Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zapisane w pamięci - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
14 lutego 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Zapisane w pamięci - ebook

Jako nastolatka Eva podjęła kilka bardzo złych decyzji. Młoda, naiwna i zakochana, nie podejrzewała, że chłopak, którego obdarzyła bezgraniczną miłością, okaże się jej oprawcą, pozbawi marzeń oraz zaufania do ludzi. Zamiast miłości i ciepła poznała smak bólu i nienawiści. Przy odrobinie szczęścia i olbrzymiej ilości desperacji udało jej się od niego uciec i rozpocząć nowe życie.

Lecz czy można uwolnić się od czegoś, co wypaliło na umyśle trwałe piętno, na każdym kroku przypomina o strachu i rzuca w wir wspomnień?

Alex to odnoszący spektakularne sukcesy bokser, który za maską wrogości, zarozumialstwa i nonszalancji kryje więcej cierpienia, niż ktokolwiek zdołałby udźwignąć. Od najmłodszych lat przyjmował od życia bolesne ciosy. Tylko niesamowita wola walki i hart ducha pozwoliły mu przetrwać najtrudniejsze chwile. Jako dorosły wspiął się na wyżyny, zdobył wszystko, o czym nawet nie śmiał marzyć. Jednak nadal brakuje mu najważniejszego – miłości.

Gdy los krzyżuje ścieżki tych dwojga, oboje dostają to, czego od zawsze pragnęli. Alex daje Evie wsparcie i poczucie bezpieczeństwa, których dziewczyna tak bardzo potrzebuje. Ona natomiast staje się dla niego zabawieniem i przepustką do osiągnięcia pełni szczęścia. Miłość, która ich połączyła, zdarza się raz na sto lat. Ale czy ich uczucie będzie trwać wiecznie? Czy przyjdzie im za nie zapłacić? Czy ta bajka zakończy się słynnym „żyli długo i szczęśliwie”?

Jeśli światło nie jest wystarczająco silne, by przebić się przez mrok, zostaje po prostu wchłonięte, a my pozostajemy z niczym – oprócz bolesnej wyrwy w sercu.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7889-932-7
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Znikam teraz, tak powoli,

moje stopy nie są w stanie

mnie już prowadzić.

Słodki błysku nadziei,

gdzie teraz jesteś?¹

Maggie Eckford, Tell Me How To Feel

– Ty mała dziwko! – krzyknął. – Zabiję cię, kurwa! Już jesteś martwa!

Stałam pośrodku salonu, kilka centymetrów od mężczyzny. Wciąż ściskałam w dłoni pokryty krwią nóż, który przed chwilą wbiłam mu w podbrzusze. Nie potrafiłam oderwać oczu od wijącego się po podłodze ścierwa. Z każdą sekundą jego twarz coraz bardziej bladła, członki wiotczały, a oddech stawał się płytszy, aż ucichł kompletnie. Dopiero wtedy byłam w stanie odwrócić od niego wzrok. Rozluźniłam uchwyt i upuściłam nóż, który wylądował na podłodze, wypełniając pomieszczenie głośnym łoskotem. Wzdrygnęłam się. Przyłożyłam pokryte ciepłą, lepką mazią dłonie do gardła, gdzie czułam pulsujący ból. Moja niegdyś biała koszulka, teraz rozerwana i pokryta szkarłatem, przylgnęła do ciała. Po plecach przeszedł mi zimny dreszcz, kiedy z odrazą gapiłam się na zwłoki mężczyzny, z którym spędziłam ostatnie kilka lat – najgorszych lat mojego dwudziestoczteroletniego życia. Już się nie ruszał. Jego powieki były opuszczone, klatka piersiowa przestała się unosić, a wsiąkająca w beżowy dywan kałuża krwi z każdą minutą stawała się coraz większa.

– Zabiłam go – szepnęłam do siebie.

Wtedy dotarło do mnie to, co zrobiłam.

Przeszedł mnie kolejny dreszcz, mięśnie stężały, a ciałem zawładnął strach. Żołądek ścisnął mi się boleśnie, sprawiając, że poczułam mdłości. Pobiegłam do łazienki, upadłam na kolana i zwymiotowałam. Moim ciałem szarpały torsje, na czole pojawiły się krople potu, nie byłam w stanie opanować trzęsących mną drgawek.

– Zrobiłam to… Zabiłam go… – powtarzałam z niedowierzaniem.

Oparłam się o zimną ścianę, podciągnęłam kolana pod brodę i objęłam je rękoma. Zastanawiałam się, co dalej. Jedno wiedziałam na pewno – nie mogłam tu dłużej zostać. Musiałam jak najszybciej opuścić to mieszkanie, ten kraj.

Poderwałam się szybko z podłogi, podeszłam do umywalki i spryskałam twarz zimną wodą. Uniosłam niechętnie powieki i spojrzałam w lusterko. Przeraziło mnie to, co zobaczyłam. Patrzył na mnie ktoś obcy. Nie, to nie ja.

Dziewczyna w lustrze była niewyobrażalnie chuda. Miała skołtunione, pozbawione blasku i witalności włosy, a moje przecież lśniły i kręciły się delikatnie, opadając puszystymi falami na plecy. Oczy tej naprzeciw mnie były podkrążone, zamglone, przekrwione i bez życia. Natomiast moje, duże i radosne, błyszczały morskim błękitem. Przyglądając się tej nieznajomej, poczułam ból w piersi.

Nie pamiętam, kiedy płakałam po raz ostatni, ale widok, jaki miałam przed sobą, wywołał we mnie smutek. Pod powiekami czułam gromadzące się łzy, które groziły uwolnieniem. Odpychałam to wszystko od siebie, próbując pohamować płacz, ale nie byłam w stanie… I nie musiałam. Już nie. Te kilka lat, które spędziłam z Johnem, pokazało mi, że lepiej nie okazywać słabości, ponieważ wykorzystywał je przeciwko mnie. Musiałam nauczyć się tłumić emocje, co czasami jednak przynosiło odwrotny efekt i kary stawały się dotkliwsze. Ale mimo wszystko wolałam to niż pokazanie mu, jak bardzo mnie przeraża. Tylko w taki sposób mogłam udowodnić, że nie złamał mnie całkowicie, choć tak właśnie było.

Ostatecznie pozwoliłam łzom popłynąć, opłakiwałam to, kim się stałam, to, kim byłam, oraz to, kim mogłabym być, gdybym dokonała innych wyborów. Mój płacz wibrował bólem, cierpieniem i żalem. Pozwoliłam sobie na opłakanie dziewczyny, która dawno temu umarła. Po kilku minutach, czując frustrację i wściekłość, zaczęłam zrywać z siebie ubrania.

Nienawidziłam tego, nienawidziłam jego, nienawidziłam siebie.

Chciałam krzyczeć z niemocy, z rozpaczy i ze złości, ale nie mogłam, nie byłam w stanie. Weszłam do kabiny prysznicowej i odkręciłam wodę – jak zawsze zimną, ale zdążyłam się do tego przyzwyczaić. Nie pamiętałam już, jak to było wziąć gorącą kąpiel, ponieważ ten przywilej został mi odebrany kilka miesięcy po wprowadzeniu się do Johna.

Wcierałam mydło w każdy centymetr ciała, by pozbyć się resztek krwi i jego zapachu. Gdy poczułam, że byłam już wystarczająco czysta, wytarłam się do sucha. Z apteczki w szafce pod zlewem wyciągnęłam plastry i środek dezynfekujący, po czym najlepiej, jak potrafiłam, opatrzyłam kilkucentymetrową ranę ciągnącą się przez moją szyję. Nie była głęboka, więc miałam nadzieję, że nie pozostanie po niej blizna. Nie chciałam, by mi przypominała, jak bliska śmierci byłam i co zrobiłam, aby się przed nią uchronić.

Całe moje ciało naznaczone było bliznami, ponieważ odkąd zamieszkałam z Johnem, siniaki i otarcia pojawiały się niemal każdego dnia. Zerknęłam w lustro i zauważyłam, że pod prawym okiem wykwitł siniec – kolejny, ale z pewnością ostatni. Nie przejmowałam się nim. Już nie.

Po opuszczeniu łazienki skierowałam się do malutkiego pokoiku, służącego mi do tej pory za sypialnię. Spod łóżka wyciągnęłam pudełko, w którym ukryłam kiedyś kremową sukienkę i pasujące do niej buty. Ubrałam się szybko i przeczesałam palcami włosy. Po raz ostatni rzuciłam okiem na pokój, a następnie odwróciłam się i wyszłam.

Przystanęłam na widok tarasującego mi drogę ciała Johna. Wzięłam głęboki wdech i po raz ostatni do niego podeszłam. Dawno temu zabrał wszystkie moje dokumenty i miałam ogromną nadzieję, że wciąż trzyma je przy sobie. Inaczej miałabym wielki problem.

Klęknęłam, starając się nie pobrudzić sukienki, i zaczęłam przeszukiwać kieszenie jego spodni. Przednie były puste, co wzbudziło mój niepokój. Serce załomotało mi w piersi, a w uszach usłyszałam szum krwi. Zaparłam się mocno i odwróciłam zwłoki, by uzyskać dostęp do tylnych kieszeni. Ostrożnie wsunęłam dłoń w przesiąknięty krwią materiał i wypuściłam z płuc powietrze – nieświadoma, że je w ogóle wstrzymywałam. Wyjęłam gruby portfel i szybko go otworzyłam. Z gardła wyrwał mi się cichy jęk ulgi, kiedy znalazłam paszport i dowód. Zabrałam swoje dokumenty i wszystkie pieniądze, jakie znajdowały się w środku. Nie było tego wiele, ale wystarczyło, żebym mogła wydostać się z miejsca, które od lat stanowiło moje osobiste piekło.

Rzuciłam pusty portfel na bezwładne ciało i omiotłam spojrzeniem zdewastowany przez wcześniejszą walkę pokój. Wytarłam pobrudzoną krwią dłoń w leżącą w zasięgu ręki starą koszulkę Johna, a potem odwróciłam się na pięcie i wyszłam, zostawiając za sobą życie, o którym pragnęłam zapomnieć. Miałam nadzieję, że zdołam zacząć wszystko od nowa. Liczyłam, że nie było za późno na to, bym w końcu poczuła, jak to jest być wolną i szczęśliwą.

Gdy wybiegłam na ulicę, uderzyło we mnie mocne światło. Uniosłam głowę do słońca, chcąc poczuć wsiąkające w moją skórę ciepłe promienie. Byłam wolna… Cudowne, błogie uczucie zadowolenia wypełniło każdą komórkę w moim ciele.

Po kilku minutach uzmysłowiłam sobie jednak, że muszę zniknąć stąd tak szybko, jak tylko się da. Rzuciłam się przed siebie, nie wiedząc, dokąd biegnę, ale musiałam uciekać.

Po niemal dwóch godzinach marszu znalazłam się w małym miasteczku. Z pomocą jednego z bawiących się na ulicy dzieciaków trafiłam do mężczyzny, który był właścicielem hydroplanu. Oddałam mu wszystko, co posiadałam, w zamian za przewiezienie mnie przez granicę.

W zatęchłym starym samolocie słyszałam tylko walące w piersiach serce. Rozpoczynałam podróż swojego życia. Kiedy samolot wzbił się w powietrze, zamknęłam oczy i odetchnęłam z ulgą, wsłuchując się w słowa piosenki, która płynęła z głośników wiszącego przy pulpicie starego radia. Anielski głos wokalistki koił moje zszargane nerwy. Tak dawno nie słyszałam muzyki, że zapomniałam, jaka jest piękna i jak wielką potrafi sprawić radość. Gdy z oka wypłynęła mi łza, szybko ją otarłam. Po chwili poleciała kolejna, a po niej jeszcze jedna. Schowałam twarz w dłonie i zaczęłam szlochać. Nie wstydziłam się tego. Ani trochę.

Och, moja słodka udręko,

dlaczego znów zaczynasz atakować?

Jestem tylko bytem bez znaczenia.

Bez niego jestem trochę niespokojna,

błąkam się samotnie w metrze.

Jeden ostatni taniec –

by zapomnieć o moim wielkim cierpieniu.

Chcę stąd uciec, żeby zacząć wszystko od nowa.

Och, moja słodka udręko².

Byłam wolna. Będzie dobrze – zapewniłam się w duchu. Musi być.RUNDA 1

Wściekłość i agonia

są lepsze niż niedola.

Zaufaj mi, mam plan.

Kiedy światła zgasną,

zrozumiesz.

Three Days Grace, Pain

ROK PÓŹNIEJ

Eva

Po opuszczeniu samolotu wypełniało mnie jedynie zadowolenie i podekscytowanie, zero strachu. Miałam przeczucie, że Nowy Orlean okaże się miejscem, gdzie zatrzymam się na dłużej. A może nawet ta francuska stolica Ameryki stanie się moim domem. W głębi serca pragnęłam, by tak się stało.

Przez ostatni rok nieprzerwanie podróżowałam. Przemieszczałam się z miasta do miasta, nigdzie nie zatrzymując się na dłużej niż kilka tygodni. Nabierałam sił i próbowałam zarobić wystarczającą sumę pieniędzy, aby ruszyć dalej. By móc się utrzymać, imałam się różnego rodzaju prac, od sprzątania po kelnerowanie. Byłam zmęczona ciągłym uciekaniem przed demonami przeszłości, czającymi się w ciemnych alejkach za rogiem czy w pustych hotelowych pokojach. Z powodu tego, co przeszłam, żyłam w nieustannym strachu, ciągle oglądając się za siebie. Nieufność wobec ludzi, których napotykałam na swojej drodze, stale przypominała mi, że piętno, jakie wypalił na mnie mój oprawca, było zbyt duże, abym potrafiła poradzić sobie z tym sama. Każdego dnia bałam się, że do motelowych drzwi pokoju zapuka policja. W jeszcze większe przerażenie wpędzała mnie myśl, że któryś z bezwzględnych przyjaciół Johna zechce go pomścić. Wiedziałam również, że jeśli któremukolwiek z tych chorych psycholi udałoby się mnie odnaleźć, szybka śmierć byłaby dla mnie zbawieniem.

Znajdowałam się już u kresu sił, potrzebowałam schronienia. Bezpiecznego miejsca do zaczerpnięcia głębokiego oddechu. Miałam nadzieję, że azylem okaże się właśnie to miasto – przede wszystkim dzięki Jessie, kuzynce i jedynej krewnej, która mi pozostała. Musiałam zobaczyć jakąś znajomą twarz. Szukałam jej na wszelkich dostępnych portalach społecznościowych, aż w końcu się udało. Po kilku dniach wewnętrznej walki zdecydowałam się do niej napisać. Dzięki temu stałam teraz na płycie portu lotniczego Louisa Armstronga w Nowym Orleanie, nie mogąc się doczekać ujrzenia kuzynki. Ciągle wyobrażałam sobie nasze spotkanie. Układałam w głowie różne scenariusze i wymyślałam słowa, jakie do niej skieruję, gdy tylko staniemy ze sobą oko w oko.

Zanim rodzice wyrzucili mnie z domu i ze swojego życia, była najbliższą mi osobą, najlepszą przyjaciółką i powierniczką. Traktowałam ją jak siostrę, której nigdy nie miałam. Kiedy zamieszkałam z Johnem, nie przypuszczałam, że w momencie przekroczenia progu jego mieszkania cała moja przeszłość wraz ludźmi, których kochałam, bezpowrotnie zniknie. Dlatego fakt, że ją zobaczę, dotknę, przytulę, dawał mi siłę, o której istnieniu nie miałam pojęcia. Napełniłam serce nadzieją, że jeszcze może będzie dobrze. Uwierzyłam, że zdołam odzyskać choćby maleńki kawałek życia, o którym nie chciałam zapominać, a wspomnienie którego pomagało mi przetrwać najgorszy okres.

Ktoś, kto przeszedł obok, trącił moje ramię, czym sprowadził mnie do rzeczywistości. Potrząsnęłam głową, chcąc pozbyć się wszelkich myśli, i ruszyłam w stronę taśmy bagażowej, by odebrać swoje rzeczy. Zaczęłam się lekko niepokoić, kiedy taśma pustoszała, a ja wciąż nie widziałam kobaltowej walizki. Gdy ciąg był już zupełnie pusty, zaczęłam się mocno denerwować. Czułam, jak narasta we mnie strach wywołany brakiem całego mojego dobytku.

Podeszłam szybkim krokiem do jednej z pracujących przy odprawie kobiet i wyjaśniłam jej zaistniałą sytuację. Udzieliła mi informacji, jakich potrzebowałam, po czym skierowała do biura znajdującego się po drugiej stronie holu. Znalezienie tego pokoju było nie lada wyzwaniem, ale po kilkunastu minutach dotarłam na miejsce.

– Przykro mi – powiedziała młoda dziewczyna, która zajmowała się ustaleniem lokalizacji mojej walizki. – Wygląda na to, że pani bagaż znajduje się na lotnisku O’Hare w Chicago – oznajmiła, podnosząc wzrok znad monitora.

– Jest pani tego pewna? – Żywiłam jeszcze nadzieję, że się myli.

– Niestety – potwierdziła. – Naprawdę mi przykro, ale takie rzeczy się zdarzają. Zapewniam panią, że zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby jak najszybciej odzyskała pani swój bagaż.

– Muszę go odzyskać – jęknęłam, patrząc na nią pełnym obaw wzrokiem.

Moje oszczędności. W walizce znajdowały się nie tylko moje jedyne ubrania i kosmetyki, ale również pieniądze, które udało mi się odłożyć. Wiedziałam, że to niezbyt rozsądne posunięcie, ale kiedy je tam umieszczałam, nawet przez myśl mi nie przeszło, że mój bagaż może zaginąć.

– Niestety nie jestem w stanie nic więcej dla pani zrobić – odparła przepraszającym tonem dziewczyna. – Proszę jeszcze o wypełnienie tego formularza.

Przesunęła w moją stronę kartkę.

– To normalna procedura przy zaginięciu bagażu – wyjaśniła. – I niech pani nie zapomni o wpisaniu numeru kontaktowego, pod który będziemy mogli zadzwonić, gdy już pani rzeczy się odnajdą – dodała, uśmiechając się do mnie pokrzepiająco.

Odpowiedziałam szybkim skinieniem głowy. Przez ściśnięte gardło nie potrafiłam wydobyć z siebie ani słowa. Jak mogłam być tak bezmyślna? – zganiłam się w duchu. Wzięłam dokument z biurka i skierowałam się do stojącego nieopodal stolika.

Opadłam bez sił na puste krzesło i położyłam papier na blacie. Nabrałam w płuca powietrza, po czym wypuściłam je powoli, usiłując opanować kotłujące się we mnie emocje. Gdy odzyskałam trochę kontroli, drżącymi rękoma wygładziłam leżącą przede mną kartkę i wyciągnęłam z torebki długopis.

– Zdecydowanie nie jest to dobry początek – wymamrotałam pod nosem po wypełnieniu wszystkich rubryk.

Kilka łez uciekło mi z oczu, chociaż z całych sił starałam się nad nimi zapanować. Szybko otarłam policzki wierzchem dłoni, nie kryjąc przy tym złości. Nie rycz, głupia – zbeształam się w myślach. Usiadłam prosto na krześle, odsuwając od siebie cały smutek. Nie mogłam zacząć nowego życia od wodospadu łez. W końcu nie było aż tak źle. W portfelu miałam wystarczającą sumę pieniędzy, by dostać się do Jessie.

– Dam radę – zapewniłam siebie pewniejszym głosem.

Teraz żałowałam, że kuzynka nie dostała wolnego dnia w pracy, by móc mnie odebrać z lotniska. Przeżyłam jednak dostatecznie wiele złego, aby nie przejmować się błahostkami.

Wstałam szybko, zgarniając kartkę ze stołu. W momencie, kiedy się odwróciłam, poczułam palący ból, rozprzestrzeniający się po mojej klatce piersiowej. Z gardła wyrwał mi się okrzyk zaskoczenia. Miałam wrażenie, jakby materiał sukienki wtapiał mi się w ciało. Instynktownie odciągnęłam tkaninę od rozognionej skóry.

– Cholera jasna! – krzyknął otyły mężczyzna, odskakując niezgrabnie do tyłu. – Jak łazisz, dziewucho?! Patrz, co narobiłaś! – Wskazał na swoje spodnie, jednocześnie strząsając z nich krople kawy.

– Przepraszam pana – wydusiłam łamiącym się głosem. – Bardzo mi przykro. Nie zauważyłam… – zaczęłam.

– A co mi po tym?! Jak ja wyglądam! – przerwał mi pełnym wrogości tonem.

Popatrzyłam na niego z przestrachem. Jego zabarwioną na czerwono twarz wykrzywił grymas wściekłości, na czole zebrały mu się kropelki potu, a po grubej, szaleńczo pulsującej na szyi żyły wywnioskowałam, że złość przechodzi w atak furii. Spędziłam wiele lat, obserwując wybuchy Johna, dlatego wiedziałam, co się zaraz stanie. Cała ta sytuacja przeniosła mnie z powrotem w ciemne zakamarki mojego umysłu, gdzie przyczajone zmory przeszłości tylko czekały, by wciągnąć mnie do swoich nor. Przerażenie zaczęło przejmować kontrolę nad moim ciałem. Zaczęłam dygotać, nie będąc w stanie zapanować nad mięśniami. Zalały mnie wspomnienia i uczucia, z którymi walczyłam przez ostatni rok. Odkąd uwolniłam się od Johna, wkładałam cholernie dużo wysiłku, by o nich zapomnieć. Metodą małych kroczków powoli mi się to udawało. Od kilku miesięcy nie miałam ataków paniki. Nie budziłam się w nocy zlana potem, z sercem łomoczącym w piersi obawą, że ktoś się nade mną nachyla, chcąc wyrządzić mi krzywdę. Od dawna nie stałam twarzą w twarz ze swoim demonem. Do teraz.

Byłam tak sparaliżowana strachem, że nie potrafiłam wydobyć z siebie nawet słowa. Zacisnęłam mocno powieki, zbierając w sobie resztki sił.

– Proszę się nie gniewać… Zapłacę panu za wyrządzone szkody – powiedziałam drżącym głosem.

– Ależ oczywiście, że zapłacisz!

Mężczyzna warknął na mnie tak przeraźliwie, że aż się cofnęłam, niemalże fizycznie czując jego wściekłość.

Mojej uwadze nie umknęło, że wszyscy stojący w pobliżu ludzie skupili na nas ciekawskie spojrzenia. Nie byłam zaskoczona, że nikt nie podszedł, aby zainterweniować czy przerwać to przedstawienie, w którym grałam jedną z głównych ról. Zdążyłam uodpornić się na ludzką obojętność. Jednak fakt, że znalazłam się w centrum zainteresowania, wcale mi się nie podobał. Wprost przeciwnie. Czułam, jak przez wstyd i strach krew odpływa mi z twarzy. Zrobiło mi się słabo, więc instynktownie się cofnęłam, szukając oparcia. Dodatkowy lęk przypełzł, kiedy uświadomiłam sobie, że ta scena mogła sprowadzić ochronę czy, nie daj Boże, policję.

– Proszę przestać się złościć – próbowałam go uspokoić. – Jeśli poda mi pan swój adres, obiecuję, że odeślę panu pieniądze za zniszczone spodnie.

Przełknęłam nerwowo ślinę, zaciskając dłonie na krawędzi blatu stolika za mną, aby w ten sposób zapanować nad drżeniem rąk.

– Co?! – Był wzburzony. – Czy ty sobie żarty stroisz, głupia krowo?! Uważasz, że jestem idiotą i podam ci swój adres?! Kompletnie zwariowałaś! – Zrobił krok w moim kierunku. – Radzę ci po dobroci, zapłać teraz albo bardzo źle się to dla ciebie skończy – zagroził, wymachując swoją grubą ręką tuż przed moimi oczami.

Nie miałam dokąd uciec, dlatego stałam bez ruchu, próbując nie patrzeć na mężczyznę i zgromadzonych wokół nas gapiów. Byłam na skraju załamania. Usilnie walczyłam ze łzami, czułam jednak, że walka ta z góry skazana jest na porażkę.

– Dobrze – jęknęłam. – Zapłacę panu, tylko proszę się uspokoić i podać mi kwotę.

Mężczyzna w garniturze wyglądał na niezwykle zadowolonego z siebie. Posłał mi triumfalny uśmiech, wyraźnie się relaksując, po czym zmierzył mnie obleśnym spojrzeniem. Strzepnął z klapy marynarki niewidoczny pyłek i zerknął nonszalancko w bok.

– Trzysta dolarów – powiedział, przenosząc wzrok na moją twarz.

– Ile?! – Nie byłam pewna, czy się nie przesłyszałam.

– Trzysta dolarów – powtórzył z irytacją. – Tyle właśnie kosztują spodnie, które zniszczyłaś, niedorajdo – syknął.

– Nie mam przy sobie tak dużej sumy pieniędzy – wyjąkałam.

Facet podszedł jeszcze bliżej i chwycił mnie mocno za ramiona. Jego palce wbiły się w moje ciało. Stłumiłam jęk bólu, który próbował wyrwać mi się z ust, i odchyliłam się na tyle, na ile byłam w stanie.

– Słuchaj no – rzucił. – Nie będę tracił swojego cennego czasu, bo i tak przez twoją głupotę jestem spóźniony. Więc albo zapłacisz mi teraz, albo…

– Albo co? – przerwał mu w pół zdania niski, wibrujący głos. Nie wiedziałam do kogo należy, bo osoba, która była jego właścicielem, znajdowała się za moimi plecami.

Grubas natychmiast się cofnął, uwalniając mnie z uścisku, przez co zachwiałam się i straciłam równowagę. Wiedziałam, że upadek jest nieunikniony. Zdołałam wyciągnąć ręce przed siebie, by w ten sposób się przed nim uchronić. Instynktownie zacisnęłam powieki, ale nim zdołałam zderzyć się z marmurową posadzką, oplotły mnie czyjeś silne ramiona.

W momencie, kiedy poczułam zaciskające się na mojej talii ręce, wzdłuż kręgosłupa przeszły mnie prądy, które wywołały chwilowy zamęt w mojej głowie. Wciąż tkwiąc w czyichś objęciach, ostrożnie się odwróciłam. W tej samej chwili, gdy mój wzrok napotkał spojrzenie mojego wybawcy, wszystko wokół się zatrzymało, otulając nas kokonem intymności.

Pierwsze, co poczułam, to błogi spokój i ciepło, które dawały mi ramiona tego obcego człowieka. Patrzyłam wprost w niesamowite oczy o niespotykanej niebieskiej barwie. Były zachwycające i przerażające jednocześnie. Atramentowe obwódki tęczówek otulały wzburzone wody kobaltowego oceanu. Jakby muśnięte srebrną poświatą księżyca obrzeża nadawały im tajemniczości. Las rzęs, którym były obramowane, rzucał delikatny cień na lekko zaróżowione policzki.

Zaparło mi dech w piersiach. Jego twarde jak stal, przyciśnięte do moich pleców mięśnie sprawiły, że na ciele pojawiła mi się gęsia skórka, która tym razem nie miała nic wspólnego ze strachem. Nieśmiało zerknęłam na jego aksamitne, wyglądające na delikatne i miękkie usta koloru dojrzałej truskawki. Zdążyłam zauważyć, że dolna warga była nieco szersza od górnej. Instynktownie zwilżyłam językiem usta, przez co jego nieznacznie drgnęły.

Natychmiast oprzytomniałam. Odsunęłam się szybko, a cała przyjemność, jaka mnie ogarnęła, uleciała, zastąpiona chłodem.

– Wszystko w porządku? – zapytał dźwięcznym głosem wybawca.

Przełknęłam nerwowo gulę, która zaczynała formować mi się w gardle.

– Tak – odpowiedziałam, nie spuszczając z niego wzroku. – Sądzę, że tak.

Nieznajomy przeniósł spojrzenie na stojącego naprzeciwko grubasa.

– A więc co zamierza pan zrobić? – zapytał, przechylając z zaciekawieniem głowę.

– Ja tylko… – zaczął się jąkać mężczyzna, co mnie zaskoczyło. – To był tylko taki żart – wydukał.

Wpatrywałam się w niego z otwartą buzią, nie wierząc w to, co właśnie powiedział.

– To był tylko żart? – powtórzył z niedowierzaniem niebieskooki.

– Tak, proszę pana. Niewinny żarcik.

Nieznajomy przeniósł na mnie swoje obłędne oczy. Poczułam się dziwnie skrępowana i zawstydzona. Musiał dostrzec moje emocje, ponieważ uśmiechnął się pokrzepiająco.

– Czy uważasz, że to było zabawne?

Rzuciłam szybkie spojrzenie na mojego napastnika – na jego pękatej twarzy malowało się przerażenie – i przełknęłam nerwowo ślinę.

– Sądzę, że to było… nieporozumienie – odrzekłam cichym głosem.

– Nieporozumienie? – powtórzył pytająco mój wybawca.

Nie podobał mi się sposób, w jaki na mnie patrzył. Czułam się jak skarcone przez rodziców dziecko, które zrobiło coś głupiego i nieprzemyślanego.

– Tak – odparłam pewniejszym tonem. – Nieporozumienie.

– W porządku – skwitował moje słowa, przenosząc wzrok na gościa, który mnie zaatakował. – Jeśli to było nieporozumienie, to tym bardziej tej pani należą się przeprosiny. – Jego głos był silny i władczy.

Przerażenie na twarzy grubasa zaczęło ustępować miejsca złości, której nie potrafił zamaskować. Popatrzył na mnie z wyrzutem, zaciskając w pięści wiszące wzdłuż ciała pulchne dłonie.

– Przepraszam – wyburczał, piorunując mnie przy tym wzrokiem.

Odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie.

– Zaraz, zaraz. Nie tak szybko, pyszałku – zawołał za nim niebieskooki. – Zrób to jak należy – nakazał.

Facet zesztywniał.

– Przecież przeprosiłem – wymamrotał.

– Spójrz, człowieku, co zrobiłeś z jej sukienką. Nie uważasz, że należy zwrócić pieniądze za zniszczenie? Te kilka plamek u ciebie jest niczym w porównaniu z tym, co stało się z jej ubraniem.

Spojrzałam na sukienkę, żeby szybko ocenić swój wygląd. Miał rację, była kompletnie zniszczona.

Grubas zaczął głośno sapać. Unikałam jego wzroku, ale na całym ciele czułam mordercze spojrzenie, które mi posyłał. Ból, jaki odczuwałam do tej pory, z każdą minutą stawał się coraz silniejszy.

Zamierzałam odejść, kończąc to przedstawienie, kiedy grubas zaczął machać mi przed nosem pięćdziesięciodolarowym banknotem.

– Czy to wystarczająca kwota za zniszczoną sukienkę? – zapytał mój obrońca, przyglądając mi się uważnie.

Spojrzałam na mężczyzn, poruszając głową w zaprzeczeniu.

– To za dużo – powiedziałam zgodnie z prawdą. Kupując ją w niewielkim butiku w Nashville, nie zapłaciłam więcej niż dziesięć dolarów.

Wyraźnie zadowolony z przebiegu sprawy gbur odsunął dłoń z banknotem, by na powrót ukryć go w portfelu. Nieznajomy zrobił krok do przodu i wyrywał zielony papierek, zanim ten zdołał go schować.

– Ale przecież… – zaczął, zbulwersowany, jednak zamilkł, napotkawszy surowy wzrok potężnego przeciwnika.

– Spieprzaj – warknął, nie zadając sobie nawet trudu, by ponownie na niego spojrzeć.

Rozejrzałam się nerwowo i dopiero teraz do mnie dotarło, jak dużą publiczność zgromadziliśmy wokół siebie. Ludzie stali w niedalekiej odległości, osaczając nas z każdej strony. Moje zdziwienie było tym większe, że niektórzy z nich robili nam zdjęcia. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowałam, było upublicznienie mojego wizerunku. Szybko sięgnęłam do włosów i zsunęłam z nich gumkę, pozwalając, by opadły mi na ramiona i stworzyły naturalną zasłonę wokół twarzy.

– Proszę – powiedział łagodnie nieznajomy, wsuwając mi banknot do ręki.

Kiedy tylko nasze dłonie się zetknęły, zadrżałam, zaskoczona dziwnym mrowieniem, które pozostawił po sobie w miejscu, gdzie nasze ciała się połączyły.

Spojrzałam na jego zapierające dech w piersi oblicze.

– Czy mogę poznać twoje imię? – wyrwało się z moich ust. Zaskoczyło to nie tylko jego, ale i mnie.

Przyglądał mi się przez kilka długich sekund z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

– Naprawdę?! – zapytał, zdziwiony i rozbawiony moim pytaniem.

Zdezorientowana i zmieszana jego odpowiedzią, zaczęłam się zastanawiać, o co może mu chodzić.

– Przepraszam, jeśli zadałam niestosowne pytanie – zreflektowałam się. – Zależało mi jedynie na poznaniu imienia mojego bohatera i… – Ucięłam, ponieważ w moich uszach rozbrzmiał głośny śmiech.

Stałam jak wryta, rozważając, czym tak bardzo go rozśmieszyłam. Jego zachowanie było bardzo niegrzeczne, co z kolei spowodowało, że zaczęłam się denerwować.

– Przepraszam, aniołku – wysapał między salwami śmiechu. – Różnie już mnie tytułowano, ale bohaterem nazwano po raz pierwszy. – Wziął głęboki, uspokajający oddech i wyciągając w moim kierunku dłoń, dodał: – Alexander O’Dell. Ale nikt nie zwraca się do mnie pełnym imieniem. Nie lubię tego. Mów mi po prostu Alex.

– W porządku, Aleksie. – Uformowałam usta w nieznaczny uśmiech. – Ja jestem Eva – powiedziałam po chwili wahania, chwytając go za rękę.

Po raz kolejny poczułam wywołane jego dotykiem dreszcze. Wpatrywałam się w jego twarz, czując magnetyczne przyciąganie. Przez głowę przeszła mi szybka i ulotna myśl: Jak by to było poczuć jego usta na swoich?

Nagły błysk flesza przypominał mi, gdzie się znajduję. Odsunęłam się szybko i splotłam ze sobą palce, starając się ukryć zażenowanie.

Alex obdarzył mnie szelmowskim uśmiechem. Odwrócił się, przywołując do siebie wpatrzonych w nas postawnych mężczyzn. Wymienili między sobą porozumiewawcze spojrzenia.

– Do zobaczenia, aniołku. Na tym moja rola się kończy. – Alex przeczesał swoje ciemne jak heban włosy, tworząc na głowie artystyczny nieład, który po kilku sekundach z powrotem oklapł. – Rozumiem, że dalej poradzisz sobie sama… – ni to zapytał, ni stwierdził, posyłając mi kolejny psotny uśmiech.

– Tak. Dziękuję.

Mrugnął do mnie szybko, po czym odwrócił się i odszedł. Kiedy się oddalał, obserwowałam jego szerokie ramiona i smukłą talię. To był najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego kiedykolwiek widziałam. Ludzie rozstępowali się przed nim, co, chociażby ze względu na jego rozmiary, wcale mnie nie dziwiło. Sama umknęłabym czym prędzej, widząc kogoś o tak masywnej posturze. Pochyliłam się, by podnieść z ziemi mokrą kartkę papieru. Do niczego się nie nadaje – pomyślałam i podeszłam do kosza, żeby ją wyrzucić. Zanim jednak ponownie wypełniłam formularz, popędziłam do apteki, by zaopatrzyć się w maść na oparzenia i lniany opatrunek. Znalazłam również sklep, gdzie kupiłam całkiem ładną białą sukienkę. Dodatkowo połknęłam dwie tabletki przeciwbólowe, które miały pomóc w uśmierzeniu bólu. Następnie na nowo uzupełniłam rubryki kwestionariusza i już bez żadnych przygód odniosłam go do biura.

– Znasz go? – zapytała dziewczyna, której oddałam kartkę.

Przyglądałam się jej pytająco, nie mając pojęcia, o kogo jej chodzi.

– Chyba nie bardzo rozumiem. – Zmarszczyłam brwi, zdezorientowana jej dziwnym zachowaniem.

– No, Żniwiarza oczywiście. – Była podekscytowana jak nastolatka na koncercie Justina Biebera.

– Nie wiem, kogo ma pani na myśli. Przykro mi. – Rzuciłam przepraszający uśmiech.

Odwróciłam się i żwawym krokiem ruszyłam w kierunku wyjścia.

O matko, co za dzień, niech już się skończy – jęknęłam w myślach, popychając prowadzące na zatłoczony chodnik przeszklone drzwi. Ludzie pędzili na lotnisko albo z niego wracali, zapatrzeni w telefony, zajęci tylko sobą, nie zwracając uwagi na otoczenie.

Podeszłam do krawężnika i po kilku męczących minutach zdołałam zatrzymać taksówkę. Było to trudniejsze, niż się spodziewałam, ale ostatecznie się udało. Już zamierzałam chwycić za klamkę, by otworzyć drzwi, kiedy ktoś położył dłoń na moim przedramieniu.

– Przepraszam cię bardzo, kochaniutka, ale jestem cholernie spóźniona. Odstąp mi, proszę, tę taksówkę – poprosiła wysoka, obcięta na krótko brunetka, patrząc na mnie błagalnym wzrokiem.

– Jeżeli tak się pani śpieszy, proszę bardzo – powiedziałam, robiąc krok do tyłu.

– Widać, że nie jesteś stąd – stwierdziła, uśmiechając się i wsuwając na tylne siedzenie auta. – Wakacje? – zapytała, łapiąc za uchwyt drzwi.

– Nie, wizyta u kuzynki. Ale mam zamiar zatrzymać się na dłużej – uściśliłam.

Kobieta sięgnęła do kieszeni marynarki i wyjęła niewielkich rozmiarów kartonik.

– Proszę. – Podała mi wizytówkę. – Jeśli będziesz potrzebowała pracy, zadzwoń. Karma zawsze powraca, kochaniutka – rzuciła, po czym zamknęła drzwi.

Kilkanaście następnych minut spędziłam na nużącym oczekiwaniu na kolejną taksówkę. Zawsze jednak ktoś mnie ubiegał albo wszystkie były wcześniej zarezerwowane. W końcu zalała mnie fala złości, kiedy podjazd zatarasował ogromny czarny samochód terenowy z przyciemnionymi szybami. Odwróciłam się, złorzecząc na idiotę, który uważał, że może sobie na wszystko pozwolić, łącznie z odbieraniem zwykłym szarakom możliwości odjechania z tego miejsca. Spojrzałam w ciemne szyby, ciskając w ich kierunku wściekłe spojrzenie.

Wymijając samochód, odeszłam kawałek dalej, aby wypatrzeć jakiś żółty pojazd, który wreszcie zawiózłby mnie do mieszkania Jessie. Nagle usłyszałam swoje imię. Odwróciłam się pośpiesznie i zobaczyłam nikogo innego jak Aleksa opierającego się o czarnego kolosa.

– Potrzebujesz podwózki, aniołku? – zainteresował się z rozbawieniem w głosie.

Poczułam przetaczające się przez moje ciało gorąco.

– Czy ty mnie szpiegujesz? – zapytałam po chwili wahania.

– A jeśli tak, to co? – Uniósł pytająco brwi i odepchnął się od samochodu.

Z gracją drapieżnika ruszył w moim kierunku. Wyglądał niczym puma polująca na swoją ofiarę. Ofiarę, którą w tej chwili byłam ja.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: