Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zmienna natura człowieka. Wprowadzenie do psychologii historycznej - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
1 grudnia 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
25,00

Zmienna natura człowieka. Wprowadzenie do psychologii historycznej - ebook

Kontrowersyjna książka holenderskiego psychiatry Jana Hendrika van den Berga (1914-2012). Autor mierzy się w niej z podstawowym założeniem dwudziestowiecznej psychiatrii: natura ludzka jest niezmienna. Pyta mianowicie: jeśli poprzednie pokolenia, żyjące w odmienny sposób, stanowili istotowo inni ludzie, jak to się działo? I w jaki sposób psychologia – która usiłuje opisać działania człowieka – zarówno odzwierciedlała, jak i wpływała na zachodzące zmiany?

W książce znajdziemy rozważania nad tym jak, w ciągu ostatnich czterystu lat, zmieniła się relacja rodziców i dzieci; co te zmiany oznaczają dla edukacji, jak wpływają na wzory życia zachodniego społeczeństwa; dlaczego osiągnięcie dojrzałości jest teraz tak opóźnione i tak trudne dla naszych dzieci. Van den Berg zastanawia się nad wybranymi aspektami zmian, którym podlegają kobiety, sięgając aż do ery wiktoriańskiej. Analizuje społeczny kontekst neurotycznego niepokoju i oddalenie się współczesnego człowieka od Boga.

Fragmenty książki:

„Ta książka opiera się na idei, że człowiek podlega zmianom. Konsekwentnie zatem musimy zmierzyć się z historią człowieka. Podczas gdy w tradycyjnej psychologii, życie poprzednich pokoleń postrzega sią jako wariację na znany temat, założenie, że człowiek się zmienia prowadzi nas do myśli, że przeszłe pokolenia prowadziły zgoła inne życie, i że różnią się one od następnych w sposób zasadniczy. To jest właśnie twierdzenie, które określa psychologię historyczną.”

„Psychologia historyczna nie jest historią psychologii.”

„Psychologia historyczna porównuje przeszłość i przyszłość, stawiając sobie za cel odsłonięcie, jak człowiek współczesny różni się od człowieka z poprzednich pokoleń. Poszukuje również powodów i przyczyn tych zmian. Musi także rozważyć, dlaczego i w jaki sposób zmienia się – w toku upływającego czasu – sama psychologia. Ostatecznie psychologia historyczna musi rozpatrywać samą siebie według własnych zasad. Analizować każdą zmianę w psychologii przeszłości i wyjaśniać, dlaczego miała ona miejsce oraz – jaki rodzaj życia i myślenia tę zmianę wymusił. Psychologia historyczna ma za zadanie odnaleźć przyczyny każdej nowej zasady.”

Kategoria: Psychologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-966150-4-6
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Od tłu­maczki

W stru­mie­niu in­for­ma­cji, jaki każ­dego dnia prze­pływa przez ekran mo­jego kom­pu­tera, na­tra­fi­łam na re­klamę jed­nego z war­szaw­skich, au­tor­skich li­ceów. Re­klama nie jest skie­ro­wana do dzieci, lecz do ro­dzi­ców. Cho­dzi o szko­le­nie – które dla ro­dzi­ców po­pro­wa­dzą „dzieci”, tzn. mło­dzi do­ro­śli, świeżo upie­czeni ab­sol­wenci szkół śred­nich – na te­mat ży­cia i pro­ble­mów na­sto­lat­ków. Za­tem role się od­wra­cają. „Wspar­cie za­pewni im do­świad­czona w pracy z ro­dzi­cami i mło­dzieżą psy­cho­lożka”, mówi za­pro­sze­nie. Na por­talu spo­łecz­no­ścio­wym cie­szy się ono du­żym po­wo­dze­niem, ma wiele „laj­ków”, ro­dzice ko­men­tują je z en­tu­zja­zmem, dzię­kują za świetny po­mysł. Udział w szko­le­niu kosz­tuje tyle, co obiad dla dwóch osób w war­szaw­skiej re­stau­ra­cji, ra­zem z de­se­rem.

Od pierw­szego wy­da­nia książki Jana Hen­drika van den Berga mija w tym roku 61 lat. Ten ho­len­der­ski psy­chia­tra przed­sta­wił ory­gi­nalną teo­rię zmian, nie tylko ta­kich, które na­zy­wamy spo­łecz­nymi, ale za­cho­dzą­cych nie­ustan­nie zmian na­tury ludz­kiej. Ujaw­niają się one w ję­zyku, w uży­ciu i zna­cze­niu słów.

Py­ta­nie o to, czy warto tę książkę czy­tać te­raz, czy nie stra­ciła na ak­tu­al­no­ści, bez wąt­pie­nia ma sens. Nie­któ­rych zdań au­tora nie bę­dziemy ro­zu­mieć, to zna­czy nie bę­dziemy ro­zu­mieć spo­sobu ży­cia lu­dzi sześć­dzie­siąt lat temu. Tak jak współ­cze­śni ro­dzice nie ro­zu­mieją spo­sobu, w jaki żyją ich o dwa­dzie­ścia, trzy­dzie­ści lat młod­sze dzieci. Po­trze­bują spe­cjal­nych szko­leń, kur­sów, po­rad­ni­ków i wspar­cia „spe­cja­li­stów” – psy­cho­lo­gów i pe­da­go­gów.

Jak to się stało, że utra­ci­li­śmy tę wie­dzę – klu­czową dla ży­cia i dla bu­do­wa­nia więzi? Jak zo­stała utra­cona cią­głość? Czy we współ­cze­snym świe­cie moż­liwa jest do­ro­słość i co mia­łaby ona ozna­czać? Na te py­ta­nia van den Berg wni­kli­wie po­szu­kuje od­po­wie­dzi nie tylko w psy­cho­lo­gii, ale też w fi­lo­zo­fii i bu­do­wa­nym na jej pod­sta­wach pa­ra­dyg­ma­cie nauk przy­rod­ni­czych. Po­dą­ża­nie za nim – czę­sto przez epoki – to wkra­cza­nie na nie­oczy­wi­ste ścieżki i łą­cze­nie nie­oczy­wi­stych wąt­ków.

Klu­czo­wym za­gad­nie­niem jest dla van den Berga pro­blem dzie­ciń­stwa i doj­rza­ło­ści. Czy w prze­szło­ści rów­nież „do­ra­stano” i dla­czego współ­cze­śnie pro­ces ten za­biera tak dużo czasu? Czy mło­dzi i sta­rzy mogą się po­ro­zu­mieć, czy dzieli ich prze­paść nie do po­ko­na­nia?

I czym jest prze­szłość? Jaki mo­żemy mieć do niej do­stęp? Wiele osób być może od­po­wie py­ta­niem – po co nam do­stęp do prze­szło­ści, skoro jest już za nami? Może się ono wy­da­wać na­iwne, jed­nak sły­chać je dziś wy­raź­nie w po­sta­wach spo­łecz­nych, które nie­rzadko prze­ra­dzają się w ru­chy czy ide­olo­gie. Wy­daje się na­wet nie­kiedy, jakby prze­szło­ści wcale nie było, a świat był moż­liwy do zbu­do­wa­nia od po­czątku. Albo jakby wszystko opie­rało się na jed­nym tylko wy­obra­że­niu „złej” prze­szło­ści, dzięki czemu te­raź­niej­szość i przy­szłość można two­rzyć w ra­mach buntu, jako jej prze­ci­wień­stwo.

Pra­cu­jąc nad prze­kła­dem, nie raz za­trzy­my­wa­łam się nad zda­niami, które ja­sno po­ka­zy­wały, że au­tor pi­sze z od­le­głego dziś miej­sca, że znaj­duje się w in­nym spo­łecz­nym i hi­sto­rycz­nym kon­tek­ście. Do­ty­czy to przede wszyst­kim te­matu sek­su­al­no­ści, któ­rej van den Berg po­święca wiele stron. O ile nie­zwy­kle in­te­re­su­jąca wy­daje się ana­liza hi­sto­ryczna sy­tu­acji ko­biety wik­to­riań­skiej, gdzie sprzę­że­nie na li­nii sek­su­al­ność – wol­ność – rola spo­łeczna było klu­czowe, o tyle spo­strze­że­nia na te­mat rze­czy­wi­sto­ści współ­cze­snej au­to­rowi mogą wpra­wiać w kon­ster­na­cję. Zwraca rów­nież uwagę uży­cie okre­śle­nia „nor­malny”, które w za­sa­dzie znik­nęło już z pu­blicz­nego dys­kursu (cho­ciaż w dys­kur­sach pry­wat­nych wy­stę­puje czę­sto). Ale to wła­śnie zdaje się być do­wo­dem na słusz­ność pre­zen­to­wa­nej tezy: na­tura czło­wieka się zmie­nia.

Mu­simy jesz­cze pa­mię­tać o waż­nym ogra­ni­cze­niu, ja­kiemu pod­le­gają roz­wa­ża­nia au­tora – kiedy sięga on wstecz, od­nosi się tylko i wy­łącz­nie do kul­tury za­chod­nio­eu­ro­pej­skiej, i w za­sa­dzie tylko do kul­tury miesz­czań­skiej. Kul­tura lu­dowa, rzą­dząca się prze­cież swo­imi od­mien­nymi pra­wami i nor­mami, szcze­gól­nie w XIX wieku, a na­wet do cza­sów dru­giej wojny świa­to­wej, nie jest brana pod uwagę. Ana­lizy van den Berga będą miały ogra­ni­czone za­sto­so­wa­nie do in­nych kul­tur.

Jako ostatni ko­men­tarz chcia­ła­bym przy­to­czyć frag­ment ze wstępu in­nej tłu­maczki (Izy Mosz­czeń­skiej) do in­nej książki (Stu­le­cie dziecka El­len Key – do któ­rej od­wo­łuje się rów­nież van den Berg) na­pi­sany nie­spełna sto lat temu: „Wpraw­dzie współ­cze­sny czy­tel­nik z ła­two­ścią za­uważy te ustępy, gdzie bieg ro­zu­mo­wa­nia – za­równo w swych punk­tach wyj­ścia, jak i ar­gu­men­tach – star­czy za datę jej na­ro­dzin. Stwier­dzi też za­pewne cały sze­reg po­my­łek i złu­dzeń, które nie wy­trzy­mały próby hi­sto­rycz­nego do­świad­cze­nia. Są w niej jed­nak i ta­kie prawdy nie­zmienne, któ­rych do­nio­słość dziś do­piero ujaw­nia się w ca­łej pełni, za­gad­nie­nia, które – ak­tu­alne na prze­ło­mie dwóch wie­ków – obec­nie stały się wprost pa­lące”.

Iza­bela Mi­chal­skaPrzed­mowa

Cała psy­cho­lo­gia jako na­uka opiera się na za­ło­że­niu, że czło­wiek się nie zmie­nia. Do­ty­czy to na­wet teo­rii i te­ra­pii ner­wicy: neu­ro­tyk to ktoś, kogo zdol­no­ści są za­blo­ko­wane; te­ra­pia po­lega na usu­nię­ciu tych blo­kad. Nic nie zo­staje do­dane do sa­mej osoby, ani jej od­jęte. O ile bar­dziej jesz­cze od­nosi się to do nor­mal­nej osoby – z pew­no­ścią nie zmieni się ona wcale. Je­śli bę­dzie mu­siała wy­je­chać i żyć w in­nym kraju lub w in­nych oko­licz­no­ściach, za­bie­rze ze sobą całą tę oso­bo­wość, a je­śli kie­dyś wróci do sta­rego oto­cze­nia, to bę­dzie taka sama, jak była wcze­śniej, do­kład­nie ta sama osoba, ani tro­chę nie­zmie­niona. W ludz­kiej eg­zy­sten­cji nie po­ja­wia się nic cał­ko­wi­cie no­wego – to wła­śnie za­wsze (może poza kil­koma wy­jąt­kami) twier­dziła psy­cho­lo­gia.

Ta książka jest po­chodną idei, że czło­wiek się zmienia. W kon­se­kwen­cji czego zaj­muje się ona hi­sto­rią czło­wieka. Pod­czas gdy w tra­dy­cyj­nej psy­cho­lo­gii ży­cie po­przed­nich po­ko­leń uważa się za wa­ria­cję na znany te­mat, za­ło­że­nie, że czło­wiek się zmie­nia, pro­wa­dzi do my­śli, że wcze­śniej­sze po­ko­le­nia żyły in­nym ro­dza­jem ży­cia i że były isto­towo inne. Oto myśl, która w pierw­szym rzę­dzie de­fi­niuje psy­cho­lo­gię hi­sto­ryczną.

Psy­cho­lo­gia hi­sto­ryczna po­rów­nuje prze­szłość i te­raź­niej­szość, jej ce­lem jest do­wie­dzieć się, w jaki spo­sób czło­wiek no­wo­cze­sny różni się od czło­wieka z po­przed­nich po­ko­leń. Po­szu­kuje po­wo­dów i przy­czyn zmian. Nie­uchron­nie sta­wia py­ta­nie o to, dla­czego i w jaki spo­sób sama psy­cho­lo­gia zmie­niła się z bie­giem lat. Psy­cho­lo­gia hi­sto­ryczna musi wresz­cie przyj­rzeć się swoim wła­snym za­sa­dom; ana­li­zo­wać każdą zmianę w psy­cho­lo­gii prze­szło­ści i wy­ja­śnić, dla­czego ja­kaś zmiana się po­ja­wiła i jaki spo­sób ży­cia i my­śle­nia jej wy­ma­gał. Ma zna­leźć przy­czyny każ­dej no­wej za­sady.

Psy­cho­lo­gia hi­sto­ryczna nie jest hi­sto­rią psy­cho­lo­gii. Hi­sto­ria psy­cho­lo­gii to hi­sto­ria na­uki, do­kład­nie taka sama, jak hi­sto­ria każ­dej in­nej na­uki lub jak hi­sto­ria w ogóle. Hi­sto­ryk psy­cho­lo­gii pró­buje okre­ślić epoki, stara się śle­dzić pod­sta­wowe prze­ko­na­nia i usta­lić zna­cze­nie wio­dą­cych psy­cho­lo­gów i szkół my­śle­nia. Przy­czyny zmian fun­da­men­tal­nych za­sad nie sta­no­wią głów­nego przed­miotu jego za­in­te­re­so­wań, z pew­no­ścią nie są nim rów­nież zmiany za­cho­dzące w sa­mym czło­wieku, któ­rych te pierw­sze są od­zwier­cie­dle­niem – cho­ciaż ża­den do­bry hi­sto­ryk nie może tego wszyst­kiego igno­ro­wać. Ist­nieje jed­nak po­do­bień­stwo: psy­cho­lo­gia hi­sto­ryczna, jako na­uka o zmia­nach, rów­nież zaj­muje się prze­szłymi epo­kami psy­cho­lo­gii.

Żeby unik­nąć nie­po­ro­zu­mie­nia i żeby od razu było ja­sne, że ta książka nie jest o hi­sto­rii, ter­min „psy­cho­lo­gia hi­sto­ryczna” zo­stał po­mi­nięty w ty­tule. W ni­niej­szej pu­bli­ka­cji będę sta­rał się wy­ja­śnić, czym jest psy­cho­lo­gia, na pod­sta­wie za­ło­że­nia, że czło­wiek się zmie­nia. Ozna­cza to, że opiera się ona na ro­zu­mie­niu czło­wieka, które różni się od ogól­nie przy­ję­tej kon­wen­cji; na prze­ko­na­niu – po­mi­ja­nym przez na­ukę, ale tak po­wszech­nym w co­dzien­nym ży­ciu – że nie ist­nieje nic bar­dziej po­dat­nego na zmiany niż czło­wiek.Główną przy­czyną nie­po­wo­dzeń w tej dzie­dzi­nie ba­dań jest fakt, że nie mie­li­śmy do­tych­czas żad­nej psy­cho­lo­gii spo­łecz­nej czy hi­sto­rycz­nej . Dla­czego śre­dnio­wie­cze i re­ne­sans wy­two­rzyły tak od­mienne typy lu­dzi?

Karl Man­n­heim

.

1

Po­trzeba teo­rii zmian

Idea wiecz­no­ści w psy­cho­lo­gii XIX wieku

Gdyby psy­cho­log z ubie­głego stu­le­cia mógł zo­ba­czyć, jak dziś wy­gląda praca jego ko­legi po fa­chu, byłby zdu­miony. W jego cza­sach psy­cho­lo­gia była na­uką roz­róż­nia­nia, po­łą­czoną sil­nymi wię­zami z po­nad­cza­sową fi­lo­zo­fią. Psy­cho­lo­go­wie no­sili ślady tej dys­tynk­cji. Tak jak fi­lo­zo­fo­wie za­sia­dali przy biur­kach ob­ło­żo­nych książ­kami, sta­wali przy pul­pi­tach i pi­sali trak­taty teo­re­tyczne. Kon­tem­plo­wali róż­nice mię­dzy tym, co da się za­ob­ser­wo­wać, a fan­ta­zją, kla­sy­fi­ko­wali emo­cje i opra­co­wy­wali kody aso­cja­cji. A kiedy w roku 1878 na­stała moda, żeby od czasu do czasu odejść od biurka – tylko po to, by prze­nieść się do la­bo­ra­to­rium, gdzie prze­pro­wa­dzano eks­pe­ry­menty – nie na­ru­szyło to spo­koju ich kon­tem­pla­cji, ani też, co naj­waż­niej­sze, po­nad­cza­so­wego cha­rak­teru ich dzia­łań. Psy­cho­log słu­żył na­uce wiecz­nej. Po­zo­sta­wał w od­osob­nie­niu, z dala od co­dzien­nego ży­cia. Ściany jego ga­bi­netu i ściany la­bo­ra­to­rium wy­zna­czały gra­nice jego na­uki. Było to moż­liwe, po­nie­waż nikt ni­gdy ni­czego od niego nie chciał.

Utra­cony spo­kój

W XX wieku tę idyllę psy­cho­lo­gów za­kłó­cono, spo­kój znik­nął. Lu­dzie za­częli za­da­wać py­ta­nia – na po­czątku nie­liczne, ale stop­niowo py­tań przy­by­wało; wresz­cie było ich tak wiele, że psy­cho­lo­go­wie z tru­dem znaj­do­wali czas, by od­po­wia­dać na wszyst­kie. Ale mu­sieli to ro­bić, po­nie­waż py­ta­nia do­ty­czyły bar­dzo waż­nych kwe­stii. Na przy­kład: „Jak naj­le­piej wy­cho­wać moje dziecko?”. Czy psy­cho­log mógł roz­cza­ro­wać ojca, który po­sta­wił ta­kie py­ta­nie? „Jak po­wi­nie­nem po­stę­po­wać z żoną?” „Jak – jako pra­co­dawca – mam so­bie ra­dzić z mo­imi pra­cow­ni­kami?” „Skąd mam wie­dzieć, czy wśród dwu­dzie­stu osób, które apli­ko­wały na sta­no­wi­sko, znajdę tę wła­ściwą?” „Skąd mam wie­dzieć, jaki za­wód bę­dzie dla mnie naj­lep­szy?” „Jak god­nie się ze­sta­rzeć?” Nie da się za­prze­czyć, że wszyst­kie te py­ta­nia są ważne i ja­sne jest, że psy­cho­log mu­siał zna­leźć na nie od­po­wie­dzi.

Psy­cho­log uczy się od­po­wia­dać na py­ta­nia

I zna­lazł. W po­śpie­chu wy­my­ślił przy­zwo­ity sys­tem ba­dań, spraw­dził go i wdro­żył, zna­lazł też od­po­wied­nie słowa, żeby wy­ra­zić swoje wnio­ski i za­le­ce­nia. Wiara w psy­cho­lo­gię ro­sła, lu­dzie nie sta­wiali py­tań na próżno. Psy­cho­log z ko­lei wzra­stał w wie­rze, którą lu­dzie zda­wali się w nim po­kła­dać. Swoje prze­my­śle­nia przed­sta­wiał w rze­czo­wych ar­ty­ku­łach, książ­kach i po­rad­ni­kach. Róż­nica mię­dzy pu­bli­ka­cjami dwu­dzie­sto­wiecz­nymi a tymi z dzie­więt­na­stego wieku jest ude­rza­jąca: kon­tem­pla­tywny cha­rak­ter za­nikł nie­mal cał­ko­wi­cie. Psy­cho­log dwu­dzie­sto­wieczny mówi o spra­wach cał­ko­wi­cie prak­tycz­nych. Zna się na co­dzien­nym ży­ciu. Cho­dzi do fa­bryk i do­mów, firm i szkół, można go zna­leźć na te­re­nach re­kre­acyj­nych i w cen­trach szko­le­nio­wych. Jest za­jęty, wie, co ro­bić. Mówi, bada, prze­pro­wa­dza te­sty, dys­ku­tuje i od­po­wiada na py­ta­nia.

Czy psy­cho­log może od­po­wia­dać na py­ta­nia?

Jed­nak kilku psy­cho­lo­gów kry­tycz­nie pod­cho­dzi do ca­łej tej prak­tycz­nej dzia­łal­no­ści. Są­dzą oni, że psy­cho­log, mimo swego wy­po­sa­że­nia i do­boru słów, nie jest tak na­prawdę upraw­niony, by od­po­wia­dać na więk­szość sta­wia­nych mu py­tań – z tego pro­stego po­wodu, że jego od­po­wie­dzi i za­le­ce­nia opie­rają się na pod­sta­wach, które nie ist­nieją.

Za­łóżmy, że tych kilku kry­ty­ków ma ra­cję. Co wtedy? Jak w ta­kim ra­zie psy­cho­log ma po­stą­pić z py­ta­niami? Do­piero co na­uczył się na nie od­po­wia­dać, a te­raz ma je z po­wro­tem ode­słać do tych, któ­rzy je za­dali? Czy po­wi­nien za­mknąć skrzynkę pocz­tową, za­trza­snąć drzwi i okna i wró­cić do sta­rych te­ma­tów? Nie uda­łoby mu się to jed­nak: py­ta­jący wie­dzie­liby, jak go zna­leźć, a ich po­trzeba i wiara by­łyby tak wiel­kie, że mu­siałby wy­cią­gnąć wcze­śniej scho­wane w sza­fie te­sty i ma­gne­to­fon i znowu za­cząć pra­co­wać.

Trzeba przy­znać, że to wła­śnie na­tłok py­tań spra­wił, że psy­cho­log za­jął się przede wszyst­kim udzie­la­niem po­rad. Nie pi­sałby opra­co­wań i nie da­wał rad, gdyby nie lu­dzie, któ­rzy tak usil­nie go o to pro­sili. Dzie­więt­na­sto­wieczny psy­cho­log mógł po­zwo­lić so­bie na luk­sus bez­tro­ski, po­nie­waż nikt ni­gdy nie czuł po­trzeby za­da­nia mu choćby jed­nego py­ta­nia.

Nikt nie za­da­wał py­tań

Czy za­tem lu­dzie w XIX wieku znali od­po­wie­dzi? Czy ro­dzice wie­dzieli, jak wy­cho­wy­wać dzieci, a mę­żo­wie, jak trak­to­wać żony? Czy pra­co­dawca wie­dział, jak ob­cho­dzić się z pra­cow­ni­kami? Czy wszy­scy znali sztuczki po­trzebne na róż­nych eta­pach ży­cia i po­tra­fili roz­po­znać nie­bez­pie­czeń­stwa zwią­zane z prze­cho­dze­niem z jed­nego etapu w drugi? Czy wie­dzieli, jaki za­wód bę­dzie im naj­le­piej pa­so­wał? Czy nikt nie miał wąt­pli­wo­ści co do tego, czy jest wła­ści­wym czło­wie­kiem na wła­ści­wym miej­scu?

Naj­wy­raź­niej znali od­po­wie­dzi: prze­cież nikt o nic nie py­tał. W pew­nym mo­men­cie jed­nak mu­sieli za­cząć za­da­wać py­ta­nia. Nie wia­domo, kto za­czął i dla­czego. Z pew­no­ścią nie na­uczyli się tego od psy­cho­loga: py­ta­nia ist­niały, za­nim on mógł po­my­śleć, że ma na nie od­po­wie­dzieć. Co się za­tem stało? Jaka wie­dza zo­stała utra­cona? I jak?

Mar­tin Bu­ber i no­wo­cze­sna nie­moż­ność

Pew­nego razu Mar­tin Bu­ber da­wał wy­kład w Czer­niow­cach. Po wy­stą­pie­niu, kiedy z garstką swo­ich słu­cha­czy da­lej dys­ku­to­wał w re­stau­ra­cji, do­łą­czył do nich pe­wien Żyd w śred­nim wieku. Przed­sta­wił się, po czym usiadł i z wiel­kim za­cie­ka­wie­niem przy­słu­chi­wał się roz­mo­wie na abs­trak­cyjne te­maty, które nie mo­gły być dla niego co­dzien­no­ścią. Od­rzu­cał każde za­pro­sze­nie do sko­men­to­wa­nia cze­goś, ale na ko­niec dys­ku­sji pod­szedł do Bu­bera i po­wie­dział: „Chciał­bym o coś spy­tać. Mam córkę, a ona zna pew­nego mło­dego czło­wieka, który stu­dio­wał prawo. Zdał wszyst­kie eg­za­miny z wy­róż­nie­niem. Chciał­bym wie­dzieć: czy on bę­dzie czło­wie­kiem, na któ­rym można po­le­gać?”. Bu­ber, za­sko­czony tym py­ta­niem, od­po­wie­dział: „Z tego, co mó­wisz, wno­szę, że jest pra­co­wity i zdolny”. Naj­wy­raź­niej nie o to męż­czy­zna na­prawdę chciał spy­tać, po­nie­waż cią­gnął da­lej: „Ale czy może mi pan po­wie­dzieć – to chciał­bym wie­dzieć przede wszyst­kim – czy bę­dzie mą­dry?”. Bu­ber od­po­wie­dział: „Przy­pusz­czam, że samą pra­co­wi­to­ścią nie osią­gnąłby tego, co mu się udało”. Męż­czy­zna wciąż nie był za­do­wo­lony i wresz­cie za­dał py­ta­nie, o które na­prawdę mu cho­dziło: „Herr Dok­tor, ale czy on po­wi­nien zo­stać ad­wo­ka­tem czy radcą?”. „Tego nie mogę panu po­wie­dzieć”, od­rzekł Bu­ber, „nie znam prze­cież pań­skiego przy­szłego zię­cia, a na­wet gdy­bym go znał, nie umiał­bym do­ra­dzić panu w tej spra­wie”. Męż­czy­zna po­dzię­ko­wał i wy­szedł, wy­raź­nie roz­cza­ro­wany.

W przy­to­czo­nej roz­mo­wie stara pew­ność – pew­ność, że mą­dry męż­czy­zna jest tym, który wie – zo­stała roz­trza­skana przez no­wo­cze­sną nie­moż­ność. Bu­ber po­wi­nien po­wie­dzieć: „Po­wi­nien zo­stać radcą” albo „Po­wi­nien zo­stać ad­wo­ka­tem”.

„Skąd miałby wie­dzieć?” – krzy­czy czło­wiek no­wo­cze­sny, współ­cze­sny Bu­bera, za­ło­żyw­szy, że dzia­ła­nie opiera się na wie­dzy. Oczy­wi­ście Bu­ber nie mógł wie­dzieć. Ale nikt nie wy­ma­gał od niego, żeby wie­dział. Po­pro­szono go o radę – o opi­nię, nie o wie­dzę. Radę i opi­nię pa­su­jące oczy­wi­ście do sy­tu­acji i moż­liwe do za­sto­so­wa­nia wo­bec tam­tego męż­czy­zny, który po­ja­wił się w szcze­gólny spo­sób, w szcze­gólny spo­sób za­dał py­ta­nie i wy­glą­dał tak, a nie ina­czej; który praw­do­po­dob­nie miał taką a taką córkę. Cho­dziło o radę, która pa­so­wa­łaby do tej nie­ja­snej, męt­nej ca­ło­ści, ale przede wszyst­kim o radę, pew­ność, mą­dre słowo, które nada­łoby struk­turę tej nie­okre­ślo­nej ca­ło­ści, od­po­wiedź, która wznio­słaby la­tar­nię mor­ską, by że­glu­jący nie po­zo­sta­wał już dłu­żej w nie­bez­pie­czeń­stwie. „Po­wi­nien zo­stać radcą”. Te słowa, gdyby wy­po­wie­dział je Bu­ber, mę­drzec, czło­wiek, który wy­glą­dał i mó­wił jak mę­drzec, czło­wiek, który naj­wi­docz­niej wie­dział – te słowa sta­łyby się naj­moc­niej­szym fun­da­men­tem wy­boru za­wodu przez przy­szłego zię­cia. Jak mógłby się my­lić, skoro jego ka­riera roz­po­częła się od ta­kiej rady? Od­po­wiedź wy­kre­owa­łaby wła­sną słusz­ność; stwo­rzy­łaby prawdę. Czy prawda, prawda za­warta w re­la­cji jed­nego czło­wieka z dru­gim, nie jest w za­sa­dzie wy­ni­kiem braku lęku wo­bec dru­giej osoby? Czy prawda, nade wszystko, nie jest efek­tem, rze­czą wy­my­śloną, kre­acją mę­drca? Osoba, która wie, two­rzy przy­szłość, mó­wiąc.

Ale Bu­ber to czło­wiek no­wo­cze­sny. Na na­głe py­ta­nie – które, jak sam póź­niej wy­znaje, mo­gło otwo­rzyć mu oczy wła­śnie przez swoją na­głość – „Czy na­rze­czony mo­jej córki jest czło­wie­kiem god­nym za­ufa­nia?” – od­po­wiada (jakby stu­dio­wał psy­cho­lo­gię), „We­dług pań­skich słów musi być czło­wie­kiem pra­co­wi­tym i zdol­nym”. Mógł do­dać: „Czy nie tak wła­śnie sam pan są­dzi?”. Wy­obraźmy so­bie jed­nak kon­ster­na­cję, jaką mo­głoby wpro­wa­dzić to zda­nie. To, że Bu­ber od­wró­cił py­ta­nie, mo­głoby się wy­dać nie­po­jęte – mę­drzec musi żar­to­wać. Ko­lejna próba: „Czy jest mą­dry?”, na­tra­fia na nie­uchronną, ale nie mniej szo­ku­jącą od­po­wiedź: „Je­dy­nie dzięki pra­co­wi­to­ści – pra­co­wi­to­ści, o któ­rej ty sam, drogi py­ta­jący, wspo­mnia­łeś, mó­wiąc o swoim przy­szłym zię­ciu, i do któ­rej mogę się od­nieść – tylko dzięki pra­co­wi­to­ści nie mógłby osią­gnąć tego, na co ty sam, drogi py­ta­jący, wska­za­łeś, mó­wiąc, że zdał wszyst­kie eg­za­miny z wy­róż­nie­niem – samą pra­co­wi­to­ścią nie osią­gnąłby tego wszyst­kiego, nie są­dzisz?”.

„Zo­staw mnie w spo­koju”, mówi Bu­ber, „nie kuś mnie. Po­nie­waż – jako czło­wiek no­wo­cze­sny – nie wiem; czy ra­czej mocno wie­rzę, że wszyst­kie dzia­ła­nia mię­dzy ludźmi po­winny być oparte na wie­dzy, za­tem je­śli nie po­sia­dam tej okre­ślo­nej wie­dzy, nie wolno mi zga­dy­wać”. Wo­bec tego osta­teczna od­po­wiedź Bu­bera jest dość zro­zu­miała: „Nie wiem” – mówi – „nie znam go. Ale na­wet gdy­bym znał, nie wie­dział­bym”.

Psy­cho­log i no­wo­cze­sna nie­moż­ność

No­wo­cze­sny psy­cho­log z pew­no­ścią zgo­dziłby się z Bu­be­rem. Pa­dłyby te same od­po­wie­dzi. Ale na tym by nie po­prze­stał, po­wie­działby: „Nie wiem, nikt nie wie; nie po­wi­nie­neś for­mu­ło­wać py­tań w ten spo­sób, po­nie­waż za­wsze bę­dziesz do­sta­wał błędne od­po­wie­dzi. Je­śli chcesz zna­leźć od­po­wie­dzi na swoje py­ta­nia, przy­ślij swo­jego przy­szłego zię­cia do mo­jego ga­bi­netu”.

A kiedy zięć przy­cho­dzi, psy­cho­log prze­pro­wa­dza z nim długą i zręczną roz­mowę. Ze swo­jej szafki wy­ciąga kilka nie­win­nie wy­glą­da­ją­cych, ale jesz­cze bar­dziej pod­chwy­tli­wych do­ku­men­tów, a po­tem prosi przy­szłego zię­cia o in­ter­pre­ta­cję dzie­się­ciu lub wię­cej plam atra­mentu, żeby do­koń­czył se­rię nie­do­koń­czo­nych zdań i żeby opi­sał kilka nie­po­ko­ją­cych ob­raz­ków. Na­stęp­nie łą­czy ze sobą tak uzy­skane dane i efekty swo­jej pracy pod­su­mo­wuje pro­stą radą.

Tak wła­śnie po­stą­piłby psy­cho­log, z całą swoją wiarą i prze­ko­na­niem. Ale czy jego wiara jest tak mocna, jak kie­dyś? Za­brano mu tro­chę pew­no­ści co do tego, czy jego rada jest słuszna. Stało się ja­sne, że „z te­stu czy ba­da­nia psy­cho­lo­gicz­nego ni­czego nie można wy­wnio­sko­wać w kwe­stii tego, co na­leży zro­bić, co jest słuszne, co uza­sad­nione lub wła­ściwe”. Test ni­czego nie mówi. To nie­przy­pad­kowe, że au­tor tego cy­tatu pod­kre­ślił wy­raz nic.

W tej sa­mej prze­mo­wie B.J. Ko­uwer w roku 1955 okre­ślił, co psy­cho­log może – „od­dać swoją wie­dzę i do­świad­cze­nie do dys­po­zy­cji klienta, ale jego po­moc może być sku­teczna je­dy­nie w tym za­kre­sie, w ja­kim klient bę­dzie po­tra­fił roz­po­znać moż­li­wo­ści i za­cznie sam szu­kać roz­wią­zań swo­ich pro­ble­mów czy kon­flik­tów. Wgląd w pro­blemy, jaki ofe­ruje psy­cho­log, może po­móc je roz­wią­zać. Jed­nak roz­wią­za­nie po­winno po­zo­sta­wać w rę­kach klienta, po­nie­waż wska­za­nie – w ja­ki­kol­wiek spo­sób – przy­szłej drogi wy­kra­cza poza na­ukę”.

Psy­cho­log mówi za­tem: „Nie wiesz, jaki za­wód naj­bar­dziej by ci pa­so­wał? Pro­szę, zro­zum, że ja rów­nież nie wiem. Ale mo­żemy to wspól­nie omó­wić i jest spora szansa, że ra­zem bę­dziemy mo­gli zna­leźć wła­ściwe roz­wią­za­nie”.

We­dług mnie ta­kie słowa otwie­rają sze­ro­kie i uczciwe pole dla dzia­łań psy­cho­loga. Jed­nak słowa pro­fe­sora Ko­uwera wzbu­dziły nie­po­kój spo­rej grupy uczo­nych. Wła­ści­wie po­winny one za­nie­po­koić nas wszyst­kich, ujaw­niają bo­wiem ta­jem­nicę, która nie­przy­pad­kowo była pil­nie strze­żona.

Nie wiemy

Se­kret brzmi: nie wiemy. Na po­czątku wy­da­wało się, że psy­cho­lo­gia bę­dzie zdolna usu­nąć na­szą igno­ran­cję, wo­bec czego wiele osób po­czuło ulgę. Psy­cho­log zna wszyst­kie od­po­wie­dzi! Je­żeli mój syn nie wie, co bę­dzie ro­bił w ży­ciu, i ja rów­nież tego nie wiem (moja opi­nia i tak zresztą się nie li­czy), za­wsze można zwró­cić się w tej spra­wie do psy­cho­loga, który po­wie nam, co ro­bić, i da­lej po­win­ni­śmy za­cho­wy­wać się zgod­nie z jego wska­za­niami. Je­śli moja córka nie wie, czy po­winna po­ślu­bić chłopca, z któ­rym uma­wia się od sze­ściu lat, i ja też tego nie wiem – z czego nic nie wy­nika – mamy psy­cho­loga, który od­słoni ta­jem­nicę jej uczuć, ujawni kilka edy­pal­nych nie­do­god­no­ści i po­wie jej, co ma ro­bić. Albo ode­śle ją do psy­chia­try, co oczy­wi­ście bę­dzie roz­cza­ro­wa­niem, ale za­wsze ja­kąś wska­zówką.

Te­raz jed­nak to sam psy­cho­log już w to wszystko nie wie­rzy. Wkrótce jego nie­wiara roz­prze­strzeni się na py­ta­ją­cych i wszyst­kich ogar­nie wielka kon­ster­na­cja. Trzeba so­bie zda­wać sprawę, że py­ta­jący nie ma ta­kich pro­ble­mów z su­mie­niem jak psy­cho­log; dla niego li­czy się pew­ność, fakt, że ist­nieje od­po­wiedź – jaka jest jej treść, to już dru­go­rzędne. Chce mieć moż­li­wość po­wie­dzieć: „Pro­szę bar­dzo, tu jest na­pi­sane czarno na bia­łym, ma być radcą. Więc prze­stań krę­cić, na mi­łość bo­ską, zo­stań radcą. Ko­niec te­matu”. To wła­śnie jest ulga, któ­rej po­trze­buje py­ta­jący. I dla­czego psy­cho­log nie chce współ­pra­co­wać? Dla­czego nie speł­nia pra­gnie­nia pew­no­ści, pew­no­ści bu­do­wa­nej na sło­wach mę­drca – wła­ści­wie je­dy­nej moż­li­wej pew­no­ści? Dla­czego na­wie­dzają go na­ukowe wy­rzuty su­mie­nia, kiedy py­ta­jący obu­dzili w nim swo­imi nie­po­ko­ją­cymi py­ta­niami inne, bar­dziej rze­czy­wi­ste su­mie­nie? Czy ma prawo nie od­po­wia­dać?

Psy­cho­lo­gia do­rad­cza, nie­pewny most awa­ryjny

Nie­za­leż­nie, czy psy­cho­log ma prawo wstrzy­mać się od tego, czego się od niego w spo­sób oczy­wi­sty ocze­kuje, czy też nie ma ta­kiego prawa, nie bę­dzie mu ła­two sku­tecz­nie uchro­nić się przed utratą wiary w to, co robi. W końcu jego scep­ty­cyzm nie opiera się prze­cież na kon­klu­zji, do któ­rej do­cho­dzi się w spo­sób na­ukowy, mia­no­wi­cie ta­kiej, że żadna psy­cho­lo­gia nie może wspie­rać po­rad do­ty­czą­cych przy­szło­ści. Osta­tecz­nie taki scep­ty­cyzm jest spo­wo­do­wany nie­moż­no­ścią, przez którą cier­pią wszy­scy – nie­moż­no­ścią opie­ra­nia się na sta­rych pew­ni­kach. Jego na­uka po­now­nie na­tra­fia na scep­ty­cyzm Bu­bera. Jego na­uka pro­wa­dzi go do uzna­nia faktu (który znany był za­wsze, ale trzy­mano go w ta­jem­nicy), że prze­paść „nie‍-wie­dzy”, od­dzie­la­jąca jed­nego czło­wieka od dru­giego, i każ­dego od jego przy­szło­ści, nie może zo­stać po­ko­nana dzięki psy­cho­lo­gii. Psy­cho­log od­krywa ra­ison d’être swo­jej na­uki: psy­cho­lo­gia sta­nowi most awa­ryjny mię­dzy dwoma brze­gami, które ni­gdy wcze­śniej nie były od­dzie­lone – stały się brze­gami dla­tego, że zie­mia, na któ­rej ży­jemy, pę­kła. Po­łą­cze­nie mię­dzy nimi za­ni­kło do tego stop­nia, że ża­den mę­drzec, na­wet taki no­wo­cze­sny, wa­ha­jący się mę­drzec, jak psy­cho­log, nie może tego na­pra­wić swo­imi sło­wami – nie może na­wet zmniej­szyć tej prze­pa­ści. To wła­śnie od­krywa no­wo­cze­sny psy­cho­log. Uprzy­tom­nie­nie so­bie tej sy­tu­acji pro­wa­dzi do roz­po­zna­nia, że most ra­tun­kowy zwany psy­cho­lo­gią nie działa, po­nie­waż nikt nie wie, jak okre­ślić przy­czółki.

Czym są przy­czółki?

Na czym po­lega no­wo­cze­sna nie­moż­ność kształ­to­wa­nia przy­szło­ści? Do­póki to py­ta­nie po­zo­sta­nie bez od­po­wie­dzi, każda psy­cho­lo­giczna po­moc do­ty­cząca po­łą­cze­nia te­raź­niej­szo­ści z przy­szło­ścią bę­dzie udzie­lana na oślep. I reszta py­tań: Jaka jest na­tura związku mię­dzy mło­dym a sta­rym czło­wie­kiem? Dla­czego nikt już nie wie, jak się w ta­kiej re­la­cji za­cho­wy­wać? Co ta­kiego stało się z nami, star­szymi, że chwy­ta­jąc dziecko, je­ste­śmy pełni wąt­pli­wo­ści i lęku? Co się stało z dziec­kiem, że nie daje się zła­pać, ucieka, po­szu­kuje wła­snej drogi, czę­sto ją gu­biąc, czę­sto błą­ka­jąc się, aż w końcu, jakby cu­dem, mimo wszystko do­ra­sta? Do­póty, do­póki nie od­po­wiemy na te py­ta­nia, każda pe­da­go­giczna po­rada bę­dzie dry­fo­wać w po­wie­trzu. I na ko­niec: co się stało z mał­żeń­stwem? Co spo­wo­do­wało, że mał­żon­ko­wie po­trze­bują sterty ksią­żek na te­mat seksu? Je­śli nie znamy od­po­wie­dzi, każda próba roz­wią­za­nia pro­ble­mów mał­żeń­skich bę­dzie bu­do­wana na ru­cho­mych pia­skach.

Co się z nami stało? Wła­śnie na to py­ta­nie ni­niej­sza książka bę­dzie po­szu­ki­wać pierw­szej, a tym sa­mym, nie­wąt­pli­wie wstęp­nej od­po­wie­dzi. Opi­szę, jak się zmie­niamy – zmiana znaj­dzie się w cen­trum na­szej uwagi, książka jest za­tem o me­ta­ble­tyce, słowo po­cho­dzi od grec­kiego μεταβάλλειν – ‘zmie­niać się’.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: