Zuchwały strzyżyk - ebook
Zuchwały strzyżyk - ebook
Zbiór kilkunastu klasycznych ludowych bajek. Bohaterami opowieści są znajome dzieciom zwierzęta, takie jak: kot, pies, żaba, koza, lis, zając. Historie z morałem przybliżą dzieciom nie tylko świat przyrody, ale też nauczą, jak postępować w relacjach między ludźmi. Znana autorka literatury dla dzieci Janina Porazińska zapoznaje najmłodszych czytelników z polskim folklorem, dostosowując język do wieku małych odbiorców. Barwne historie zwierząt uczą dzieci, że dobro zwycięża, a zło zawsze spotyka kara.
Janina Porazińska (1882/1888 – 1971) – polska pisarka, redaktorka, tłumaczka literatury skandynawskiej oraz szwedzkojęzycznej. W 1903 roku na łamach „Wędrowca” ukazał się jej debiut poetycki. W 1917 roku założyła pismo „Płomyk”. Podczas okupacji była działaczką podziemia oświatowego i kulturalnego. Jest znana szczególnie jako autorka literatury dla dzieci. W swoich utworach często odwoływała się do polskiego folkloru. Jej twórczość tłumaczono na wiele języków. W 1955 roku została odznaczona Krzyżem Oficerskim, a w 1966 Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Była również Kawalerem Orderu Uśmiechu.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-26-62343-7 |
Rozmiar pliku: | 236 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Strzyżyk — co go jeszcze nazywają wolim oczkiem — to ptaszek malusieńki. Niewiele co większy od chrabąszcza.
A czupurne to, a zuchwałe! Hoho, czapkuj mu do samej ziemi, taki ważny!
Wyskoczy taki malec spod liścia wierzby, to po gałązce się uwija i hardo łepek zadziera, ogonkiem macha, skrzydełkami potrząsa i skacze, i rozgląda się, i puszy, i zuchwali, i woła:
„Mój dziad, dziad, dziad, dziad
był chwat, był chwat, był chwat|“
A spytasz go:
— Co ten twój dziad zrobił?
To ani ci odpiśnie. Gdzieby tam chciał z tobą gadać! Nawet nie spojrzy, tylko puszy się nastroszony, zadziordziobski i swoje woła:
„Mój dziad, dziad, dziad, dziad
był chwat, był chwat, był chwat!“
A z tym strzyżykowym prapraprapra... dziadem to ponoć było tak:
Za dawnych, bardzo dawnych czasów szumiała tu nad Wisłą ogromna, gęsta puszcza. Z głębi puszczy wybiegały ku rzece ścieżki wydeptane przez zwierzęta. Przychodziły tu one pić wodę wiślaną.
Pewnego dnia na takiej ścieżce stał strzyżyk i po kawałku zajadał upolowaną liszkę.
Aż tu z puszczy wychodzi na ścieżkę niedźwiedź. Zobaczył go strzyżyk i woła:
— Ej, ty kosmaty łaziku, nie leź tędy, bo mi liszkę rozdepczesz!
A niedźwiedź nic, idzie.
Więc strzyżyk jeszcze głośniej woła:
— Nie słyszysz czy co, niezdarzony marucho! Umykaj stąd, pókiś cały!
A niedźwiedź nic, idzie.
Więc się strzyżyk rozgniewał. Napuszył się, podfrunął w górę, spadł niedźwiedziowi na głowę i nuż mu po głowie skakać, a nóżkami go deptać, a pazurkami ubijać, a dziobkiem jeszcze dokładać.
I przy tym wrzeszczy:
— Na proch cię zetrę, na proch!
I co?
No i potem ten strzyżyk po całej puszczy rozpowiadał, że niedźwiedź zaczął się trząść ze strachu, niby osinowy listek.
I jak zawrócił, jak poooooszedł w puszczę, to go już potem nigdy więcej przy tym wodopoju nie widziano.SPRYTNA KÓZKA
Na rowie. pasła się kózka. Pilnował jej dziadek.
Do kózki co dzień z lasu wilk się podkradał. Zaczajał się ten wilk w niedalekich. krzakach i warczał:
— Zjem cię, zjem! Hau-hau! Hau-hau!
A kózka na to odpowiadała:
— Może nieeeeeee... może nieeeeeeeee...
Wierzyła kózka, że dziadek ją obroni, bo dziadek trzymał zawsze w garści grubą paliczkę.
Wilka to kozie gadanie bardzo gniewało.
— Patrzcie ją! Co za przechwałki: „Może nie“. Głupszego stworzenia nad kozę tom jeszcze w życiu nie widział. Niech no tylko tego nieznośnego dziada przy tobie nie zobaczę! Raz kłapnę zębami i już będzie po twym głupim kozim życiu.
No i nadszedł taki upragniony przez wilka dzień.
Dziadek ciężko się zaziębił i leżał w izbie pod pierzyną, a kózka pasła się na rowie sama.
Podkradł się wilk.
— Co za szczęście! Jesteś sama. Zaraz cię zjem.
Kózka zabeczała po dawnemu:
— Może nieeeeee... może nieeeeeee...
Tak zabeczała, ale w swym kozim serduszku czuła wielką trwogę.
Wyskoczył wilk z krzaków. Kózka w nogi, a wilk za nią, za nią! Przez rów — przez rów, przez pole — przez pole, łączką — łączką, dróżką — dróżką... wpadli na podwórko.
Kózka myk! do obórki, a wilk za nią.
Kózka hop! z obórki i kopytkami trrrrrrrach w dźwierki! Dźwierki się zatrzasnęły i wilka zamknęły. W obórce został. Tak to głupia kózka zamknęła mądrego wilka w kozie.
Długo wilczysko tłukło się po obórce. Szukał wyjścia.
Aż nareszcie z wielkim mozołem po szczerbatej drabinie wydrapał się na stryszek i stąd przez dziurę w dachu uciekł do lasu.
Odtąd bał się już zaczepić kózki na rowie.
A do swych towarzyszy wilków mówił:
— Nie macie pojęcia, jakie czuję obrzydzenie do koziego mięsa. Brrrr... Wiem tam o jednej kozinie na rowie, łatwo mógłbym ją chapnąć, ale... choćby tu sama do kniei przyszła i prosiła się, żebym ją zjadł, to jeszcze bym nie chciał!CZYM GO ZJADL?
Spotkał wilk barana i mówi:
— Zaraz cię zjem.
— Zatrwożył się baran, bo chociaż rogi miał silne, przecie wiedział, że wilkowi nie da rady.
— Ale mówi:
— Wielmożny panie wilku, zjesz mnie, zjesz, to się rozumie. Ale po co masz się bardzo trudzić? Zrobimy tak, aby ci to łatwo poszło.
— To niby jak? — pyta wilk.
— A no, ty, wilczku, usiądź tu sobie pod skałą i szeroko rozdziaw paszczę. A ja wejdę na tę górkę, rozpędzę się i hop! wpadnę ci w pysk. Ani się pomiarkujesz, jak już mnie połkniesz.
Wilk się ucieszył.
— A toś dobrze obmyślił. No, zaczynajmy!
Usiadł wilk pod skałą, pysk roztworzył, a baran wszedł na górkę i stamtąd woła:
— Jeszcze szerzej, wilczku! Jeszcze szerzej!
Wilczysko rozdziawia pysk, że o mało co go nie rozedrze.
— O, teraz dobrze! Już pędzę!
Rozpędził się baran z góry, hopnął czterema nogami i tryk! rogami wilka w brzuch! Aż wilka zamroczyło, aż się wilk na ziemię potoczył. A baran hała-drała do owczarni. I tyłeś go widział.