Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Zagubiona w życiu - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
28 maja 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zagubiona w życiu - ebook

Czternastoletnia Luiza przeprowadza się wraz z rodzicami z Grajewa, niewielkiego miasteczka na Podlasiu, do Łodzi. Duże miasto to nowe możliwości, szansa na prawdziwe przyjaźnie i ciekawsze życie... Czy aby na pewno? Głupi żart kolegów z klasy sprawia, że każdy kolejny dzień w szkole jest dla Luizy istnym koszmarem. Brak akceptacji ze strony rówieśników, niespełniona miłość, zawiedzione nadzieje i rodzice, którzy lekceważą trudny temat, sprawiają, że problemy dziewczyny wydają się być nie do pokonania. To wszystko popycha nastolatkę w otchłań coraz większego przygnębienia. Czy Luiza pogrąży się w niej całkowicie, czy też uda się jej w końcu dostrzec światło nadziei?

Luiza czuła, że łzy znowu zaczynają napływać jej do oczu. Nie mogła już ich powstrzymać. Zaczęły spływać ciurkiem po jej pociągłej twarzy, moczyły prześcieradło i poduszkę…
– Mam wezwać lekarza? – spytała matka z troską w głosie.
Luiza pokręciła przecząco głową. Potok łez nie ustawał.
– Dziecko, co ci jest? – włączył się ojciec, próbując ratować sytuację.
Po długiej chwili łkania Luiza w końcu wymamrotała:
– To tylko reakcja alergiczna.
– Na co? – zaniepokoili się rodzice.
– Na życie! – Luiza znów zaniosła się płaczem.


Przejmująca historia o niezrozumieniu i samotności w tłumie. Aktualna w swojej wymowie, wyzwalająca wiele refleksji w temacie społecznego odrzucenia. Książka posiadająca wartość edukacyjną i uświadamiającą.
Wioleta Sadowska, subiektywnieoksiazkach.pl

Zagubiona w życiu to mocna i prawdziwa historia z życia wzięta. Nic dodać, nic ująć - trzeba samemu się przekonać.
Patrycja Cygan, whothatgirl.blogspot.com

Książka, która uświadamia, poucza i daje nadzieję. Ta lektura dociera do naszych serc i zostaje w nich na dłużej. Jeśli szukacie emocji, wrażliwości - świetnie trafiliście.
Dominika Ziętara, zaczytana-na-zaboj.pl

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8147-323-1
Rozmiar pliku: 950 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Luiza siedziała na jednym z pudeł i chrupała wafla ryżowego. Patrzyła na facetów od przeprowadzek, pomagających rodzicom wynosić meble.

– No, rusz się, Luśka – rzekł z uśmiechem tata.

– Nie łam się. W Łodzi nie będzie aż tak źle – dodała mama, mocno przytulając dziewczynę. – Poznasz nowe przyjaciółki…

– Mamo, cudów nie ma. Nie poznałam przez czternaście lat swojego życia, nie poznam i teraz – odparła pesymistycznie Luiza, wsadziła do ust ostatni kawałek wafla i wstała.

Pomogła mamie znieść do samochodu pudło wypchane po brzegi najrozmaitszymi rzeczami. Gdy wróciła po kolejne, weszła do dużego pokoju i spojrzała w okno. Zbierało się na deszcz. Zapominając o pudłach, usiadła na parapecie. Ze smutkiem patrzyła na plac zabaw, na którym bawiła się jako kilkulatka. Później przeniosła wzrok na soczystozieloną łąkę rozpościerającą się nieco dalej. Zdała sobie sprawę, że widzi to miejsce ostatni raz w życiu. Łzy napłynęły jej do oczu.

– Już nie pomagasz? – Z zamyślenia wyrwał ją głos mamy.

– O… przepraszam – odpowiedziała Luiza, tłumiąc w sobie płacz.

– Lusia, rozumiem, że ciężko jest ci się pogodzić z przeprowadzką, ale spójrz na to pozytywnie. Znajdziesz nowe koleżanki, skończą się głupie docinki kolegów, wyśmiewanie się…

– Nie wiadomo…

– Oj, Luiza. Ty zawsze pesymistycznie patrzysz w przyszłość. No, czas już pożegnać się z naszym rodzinnym Grajewem.

Czternastolatka zeszła z parapetu. Mama podała jej morelową bluzę.

– Jest za mała – stwierdziła zgodnie z prawdą dziewczyna po kilku bezskutecznych próbach zapięcia suwaka.

– Nie musisz zapinać. W samochodzie jest dość ciepło. No, chodźmy już. Do Łodzi daleka droga.

Luizę aż ciarki przechodziły, gdy ktoś wypowiadał nazwę tego miasta. Co?! Miasta?! Przecież tej wiochy nie sposób nazwać miastem! Same rudery, zero zieleni, wysokie bezrobocie, wiecznie psujące się tramwaje i autobusy, ledwo co połatane drogi już rozwalone i te obskurne kamieniczne podwórka. Wszyscy ludzie stamtąd wyjeżdżają, najczęściej za granicę lub do innych polskich miast. Po prostu można popaść w depresję!

Razem z mamą wpakowała się do samochodu. Zaczęło kropić. Dziewczyna popatrzyła smutno na blok, w którym się wychowała, w którym spędziła czternaście lat swojego życia… Ruszyli. Płakała, ale tak cicho, żeby rodzice nie usłyszeli. Nie wolno ci płakać, powtarzała w myślach. Przecież płacz to wyraz słabości. Uspokój się, Luśka.

Nie mogła się jednak uspokoić. Próbowała skupić wzrok na krajobrazie przesuwającym się za oknem. Nie wiedziała, dlaczego płacze. Przecież nigdy nie czuła się związana ze swoim miejscem zamieszkania ani z ludźmi ze szkoły. Miasto uważała za niecywilizowane, bardzo podobne do wsi, miała głośnych sąsiadów i była poniżana przez znajomych…

Luśka, po prostu zjada cię stres, pomyślała. Skończ z załamywaniem się, nie przejmuj się opinią innych ludzi. Bądź sobą, a wszystko będzie dobrze, przypomniała sobie słowa mamy. Problem tkwił w tym, że zawsze starała się być sobą, a miała wrażenie, że nikt w szkole jej nie akceptuje. Strasznie się z tym czuła.

– Łódź to szansa dla ciebie, Lusia. To szansa na lepsze jutro – odezwała się mama.

Luiza lekko się uśmiechnęła. Zastanowiwszy się, w myślach przyznała mamie rację.

Przecież nikt mnie tam nie zna. To duże miasto, pełne ludzi… Nikt z Chojen nie zna chyba nikogo, kto mieszka w centrum… Czym ja się tak przejmuję?Rozdział I

Krzyk.

Ucieczka.

Porwali mnie.

A dokąd?

Sama nie wiem.

Czy kiedyś się dowiem?

Wątpię.

Nowy świat, nowi ludzie…

Między nimi ja. Sama.

Już od przeszło dwóch miesięcy Luiza mieszkała w łódzkim Śródmieściu. Na pierwszy rzut oka miasto prezentowało się nie najgorzej. Kamienica, w której mieszkała, miała nową elewację i dopiero co odnowioną klatkę schodową, z której wciąż do mieszkania wdzierał się intensywny zapach farby.

Nadszedł początek roku szkolnego. Luiza szła do gimnazjum, pełnego nieznajomych ludzi i nowych wyzwań. Rankiem powitał ją miły jak zwykle głos mamy. Dziewczyna przekręciła się na drugi bok i próbowała zasnąć. Niestety, bezskutecznie. Dosłownie za minutę zadzwonił budzik. Luiza wstała i wyłączyła go. Wiedziała, że teraz nawet na minutę nie przyśnie. Zła i zestresowana podreptała do kuchni, z której dochodziła upojna woń naleśników z polewą malinową. Nie myliła się. Mama zdjęła z patelni ostatni placek i delikatnie ułożyła go na talerzu. Tata siedział przy stole i czytał gazetę, co rusz parskając śmiechem.

– Cześć, myszko – przywitała ją ponownie mama, stawiając na stole talerz z jedzeniem i szklankę soku pomarańczowego.

– Jak tam? Stresik jest? – zapytał tata, odkładając gazetę na blat.

– Trochę tak – odparła zgodnie z prawdą.

– Dlaczego? To tylko nowa szkoła!

Tia… tylko, pomyślała Luiza.

– Nie martw się – dodała mama, kładąc jej rękę na ramieniu. – Po prostu nie udawaj kogoś, kim nie jesteś, a nie będzie tak jak do tej pory! No, teraz musisz się porządnie wzmocnić, żebyś mi tam nie zemdlała. Smacznego.

Luiza zjadła naleśniki i wolno popijała sok pomarańczowy.

– Może odwieźć cię do szkoły? – zapytała troskliwie mama, wycierając ręce w pasiasty ręcznik.

Luizie łyk soku aż stanął w gardle. Zakaszlała, przełknęła go i odpowiedziała:

– Mamo, przepraszam, ale nie. Nie chcę już pierwszego dnia w nowej szkole zostać nazwana córeczką mamusi. Nie zrozum mnie źle…

– Dobrze, kochanie, rozumiem. Dam ci jakieś bilety. Chyba czterdziestominutowe wystarczą? Dla pewności może jednak skasuj dobówkę. Musimy wyrobić ci bilet miesięczny. Pójdziemy zaraz po twoim powrocie. Gdyby coś się działo, dzwoń.

Luiza poszła umyć zęby. Następnie ubrała się na galowo i przeczesała włosy. Wzięła torebkę, dając buziaka mamie, i wyszła.

Dochodziła do przystanku przy Narutowicza, gdy zobaczyła tył odjeżdżającej dwunastki. A niech to, pomyślała dziewczyna, sprawdzając rozkład jazdy. Okazało się, że czternastka też już pojechała. Następna miała przyjechać dopiero za piętnaście minut.

Na przystanek przyszły dwie dziewczyny. Jedna – blondynka w okularach, a druga – brunetka z aparatem na zębach. Obie mniej więcej w wieku Luizy. Wesoło rozmawiały o rozpoczęciu roku szkolnego, modnych ubraniach, koncercie w Manufakturze, o wygłupach młodszego brata, o nadmiarze nauki, jaka ich czeka w tym roku, o nadchodzących egzaminach gimnazjalnych.

A więc chodzą do trzeciej klasy, pomyślała Luiza i nagle zrobiło jej się przykro. Nigdy nie miała przyjaciółki. Próbowała kiedyś zaprzyjaźnić się z taką Anitą. Poznały się w szkole, były w równoległych klasach. Połączyło je wspólne zainteresowanie – fotografia. Luiza do tej pory pamiętała, jak Anita uczyła ją ustawiać ostrość w aparacie i obrabiać zdjęcia. Wychodziły razem, śmiały się, mówiły sobie wszystko… Aż do dnia, kiedy Anita przyszła do szkoły pijana. Dyrektorka natychmiast powiadomiła policję i jej rodziców. Na domiar złego kilka dni później dziewczyna została przyłapana na kradzieży ciuchów z osiedlowego sklepu. W związku z tym popadła w konflikt z prawem i skazano ją na kilkadziesiąt godzin prac społecznych. To dlatego przestały się widywać. Na początku czerwca okazało się, że Anita została zabrana do szpitala psychiatrycznego, bodajże w Warszawie. Nigdy więcej się nie zobaczyły. Od tego momentu Luiza przestała też interesować się fotografią.

Nastolatka westchnęła. Zauważyła, że na przystanku zbierało się coraz więcej ludzi. Zrobiło się cieplej, a tramwaj wciąż nie nadjeżdżał. Spojrzała na zegarek. Była za pięć dziesiąta. Można zwariować z tą komunikacją miejską! Przecież się spóźnię. Dziewczyna nerwowo skubała pasek od torebki.

W końcu nadjechał stary, zdezelowany Konstal. Luiza do niego wsiadła i, skasowawszy bilet, zajęła miejsce przy oknie. Pomachała Pietrynie, chociaż żegnała się z nią góra na dwie godziny. Z każdym przystankiem wsiadało coraz więcej ludzi. Na szczęście przy dworcu Łódź Kaliska część osób wysiadła. Od razu zrobiło się chłodniej.

A po co ja się tym martwię? – myślała Luiza. Mama pewnie ma rację. Niepotrzebnie się stresuję. Jeśli będę myśleć pozytywnie, na pewno wszystko pójdzie jak z płatka…

Jej przemyślenia przerwał jakiś łoskot. Poczuła gwałtowne szarpnięcie.

– Wszyscy cali?! – Z kabiny wyłonił się motorniczy. – Dalej nie pojedziemy! Jakiś matoł wjechał mi pod koła – powiedział, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów, i wyszedł na zewnątrz.

Trudno, i tak miała przesiąść się na zastępczy autobus. Przecież od połowy lipca tramwaje nie dojeżdżają na Retkinię w związku z przebudową Trasy W-Z. Gdy spojrzała na zegarek, było… za pięć wpół do! Nie zdążę, przeraziła się. Nagle przypomniała sobie słowa mamy: „Myśl pozytywnie”. W duchu przyznała jej rację i uspokoiła się.

Gimnazjum numer czterdzieści osiem mieściło się przy ulicy Kusocińskiego. Miało bardzo dobrą opinię. Nauczyciele podobno chętnie pomagają, gdy ktoś czegoś nie rozumie, a uczniowie nie sprawiają problemów, są zgrani i kreatywni.

Wkrótce u progów szkoły stanęła Luiza. Spojrzała na zegarek. Były trzy minuty po wpół do.

– O matko, jestem spóźniona! – jęknęła. – Co sobie pomyśli pani? I klasa?

Szybko pobiegła na drugie piętro i nacisnęła klamkę sali numer dwieście dwa.

– Dzień dobry, bardzo przepraszam za spóźnienie – rzuciła w kierunku nauczycielki. Wyszło jej dosyć niedbale, ale mimo to pani serdecznie się uśmiechnęła.

– Witaj. Ty pewnie jesteś Luiza Koniarek? Nazywam się Alicja Domańska. Od dziś jestem twoją wychowawczynią oraz nauczycielką języka polskiego. Proszę, zajmij wolne miejsce.

Luiza skierowała się na koniec klasy. Czuła, że spojrzenia niektórych osób niemal ją przewiercały. Za swoimi plecami usłyszała szepty:

– Jak jej? Kosiarek? Kosiarka?

– Koniara! – rzucił po chwili jakiś chłopak mutacyjnym głosem.

Klasa wybuchła śmiechem. Luiza poczuła, że robi się czerwona, a serce zaczyna bić jej bardzo mocno. Bez słowa usiadła w ławce z jakimś chłopakiem, który jako jedyny się nie śmiał. Pani odwróciła się od tablicy.

– Muszyński, chcesz punkty ujemne na dzień dobry?

– Nie, przepraszam – powiedział w kierunku Luizy, jednak wredny uśmiech nie schodził mu z twarzy.

Później wszystko potoczyło się już normalnie. Pani podała plan lekcji, mówiąc, że za tydzień może się on zmienić, a na koniec ciepło pożegnała młodzież, żartując, żeby na jutro nie zaspali.

Luiza wyszła z budynku szkoły za pięć jedenasta. Zdecydowała się wrócić autobusem, bo uznała, że ruch tramwajów może nadal być wstrzymany. Poza tym tu miała bliżej. Nagle usłyszała:

– Luiza, czekaj!

Odwróciła się. Ku niej szedł chłopak, z którym siedziała. Dopiero teraz zauważyła, jaki jest przystojny: śniada karnacja, brązowe oczy, zniewalający uśmiech…

– Cześć, jestem Marek Stoczkowski. Pamiętasz? Siedziałaś ze mną.

– Tak, pamiętam – odparła Luiza, czerwieniąc się jak burak.

Nadjechała osiemdziesiątka. Marek przepuścił Luizę przodem. Niestety, znowu było bardzo tłoczno.

– Nie przejmuj się Hubertem Muszyńskim – zagadnął po chwili. – To pustak.

– Coś ty, nie przejmuję się wcale – skłamała Luiza.

Tak naprawdę nie potrafiła się nie przejmować. Wiedziała, że tacy ludzie jak Hubert to sfrustrowani idioci, jednak trudno było zapomnieć obelgi puszczane pod jej adresem. Jechali w milczeniu. Marek wysiadł przystanek wcześniej, przy Żeromskiego.

– Cześć – pożegnał się i pomachał dziewczynie.

Luiza odmachała i pojechała dalej. Wysiadła na swoim przystanku i skierowała się do domu. Przed dwunastą stanęła u bramy prowadzącej na podwórko Piotrkowskiej osiemdziesiąt trzy. Dziedziniec pełen samochodów i odrapane oficyny wydawały jej się piękne. Przestał martwić ją fakt, że z okna widzi tylko zacienione mury, a nie, tak jak w Grajewie – łąkę i plac zabaw. Uschnięte róże na parapecie sąsiadów zdawały się być intensywnie czerwone. Siedzący na parapecie pani Wojciechowskiej wróbelek dodawał nastroju, ćwierkając. Ten to ma gust muzyczny, pomyślała Luiza, i uśmiechając się do siebie, weszła na klatkę schodową. Zadzwoniła do drzwi swojego mieszkania.

– Cześć, kochanie – przywitała ją mama. – Jak wrażenia po pierwszym dniu w nowej szkole?

Po krótkiej chwili milczenia nastolatka odpowiedziała krótko:

– Wydaje mi się, że polubię tę klasę. Bardzo mili ludzie, pani zresztą też. Poza tym poznałam fajnego kolegę.

– Kolegę? –spytała mama z uśmieszkiem i lekko uniesioną brwią. – Jak się nazywa?

– Marek Stoczkowski.

– Lusia, a co ty jesteś taka czerwona na twarzy?

– Jest strasznie gorąco.

– Czy ty przypadkiem nie…?

Luiza już nie słuchała dalszych pytań mamy. Była zbyt… szczęśliwa, żeby o czymkolwiek rozmawiać. Nie czuła się tak od dawna. Zniknęła w swoim pokoju i przebrała się z galowych ubrań w dresowe spodnie i spraną czerwoną bluzkę. Padła na łóżko i głęboko odetchnęła. Serce biło jej mocniej niż zwykle. Założyła słuchawki na uszy i puściła jedyną miłosną piosenkę, którą miała w telefonie. Do tej pory nie przepadała za tym utworem, jednak teraz nie mogła przestać go słuchać. O incydencie, jaki miał miejsce w szkole, nie wspomniała rodzicom ani słowem.

***

– A jeśli będą mnie przezywać? – Luiza oglądała łyżeczkę, którą przed chwilą spokojnie mieszała herbatę.

Mama wytarła ręce w kraciastą ścierkę, po czym rzekła:

– Przecież wczoraj mówiłaś, że polubiłaś swoją klasę.

– No, tak… – Luiza nie wiedziała, jak wybrnąć z sytuacji. – Ale nigdy nie wiadomo, co może im do łbów strzelić.

– Oj, Luiza, przestań. – Matka energicznym ruchem rzuciła szmatkę na zlewozmywak i ciągnęła dalej: – Po prostu bądź sobą. Przecież jesteś fajną dziewczyną. Cały czas ci powtarzamy, że nie jesteś gorsza od innych. W domu potrafisz być gadatliwa i roześmiana. Taka sama powinnaś być w szkole, Lusia.

– A jeżeli będą mi pisać jakieś głupie liściki typu „Kocham cię”?

– Odpisz to samo, żeby było śmiesznie. Zobaczysz, jak pozostali będą się wtedy śmiać z nadawcy poprzedniego liściku.

Gdy Luiza wychodziła, matka pocałowała ją na pożegnanie i spytała:

– Spójrz do góry. Co widzisz?

– Pałac Kultury. I chmury. – Luiza roześmiała się sztucznie.

Właśnie, chmury. To one były największą przeszkodą dziewczyny w komunikacji z rówieśnikami. Nadciągały, gdy tylko do kogoś podeszła. Natychmiast stawała się niepewna, trzęsły jej się ręce, zaczynała się jąkać. Gdy rówieśnicy jej to wypominali, było jeszcze gorzej… Miała dość tych chmur nad swoją głową. Chciała, żeby od niej odeszły, a zaczęły towarzyszyć komuś innemu.

Tego dnia wszystko zdawało się przebiegać dobrze. Tramwaj nie uczestniczył w kolizji, a Luiza nie spóźniła się na lekcje. Wręcz przeciwnie, była w szkole kilka minut przed dzwonkiem. Wparowała na szkolny korytarz z plecakiem przewieszonym przez ramię, potarganymi włosami i rozwiązanym butem.

– Cześć – usłyszała czyjś głos.

Spojrzała w stronę okien. Na parapecie siedział Marek.

– Cześć. – Odparła Luiza i usiadła obok chłopaka.

Czuła, że oblewa ją rumieniec, więc szybko odwróciła wzrok. Wszystkie rady mamy odleciały w siną dal. Luiza czuła, że liczy się tylko ta chwila. Jej serce przyspieszyło bicie. Kątem oka widziała, że Marek cały czas jej się przygląda. Nie zamierzała jednak odwrócić się w jego stronę. Wiedziała, że znowu spali buraka. Próbowała patrzeć na wystawę zdjęć autorstwa Ani Rojek – uczennicy klasy trzeciej F. Po chwili zaczęła powoli kierować wzrok w prawo. Przez moment patrzyła Markowi prosto w oczy. Gdyby nie uśmiechnął się tak rozbrajająco, to może udałoby się dłużej.

– Siema, Marek!

Spojrzeli na wprost. W ich stronę szło trzech chłopaków. Jeden z nich kozłował piłką do koszykówki.

– Łap! –krzyknął i rzucił w kierunku Luizy.

Dziewczyna odepchnęła piłkę i z powrotem podała ją rudzielcowi.

– Siemka – powiedział inny i przybił na powitanie piątkę z Markiem.

– Marek, dopiero początek roku, a ty już nową miłość znalazłeś?

Wszyscy trzej spojrzeli na Luizę, a ta spiekła raka.

– Dzieciuch, weź się ogarnij – powiedział w obronie dziewczyny Marek.

– Człowieku, tak na poważnie, to zastanów się, z kim ty gadasz… – Dzieciuch pogardliwie spojrzał na Luizę.

– Nie muszę. Wiem, że nie pożałuję tej znajomości.

Dzieciuch nic już nie odpowiedział, tylko wraz z kolegami odszedł w kierunku pracowni matematycznych. Luiza była bardzo wdzięczna Markowi za te słowa, ale nie mogła mu podziękować. Stać ją było teraz tylko na sztuczny uśmiech.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: