Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wszystkie nasze chwile - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
8 lipca 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
32,99

Wszystkie nasze chwile - ebook

Cztery noce, by znaleźć miłość

Rok, by zmienić wszystko

Tucker:

To było nasze ostatnie spotkanie. Całe lato spędziliśmy razem. Choć wiedziałem, że Suzanne tylko się mną bawiła, to jednak ciężko mi było pogodzić się z tym, że wyjeżdża na zawsze. I jeszcze mój ojciec. Dlaczego musiał wrócić akurat teraz? Impreza na zakończenie lata miała być odskocznią, a wszystko jeszcze bardziej skomplikowała. Skąd miałem wiedzieć, że będzie tam Erika? I że odtąd nie będę mógł przestać o niej myśleć?

Erika:

Imprezy to ostatnie, na co miałam ochotę. Od tamtego strasznego lata, kiedy chciałam zapłakać się na śmierć, wolałam spędzać wieczory w towarzystwie książek i Marissy, mojej najlepszej przyjaciółki. Tym razem jednak dałam się wyciągnąć. Tucker miał być moją ostatnią szansą na pełny reset, nowy początek. Nie wpadłam tylko na to, że sama poczuję więcej, niż bym chciała.

Czuła historia dwojga młodych ludzi: razem i każdego z osobna. Porywająca i zapadająca w serce.

Booklist

Karen Hattrup – tworzy historie, odkąd pamięta, jest trochę niezręczna na przyjęciach, uwielbia ciasta, obserwowanie ludzi i taniec z przyjaciółmi. Mieszka w Baltimore z mężem i dwójką dzieci.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-6317-8
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

TUCKER

To było ich ostatnie spotkanie, lecz Tucker starał się o tym nie myśleć. Zamiast tego próbował skupić się na tym, co najlepsze: na tempie i rytmie jej oddechu, na doznaniach wywołanych zetknięciem się nagich klatek piersiowych. Na tym, jak się droczyli. Na niezręcznych momentach, które sprawiały, że oboje wybuchali śmiechem, bo przecież zawsze są jakieś niezręczne momenty.

Złapał go skurcz w nodze. Ona nie mogła wyciągnąć ręki spod jego pleców. Ich złączone ciała wydawały śmieszne odgłosy.

No i wreszcie – finał, ten finał. Przecież to o niego w tym wszystkim chodzi, prawda? Jego policzek przy jej policzku, wznoszenie i spadanie w pojawiającą się tuż po wszystkim próżnię – miejsce, w którym napięcie i mrowienie stają się ciężarem i marzy się tylko o jednym, by zwinąć się w kłębek, zamknąć oczy…

Niestety, Suzanne zburzyła wszystko swoją ruchliwością. W dodatku nuciła jakąś piosenkę, którą Tucker znał, choć nie mógł sobie przypomnieć tytułu.

Był upalny, duszny dzień w połowie sierpnia. Ich dwoje w jego suterenie, jak zawsze. I jak zawsze wymknęła się pospiesznie do łazienki, potem zaczęła szykować się do wyjścia, a on patrzył, jak się ubiera, jak się wygina, z trudem wciągając spódniczkę tenisową i wilgotny sportowy biustonosz, który wcześniej przylegał do niej jak skóra, a teraz nie chciał się dopasować.

– Dasz radę – powiedział Tucker. – Wierzę w ciebie.

Gdy powiedziała mu, że jest głuptasem, zamilkł i tylko patrzył na nią, siedząc na kocu na podłodze, a w myślach odtwarzał sześć tygodni, które spędzili razem.

Przez całą szkołę średnią chodzili na te same zajęcia i nawet jeśli ich relacje trudno było nazwać przyjaźnią, to z pewnością były przyjacielskie. A potem nadszedł ten lipcowy dzień. Tucker wyciągał pocztę ze skrzynki, ona akurat przejeżdżała, zatrzymała się i cofnęła samochód, żeby mu powiedzieć cześć. Okazało się, że jej klub tenisowy jest przy tej samej ulicy co dom, który od czerwca był też domem Tuckera, po tym jak jego matka wyszła za Franka. Tego dnia nikogo nie było w domu i Tucker zaprosił Suzanne na gatorade i wspólne oglądanie Wimbledonu w suterenie.

Pół meczu później całowała go, a on całował ją. Gdy zaczęło się robić gorąco, oderwała się od niego, aby powiedzieć, że nie chce niczego poważnego, a już na pewno nie pod koniec ostatniej klasy, ale mogłaby wpadać od czasu do czasu. Zgodził się – oczywiście że się zgodził – i w rezultacie, zanim zaczął się sierpień, udało mu się stracić dziewictwo bez wspominania, że to jego pierwszy raz.

Gdy Suzanne była zajęta szukaniem torebki, zgarnął swoje ubranie i poszedł do łazienki. Obmył się, zawinął kondom w chusteczkę higieniczną i wsunął go na samo dno kosza na śmieci. Poczuł ukłucie w barku, choć po trzech miesiącach fizjoterapii bark prawie już wrócił do normy.

Kiedy wyszedł z łazienki, Suzanne siedziała na końcu kanapy z telefonem w dłoni. Wziął swój i rozsiadł się na drugim końcu. Ich stopy lekko się stykały, oboje zatracili się w poświacie swoich ekranów. Zawsze tak robili i polubił to – ich dwoje uśmiechających się i wzdychających w swoich własnych małych światach.

Dzisiaj klikał i klikał, i nic nie widział.

Poczuł na sobie jej wzrok, a gdy podniósł głowę i spojrzał na nią, zobaczył jej uniesioną brew. Suzanne miała bardzo poważne brwi – surowe czarne kreski odcinające się na jasnej skórze.

– Pamiętasz, że jutro wyjeżdżam nad morze? – spytała.

– Oczywiście.

– Będziesz za mną tęsknił?

Tucker odchylił głowę i zagryzł wargę, tak jakby musiał zastanowić się nad odpowiedzią, a wtedy Suzanne rzuciła w niego poduszką. Odłożył telefon na podłogę, przeczołgał się na jej koniec kanapy i objął ją. Lubił patrzeć na ich ciała splecione tak, że stawały się niemal jednym ciałem.

Suzanne odwróciła głowę, żeby na niego spojrzeć. Przymrużyła oczy jak czarny charakter z kreskówki.

– O co chodzi, Panie Myślicielu?

Westchnął, podrapał się i wlepił wzrok w kąt pokoju.

– Niezręcznie mi o tym mówić, ale myślę, że powinnaś brać prysznic przed przyjściem tutaj. Chyba trochę za późno o tym wspominam, co?

– O Boże, Tucker!

Zaczął się śmiać, a ona zakryła mu usta dłonią, żeby go uciszyć.

– Cały jestem pokryty tenisowym potem i okropnym kremem do opalania – powiedział. – To odpychające.

– Och, oczywiście. Widziałam, jak bardzo ci to przeszkadzało.

Kręciła głową, a Tucker się uśmiechał, lecz tak naprawdę czuł się zagubiony i zdołowany. Zastanawiał się, czy to możliwe, by zmieniła zdanie i czy by się zgodziła, żeby to nie był koniec. Nie, to niemożliwe.

– Wybierasz się wieczorem na imprezę do Adama? – spytała.

„Na imprezę do Adama”. Słysząc te słowa, Tucker niemal poczuł smak ciepłego piwa i drgania basów wydobywających się ze starych zdezelowanych głośników. Ludzie wciąż jeszcze gadali o jego występie na stoliku kawowym u Adama w październiku, powtarzali, jaki był wtedy pijany. Tymczasem wcale nie był – po prostu lubił tańczyć.

Teraz nie potrafił sobie wyobrazić, że mógłby coś takiego zrobić jeszcze raz, szczególnie w obecności Suzanne.

– Tak, na pewno wpadnę.

– No to świetnie. Czyli jeszcze bez pożegnań.

– Tak, jeszcze bez.

Suzanne wysunęła się z jego ramion i zeszła z kanapy, po czym pospiesznie zebrała swoje rzeczy i zniknęła, pomachawszy mu jeszcze na pożegnanie zza szklanych przesuwnych drzwi.

Gdy tylko wyszła, Tucker dostał SMS od Bobby’ego, który pytał, czy mógłby wpaść, żeby pograć w Mario Kart. W normalnych okolicznościach Tucker natychmiast by się zgodził, teraz jednak był zbyt rozstrojony. Odpisał:

A może byś wolał iść do klatek dla pałkarzy? Tych przy Jaskini.

*

Słońce prażyło niemiłosiernie, jak zwykle w te nieznośnie lepkie letnie dni w Marylandzie. Wystarczyło kilka zamachnięć, by Tucker zaczął się pocić. Minęły całe wieki, odkąd ostatnio tu był.

Gdy podniósł wzrok, zobaczył szczerzącego zęby i kiwającego głową Bobby’ego, nadchodzącego z kijem opartym na ramieniu.

– Co jest? – spytał Tucker. – Co cię tak śmieszy?

– Zupełnie jakbym się przeniósł w czasie. Ósma klasa? Było gorąco jak w piekle, tak jak dziś. Ukradłeś mamie e-papierosa i namawiałeś do palenia dziewczyny stojące koło automatu z przekąskami.

– O Boże! – jęknął Tucker, zakrywając twarz dłonią.

– Według ciebie wyglądały na takie, które będą chciały zapalić. Tutaj, w największej tajemnicy. Dlaczego w ogóle twoja mama miała coś takiego?

– Nie pamiętasz? Ciągle paliła jakieś trzy papierosy dziennie i chciała z tym skończyć. A te dziewczyny strasznie na nas leciały.

– Hm… Wcale na nas nie leciały.

– Skąd wiesz? Poszedłeś do toalety i już nie wróciłeś.

– To była jedyna sensowna rzecz, jaką można było zrobić w tamtych okolicznościach.

– Racja. Ale ja musiałem spróbować. Mam słabość do dziewczyn grających w softball.

Chłopcy znali się od zawsze. Urodzili się w odstępie dwóch miesięcy w sąsiadujących z sobą domach, co zmieniło ich matki z sąsiadek w przyjaciółki. Bobby też był jedynakiem, dzieckiem cudem, które pojawiło się, gdy jego rodzice stracili już nadzieję na posiadanie potomka. Dorastając razem, chłopcy wymyślili mnóstwo dowcipów o braciach, którzy nie do końca wyglądają jak bracia, ponieważ Tucker był biały, a Bobby czarny.

W tym roku Bobby zaczynał od lewego pola, Tucker zaś był miotaczem, który zmieniał startera.

– Jak twój bark? – spytał Bobby.

Tucker odruchowo dotknął kontuzjowanego miejsca i zaczął je masować.

– Jest dobrze, naprawdę. Na wiosnę to już na bank. Gotowy?

Obaj wcisnęli przycisk startu i przyjęli pozycję, gotowi do odbijania, bez słów wchodząc w rutynowe działanie i szykując się do głośnego liczenia dobrych odbić. Tucker czuł, że jego zamach jest inny niż zwykle, mięśnie miał spięte i coś ciągnęło go w barku. Uznał, że to z powodu braku treningów, i odbijał dalej. Początkowo nie mógł trafić w piłkę i zaliczał tylko niemrawe odbicia w ziemię, ale w końcu udało mu się porządnie uderzyć kijem.

Zastygł w bezruchu, aby się nacieszyć brzękiem aluminium i łukowatym lotem piłki. Chciał jak najdłużej czuć tę ekscytację.

Potem pozwolił przelecieć kilku piłkom, aby móc się porozciągać i popatrzeć na pozbawiony okien, brzydki magazyn z cegły, który krył automaty do gier i świecące w ciemności pole do minigolfa. „Jaskinia Zabaw” – taka nazwa widniała na szyldzie, ale wszyscy nazywali to miejsce po prostu Jaskinią. Tucker pracował tam latem, gdy miał piętnaście lat. To była jego pierwsza praca. Wciąż potrafił dokładnie odtworzyć w pamięci brzęk automatów, okrzyki graczy, brud, ladę, przy której dzieci zamieniały kupony na cukierki i paskudne plastikowe zabawki.

Gdy ponownie przyjmował pozycję, ktoś zawołał go po imieniu.

– Człowieku, to naprawdę ty?! Ledwie cię poznałem. Urosłeś o dobre trzydzieści centymetrów!

Tucker od razu rozpoznał uśmiechniętą twarz wyłaniającą się zza siatki ogrodzeniowej – to jego dawny kolega z pracy Mikey. Był o kilka lat starszy od reszty personelu, ale i tak trzymał się z nimi, niezmiennie towarzysząc im w wypadach do Pizza Hut po nocnej zmianie.

Mikey ściskał w ręce worek ze śmieciami – najwyraźniej szedł do kontenera. Tucker się uśmiechnął.

– Mikey! Hej, miło cię widzieć. Nadal tu pracujesz?

– Szaleństwo, co? Ale jestem teraz menedżerem, czy raczej byłem, bo zwijają interes.

– Co?

– Nie słyszałeś? Wreszcie zakończyli działalność! Dzisiaj ostatni dzień. Zamykam wcześniej, a jutro przyjedzie jakaś firma, żeby wszystko zlikwidować i zrobić z tym Bóg wie co. Nikt już nie gra na flipperach.

– O rany! – westchnął Tucker, czując, jak ogarnia go smutek na myśl o zdewastowanym i skazanym na upadek lokalu. – Tak mi przykro.

Mikey zarzucił wór ze śmieciami na plecy i lekceważąco machnął w kierunku budynku.

– Tak szczerze, to mam już dość tej dziury. Dzieciaki, które pracowały tego lata, to prawdziwe dupki. Za twoich czasów było zupełnie inaczej.

Tucker się uśmiechnął i kopnął grudkę ziemi, wspominając czyszczenie toalet i odkurzanie wykładziny, która uparcie opierała się jego wysiłkom. Przypomniał sobie, jak podczas każdego przyjęcia, czyli praktycznie codziennie, śpiewali _Happy Birthday_, a właściwie jakąś jego dziwną, okropną wersję. To miejsce było idiotyczne, ale wszyscy je uwielbiali. Czuli się tam, jakby przebywali w innym wymiarze, w którym nic tak naprawdę się nie liczy i wszyscy chcą tylko jednego – dobrze się bawić. No i te przekomarzanki z Eriką…

Uginający się pod ciężarem worka Mikey powiedział, że musi lecieć. Tucker odprowadził go wzrokiem. Starał się wrócić myślami do wieczornej imprezy, lecz one uparcie biegły do Jaskini. Tyle czasu spędził tam na śmiechu i wygłupach! Miał ochotę iść tam jeszcze raz, żeby się pożegnać. To byłoby o wiele fajniejsze niż impreza u Adama, na której ze względu na Suzanne musiałby udawać wyluzowanego, choć cały czas myślałby o tym, czy ona uważa go za kiepskiego w łóżku.

Oparł kij o ogrodzenie i zawołał do Mikeya:

– Słuchaj! Mam pewien pomysł…

*

Bobby wziął jeszcze kilka zamachów, ostatnią piłkę uderzając tak, że doleciała do odległej siatki.

– Dwadzieścia pięć – oznajmił, pokazując w uśmiechu dołeczki. – Przegrałeś z kretesem. O czym tam gadaliście?

Tucker otarł pot z czoła, uśmiechając się szeroko.

– O Jaskini. Zamykają ją. Planujemy spotkać się tam w niewielkim gronie dziś wieczorem, po zamknięciu. To będzie coś w rodzaju imprezy pożegnalnej.

– Oficjalnej czy nieoficjalnej?

– Nieoficjalnej.

Bobby uniósł brwi.

– Chciałbyś wpaść? – spytał Tucker.

Jakimś cudem brwi Bobby’ego uniosły się jeszcze wyżej.

– Ja? Nie. Zamierzam zrezygnować z udziału w tym zwyczajnym włamaniu. Bez żartów! Chyba nie każesz mi iść samemu do Adama.

– Mówiłeś przecież, że zabierzesz się z Lawrence’em. Nie ma sensu, żebyśmy obaj tam szli. Poza tym nie mam teraz siły użerać się z Suzanne.

Bobby na chwilę przestał bawić się swoim kijem.

– Zerwaliście czy co?

– Myślę, że raczej zostałem zdymisjonowany.

Tucker chciał, by to zabrzmiało jak żart, lecz nie do końca mu się udało, i teraz Bobby nie wiedział, co odpowiedzieć.

Tucker odchrząknął.

– Wyobraź sobie, że mama właśnie mi powiedziała, że tata jest w naszym mieście. Wygląda na to, że mieszka gdzieś niedaleko. Mama chce, żebym raz w tygodniu jadł z nim obiad.

– Serio?

– Serio.

– Możesz odmówić?

Tucker unikał wzroku Bobby’ego, który marszczył brwi i kręcił głową.

– Dziś rano chciała odbyć poważną rozmowę na ten temat, ale trochę ją olałem i teraz staram się jej unikać.

– Przykro mi. Może szybko się stąd zmyje i nie będziesz musiał się tym przejmować.

Tucker pokiwał głową, po czym zrobił kilka kroków, starając się wyjrzeć poza pole i klatki. Po drugiej stronie drogi znajdowała się okolica, w której dorastał wraz z Bobbym. Trzy krótkie przecznice i byłby na miejscu, przy maleńkim, przypominającym paczkę krakersów domku, niegdyś należącym do rodziców jego matki, a przez te wszystkie lata wynajmowanym jej za grosze, tak by mogła związać koniec z końcem. Okropnie tęsknił za tym miejscem.

– Jeszcze jedna rundka? – odezwał się w końcu.

Bobby przytaknął i obaj przygotowali się do wciśnięcia swoich przycisków startowych.

Nagle Tucker spytał:

– A gdybym dziś wieczór włożył koszulkę, którą nosiłem w pracy, tę z Jaskini, to wyglądałoby zabawnie czy głupio? Nadal ją mam.

Bobby oparł się o swój kij i głośno westchnął.

– Była brzydka jak noc. To byłoby bardzo zabawne.3

TUCKER

– Właściwie czemu ją włożyłeś?

– To żart. Tak naprawdę nienawidziliśmy ich.

Koszmarna, nierówno zafarbowana koszulka polo z napisem „Jaskinia Rozrywki” z łuszczących się jaskraworóżowych liter rozśmieszyła Suzanne. Koszulka była zdecydowanie za krótka, ale to też wyglądało zabawnie.

Tucker wciąż nie mógł uwierzyć, że spytała, czy też może przyjść, gdy jej napisał, dlaczego nie będzie go u Adama. Nadal nie miał pojęcia, co to może znaczyć. Czy istniała szansa, że jeszcze nie wszystko skończone? Jakaś jego część wciąż miała nadzieję, że to prawda. Inna część wolała, żeby jej tu nie było, bo cały urok tego

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: