Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Z piekła do nieba - Ponadczasowe historie miłosne Barbary Cartland - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
21 czerwca 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
9,99

Z piekła do nieba - Ponadczasowe historie miłosne Barbary Cartland - ebook

Markiz Linden po ostatnich zawodach konnych ma duże zmartwienie. Jego koń przegrał bowiem z koniem jego największego rywala. Co więcej okazuje się, że była to niesłuszna przegrana, gdyż rywal posunął się do oszustwa. Co więcej od swojego przyjaciela Peregrina dowiaduje się, ze królowa zamierza wydać jego rywala Branscombea za jego podopieczną. Jest nią Mirabella- piękna córka jego kuzyna, która odziedziczyła bardzo duży majątek. Markiz wie, że nie może do tego dopuścić. Aby uchronić Mirabellę chce znaleźć inną młodą dziewczynę, którą przedstawi jako Mirabelle i to ona wyjdzie za Branscomba. Czy uda mu się znaleźć odpowiednią kandydatkę? Czy markiz sam nie wpadnie w zastawione przez siebie sidła?

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-117-7027-6
Rozmiar pliku: 404 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OD AUTORKI

Nie rozstrzygnięte Derby rozpoczynają tę opowieść o miłości i nienawiści, nieszczęściu i szczęściu. Właściwie, w historii tego największego na świecie wyścigu o Błękitną Wstęgę Toru, miały miejsce dwa nie rozstrzygnięte biegi.

W 1828 roku _Cadland_ księcia Rutlandii minął metę łeb w łeb z _Colonelem_ Edwarda Petre’a Zgodnie z ówczesnymi regułami bieg powtórzono później, po południu, i zwyciężył _Cadland._

Jeden z najbardziej znaczących wyścigów w historii Derby, odbył się w 1884 roku, w czasie wiosennego spotkania w Newmarket. Książę Batthyánny, niezmiernie podekscytowany, wystawił wtedy _Galliarda,_ syna swojej ukochanej klaczy _Gallopiny._ Spodziewał się zwycięstwa i dwóch tysięcy gwinei nagrody. Jednak napięcie okazało się dla księcia zbyt wielkie – zmarł na atak serca, wchodząc do sali jadalnej Klubu Dżokeja, Jego śmierć niewątpliwie zmieniła historię tego wyścigu, gdyż zgodnie z obowiązującymi przepisami, zgłoszenie jego źrebaka, _St. Simona,_ zostało wycofane. _St. Simon,_ jak się później okazało, został najwspanialszym wyścigowym koniem wszech czasów i, naturalnie, najlepszym reproduktorem wśród angielskich koni wyścigowych. Nie ma wątpliwości, że mógł wygrać Derby 1884 roku.

Pod jego nieobecność _Harvester_ sir Johna Willoughby’ego i _St. Gatien_ Johna Hammonda minęły metę łeb w łeb. Organizatorzy wyścigu dali właścicielom koni możliwość powtórzenia biegu lub podzielenia się zwycięstwem, a oni jednomyślnie wybrali to drugie.ROZDZIAŁ 1

ROK 1831

Czekanie na bieg przeciągało się, jak to zazwyczaj bywa z długimi dystansami i przy licznych falstartach.

Markiz Alchesteru, który przez lornetkę obserwował oddalone konie, westchnął zniecierpliwiony.

– Jesteś zaniepokojony, Linden? – zapytał Peregrine Wallingham.

– Nie, pewny wygranej – odrzekł markiz. Jego przyjaciel uśmiechnął się.

– Dokładnie to samo twierdzi Branscombe.

Markiz spochmurniał. Dobrze wiedział, że _Grunpowder_ hrabiego Branscombe’a stanowił zagrożenie dla jego _Highflyera,_ ale niezachwianie wierzył w zwycięstwo swego konia.

Ogromny, charakterystyczny dla tego wyścigu, tłum wypełniał całe wzniesienie. Wszyscy miłośnicy Derby z niecierpliwością czekali na bieg o Błękitną Wstęgę Toru. I, mimo że nie było to oficjalne święto, mało który pracodawca w kraju mógłby liczyć na swoich pracowników jeśli tego dnia znaleźliby się oni w pobliżu Epson.

– Wystartowali!

Okrzyk przeszedł we wrzask. Bomba poszła w górę, a konie rozpoczęły długi bieg do Łuku Tattenham, a później wzdłuż prostej przed trybunami. Była to doskonała okazja dla kieszonkowców, gdyż uwagę wszystkich skupiły na sobie konie.

W ciągu niecałych trzech minut będzie po wszystkim, a koniec biegu zasygnalizuje wypuszczenie gołębi pocztowych, które okrążą trybuny i poniosą nazwisko zwycięzcy gazetom i bukmacherom w całym kraju.

Wzdłuż całej trasy wznoszono okrzyki.

Na trybunie Klubu Dżokeja ważniejsi właściciele obserwowali konie swoje i te, na które stawiali. Panowała tu cisza i pełna koncentracja.

Peregrine Wallingham czuł dodatkowe napięcie spowodowane rywalizacją między hrabią Branscombem a markizem Alchesteru. Ci dwaj byli bowiem odwiecznymi wrogami, a Peregrine, najstarszy i najbliższy przyjaciel markiza, prawie tak samo jak on, nie lubił hrabiego. Jednym z powodów tej niechęci był fakt, że hrabia Branscombe uważał się nie tylko za najznakomitszego sportowca w kraju, ale także za człowieka najwyższego, po królu, rangą. Władczo odnosił się do książąt, markizów i hrabiów i podkreślał, zresztą zgodnie z prawdą, że jego krew i starodawny tytuł czynią go wyższym nad nimi. Uważał, że tylko z powodu dziwnego zrządzenia losu on sam nie jest kandydatem do tronu! Szczególnie irytowało markiza to, że hrabia twierdził tak nie bez racji. Rzeczywiście był wybitny i miał wyjątkowe szczęście w sportach, które uprawiał. Faktycznie jego konie w ciągu ostatnich dwóch lat wygrywały klasyczne wyścigi, ale i konie markiza utrzymywały się w czołówce. Obaj panowie byli wyjątkowymi strzelcami oraz wybitnymi pięściarzami – amatorami, obaj słynęli w Izbie Lordów z elokwencji, a parowie tłumnie tam podążali, by posłuchać ich sporów. Jednak to markiz miał powodzenie w towarzystwie, nie hrabia. Chociaż obaj ogromnie próżni i pyszni, markiza lubiano, a hrabiego – jak przyznawano za jego plecami – uważano za nie do zniesienia.

Konie wyszły właśnie z Łuku Tattenham i podążały dobrym tempem wzdłuż ostatniej prostej. Ogromny tłum zasłaniał widok i trudno było dokładnie zobaczyć, który koń prowadzi, dopóki nie zbliżyły się. Okrzyk _„Gunpowder! Gunpawder!”_ tonął w skandowanym: _„Highflyer! Highflyer!”,_ a kiedy konie zbliżyły się, Peregrine Wallingham wyszeptał:

– Mój Boże, to będzie bardzo wyrównany finisz!

Wiedział, ze markiz też zdawał sobie z tego sprawę, wprawdzie nic nie mówił, ale napięcie ogarnęło całe jego wysportowane ciało.

Peregrine Wallingham usłyszał, jak stojący obok hrabia mamrotał:

– Dalej, niech cię!

Okrzyki tłumu nasilały się wraz ze zbliżaniem koni. Peregrine Wallingham zobaczył, że dwa na przedzie biegną niemalże łeb w łeb i nie można było ocenić, który pierwszy minie linię mety. Dżokeje trzymali wzniesione palcaty, ale już nie używali ich. Każdy koń chciał być najlepszy i wszystkimi siłami dążył do zwycięstwa. Gdy przecięły linię mety, przez tłum przebiegł szmer zdziwienia. Bywalcy wyścigów wiedzieli, co to znaczy.

Prawdopodobnie po raz drugi w ciągu pięćdziesięciu lat bieg derby nie został rozstrzygnięty.

– Mój, o nos, tak sądzę! – napastliwie powiedział hrabia ze złością odkładając lornetkę.

Markiz nie raczył odpowiedzieć. Odwrócił się i wyszedł z loży, a za nim podążył jego przyjaciel, Peregrine Wallingham. Udali się, przeciskając przez tłumy, w kierunku bramy, przez którą wprowadzano i wyprowadzano konie.

– Nigdy nie widziałem czegoś tak niezwykłego! – wykrzyknął Peregrine idący obok markiza.

– Nie wierzę, żeby był pomiędzy nimi chociaż cal różnicy. Cokolwiek może się wydawać hrabiemu Branscombe.

– Masz rację. Jednak współczuję ci, że nie mogłeś wygrać. Branscombe przez ostatni miesiąc był pewny zwycięstwa swojego konia i jestem przekonany, że z tego powodu podniósł stawki zakładów.

Markiz spojrzał ostro na przyjaciela.

– Chyba nie stawiałeś na _Gunpowdera?_

– Oczywiście, że nie. Ostatniego pensa postawiłbym na _Highflyera,_ ale niestety, niewiele mi zostało.

Markiz zaśmiał się.

– Powinieneś trzymać się koni – powiedział. – Na dłuższą metę są tańsze niż kurtyzany.

– Odkryłem to już dawno – zgodził się Peregrine. – Ale ta mała tancerka z Covent Garden ma magnes, który sprawia, że gwinee wylatują z mojej kieszeni szybciej, niż je tam wkładam!

Mówił ponuro, lecz markiz nie słuchał. Obserwował swoje konie biegnące kłusem po torze. Zauważył, że jego dżokej sprzecza się ostro z jeźdźcem hrabiowskiego _Gunpowdera._ Dopiero gdy hałas wiwatującego na cześć zwycięzców tłumu uniemożliwił im usłyszenie się, mogli się skoncentrować na triumfalnej jeździe po specjalnie dla nich oczyszczonym torze. Jechali w kierunku pomieszczeń Wagowych. Dżokeje wprowadzili konie do boksów, gdzie już czekał markiz. Spytał swego dżokeja, gdy ten zsiadł z konia:

– Co się stało, Bennett?

– Najechał i zablokował mnie, kiedy wychodził z Łuku Tattenham w prostą, milordzie. Gdyby nie to, pokonałbym go łatwo!

Markiz skrzywił się.

– Czy to prawda? – zapytał. – Jesteś pewien tego, co mówisz?

– Zachowywał się tak źle, jak to tylko możliwe, milordzie. I taka jest prawda.

– Wierzę ci – powiedział markiz. – Ale wątpię, czy możemy coś na to poradzić. Idź się zważyć.

Niosąc swoje siodło dżokej udał się w kierunku wagi, którą obsługiwali organizatorzy wyścigów. Kiedy do niej doszedł, minął go, z szyderczym uśmiechem na twarzy, dżokej hrabiego. Szeptem, tak że nikt oprócz dżokeja markiza go nie słyszał powiedział:

– Co, popłakujesz? I tak nic ci z tego nie przyjdzie.

Bennett został wcześniej już ostrzeżony przez markiza, by nie wdawał się w bijatyki czy też kłótnie w obecności organizatorów wyścigów. Obojętnie kto miał rację, konsekwencje ponieśliby obaj. Bennett wykrzywił więc usta w grymas i nic nie odrzekł. Gdy ponownie podszedł do markiza, powiedział:

– Dopadnę tego Jake’a Smitha, nawet gdyby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobię! Jeździ nieczysto i właśnie dlatego nikt nie chciał go zatrudnić, dopóki Jego Lordowska Mość go nie przyjął.

Oczy markiza zwęziły się.

– Rzeczywiście tak było? – zapytał.

– Wszyscy o tym wiedzą milordzie. Jake Smith błagał o jazdę trzy miesiące temu.

Markiz milczał przez chwilę. Potem pogratulował swojemu dżokejowi, obiecał tę samą bardzo wysoką nagrodę i dołączył do Peregrine’a. Podzielił się z nim usłyszaną wiadomością a Peregrine skomentował:

– Słyszałem różne plotki o tym dżokeju jeszcze zanim wziął go Branscombe, ale nigdy nie jechał na koniu, na którego stawiałem. Dowiem się o nim wszystkiego, co będę mógł, Linden.

– Zrób to – zgodził się markiz. – Ale teraz, jeżeli nie masz specjalnej ochoty na następny wyścig, myślę, że powinniśmy wracać do Londynu. Podróż będzie wyczerpująca w tym tłumie, więc im szybciej stąd uciekniemy, tym lepiej.

– Jestem gotów do jazdy.

– Co więcej – kontynuował markiz – nie mam ochoty wracać do loży i słuchać, jak Branscombe oświadczą co z pewnością będzie czynił, że właściwie to on jest zwycięzcą.

– Oficjalnie uznano, że bieg był nie rozstrzygnięty – powiedział Peregrine – więc podzielicie się wygraną – to dwa tysiące osiemset funtów.

– Nie powstrzyma go to od mówienia, że ona mi nie przy sługuje – ponuro odrzekł markiz. – Boże, jak ja nie lubię tego człowieka!

Peregrine zaśmiał się.

– To oczywiste i przyznaję, że jego zarozumiałość i przemądrzałość daje się każdemu we znaki, z wyjątkiem, oczywiście, monarchy.

Markiz milczał. Wiedział, że hrabia omamił nowego króla – Wilhelma IV. Przekonał władcę o swoich nadzwyczajnych możliwościach i o tym, że jest wyjątkowo dobrym doradcą. Hrabia wykorzystał szansę, co, nieco gorzko, skomentował któryś z dworzan:

– Zawsze sądziłem, że jeden monarcha wystarczy, ale od kiedy jest ich dwóch, moja sytuacja staje się prawie nie do zniesienia.

Ufny, dobroduszny z natury, ale dość głupi, król zapragnął zrobić dobre wrażenie na swych poddanych. Z pomocą swojej zaniedbanej, nudnej, małej niemieckiej żony tak zmienił dworskie zwyczaje, by w niczym nie przypominały tych panujących za czasów jego brata, Jerzego IV. Położył kres niemoralności i rozpuście dworu gorszącej kraj, ale niestety, także radości, co z konsternacją zauważali ci, którzy towarzyszyli królowi w Pałacu Buckingham i na zamku Windsor.

Księżna de Lieven, żona rosyjskiego ambasadora, skarżyła się markizowi, że dwór był teraz nieznośnie ponury i nudny.

– Niemożliwe stało się prowadzenie sensownej konwersacji – stwierdziła gorzko. – Wieczorami siadamy przy okrągłym stole. Król drzemie, a królowa zajmuje się robótkami i rozmawia z dużym ożywieniem, ale nigdy o polityce.

Markiz zaśmiał się. Wiedział, że księżna, która była pełna życia, dowcipna i zwykle bardzo niedyskretna, bez wątpienia cierpiała. Miał tylko nadzieję, że hrabia Branscombe nudził się swoją, sobie samemu przyznaną, pozycją. Właściwie, przebywając sam na sam z królem, markiz odkrył, że ten, chociaż miał skłonność do powtarzania się, był dość interesującym rozmówcą w dziedzinach, na których się znał. Ale pod wieloma względami musiał przyznać rację księciu Wellington, który powiedział bezceremonialnie:

– Rzeczywiście, nasz pan jest zbyt głupi! Kiedy przy stole ma ochotę wygłosić przemówienie, zawsze kieruję w jego stronę ucho, na które nie słyszę. Nie chcę zostać sprowokowany do dyskusji.

Markiz zaczął szybko przedzierać się przez tłum naciągaczy, Cyganów, przestępców i żebraków. Były tam karły, klauni, akrobaci, bardowie, doradcy w sprawach wyścigów i wszyscy zwiększali wrzawę tej imprezy. Tak szybko, jak to było możliwe, markiz znalazł swój powóz. Kiedy poprowadził swoje konie w kierunku Londynu, Peregrine powiedział:

– Sądzę, że król, który wie niewiele na temat wyścigów, będzie zadowolony, że koń Branscombe’a przybiegł pierwszy. Nawet jeśli hrabia zmuszony jest do dzielenia honoru i chwały z tobą.

– Bez wątpienia król uwierzy, że Branscombe wygrałby, gdyby _Highflyer_ nie minął mety w tym samym momencie. A stało się to przecież przez zwykły przypadek.

Markiz był sarkastyczny. Peregrine wiedział, że wynik biegu napełniał go goryczą. Pomyślał, że właściwie było to bardzo ekscytujące. Z pewnością stanowiło niespodziankę, której niewielu chodzących na wyścigi oczekiwało. Szczerze lubił markiza i dlatego powiedział pocieszająco:

– No cóż, ty i ja, Linden, wiemy, że wygrał oszukując. Jednak mówienie o tym i tak nic nie da.

– Nie, oczywiście, że nie. Ale zrobię co w mojej mocy i dopilnuję, by ten przeklęty dżokej dostał to, na co zasłużył. Założę się o ile chcesz, że Branscombe wiedział co robi, zatrudniając tego człowieka.

– Oczywiście, że wiedział! – zgodził się Peregrine. – Był zdeterminowany i koniecznie chciał wygrać, obojętnie – uczciwie czy nie.

– To mnie nie zaskakuje – powiedział markiz. – Branscombe zawsze był taki, już od czasów Eton. Musiał być na czele – i jeżeli pamiętasz, zawsze szliśmy łeb w łeb rywalizując o wszystko.

Peregrine zaśmiał się. Rywalizacja pomiędzy tymi dwoma, wtedy chłopcami, była na ustach wszystkich. Uczniowie podzielili się na grupy popierające jednego bądź drugiego. Prawie to samo działo się, kiedy obaj poszli do Oksfordu. On sam nie lubił hrabiego, bo wiedział, że pomimo sukcesów sportowych, człowiek ten był z gruntu niehonorowy. Zawsze pragnął tylko zwycięstwa i uciekał się do drobnych oszustw. Niektórzy chłopcy i młodzi mężczyźni wyczuwają z wnikliwością niemalże jasnowidzów słabe punkty u innych. Dla Peregrina zawsze było dość oczywiste, że w hrabim tkwi jakieś wynaturzenie, czego niewielu ludzi było świadomych. Markiz był inny. Chociaż miał swoje wady, w oczach swego przyjaciela był dżentelmenem, który nigdy nie zrobiłby nic nieuczciwego i niehonorowego.

– O czym myślisz? – zapytał markiz, gdy przedarli się przez najgorsze tłumy i konie mogły iść szybciej.

– O tobie, tak się składa.

– To mi schlebia! – rzekł markiz z sarkazmem. – Ale z jakiego powodu?

– Porównywałem cię z Branscombem. Na jego niekorzyść zresztą.

– Tak sądzę! I wcale nie czekam z niecierpliwością na wieczorny obiad.

Obiad Derby, wydawany przez gospodarzy Klubu Dżokeja, był zawsze ważną okazją do spotkań. Każdy zwycięzca wyścigu Derby chętnie przyjmował gratulacje i zaszczyty, którymi obdarzano go w ten szczególny wieczór. Peregrine zdawał sobie sprawę, że irytowałoby markiza udawanie radości z powodu spotkania hrabiego. Trudno byłoby mu również nie wspomnieć o fakcie, że oba ich konie przybiegły na metę równocześnie jedynie ze względu na nieczystą jazdę hrabiowskiego dżokeja.

– Miejmy nadzieję, że nie będziemy musieli długo zostać – powiedział Peregrine starając się pocieszyć przyjaciela. – Parę bardzo atrakcyjnych „dziewcząt” przybyło z Francji do „Pałacu Przyjemności”. Mogą wydać ci się interesujące.

Markiz nie odpowiedział. Peregrine przypomniał sobie, że jego przyjaciel zwykle uważał takie domy za stratę czasu, dodał więc szybko:

– Ale przypuszczam, że jesteś umówiony z lady Isobel?

W pytaniu zabrzmiała nuta wątpliwości, bo nie widywano już markiza z lady Isobel tak często jak dawniej. Było to zaskakujące, ponieważ uchodziła za piękność w londyńskim towarzystwie i była tak niesamowicie i namiętnie zakochana w markizie, że wszyscy o tym wiedzieli. Peregrine często sądził, że lady Isobel urodziła się zbyt późno. Jej porywcze, nierozważne czyny mogłyby być podziwiane piętnaście lat temu przez regenta, który uwielbiał ładne kobiety, a ich moralność czy rozwaga nie stanowiły dla niego zalet. Niestety, lady Isobel nigdy nie nauczyła się kontrolowania swoich uczuć, jej nie ukrywane zadurzenie w markizie zdążyło już zaszokować królową.

Zapadła długa cisza, po czym markiz patrząc na konie powiedział:

– Nie. Nie będę się widywał z Isobel. Prawdę mówiąc, Peregrine, już nie jestem nią zainteresowany.

Jego przyjaciel odwrócił się i spojrzał na niego z niedowierzaniem. Myślał, że być może markiz kłócił się z Isobel lub ograniczył częstotliwość ich spotkań, ale żeby zerwał z nią całkowicie – to było niewiarygodne.

– Naprawdę? – spytał.

Markiz przytaknął.

– Jestem znudzony.

Nie było na to sensownej odpowiedzi i znów przerwali rozmowę.

Peregrine pomyślał, że tak bezwzględne podejmowanie decyzji było typowe dla markiza. Większość mężczyzn w jego sytuacji miałaby trudności z wprowadzeniem ich w życie, ale nie on, człowiek bardzo bezceremonialny. Jeżeli czuł się kimkolwiek znudzony, pokazywał mu natychmiast drzwi i nie było odwołania od jego decyzji przerwania romansu czy przyjaźni.

– Czy Isobel o tym wie? – zapytał Peregrine z ciekawością.

– Właściwie jeszcze jej nie powiedziałem. Chociaż, zamierzam to zrobić, kiedy nadarzy się okazja. Ale sądzę, że musi coś podejrzewać, bo nie widzieliśmy się od tygodnia.

Peregrine przypomniał sobie stajennego w sidleyowskiej liberii, który rankiem przyniósł list do domu markiza. Był przekonany, że lady Isobel przelała na papier wszystko, czego nie miała szansy powiedzieć osobiście. Nagle zdał sobie sprawę z piętrzących się nad nim, jak chmury burzowe, kłopotów i miał tylko nadzieję, że nie będzie w nie zaplątany. Nadszedł odpowiedni moment, by powiedzieć markizowi o czym myśli, i co go martwiło.

– Czy jesteś gotów usłyszeć coś, co cię zirytuje?

Ton jego głosu sprawił, że markiz spojrzał ostro.

– Czy sprawa dotyczy Isobel?

– Nie, to nie ma nic z nią wspólnego – szybko dodał Peregrine. – Czuję, że muszę coś ci powiedzieć i czekałem na sprzyjający moment.

– I on teraz nastąpił?

– Przypuszczam, że to czas dobry jak każdy inny – powiedział ponuro Peregrine. – Wiesz, przypomniałem sobie, że w dawnych czasach królowie obcinali głowy posłańcom przynoszącym złe wieści.

– Czy obawiasz się tego samego?

– Na szczęście teraz twoje ręce są zajęte lejcami!

Markiz zaśmiał się.

– Nie uderzę cię, ty głupcze, cokolwiek mi powiesz. A tak rozpaliłeś moją ciekawość, że naturalnie snuję domysły.

– To dotyczy Branscombe’a.

– Staram się nie myśleć o nim, dopóki nie będę musiał widzieć tej zadowolonej z siebie twarzy dziś, na wieczornym obiedzie.

– Zgodnie z jego wyobrażeniem, Jej Królewska Mość niesamowicie go podziwia. Podobno uważa, że wygląda tak jak dżentelmen wyglądać powinien.

– Boże pomóż nam! – wykrzyknął markiz. – A nawiasem mówiąc, Branscombe nie uważa siebie za dżentelmena, ale za szlachcica, co upoważnia go do jeszcze większego zadowolenia z siebie, większego puszenia się swoją pozycją i większej przemądrzałości niż dawniej.

– Szkoda, że nie możemy mu tego powtórzyć – rzekł ze śmiechem Peregrine.

– Co takiego masz zamiar mi o nim powiedzieć, czego do tej pory jeszcze nie wiem?

– Byłbym zaskoczony gdybyś wiedział! – zauważył Peregrine. – Czy zdajesz sobie sprawę, że królowa bardzo pragnie, by przebywający na dworze byli „odpowiednio i przyzwoicie” ożenieni?

– Księżna de Lieven powiedziała mi, co mówi królowa: „Pragniemy, aby wszystkie drogie i najbliższe królowi osoby były tak szczęśliwe i zgodne jak my”.

W głosie markiza naśladującego królową brzmiał tak niezdrowy sentymentalizm, że Peregrine rzekł szybko:

– Bądź ostrożny, Linden, bo nim się obejrzysz Jej Królewska Mość zaprowadzi cię przed ołtarz!

– Zapewniam cię, że tego nie zrobi! Nie mam zamiaru żenić się, jeżeli nie będę miał ochoty. Nie zmusi mnie nawet rozkaz królewski, choćbym miał zostać wysłany do Tower za jego niewykonanie.

– W to mogę uwierzyć – uśmiechnął się Peregrine. – Ale Branscombe uznał pomysł królowej za wspaniały. A prywatnie wspomniał już paru osobom imię kobiety, którą zamierza poślubić.

Powiedział to z takim naciskiem, że markiz zapytał:

– I zamierzasz powiedzieć mi, kto jest tą szczęśliwą wybranką?

– Księżna de Lieven szepnęła mi w zaufaniu, że boi się przekazać ci to osobiście – odrzekł Peregrine – otóż Branscombe zamierza poślubić twoją podopieczną gdy tylko przybędzie do Anglii.

Markiz był absolutnie zdumiony.

– Moja podopieczna! – wykrzyknął. – Co za czort...

– Wstrzymał konie.

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: