Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wybierz mnie! - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
2 czerwca 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
30,99

Wybierz mnie! - ebook

Pełna humoru, wakacyjnego klimatu i miłości lektura, idealna dla miłośników Do wszystkich chłopców, których kochałam i Kissing Booth.

Gorące lato, grecka wyspa, słońce na niebie – dla Meg wakacje nie mogły zapowiadać się lepiej! No, może trochę. Dziewczyna chciałaby zapomnieć o swoim pierwszym pocałunku, który był po prostu masakryczny. Dlatego wyznacza sobie misję: doświadczyć latem perfekcyjnego, filmowego, przyprawiającego o szybsze bicie serca pocałunku! Kiedy w jej życiu pojawia się więc trzech bardzo różnych chłopaków, wydaje się, że uda jej się osiągnąć cel. Droga do niego będzie jednak najeżona milionem kompromitujących sytuacji…

Kategoria: Young Adult
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-9137-5
Rozmiar pliku: 3,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

SOBOTA

Znacie tę sytuację, kiedy zdajecie sobie sprawę, że ktoś siedzi tak blisko, a przerwy w rozmowie stały się tak długie, że pocałunek jest nieunikniony?

Ja nie znałam – aż do teraz.

Sean: niesamowity, zabawny, bystry, megaseksowny Sean znajdował się parę milimetrów ode mnie.

Po piętnastu latach i dwóch miesiącach naprawdę miało się to wydarzyć.

Od pierwszego pocałunku dzieliły mnie nanosekundy. Ścisnęłam kciuki pod poduszką leżącą na kanapie i usiłowałam nie panikować.

Przez moją głowę przewijały się wszystkie porady, jakie kiedykolwiek obejrzałam, przeczytałam albo podłapałam z filmów klasy B.

Błagam, niech wszystko pójdzie, jak trzeba.

Błagam, obym nie okazała się beznadziejna w te klocki.

A właściwie to błagam, obym była w te klocki choć średnio normalna.

A właściwie to cofam.

Błagam, obym tylko nie zemdlała ze stresu.

Uchyliłam lewą powiekę. Uff. Sean wciąż miał zamknięte oczy, więc nie mógł zobaczyć, jak podglądam go w totalnej panice spod przymrużonych powiek. Znajdował się tak blisko, że niemal widziałam piksele, a mimo to był jak zwykle onieśmielająco boski. Jakim cudem wyglądał tak spokojnie?! Pewnie dlatego, że robił to już setki razy. Dla niego to pewnie nic wielkiego – ale dla mnie to było COŚ.

Wciągnęłam jego zapach. Pachniał męską szatnią po wuefie (ale w dobrym sensie), żelkami o smaku coli, balsamem do ust i ciepłem. Ja? Cóż, Anita zorganizowała mi właśnie kryzysowe przygotowanie do pierwszego pocałunku i zmusiła do rozgryzienia i wyplucia dwudziestu miętowych gum do żucia, więc obstawiałam, że roztaczam woń gabinetu dentystycznego.

A Sean zbliżał się coraz bardziej. Lada moment mieliśmy wejść w pełny kontakt usta-usta. Ech.

3… 2… 1… Usta-rt.

Serce wrzuciło wyższy bieg, a cała reszta mnie weszła w tryb totalnej paniki.

Byłam jedyną znaną mi osobą, która jeszcze nigdy z nikim się nie całowała – a już wkrótce ta osoba miała odejść w niepamięć. Całe moje dotychczasowe życie miało stać się przed, a za parę sekund miało rozpocząć się po.

Głowę wygięłam pod takim kątem, na jaki decydowałam się tylko podczas rozciągania z Anitą przy internetowym treningu. Czy tak to ma wyglądać? Czy powinnam się bardziej pochylić, czy zostać tu, gdzie jestem? Trudno manewrować na kanapie, która wydaje takie odgłosy… ale gdybym się w ogóle nie poruszała, mięśnie mojego brzucha mogłyby zacząć wykonywać salta, jakie wykonują na zakończenie rozgrzewki na basenie.

Skomplikowana sprawa.

Nikt mi nie powiedział, że całe moje ciało zapomni nagle, jak ułożyć się człekokształtnie. W mózgu kotłowało mi się tak, jakbym miała otwarte zbyt wiele zakładek i w każdej chwili mogła się zawiesić. Oby tylko był w stanie panować nad prostymi ruchami warg. I zapobiegać ślinieniu się.

Całowanie powinno chyba być przyjemne, a nie całkowicie paraliżujące!?

Anita obserwowała nas z drugiej kanapy. Bardzo niekrępujące, Neet! Z tego, co widziałam spod przymrużonych powiek, wyglądała tak, jakby wymachiwała zwycięsko pięściami. Od wielu tygodni usiłowała doprowadzić do tej sytuacji, bo postanowiła sobie, że ten semestr zakończę, zdejmując z siebie „klątwę pierwszego pocałunku”, jak ją sama nazwałam. Miałam wrażenie, że cienka nitka samokontroli dzieli moją przyjaciółkę od skandowania motywacyjnych haseł. Machnęłam wolną ręką, próbując dać do zrozumienia, że doceniam jej zachętę, ale może… mogłaby przestać.

ALERT DOTYKOWY.

Nos Seana właśnie dotknął mojego. Wszystko inne zeszło na dalszy plan. Ucichła nawet imprezowa nuta.

Oddychaj, Meg. Skup się. Pamiętaj, żeby nie panikować.

Panikowałam jak nie wiem co!

A teraz panikowałam, że panikuję.

− Meg – przerwał Sean.

Czy przerwa to zły znak? Czy po prostu Sean zachowuje się jak jedna z tych ekstrawaganckich szuflad kuchennych, które zamknąć się zamkną, ale zmierzają ku temu wyjątkowo powoli? Otworzyłam oboje oczu i uśmiechnęłam się, chociaż byliśmy tak blisko, że wszystko poniżej nosa się rozmazywało.

− Wolę się upewnić… Czy myślimy o tym samym?

Co powinnam odpowiedzieć? Coś uroczego i romantycznego. Myśl, myśl.

− O kuchennych szufladach?

Wyraźnie się skrzywił.

− Nie… − Odrobinę się odsunął. – Chodzi o to, że… − Jego piwne oczy wpatrywały się w moje i chyba miało to być superromantyczne, ale mnie chciało się od tego mrugać. – Miałbym wielką ochotę cię pocałować.

WOW. No proszę. Powiedział to. Jakby to nie była najbardziej przerażająca rzecz, jaka mogła się zaraz wydarzyć.

Przełknęłam ślinę.

Jak w jakiejś komedii, tak głośno, że Sean to na pewno usłyszał.

Czemu moja panika nie może objawiać się drganiem palca u nogi albo czymś równie mało widocznym?

− Hmm… to… − NAJLEPSZY POMYSŁ W HISTORII − …miłe.

Sean uśmiechnął się i odrzucił długie włosy na bok. Kiedy robił to w klasie, mdlałam wewnętrznie, teraz więc, kiedy byłam jedynym widzem, niemal mnie to przerosło. A właściwie przerosłoby, gdyby nie… to, że spore pasmo jego włosów przykleiło się właśnie do mojego błyszczyka.

Zauważył? Powinnam coś o tym powiedzieć? Czy niech sobie myśli, że odezwał mi się Syndrom Niespodziewanego Porostu Wąsów?

− Przepraszam – wymamrotałam i spróbowałam od niechcenia odgarnąć jego włosy.

Ale zsunęły się tylko i przylepiły mi do policzka, rozsmarowując na nim błyszczyk. No świetnie.

Sean to zignorował, po czym spokojnym, powolnym ruchem umieścił dłoń pod moją brodą, kciuk w kąciku ust, palce za uchem. Zrobiło mi się gorąco. Niebezpiecznie gorąco. A przecież nie doszliśmy jeszcze do samego całowania.

Usiłowałam wyluzować.

Sean znów zamknął oczy. Tak, dobry pomysł, bez wizji może będzie mniej strasznie. Poszłam w jego ślady.

Pochylałam się teraz tak bardzo do przodu, że moja prawa ręka zaczęła dyndać w powietrzu, jakby nie wiedziała, gdzie się podziać. Co, do cholerki, robi się w takiej sytuacji ze zbędnymi kończynami?

Nie znalazłszy odpowiedzi, położyłam dłoń na jego dłoni. Czy tak to się robi?

Zsunął mi się z kciuka pierścionek, ale go zignorowałam. W tej chwili musiałam skoncentrować się na tym potencjalnie przełomowym wydarzeniu.

Teraz albo nigdy.

Z duszą na ramieniu nachyliłam się i wreszcie go pocałowałam.

…A przynajmniej taki był plan.

Nachylić się nachyliłam. Ale tam, gdzie siedział dotąd Sean, trafiłam teraz na pustkę.

Nie wiedząc, co się dzieje, otworzyłam oczy. Gdzież on się podział?

I w zupełnie nieodpowiedniej chwili to odkryłam. Schylił się, żeby podnieść mój pierścionek.

Co oznaczało, że właśnie znów się podnosił.

A tam, gdzie dotąd była pustka, teraz znajdowałam się ja. Z opuszczoną głową. Z otwartymi ustami gotowymi na pocałunek, który nie nastąpił. Bo jedyne, co nastąpiło, kiedy Sean się wyprostował, to grzmotnięcie moich zębów o sklepienie jego nosa.

Było je aż słychać.

Całość przypominała scenę z horroru.

I tak też wyglądała, bo moment uderzenia w całej jego tryskającej krwią chwale zarejestrowały przynajmniej cztery różne telefony. Sean miał się rozprawić z klątwą pierwszego pocałunku, zamiast tego jednak ja rozprawiłam się z jego nosem.ROZDZIAŁ PIERWSZY

− Ale serio, czy wśród licznych porad, które czytałyśmy na temat pierwszych pocałunków, którakolwiek choćby wspominała, żeby mieć na podorędziu apteczkę?

Anita postawiła tacę na stole i się roześmiała – ale po minipauzie, jakby się upewniała, czy to pożądana reakcja. Wciąż byłam obolała, zarówno dentystycznie, jak i mentalnie.

Przycisnęłam język do przednich zębów, żeby sprawdzić, czy któryś się nie kiwa w konsekwencji prawie wyszczerbienia ludzkiej kości. Uff. Sześć dni i wciąż trzymają się mocno.

Neet wcisnęła się koło dwóch dziewczyn, które jadły obok nas. Chodziły chyba do klasy niżej. Przez cały tydzień starałyśmy się na wszelki wypadek nie siadać koło uczestników imprezy. Wystarczyły mi już internetowe komentarze – nie potrzebowałam ich też na żywo.

Anita wyglądała na zamyśloną, kiedy uniosła do ust widelec z ziemniakiem w mundurku i groszkiem. Pięćdziesiąt procent groszku spadło z powrotem na talerz.

− Mogę już powiedzieć, że nie stało się nic takiego?

Wróciłam myślami do soboty i wydałam z siebie drżące, jękliwe „brrrrr”, jakby moje ciało opuszczał duch zombie.

− Odpowiem ci może za jakieś czterdzieści lat.

W mojej głowie pojawił się obraz Seana trzymającego się za nos, podczas gdy Sasha, dziewczyna, u której odbywała się impreza, krzyczała: „KTO WIE, JAK WYWABIĆ KREW Z DYWANU?!”. Zasłoniłam oczy kucykiem, jakbym mogła ukryć się przed tym wspomnieniem.

− Cofam… za pięćdziesiąt.

Mama twierdzi, że przesadzam. Powtarza to jakieś sto razy dziennie, ale ja się z tym nie zgadzam. Zwłaszcza nie w tym przypadku. To, co wydarzyło się na imprezie, zmieniło wszystko.

Zawsze żartowałam, że ciąży nade mną klątwa pocałunku, ale teraz wiedziałam, że jest prawdziwa, podobnie jak wszyscy tam obecni i wszyscy mający dostęp do internetu. Czyli… wszyscy.

Sean podobał mi się od początku semestru, ale totalnie to wypierałam, dopóki Neet nie przyłapała mnie na ślinieniu się do niego podczas prezentacji na temat osadów ściekowych. Zorientowała się, że jeśli ktoś mówi „skrzepnięty szlam ściekowy”, a ja się nadal do niego szczerzę, to musi być coś poważnego.

Ponieważ więc zbliżała się impreza u Sashy, a ja miałam na koncie coraz więcej godzin jako Wielka Niepocałowana, doszłyśmy do wniosku, że powinnam rzucić się na głęboką wodę. Odhaczyć to. Stracić pocałunkowe dziewictwo.

Neet zafundowała mi bardzo intensywny program szkoleniowy, który opierał się na oglądaniu komedii romantycznych w celach pozytywnej wizualizacji. Trudno było zmieścić go w tygodniowym harmonogramie przy sprawdzianach, ale… trzeba mieć jakieś priorytety. W zeszły piątek zaczęłam wreszcie myśleć, że nie mam nic do stracenia (na tamtym etapie zupełnie nie brałam pod uwagę tak kluczowych spraw, jak „godność”, „szacunek” i „czucie w wardze/przednich zębach”).

Ale byłam przerażona. W zeszłym roku podczas szkolnego ogniska miałam okazję kogoś pocałować, ale stchórzyłam i od tamtej pory oficjalnie zaczęłam mieć z tym problem. Z moją klątwą pierwszego pocałunku. Neet stwierdziła, że istnieje tylko w mojej głowie, ale ja wiedziałam, że jest prawdziwa.

Nie przeszkadzało mi bycie przeklętą – nie znosiłam rzeczy, z którymi słabo sobie radziłam, a przecież nie mogłam być dobra w czymś, czego nigdy nie próbowałam. Więc może całowanie się nie było dla mnie? Oczywiście Neet powiedziała, że nic mi nie będzie, bo nie jestem tak naprawdę zakochana w Seanie, poza aspektem wizualnym, więc nie będę się nawet bała. Powinnam po prostu zedrzeć plaster i już.

O ironio, skończyło się na tym, że to on musiał przylepić plaster. A w zasadzie nawet kilka.

Au.

Neet szturchnęła mnie w ramię ze skrzywioną miną.

− Ej. Co mówiłyśmy? Żadnego. Rozpamiętywania.

− Nie wiem, co masz na myśli – skłamałam, o czym obie dobrze wiedziałyśmy.

Łatwo jej było mówić. Całowała się z wieloma chłopakami – i nie okaleczyła ani jednego. A i tak żaden jej się nie podobał. Uważała, że mnie pisana jest wielka historia miłosna. A ona sama? Nigdy nie pozwalała sobie na zaangażowanie.

− Meg. Masz taką samą minę, jak kiedy próbowałyśmy oglądać Nie otwieraj oczu.

Po zeszłej sobocie drugi najgorszy wieczór w moim życiu – ten film był przerażający. Ale było mi zbyt smutno, żebym mogła się uśmiechnąć, a Neet zdała sobie sprawę, że szorstka miłość nie działała przesadnie dobrze na kogoś o emocjonalnym stanie marshmallow. Ścisnęła mnie za rękę.

− Nie martw się… Życie jest po to, żeby żyć, nie po to, żeby odtwarzać w zwolnionym tempie wydarzenia sobotniego wieczoru. – Wzięła chipsa. – No i żeby jeść chipsy. Masz ochotę?

Nie znałam nikogo innego, kto jako dodatek do ziemniaków w mundurkach wybrałby chipsy. Ale Neet była jedyna w swoim rodzaju. Przyjęłam smażoną gałązkę oliwną.

Sean nie odzywał się do mnie przez cały tydzień, mimo okrzyków: „Uważaj, Sean, bo cię Meg-ryzie”, kiedy tylko znajdowałam się w pobliżu. Oboje zostaliśmy otagowani na wszystkich sobotnich zdjęciach, choć podobno obejrzał je dopiero w niedzielę, bo na pogotowiu nie było zasięgu.

− Możemy udawać, że to się nigdy nie wydarzyło? – spytałam.

Neet pokiwała stanowczo głową, ochoczo godząc się na wszystko, dzięki czemu przestanę rozczulać się nad sobą.

− Czyli między innymi nie rozmawiać o tym. – Musiałam wiedzieć, czy zrozumiała powagę sytuacji. – Ani nie sprawiać wrażenia, jakbyś się zastanawiała, czy o tym nie porozmawiać. A właściwie to nie uznawać istnienia Seana. I chłopców w ogóle, jak już przy tym jesteśmy. – Tak, to mi się podobało. – Tak będzie łatwiej.

Neet spojrzała na mnie, jakby mi rozum odjęło, ale też tak, jakby w roli najlepszej przyjaciółki należało się po prostu urodzić.

− Jeśli ma cię to pocieszyć. – Zgarnęła z mojego talerza wegetariański kotlecik. – Wiesz, że moje milczenie zawsze można kupić kotlecikiem. Ale następnym razem, kiedy będę czegoś potrzebowała, to twoja kolej, żeby pomóc mnie, dobrze?

− Dla ciebie wszystko.

Mówiłam szczerze. Neet była dla mnie ważniejsza niż większość jedzenia.

− Obiecujesz? – Wyciągnęła mały palec.

− Obiecuję. – Oplotłam go swoim.

Jeżeli coś sobie obiecywałyśmy, to tak właśnie musiało być.

Jeśli chodzi o najlepsze przyjaciółki, Neet była najlepszą z najlepszych. Najlepsza Najlepsza Przyjaciółka. Mama i tata ciągle się czepiali, że tkwię z nosem przylepionym do telefonu (niestety nieprawda, bo gdyby tak było, nie miałabym najbardziej pokiereszowanego ekranu na świecie), żebym nie spóźniała się na treningi pływackie albo że wysyłanie wiadomości złożonych z samych pytajników nie jest w porządku. (O co im chodziło?) (???) Miałam też młodszą siostrę Olive, której głównym zajęciem było stawanie na głowie, żeby wyprowadzić mnie z równowagi. Ale Neet? Trzymała ze mną sztamę niezależnie od sytuacji i zawsze wiedziała, co zrobić, żeby było lepiej.

Najwyższa pora, żebym przestała zachowywać się jak samolubna kupka nieszczęścia i zaczęła być lepszą przyjaciółką. W końcu mieliśmy ostatni dzień semestru.

− No dobra. – Odłożyłam widelec, którym wymachiwałam. – Chciałabym uczcić ten monumentalny ostatni dzień najgorszego semestru w naszym życiu. – Neet pokiwała powoli głową z poważnym uśmiechem. – Podziękować, że zawsze mogłam na ciebie liczyć.

Neet pozwalała marudzić o moich problemach dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, a sama nigdy nie mówiła o swoich. Ponieważ jej mama leżała w szpitalu, ten semestr był dla niej znacznie gorszy niż dla mnie.

− Za odjazdowe lato. – Rozejrzałam się po stołówce. – I za to, że nie zobaczymy tego miejsca przez niemal caaaaluteeeeńkie dwa miesiące.

Pochyliłam się nad stolikiem i przytuliłam ją, starając się nie zwracać uwagi na to, że z całą pewnością utytłałam sobie biust w jej ziemniakach, a ona włączyła Tryb Skrępowany. Moja najlepsza kumpela i emocje szły ze sobą w parze równie dobrze jak mocny makijaż i oglądanie Gwiazd naszych wina.

− Dziób w dziób, aż po grób. Ale, ale… − Odwróciła się w stronę podwójnych drzwi. – Czyżby pan Finch był u fryzjera?

Nie musiałam nawet się odwracać, żeby wiedzieć, co kombinuje. Nie zamierzałam dać się jej na to nabrać (chociaż obie siedzące obok nas dziewczyny obróciły się, żeby popatrzeć – klasyczna wtopa początkujących podsłuchiwaczek). Zmiana tematu to mechanizm obronny Neet.

− Kobieto, on jest łysy.

Ale upiekło się jej, bo mój telefon zawibrował. Esemes od taty. Pisanie do mnie w porze lekcji nie było do niego podobne. To pewnie jednorazowe potknięcie w protokole przestrzegania zasad.

Mrużąc oczy, wpatrywałam się w ekran. Odczytanie na nim czegokolwiek przypominało łamanie szyfru. Musiałam zalepić go taśmą bezbarwną, żeby odłamki szkła nie wbijały mi się w palce.

TATA: Nie zapomnij o rodzinnej kolacji o 19

Jakby to było możliwe. To nasza piątkowa niepodważalna tradycja.

TATA: CHCEMY CI Z MAMĄ COŚ POWIEDZIEĆ…

Po prostu cudownie. To najbardziej przerażające zdanie, jakie może paść od rodziców. Czy wielkie litery były celowe, czy raczej stanowiły jedynie kolejny fail w relacji rodzice–telefon? Pokazałam wiadomość Neet, ponieważ byłam zbyt przerażona, żeby coś powiedzieć. Jej twarz zrobiła się biała.

− Myślisz, że…?

− Nie-e. Nie mogą mieć kolejnego dziecka. – Nie byłam pewna, czy to odpowiedź, czy błagalna prośba zanoszona do wszechświata. – Spłodzili już szatańskie nasienie w postaci Oli. Kolejne mogłoby okazać się obcym, który wyjdzie na świat, wygryzając w mamie dziurę.

Neet spojrzała na mnie tak, jakby nie była na stówkę pewna, co odpowiedzieć. Nie dziwię się.

− A o co innego może chodzić?

Ale nie otrzymałam odpowiedzi z normalniejszą teorią, jak na przykład awans mamy, bo ktoś koło nas stanął. Nie, nie ktoś. Dwa ktosie. Dwóch gości z lekcji matematyki, których ostatnio widziałam na imprezie.

Oby nie zjawili się tu, żeby pogadać ze mną o zeszłym tygodniu.

− Cześć wam. – Ten wyższy włączył się do naszej rozmowy.

Spojrzałyśmy z Neet po sobie, obie równie zdezorientowane.

− No, cześć… − Na całe szczęście Neet odpowiedziała za nas obie. – W czym możemy wam, hmm, dziś pomóc?

Przybrała swój ton pod tytułem „odbieram telefon od nieznanego numeru”, ale nie mogłam rzucać kamieniem, skoro sama byłam w trybie wyciszenia.

− Przynieśliśmy wam to. – Ten niższy rzucił na stół kartkę. – Oldskulowe, ale im więcej osób, tym lepiej, prawda?

Na zdjęciu widniał nasz dyrektor, pan Waterman, z wklejoną w Photoshopie zapłakaną twarzą Kim Kardashian.

NIE MA JAK DOMÓWKA U KIM KARDASHIAN.

ALE NIGDY NIE DOSTANIECIE NA NIĄ ZAPROSZENIA.

WPADAJCIE WIĘC NA HILLCREST AVE 21

NA DRUGĄ EDYCJĘ SAMFEST.

WEŹCIE PIWO. ALBO PRZYJACIÓŁ Z PIWEM.

Siedzące obok nas dziewczyny wykręcały szyje, żeby przeczytać napis, i widać było, że marzą o takim zaproszeniu, ale u mnie sama myśl o imprezie wywoływała chęć ucieczki z krzykiem: „Co wam odbiło, ludzie? Jestem jak bezludna wyspa, potrzebuję samoootnoooości!”. Zrobiłam to, co zawsze w nagłych wypadkach: zaczęłam powoli mrugać powiekami w nadziei, że chwila minie.

− Przyjdziecie? – Wyższy klepnął Neet w plecy.

To musiał być Sam. Neet odpowiedziała takim spojrzeniem, że z całą pewnością nigdy więcej nie klepnie bliżej nieznanej dziewczyny w plecy.

− No… hmm… − Szukałam słów.

Nie przywykłyśmy do takich sytuacji. Nie należałyśmy do osób, które zapraszano na imprezy, zwłaszcza nie na dwie na przestrzeni kilku tygodni. To pewnie jedna z tych domówek, na której jedyne kryterium doboru gości to „musi oddychać”.

Czy byłam w stanie wymyślić idealny sposób odmówienia, przy którym wyszłybyśmy na interesujące i wyluzowane – a nie ujawniłabym rzeczywistości: że nigdy więcej nie mogę znaleźć się w towarzyskiej sytuacji, w której biorą udział chłopcy, i że zdecydowanie wolę zostać z Neet w domu, w pasujących do siebie piżamach, które świecą w ciemnościach, z popcornem w dłoni, i obejrzeć po raz kolejny Do wszystkich chłopców, których kochałam?

− Neet, twoja decyzja…

Zostawiłam jej poradzenie sobie z sytuacją. Spojrzała na mnie, usiłując odczytać moje myśli.

− Hmm… − Powiedz nie, Neet. − Najprawdopodobniej, prawda, Meg?

Nieprawda, Neet! Kopnęłam ją pod stołem. Spojrzała na mnie z miną „No cooo?”, ale wiedziała dokładnie „cooo”.

Wyższy przechylił głowę, patrząc na mnie dziwnie.

− A więc jesteś Meg? – Przez jego twarz przebiegł uśmiech. – Ta Meg?

Wiedziałam dokładnie, o co pyta. Pytał, czy jestem tą Meg, z której wszyscy nadal jeszcze się nabijali. Poczułam aż nazbyt znajome ukłucie wstydu i znów zapragnęłam zapaść się pod ziemię. Albo zacząć krzyczeć. Albo wykazać Neet, że to mocny argument na korzyść mojego planu, żeby zaczęła zwracać się do mnie drugim imieniem. Ale udało mi się jedynie wykrztusić schrypnięte:

− Jestem jakąś Meg.

Jego twarz rozpromieniła się jeszcze bardziej z radości, że natrafił na żyłę złota w postaci przezabawnego gościa imprezy.

− W takim razie musicie przyjść.

Tak, stałam się dziką kartą: osobą, którą zapraszano, żeby dostarczyć rozrywki pozostałym gościom. Nie ma opcji, żeby moja noga postała na jego kretyńskiej imprezie.

− W zasadzie to jesteśmy zajęte… − Nie dało się ukryć, że mam dość. – Zapomniałaś, Neet?

Niższy nie wyglądał na przekonanego.

− Zajęte czym?

− Pogrzebem w rodzinie.

Trochę mroczne. Muszę popracować nad spontanicznymi kłamstwami. Może mogłabym to jakoś uwiarygodnić? Szczegóły stanowią kluczowy element.

− …Ciotecznej… babki… Matildy.

Neet robiła mało dyskretnie wielkie oczy. Niezbyt dobry znak.

Starałam się wyglądać na jak najbardziej zasmuconą tym następującym w niefortunnym momencie zejściem nieistniejącego członka rodziny.

− …Świetny początek wakacji, prawda?

Wysoki się uśmiechnął.

− A więc wiecie, kiedy odbywa się Samfest?

Przyłapał mnie.

− W sobotę? – zgadłam wymijająco.

− Nie – rzucił niczym wyzwanie. – W piątek, w święto narodowe. Tak jak w zeszłym roku.

Skrzywiłam się, jakby ten termin był równie problematyczny.

− Aaa, szkoda. Mam, hmm… − Muszę wymyślić coś nowego. – Kolejny rodzinny pogrzeb.

Wyższy wydał z siebie przeciągłe: „Taaa”. Niższy tylko się roześmiał.

Neet, w geście solidarności, zachowała pełną powagę.

− To bardzo śmiercionośny miesiąc.

− Ale to dopiero za trzy tygodnie – odparował od razu Wyższy, Neet jednak to nie zraziło.

− Planują z wyprzedzeniem… Lepsze ceny grobowców.

Tak, oszukałam w sumie zero osób. Rozejrzałam się wokół – może mogłam po prostu wyjść? Nasze sąsiadki wyglądały tak, jakby nie mogły uwierzyć, że ktoś taki jak ja rezygnuje z zaproszenia na taką imprezę. Co natchnęło mnie pomysłem…

− Ale te tutaj wyglądają na niezajęte. – Przesunęłam zaproszenie w ich kierunku i wskazałam je Niższemu. – Im więcej osób, tym lepiej, prawda?

Przynajmniej mój brak życia towarzyskiego mógł choć odrobinę poprawić życie towarzyskie innych osób.

Wyższy poprawił sobie plecak na ramieniu.

− No to następnym razem, Megryzoniu. – Skinął głową w kierunku Neet. – Przyjaciółko Megryzonia. – Spojrzał znów na mnie. – Przekaż kondolencje rodzinie, przeżywają pewnie ciężkie chwile.

Zrobiłam najpoważniejszą minę, na jaką było mnie stać.

− Dziękuję.

Obaj wreszcie przenieśli się do siedzących obok nas dziewczyn. Kiedy zajęli się rozmową, Neet nachyliła się do mnie.

− Naprawdę, Meg? – szepnęła. – Pogrzeb?! Następnym razem powiedz przynajmniej, że to wesele!

− Spanikowałam, dobra? – odparłam szeptem.

− Mogłaś się po prostu zgodzić.

− Neet, WIESZ, że nie mogłam. – Zaczęłam dźgać jedzenie na talerzu, czując wyrzuty sumienia, bo miałam świadomość, że zachowałam się samolubnie. – Ale ty idź, jeśli masz ochotę.

Parsknęła.

− No co ty, bez ciebie? A z kim miałabym pójść? Z tatą?

Wzruszyłam ramionami.

− Z dowolną osobą, która nie będzie brała udziału w moim pogrzebie rodzinnym, rzecz jasna.

Skrzyżowała ramiona.

− Jedyne, co tu umiera, to twoje życie towarzyskie. – Bezgłośnie powiedziałam: „szach mat”, ale ona ciągnęła dalej. – Ale jeśli sądzisz, że będę stała i patrzyła, jak rezygnujesz z każdej rozrywki tego lata, to chyba coś ci się pomyliło.

Od razu poczułam się koszmarnie. Mama Neet znalazła się przed Wielkanocą w szpitalu, po tym jak upadła w drodze do pracy i złamała nogę. Kiedy ją zoperowali, odkryli zakażenie, które doprowadziło do sepsy, więc od tamtej pory trzymano ją na silnych lekach na oddziale, gdzie powoli odzyskiwała siły. Wciąż nie miałyśmy pojęcia, kiedy wróci do domu, i można było bez cienia wątpliwości stwierdzić, że ten semestr był megastresujący. Ustaliłyśmy więc z Neet, że w wakacje będziemy próbować różnych rzeczy i zobaczymy, dokąd nas to zaprowadzi. Ja podejrzewałam, że na jej kanapę przed YouTube, ale byłam otwarta na obalenie tych podejrzeń. Moje poczucie winy ujawniło się jednak w postaci zgryźliwości.

− Nie mam pojęcia, o czym mówisz. – Wiedziałam bardzo dobrze, o czym mówi.

− Meg, masz piętnaście lat, nie pięćdziesiąt.

− Co masz na myśli? – Wiedziałam, co ma na myśli, ale grałam na zwłokę, żeby wymyślić powody, dla których powinna pozwolić mi na towarzyską alienację.

− Mam na myśli to… − wysyczała – że musisz w końcu zapomnieć o tej całej sprawie z pierwszym pocałunkiem i…

Ale nie dokończyła syczenia na mnie, bo Niższy znów się do nas przysunął.

− Nie chciałbym przeszkadzać. – Widać było, że chce. – Ale gdyby z jakichś powodów odwołano pogrzeb… − Zamknęłam oczy w nadziei, że możemy wszyscy zapomnieć o tej chwili. – Wszystkie szczegóły dotyczące imprezy znajdziecie na moim Snap…

− Przyjdziemy – zawołała za nim Neet, gdy odchodził.

Zaserwowałam jej maksymalne uniesienie lewej brwi.

− Przepraszam, Meg, musiałam. – Nie sprawiała wrażenia skruszonej. – Bo mam plan.

W ustach Neet to zawsze oznaczało niepokojące wieści. Jej pies, Barks and Rec, nadal nie doszedł do siebie po próbach pozyskania dla niego Instasławy. Wybiegał z pokoju, gdy tylko dłoń Neet zbliżała się do butelki z lakierem.

− Wymyśliłam idealny sposób, żebyś mogła stać się na powrót Meg.

− Możemy pogadać o tym kiedy indziej?

Oparłam się zgarbiona na łokciach. Zeszła sobota była zbyt okropna, żeby ryzykować jakąkolwiek powtórką.

− Nie, nie możemy! Bo przez cały czas, kiedy obsesyjnie rozmyślasz nad tym, co wydarzyło się z osobą, której imienia nie wolno wymieniać, tak, znowu zrobiłaś tę minę – przymknęłam oczy i usiłowałam przywrócić na twarz brak wyrazu – tkwisz w rozrywkowym impasie. Pora poczynić jakieś kroki.

− Ale Neet… − Siadłam prosto, żeby zaoponować. – Nie wybierałam życia ponuraka, to ono wybrało mnie.

− Nie. Nie kupuję tego. Chciałabym ci przypomnieć, że to miało być nasze lato próbowania różnych rzeczy. – Tak, wbijaj mnie w poczucie winy. – A zaledwie parę minut temu OBIECAŁAŚ, że wyświadczysz mi dowolną przysługę. – Jęknęłam. – Więc pytam po raz kolejny. Wchodzisz w to?

Wiedziała, że nie mogę odmówić. W naszym świecie obietnica to obietnica.

− Jasne.

Nie miałam najmniejszych wątpliwości, że to kiepski pomysł.

Neet wyglądała na niepokojąco zadowoloną z siebie.

− Świetnie. Mam doskonały plan na wyleczenie cię z imprezowej paniki… − Uzbroiłam się, bo jej plany były zazwyczaj koszmarne i/lub nielegalne. – Ty, Meg, musisz zmierzyć się z własnymi lękami!

− Gołębie z zębami?

− Nie… chociaż też się liczy. Musisz sobie udowodnić, że nie ciąży nad tobą klątwa pocałunku.

Roześmiałam się.

− Błagam cię, ustaliłyśmy już, że koniec u mnie z chłopakami.

Oraz wszelkimi przejawami życia towarzyskiego. Odstawiłam talerz na tacę i zaczęłam się podnosić.

− Za późno. – Neet nie ruszyła się z miejsca. Wyzywająco skrzyżowała ręce na piersi. – Obiecałaś.

Zatrzymałam się w połowie drogi do góry, bo strach przeobraził mnie w żywy posąg.

− Co dokładnie obiecałam?

Uśmiechnęła się, jakby to była dla mnie jedna prosta kwestia do odhaczenia.

− Wydostać się z imprezowego impasu.

− A jak niby miałabym to zrobić?

− Proste. – Dźwignęła się, podekscytowana wielkim finałem. – Ty, Meg, z moją pomocą spędzisz nadchodzące wakacje na zorganizowaniu najlepszego na świecie drugiego pocałunku.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: