Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zapomnieć o przeszłości - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
26 lutego 2020
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Zapomnieć o przeszłości - ebook

Dla Alexy ojciec był ideałem mężczyzny. Jej świat się zawalił, gdy odkryła, że nie jest jego jedyną rodziną. Nie mogąc wybaczyć zdrady, zrywa z nim wszelkie kontakty. Teraz stara się poskładać swoje życie i określić tożsamość, zniszczoną ponurymi sekretami z przeszłości.

Caine Carraway to mężczyzna, który ma szansę wypełnić jej przyszłość. Fascynuje i pociąga Alexę.

Czy pozwoli jej zbliżyć się do siebie?
Czy zakochaną kobietę można tak łatwo zniechęcić?
Czy oboje połączy namiętność

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8053-720-0
Rozmiar pliku: 707 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Boston, Massachusetts

To się nie dzieje naprawdę.

Nie może się dziać naprawdę.

Zacisnęłam dłonie, żeby powstrzymać ich drżenie, i przeszłam przez hol do otwartej obszernej części dziennej luksusowego apartamentu z wysoko sklepionymi sufitami i ścianą okien, za którymi rozciągał się duży balkon. Wody pobliskiego portu połyskiwały w słońcu, całe otoczenie budynku było niezwykle atrakcyjne, ale nie mogłam go podziwiać, ponieważ byłam skoncentrowana na poszukiwaniu wzrokiem jego.

Serce zabiło mi mocniej, gdy wreszcie go zobaczyłam. Stał na balkonie. Caine Carraway.

– Alexa!

Odwróciłam gwałtownie głowę w kierunku kuchni, gdzie rozlokował się mój szef, Benito, z laptopem i całym sprzętem niezbędnym do robienia zdjęć. Oczekiwał uśmiechu na powitanie i pełnej gotowości do wykonania jego poleceń, poprzedzonej pytaniem, czego oczekuje. Tymczasem ja skierowałam wzrok z powrotem na Caine’a. Sok pomarańczowy, który wypiłam rano, dał o sobie nieprzyjemnie znać w żołądku.

– Alexa! – przywołał mnie do porządku Benito, stając przede mną z nachmurzoną twarzą.

– Cześć – rzuciłam bezbarwnym głosem. – Słucham.

Benito przekrzywił głowę i popatrzył na mnie w taki sposób, że wbrew jego intencjom wyglądało to niemal komicznie. Mam metr siedemdziesiąt trzy wzrostu, Benito tylko metr sześćdziesiąt pięć, chociaż trzeba przyznać, że ten niedostatek wzrostu z nawiązką rekompensuje silną osobowością.

– Proszę, powiedz mi, że jesteś znowu dawną, normalną Alexą – powiedział, rzucając mi przeciągłe spojrzenie. – Nie mogę współpracować z rozbitą, rozkojarzoną Alexą z sesji poświęconej Dniowi Matki. Nie dzisiaj, gdy robię dla „Mogula” sesję zdjęciową do artykułu o mężczyznach, którzy sami doszli do majątku przed czterdziestką. Z Caine’em Carrawayem na okładce. – Wymownie spojrzał przez ramię na naszego modela. – Ten wybór jest oczywisty. – Uniósł znacząco brew. – Dzisiejsze zdjęcia są bardzo ważne. Gdybyś nie wiedziała, Caine Carraway w Bostonie stanowi najlepszą partię, jest prezesem…

– Carraway Financial Holdings – dokończyłam spokojnie. – Wiem.

– Dobrze. W takim razie wiesz również, że jest bajecznie bogaty i niezwykle wpływowy. A także bardzo zajęty i wymagający, co oznacza, że musimy wykonać pracę szybko i perfekcyjnie.

Przeniosłam spojrzenie z Benita na człowieka, który założył prywatny bank natychmiast po ukończeniu studiów. Po czym konsekwentnie go rozwijał, a dywersyfikując środki, z czasem doprowadził do powstania finansowego holdingu, w którego skład wchodziły bankowość korporacyjna, towarzystwa ubezpieczeniowe, fundusze powiernicze, obrót papierami wartościowymi, zarządzanie aktywami i temu podobne. Obecnie stał na czele liczącego się holdingu, w którego zarządzie zasiadali zamożni, wpływowi biznesmeni. Panowała powszechna opinia, że osiągnął to wszystko dzięki nieprzeciętnej determinacji, wnikliwej kontroli swoich przedsięwzięć i nienasyconej ambicji.

W tej chwili rozmawiał przez telefon, a Marie, nasza stylistka, wygładzała jego szyty na miarę, dizajnerski granatowy garnitur, w którym wyglądał świetnie. Caine był wysoki, metr osiemdziesiąt pięć, może nawet siedem centymetrów, proporcjonalnie zbudowany i ewidentnie dobrze umięśniony. Miał wyrazistą twarz z wysoko sklepionymi kośćmi policzkowymi, prosty, kształtny nos i gęste, prawie tak ciemne jak moje włosy. Właśnie niecierpliwym ruchem odsunął dłoń Marie, usiłującej wygładzić jakiś kosmyk. Zacisnął usta w wąską kreskę, ale oglądałam jego fotografie i wiedziałam, że są pełne i zmysłowe.

Rzeczywiście świetny model na okładkę.

I rzeczywiście nie warto było z nim zadzierać.

Przełknęłam ślinę, żeby rozluźnić gulę w gardle. Co za ironia losu, że musiałam stanąć naprzeciwko Caine’a akurat teraz, gdy śmierć mojej matki wciąż była świeżym wydarzeniem, a jej nagłość przypominała mi o czyjejś innej nagłej śmierci, jej okropnych okolicznościach i jego związku z tymi wydarzeniami.

Od sześciu lat pracowałam jako osobista asystentka Benita, jednego z najzdolniejszych i najbardziej wziętych fotografów w Bostonie. Był w pełni profesjonalny, nigdy nie wprowadzał nerwowej atmosfery w kontaktach z klientami, miałam z nim do czynienia tak długo, że powinnam czuć się całkowicie bezpieczna i zrelaksowana, a jednak nie byłam.

Uczciwie przyznaję, do niedawna mieliśmy dobre relacje. Ale trzy miesiące temu odeszła moja matka, a jej śmierć odnowiła rodzinne problemy i przypomniała o wydarzeniach, o których wolałabym nie pamiętać. Usiłowałam pracować normalnie, zachowując pokerową twarz, ale trudno o to, gdy straciło się kogoś z rodziców. W efekcie załamałam się nerwowo podczas sesji związanej tematycznie z Dniem Matki. Benito próbował okazać mi zrozumienie, chociaż był nieźle wkurzony. Nie zwolnił mnie, tylko wysłał na tak bardzo mi potrzebny urlop.

Ze świeżą opalenizną po szczodrym korzystaniu ze słońca na Hawajach przyszłam do pracy dzisiejszego ranka, nie wiedząc o czekającej mnie sesji ani o tym, kto będzie jej bohaterem. Benito zostawił mi tylko krótkiego maila z adresem, bez żadnych szczegółów. Byłam osobistą asystentką Benita, ale nie miałam pojęcia o tym, jaki projekt ostatnio realizuje. Dzisiejszy dzień nie zapowiadał się dobrze.

Wprawdzie wyglądałam na wypoczętą, ale nie do końca uporządkowałam w głowie to wszystko, co dotyczyło mojej rodziny, w dodatku był powód, by martwić się, czy praca, której oddawałam się całym sercem przez ostatnie sześć lat, nie zostanie tylko wspomnieniem po wizycie w kosztownym penthousie.

Niepokój wzmógł się, gdy wyszłam z windy i zobaczyłam, jak dużo ludzi kręci się po holu i tłoczy w otwartych podwójnych drzwiach prowadzących do apartamentu. Ich liczba sugerowała, że to będą zdjęcia kogoś naprawdę ważnego. A potem przeżyłam moment prawdziwej paniki, gdy Sofie, nasza stażystka, poinformowała mnie, że chodzi o Caine’a Carrawaya.

Słysząc to nazwisko, zaczęłam drżeć. Dotąd mi to nie przeszło.

Caine skierował na mnie spojrzenie przenikliwych oczu, jakby wyczuł, że na niego patrzę. Przez moment spoglądaliśmy na siebie – ja za wszelką cenę starałam się nie okazać emocji – po czym Caine obrzucił mnie wzrokiem od stóp do głów.

Zdaniem Benita powinniśmy ubierać się do pracy jak najbardziej swobodnie, aby okazać celebrytom, że nie czujemy się onieśmieleni ich obecnością i że uważamy ich za równych sobie. Wierzył, że dzięki temu klienci będą go bardziej szanować. Według mnie była to tania filozofia, ale zatrzymałam tę opinię dla siebie, skoro dzięki temu mogłam się ubierać, jak chciałam. Zwykle wybierałam coś wygodnego, dzisiaj byłam w szortach i podkoszulku.

Caine Carraway patrzył na mnie tak, jakbym była naga.

Ramiona pokryły mi się gęsią skórką, dreszcz przeszedł wzdłuż kręgosłupa.

– Alexa – warknął Benito.

– Przepraszam – mruknęłam, starając się nie zwracać uwagi na palące spojrzenie Caine’a i uczucie bólu, które ścisnęło mi pierś.

– W porządku – powiedział mój szef, ale potrząsnął głową z irytacją. – Masz… – Wcisnął mi do ręki BlackBerry, który wyjeżdżając na urlop, zostawiłam dla zastępującej mnie tymczasowo sekretarki z agencji. W urządzeniu były zapisane: kontakty, maile, kalendarz, wszystko, co dotyczyło życia zawodowego Benita. Zobaczyłam piętnaście nieprzeczytanych maili, wysłanych do niego dzisiaj rano. – Dopilnuj, żeby ekipa była gotowa. Robimy zdjęcia na balkonie, z portem w tle, potem w penthousie, gdzie jest mniej światła. Ustaw wszystko.

Działałam automatycznie. Znałam swoją pracę na wylot i tylko dlatego byłam w stanie wykazać się kompetencją, mimo że głowę zaprzątało mi całkiem coś innego. Mężczyzna, na którego nie śmiałam spojrzeć, gdy kierowałam jednego z pracowników, aby ustawił aparat i laptop Benita na balkonie, i ściągałam oświetleniowców.

Caine Carraway.

Wiedziałam o nim więcej, niżbym chciała, bo przez kilka ostatnich miesięcy słuchałam uważnie, co o nim mówiono, i studiowałam wnikliwie wszelkie informacje, jakie się o nim ukazywały. Niezdrowa ciekawość, tak to się nazywa.

Osierocony w wieku trzynastu lat i wkręcony w machinę domów zastępczych, przezwyciężył wszelkie trudności, ukończył szkołę średnią jako celujący uczeń i podjął studia w Wharton Business School, gdzie dostał pełne stypendium. Niemal natychmiast po ukończeniu studiów założył bank, jego pierwsze przedsięwzięcie. Doprowadziło go ono do prezesury w Carraway Financial Holdings. W wieku dwudziestu dziewięciu lat osiągnął znaczny sukces w biznesie. Teraz miał trzydzieści trzy lata, był szanowany przez partnerów biznesowych, chętnie widziany na bostońskich salonach, pożądany na rynku matrymonialnym. Chociaż strzegł skrupulatnie swojej prywatności, fotografowano go często, zwłaszcza podczas towarzyskich spotkań. Pokazywał się na nich w asyście pięknych kobiet, rzadko zdarzało się, aby fotografowano go z tą samą przez kilka miesiący.

Wszystko to mówiło mi: żyjący sam, bardzo samotny, zamknięty w sobie.

Ucisk w piersi stał się silniejszy.

– Alexa, poznaj pana Carrawaya.

Oddech mi przyspieszył, odwróciłam się od Scotta, technika oświetleniowca, i starając się kontrolować emocje, podeszłam do Benita, stojącego obok finansowego potentata. Policzki zaczęły mnie piec pod spojrzeniem jego ciemnych oczu. Z bliska mogłam zauważyć, że są właściwie ciemnobrązowe, nie czarne. Twarz Caine’a zachowała nieprzenikniony wyraz, tylko w oczach odbijały się jakieś żywsze uczucia. Zadrżałam lekko, gdy obrzucił mnie spojrzeniem.

– Panie Carraway, to moja osobista asystentka, Alexa…

– Miło mi pana poznać – przerwałam szefowi, zanim zdążył wypowiedzieć moje nazwisko. – Jeśli będę potrzebna, proszę mnie wezwać.

Zanim któryś z nich zdążył cokolwiek powiedzieć, umknęłam z powrotem do Scotta. Obserwował ich obu ponad moim ramieniem, a gdy wrócił do mnie wzrokiem, poinformował mnie, że Benito nie sprawia wrażenia zachwyconego moją rejteradą.

– Co z tobą? – spytał.

Zbyłam go wzruszeniem ramion, nie wiedząc, jak mu wyjaśnić, dlaczego zachowuję się jak nastolatka. Za długo trzeba by tłumaczyć. I wchodzić w zbyt osobiste tematy. Bo to, co się ze mną działo, było konsekwencją odkrycia trzy miesiące temu, że to mój ojciec zniszczył dzieciństwo Caine’a Carrawaya.

A dzisiaj ten człowiek stał przede mną.

Benito wypowiedział, a raczej warknął moje imię, odwróciłam się i zobaczyłam, że gestem wzywa mnie na balkon. Zaczęliśmy sesję.

Stanęłam za plecami Benita i popatrując na zdjęcia w laptopie, przenosiłam wzrok na modela. W ten sposób mogłam bezkarnie przyjrzeć się lepiej Caine’owi. Ani razu się nie uśmiechnął. Patrzył chmurnie w obiektyw, a Benito nie śmiał mu zaproponować, aby zmienił nieco wyraz twarzy. Co najwyżej prosił go, aby przesunął się w tę tub tamtą stronę, przechylił głowę tak lub inaczej, co tak naprawdę niczego nie zmieniało.

– Grobowa mina go nie opuszcza – szepnęła mi do ucha Sofie, wręczając mi kawę. – Gdybym nie była zaręczona, spróbowałabym przywołać uśmiech na tę przystojną twarz. Jesteś singielką. Postaraj się. Jestem pewna, że ci się uda.

Zbladłam na myśl o jego reakcji, ale pokryłam to lekkim uśmieszkiem.

– Obawiam się, że nawet gdyby gimnastyczka z siostrą bliźniaczką stanęły na głowie, nie zdołałyby tego dokonać.

Zerknęłyśmy na siebie, z trudem utrzymując powagę, ale w końcu poddałyśmy się. Jaka ulga roześmiać się, nawet bezgłośnie, w tych okolicznościach. Niestety, zwróciło to uwagę Caine’a. Zorientowałam się natychmiast, gdy wokół zapadła cisza. Carraway przyglądał nam się z zaciekawieniem, a Benito… Gdyby wzrok mógł zabijać, obie z Sofie już byśmy nie żyły.

Sofie natychmiast umknęła, a mój szef westchnął i powiedział:

– Zróbmy przerwę. – Podszedł do laptopa i wycedził cicho przez zęby: – Przez cały ranek dziwnie się zachowujesz. Czy jest coś, o czym nie wiem?

– Nie – zaprzeczyłam, po czym patrząc na niego ze zdziwieniem, jakbym nie wiedziała, o co chodzi, spytałam: – Kawy?

Skinął głową, nawet nie wyglądał na rozzłoszczonego, raczej na rozczarowanego, co było jeszcze gorsze. Zrobiłam najmądrzejszą rzecz w tej sytuacji, to znaczy poszłam do łazienki. Chciałam opłukać twarz zimną wodą. Gdy podstawiłam złożone dłonie pod strumień wody z kranu, zauważyłam, że drżą.

– Cholera!

Nie radziłam sobie.

Znowu.

Wystarczy tego dobrego. Kolejne załamanie na widoku publicznym i mogę pożegnać się z pracą. Jest nieklawo, muszę się pozbierać i zachowywać profesjonalnie.

Zebrałam się w sobie, wyprostowałam plecy i wyszłam z łazienki. Prosto na filiżankę z kawą, trzymaną w dużej dłoni, należącej do Caine’a. Zagapiłam się na niego, całkiem oniemiała. Serce łomotało mi w piersi, nie byłam w stanie znaleźć odpowiednich słów. Caine uniósł brew i wyciągnął do mnie filiżankę. Wzięłam ją z wyrazem kompletnego zaskoczenia na twarzy.

– Gałązka oliwna – powiedział, a mnie dreszcz przebiegł na dźwięk głębokiego, niskiego głosu. – Sprawiasz wrażenie, jakbyś z jakiegoś absurdalnego powodu się mnie bała.

Nasze spojrzenia spotkały się i puls mi przyspieszył, tym razem z całkiem innego niż zdenerwowanie i rzeczywiście absurdalnego powodu.

– Czyżby jakieś nowe pogłoski o mnie?

Zapomniałam o wszystkim, zapatrzona w jego oczy.

– Różne rzeczy – odpowiedziałam cicho. – Wiele się o panu mówi.

Uśmiechnął się, zadając kłam moim przypuszczeniom – wcale nie potrzebował do tego gimnastyczki i jej siostry bliźniaczki.

– W takim razie masz nade mną przewagę. Ja o tobie nic nie wiem.

Zrobił krok w moją stronę i nagle ogarnęło mnie to wspaniałe uczucie, jakby mną całkiem owładnął. Rany Julek!

– Nie ma wiele do powiedzenia.

Caine pochylił głowę, spojrzenie ciemnobrązowych oczu wywołało gorąco między udami.

– Jakoś trudno mi w to uwierzyć. – Utkwił na moment wzrok w moich ustach, po czym znowu spojrzał mi w oczy. – Chciałbym wiedzieć o tobie coś więcej, Alexa.

Odchrząknęłam niepewnie, nagle przemknęło mi przez myśl znane powiedzenie: uważaj, czego pragniesz, bo może się to spełnić. Nie przyszło mu do głowy, że mogę być spanikowana, uznał, że staram się robić wrażenie tajemniczej.

– Nie wracam do zdjęć, dopóki mi czegoś o sobie nie powiesz – powiedział. – A czas to pieniądz – dorzucił z uśmieszkiem. – Masz obowiązek uszczęśliwiać swojego szefa.

O kim mówił? O sobie czy o Benicie? Wpatrywałam się w niego, wnętrze dłoni mi zwilgotniało, serce biło coraz mocniej, w miarę jak cisza się przedłużała. I wreszcie stało się. Wyprowadzona z równowagi jego nieoczekiwanym pojawieniem się w moim życiu, i to w momencie, gdy dowiedziałam się, że w dzieciństwie padł ofiarą niegodnych poczynań mojego ojca, wybuchnęłam:

– Znam cię… nie… to znaczy – zaczęłam nieskładnie i zrobiłam kilka kroków w bok, żeby odciągnąć go do miejsca, gdzie było stosunkowo pusto. Filiżanka z kawą drżała niebezpiecznie w mojej ręce. – Nazywam się Alexa Holland.

Niedowierzanie i szok w jego oczach. Nieprzyjemnie było na to patrzeć. Drgnął, jakbym go uderzyła, wpływowy człowiek sukcesu stał przede mną nagle pobladły.

– Moim ojcem jest Alistair Holland – brnęłam dalej. – Wiem, że miał romans z twoją matką i jak to się skończyło. Jest mi…

Stanowczym gestem ręki nakazał mi milczenie. Po szoku ani śladu, sądząc po wyrazie twarzy, ogarnęła go wściekłość, nozdrza mu zadrgały.

– Na twoim miejscu bym zamilkł – warknął.

Ale ja nie mogłam się już powstrzymać.

– Niedawno się dowiedziałam. Jeszcze trzy miesiące temu nie wiedziałam, że to ty. Nie wiedziałam nawet…

– Powiedziałem dość! – Zrobił krok do przodu, co mnie zmusiło do oparcia się o ścianę. – Nie chcę tego słuchać.

– Proszę, wysłuchaj mnie…

– Pogrywasz sobie ze mną? – Walnął dłonią w ścianę tuż koło mojej głowy i nagle przestałam w nim widzieć kulturalnego, nieposzlakowanego dżentelmena, a zobaczyłam mężczyznę znacznie bardziej niebezpiecznego, niż ktokolwiek mógłby sobie wyobrażać. – Twój ojciec uwiódł moją matkę, uzależnił od narkotyków i zostawił w hotelowym pokoju, gdy przedawkowała, bo ratowanie jej oznaczało narażenie swojej pozycji i nadziei na spadek. – Zbliżył twarz do mojej, czułam jego gorący oddech, gdy wysyczał: – Zniszczył moją rodzinę. Nie chcę mieć z wami do czynienia. Ani przebywać z kimkolwiek z was w pobliżu.

Odepchnął się od ściany i pomaszerował zdecydowanym krokiem przez hol. Większość kobiet pewnie zalałaby się łzami po takim ataku, ale nie ja. Dorastałam, patrząc na matkę tłumiącą łzy przy każdej wymianie zdań z ojcem, i nienawidziłam tego. Kiedy była zła, płakała, zamiast okazać złość. Ja postanowiłam nigdy tak nie robić.

Teraz byłam wściekła na ojca, z którym zresztą nie utrzymywałam kontaktu, za to, że przez niego znalazłam się w takiej sytuacji i że na mnie spłynęła część jego winy.

– Cholera jasna… – mruknęłam, gdy wreszcie dotarł do mnie sens ostatniego zdania wypowiedzianego przez Caine’a, i niemal biegiem ruszyłam za nim.

Caine rozmawiał z Benitem. Żołądek podszedł mi do gardła, gdy zobaczyłam skrzywioną twarz mojego szefa. Rzucił mi druzgoczące spojrzenie, po czym zaczął coś tłumaczyć Caine’owi. Ten, nie słuchając, odwrócił się na pięcie i przebiegł wzrokiem po obecnych w pomieszczeniu. Zatrzymał spojrzenie na młodym mężczyźnie w dizajnerskim garniturze.

– Ethan, chcę innego fotografa. – Jego głos rozbrzmiał donośnie i wszyscy zastygli, zaskoczeni. – Albo nici z okładki.

– Natychmiast się tym zajmę – zapewnił go Ethan pospiesznie.

Spojrzałam z przerażeniem na Benita, usta miał półotwarte z szoku. Caine nie poświęcił mu większej uwagi, skierował się prosto do wyjścia, po drodze wyminął mnie, nawet nie spojrzawszy, jakbym była powietrzem.

Zrobiło mi się niedobrze. Kiedy Benito się do mnie odezwał, ton jego głosu był uprzejmy, słowa nie:

– Co ty do pieprzonej jasnej cholery zrobiłaś?

* * *

Rachel, moja przyjaciółka, przekładała swoje nadpobudliwe dziecko z jednego kolana na drugie.

– To dopiero pięć godzin. Uspokój się. Benito na pewno zadzwoni do ciebie, żeby wyjaśnić to nieporozumienie.

Obserwowałam jej córeczkę z wzrastającym niepokojem.

– Dlaczego buzia Maisy jest taka czerwona?

Rachel zrobiła zniecierpliwioną minę, niezadowolona, że zmieniam temat, i spojrzała na córkę.

– Maisy, przestań wstrzymywać oddech.

Mała patrzyła na nią uparcie.

– Ona… wciąż to robi – powiedziałam, nie rozumiejąc, dlaczego Rachel zupełnie to nie wzrusza.

– Nie dostaniesz zabawki, jeśli będziesz wstrzymywać oddech – zagroziła córce moja przyjaciółka.

Maisy wypuściła przedziwnie długi oddech i uśmiechnęła się do mnie z zadowoleniem.

– Ma diabła za skórą – mruknęłam, patrząc na nią podejrzliwie.

– Co ty powiesz. – Rachel wzruszyła ramionami. – W jej wieku sama stosowałam ten trik z powstrzymywaniem oddechu, żeby coś wymusić. Najwyraźniej ma to po mnie.

Spojrzałam na talerz ze zjedzonym do połowy lunchem.

– Możemy wyjść i przespacerować się po parku, jeśli to ją uspokoi.

– Na razie to jeszcze nie uspokoiłyśmy ciebie. – Rachel przywołała przechodzącego obok kelnera. – Dwie dietetyczne cole i sok pomarańczowy poproszę.

Nie oponowałam. Ze wszystkich moich przyjaciółek Rachel była najbardziej apodyktyczna i uparta. Być może właśnie dzięki tej ostatniej cesze z nią jedną spotykałam się regularnie. Na studiach trzymałyśmy się w cztery: ja, Rachel, Viv i Maggie. Ja jedna pozostałam niezamężna i nieobarczona dziećmi. Kontakt z Viv i Maggie całkiem się rozluźnił, Rachel widywałam co kilka tygodni. Zajęta pracą i udzielaniem się towarzysko wśród kolegów z pracy, nie nawiązałam żadnych nowych znajomości, a na podtrzymywanie starych brakowało czasu. Teraz czułam ucisk w żołądku na myśl, co będzie, jeśli Benito mnie zwolni. Przyszłość rysowała się ponuro – bez pieniędzy, ładnego mieszkania, życia towarzyskiego.

– Może powinnaś zamówić mi do tego wódkę – mruknęłam.

– Benito cię nie zwolni – oświadczyła Rachel, kręcąc głową. – Dobrze wie, jak ciężko dotąd dla niego tyrałaś. Mamusia mówi prawdę, co, skarbie? – Podrzuciła Maisy na kolanie.

Dziewczynka zachichotała i energicznie zaprzeczyła głową, jej ciemne kręcone włosy omiotły twarz Rachel.

– Super. Nawet trzylatka wie, że mam przepieprzone.

Moja przyjaciółka skrzywiła się.

– Nie możesz używać takich słów w obecności dziecka, Lex. – Podsunęła w moją stronę colę, którą przyniósł kelner. – Skończmy wreszcie z tobą i porozmawiajmy o mnie chociaż przez chwilę.

Uśmiechnęłam się, po raz pierwszy od kilku tygodni szczerze.

– Tylko jeśli mi po raz setny powtórzysz, że on mnie nie zwolni.

– Lex, Benito cię nie zwolni.

* * *

– Alexa, jesteś zwolniona. – Ledwie usłyszałam swoje imię, gdy zaczęłam odsłuchiwać wiadomość głosową, którą zostawił mi Benito, poczułam skurcz w żołądku. – Nie wiem, co się wydarzyło dzisiaj rano, ale jesteś skończona. Nie tylko u mnie! O nie! Tak rozsierdziłaś Caine’a Carrawaya, że straciłem nie tylko „Mogula”, ale i dwa inne czasopisma z tego samego koncernu medialnego. Moja zawodowa reputacja wisi na włosku, i to po tym, jak na nią ciężko pracowałem! Masz przepieprzone. – Zniżył głos i zrobiło to na mnie groźniejsze wrażenie niż jego krzyki. – Możesz być pewna, dopilnuję, żebyś nie dostała roboty w tej branży.

Ścisnęłam nasadę nosa i wzięłam z trudem głęboki oddech.

Było fatalnie.

Gorzej niż fatalnie.2

Wpatrzyłam się w telefon i pociągnęłam duży łyk czerwonego wina.

– Nie.

Dziadek westchnął ciężko, w słuchawkach rozległy się potrzaskiwania.

– Chociaż raz nie unoś się dumą i pozwól sobie pomóc. Chyba nie chcesz stracić tego mieszkania, które tak lubisz?

Nie, nie chciałam. Zaharowywałam się, żeby było mnie stać na wynajem dwupokojowego mieszkania w Back Bay. Było wysokie z ogromnymi oknami, wychodzącymi na trzypasmową ulicę. Cieszyłam się jego wyjątkową lokalizacją – dwadzieścia minut spaceru dzieliło mnie od mojej ulubionej części miasta – z parkiem, Newbury Street, Charles Street. Przysłowiową wisienkę na torcie stanowiło to, że oprócz doskonałego położenia mieszkanie było ładne i przytulne. Takie, jakiego zawsze pragnęłam, i marzyłam, że któregoś dnia uzbieram wystarczająco dużo, żeby je sobie kupić. Albo podobne w okolicy.

Dobra materialne to oczywiście nie wszystko. Tyle że akurat teraz moje mieszkanie stało się naprawdę ważne. Bo czułam się w nim dobrze i świadomość, że je mam, była do jakiegoś stopnia pocieszająca. Tylko… czy na tyle, żebym zrezygnowała ze swoich zasad? Niestety, nie.

– Nie chcę twoich pieniędzy, dziadku.

Nie było w tym żadnej jego winy, że odziedziczył fortunę po rodzicach, a potem ją pomnożył, inwestując z sukcesem i dywersyfikując portfel akcji. Niemniej to jego majątek wypaczył charakter mojego ojca. Nie chciałam toksycznych pieniędzy.

– W takim razie porozmawiam z Benitem.

Edward Holland ukrywał przed resztą rodziny, że się ze mną kontaktuje. Dla świata nie byłam „tą Holland”. Mój ojciec z powodzeniem ukrywał fakt istnienia mojej matki, i w konsekwencji moich narodzin, przed całą rodziną, włączając w to dziadka, a ten z kolei nie powiadomił swoich bliskich, że nawiązał ze mną kontakt, gdy skończyłam dwadzieścia jeden lat. Rozumiałam oczywiście, że wywołałoby to niesnaski i przysporzyło kłopotów, niemniej trochę mnie to zabolało. Czasami wydawało mi się, że się mnie wstydzi. Nieważne, czy tak było naprawdę, ponieważ oprócz niego nie miałam w Bostonie nikogo i pokochałam go.

Stłumiłam uczucie zawodu i urazę.

– Nie możesz. Benito to papla. Rozpowie wszystkim, kim jestem.

– W takim razie co dalej? Znajdziesz inną pracę? Jako kto?

Każda inna praca oznaczała mniejsze zarobki. Jako asystentka znanego fotografa osiągałam niezłe dochody, ponaddwukrotnie wyższe niż zwykle na podobnym stanowisku. Przełknęłam łyk wina, rozglądając się po moim przyjemnie urządzonym ładnym mieszkaniu.

– Nawet mnie do tej pory nie przeprosił – powiedziałam właściwie do siebie.

– Słucham?!

– Nawet mnie do tej pory nie przeprosił – powtórzyłam. – Rzucił mi to wszystko w twarz i zrujnował mi życie. – Jęknęłam. – Nie musisz nic mówić. Dostrzegam w tym ironię losu. Moja rodzina zrujnowała jego życie. Wet za wet.

– To nie ty mu je zrujnowałaś – oświadczył dziadek z naciskiem, po czym odchrząknął z zakłopotaniem. – Ale trzeba przyznać, że zaskoczyłaś go, gdy niczego się nie spodziewał.

– To prawda – potwierdziłam z poczuciem winy.

– Poza tym mówiłem ci, że podejmowane przez mnie w przeszłości działania spaliły na panewce. To nie ty powinnaś przepraszać.

– No tak, wiem.

Oczywiście. Przecież nie poczułam się rozczarowana dlatego, że nie mogłam przeprosić za grzechy ojca. Tylko dlatego, że gdy Caine zrozumiał, kim jestem, zobaczyłam w jego oczach ból, który sama czułam. Co sprawiło, że dostrzegłam więź między nami. Oboje nas naznaczyło tragiczne, złe dziedzictwo. Z nikim nie mogłam o tym rozmawiać, ponieważ ze względu na dziadka musiałam dochować sekretu. Przez lata dźwigałam ciężar prawdy samotnie. Trzy miesiące temu umarła matka i w mojej pamięci ożyły tamte ohydne wydarzenia. Po długiej rozmowie, a właściwie monologu z mojej strony, dziadek wreszcie ugiął się i wyjawił mi, kim jest dziecko, które ucierpiało na skutek poczynań mojego ojca.

Caine Carraway. Jedyna osoba oprócz moich rodziców i dziadka, która znała prawdę. I jedyna, która mogła zrozumieć. Nie potrafiłabym wyjaśnić, dlaczego poczułam, że łączy nas coś na kształt pokrewieństwa dusz. Mimo to wiedziałam, że tylko on zrozumie naturę bólu, który mnie nękał i… chciałam mu w jakiś sposób pomóc. Jednak z uwagi na to, że go nie znałam, było to nonsensowne pragnienie. Racjonalizm nie miał tu nic do rzeczy, po prostu tak czułam.

Niedobrze mi się robiło na myśl, że stanowię dla niego problem. Jakbym była kimś, kogo powinien obwiniać. Nie podobało mi się to i nie chciałam, aby to była nasza ostatnia rozmowa. Nie chciałam być częścią jego złych wspomnień.

– Powinnam się z nim skontaktować i przeprosić, że tak go osaczyłam. Jednocześnie poprosić, aby to wszystko wyprostował. Wystarczyłby jeden telefon do Benita.

– Nie wydaje mi się to rozsądne…

Może i nie było, ale zależało mi na pracy i na tym, aby Caine zmienił o mnie zdanie.

– Od czasu, kiedy mama… Ja potrzebuję, żeby mnie wysłuchał. I nie widzę nic niestosownego w tym, żeby poprosić go o wstawienie się u Benita.

– Brzmi fatalnie. Jakby tobie było to bardzo potrzebne, a jemu wcale.

Fakt, ale nie będę się nad tym zastanawiała.

– Nie znasz Caine’a Carrawaya – powiedziałam. – Nie sprawia wrażenia człowieka, który wie, czego potrzebuje.

* * *

Recepcjonistka patrzyła na mnie jak na wariatkę.

– Chce pani widzieć pana Carrawaya, prezesa Carraway Financial Holdings, nie umówiwszy się przedtem na spotkanie?

Wiedziałam, że po wejściu do wielkiego biurowca obłożonego płytami różowego granitu nie zostanę natychmiast skierowana do biura Caine’a. Ale też recepcjonistka nie musiała zareagować, jakbym chciała spotkać się z samym prezydentem.

– Zgadza się. – Nasyciłam te dwa słowa sarkazmem, ale nie zrobiło to na niej wrażenia.

– Chwileczkę – powiedziała i westchnęła wymownie.

Zerknęłam na strażnika, który stał przy windach i wykrywaczach metalu. Oprócz Carraway Financial Holdings budynek mieścił biura jeszcze jednej kompanii, był naszpikowany kamerami. Zatrzymanie mnie nie było problemem. No właśnie. Czyli w porządku, jeśli to się stanie po tym, jak porozmawiam z Caine’em.

Zerknęłam na recepcjonistkę. Z zaciśniętymi ustami i zmarszczonym czołem wpatrywała się w swój paznokieć. Zrobiłam nonszalancką minę i poszłam w kierunku wind i kamer.

– Pani identyfikator. – Strażnik wyciągnął rękę, by mnie powstrzymać.

Spojrzałam na jego twarz, dostrzegłam brodę i czujne spojrzenie. Że też ja zawsze muszę mieć takie szczęście. Nie mogłam się natknąć na ochroniarza znudzonego pracą? Uśmiechnęłam się niewinnie.

– Pani w recepcji powiedziała, że właśnie skończyły im się identyfikatory.

Przyglądał mi się podejrzliwie. Pokazałam na nią gestem.

– Proszę spytać.

Wydmuchał z irytacją powietrze przez nos, a ja zrozumiałam, że chce wykrzyknąć pytanie do recepcjonistki, ponieważ nie może opuścić swojego posterunku. To mi dawało minimalną szansę. Prześliznęłam się obok niego i wykrywaczy metalu i dopadłam do windy prowadzącej do biur Caine’a Carrawaya. Usłyszałam krzyk strażnika, drzwi zamknęły się za mną, zanim zdążył wsunąć w nie stopę.

– Nie dałeś rady – mruknęłam do siebie. – Definitywnie przegrałeś. Trzeba było zdecydować się na terapię, kiedy ci ją proponowano.

Za moimi plecami ktoś parsknął śmiechem. Dzieliłam windę z mężczyzną, który uznał mnie za zabawną.

– To nie u wszystkich się sprawdza.

– Co? – spytałam niepewnie.

– Terapia – wyjaśnił. – Jednym pomaga, innym nie.

Miał elegancki garnitur i drogi zegarek. Przystojny, brązowe włosy i bystre jasnoniebieskie oczy, wystarczyło mi jedno spojrzenie, aby ocenić, że nosił swój dizajnerski garnitur z nonszalancją, świadczącą o pewności siebie. Jego twarz wydała mi się znajoma.

– Panu pomogła?

– Terapeutka mi pomogła. – Wzruszył ramionami z łobuzerskim uśmiechem, na co ja roześmiałam się głośno.

– No, to przynajmniej coś pan na tym skorzystał.

Uśmiechnął się szerzej i pokazał ruchem głowy na przyciski.

– Carraway Financial Holdings?

Potwierdziłam kiwnięciem, żołądek podskoczył mi na myśl, że znowu go zobaczę.

– Muszę porozmawiać z prezesem.

– Z Caine’em? – Uniósł brwi pytająco i obrzucił mnie wzrokiem. – Powinienem panią obezwładnić i przekazać ochronie?

– Panu Carrawayowi pewnie by się to spodobało, ale dla własnego dobra musi mnie wysłuchać.

– Aha. A kim pani jest?

Spojrzałam na niego z rezerwą.

– A pan?

– Przyjaciel. Idziemy razem na lunch.

Drzwi windy otworzyły się z krótkim brzęknięciem.

– Oddam panu serce w zamian za urwanie pięciu minut z tego lunchu.

Wysiadł z windy, a ja za nim. Otaksował mnie spojrzeniem. Czekałam, zerkając nerwowo na recepcjonistę, który wyglądał na niezwykle zestresowanego moim nagłym pojawieniem się.

– Wykrywacze metalu nie zadziałały, nic zresztą nie wskazuje na to, aby pani miała broń. – Pokazał na moje szorty z materiału i podkoszulek na ramiączkach. – Wprowadzę panią do Caine’a, ale – uciął machnięciem ręki moje podziękowania – będę pani towarzyszył. Jestem ciekaw, skąd Caine zna kogoś takiego jak pani. – Położył delikatnie dłoń na mojej łopatce i pokierował w stronę recepcji.

– Kogoś takiego jak ja? – spytałam z przekąsem, nie wiedząc, czy to komplement, czy wręcz przeciwnie.

– Panie Lexington. – Recepcjonista zerwał się z krzesła, w jego głosie brzmiały wysokie, nerwowe tony. – Ta kobieta zmyliła ochronę.

– W porządku, Dean. – Henry Lexington, jak teraz już wiedziałam, syn Randalla Lexingtona, jednego z biznesowych partnerów Caine’a, zbył młodego mężczyznę machnięciem ręki. – Daj znać, że przyszliśmy.

Niezbyt pewnym krokiem poszłam za Lexingtonem korytarzem prowadzącym do biur. Na końcu otwierał się na hol i biurko ze szkła, równie stylowe jak recepcjonisty, ustawione z boku dużych podwójnych drzwi. Tabliczka z brązu informowała, że mieści się za nimi biuro Caine’a Carrawaya, prezesa.

Po tej stronie biura nie było okien, co zapewniało Caine’owi całkowitą prywatność. Młody mężczyzna, którego pamiętałam z sesji zdjęciowej, wstał zza biurka. Skierował na mnie wzrok i źrenice mu się rozszerzyły, gdy mnie rozpoznał.

– Ale… panie Lexington…

– Jestem umówiony – rzucił mój przewodnik z beztroskim uśmiechem, który bardzo do niego pasował, i podszedł do drzwi.

– Ale….

Umilkł, gdy Lexington wprowadził mnie do środka. Okna zajmowały całą ścianę na wprost drzwi oraz po prawej stronie gabinetu. Światło wlewało się do minimalistycznego, nowocześnie urządzonego wnętrza. Ledwie je zauważyłam, bo skoncentrowałam wzrok na Cainie.

Równie wściekły, jak zaskoczony moim widokiem, zerwał się na równe nogi. Żołądek znowu mi się ścisnął, tym razem mocniej. Miałam już okazję poznać, jak silnie jego obecność oddziałuje na ludzi, mimo to znowu mnie to zdumiało.

– Henry, co to znaczy?

Obserwując reakcję Caine’a, Lexington zrobił dwuznaczną minę. Popatrzył na mnie i uśmiechnął się złośliwie.

– Coraz bardziej ciekawi mnie, kim pani jest.

– Wynocha.

Oboje zwróciliśmy głowy w kierunku Caine’a, chociaż mówił tylko do mnie.

– Nie. – Zrobiłam krok w jego stronę, mimo że wyglądał naprawdę groźnie. – Musimy porozmawiać.

Mięśnie zagrały mu pod skórą twarzy. Byłam przestraszona, ale nie zamierzałam mu tego okazać.

– Jestem zajęty.

– Pan Lexington był uprzejmy ofiarować mi pięć minut z czasu, który poświęci pan na lunch z nim.

– Tak? – Caine posłał mu nieprzyjemne spojrzenie.

– Okazałem w ten sposób, że jestem dżentelmenem – odparł Lexington z uśmiechem.

– Henry, wyjdź – powiedział Caine cicho, ale z naciskiem.

– Pomyślałem…

– Już.

Najwyraźniej Henry znał Caine’a lepiej niż ja, bo kompletnie go to nie speszyło.

– Dobrze. – Roześmiał się i puścił do mnie oko w sposób nawet bardziej ujmujący niż jego czarujący uśmiech. – Powodzenia.

Poczekałam, aż zamknie za sobą drzwi, wzięłam głęboki oddech i przygotowałam się na starcie z Caine’em. Nie uszło mojej uwagi, że obrzucił wzrokiem moje nogi. Wzdrygnęłam się pod tym mrocznym spojrzeniem godnym księcia ciemności.

– Jeszcze dwie sekundy i znajdzie się pani za drzwiami.

Nie dopuść do tego, zmuś go, żeby cię wysłuchał, przemknęło mi przez głowę.

– Wyrzuci mnie pan, a ja za chwilę wrócę niczym bumerang.

– Nawet bumerangi nie wracają przez zamknięte na klucz drzwi, panno Holland.

– Zamknie pan drzwi, znajdę inne, bardziej kreatywne sposoby, żeby pana nękać. W tej chwili nie mam już nic do stracenia.

Westchnął ciężko z irytacją, ale powiedział:

– Daję pani minutę. Radzę ją mądrze wykorzystać.

Arogancki bydlak. Stłumiłam uczucie irytacji, przypominając sobie, po co tu przyszłam, kim on jest i przez co przeszedł.

– Dwie sprawy. Po pierwsze, straciłam pracę.

W odpowiedzi wzruszył ramionami i oparł się nonszalancko o biurko. Skrzyżował ramiona na piersi i nogi w kostkach, po czym rzucił lekkim tonem:

– No i….?

– No i, że to z powodu tego, co się wydarzyło podczas sesji.

– W takim razie doradzam bardziej profesjonalne zachowanie na przyszłość. Jestem umówiony na lunch. – Pokazał na drzwi.

– Proszę posłuchać. – Uniosłam ręce w geście poddania. – Przepraszam. To jest ta druga sprawa. Gorąco przepraszam za…

– Powiedz to, a natychmiast wylatujesz – zagroził.

– Przepraszam za to, że pana zaskoczyłam – dokończyłam pospiesznie i zobaczyłam, że lekko się odprężył. – Nie powinno do tego dojść. Nie wiedziałam, z kim jest sesja, i kiedy przyszłam, i nagle się okazało, że to pan, a ja wiele przeżyłam ostatnio, dlatego zareagowałam emocjonalnie, co było rzeczywiście nie fair wobec pana – wypowiedziałam słowa pospiesznie, a Caine nawet okiem nie mrugnął na ten wywód. – Więc przepraszam – zakończyłam niezręcznie.

– Dobra.

Zmienił pozycję, utkwił wzrok gdzieś ponad moim ramieniem, nie ukrywając zniecierpliwienia. Uznałam, że „dobra” oznacza zaakceptowanie moich przeprosin, i brnęłam dalej:

– Tylko że kara jest niewspółmierna do przestępstwa.

Usłyszałam kolejne wyrażające irytację westchnienie i odpowiedź:

– Istnieje jakiś powód, dla którego powinienem się przejmować, że córka człowieka, który naszprycował moją matkę kokainą ze śmiertelnym skutkiem, straciła pracę?

– Nie odpowiadam za czyny mojego ojca. – Skrzywiłam się.

– Jego krew płynie w pani żyłach.

Ta uwaga sprawiła, że przegrałam walkę o zachowanie spokoju.

– Tak? Czy w takim razie pan jest uzależniony od kokainy? – Pożałowałam tych słów, zanim jeszcze przebrzmiały.

– Wynocha! – padło wypowiedziane z ledwie wstrzymywaną furią.

– Nie, no, przyznaję – pospieszyłam załagodzić sytuację – okropnie to zabrzmiało. Bardzo przepraszam. Ale pańska sugestia, że wie pan, jaka jestem, ponieważ mam takiego a nie innego ojca, też była paskudna.

Tym razem nie padła żadna odpowiedź. Wobec czego zaryzykowałam ostrożny krok w kierunku ponurego biznesmena.

– Nie tylko ja straciłam pracę. Z powodu pańskiego gniewu mój szef stracił „Mogula” i dwóch innych klientów. A przez to wpisał mnie na czarną listę. Nie dostanę żadnej pracy w branży, chyba że pan to naprawi. Niech pan pozwoli Benitowi dokończyć tę sesję. Proszę.

Patrzyliśmy na siebie w pełnym napięcia milczeniu. Wydawało mi się, a przynajmniej taką miałam nadzieję, że Caine nic nie mówi, ponieważ rozważa moją prośbę. Ta przerwa dała mi możliwość nasycenia się jego surową męską urodą. Zastanawiałam się, jak to się dzieje, że dzisiaj wydał mi się jeszcze bardziej przystojny.

Miałam problem.

Moja matka była tak oszołomiona wyglądem ojca, że czuła się z tego powodu gorsza od niego. Jakby na niego nie zasługiwała i dlatego musiała się godzić na wszystko, byle był przy niej. Denerwowało mnie to i nie potrzebowałam psychoterapeuty, żeby wiedzieć, dlaczego zawsze spotykałam się z facetami, którzy byli atrakcyjni, ale nie powalający. Moi eks – nawiasem mówiąc, aż tak wielu ich nie było – zawsze podkreślali, że spotykanie się ze mną dodaje im splendoru, ponieważ nie gramy w tej samej lidze. Mnie akurat nie przeszkadzało, że jestem atrakcyjniejsza od moich partnerów. Nie chciałam się czuć gorsza od nich – jak moja matka.

Moja reakcja na Caine’a była czymś wyjątkowym. Mogłam przyznać, że facet jest ciacho, ale przecież zafiksowałam się tak, żeby nie reagować na ten typ mężczyzn. Mój mózg nie wysyłał żadnych sygnałów, nic, żadnych elektrycznych impulsów, które sprawiłyby, że byłabym uzależniona od nich. Z Caine’em rzecz wyglądała inaczej. Od pierwszej chwili, gdy go zobaczyłam, dopadły mnie niegrzeczne myśli na jego temat i czułam mrowienie, ilekroć mi się przyglądał.

– Nie.

Jak to nie?

– Co to znaczy?

Uniósł jedną brew, robiąc sarkastyczną minę.

– To powszechnie znane słowo. Dziwne, że ktoś, kto nie rozumie jego znaczenia, dał się zwolnić z pracy.

Zignorowałam uszczypliwość i odrzuciłam ruchem głowy włosy, co jak sądziłam, zostanie odczytane jako wyzwanie.

– Nie mogę zaakceptować odmowy.

Ciemnobrązowe oczy pociemniały z irytacji, niski głos zabrzmiał złowieszczo spokojnie:

– Zaakceptuje ją pani i wyjdzie, zanim będę zmuszony użyć siły.

Dreszcz mnie przeszedł na myśl o jego wielkich dłoniach na moim ciele. Szybko odsunęłam od siebie to wyobrażenie.

– Proszę, niech pan gra uczciwie.

Gniew, który z niego emanował, był prawie namacalny.

– Uczciwie? – spytał szorstko. – Wtargnięcie tutaj jest elementem uczciwej gry? Ostatni raz proszę, żeby pani wyszła. Albo zrobi to pani dobrowolnie, albo zostanie usunięta siłą.

Zacisnęłam powieki. Nie mogłam patrzeć w jego pełne bólu oczy, nie myśląc z nienawiścią o własnym ojcu. Przez jego słaby charakter i nieodpowiedzialność Caine Carraway stracił wszystko i niezależnie od panującej powszechnie opinii, że teraz niczego mu nie brakuje, wiedziałam, że to nieprawda.

– Wyjdę – prawie wyszeptałam. Otworzyłam oczy i natknęłam się na jego lodowaty wzrok. Serce mi się ścisnęło, gdy zrozumiałam, że to koniec. Nie zmienił o mnie zdania, wciąż byłam bezrobotna. – Proszę mi wybaczyć, że przyszłam. To dlatego że… jestem w kropce.

I to nie tylko z jednego powodu. Ujęłam klamkę, by ją nacisnąć, gdy zatrzymało mnie w pół ruchu jego wyrażające irytację westchnienie.

– Zadzwonię do pani szefa i powiem, żeby przyjął panią z powrotem.

Z uczuciem ulgi odwróciłam się na pięcie i spojrzałam na niego przyjemnie zaskoczona.

– Naprawdę?

Odwrócił się do mnie plecami.

– Tak, ale zmienię zdanie, jeśli zostanie pani w moim biurze choćby pięć sekund dłużej.

Nie było mnie po trzech sekundach. Nie uzyskałam wszystkiego, czego chciałam, i prawdopodobnie dlatego, jadąc do domu, czułam coraz większe rozczarowanie. Caine nie dostrzegł tego, co ja – że pod pewnym względem byliśmy do siebie podobni.

Nie chciałam, aby mnie nienawidził. Ale było oczywiste, że on chce, bym zostawiła go w spokoju. Nie pozostało mi więc nic innego, jak zrobić to. Niezależnie od tego, jak bardzo nie miałam na to ochoty.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: