Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zakazane przyjemności - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
1 września 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Zakazane przyjemności - ebook

ady Hero Batten, piękna siostra księcia, ma wszystko, czego może pragnąć młoda kobieta - również narzeczonego. Markiz Mandeville jest co prawda nieco nudny i pozbawiony poczucia humoru, lecz to Hero nie przeszkadza. Przynajmniej dopóki nie pozna jego brata o wątpliwej reputacji. Griffinowi daleko do doskonałości, ma opinię cynicznego hulaki i rozpustnika, w Hero budzi więc natychmiastową antypatię. On zaś uważa, że panna o tak nienagannych manierach, oddająca się z zapałem dobroczynności, jest zbyt nieskazitelna dla  jego brata. Nieustające słowne potyczki zaowocują wkrótce pożądaniem – namiętnością, która sprawi, że ich starannie poukładany świat legnie w gruzach. Ślub Hero zbliża się nieubłaganie, zaś wrogowie Griffina planują ostateczną rozprawę. Czy mimo to dwojgu niedoskonałym ludziom uda się znaleźć prawdziwą miłość i spełnić marzenia?

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7551-550-3
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

Dawno, dawno temu, w kraju po drugiej stronie świata,

żyła sobie królowa równie piękna, jak mądra.

Nazywano ją Kruczowłosą…

– z Baśni o królowej Kruczowłosej

Londyn, Anglia

październik 1737 roku

Córka księcia szybko uczy się, i to już w bardzo młodym wieku, że wszystkim w życiu rządzi etykieta. Żelazne zasady określają, na jakim półmisku podawać pieczone skowronki. Kiedy odkłonić się wdowie o dość wątpliwej reputacji, a kiedy zmrozić ją spojrzeniem. Jaką suknię założyć na czas przejażdżki łódką po Tamizie i jak zniechęcić podczas pikniku czyniącego awanse zawianego lorda o mizernych dochodach.

Wszystko, zauważyła kwaśno lady Hero Batten, poza tym, jak zwrócić uwagę dżentelmena, ujeżdżającego z zapałem damę, która nie jest jego żoną.

– Hm – chrząknęła na próbę, wpatrując się w zdobiące sufit gipsowe gruszki.

Postaci na kanapie zdawały się jej nie słyszeć. W rzeczy samej, dama wydała właśnie serię głośnych, zwierzęcych pisków, dobiegających spod zarzuconej na twarz spódnicy w ohydne, fioletowo-brązowe paski.

Hero westchnęła. Znajdowali się w kiepsko oświetlonym saloniku biblioteki Mandeville House. Że też wybrała właśnie to pomieszczenie, aby poprawić opadającą pończochę! Gdyby udała się w tym celu do niebieskiego pokoju, urządzonego na sposób orientalny, jej pończocha byłaby teraz na swoim miejscu, a ona sama z powrotem w sali balowej – z dala od żenująco kłopotliwej sytuacji.

Spuściła ostrożnie wzrok. Dżentelmen, w zapewniającej anonimowość białej peruce, zdjął haftowany satynowy surdut i trudził się teraz na damie, odziany jedynie w koszulę i jaskrawoszmaragdową kamizelkę. Spodnie i bieliznę miał opuszczone, toteż od czasu do czasu spod koszuli błyskał umięśniony pośladek.

Niestety, widok ten, miast odrazy, budził w niej fascynację. Kimkolwiek był dżentelmen, jego fizyczne atrybuty były… zadziwiające.

Oderwała od nich wzrok i spojrzała z tęsknotą na drzwi. Doprawdy, trudno byłoby ją winić, gdyby po prostu się odwróciła i wyszła na palcach z pokoju. I pewnie tak właśnie by postąpiła, gdyby zmierzając do biblioteki, nie minęła w holu lorda Pimbroke. A tak się złożyło, że widziała już tego wieczoru tę straszną suknię w fioletowo-brązowe paski – na lady Pimbroke. I choć bardzo nie chciała angażować się w to, co się tu wyprawiało, jej uczucia nie były na tyle istotne, aby nie spróbowała zapobiec ewentualnemu pojedynkowi i – kto wie? – może nawet śmierci dwóch dżentelmenów.

Doszedłszy do tego wniosku, skinęła głową, a potem wypięła z ucha diamentowy kolczyk i rzuciła nim w mężczyznę. Od zawsze szczyciła się w duchu tym, iż potrafi rzucać celnie – nie żeby podobna zdolność przydawała się jej na co dzień – i teraz jej umiejętności zostały nagrodzone. Dżentelmen stęknął bowiem, zaklął, po czym odwrócił się i spojrzał na Hero najcudowniejszymi jasnozielonymi oczami, jakie zdarzyło jej się widzieć. Nie był szczególnie przystojny – miał za szerokie kości policzkowe, zbyt krzywy nos, a usta cienkie i wykrzywione w cynicznym grymasie – lecz jego oczy przyciągnęłyby uwagę każdej kobiety, młodej czy starej, i to z drugiego końca pokoju. A gdyby raz tak się stało, z pewnością nie pozostałaby obojętna wobec tego uosobienia męskiej żywotności, którą to cechę nosił równie naturalnie, jak oddychał.

A może to jedynie… hm… okoliczności sprawiały, że takim jej się wydawał.

– Pozwolisz, skarbie? – zapytał przeciągle. Gniew w jego głosie ustąpił miejsca rozbawieniu, kiedy zobaczył, z kim ma do czynienia. – Jestem tu dość zajęty – dodał, ani trochę się nie spiesząc.

Poczuła, że się rumieni – sytuacja była zaiste nie do zniesienia – odwzajemniła jednak spojrzenie, pilnując się, by patrzeć jedynie na twarz nieznajomego.

– Zdążyłam, doprawdy, zauważyć, pomyślałam jednak, że powinien pan wiedzieć…

– Chyba że jesteś z tych, co lubią sobie popatrzeć?

Teraz jej twarz dosłownie płonęła, nie zamierzała jednak pozwolić temu… temu łajdakowi, by ją przegadał. Z rozmysłem przesunęła spojrzeniem po zmiętej kamizelce oraz koszuli mężczyzny – na szczęście jej poły zakrywały rozpięte bryczesy – a potem uśmiechnęła się słodko.

– Preferuję rozrywki, podczas których nie grozi mi, że zasnę.

Spodziewała się, że go rozgniewa, lecz zamiast tego szelma tylko zacmokał.

– I to ci się przydarza, kochanie? – zapytał na pozór z troską, lecz obok jego szerokich ust ukazał się zdradzający rozbawienie dołeczek. – Zasypiać, kiedy zabawa dopiero się zaczyna? Cóż, nie powinnaś winić siebie. Zazwyczaj to wina dżentelmena, nie damy.

Dobry Boże, nikt do tej pory nie rozmawiał z nią w ten sposób!

Uniosła powoli, groźnie lewą brew. Wiedziała, że robi to powoli i groźnie, ponieważ ćwiczyła ten gest przed lustrem godzinami, odkąd skończyła dwanaście lat. Rezultat sprawiał, że doświadczonym matronom w pantofelkach na wysokich obcasach drżały kolana.

Diabelskiemu szelmie nie drgnął jednak nawet włos.

– Tak się składa – kontynuował, nieznośnie przeciągając głoski – że moje damy nie miewają tego problemu. Proszę zostać i się przyjrzeć – gwarantuję, iż będzie to pouczające doświadczenie. A jeśli potem starczy mi sił, mógłbym zademonstrować…

– Lord Pimbroke jest w holu! – wypaliła, nim zdążył dokończyć tę oburzającą myśl.

Sterta brązowo-fioletowego jedwabiu poruszyła się i pisnęła:

– Eustace tu jest?

– Owszem. I zmierza w stronę biblioteki – poinformowała ją Hero z odrobiną satysfakcji w głosie.

Dżentelmen przystąpił do działania. Zsunął się z damy i obciągnął jej spódnice, zakrywając blade, miękkie uda, nim Hero zdążyła choćby mrugnąć. Pochwycił surdut, rozejrzał się dookoła, a potem zwrócił, nadal nieporuszony, do Hero:

– Lady Pimbroke oderwała sobie wstążkę, koronkę czy coś podobnego od sukni, a pani uprzejmie zgodziła się jej pomóc.

– Ale…

Przycisnął jej do ust palec – ciepły i duży. Szokująco niestosowny gest.

– Bella! – dobiegło ich w tej samej chwili z korytarza.

Lady Pimbroke – czy też Bella – pisnęła przestraszona.

– Dobra dziewczynka – szepnął łajdak do Hero. Odwrócił się, cmoknął lady Pimbroke w policzek i wymamrotał:

– Spokojnie, kochanie.

A potem zniknął pod sofą.

Hero miała zaledwie chwilę, aby zobaczyć, jak ładna, bezmyślna twarz lady Pimbroke blednie, w miarę jak dama uświadamia sobie, w jakich opałach się znalazła, a potem drzwi pokoju otwarły się z rozmachem.

– Bella! – Lord Pimbroke był potężnie zbudowany, czerwony na twarzy i ewidentnie podchmielony. Potoczył gniewnym spojrzeniem po saloniku z dłonią na rękojeści szpady, po czym zamarł, skonsternowany, na widok Hero.

– Pani, co..?

– Lordzie Pimbroke. – Hero przesunęła się tak, aby zasłonić skrajem szerokiej spódnicy wystający spod mebla obcas męskiego buta.

Uniosła lewą brew.

Lord Pimbroke aż się cofnął – wielce satysfakcjonujące po tym, jak jej gest został przed chwilą zlekceważony. – Ja… ja… – zająknął się.

Hero zwróciła się do lady Pimbroke, dotykając lekko okropnego, żółtego galonu, zdobiącego rękaw jej sukni:

– Chyba teraz już będzie się trzymał, nie sądzi pani?

– Och! – pisnęła lady Pimbroke, zaskoczona. – Tak, oczywiście, dziękuję pani!

– Nie ma za co – wymamrotała Hero.

– Jeśli już tu skończyłaś, moja droga – powiedział lord Pimbroke – może wrócilibyśmy na bal?

Ton głosu lorda świadczył o tym, że choć zostało to sformułowane jako pytanie, wcale nim nie było.

Nadąsana lady Pimbroke ujęła męża pod ramię.

– Tak, Eustace.

Pożegnali się chłodno i wyszli.

Niemal natychmiast poczuła, że coś ciągnie ją za spódnicę.

– Pst! Ledwie mogę tu oddychać!

– Mogą wrócić – odparła spokojnie.

– Chyba widzę, co ma pani pod spódnicą!

Odsunęła się pospiesznie.

Szelma wytoczył się spod sofy i wstał.

Choć był o wiele wyższy, udało jej się spojrzeć na niego z góry.

– Pan chyba nie…

– No, no! Nie sądzi pani chyba, że przyznałbym się, gdybym to zrobił?

Prychnęła niczym kuzynka Bathilda, gdy chciała okazać komuś swą wyższość i niezadowolenie.

– Nie wątpię, że by się pan pochwalił.

Pochylił się nad nią z uśmiechem.

– Czy myśl o tym rozpaliła panią i wytrąciła z równowagi?

– Ta peruka aby pana nie ciśnie? – spytała uprzejmie.

– Co takiego?

– Ponieważ wydaje mi się, że przy tak spuchniętej głowie musi być panu niewygodnie.

Uśmiechnął się szerzej.

– Zapewniam, że nie tylko głowa mocno mi się powiększyła. Może właśnie dlatego zajrzała panienka do saloniku? By to zobaczyć?

Przewróciła oczami.

– Nie ma pan za grosz wstydu, prawda? Większość mężczyzn przyłapanych na robieniu tego, czego robić nie powinni, okazałaby przynajmniej zakłopotanie – pan pyszni się tym jak zadziorny kogucik.

Zamarł z jednym ramieniem w rękawie surduta i spojrzał na nią szeroko otwartymi zielonymi oczami.

– Och, oczywiście. Moralizowanie. Naturalnie, musi się pani czuć lepsza ode mnie, skoro…

– Widziałam, jak popełniał pan cudzołóstwo!

– Widziała pani, jak pieprzę z przyjemnością chętną damę – powiedział, ewidentnie starając się ją zaszokować.

Skrzywiła się, słysząc tak dosadne sformułowanie, ale nie ustąpiła. Jest córką księcia i nie przestraszy się byle łajdaka.

– Lady Pimbroke jest mężatką.

– Lady Pimbroke miała przede mną niezliczonych kochanków i będzie miewała ich po mnie.

– To pana nie usprawiedliwia.

Spojrzał na nią i parsknął śmiechem. Głębokim, powolnym.

– Pani zaś jest bez winy, tak?

Nie było się nad czym zastanawiać.

– Oczywiście.

– Cóż za pewność – zauważył, wykrzywiając usta w okrutnym grymasie.

– Wątpi pan w moje słowa? – spytała oburzona.

– Och, nie, nic podobnego. Jestem przekonany, że myśl o grzechu nie przemknęła nigdy przez ten doskonale ciasny mózg.

Uniosła brodę, niemal podekscytowana – nie spierała się nigdy dotąd z dżentelmenem, na dodatek nieznajomym.

– A ja zaczynam się zastanawiać, czy myśl o tym, co słuszne, przemknęła kiedykolwiek przez pański nieznający wstydu wątły umysł.

Przyglądał się jej przez chwilę, zaciskając szczęki, a potem ukłonił się raptownie.

– Dziękuję, że przeciwstawiła się pani wrodzonym inklinacjom i uratowała mnie przed zabiciem lorda Pimbroke’a.

Skinęła sztywno głową.

– Mam też gorącą nadzieję, iż nasze drogi nigdy więcej się nie przetną, pani Idealna.

Ku zaskoczeniu Hero bezwzględna odprawa sprawiła jej przykrość, postarała się jednak, by tego nie zauważył.

– Ja zaś będę się modliła, bym nigdy więcej nie musiała znosić pańskiego towarzystwa, panie Bezwstydny.

– Przynajmniej w tym się zgadzamy.

– Rzeczywiście.

Przez chwilę wpatrywała się w niego, oddychając szybko. Jej piersi napierały na gorset, policzki pokrył rumieniec. W ferworze sprzeczki przysunęli się nieco do siebie i teraz jego pierś niemal dotykała koronki jej stanika. Nie odwrócił wzroku, ale wpatrywał się w nią oczami błyszczącymi zielenią w obrzydliwie męskiej twarzy.

Przeniósł wzrok na jej usta. Rozchyliła je bezwiednie i na nieskończenie długą sekundę przestała oddychać.

Nagle odwrócił się, podszedł do drzwi i zniknął w głębi mrocznego korytarza.

Hero zamrugała, po czym zaczerpnęła drżącego oddechu, rozglądając się nieprzytomnie po salonie. Na ścianie wisiało lustro. Podeszła więc i przyjrzała się swemu odbiciu. Ciemnorude włosy nadal miała starannie uczesane, eleganckiej srebrnozielonej sukni też chyba nic się nie stało. Lekki rumieniec tylko dodawał jej urody. To dziwne, ale nie wydawała się ani trochę zmieniona.

Doskonale.

Wyprostowała się i wyszła z pokoju, poruszając się szybko, acz z wdziękiem. Dziś było szczególnie ważne, by wyglądała na spokojną, uroczą i opanowaną. Jednym słowem – idealną. A to dlatego, iż właśnie tego wieczoru miały zostać ogłoszone jej zaręczyny z markizem Mandeville’em.

Uniosła wyżej brodę, gdy przypomniała sobie, z jaką pogardą nieznajomy wypowiedział słowo: idealna. Co mógł mieć przeciwko doskonałości?

* * *

Niech diabli porwą wszystkie zadowolone z siebie, idealne kobiety – a tę rudowłosą z saloniku w szczególności!

Lord Griffin Reading w paskudnym nastroju maszerował w stronę sali balowej w domu swego brata. Cholerne dziewuszysko! Stała tam pełna dezaprobaty i swoich racji, ośmielając się patrzeć na niego z góry. Zapewne ani razu nie poczuła prawdziwej pokusy w całym swoim życiu. Jedyną oznaką, iż czuje się zażenowana sytuacją, był rumieniec pokrywający z wolna jej delikatną, bladą szyję. Griffin chrząknął. Ta oceniająca mina z pewnością sprawiłaby, iż każdy mężczyzna straciłby wigor.

Tylko że, jak się okazało, on zareagował wręcz przeciwnie – i to nie dlatego, że nie zdążył zakończyć jak należy sprawy z Bellą. Nie, perspektywa zostania przyłapanym przez rozgniewanego męża, a w konsekwencji pojedynku o świcie skutecznie ochłodziła jego zapał. Zanim wytoczył się spod sofy, zdążył już ochłonąć – zarówno fizycznie, jak i umysłowo. I nic by tego nie zmieniło, gdyby nie gorąca wymiana zdań z tą nieskalaną żadnym grzeszkiem, zarozumiałą pannicą. Jego członek najwyraźniej potraktował sprzeczkę jako rodzaj dziwacznej gry wstępnej, pomimo iż dama była ewidentnie godna szacunku, wrogo nastawiona i nie przypadła mu do gustu.

Przystanął w mrocznym kącie i próbując się uspokoić, obracał w kieszeni diamentowy kolczyk. Znalazł go pod sofą i zamierzał oddać pani Idealnej, zanim jej ostry język sprawił, że zupełnie zapomniał o błyskotce. Cóż, dobrze jej tak. Nie powinna zwracać się w ten sposób do dżentelmena.

Wzruszył ramionami. Kiedy wszedł przed półgodziną do sali balowej, nie zdążył przywitać się z matką i siostrami, bo Bella niemal od razu zwabiła go do saloniku. Gdyby wiedział, że jej mąż też jest na balu, za nic nie pozwoliłby się uwikłać w tak ryzykowną sytuację.

Westchnął. Za późno na żale. Lepiej umieścić żenujący epizod pomiędzy sprawami, o których powinno się jak najszybciej zapomnieć, i iść dalej. Megs i Caroline nie przeszkadzało zapewne, że zniknął, lecz matka bez wątpienia będzie go wyglądać. Nie ma sensu odkładać tego, co nieuniknione. Poprawił po raz ostatni krawatkę, upewniając się, że się nie przekrzywiła, i wszedł do sali.

Kryształowy żyrandol zalewał potokami światła pomieszczenie pełne gości. Zaręczyny Mandeville’a miały stanowić najważniejsze wydarzenie sezonu i nikt spośród towarzystwa nie zamierzał tego przepuścić. Zaczął torować sobie drogę przez kolorowo odziany tłum, zwalniając od czasu do czasu, aby przywitać się z przyjaciółmi lub znajomymi.

– Jak miło, że zdecydowałeś się przyjść – dobiegło go z tyłu.

Odwrócił się od dwóch wdzięczących się młodych mężatek blokujących mu przejście i pochylił, by ucałować matkę w policzek.

– Miło cię widzieć, madame.

Słowa były zdawkowe, w przeciwieństwie do kryjących się za nimi emocji. Nie było go w Londynie przez prawie rok, minęło też osiem miesięcy, odkąd matka odwiedziła go w rodzinnym majątku w Lancashire. Przechylił głowę, by się jej przyjrzeć. W elegancko uczesanych włosach damy, przykrytych koronkowym czepkiem, dostrzegł kilka siwych pasm, ale poza tym wydawała się niezmieniona. Brązowe oczy, otoczone zmarszczkami śmiechu, błyszczały inteligencją, wygięte w delikatny łuk wargi zacisnęła, by ukryć pełen czułości uśmiech, a proste brwi uniesione były lekko na końcach w wyrazie ciągłego rozbawienia, jakże podobnym do tego, który widniał również na jego twarzy.

– Jesteś brązowy jak skorupka orzecha – wymamrotała, dotykając palcem jego policzka. – Przypuszczam, iż dużo jeździłeś po polach.

– Spostrzegawcza jak zawsze – zauważył, podając jej ramię.

– A jak tam zbiory? – spytała, przyjmując je.

Poczuł, że zaczyna boleć go głowa, mimo to odpowiedział radośnie:

– Stosunkowo dobrze.

Spojrzała na niego z niepokojem.

– Naprawdę?

– Lato było suche, są więc trochę mniejsze, niż się spodziewaliśmy. – Spore niedomówienie, biorąc pod uwagę, że tak naprawdę była to katastrofa. Ich ziemia nie była szczególnie urodzajna, o czym matka doskonale wiedziała, nie widział wszakże powodu, aby ją niepokoić. – Damy sobie radę, bez obaw.

Wyglądało na to, że jego odpowiedź wywarła zamierzony skutek.

– To dobrze. Lord Bollinger chyba interesuje się Margaret, należałoby więc sprawić jej w tym sezonie kilka nowych sukien. Nie chciałabym jednak nadwerężać twoich finansów.

– To nie problem – odparł, zastanawiając się gorączkowo. Będzie, jak zwykle, ciężko, ale powinien wyskrobać dość gotówki – o ile nie poniosą dalszych strat. Ból w skroni jeszcze się nasilił. – Kup Megs wszystkie fatałaszki, jakich zapragnie. Rodzinne finanse jakoś to wytrzymają.

Twarz matki wypogodziła się, a zmarszczka niepokoju pomiędzy brwiami zniknęła.

– I, oczywiście, jest jeszcze Thomas.

Zdążył przygotować się wewnętrznie, iż matka poruszy temat brata, nie był jednak w stanie zapobiec temu, by jego mięśnie stężały z napięcia.

A ona, oczywiście, natychmiast to wyczuła.

– Tak się cieszę, że przyszedłeś, Griffinie. Najwyższa pora, byście zażegnali to małe nieporozumienie.

Griffin prychnął. Nie sądził, by jego brat kiedykolwiek uznał tę sprawę za „małe nieporozumienie”. Thomas zawsze zachowywał się jak należy i nie kłóciłby się z Griffinem o drobiazgi. Oznaczałoby to bowiem, że dał się ponieść emocjom, a dla kogoś tak poprawnego w każdym calu było to niedopuszczalne. Nie wiedzieć czemu Griffinowi przypomniały się nagle szare oczy pani Idealnej. Ona, bez wątpienia, doskonale zgodziłaby się z tym sztywniakiem, jego bratem.

Spróbował udawać, że cieszy go perspektywa spotkania z Thomasem.

– Oczywiście. Wspaniale będzie znowu pogadać.

Matka zmarszczyła brwi. Najwidoczniej powinien popracować nad sztuką aktorską.

– Brakuje mu ciebie, wiesz?

Spojrzał na nią z niedowierzaniem.

– Naprawdę – zapewniła, choć zauważył, że nieco się przy tym zarumieniła; widocznie nawet ona miała wątpliwości, czy Thomasa ucieszy widok brata. – Wasze relacje muszą się poprawić. To niedobre dla rodziny, dla was obu i dla mnie. Nie mam pojęcia, dlaczego trwa to tak długo.

Griffin pochwycił kątem oka błysk zieleni i jego puls przyspieszył. Lecz nim się odwrócił, dama w sukni koloru mchu zdążyła już zniknąć w tłumie.

– Słuchaj uważnie, Griffinie – syknęła matka.

Uśmiechnął się do niej.

– Przepraszam, zdawało mi się, że widzę kogoś, kogo wolałbym uniknąć.

– Jestem pewna, że była to któraś z niegodnych szacunku dam, z którymi tak chętnie się zadajesz – prychnęła.

– Prawdę mówiąc, wręcz przeciwnie – odparł swobodnie. – Ta jest aż nadto szacowna.

Wsunął dłoń do kieszeni i dotknął kolczyka. Kiedyś zapewne będzie musiał go zwrócić.

– Doprawdy? – Przez chwilę miał nadzieję, że uda mu się odwrócić uwagę matki, potrząsnęła jednak tylko głową i kontynuowała:

– Nie próbuj zmieniać tematu. Minęły trzy lata, odkąd się pokłóciliście, i mam już nerwy w strzępach. Nie sądzę, bym mogła znieść jeszcze jeden lodowaty w tonie list albo kolację, kiedy to muszę uważać na każde słowo, by nie poruszyć drażliwego tematu.

– Pokój, matko. – Griffin zaśmiał się i ucałował jej zarumieniony z gniewu policzek. – Thomas i ja uściśniemy sobie dłonie i pogodzimy się, a ty będziesz mogła jadać z nami oboma, kiedy tylko będę w Londynie.

– Obiecujesz?

– Przysięgam na honor. – Przycisnął dłoń do piersi. – Zamierzam być tak miły i uprzejmy, że Thomas nie zdoła się powstrzymać, aby nie rzucić się na mnie z wyrazami braterskiej miłości.

– Hm – mruknęła. – Cóż, mam nadzieję, że tak się właśnie stanie.

– Żadna siła – zapewnił ją wesoło – nie zdoła mnie powstrzymać.

* * *

– Szczęśliwa?

Hero odwróciła się na dźwięk głębokiego męskiego głosu i zobaczyła ukochanego starszego brata, Maximusa Battena, księcia Wakefielda. Przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy – tyle bowiem trwało zaaranżowanie zaręczyn – Maximus wypytywał ją kilkakrotnie, czy jest zadowolona z wyboru narzeczonego, lecz nigdy nie spytał, czy jest szczęśliwa.

– Hero?

Maximus ściągnął proste brwi ponad wydatnym nosem.

Często myślała o tym, iż wygląd brata doskonale odpowiada jego pozycji. Gdyby ktoś zamknął oczy i spróbował wyobrazić sobie idealnego księcia, z pewnością wyglądałby on jak Maximus: wysoki, o szerokich ramionach, lecz nieprzesadnie mocno zbudowany, z wąską, pociągłą twarzą o nieco zbyt stanowczym wyrazie, by mogła zostać uznana za atrakcyjną. Brązowe włosy nosił krótko ścięte, by nie przeszkadzały pod peruką. Oczy, także brązowe, mogłyby wydawać się ciepłe, lecz jedno ich zniecierpliwione spojrzenie natychmiast przekonałoby każdego, że jest inaczej. Ciepło i serdeczność były ostatnimi cechami, które można by przypisać księciu Wakefieldowi. Mimo wszystko był jednak jej bratem.

Uśmiechnęła się zatem do niego.

– Tak, jestem całkiem szczęśliwa.

Czyżby w jego poważnym spojrzeniu dostrzegła ulgę? Na chwilę ogarnęło ją poirytowanie. Przedtem nie zdradził ani słowem, iż jej szczęście może mieć jakiekolwiek znaczenie. Połączenie włości i interesów, wzmocnienie parlamentarnego aliansu z Mandeville’em – oto, czym należało się kierować. Uczucia, o czym dobrze wiedziała, nie odgrywały w negocjacjach żadnej roli. Nie przeszkadzało jej to. Była córką księcia i wiedziała od kolebki, jaka jest jej rola i miejsce w świecie.

Maximus zacisnął wargi, przyglądając się gościom.

– Chcę, żebyś wiedziała, że możesz jeszcze zmienić zdanie.

– Doprawdy? – Rozejrzała się po sali. Mandeville House został elegancko przystrojony. Dekoracje wykonano w kolorze błękitu i srebra – barwach rodziny Batten – oraz szkarłatu i czerni Readingów. Na każdym stoliku stały kwiaty, wynajęto też armię dodatkowych lokai. Hero spojrzała na brata. – Wszystko zostało już ustalone, kontrakty podpisane.

Maximus ściągnął brwi w geście książęcego niezadowolenia.

– Jeśli naprawdę chciałabyś wycofać się z zaręczyn, mógłbym to załatwić.

– To bardzo wspaniałomyślnie z twojej strony – odparła Hero, wzruszona szczerą, choć wyrażoną nieco burkliwie troską brata. – Lecz jestem całkiem zadowolona.

Skinął głową.

– Skoro tak, chyba już pora, byśmy dołączyli do twego przyszłego męża.

– Oczywiście.

Postarała się, aby jej głos brzmiał pewnie, lecz dłoń, którą położyła na rękawie ciemnoniebieskiego surduta brata, lekko drżała.

Na szczęcie Maximus chyba tego nie zauważył. Poprowadził ją przez salę balową, poruszając się, jak zwykle, niespiesznie, acz zdecydowanie. Czasami Hero zastanawiała się, czy brat zdaje sobie sprawę, iż może płynąć przez tłum bez przeszkód, ponieważ ludzie ustępują mu pospiesznie z drogi.

Jakiś mężczyzna stał tuż przy parkiecie, odwrócony do nich plecami. Miał na sobie poważny, czarny strój i śnieżnobiałą perukę. Odwrócił się, gdy nadchodzili, i Hero zamarła na chwilę z niedowierzania. Coś w układzie jego ramion i kształcie szczęki przypomniało jej bowiem szelmę, z którym odbyła przed chwilą ożywioną sprzeczkę. A potem spojrzał wprost na nią i ukłoniła się zgrabnie markizowi Mandeville’owi, ganiąc się w duchu za zbyt wybujałą wyobraźnię. Trudno było bowiem o kogoś mniej przypominającego pana Bezwstydnego niż jej narzeczony.

Mandeville był wysoki i stosunkowo przystojny. Gdyby częściej się uśmiechał, mógłby uchodzić za niemal pięknego. Czuło się jednak, że piękno byłoby w przypadku markiza czymś niestosownym, przesadnie ostentacyjnym, a takie działania zdecydowanie nie były w jego stylu.

– Wasza Miłość. Lady Hero. – Mandeville ukłonił się elegancko. – Wygląda pani dziś jeszcze piękniej, milady.

– Dziękuję panu.

Uśmiechnęła się i z zadowoleniem spostrzegła, że zwykle tak stanowcze rysy jego twarzy łagodnieją.

A potem spojrzał na nią raz jeszcze.

– Moja droga, masz tylko jeden kolczyk.

– Doprawdy? – Dotknęła bezwiednie obojga uszu, a potem spłonęła rumieńcem na wspomnienie tego, co stało się z drugim kolczykiem.

Zdjęła czym prędzej pozostały i oddała bratu, by go przechował.

– Tak jest lepiej – stwierdził z aprobatą Mandeville. – Możemy? – zapytał, spoglądając przy tym nie na Hero, lecz na jej brata.

Maximus skinął głową.

Mandeville dał znak kamerdynerowi, chociaż rozmowy i tak zaczęły już cichnąć i goście jęli odwracać się ku gospodarzowi. Hero przywołała na twarz uśmiech i stała wyprostowana, bez ruchu, jak uczono ją od dziecka. Dama jej rangi nie powinna zdradzać, że jest zdenerwowana. Nie znosiła bycia w centrum uwagi, ale musiała się z tym pogodzić jako córka księcia. Spojrzała na Mandeville’a. Jako markiza będzie przyciągała jeszcze więcej spojrzeń.

Oczywiście.

Stłumiła westchnienie i oddychała przez chwilę miarowo, powoli, wyobrażając sobie, że jest posągiem. Był to stary trik, bardzo skuteczny w podobnych sytuacjach. Stawała się na jakiś czas pustą rzeźbą, idealnym uosobieniem wysoko urodzonej damy. Prawdziwa ona, kobieta, którą była, nie była nikomu potrzebna.

– Drodzy przyjaciele – zaintonował Mandeville. Słynął w parlamencie z tego, że był doskonałym mówcą, obdarzonym na dodatek wspaniałym, głębokim głosem. Hero sądziła, że w jego zachowaniu daje się wyczuć coś teatralnego, lecz, oczywiście, nie zamierzała o tym wspominać. – Zebraliśmy się tu dzisiaj z okazji ważnej uroczystości: moich zaręczyn z lady Hero Batten.

Odwrócił się, ujął jej dłoń i ucałował palce. Hero odpowiedziała uśmiechem, dygnęła z wdziękiem, a goście zaczęli bić brawo, po czym ruszyli gromadnie, by złożyć im gratulacje.

Hero dziękowała właśnie przygłuchej hrabinie, gdy usłyszała, jak Mandeville mówi:

– Ach, Wakefield, lady Hero, chciałbym wam kogoś przedstawić.

Odwróciła się i spojrzała wprost w rozbawione zielone oczy. Stała tak, nie mogąc się odezwać choćby słowem, kiedy pan Bezwstydny skłonił się, ujął jej dłoń i musnął ją gładkimi, ciepłymi wargami.

Jakby z oddali dobiegł ją głos Mandeville’a:

– Droga Hero, poznaj mojego brata. Lord Griffin Reading.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: