Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Zakochany Dubaj - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
9 lipca 2021
Ebook
34,99 zł
Audiobook
29,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zakochany Dubaj - ebook

Jak otworzyć się na nową miłość, gdy despotyczny były mąż nie daje o sobie zapomnieć?

W luksusowym Dubaju Alicja szuka przede wszystkim bezpieczeństwa. Całkowicie poświęcając się pracy, szybko osiąga wymarzoną pozycję. Teraz brakuje jej już tylko miłości. Serce podpowiada młodego współpracownika, który subtelnie okazuje swoje zainteresowanie. Niestety, mroczna przeszłość przypomina o sobie na każdym kroku, dlatego Alicja odpycha wszelkie myśli o nowym związku. Przewrotny los łączy jednak ich ścieżki i Mark nie zamierza poddać się bez walki. Nie spodziewa się, że wplącze się w destrukcyjny trójkąt z kochanką i jej byłym mężem.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-4862-6
Rozmiar pliku: 1 008 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Alicja

Chciałam choć na chwilę stracić przytomność. Uwolnić się od strachu i bólu, które w tej chwili targały moim ciałem. Nic nie widziałam, ale nie byłam w stanie stwierdzić, czy to przez krew zalewającą moje oczy, czy też trwale straciłam wzrok przez silne uderzenia krzesłem, które mój mąż przed chwilą połamał na moim ciele. Byłam martwa i choć w moim ciele nadal biło serce, wiedziałam, że to tylko kwestia minut. Próbowałam podnieść się z zimnej, betonowej podłogi korytarza pomiędzy garażem a luksusowym apartamentem, w którym spędziłam najpiękniejsze dwa lata mojego życia i osiem miesięcy najmroczniejszego koszmaru. Dotykałam zakrwawionych nóg, z których lewa wykręcona była w nienaturalny sposób. Adrenalina buzująca w moich żyłach wciąż trzymała na wodzy system nerwowy i ból nie był jeszcze tak miażdżący, jak wskazywały na to obrażenia. Nie wiem, czy nadal był sens walczyć, jednak ten pierwotny zew, pragnienie przetrwania lub chociaż walki do ostatnich chwil, nie pozwalał mi tutaj zostać i czekać na śmierć. Pokonałam siedem stopni betonowych schodków, wspierając się jedynie na rękach i ciągnąc za sobą resztę bezwładnego ciała. Popchnęłam lekko uchylone drzwi i do moich uszu natychmiast doszło chrapanie Artura, męża, który obiecał kochać i chronić mnie, dopóki śmierć nas nie rozłączy. Nigdy, nawet w najgorszych koszmarach, nie podejrzewałabym, że ten czuły, troskliwy mężczyzna, który podarował mi tak wiele, stanie się moim katem i to z jego ręki w wieku dwudziestu jeden lat stracę życie. Nie miałam siły, ale też nie potrafiłam odpuścić. Na ślepo doczołgałam się do kuchni, gdzie na stole leżała bezprzewodowa słuchawka aparatu telefonicznego. Z biustonosza wysunęłam wizytówkę porucznika, który po odebraniu zgłoszenia od naszego sąsiada o niepokojących hałasach dobiegających z apartamentu obok zainteresował się moją sprawą. Mocno przetarłam oczy w nadziei, że uda mi się odczytać numer. Niestety jedyne, co widziałam, to ciemność. Nie, moje życie nie może się tak skończyć, dotarłam przecież tak daleko – lamentowałam w myślach. Im mniej szans miałam na przetrwanie, tym silniejsza budziła się we mnie wola walki. Musiałam wysilić umysł, nauczyłam się przecież tego numeru na pamięć. Raz po raz drżącą ręką wystukiwałam cyfry, ale jedyne, co słyszałam, to chrapanie dochodzące z salonu i kobiecy głos automatycznej skrzynki operatora sieci, informujący, że wybrany przeze mnie numer nie istnieje, i zachęcający, żebym spróbowała ponownie. Mój upór jeszcze się nasilił. Wiedziałam, że nie przestanę, dopóki chrapanie nie ucichnie i nie usłyszę ostatniego dźwięku w moim życiu, czyli zbliżających się kroków oprawcy.

Sygnał, był sygnał.

– Porucznik John – usłyszałam i moje serce zalała fala radości.

Pomocy – próbowałam wypowiedzieć, ale z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk. Pomocy – powtarzałam w duchu.

– Pomocy! – wykrzyknęłam resztką sił.

– Pani Alicja? – Mężczyzna natychmiast odgadł moją tożsamość.

– Tak – wycharczałam, bo przeszywający ból paraliżował mój przełyk i struny głosowe.

– Proszę się nie rozłączać, już do pani jadę – usłyszałam jeszcze głos porucznika i dopóki do moich uszu nie dobiegł trzask wyłamywanych drzwi, trzymałam przy uchu słuchawkę, tonąc w rozkoszy zapewnień płynących z drugiej strony, że wszystko będzie dobrze, że od dzisiaj czekają mnie już tylko dobre chwile.1

Alicja

Tego dnia żaden z pracowników firmy FRESH-MI nie wykazywał się nadmierną produktywnością. Biuro śmierdziało lenistwem, ponieważ wszyscy z niecierpliwością wyczekiwali popołudniowej firmowej imprezy mikołajkowej. Zapowiedziano drinki, świąteczne dekoracje, gry z nagrodami i tańce do białego rana. Wprawdzie był środek tygodnia, ale udało mi się przekonać właściciela, by jutrzejszy dzień pracy zaczął się od południa. Firma zatrudniała ludzi różnych narodowości, i co za tym idzie, wyznających różne religie, ale wszyscy świętowali razem. Firmowy iftar w jednej z topowych restauracji Dubaju, wystawna kolacja z okazji Id al-Fitr, dekorowanie biura na hinduskie święto Diwali czy właśnie mikołajki. Poza tym był początek miesiąca i nie mieliśmy jeszcze zbyt wiele pracy. W zeszłym tygodniu zakończyliśmy październikowe rozliczenia, a faktury z listopada zaczną zalewać biuro dopiero po dziesiątym. Jest jeszcze sprawa wizytatorów z Chin, ale kwestie zarówno zakwaterowania oraz odwiedzin w biurze i fabryce, jak i koniecznego zaprezentowania lokalnych atrakcji mam już dopięte na ostatni guzik. O ile Fahid, właściciel firmy, nie poprosi mnie o dotrzymanie towarzystwa potencjalnym kontrahentom, do połowy miesiąca nie powinno być niespodzianek.

Kiedy wybiła osiemnasta, praktycznie wszyscy pracownicy zeszli do pubu znajdującego się w piwnicy Marina Plaza, wieżowcu, którego najwyższe piętro wynajmuje FRESH-MI.

– Alicjo, dlaczego się jeszcze nie zbierasz? – zapytała Katie, koleżanka z działu finansów, która właśnie kierowała się w stronę wyjścia.

– Jestem gotowa, dokończę tylko ostatniego maila i do was dołączę – zapewniłam, choć wcale nie miałam ochoty na świętowanie.

Nie lubię alkoholu ani stanu nieświadomości, w jaki wprowadza on ludzki umysł. Piję więc niewiele i jedynie w towarzystwie moich ukochanych przyjaciółek, Grace oraz Emmy. Tę pierwszą poznałam, kiedy odwiedziła biuro FRESH-MI, oferując ubezpieczenie zdrowotne dla pracowników. Jej oferta była zbyt wysoka w porównaniu z konkurencją, jednak szybko znalazłyśmy wspólny język na stopie prywatnej. Grace mieszka w kompleksie willowym w dzielnicy Dubai Sports City razem z mężem i trójką dzieci. Na co dzień rodzina jest całym jej światem i jedynie podczas naszych comiesięcznych spotkań ujawnia się druga natura mojej przyjaciółki. Mam trzydzieści jeden lat i jak długo żyję, nigdy nie spotkałam bardziej roześmianej osoby. Grace pochodzi z Zambii, gdzie jako nastolatka została wydana za mąż za o prawie dziesięć lat starszego mężczyznę. Jego rodzina posiadała równie niewiele, co jej własna. Opowiadała mi kiedyś, że przed przyjazdem do Dubaju nie wiedziała nawet, czym są nowe ubrania. Jednak bieda nie odebrała jej chęci do życia i radości z każdego nowego dnia. Emma natomiast to prawdziwy wulkan energii. Amerykanka przed czterdziestką, która pełnymi garściami korzysta z wszelkich przywilejów życia singielki. Spotyka się z nieprzyzwoicie młodymi partnerami, racząc mnie później pikantnymi szczegółami jej kokieteryjnych przygód. Prowadzi luksusowy salon piękności w dzielnicy Dubai Marina. Mieści się on niedaleko biura, w którym pracuję. Tak właśnie się poznałyśmy – byłam i nadal jestem jej stałą klientką.

Po wysłaniu ostatniego maila pociągnęłam usta czerwoną szminką i sięgnęłam po czapkę Mikołaja, umowną przepustkę do pubu. Kierując się do wyjścia, zauważyłam, że w biurze pozostała już tylko jedna osoba, Mark. Młody chłopak, który trafił do firmy zaraz po studiach i od samego początku mnie intrygował. Nie próbował integrować się z otoczeniem ani nie uczestniczył w biurowych plotkach. Pojawiał się w firmie jako pierwszy, nieraz wychodził ostatni. Najczęściej siedział w swoim boksie ze słuchawkami na uszach, zapatrzony w ekran komputera. Ze względu na wiek co zabawniejsi współpracownicy prześmiewczo nazywali go „młodym”, ale wyraźnie nie robiło to na nim żadnego wrażenia. Pozostawał obojętny na jakiekolwiek zaczepki. To właśnie jego dojrzałość tak mi imponowała. Kilka razy zakradłam się nawet za nim do kuchni, chcąc niby przypadkiem zamienić z nim kilka słów. Zawsze był miły, uprzejmy i odpowiadał bardzo mądrze jak na swój wiek. Przez pewien czas myślałam, że może mu się podobam, bo nieraz dostrzegałam jego ukradkowe spojrzenia, jednak upłynęło już kilka miesięcy od jego zatrudnienia, a on nie poczynił w moim kierunku żadnego kroku.

– Nie idziesz na dół? – zapytałam.

– Nie umiem tańczyć, więc raczej spasuję – odpowiedział, na chwilę odrywając się od monitora.

– Nie musisz tańczyć, możesz się po prostu czegoś napić. – Spróbowałam raz jeszcze.

– Nie wiem, czy mnie wpuszczą, bo to maleństwo raczej nie wejdzie mi na głowę. – Demonstracyjnie pomachał czapką mikołaja.

Nie było sensu dalej nalegać. Uśmiechnęłam się życzliwie i opuściłam biuro, czując na sobie jego wzrok. Stojąc sama w windzie, doznałam niezrozumiałego ukłucia smutku. Niby na nic nie liczyłam, byłam przecież świadoma sześcioletniej różnicy wieku i faktu, że przez wzgląd na moją pozycję menedżera zasobów ludzkich romans ze współpracownikiem zostałby odebrany jako nieprofesjonalne zachowanie. Jednak nieprzyzwoite obrazy z nagim Markiem coraz częściej wkradały się nie tylko do moich myśli, ale też snów.

– Alicjaaa!

Potrząsnęłam głową, słysząc głos lekko podpitej już koleżanki Rany.

– Koniecznie musisz spróbować ananasowego martini w wydaniu TEGO – wyraźnie zaakcentowała – przystojnego barmana. – Kobieta prowokacyjnie uśmiechnęła się do pracownika pubu, który najwyraźniej miał doświadczenie z tego typu klientami. Podał nam drinki, każdą z nas pocałował w rękę i zniknął z pola naszego widzenia, zajmując się pracą w drugiej części baru.

Nie zamierzałam nawet wąchać podanego mi drinka ani tym bardziej go próbować. Kiedy jednak z głośników popłynęła piosenka Eda Sheerana Shape of You, Rana bezpardonowo pociągnęła mnie na środek sali, po drodze rozlewając na moją sukienkę ananasowe martini. Po kilku chwilach wymigałam się koniecznością skorzystania z toalety, ale zamiast tego ruszyłam wprost do windy. Żałowałam, że w ogóle dołączyłam do kolegów z pracy. Tylko się wygłupiłam, jeszcze mocniej przypinając sobie łatkę sztywniary. Kiedy winda dotarła na ostatnie piętro, ze złością otworzyłam drzwi biura. Mark nadal siedział na swoim miejscu, choć moje nagłe wtargnięcie wyraźnie zwróciło jego uwagę.

– Wszystko w porządku? – zapytał.

– Nie mogło być lepiej – odpowiedziałam ze złością. – Mam na sukience ananasowe martini.

– Czyli impreza była udana. – Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem, co omal nie doprowadziło mnie do furii. Nic już jednak nie odpowiedziałam.

Weszłam do swojego gabinetu i sięgnęłam po torebkę, gotowa natychmiast opuścić budynek. Zamknęłam za sobą drzwi i kiedy już chciałam wezwać taksówkę, zorientowałam się, że nie mam telefonu, więc musiałam wrócić do środka. Mark nie spuszczał ze mnie wzroku. Świetnie – przeklinałam się w myślach – nie dość, że sztywniara, to jeszcze zachowuję się jak idiotka. Miałam ochotę walnąć się otwartą dłonią prosto w czoło, przed czym powstrzymało mnie jedynie pojawienie się w pomieszczeniu dwóch podpitych kolegów z działu sprzedaży.

– Alicja, co się stało? Dlaczego tak nagle zniknęłaś? – zapytał Adel. – Liczyliśmy na wspólny taniec.

– Dziękuję – odpowiedziałam, siląc się na życzliwość. – Ale na mnie już czas.

Próbowałam wyminąć mężczyzn, ale ci nagle zastąpili mi drogę.

– Nigdzie nie pójdziesz, dopóki z nami nie zatańczysz – zaznaczył stanowczo ten drugi, Paul.

Alkohol wyraźnie dodał im odwagi i zaostrzył ich humor.

– Koledzy, pani Alicja wyraźnie powiedziała, że chce wracać do domu – wtrącił się Mark.

– Młody, a ty nadal w biurze? Nie czas na kołysankę? – naśmiewali się.

– Po dwudziestej wszystkie grzeczne dzieci już śpią, a skoro koleżanka Alicja chce wrócić do domu, to my ją odprowadzimy. – Adel próbował objąć mnie ramieniem, ale na szczęście w porę odskoczyłam na bezpieczną odległość.

W tym samym momencie Mark zerwał się ze swojego stanowiska i stanął pomiędzy mną a pijanymi kolegami z działu sprzedaży.

– Panowie, wystarczy – stwierdził zdecydowanie. – Dzisiaj to ja odwiozę panią Alicję do domu, więc możecie wrócić i dalej cieszyć się zabawą. – Mark wskazał na drzwi wyjściowe. Był od każdego z nich co najmniej o głowę wyższy i chyba to trochę ostudziło ich temperamenty. – W biurze są kamery, więc radzę wam teraz wyjść – dodał.

Posłuchali go, ale zza zamykających się drzwi dobiegły nas jeszcze obelgi rzucane pod adresem Marka.

– Dziękuję – wykrztusiłam przerażona.

– Wszystko w porządku? Nic ci nie zrobił ten idiota? – zapytał z wyraźną troską w głosie.

– Nie, wszystko jest okej.

– Chodź, odwiozę cię do domu – zaproponował.

– Naprawdę nie trzeba, nie chcę sprawiać ci kłopotu – wydukałam.

Starałam się opanować przerażenie, ale sytuacja, choć na pozór niewinna, może nawet trochę zabawa, silnie mną wstrząsnęła.

– Żaden kłopot – zapewnił, po czym wrócił do swojego stanowiska, wyłączył komputer i zabrał telefon. – Chodźmy – wskazał ręką na drzwi wyjściowe i przepuścił mnie przodem.

W windzie nawet nie podniosłam na niego wzroku, a mężczyzna nie nalegał. Nigdy wcześniej nie byłam na tym parkingu, więc po wyjściu z kabiny niepewnie rozejrzałam się na boki. Przyćmione światło i szarość cementu dodawały temu miejscu upiorności. Czułam się niepewnie, o czym wyraźnie dawało znać moje ciało. Spojrzałam na drżące dłonie, nie mogąc odgonić od siebie dręczących myśli. A co, jeśli zdarzenie w biurze to zaaranżowane przedstawienie? Nagle pojawią się tamci dwaj i cała trójka mnie skrzywdzi?

Mark odezwał się, najwyraźniej dostrzegając przerażenie rysujące się na mojej twarzy.

– Parking jest pusty, dlatego wygląda trochę upiornie. Mój samochód stoi przy tamtym słupie – wskazał ręką – więc już niedaleko.

Sygnał automatycznego zwolnienia blokady, otwieranie drzwi, zamykanie i uruchomienie silnika, pisk kół ruszającego pojazdu. Te dźwięki przez całą drogę kołatały się w mojej głowie. Mężczyzna milczał i byłam mu za to cholernie wdzięczna. Wiedziałam, jak się zachowuję – jak niezrównoważona wariatka – tyle że w moim przypadku to stwierdzenie nie było dalekie od prawdy.

– Dziękuję – bardziej wyszeptałam niż powiedziałam, kiedy Mark zatrzymał się pod budynkiem, w którym mieszkałam.

Wysiadając, nawet nie odwróciłam się w jego stronę, tylko czym prędzej wbiegłam do recepcji. Wiedziałam, że dopiero w swoim mieszkaniu poczuję się bezpiecznie.

Obserwując zmieniające się numerki na wyświetlaczu windy, zdałam sobie sprawę z czegoś, co było jeszcze bardziej upiorne niż zaczepki kolegów z pracy. Czy ja powiedziałam Markowi, gdzie mieszkam? Nie. Przywiózł mnie tutaj, jakby znał mój adres. Nagle całe moje ciało przeszyła fala lęku. Na przemian wstrząsały mną napady ciepła i zimna. Wybiegłam z windy jak poparzona, jakby brakowało w niej powietrza, a kiedy tylko weszłam do mieszkania, w każdym pomieszczeniu zapaliłam światło. Nie zniosłabym teraz ciemności.

Po szybkim, zimnym prysznicu – nie chciałam, by szyba zaparowała – zatopiłam się w pościeli. Wcześniejsze zdarzenie z biura nie miało już najmniejszego znaczenia. Liczył się tylko fakt, że Mark wiedział, gdzie mieszkam. Dlaczego?2

Kolejny poranek przywitał mnie promieniami słońca. Zapowiadał się piękny, słoneczny dzień. Niby normalna pogoda w Dubaju, ale jednak nie zawsze. Ogrom kurzu unoszący się w powietrzu sprawia, że często jest tutaj po prostu szaro. Dzisiaj powietrze było czyste i jedynie kilka chmur kłębiastych przetaczało się po niebie. Wiedziałam, że dzień szybko mi zleci, bo wieczorem miałam spotkać się z Grace i Emmą. Dziewczyny chciały wybrać się do nowo otwartego klubu w The Address Downtown, hotelu usytuowanego naprzeciw Burj Khalifa, aktualnie najwyższego budynku świata. Zwykle stroniłam od takich miejsc, ale tym razem zgodziłam się ze względu na Grace. Byłam świadoma, że po całym miesiącu spędzonym na gotowaniu obiadków, oglądaniu bajek i wycieraniu cieknących nosów moja przyjaciółka potrzebuje rozrywki dla dorosłych.

Postanowiłam wybrać się do biura pieszo. Stwierdziłam, że półgodzinny spacer dobrze mi zrobi. Na nogi włożyłam czarne baleriny, a ukochane szpilki wcisnęłam na siłę do torebki. Okolica tętniła życiem od samego rana. Sportowcy biegali promenadą wokół sztucznego jeziorka, pracownicy restauracji czyścili stoły i fotele oraz myli okna, a dzieci jeździły rowerkami albo maleńkimi replikami markowych pojazdów. Postanowiłam puścić w niepamięć wczorajsze zdarzenie z Adelem i Paulem, w końcu alkohol mógł namieszać im w głowach. Obydwaj są dobrzy w tym, co robią, i pracujemy razem od wielu lat, a takie zachowanie zdarzyło im się po raz pierwszy. Na pewno jest też racjonalne wytłumaczenie tego, skąd Mark wiedział, gdzie mieszkam. Wczoraj dałam ponieść się paranoi. Po nieprzyjemnym incydencie pozostałe zdarzenia odczytywałam przez pryzmat głęboko skrywanych lęków z przeszłości.

W biurze zastałam jedynie Fahida. Szef był czymś wyraźnie zaaferowany. Wpatrywał się w swój komputer i chyba nawet nie zauważył, że ktoś pojawił się w biurze. Kilka minut po mnie w drzwiach stanął Mark. Natychmiast poczułam ciepło rozchodzące się po całej klatce piersiowej, a mój oddech przyspieszył. To przedziwne uczucie – bliskie atakowi paniki, acz przyjemne – coraz częściej opanowywało mój organizm na widok tego mężczyzny. Chyba nawet wyprostowałam plecy, choć na tyle dyskretnie, że Mark nie mógł tego zauważyć. Zresztą po tym, jak delikatnie skinął głową na przywitanie, natychmiast udał się w stronę swojego biurka. Podejrzewałam, że bezpośrednie podejście do jego stanowiska, a już tym bardziej wezwanie go do mojego biura, byłoby przesadą. Nie chciałam nadawać nadmiernej wartości wczorajszemu zdarzeniu, dlatego uznałam, że wystarczająco stosowne będzie podziękowanie mu, kiedy niby przypadkiem wpadniemy na siebie w kuchni. Nie chciałam zachowywać się jak nawiedzona paranoiczka, doszukująca się drugiego dna w każdym słowie czy czynie. Po prawdzie jestem niezrównoważona, ale też świadoma, jak powinnam się zachowywać, by fakt ten nie wypłynął na światło dzienne. Ku mojej ogromnej uciesze Mark chwilę po włączeniu komputera udał się z kubkiem do kuchni. Oczywiście powędrowałam tam za nim.

– Dzień dobry – odezwałam się.

– Och, Alicja, dzień dobry, jak się dzisiaj czujesz? – zapytał.

– Dobrze, chciałam ci podziękować za wczoraj – powiedziałam, siląc się na luz, jakby to zdarzenie było nieznaczącym epizodem, ot, przypadkowym pożyczeniem długopisu od kolegi.

– Cieszę się, że mogłem pomóc, chłopakom wyraźnie odbija po alkoholu. Ale ostatecznie to tylko niegroźni idioci – stwierdził i po chwili, kiedy automat do kawy przestał wydawać charczące dźwięki, dodał: – Widziałem, że całe zdarzenie mocno tobą wstrząsnęło. Mam nadzieję, że dzisiaj czujesz się już lepiej.

Czyli jednak wszystko zauważył. Najwyraźniej nie jestem tak dobra w ukrywaniu emocji, jak mi się wydawało. Mężczyzna czekał na moją odpowiedź, więc kiedy ustąpił mi miejsca przy automacie, dyskretnie odwróciłam od niego wzrok, udając zainteresowanie opcjami kawy. Nie patrząc mu w oczy, było mi łatwiej zachować opanowanie.

– Sama nie wiem, dlaczego dałam się ponieść emocjom. Byłam zdenerwowana, cała kleiłam się od rozlanego alkoholu i naprawdę niepotrzebnie tak zareagowałam – wytłumaczyłam ze swobodą w głosie, a kiedy na niego spojrzałam, mężczyzna tylko życzliwie się do mnie uśmiechnął.

– Gdybyś jeszcze kiedyś potrzebowała ochrony, to wiesz, gdzie jestem – zażartował i uniósł kubek z parującą kawą w pożegnalnym geście.

*

Po południu biuro zapełniło się pracownikami. Wszyscy, dosłownie wszyscy wyglądali jak z krzyża zdjęci. Najwyraźniej impreza trwała do białego rana. Koło drugiej Fahid, wyraźnie zdenerwowany, wezwał do swojego biura Adela i Paula. Kiedy drzwi się zamknęły, po raz pierwszy usłyszałam, jak szef na kogoś krzyczy. Pracowaliśmy razem od ośmiu lat i Fahid, choć stanowczy w swoich decyzjach, był niezwykle cierpliwy. Wszyscy przerwali pracę, nasłuchując kłótni i rzucając pytające spojrzenia kolegom. Tylko ja i Mark domyślaliśmy się prawdziwej przyczyny niecodziennego wybuchu szefa, a teraz wpatrywaliśmy się w siebie jak zauroczeni. Po chwili Fahid wezwał do swojego biura Marka i dopiero to zerwało nasz kontakt wzrokowy. Sytuacja wyraźnie się uspokoiła, choć nie na długo. Mężczyzna wyszedł od szefa i skierował się w moją stronę. Kiedy się odezwał, wyczułam niepokój w jego głosie:

– Wczoraj nie wydarzyło się nic niebezpiecznego. Koledzy przyszli sprawdzić, dlaczego wróciłaś do biura, i namawiali cię na powrót do pubu. Wymigałaś się bólem głowy, dlatego odwiozłem cię do domu. Później wszystko ci wytłumaczę, a teraz proszę, chodź ze mną.

Pokiwałam głową i podążyłam za Markiem. Oczy wszystkich pracowników skupiły się na mnie, co było lekko komiczne. Przecież moja obecność podczas tego typu sytuacji jest jak najbardziej na miejscu, a jednak odczytywałam potępienie w ich spojrzeniach.

Kiedy weszliśmy do gabinetu Fahida, szef wskazał na fotel tuż obok niego. Udawałam opanowanie, choć mieszanka strachu i niepewności zaczęła krążyć w moich żyłach. Uważałam się za silną kobietę, bo wygrałam z najsilniejszym wrogiem – ze strachem przed śmiercią. Jednak krzyk, pomimo medytacji i lat samokontroli, do tej pory przywoływał w moim umyśle obrazy tragicznych zdarzeń sprzed lat.

– Alicjo, muszę wiedzieć, co tak naprawdę wydarzyło się wczoraj, kiedy ci dwaj stanęli na twojej drodze do wyjścia – łagodnie zachęcił Fahid.

– Nic się nie stało – wtrącił się Paul.

– Cisza! – Szef wręcz kipiał, kiedy tylko skierował spojrzenie w stronę mężczyzn. Adel siedział ze spuszczoną głową, bez słowa wpatrując się w podłogę. Przez chwilę zrobiło mi się go żal.

– Fahidzie – zaczęłam najłagodniej, jak potrafiłam – wczorajsze zdarzenie to ogromne nieporozumienie. Zeszłam do pubu, choć wcale nie miałam ochoty na zabawę. Po krótkiej rozmowie z Raną niechcący wylałam sobie na sukienkę drinka. Zapewniłam kolegów, że za chwilę wrócę, jednak po drodze się rozmyśliłam i postanowiłam wrócić do domu. Rozbolała mnie głowa, więc poprosiłam Marka, żeby mnie odwiózł. Adel i Paul przyszli i namawiali mnie na powrót, ale się nie zgodziłam. Przez chwilę próbowali mnie przekonać i wtedy Mark się za mną wstawił. Wszyscy rozeszliśmy się w swoje strony.

Po moich słowach Fahid tylko z dezaprobatą pokręcił głową. Moja odpowiedź wyraźnie go nie zadowoliła.

– Jesteś tego pewna? – dopytywał. – Kamery pokazują coś zupełnie innego.

– Chłopcy trochę wypili i niepotrzebnie posprzeczali się z Markiem. – Naprawdę chciałam odwrócić od siebie uwagę. – Nie wiem, co zarejestrowały kamery, ale całe to zdarzenie nie jest warte, by tyle o nim dyskutować.

– Dziękuję, Alicjo. – Fahid wyprosił mnie z gabinetu, choć sądząc po tonie jego głosu, zrobił to ostatkiem uprzejmości.

Kiedy tylko zamknęłam drzwi, ponownie rozległ się krzyk szefa, a ja dokładnie słyszałam każde wypowiedziane przez niego słowo.

– Jeśli jeszcze raz dowiem się, że któryś z was próbował skrzywdzić niewinną kobietę, to nie tylko zostaniecie wyrzuceni na zbity pysk, ale to nagranie trafi w ręce policji. Doskonale wiem, co się wczoraj wydarzyło – rzucił ze złością. – Natychmiast zejdźcie mi z oczu.

Po chwili w środku został już tylko Mark, a ja nie umiałam ruszyć się ze swojego miejsca. Stałam pod drzwiami gabinetu Fahida i na oczach wszystkich pracowników przysłuchiwałam się rozmowie.

– Nie jesteś warty swojego imienia ani wychowania, które otrzymałeś. Chronisz kogoś, kto próbował skrzywdzić kobietę. Zawiodłem się na tobie i choć to nie jest pierwszy raz, to teraz jestem najbardziej rozczarowany. – Fahid nie krzyczał, ale jego głos ociekał pogardą. – Zastanów się, jakim chcesz być mężczyzną.

Po tych słowach w drzwiach pojawił się Mark. Spojrzał na mnie, ale tylko przelotnie. Wyglądał jak ktoś pokonany, ktoś, kto opuszcza szpital po utracie ukochanej osoby. Skierował się w stronę wyjścia i choć żaden z pracowników nie mógł usłyszeć słów szefa, nikt nie miał odwagi spojrzeć w kierunku Marka.

Wróciłam do swojego biurka, próbując zająć się pracą. Oczywiście nie byłam w stanie nawet zebrać myśli, a co dopiero zrobić coś produktywnego. Zyskałam natomiast pewność, że mężczyzn łączy głębsza relacja. Mark nie mógł być synem Fahida, bo posiadali różne nazwiska i narodowości, mogły jednak łączyć ich dalsze więzi rodzinne. Młody mężczyzna mógł być też synem jednego z wpływowych znajomych Fahida. Od samego początku podejrzewałam ich o koligacje, ponieważ Mark trafił do firmy zaraz po studiach, a oferta pracy wystosowana przez szefa miała nieprzyzwoicie wysokie wymagania.

Wyjrzałam przez okno i ujrzałam Marka siadającego na ławce przed wieżowcem. Nie wahałam się ani przez chwilę. Zdjęłam marynarkę i natychmiast do niego zeszłam.

– Mark, co się stało? – zapytałam skonsternowana, nie kryjąc targających mną emocji. – Nigdy nie widziałam Fahida tak zdenerwowanego. Czy to z mojej winy?

Mężczyzna milczał, nawet nie podnosząc na mnie wzroku. Nerwowo wciągał w płuca dym z papierosa. Nigdy wcześniej nie widziałam, żeby palił.

– To nie twoja wina, Alicjo – stwierdził po chwili. – Fahid ma rację, najpierw zachowałem się jak tchórz, a później jeszcze chroniłem tych idiotów.

– Jak tchórz? – Zdziwiły mnie jego słowa. – Wczoraj stanąłeś w mojej obronie i bezpiecznie odwiozłeś do domu, co więcej mógłbyś zrobić? Poza tym nic strasznego się nie stało, oni byli pijani i chcieli, żebym wróciła z nimi do pubu. O co ta cała afera?

Mark podrapał się po głowie, jakby szukał odpowiednich słów. Owszem, wczoraj cała sytuacja mocno mną wstrząsnęła, ale dzisiaj byłam świadoma, że to konsekwencja wydarzeń z mojej przeszłości.

– Mieszkamy w Dubaju i choć kapitalizm wsiąkł tutaj we wszystkie strefy życia, miasto nadal podlega prawom muzułmańskim. Żaden mężczyzna nie powinien zbliżać się do ciebie bez twojej zgody. Koniec, kropka. Ani ja, ani ty nie wyznajemy islamu, ale zarówno Adel, jak i Paul tak. Gdyby Fahid przekazał nagranie z monitoringu policji, obydwaj zostaliby deportowani. Paulowi chętnie zbiłbym ten pierdolony uśmieszek z twarzy, ale Adel ma żonę i czwórkę dzieci, całkowicie od niego zależnych. Dlatego wczoraj kontrolowałem pięści, a dzisiaj musiałem kłamać i jeszcze wciągnąłem w to ciebie. – Kiedy Mark wrzucił niedopalonego papierosa do pobliskiego kosza, usiadłam na ławce obok niego.

– Rozumiem, ale skąd ta reakcja u Fahida? Zawsze był niezwykle opanowany, nigdy nie słyszałam, żeby podniósł na kogoś głos. Owszem, nieraz rzucał gromiącym spojrzeniem, ale nic więcej. Skąd ta złość?

– Fahid wprost nienawidzi jakiejkolwiek przemocy w stosunku do kobiet. Nawet nieprzyzwoite słowo potrafi doprowadzić go do furii – stwierdził, jakby była to powszechnie znana informacja.

– Skąd możesz to wiedzieć? Pracujesz z nami od zaledwie kilku miesięcy.

– Ale znam Fahida znacznie dłużej – zapewnił. – Może kiedyś ci o tym opowiem, ale teraz wracajmy do biura. Jeśli zauważy, że oboje zniknęliśmy, trudno stwierdzić, co sobie pomyśli, a naprawdę nie mam już ochoty słuchać kolejnych obelg pod swoim adresem. – Mark uśmiechnął się przepraszająco, ale zanim wstał z ławki, zaskoczył mnie nagłym pytaniem. – Alicjo? Dasz się kiedyś zaprosić na kawę?

Stałam jak wryta, milcząc. Czy dam się zaprosić na kawę? Tak, oczywiście, marzę o tym od dawna. Tak bardzo chciałabym poznać cię bliżej – twój charakter, może nawet smak ust.

– Nie umawiam się na randki – odpowiedziałam w zamian.

– Nie proszę o randkę, a jedynie o wspólne wypicie kawy.

– Raczej nie – stwierdziłam niepewnie i jak najszybciej ruszyłam w stronę drzwi wejściowych, byle tylko nie musieć odmówić ponownie, patrząc mu prosto w oczy. Jego ciemne, hipnotyzujące oczy.

Na całe szczęście nie musiałam długo czekać na windę – drzwi rozsunęły się w chwili, kiedy nacisnęłam przycisk ze strzałką skierowaną do góry.

– Raczej nie czy prawie tak? – Zamykające się drzwi zablokowała nagle ręka Marka.

– Oszalałeś! – wykrzyknęłam. – Mogłeś zrobić sobie krzywdę.

– Lepiej mieć złamaną rękę niż serce – zażartował, posyłając mi swój czarujący uśmiech.

Odwróciłam od niego wzrok, udając zainteresowanie przyciskami na panelu windy. Wiedziałam, że muszę być nieugięta. Choć Mark tak bardzo mi się podobał, nie mogłam pozwolić, by emocje wygrały z rozsądkiem. Był nie tylko sporo ode mnie młodszy, lecz także łączyła go bliższa relacja z Fahidem, a do tego pracowaliśmy w tej samej firmie. Pomijając już sam fakt braku profesjonalizmu z mojej strony, to gdyby związek nie przetrwał próby czasu, nadal musielibyśmy ze sobą współpracować. Ostatecznie żadnemu z nas ta relacja nie wyszłaby na dobre.

– Mark, skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam? – wyparowałam nagle, zaskakując tym nie tylko wpatrującego się we mnie mężczyznę, ale też samą siebie.

– Co masz na myśli? – zapytał.

– Odwiozłeś mnie do domu pod właściwy adres, ale ja nigdy nie powiedziałam ci, gdzie mieszkam. – Zamiast ugryźć się w język, drążyłam dalej.

– Mieszkam na Palmie¹ i codziennie rano przejeżdżam pod twoim budynkiem. Nieraz widziałem, jak wsiadasz do taksówki.

No tak… Prosta, sensowna odpowiedź, tak odmienna od moich prześladowczych myśli. Czy już wspominałam, że jestem niezrównoważona?

– Przepraszam, Mark, nie wiem, dlaczego o to zapytałam.

– Żaden problem, masz prawo dbać o swoje bezpieczeństwo – zapewnił.

Winda zatrzymała się na ostatnim piętrze, ale Mark zagrodził mi drogę do wyjścia własnym ciałem. Choć jego obecne zachowanie w praktyce niewiele różniło się od zachowania kolegów, przed którymi bronił mnie wczoraj, nie czułam strachu. Zamiast tego w mojej głowie krążyły jedynie niegrzeczne myśli i zastanawiałam się, co mężczyzna kryje pod obszerną koszulką. Miałam ochotę włożyć pod nią ręce i dokładnie zbadać każde wgłębienie, bo już wcześniej dostrzegłam zarys jego mięśni, kiedy materiał przywarł do ciała.

– Nie odpowiedziałaś na moje zaproszenie na kawę – nalegał.

– Odpowiedziałam, że nie.

– Powiedziałaś „raczej nie”. – Mężczyzna zakreślił w powietrzu znak cudzysłowu.

– Raczej nie to znaczy nie.

– Według mnie… – zaczął, ale nie było mu dane dokończyć, bo w drzwiach windy pojawiła się Rana, ta sama młoda osóbka, która zaledwie dzień wcześniej wylała na moją sukienkę kleiste martini.

– O Boże, Alicjo, co za akcja! – wyrzuciła, wyraźnie podekscytowana całym zajściem. – Wszyscy zszokowani, nikt nie rozumie, o co chodzi, szef nigdy na nikogo się tak nie darł. – Dziewczyna całą drogę na dół trajkotała jak nakręcona, nie dopuszczając żadnego z nas do głosu. Uśmiechaliśmy się ze zrozumieniem, choć wyraźnie żadne z nas nie skupiało się na jej słowach.

Nie jestem pewna, czy wychodząc z windy zauważyła, iż ani ja, ani Mark za nią nie podążyliśmy. Mężczyzna natychmiast wcisnął przycisk ostatniego piętra, kontrolując śmiech do chwili, kiedy na wyświetlaczu pojawił się numer jeden.

– Zrozumiałaś coś z tego? – zapytał, na co przecząco pokiwałam głową. – Rana idealnie nadawałaby się na komentatora sportowego. A ty nadal nie odpowiedziałaś na moje zaproszenie na kawę.

– Odpowiedziałam, że nie. – Pozostałam nieugięta, ignorując jego przytyk w kierunku koleżanki.

Nagle drzwi się otworzyły i do windy weszła grupa mężczyzn w garniturach.

– D l a c z e g o? – Mark przeliterował bezszelestnie, na co parsknęłam śmiechem.

Oczy wszystkich skierowały się w moją stronę, a zdrajca, który coraz silniej dobijał się do mojego serca, odwrócił wzrok w inną stronę, kręcąc głową z niesmakiem. Na moje szczęście winda szybko się zatrzymała i od siódmego piętra jechaliśmy znów sami. Uderzyłam go pięścią w ramię, na co nawet nie zareagował, a jedynie posłał mi kolejny czarujący uśmiech, zawadiacko unosząc przy tym prawą brew.

– To może chociaż sok? – próbował dalej.

– Już ci mówiłam, że nie chodzę na randki.

– Co się tak tej randki uczepiłaś, zapraszam cię tylko na kawę.

– Albo na sok – dodałam.

– Albo na sok – powtórzył.

– Udanego weekendu ci życzę – rzuciłam w jego kierunku, kiedy drzwi windy otworzyły się na ostatnim piętrze, po czym obydwoje skierowaliśmy się do biura.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: