Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Wszyscy byli odwróceni. Sowa, córka piekarza - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 grudnia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wszyscy byli odwróceni. Sowa, córka piekarza - ebook

„Wszyscy byli odwróceni” to powieść zderzająca religijność z cynizmem, ukazująca wątłość biblijnych słów w konfrontacji z realnym doświadczeniem. „Sowa, córka piekarza”, abstrahując od elementów autobiograficznych, jest przede wszystkim niezwykle mroczną powieścią rozrachunkową. Jej bohaterowie potrafią jedynie udawać uczucia, tworzyć iluzje rzeczywistości, wchodzić w układy z założenia fałszywe. Obrazując ludzi przegranych, którzy z różnych przyczyn znaleźli się na marginesie życia i w żaden sposób nie potrafią sobie pomóc, kreuje Hłasko wizję Izraela jako miejsca nieprzyjaznego, pozbawionego praw i obowiązków, przypominającego raczej westernowy Dziki Zachód niż Ziemię Obiecaną

Spis treści

Spis rzeczy
Wstęp
Wszyscy byli odwróceni
Sowa, córka piekarza

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-244-1114-6
Rozmiar pliku: 608 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Niemal natychmiast po ukończeniu prac nad Brudnymi czynami Hłasko zaczął myśleć o kontynuacji, rozwijającej zasygnalizowany wcześniej wątek trójkąta miłosnego, a także pogłębiającej eschatologiczne zainteresowania pisarza. Wszyscy byli odwróceni to powieść zderzająca religijność z cynizmem, ukazująca wątłość biblijnych słów w konfrontacji z realnym doświadczeniem. Hłasko sięga po figurę srogiego, bezlitosnego starotestamentowego Boga, podporządkowując świat dychotomii winy i kary.

W wykreowanym przez Hłaskę świecie wszystko jest umowne – uczucia, związki, sprawiedliwość. Ben Dov to człowiek okrutnie samotny, żyjący przeszłością i pogrążony w autodestrukcji, upajający się własnym cierpieniem, z perwersją krzywdzący innych. Rozgoryczenie i abnegacja tworzą bardzo wątłe podstawy istnienia, a trwanie przy złudzeniach, budowanie złudnych relacji, odrealnia Ben Dova na kształt raczej ducha niż silnego, postawnego mężczyzny.

Obrazując ludzi przegranych, którzy z różnych przyczyn znaleźli się na marginesie życia i w żaden sposób nie potrafią sobie pomóc, kreuje Hłasko wizję Izraela jako miejsca nieprzyjaznego, pozbawionego praw i obowiązków, przypominającego raczej pandemonium niż Ziemię Obiecaną. Pisarz zrywa w ten sposób z wizerunkiem kraju otwartego dla wszystkich, śmiało pokazując niechęć, z jaką traktują obcych przybyszy sabrowie – rdzenni mieszkańcy tej ziemi. Antagonizmy pomiędzy Ocalonymi a autochtonami szczególnie bolesne okazują się dla tych, którzy przeszli piekło Zagłady i szukając nowego domu, zderzają się z pogardą swych pobratymców. W tym tyglu kulturowym miejsca starcza jedynie dla silnych, ogarniętych nie tylko pragnieniem przetrwania, ale także poniżania. Niezdolni do okrucieństwa zmuszeni są do znoszenia kolejnych ciosów, bowiem Izrael Hłaski przypomina westernowy Dziki Zachód – z tą różnicą, że tym razem nie pojawia się postać sprawiedliwego szeryfa.

Relacje rodzinne, małżeńskie i przyjacielskie w powieści opierają się na umowności – istnieją w ciasnych, sztucznie narzuconych formach. Skutkuje to mechanicznym przywiązaniem, poczuciem powinności, realizowanym bezmyślnie imperatywem wierności. Zupełnie odmiennie to zagadnienie kształtuje się w drugim zawartym w tym tomie utworze. Jeśli bohaterowie Wszyscy byli odwróceni nie próbują nawet wyjść poza odwieczne boskie przykazy, to w Sowie, córce piekarza sami owe reguły ustalają.

* * *

Sowa, córka piekarza jest reinterpretacją motywów przepracowywanych w pierwszych tekstach oraz sentymentalną podróżą do wydarzeń z młodości Hłaski. Główny bohater powieści nosi to samo imię co pijany z rozpaczy brat Agnieszki z Ósmego dnia tygodnia, znów pojawiają się słowa o pięknie kobiety porównywanej do rzeki, a stosunek Grzegorza do śmierci jest równie chłodny co bohaterów Następnego do raju.

W konstrukcji głównego bohatera można doszukać się także wielu motywów autobiograficznych: Hłasko w 1953 roku, po przyspieszonym kursie dojrzewania przebytym podczas pracy przy zimowej zwózce drewna w Kotlinie Kłodzkiej i bazach transportowych stolicy, zerwał z fachem kierowcy i wyjechał dzięki stypendium twórczemu do Wrocławia, by doszlifowywać Wilka. Zamieszkał wówczas u wujostwa Józefa i Teresy Czyżewskich naprzeciw swojego dawnego domu przy ulicy Borelowskiego. Chadzał opuszczonymi przed laty ścieżkami, czytał wszystko, co wpadło mu w ręce, i przesiadywał w kinie, podziwiając Humphreya Bogarta i innych mrukliwych, realizujących archetyp męskości aktorów. Po powrocie do Warszawy i zdobyciu pierwszego rozgłosu został etatowym felietonistą „najbardziej postępowego pisma w Polsce” – „Po Prostu”. Podobnie jak powieściowy Grzegorz tworzył teksty zaangażowane i łamał kobiece serca, wykorzystując stymulowane emocje w pracy twórczej.

Oczywiście nie można przykładać wprost fikcji literackiej do faktycznych doświadczeń autora, jednak sugestywność podobieństw nakazuje przyglądać się im z większą uwagą. Tym bardziej że powieść powstawała po niemal dziesięcioletniej emigracji, rozłące z bliskimi, znajomym otoczeniem i ojczystym językiem. W tej perspektywie powrót do krajobrazów młodości wydaje się jak najbardziej zrozumiały.

Abstrahując od elementów autobiograficznych, Sowa, córka piekarza jest przede wszystkim niezwykle mroczną powieścią o pisaniu. Grzegorz wyjeżdża do Wrocławia, by stworzyć dzieło o Szymonie Cyrenejczyku, tymczasem wplątuje się w niewypowiedzianie skomplikowaną grę miłosną. Przemienia swoje życie w fikcję wykreowaną przez obcych i choć niemal od początku funkcjonuje w niej świadomie, nie decyduje o niczym. Zostaje tymczasowym uzurpatorem w trójkącie nieszczęśliwych, żyjących złudzeniami ludzi – i doskonale się w tym odnajduje. Teatralność wydarzeń powieściowych tak doskonale imituje rzeczywistość, że niejednokrotnie pozostawia czytelnika w rozterce pomiędzy tym, co udawane, a tym, co realne.

Bardzo istotnym elementem powieści są powojenne losy żołnierzy Wojska Polskiego i wojsk podziemnych. Prawda o prześladowaniu, aresztowaniach i wyrokach śmierci wykonywanych na weteranach nie mogłaby zostać przekazana w taki sposób w Polsce lat 60. Tymczasem za granicą nic nie stało na przeszkodzie, aby prawda ujrzała światło dzienne. Oczywiście Hłasko dokonuje tego w przewrotny sposób, jednak sam fakt odnotowania tragicznego losu żołnierzy walczących na zachodnich frontach II wojny światowej jest nie do przecenienia.

Sowę, córkę piekarza można w pewnej mierze uznać za powieść rozrachunkową. Powracający do młodzieńczych zagadnień autotelicznych i emocjonalnych, bogatszy o emigracyjne doświadczenia, Hłasko z największym cynizmem prowadzi czytelnika przez tragiczne w swej głębokiej istocie wydarzenia utworu. Bohaterowie tego dramatu potrafią jedynie udawać uczucia, tworzyć iluzje rzeczywistości, wchodzić w układy z założenia fałszywe, a największym prestidigitatorem jest Wuj Józef – pozornie rubaszny, lecz okrutnie wyrachowany enfant terrible. Z magicznego, romantycznego pierwszego kroku w chmurach zostało w powieści niewiele, tak jak niewiele zostało w trzydziestopięcioletnim Hłasce z pięknego młodzieńca o niewinnych oczach.

Radosław MłynarczykWszyscy byli odwróceni

W czarnym kapeluszu, w czarnym płaszczu, o posępnej twarzy okolonej rozwichrzoną brodą – wyglądał jak ptak z fantastycznej opowieści; jak z bajki, którą opowiada się dzieciom do zaśnięcia, a które są jednym z koszmarów dzieciństwa. Człowiek ten siedział za stolikiem ustawionym na ulicy przed gmachem sądu, a na stoliku stała maszyna do pisania. Ludzie, którzy byli jego klientami, byli zbyt biedni, aby wynająć sobie adwokata, ale on był nie gorszy od każdego z adwokatów w tym mieście. Potrafił pisać skargi i petycje w każdej sprawie; w sprawie alimentów, w sprawie katastrofy samochodowej, i potrafił przewidzieć, jaki będzie wyrok. Miał poza tym świadków; począwszy od młodych o niewinnym spojrzeniu, którzy przypadkowo przechodzili ulicą i widzieli właśnie to, o czym on im opowiedział, czasem w dwa miesiące, a czasem w rok później – a skończywszy na dostojnych starcach, którym nikt nie odważyłby się zarzucić kłamstwa.

Poprawił kapelusz; pot ściekał mu strugami na kark, a jego klient poruszył się niespokojnie. Kartka czystego papieru wciąż jeszcze tkwiła w maszynie i od piętnastu minut nie napisał ani jednego słowa.

– Czy źle wygląda sprawa? – zapytał klient.

– Nie – powiedział czarny ptak. – Będzie dobrze.

– Tak właśnie myślałem – powiedział klient. – Chcę, żeby tego człowieka ukarano. Chcę, żeby poszedł do więzienia.

– To będą dwie sprawy – powiedział ptak. – On pójdzie dwa razy do więzienia.

– To bardzo dobrze – powiedział klient.

– Nie tak znowu dobrze, jak myślisz.

– Dlaczego?

– Bo on pójdzie teraz do więzienia pierwszy raz z twojej ręki. Potem wróci i znów pójdzie siedzieć. Będzie miał sprawę o pobicie. A tym pobitym będziesz ty.

– Nie boję się go – powiedział klient.

Pisarz nie odpowiedział; patrzył na samochód policyjny, który zatrzymał się przed gmachem sądu. Młody policjant wyszedł z szoferki i obszedłszy samochód, otworzył tylne drzwi, a wtedy dwaj mężczyźni zeskoczyli na ziemię. Byli skuci.

– Rozkuj mnie – powiedział jeden z nich do policjanta.

– Jest przepis, żeby doprowadzać na salę w kajdankach – powiedział policjant.

– Mamy jeszcze dziesięć minut czasu – powiedział mężczyzna. – Jeszcze zdążysz mnie skuć z powrotem. – Odwrócił się nagle; dojrzał pisarza i jego klienta i poszedł ku nim, pociągając drugiego mężczyznę za sobą. Czarny ptak nie poruszył się nawet, kiedy tamci stanęli nad nim; patrzył na ciemną, muskularną rękę, która wyciągnęła się ku niemu i wyszarpnęła z maszyny papier. Mężczyzna zgniótł papier w kulkę i odrzucił go. Potem weszli do budynku sądu, a policjant szedł za nimi, wachlując spoconą twarz czapką.

– Miałeś rację – powiedział klient do czarnego ptaka. – Rozmyśliłem się. Zaoszczędzę sobie kosztów. Dlaczego my, Żydzi, musimy się zawsze kłócić.

– Zawsze ci to mówiłem – powiedział pisarz.

Klient chciał odejść, ale czarny ptak chwycił go za połę marynarki i przyciągnął z powrotem.

– Chwileczkę – powiedział. – Należą mi się jeszcze pieniądze od ciebie.

– Pieniądze? A za cóż to?

– Za poradę – powiedział pisarz.

Policjant wprowadził ich na salę rozpraw, prawie pustą jeszcze o tej porze. Nie było tu prawie nikogo; jakiś człowiek siedzący obok okna oglądał swoje brudne paznokcie i te zdawały go się interesować bardziej od kajdanek, którymi był skuty.

– To dobry sędzia – powiedział do nich policjant, kiedy już usiedli. – Nie potrzebujecie się go bać. – Patrzył na nich; na dwóch mężczyzn siedzących nieruchomo: opalonych, ciemnych i szczupłych; nie odpowiedzieli mu, więc powiedział jeszcze raz: – To dobry sędzia. Nie trzeba go się bać. Jak go tylko zobaczycie, będziecie widzieli, że mam rację.

– Płacą ci też za gadanie? – zapytał jeden z nich.

– Chciałem cię tylko uspokoić – powiedział policjant. – Po prostu podobasz mi się.

– Płacą ci też za gadanie? – powtórzył mężczyzna; miał ciemną twarz o zrośniętych brwiach, a jego ciężka głowa była nieco pochylona; jak głowa tragarza lub jakby szykował się do uderzenia. – Czy tylko za to, że jesteś psem?

Człowiek oglądający swoje paznokcie poderwał głowę, ale policjant nie odezwał się, wszedł sędzia z sekretarzem i brudnoręki podniósł się niechętnie.

– Czy wy będziecie świadkiem? – zapytał sędzia policjanta.

– Tak.

– Gotowi jesteście przysięgać?

– Tak.

– Weźcie Biblię – powiedział sekretarz. – Będziecie przysięgać.

Policjant położył rękę na Biblii. Sekretarz przerwał mu.

– Cóż to? Czy nie wiecie, że przysięgać musicie w czapce na głowie albo że musicie przykryć głowę ręką?

– Przepraszam – powiedział policjant; zaczerwienił się gwałtownie. – Nie jestem długo w kraju. – Podał Biblię sekretarzowi i dał znak dwóm mężczyznom, aby usiedli. Sam usiadł koło nich i zdjął im kajdanki.

– Dov Ben Dov – powiedział sędzia i mężczyzna o zrośniętych brwiach powstał.

– Urodzony?

– Czternastego stycznia tysiąc dziewięćset dwudziestego drugiego roku.

– Miejsce urodzenia?

– W kraju – powiedział mężczyzna.

– Twój stan cywilny?

Mężczyzna milczał, a jego ciężka głowa pochyliła się jeszcze bardziej.

– Pytam o twój stan cywilny – powtórzył sędzia.

Mężczyzna wciąż jeszcze nie odpowiadał. Przemówił dopiero wtedy, kiedy mężczyzna, z którym był skuty, a który teraz siedział wyprostowany niby uczeń w szkolnej ławce, dotknął delikatnie jego ramienia.

– Żonaty – powiedział wtedy.

– Karany?

– Tam wszystko jest zapisane – powiedział Dov Ben Dov. – Jeśli chcesz mnie sądzić, to musisz chyba coś wiedzieć o mnie.

– Odpowiadaj na pytania – powiedział sekretarz.

– Tak – powiedział Dov.

– Gdzie jest wasz adwokat? – zapytał sędzia. – Czy nie macie obrońcy?

– Niepotrzebny mi – powiedział Ben Dov. – Mam własne sumienie, nie potrzebuję wynajmować cudzego.

– Jesteście oskarżony o to, że piątego czerwca sześćdziesiątego pierwszego roku, w mieście Tel Awiwie, w miejscu publicznym, zakłócaliście porządek. Czy przyznajecie się?

– Nie – powiedział Ben Dov. – W tym mieście nigdy nie było porządku. Od kiedy pamiętam.

– Oskarżony Dov Ben Dov zapłaci dziesięć funtów kary za obrazę powagi sądu – powiedział sędzia. Odwrócił się do sekretarza: – Zapiszcie mu w zamian za to trzy dni aresztu, jeśli nie zapłaci. Jeśli jeszcze raz powie coś takiego, każę go wyprowadzić z sali. Możecie usiąść.

Policjant wypchnął drugiego mężczyznę. Był nieco szczuplejszy od tamtego, o czujnej, przystojnej twarzy. Jego koszula była czysta, choć niewyprasowana; musiał ją wyprać w areszcie.

– Izrael Berg – powiedział, nie czekając na pytanie sędziego. – Urodzony siódmego października tysiąc dziewięćset dwudziestego piątego roku w Polsce. Samotny.

– Byliście już przedtem karany? – zapytał sędzia.

– Nie – powiedział Izrael Berg.

– Przyznajecie się do winy? – zapytał sędzia.

– To wszystko stało się z mojej winy, proszę sądu – powiedział Berg. – Chciałbym przez to powiedzieć, że Ben Dov nie brał w tym żadnego udziału. On po prostu spokojnie siedział przy stoliku, kiedy to się wszystko stało. Nawet nie wiem, czy siedział przy stoliku, bo ja akurat stałem przy barze i wtedy ci ludzie mnie zaczepili.

– Czy poszkodowani nie zjawili się na rozprawę? – zapytał sędzia policjanta.

– To niemożliwe, proszę sądu – powiedział policjant. – Poszkodowanymi byli cudzoziemcy. Ale protokół przesłuchania powinien być w aktach sprawy, proszę sądu. Ja na miejscu pana sędziego...

– Sąd wie, gdzie powinny znajdować się akta przesłuchania – powiedział sędzia. – Nawet jeśli wydaje się wam to dziwne. Odpowiadajcie po prostu na pytania i nie udzielajcie rad sądowi, w jaki sposób prowadzić tę sprawę. I wkładajcie przy tym czapkę. Albo najlepiej nie zdejmujcie jej w ogóle. – Patrzył przez chwilę na mężczyznę stojącego przed stołem. – Więc chcecie przez to powiedzieć, że to wy pobiliście tych ludzi, podczas gdy oskarżony Dov Ben Dov nie brał w tym udziału.

– Powiedziałem prawdę, proszę sądu – rzekł Berg. – On jest niewinny.

– Więc on po prostu siedział przy stoliku, pił piwo i patrzał, jak wy, może o czterdzieści funtów lżejszy od niego – bijecie trzech silnych marynarzy, i nie ruszył się nawet?

– Wszyscy, którzy na nas patrzą, myślą, że to on jest silniejszy – powiedział Berg. – Ale to nieprawda.

– Nie – powiedział sędzia. – To wy nie mówicie prawdy. Chcecie go osłonić, bo wiecie, że oskarżony Berg Dov ma całą kupę takich spraw poza sobą. Takich i gorszych. Zabójstwo, awantury, degradacja w armii, następnie dyscyplinarne usunięcie z armii. I wiecie jeszcze jedno: oskarżony Ben Dov został ostatni raz warunkowo zwolniony z więzienia. To znaczy pod warunkiem dobrego sprawowania się w dalszym życiu. To znaczy: jeśli dzisiaj zapadnie wyrok skazujący, to oskarżony Ben Dov będzie musiał wrócić z powrotem do więzienia. – Milczał przez chwilę, potem powiedział: – Nikt nie potrafił dla niego nic uczynić. Dlaczego wy myślicie, że wam uda się uczynić coś dla tego człowieka, skoro nie potrafiła tego uczynić ani armia, ani jego rodzina, ani sąd?

– Powiedziałem prawdę – rzekł Berg. – Stoję przed sądem i muszę mówić prawdę.

– Jesteście od niego o wiele słabsi – powiedział sędzia – i mimo to chcecie go osłonić. Chociaż dobrze wiecie, że to on wywołał tę awanturę, tak jak wywoływał je zawsze.

– Nie jestem od niego słabszy – powiedział mężczyzna, a twarz jego poczęła drgać nerwowo. – To się tylko tak wydaje, proszę sądu. Naprawdę to ja jestem winien.

– Oskarżony Dov Ben Dov – powiedział sędzia. – Wstańcie. – Zsunął okulary na czoło i przez chwilę patrzył na ciemną, zaciętą twarz mężczyzny. Potem powiedział: – Czy naprawdę ten człowiek, który stoi obok was, jest winien? Ten człowiek, który stoi obok was i który jest o wiele słabszy od was. Odpowiedzcie na to zgodnie z waszym sumieniem. Mówiliście przecież już dzisiaj o sumieniu, prawda?

– Sam to mówi – powiedział Ben Dov.

– A wy siedzieliście i piliście wasze piwo, tak?

– Nie pamiętam już, co piłem – powiedział. – Ale kiedy to się stało, byłem odwrócony. Upadł mi niedopałek papierosa i szukałem go przez cały czas, kiedy oni się tam kotłowali ze sobą. Nie lubię rzucać niedopałków na ziemię. To właśnie powiedziałem na policji.

– Wy zawsze macie dobrych świadków, Ben Dov – powiedział sędzia. – Nikt was nigdy nie chce widzieć, kiedy robicie awantury. Tak jak i tym razem. Wszyscy byli odwróceni. Ale pewnego dnia może się zdarzyć, że wszyscy odwrócą się akurat wtedy, kiedy wam się będzie działa krzywda. Nie myśleliście chyba nigdy o tym, prawda? I to wasze sumienie, o którym tak pięknie mówiliście przed chwilą, każe wam zrzucić winę na słabszego kolegę, bo wiecie, że on nie był jeszcze nigdy karany i nie czeka go żadna poważna kara. To właśnie wasze sumienie mówi wam, że można przecież wyzyskać słabszego człowieka, jeśli był przy tym, prawda?

– Powiedziałem już, że nie jestem słabszy od niego – rzekł Berg. Usta jego stały się nagle białe.

– Jesteście tego pewien? – zapytał sędzia.

– Jestem pewien – powiedział Berg.

– Macie grzecznie odpowiadać na pytania, które wam zadaje sąd – powiedział drewnianym głosem sekretarz.

– Nie jestem słabszy – krzyknął Berg. – Nie, nie. – Odepchnął nagle z całej siły policjanta; chwycił krzesło, chciał je ująć jedną ręką i unieść w powietrze, ale nie zdołał; schylony, wciąż trzymając nogę przewróconego krzesła, począł płakać bezsilnie i z wściekłością.

Siedzieli w małej restauracji nad morzem; skończyli właśnie jeść i Izrael zapytał Dova:

– Czy myślisz, że dam radę?

– Pewnie, że dasz – powiedział Dov. – Wielu ludzi przy tym pracuje i daje radę.

– Ale powiedziałeś przedtem, że może i nie dam sobie rady.

– Nie – powiedział zmęczonym głosem Dov. – Nie powiedziałem tego wcale. Powinieneś wiedzieć, jak to jest z pracą. Z początku męczy, potem człowiek się przyzwyczaja, a potem już nie cieszy. Tak jest prawie zawsze. – Zatrzymał przechodzącego kelnera. – Przynieś mi jeden koniak – powiedział do niego.

– Nie pij koniaku, Dov – powiedział Izrael. – Napij się lepiej kawy. Poczujesz się od razu lepiej.

– Wcale nie chcę poczuć się lepiej – powiedział Dov. – Chcę wypić jeden koniak. To wszystko.

– Czy on przyjdzie? – zapytał Izrael. – Zaczynam się denerwować.

– Nie denerwuj się – powiedział. – On przyjdzie. Popatrz sobie na te dziewczyny, co tam siedzą, i nie denerwuj się. – Wskazał ręką na dwie dziewczyny siedzące przy sąsiednim stoliku i pijące kawę; i trzymał tak długo wyciągniętą rękę, dopóki jedna z nich nie odwróciła głowy. – Na nie sobie popatrz – powiedział.

– Czego chcesz? – zapytała jedna z nich.

– Możesz się już odwrócić – powiedział Dov. Opuścił rękę. – To jeszcze jedno rozczarowanie – powiedział, patrząc wprost w jej oczy.

Tęgi mężczyzna w koszuli khaki wszedł na salę. Stał chwilę, trzymając w ręku ciemne okulary, a pot spływał mu po twarzy. Dojrzał ich; przeciskał się powoli między stolikami, nie mówiąc ani słowa do ludzi, których roztrącał i których stoliki uskakiwały w bok po zderzeniu z jego ciężkim, mocnym ciałem. Krzesło zatrzeszczało pod nim, kiedy usiadł.

– Przepraszam – powiedział – czekaliście trochę, nie? Ale nie mogłem inaczej. Nie mogłem znaleźć miejsca na parking.

– To nic – powiedział Izrael. – Najważniejsze, że przyszedłeś. Nie czekaliśmy wcale długo.

Tęgi nie spojrzał na niego.

– Od kiedy chcesz zacząć tę pracę, Dov? – zapytał.

– Od dzisiaj – powiedział tamten. Wypił ciepły koniak, a kieliszek odstawił delikatnie na stół.

– Znasz warunki? – zapytał tęgi.

– Nie – powiedział Dov. – Ale znam ciebie. Więc i praca nie może być dobra.

– Urządza nas każda praca – powiedział Izrael. Ale tęgi i tym razem nie spojrzał na niego. Patrzył na twarz Dova; na jego ciemne, grube brwi krzywo zrośnięte nad nosem.

– Dov – powiedział. – Ty miałeś już z dziesięć lat czasu, żeby sobie znaleźć dobrą pracę i urządzić się. I cała kupa ludzi chciała ci w tym pomóc. Dlaczego tego nie zrobiłeś?

– Kiedy możemy zacząć? – zapytał Dov.

Mężczyzna milczał przez chwilę.

– Jutro możesz zacząć – powiedział.

– Pytałem: kiedy możemy zacząć – powiedział Dov. – On i ja.

– Dov – powiedział tamten. – To nie jest praca dla niego. Ja ci nigdy nie powiedziałem, że mam pracę dla was obu. Powiedziałem ci, że mam pracę dla ciebie. I to też tylko wtedy, kiedy mnie o to poprosiłeś.

– Szkoda było twojego czasu – powiedział Dov. – Znajdę sobie coś innego. Masz chyba ogródek koło domu, nie? Teraz jest akurat czas, żeby podlewać kwiaty. – Tamten nie odzywał się; Dov powtórzył po chwili: – Powiedziałem ci, że szkoda twojego czasu.

– Dlaczego się upierasz, żeby go ciągnąć za sobą, Dov? Przecież to nie dziewczyna. Ten człowiek nie może robić tego, co ty robisz. Powinieneś to zrozumieć.

– Rozumiem to – powiedział Dov. – I powiedziałem ci już, że szkoda twojego czasu. Możesz wstać i odejść. Nie potrzebujesz płacić za to krzesło.

– Ty jesteś jak dziewczyna, Dov – powiedział wolno tamten. – Zawsze jak dwie jakieś tam przyjaźnią się z sobą, to jedna jest ładna, a kiedy patrzysz na drugą, to cię oczy bolą. A ty po prostu ciągniesz za sobą tego człowieka, chociaż ze wszystkich ludzi na świecie ten akurat najmniej pasuje do ciebie.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: