaby ściągnąć kłopoty na głowy Postów, lecz absurdem było wyobrażać sobie, że niezdarna czwórkowa sportsmenka z ich rodziny potrafiłaby zrobić choć rysę na ich pancerzu.

– Po prostu już nigdy nie będę piła – stwierdziła – i problem rozwiązany.

– Może dla ciebie – oświadczyła trenerka – ale nie dla innych. Spójrz na swoje ręce. Popatrz, co on zrobił. Jeśli go nie powstrzymasz, to samo zrobi innej dziewczynie.

– To tylko siniaki i zadrapania.

W tym momencie trenerka wygłosiła przemowę, która miała zmotywować Patty, aby stanęła w obronie koleżanek z drużyny, co w tym wypadku miało oznaczać wszystkie młode kobiety, które Ethan może spotkać na swojej drodze. W efekcie Patty miała przyjąć na siebie agresywny faul taktyczny za całą drużynę i wnieść skargę, dzięki czemu trenerka poinformuje prywatne liceum w New Hampshire, w którym uczy się Ethan, przez co zostanie z niego wydalony i nie uzyska dyplomu, a jeśli Patty tego nie zrobi, zawiedzie drużynę.

Patty znowu się rozpłakała, bo wolałaby umrzeć, niż zawieść drużynę. Na początku zimy z grypą zagrała prawie pół meczu, zanim nie zemdlała przy linii bocznej, po czym musiała dożylnie przyjmować płyny. Ale teraz problem polegał na tym, że wczorajszego wieczoru nie była ze swoją drużyną. Poszła na imprezę z Amandą, grającą w hokeja na trawie koleżanką, która chyba nie mogła zaznać spokoju, dopóki nie skłoniła Patty do spróbowania piña colady obiecanej w ogromnych ilościach na przyjęciu u McCluskych. El ron me puso loca. Żadna z pozostałych dziewczyn obecnych na basenie u McCluskych nie była sportsmenką. W zasadzie już przez samą obecność w tym miejscu Patty zdradziła swoją prawdziwą drużynę. I została za to ukarana. Ethan nie zgwałcił żadnej z puszczalskich – zgwałcił Patty, bo to nie było jej miejsce, nawet nie wiedziała, jak należy pić.

Powiedziała trenerce, że zastanowi się nad tym.

Widok matki w sali gimnastycznej był dla niej szokiem, podobnie jak wyraźnie szokiem dla matki było znalezienie się w tym miejscu. Na nogach miała swoje typowe czółenka i przypominała Złotowłosą w przerażającym lesie, niepewnie rozglądając się po wyposażeniu z nagiego metalu, zagrzybionym parkiecie i piłkach zebranych w siatkach. Patty podeszła do niej i pozwoliła się objąć. Matka była dużo drobniejszej postury, toteż Patty czuła się trochę jak zegar szafkowy, który Joyce usiłowała unieść i przestawić. Uwolniwszy się z jej objęć, zaprowadziła Joyce do małego przeszklonego pomieszczenia, gdzie miała się odbyć nieunikniona narada.

– Dzień dobry, jestem Jane Nagel – odezwała się trenerka.

– Tak, już się... spotkałyśmy – odrzekła Joyce.

– Och, faktycznie, ma pani rację, rzeczywiście raz się widziałyśmy – powiedziała trenerka.

Oprócz zdecydowanego sposobu mówienia Joyce miała też zdecydowanie odpowiednią postawę i przyklejony jak maska Milutki Uśmiech, odpowiedni na prawie każdą okazję, czy to oficjalną, czy prywatną. A ponieważ nigdy nie podnosiła głosu, nawet w gniewie (gdy się wściekała, jej głos zaczynał tylko drżeć i wyrażał większe napięcie), ten Milutki Uśmiech mógł gościć na jej twarzy nawet podczas koszmarnych konfliktów.

– Nie, to było więcej razy – powiedziała teraz. – Kilka razy.

– Naprawdę?

– Jestem pewna.

– Jakoś sobie nie przypominam – stwierdziła trenerka.

– Zaczekam na zewnątrz – rzekła Patty, zamykając za sobą drzwi.

Narada matki i trenerki nie trwała długo. Wkrótce Joyce wyszła, głośno stukając obcasami, i powiedziała:

– Idziemy.

Stojąca za nią w drzwiach trenerka popatrzyła znacząco na Patty. Jej spojrzenie mówiło: „Nie zapomnij, co ci powiedziałam o pracy zespołowej”.

Na parkingu dla gości stał tylko samochód Joyce. Włożyła kluczyk do stacyjki, lecz go nie przekręciła. Patty zapytała, co teraz będzie.

– Ojciec jest w biurze – odparła Joyce. – Od razu tam jedziemy.

Jednak wciąż nie przekręcała kluczyka.

– Przepraszam za to, co się stało – powiedziała Patty.

– Nie rozumiem jednego – wybuchła matka. – Jak to możliwe, że tak wybitna sportsmenka jak ty... to znaczy, jak ten Ethan czy kto to był...

– Ethan, to był Ethan.

– Jak mógł ktoś... czy Ethan... – ciągnęła. – Mówisz, że to na pewno Ethan?... Jak mógł... jeśli to był Ethan... jak on mógł...? – Matka przykryła usta palcami. – Dlaczego nie był to ktoś inny? Doktor Post i jego żona są tak dobrymi przyjaciółmi... wspierają tak wiele dobrych rzeczy. Nie znam zbyt dobrze Ethana, ale...

– Ja prawie w ogóle go nie znam!

– W takim razie jak mogło do tego dojść?!

– Wracajmy do domu.

– Nie. Musisz mi powiedzieć. Jestem twoją matką.

Joyce wyglądała na zakłopotaną własnymi słowami. Jakby zauważyła coś osobliwego w przypominaniu Patty, kto jest jej matką. Natomiast Patty przynajmniej była zadowolona, że w końcu te wątpliwości ujrzały światło dzienne. Bo skoro Joyce jest jej matką, jak to się stało, że nie przyszła na mecz pierwszej rundy stanowego turnieju, kiedy Patty ustanowiła rekordowy wynik szkoły Horace’a Greeleya w dziewczęcych turniejach, zdobywając 32 punkty? Jakoś matki wszystkich innych znalazły czas, żeby przyjść na mecz.

Pokazała Joyce swoje nadgarstki.

– Tak do tego doszło – powiedziała. – To znaczy częściowo.

Joyce rzuciła okiem na siniaki, wzdrygnęła się i odwróciła, jakby nie chciała naruszać prywatności Patty.

– To straszne – stwierdziła. – Masz rację. To straszne.

– Trenerka mówiła, że powinnam się udać na oddział pomocy doraźnej i donieść o tym policji oraz dyrektorowi szkoły Ethana.

– Tak, wiem, czego chce twoja trenerka. Jej się chyba wydaje, że kastracja byłaby tu odpowiednią karą. Ale ja chcę wiedzieć, co ty myślisz.

– Nie wiem, co myślę.

– Jeśli chcesz teraz jechać na policję – oświadczyła Joyce – pojedziemy na policję. Tylko powiedz, czy tego chcesz.

– Może najpierw porozmawiajmy z tatą.

Pojechały więc Saw Mill Parkway. Joyce zawsze odwoziła rodzeństwo Patty na lekcje malarstwa, gitary, baletu, japońskiego, negocjacji, fortepianu, szermierki, teatralne i na przygotowywane przez studentów inscenizacje rozpraw sądowych, lecz Patty już bardzo rzadko jeździła z Joyce. W tygodniu zazwyczaj wracała do domu późno autobusem dla sportowców. Jeśli grały mecz, odwoziła ją czyjaś mama lub tato. Jeśli utknęła gdzieś z koleżankami, wiedziała, że nie ma sensu dzwonić do rodziców, tylko od razu należy skorzystać z numeru dyspozytorki taksówek w West­chester i z jednego z dwudziestodolarowych banknotów, które matka kazała jej zawsze mieć przy sobie. Nigdy nie przyszło jej na myśl, by wydać te dwudziestki na coś innego ani by pojechać po meczu w inne miejsce niż prosto do domu, w którym o dziesiątej lub jedenastej odrywała folię aluminiową z kolacji i szła do sutereny, żeby wyprać strój, jednocześnie jedząc i oglądając powtórki w telewizji. Często też tam, na dole, zasypiała.

– Postawmy hipotetyczne pytanie – odezwała się Joyce, prowadząc samochód. – Czy uważasz, że wystarczyłoby, gdyby Ethan oficjalnie cię przeprosił?

– Już przeprosił.

– Za...

– Za to, że był brutalny.

– A co ty powiedziałaś?

– Nic nie powiedziałam. Powiedziałam, że chcę wrócić do domu.

– Ale przeprosił cię, że był brutalny.

– W zasadzie to nie były prawdziwe przeprosiny.

– W porządku, wierzę ci na słowo.

– Chcę tylko, żeby wiedział, że ja rzeczywiście istnieję.

– Jak sobie życzysz... kochanie.

Joyce wymówiła to „kochanie”, jakby wypowiadała pierwsze słowo obcego języka, którego się uczyła.

Jakby na próbę czy też w ramach kary Patty zapytała:

– Tak sobie myślę, gdyby naprawdę szczerze przeprosił, może to by wystarczyło. – Spojrzała przy tym badawczo na matkę, która wyraźnie starała się (jak się Patty wydawało) pohamować podniecenie.

– Wydaje mi się to niemal idealnym rozwiązaniem – zgodziła się Joyce. – Ale tylko jeśli naprawdę uważasz, że ci to wystarczy.

– Nie wystarczy – stwierdziła Patty.

– Proszę?

– Powiedziałam, że to nie wystarczy.

– Wydawało mi się, że powiedziałaś, że wystarczy.

Patty ponownie zaczęła smętnie szlochać.

– Przepraszam – powiedziała Joyce. – Czegoś nie zrozumiałam?

– ON MNIE ZGWAŁCIŁ JAKBY NIGDY NIC. I PEWNIE NIE BYŁAM PIERWSZA.

– Tego nie wiesz, Patty.

– Chcę jechać do szpitala.

– Zaraz, spójrz, już prawie jesteśmy pod biurem taty. Jeśli nie jesteś rzeczywiście ranna, mogłybyśmy...

– Ale ja już teraz wiem, co tata powie. Wiem, co będzie chciał, żebym zrobiła.

– Będzie chciał tego, co dla ciebie najlepsze. Czasami trudno mu to wyrazić, ale kocha cię nad życie.

Nie było niczego, w co Patty żarliwiej chciałaby uwierzyć, niż to, co Joyce właśnie powiedziała. Z całego serca pragnęła, żeby to było prawdą. Czyż tato nie drażnił się z nią i nie kpił z niej w sposób, który byłby po prostu okrutny, gdyby jednak w głębi duszy nie kochał jej ponad wszystko? Miała jednak już siedemnaście lat i nie była taka tępa. Wiedziała, że można kochać kogoś ponad wszystko, a mimo to nie kochać tej osoby aż tak bardzo, jeśli jest się zajętym czymś innym.

Zapach naftaliny wypełniał azyl ojca, w którym po przejęciu go po zmarłym starszym wspólniku nie zmienił wykładziny ani zasłon. Skąd dokładnie ten zapach pochodził, było jedną z wielkich tajemnic.

– Co za zepsuty mały gnojek! – zareagował Ray na przyniesione przez córkę i żonę wieści na temat przestępstwa Ethana Posta.

– Nie taki mały, niestety – powiedziała Joyce, śmiejąc się sarkastycznie.

– Zepsuty mały zasraniec – stwierdził Ray. – To niezłe ziółko!

– To co, jedziemy teraz do szpitala? – spytała Patty. – Czy na policję?

Ojciec polecił matce, żeby zadzwoniła do doktora Sipperstei­na, starego pediatry, który już od czasów Roosevelta był zaangażowany w politykę Partii Demokratycznej, i dowiedziała się, czy ma czas, żeby pomóc im w sytuacji kryzysowej. Kiedy Joyce dzwoniła, Ray zapytał Patty, czy wie, czym jest gwałt.

Wlepiła w niego wzrok.

– Tylko sprawdzam – powiedział. – Chyba znasz dokładną definicję prawną?

– Odbył ze mną stosunek wbrew mojej woli.

– A powiedziałaś „nie”?

– „Nie”, „przestań”, „nie chcę”. Ale to było oczywiste. Próbowałam go drapać i odepchnąć od siebie.

– W takim razie to podły wszarz.

Jeszcze nigdy nie słyszała, żeby ojciec tak się wyrażał, i była mu wdzięczna, choć tylko abstrakcyjnie, bo nie zabrzmiało to jak jego własne słowa.

– David Sipperstein powiedział, że możemy przyjść do gabinetu o piątej – poinformowała Joyce. – Bardzo lubi Patty i podejrzewam, że gdyby musiał, zrezygnowałby nawet z kolacji.

– Jasne – rzekła Patty. – Z pewnością jestem najważniejsza z jego dwunastu tysięcy pacjentów. – Opowiedziała następnie swoją historię tacie, który wytłumaczył, dlaczego trenerka Nagel się myliła i dlaczego Patty nie może się udać na policję.

– Chester Post nie należy do osób przyjemnych – stwierdził Ray – ale robi dużo dobrego dla hrabstwa. Zważywszy na jego... jak by to powiedzieć... pozycję, tego typu oskarżenie z pewnością zwróci wyjątkową uwagę. Wszyscy będą wiedzieli, kto jest oskarżycielem. Wszyscy. Co prawda ciebie nie obchodzi, co może Postom zaszkodzić. Ale w zasadzie pewne jest, że poczujesz się bardziej zgwałcona przez rozprawę wstępną i główną rozprawę oraz całe to zamieszanie niż obecnie. Nawet jeśli uzyskasz przyznanie się do winy. Nawet jeśli będzie wyrok w zawieszeniu, nawet jeśli sąd wyda zakaz rozpowszechniania informacji. Zawsze są akta sądowe.

Joyce wtrąciła:

– Ale to ona musi podjąć decyzję, a nie...

– Joyce. – Ray uciszył ją, unosząc rękę. – Postów stać na każdego adwokata w tym kraju. A gdy tyko oskarżenie ujrzy światło dzienne, oskarżony będzie miał najgorsze za sobą. On nie ma żadnego powodu, żeby przyspieszać tok wydarzeń. A nawet jest mu na rękę, żeby twoja reputacja jak najbardziej ucierpiała, zanim się przyzna czy zanim odbędzie się rozprawa.

Patty skłoniła głowę i zapytała, co zdaniem ojca powinna zrobić.

– Zadzwonię teraz do Chestera – odparł. – A ty pojedziesz do doktora Sippersteina i upewnisz się, że wszystko jest w porządku.

– I wezmę go na świadka – powiedziała Patty.

– Tak, jeśli zajdzie taka potrzeba, będzie mógł zeznawać. Ale nie będzie żadnej rozprawy, Patty.

– I tak po prostu ujdzie mu to na sucho? A w następny weekend zrobi to jakiejś innej dziewczynie?

Ray uniósł obie ręce.

– Pozwól, że ja... Pozwól, że porozmawiam z panem Postem. Może być skłonny pójść na ugodę o odroczeniu oskarżenia. To taki nieformalny okres próbny. Miecz wiszący nad głową Ethana.

– Przecież to żadna kara.

– Tak naprawdę, Patatajko, to bardzo dużo. To będzie dla ciebie gwarancja, że nie zrobi niczego podobnego innej dziewczynie. A ponadto wymaga to też przyznania się do winy.

Z drugiej strony niedorzecznym było wyobrażać sobie Ethana w pomarańczowym kombinezonie siedzącego w więziennej celi za wyrządzenie krzywdy, która przede wszystkim była w jej głowie. Ćwiczyła sprinty, które sprawiały jej tyle bólu, jakby była gwałcona. Po ciężkim meczu koszykówki czuła się bardziej sponiewierana niż teraz. A poza tym, będąc sportsmenką, jest się przyzwyczajoną, że ciągle dotykają cię obce ręce – przy rozmasowywaniu kurczu w mięśniu, agresywnej grze w obronie, walce o bezpańską piłkę, bandażowaniu kostki, poprawianiu postawy, naciąganiu ścięgna podkolanowego.

Niemniej samo poczucie niesprawiedliwości okazało się osobliwe, fizycznie odczuwalne. A nawet w pewnym sensie bardziej realistyczne niż jej obolałe, cuchnące, spocone ciało. Niesprawiedliwość miała i kształt, i wagę, i temperaturę, i strukturę, i bardzo nieprzyjemny smak.

W gabinecie doktora Sippersteina poddała się badaniom, jak przystało na dobrą sportsmenkę. Kiedy potem się ubrała, zapytał, czy już wcześniej miała stosunek seksualny.

– Nie.

– Tak też myślałem. A co ze środkami antykoncepcyjnymi? Czy ta druga osoba używała ich?

Skinęła głową.

– Właśnie wtedy próbowałam uciec. Kiedy zobaczyłam, co trzyma w ręce.

– Prezerwatywę?

– Tak.

Doktor Sipperstein zanotował w karcie Patty i to, i wiele innych rzeczy. Następnie zdjął okulary i powiedział:

– Patty, spotka cię w życiu wiele dobrego. Seks to wspaniała sprawa i będziesz się nim cieszyć przez całe życie. Ale ten dzień nie był udany, prawda?

Na podwórku za domem jedno z rodzeństwa zajmowało się żonglerką śrubokrętami o różnych rozmiarach. Drugie czytało pełne wydanie Gibbona. To, które utrzymywało się przy życiu dzięki jogurtom Yop­lait i rzodkiewce, było w łazience, po raz kolejny zmieniając kolor włosów. Pośród całej tej olśniewającej ekscentryczności prawdziwym domem Patty była wyściełana gąbką, zapleśniała ławka wbudowana w kąciku telewizyjnym w suterenie. Ławka wciąż zachowała zapach olejku do włosów Eulalie, chociaż upłynęło tyle lat, odkąd niania została zwolniona. Patty zabrała na swoją ławkę pudełko lodów waniliowych z orzechami pekanu i odpowiedziała przecząco, kiedy matka zapytała, czy przyjdzie na kolację. Właśnie zaczynał się program Mary Tyler Moore, kiedy na dół zszedł ojciec, który już wypił swoje martini i zjadł kolację, i zaproponował Patty przejażdżkę samochodem. W tym momencie cała wiedza Patty na temat Minnesoty ograniczała się do Mary Tyler Moore.

– Czy mogłabym najpierw obejrzeć ten program? – zapytała.

– Patty!...

Czując się okrutnie pozbawiona możliwości decydowania, wyłączyła telewizor.

Tato podjechał pod liceum i zatrzymał auto pod jasną latarnią na parkingu. Kiedy opuścili szyby, do wnętrza dotarł zapach wiosennej trawy, takiej samej jak ta, na której niewiele godzin wcześniej Patty została zgwałcona.

– I co? – odezwała się.

– I to, że Ethan zaprzecza – odrzekł tato. – Mówi, że to były tylko igraszki, i to za obopólną zgodą.

Opisując łzy dziewczyny w samochodzie, autorka autobiografii mogłaby napisać, że płynęły jak deszcz padający niepostrzeżenie, lecz nadspodziewanie szybko przemaczający wszystko dookoła. Spytała, czy tato rozmawiał osobiście z Ethanem.

– Nie, tylko z jego ojcem, dwa razy – odrzekł. – Skłamałbym, mówiąc, że rozmowa była miła.

– Czyli najwyraźniej pan Post mi nie wierzy.

– Sama wiesz, Patty, Ethan jest jego synem. Nie zna cię tak dobrze jak my.

– A ty mi wierzysz?

– Tak, wierzę.

– A mama?

– Oczywiście, że tak.

– To co mam zrobić?

Tato odwrócił się do niej jak prawnik. Jak dorosły zwracający się do drugiego dorosłego.

– Daj sobie z tym spokój – stwierdził. – Zapomnij o tym. Żyj dalej.

– Co?

– Otrząśnij się z tego. Żyj dalej. Naucz się zachowywać ostrożność.

– Jakby to nigdy się nie wydarzyło?

– Patty, na imprezie byli sami jego znajomi. Powiedzą, że widzieli, jak się upiłaś i próbowałaś go napastować. Powiedzą, że byliście za szopą, która stoi najwyżej dziesięć metrów od basenu, a oni nie słyszeli niczego niestosownego.

– Tam było naprawdę głośno. Muzyka, krzyki...

– Powiedzą też, że później widzieli, jak wychodziliście we dwójkę i wsiadali do jego samochodu. I w świat pójdzie informacja o chłopaku z liceum w Exeter, wybierającym się na studia do Princeton, dostatecznie odpowiedzialnym, żeby stosować antykoncepcję, i na tyle dżentelmeńskim, żeby wraz z dziewczyną wyjść z przyjęcia i odwieźć ją do domu.

Podstępna mżawka moczyła kołnierzyk koszulki Patty.

– Nie trzymasz mojej strony, tato – zauważyła.

– Oczywiście, że trzymam.

– Ciągle tylko powtarzasz: „Oczywiście”, „Oczywiście”.

– Posłuchaj. Prokurator będzie chciał wiedzieć, dlaczego nie krzyczałaś.

– Wstydziłam się! To nie byli moi koledzy!

– Ale zdajesz sobie sprawę, że sędziemu i przysięgłym trudno to będzie zrozumieć? Wystarczyłoby krzyczeć, a nic by się nie stało.

Patty nie potrafiła sobie przypomnieć, dlaczego nie krzyczała. Musiała przyznać, że z perspektywy czasu wyglądało to na dziwną uległość z jej strony.

– Ale walczyłam.

– Tak, tyle że jesteś najwyższej klasy szkolną sportsmenką. Zawodniczki biegające po boisku ciągle są posiniaczone i podrapane, nieprawdaż? Na rękach, na nogach...

– Powiedziałeś panu Postowi, że jestem dziewicą? To znaczy, że byłam?

– Nie uważałem, żeby to była jego sprawa.

– Może powinieneś jeszcze raz zadzwonić i powiedzieć mu to.

– Posłuchaj – rzekł ojciec. – Kochanie, wiem, że to potworna niesprawiedliwość. Strasznie mi przykro z twojego powodu. Czasami jednak najlepiej po prostu wyciągnąć naukę i dopilnować, żeby już nigdy coś podobnego ci się nie przydarzyło. Powiedzieć sobie: „Popełniłam błąd i miałam pecha” i dać sobie spokój. Dać sobie... ech, dać sobie z tym spokój.

Przekręcił kluczyk do połowy, tak że zapaliły się światełka na desce rozdzielczej. Nie puszczał kluczyka.

– Przecież on popełnił przestępstwo – powiedziała Patty.

– Tak, ale lepiej, no... Życie nie zawsze jest sprawiedliwe, Patatajko. Pan Post powiedział, że jego zdaniem Ethan byłby może skłonny przeprosić, że nie zachował się bardziej po dżentelmeńsku, tylko... jak by to powiedzieć... Chciałabyś tego?

– Nie.

– Tak sądziłem.

– Moja trenerka uważa, że powinnam pójść na policję.

– Twoja trenerka powinna się zajmować dryblingami – rzucił tato.

– Softballem – poprawiła Patty. – Teraz jest sezon softballu.

– Chyba że chcesz być publicznie poniżana przez całą ostatnią klasę.

– Koszykówka jest w zimie. W softball gra się na wiosnę, kiedy jest cieplej, wiesz?

– Pytam cię: czy tego chcesz w ostatniej klasie?

– Od koszykówki jest trenerka Carver – oświadczyła Patty. – Trenerka Nagel jest od softballu. Rozumiesz?

Ojciec uruchomił silnik.

W ostatniej klasie zamiast być publicznie poniżaną, Patty stała się prawdziwą zawodniczką, już nie tylko samym talentem. Prawie nie wychodziła z hali sportowej. Została zawieszona na trzy mecze koszykówki po tym, jak barkiem zaatakowała plecy skrzydłowej z New Rochelle, która łokciem potraktowała koleżankę z drużyny Patty, Stephanie, a mimo to poprawiła wszystkie szkolne rekordy ustanowione ubiegłego roku i o mało nie pobiła rekordu w liczbie zdobytych punktów. Jej pewne rzuty zza obwodu zostały wzbogacone narastającym upodobaniem do wchodzenia pod kosz. Już nie zważała na ból fizyczny.

Wiosną, gdy po długiej służbie lokalny delegat złożył rezygnację ze stanowego zgromadzenia ustawodawczego, a władze partii wybrały matkę Patty, aby się ubiegała o jego fotel, Postowie zaproponowali, że mogą być współgospodarzami imprezy połączonej ze zbiórką pieniędzy w luksusowej zieleni ogrodu za ich domem. Przed przyjęciem tej propozycji Joyce spytała Patty o zgodę, oświadczając, że nie zrobi nic, co by nie odpowiadało Patty, lecz tej zupełnie nie obchodziło, co Joyce robi, i wyraźnie jej to powiedziała. Kiedy rodzina kandydatki ustawiła się do obowiązkowego zdjęcia rodzinnego, nikt nie wyraził żalu z powodu nieobecności Patty. Jej zgorzkniała mina z pewnością by się nie przysłużyła kampanii wyborczej Joyce.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: