Życie za bezcen - ebook
Życie za bezcen - ebook
W zbiorze znajdują się wiersze, w których poeta rozśmiesza Czytelnika hiperboliczną albo sarkastyczną przesadą, wywołuje czasem cierpki, ale jednak uśmiech na jego twarzy. Tym razem piętnuje także błędy transformacji, ludzkie i społeczne o różnym zasięgu, wszystko to co uwiera, patrzy na świat swoimi oczyma, trochę prowokując.
Upadki i wzloty poety zgromadzone w jednym tomie to niewątpliwie zasługa samego autora, co dostrzegł inny twórca – Józef Baran – w niepozbawionym krytyki liście z końca ubiegłego roku do Wojciecha Łęckiego (Drogi Wojtku…), użytym w książce „Zamiast wstępu”. Obronna replika zamieszczona zaraz po nim (Drogi Józefie…) jest już tegoroczna i stanowi rewers – jeśli poprzedzające ją słowa przyjmiemy za awers – obrazu rozdartego poety, obdarzonego słownym talentem głęboko zatopionym w inteligencji emocjonalnej, który na pewno widzi więcej, czuje więcej i ma do powiedzenia więcej niż przywołany wcześniej dwukrotnie „elektorat”.
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8119-856-1 |
Rozmiar pliku: | 799 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Tuż przed Świętami Bożego Narodzenia w 2020 r. poprosiłem Józefa Barana, u którego debiutowałem w „Wieściach” w 1982 r., o słowo wstępne do nowego tomu wierszy, chociaż nie widzieliśmy się prawie cztery dekady. Najpierw się trochę zastanawiał, na szczęście krótko, po czym przysłał mi list, który zamieszczam poniżej. Odpowiedziałem. W ten sposób powstał wstęp „zamiast wstępu”, złożony z dwóch listów.
------------------------------------------------------------------------
Drogi Wojtku,
jestem właśnie świeżo po lekturze Twoich miniatur, które nazwałbym pokrótce „wierszami bez złudzeń”. Bo czym one są? A raczej – może najpierw – czym one nie są? Nie są poszukiwaniem Arkadii, oazy, azylu. Nie dają łatwego ani trudnego pocieszenia, łatwej ani trudnej nadziei. Nie ma w nich miłości i nie ma radości, i nie znalazłem wielu momentów, w których usiłowałbyś podtrzymywać kogokolwiek przy sensie istnienia. Bo nawet Papież na „Placu Celebry” jest „przygarbiony jak wiejski kościółek”. Eliot, Brodski, Herbert – uwielbiani w młodości – spadają z regału jako atrapy dawnych Eliotów, Brodskich, Herbertów. Bohater po powrocie do kraju z wojenki zostaje opluty i skazany na 15 lat więzienia. „Wielki świat nie nadchodzi” i w końcu okazuje się „półświatkiem”. „Wyścig szczurów ma swoje igrzyska”. Chwytamy się już nawet nie ostatniej deski ratunku, a pajęczyny. Odwaga karierowiczów – jak by to rzekł Artur Sandauer – staniała, a ci, co o nią kiedyś naprawdę walczyli, są dziś pod dominacją „demokratów” spod „znaku sierpa i młota”, a także wszelkiego „robactwa co wyłazi / spod listew przypodłogowych”. Nikt nic nie wie, tylko „życie obok – nadal pewne swego”… Wszędzie i w raju, i w wielkim świecie „krążymy wokół siebie / na wskroś pomyleni”, i nawet pierzchają przed nami zwierzęta i galaktyki. Raj jest tam, gdzie nie ma człowieka, który potrafi wszędzie i zawsze, a szczególnie u nas – wszystko spieprzyć…
Na szczęście znajdują się w tym zbiorze także wiersze, w których puszczasz oko do Czytelnika, rozśmieszasz hiperboliczną albo sarkastyczną przesadą, wywołujesz co prawda cierpki, ale jednak uśmiech na jego twarzy. Można tu przywołać takie utwory, jak _Droga_, _Tam_, _Pięciolatka_, _Miasteczko NIE_, _Z Syrokomli_, _* * * pająk w bezruchu_, _Jubileusz_, _Uwierzyli_, _* * * szpitalne łóżko_, _Burza pod Zawratem_, _Huragan_, _Superman_…, gdzie posiłkujesz się humorem, paradoksem, hiperbolą, ironią… Byłoby więc krzywdzące, gdybym napisał, że epatujesz jedynie czarnowidztwem. Jednak w większości wierszy dajesz bardzo krytyczny obraz rzeczywistości polskiej po transformacji, jak i w ogóle natury ludzkiej „zawsze i wszędzie”. Kontynuujesz tym samym tradycję zapoczątkowaną przez gorzkiego Norwida, a nie przez twórców piszących ku pokrzepieniu serc.
Można oczywiście zapytać naiwnie, skąd bierze się Twoja skłonność do malowania świata i ludzi w ciemnych tonacjach? Odpowiedzi albo hipotez odpowiedzi dałoby się znaleźć parę.
Z czegokolwiek bierze się taka postawa – konsekwentna i zauważalna w wielu wierszach, nawet w tych sarkastycznych czy nadzianych czarnym humorem – przyznaję, że mnie nieco razi surowością osądów. Staram się – jako poeta – widzieć życie i człowieka raczej w całej komplikacji istnienia i nastrojów: smutku, radości, melancholii, wielkich uniesień i wielkich rozczarowań, gorzkich żali i słodkich wyznań, itd. Przy czym fakt, że postawa pesymistyczna zaprezentowana w Twoim zbiorze nie jest mi szczególnie bliska, nie oznacza, że te wiersze mi się nie podobają, że ich nie cenię albo uważam, iż są kiepskie. Nic podobnego.
Przypomina mi się pewien list, który napisał do mnie Sławomir Mrożek przebywający wówczas na emigracji we Francji, a dotyczył on problemu pesymizmu i optymizmu w sztuce. Oto ów fragment, który do dziś dźwięczy mi w uchu: „Za mało pamiętamy, że sztuka to forma, ale nie byle jaka. Nie pierwsza lepsza (…) Zaś tragedia – każde ujęcie w mocną formę jest już samo w sobie optymistyczne, ponieważ jest panowaniem człowieka, jest sformułowaniem (…)”.
A czy Twoja jeremiada, że wszystko to marność, ma odpowiednio mocną formę, a więc przez to jest optymistyczna? Odpowiadam: Tak, ma mocną formę. Mocną, lapidarną, wywiedzioną z ducha poetyki Norwida, Bursy, Różewicza, Rybowicza, ale też i wywiedzioną organicznie z Wojciecha Łęckiego, z jego osobowości, zbuntowanej, niepogodzonej z żadną rzeczywistością.
Jest to przeważnie forma krótka, oparta na grze słów, na metaforach oksymoronicznych, paradoksalnych. Wiersz skondensowany, ostry a wieloznaczny, dobrze w sobie związany, dobrze spuentowany. Operujesz nim jak lancetem chirurgicznym.
Ta forma sprawia, że Twoje wiersze, Wojtku, czyta się mimo wszystko z satysfakcją, „mimo że” treściowo trudno się z nimi do końca pogodzić, choćby się zakładało, że pełnią funkcję prowokacji intelektualnej. I może tak właśnie należy je przyjmować – jako prowokację intelektualną?
Te wiersze są dobrze zrobione, wyglancowane, nieprzegadane. Są ziarnami, a nie mąką czy chlebem. Trzeba przyłożyć do nich własną wyobraźnię i chleb z nich wypieczony może smakować, choć z założenia miał nie smakować.
Poza tym, gdy czytam taką paradoksalną strofę:
_drzewa wycięte_
_droga donikąd
już bezpieczna,_
_
_
to przychodzi mi na myśl filozof Cioran. Przypominam sobie, że ów filozof Cioran całe długie życie udowadniał, iż życie i w ogóle urodzenie – nie ma sensu. A żył mimo to bardzo długo, bo ponad 80 lat, miał się dobrze i zarobił na swoim filozoficznym biadoleniu, a konkretnie na swoich na wskroś pesymistycznych książkach, duże pieniądze, nie mówiąc już o światowej karierze.
Pisz więc, Wojtku, dalej, że życie nie ma sensu, ale pisz to w sposób tak udany poetycko, jak piszesz, a przekonasz się po jakimś czasie… że warto żyć… dla Czytelników, takich choćby jak ja.
Serdecznie Cię pozdrawiam i życzę zdrowia na 2021 rok i dalej.
Józef
Kraków, 27 grudnia 2020 r.
------------------------------------------------------------------------
Drogi Józku,
nie słyszeliśmy się wiele lat, a Ty od razu postawiłeś mnie w dość kłopotliwej sytuacji. Broniąc swojej książki, wyłącznie bym się ośmieszył, niczego nie zyskując. Bliskie wydaje mi się określenie: „wiersze bez złudzeń”. Tylko ta zbitka wyrwanych z kontekstu cytatów… Zaliczając mnie do grona wybitnych smutasów, sprawiłeś mi przyjemność na pół gęby, a nawet na trzy czwarte, bo nikt nie lubi być ponurakiem.
Sprzeczności znajduję we wnioskach wysnutych z przytoczonych poniżej cytatów. Dają do myślenia. Poezja pozbawiona uczuć? Hmm... Odniosłem się do trzech urywków. _Plac celebry_, wiersz podobno najbardziej pesymistyczny, gdzie nawet (podkreślenie Twoje) „Papież przygarbiony jak wiejski kościółek”. Ważne zdrobnienie! Wzruszają mnie takie dzieła sztuki użytkowej i zachwycają. Przeniosłem te uczucia na PapieżaPolaka. Jest tu również czułość i współczucie dla znękanego życiem Człowieka. Sensowi życia poświęciłem osobne dystychy (_* * * żyjąc z dnia na dzień_). Pozwalają się streścić optymistycznie: „Jeśli życie nie ma sensu, w tym jego sens!” Twórczość jest obecnie moim sensem życia. Puentę wiersza _Bajka o raju_, na którą się, jako na dowód fatalizmu, powołujesz: „Nie było na nim wojen, / nie słyszano o zbrodniach, / nikt nie zaznał tam nigdy cierpienia… / I nikt nie widział człowieka”, można odebrać również optymistycznie: Raj nie dla człowieka, bo nie jest ideałem, dlatego został z niego wypędzony. Ułomny – stworzył ułomny świat. To obiektywna prawda, niezależna od mojego nastawienia. Można ten fragment interpretować na kilka sposobów. Wskazałem odmienny od Twojego. Jest o czym rozmawiać. Twoja interpretacja to wartość dodana, której nie przewidziałem.
Piętnuję błędy transformacji, ludzkie i społeczne o różnym zasięgu, bo mnie uwierają. Patrzę na świat swoimi oczyma, trochę prowokując. Zgadzam się z przytoczoną przez Ciebie myślą Sławomira Mrożka – trudno o bardziej gorzkiego dramaturga – która potwierdza w całości mój pogląd na tragizm w literaturze. Co opisane, to zdefiniowane, oswojone. W tym świetle, paradoksalnie, i pesymizm trąci optymizmem.
Niewielu wśród najwybitniejszych poetów polskich pokrzepicieli serc. _Pan Tadeusz_, wbrew pozorom, również nie zawiera pocieszeń. Nawet Konopnicka nie zdobyła się na nie podczas popowstaniowej (po 1864 r.) narodowej smuty na przełomie XIX i XX w. Znam jeden naprawdę optymistyczny wiersz: _Mazurek Dąbrowskiego_, który powstał w 1797 r. I jeden przykład witalizmu – debiutancki tom Kazimierza Wierzyńskiego _Wiosna i wino_, który zredagował Leopold Staff. Chodzi mi po głowie jeszcze Mikołaj Rej ze swoją pochwałą życia. To chyba wszystko, ale głowy nie dam. Pomijam oczywiście całą pierwszomajową grafomanię z czasów komuny. Najwybitniejsza polska powieść (_Lalka_ B. Prusa) też nikogo nie pokrzepia. Jeden Sienkiewicz wystarczył za wszystkich, bo pokrzepiał z wielkim talentem. Drogi Józku, pocieszaj, jeśli masz to w programie. Wiara w sprawczą moc poezji to mój słabszy powód do pisania wierszy.
Napisałeś, że moje wiersze są „wyglancowane”. To niemieckiej urody określenie sugeruje przesadną staranność. Chodziło mi raczej o czystość i prostotę wypowiedzi.
Józefie drogi, poezja wymaga żelaznej logiki – niczym matematyka. Posiada nawet matematyczne nazwy niektórych figur poetyckich (parabola, hiperbola, elipsa).
Prowokacja? Czemu nie zaskakiwać myślą, nastrojem, doborem środków wyrazu, językiem, oryginalnością…? Słowa w tekście poetyckim mają swoją wagę, smak, brzmienie, zapach, koloryt… To kusi do wybryków. Dzięki za deklarację, że będziesz moim uważnym Czytelnikiem. Największą przyjemność sprawiłeś mi słowami: „operujesz nim (językiem) jak lancetem chirurgicznym”. Zawsze dążyłem do takiego panowania nad słowem.
Dygresja o filozofie Cioranie brzmi mi cokolwiek dwuznacznie. Toczę walkę o życie na pewno nie dlatego, że żyć nie warto! Uprawiałem w ciągu ponad 40 lat kilka zawodów technicznych i dziennikarstwo. To zapewniło mi utrzymanie, nie pesymistyczne wiersze. Wydałem prawie dwadzieścia książek poetyckich. Opierając się na recenzjach, mogę napisać, że każda ma trochę inną wymowę. A ja, drogi Józku, rzadko zajmuję się życiopisaniem. No, może nie całkiem, bo się nie da… Usunąłem z Twojego listu hipotezy psychologiczne na mój temat, ponieważ rozbijały jego krytyczną spójność. Wstęp powinien poza tym dotyczyć książki, nie hipotetycznych cech autora.
Cieszy mnie, że tom Życie za bezcen odebrałeś po swojemu, znajdując w nim dużą moc oddziaływania. To budujące.
Pozdrawiam Cię jak zwykle serdecznie, szczerze odwzajemniając życzenia.
Wojciech
Płock, 5 stycznia 2021 r.01.01.80
szronowa blaga wierzb senne ukwiały
z obu stron nieba obstąpiły świt
niepewnej drogi raczej nie ubywa
gdy myśli starcza na zmrużenie powiek
na złudnym skrawku koralowego pła
powszechną szarość można kroić nożem
ołowiana mgła przygniotła sztandary
tumult obietnic i bezradność władzy
rok się zaczyna mglisty jak programy
tyle z balastu że ściąga na dno
a człowiek zda się szarym koralowcem
którego tylko prądy przemieszczają
_Płock, 1982_
_
_
------------------------------------------------------------------------
Pło – pierwsze, ruchome, dno bagna, pod którym znajduje się stałe. Tu w znaczeniu przenośnym.PLAC CELEBRY
Na dachach nudzi się poranny deszcz
Ulica w szarość prowadzi świetlaną
Mądry wiatr klepnie czasem po ramieniu
Pożółkłe myśli siądą za kołnierzem
Papież przygarbiony jak wiejski kościółek
Przefarbowani już ugięli karki
Niebawem wszyscy zaczną przekonywać
że najlepiej pojęli jego napomnienia
Nad placem celebry wisi siwa mgła
Szczelnie zakryła miejsce po ołtarzu
Przyjdą niebawem podpalać kościoły
Głupcom byle co przychodzi do głowy
_Płock, 2002_
_
_
------------------------------------------------------------------------
Wiersz powstał w 2002 r. Pożałowałem jego puenty, kiedy po 17 latach spłonęła Notre Dame, a później katedra w Nantes.