Jak Polacy Niemcom Żydów mordować pomagali - ebook
Jak Polacy Niemcom Żydów mordować pomagali - ebook
Mit Polski Niewinnej jest powielany od dziesięcioleci, wyrastają na nim kolejne pokolenia Polaków. Jan Tomasz Gross dotknął swoimi książkami zaledwie czubka góry – za co mu chwała. Z kolei prace zawodowych badaczy Zagłady, które obnażają polskie w niej wspólnictwo, nie są niestety znane szerszej publiczności. Szkoda, bo wywracają do góry nogami społeczną historię Polski – II RP, okupacji, PRL aż do dziś. W tym kontekście pojawia się książka Stefana Zgliczyńskiego, nie obciążona balastem prac naukowych, zaadresowana szczęśliwie – podobnie jak dzieła Grossa – do szerokiej publiki. Oby ta publika zdołała kiedyś przyjąć do wiadomości, że Polacy masowo donosili na żydowskich sąsiadów (tak, tak, to nie były pojedyncze zatrute jabłka), szantażowali, wymuszali haracze, mordowali. Cierpimy na niedostatek wiedzy i refleksji nad tym, co Polska i Polacy wyrządzili Żydom czy Polakom żydowskiego pochodzenia (odwieczny kłopot z definicją). Nie dlatego, że wiedza ta jest niedostępna, lecz dlatego że większość się przed nią broni. Może książki takie, jak mocna i poruszająca praca Zgliczyńskiego przyczynią się kiedyś w końcu do głębokiej zmiany? A może nie? Możliwe, że mit Polski Niewinnej jest nie do wykorzenienia. Ale próbować trzeba – i ta książka jest taką właśnie ważną, odważną i ambitną próbą - Artur Domosławski
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7554-689-7 |
Rozmiar pliku: | 536 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zdecydowana większość osób, którym przytoczyłem tytuł niniejszej książki, zareagowała niesłychanie gwałtownie – poczuła się obrażona. Bo pomagać Niemcom w mordowaniu Żydów mogli Ukraińcy, Łotysze, Litwini czy inni kolaboranci. Ale Polacy? To wykracza tak daleko poza horyzont naszej percepcji, że niemal powszechnie spotyka się z oburzeniem i potępieniem.
Ba! To przekonanie o niewinności Polaków jest nawet zapisane w ustawie sejmowej z 18 października 2006 r., której jeden z artykułów głosi: „Kto publicznie pomawia Naród Polski o udział, organizowanie lub odpowiedzialność za zbrodnie komunistyczne lub nazistowskie, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”¹.
Swoją drogą to genialny pomysł, aby o historycznej winie jakiegoś narodu decydowała ustawa sejmowa, grożąca inaczej myślącym więzieniem. Przykład Turcji, w której mówienie o ludobójstwie Ormian jest również karane odsiadką, nasuwa się sam. Skandaliczna ustawa odzwierciedla jednak stan umysłów i ducha dużej części naszego społeczeństwa, nieprzyjmującego do wiadomości faktu, że Polacy mogliby mieć cokolwiek wspólnego ze zbrodniami hitlerowskimi (z udziałem w zbrodniach komunistycznych uporano się w prosty sposób – zbrodniarzami stalinowskimi byli przecież Żydzi, a nie Polacy).
To zaprzeczenie i wyparcie nie ma racjonalnego podłoża, nie opiera się też na żadnych wiarygodnych przesłankach historycznych. Choć prawicowe media i wydawnictwa dwoją się i troją, aby zakłamać bądź pomniejszyć i usprawiedliwić udział Polaków w mordowaniu Żydów, to zarówno w Polsce, jak i na świecie ukazało się dostatecznie dużo bogato udokumentowanych prac historycznych, aby podobne pseudonaukowe ekwilibrystyki wsadzić do jednego worka z twierdzeniami Davida Irvinga, że Hitler nie miał nic wspólnego z Holocaustem.
Nie jestem zawodowym historykiem i nie jest moją ambicją napisanie dzieła źródłowego dotyczącego tego okresu historii Polski, tym bardziej że istnieje w Polsce grupa badaczy związana z Centrum Badań nad Zagładą Żydów, która od lat zajmuje się tym tematem, a owoce ich pracy, na czele z rocznikiem „Zagłada Żydów. Studia i Materiały”, są najwyższej próby.
Zależy mi natomiast na tym, aby upowszechnić wiedzę dostępną historykom, która wciąż w zbyt małym stopniu stała się wiedzą powszechną, odkrywaną nie przy okazji wydania kolejnej „sensacyjnej” książki Grossa, ale obecną chociażby w podręcznikach szkolnych.
Po co? Głównie po to, aby odebrać śmiercionośną broń ideologiczną polskim nacjonalistom, którzy w parlamencie, mediach głównego nurtu i kościołach cynicznie, wbrew faktom i zdrowemu rozsądkowi, lansując mit czystości i niewinności Polski i Polaków, usiłują zmienić Polskę w szowinistyczny skansen (a może po prostu nadal utrzymywać ją w tym stanie?), wrogi naszym sąsiadom, niechętny jakimkolwiek zmianom kulturowym i obyczajowym, z zamieszkującym go narodem Polaków katolików, którzy wszędzie wietrzą antypolskie spiski i intrygi.
Kiedy w 1990 r. pożegnaliśmy cenzurę, wydawało się, że nic już nie stoi na przeszkodzie, aby raz na zawsze wywabić z najnowszej historii Polski białe plamy. Dzisiaj, po dwudziestu kilku latach wolności, kiedy słucham debat historycznych luminarzy polskiej polityki, publicystyki i nauki, mam nieodparte wrażenie, że część z owych białych plam zaczerniono dla odmiany atramentem kłamstwa i hipokryzji.
Instytucje państwowe powołane do kształtowania polityki historycznej państwa, takie jak Instytut Pamięci Narodowej i Muzeum Powstania Warszawskiego, czy też autorzy i grona recenzenckie dopuszczające podręczniki historii do szkół mniej więcej w takim samym stopniu wyjaśniają i przybliżają historię, jak ją zniekształcają, karykaturyzują i zakłamują. Stąd biorą się np. tkwiące głęboko i wciąż na nowo podsycane mity o wyjątkowej roli Polski i Polaków w II wojnie światowej, bohaterstwie tzw. żołnierzy wyklętych, znaczeniu powstania warszawskiego, pomocy Polaków dla ukrywających się Żydów czy walce narodu z „komuną” i obaleniu jej przez Jana Pawła II. Stąd też biorą się humorystyczne reakcje uczestników wycieczek szkolnych, którzy po zwiedzeniu Muzeum Powstania Warszawskiego zadawali nauczycielom pytanie: „No to kto w końcu wygrał to powstanie?”.
Stąd wynika również poparcie wszystkich klubów parlamentarnych dla ustanowienia dnia upamiętniającego „żołnierzy wyklętych”² czy przyjęta przed laty przez aklamację uchwała oddającą hołd Romanowi Dmowskiemu³.
Dziewiątego listopada 2012 r. polski Sejm przyjął – z inicjatywy posłów Prawa i Sprawiedliwości (ale popartą przez część posłów Platformy Obywatelskiej) – kolejną skandaliczną uchwałę oddającą hołd Narodowym Siłom Zbrojnym, stwierdzając, że „dobrze zasłużyły się Ojczyźnie”⁴.
Mogłoby się zdawać, że naturalny okres prawicowego przesilenia w polskiej historiografii – wynikający z długiego okresu cenzury i historii pisanej przez PZPR-owskich aparatczyków – w którym np. gloryfikowano skrajnie prawicowe podziemie mordujące po wojnie Żydów i chłopów ukraińskich, winien już w latach 90. ustąpić pola rzeczowej debacie historycznej opartej na faktach, a nie na ideologicznej nienawiści. Nic takiego, niestety, nie miało miejsca. Przeciwnie, jesteśmy świadkami wkraczania do instytucji państwowych i na rynek wydawniczy coraz to nowych zastępów młodych historyków, niepamiętających czasów PRL, w których przypadku ten fakt zamiast pomagać w rzeczowych i obiektywnych badaniach nad najnowszą historią, wzmacnia ideologiczną zapiekłość w obronie tzw. dobrego imienia narodu polskiego.
Kiedy analizuję tę sytuację na chłodno, jestem zdecydowanym pesymistą, jeśli chodzi o wiarę, że Polacy mogliby przeżyć podobny katharsis jak młodzi Niemcy w latach 60., kiedy po raz pierwszy, na poważnie, rozpoczęto debatę o Holocauście i niemieckich zbrodniach okresu II wojny światowej, czy później, kiedy dotarło do niemieckiego społeczeństwa, że Wehrmacht i policja popełniały te same zbrodnie co SS. Nie porównuję oczywiście zbrodni niemieckich i polskich, byłoby to po dwakroć absurdalne – po pierwsze, nieporównywalna jest skala i okoliczności, a po drugie, Polacy, podobnie jak Żydzi, byli ofiarami zbrodniczej ideologii narodowego socjalizmu.
Chciałbym jednak żyć w kraju, w którym mówienie pewnych rzeczy przez polityka, profesora uniwersytetu czy dziennikarza byłoby po prostu kompromitujące, gdyż opinia publiczna, znająca własne dzieje, uznałaby je nie tylko za nieprawdziwe, ale za wygłaszane ze złą wolą w ściśle określonym politycznym celu. Jednak reakcja znacznej części społeczeństwa polskiego, która – cynicznie szczuta i okłamywana przez zbijających na niej kapitał polityczny i finansowy prawicowych politykierów i publicystów – nie potrafi i nie chce uświadomić sobie niewygodnych dlań elementów własnej historii, moje pragnienie oddala w bliżej nieokreśloną przyszłość.I. Kto jest Żydem?
Żyd i Polak w jednej osobie? – to wierutny fałsz o pogodzeniu tych dwóch sprzeczności nie może być mowy¹.
Jest jasne, że żyd nie jest i nie może być Polakiem².
Symcha Hampel, w dzienniku pisanym podczas ukrywania się we wsi Kamińsk koło Radomska, zanotował:
Polska jest chyba jedynym krajem na świecie, w którym całe niemal społeczeństwo wydawało Niemcom każdego ukrytego Żyda, ich współrodaka. Jest winą całego społeczeństwa polskiego, a w pierwszym rzędzie kleru polskiego. Dopiero teraz, żyjąc jako Polak, mogłem sobie dokładnie zdać sprawę, jak dalece zakorzeniony był antysemityzm w polskim społeczeństwie. Ksiądz z ambony niejednokrotnie mówił o Żydach i gorąco dziękował Panu Bogu za to, że pozbawił nas raz na zawsze od tych pasożytów. Wdzięczni byli Hitlerowi za tę brudną robotę³.
Henryk Rubanek, ukrywający się na aryjskich papierach w okolicach Krakowa, pisał:
Nie miałbym za złe Polakom, że nie przeciwstawili się mordowaniu Żydów jako współobywateli, gdyż nawet sami Żydzi nie byli w stanie przeciwstawić się, gdy mordowali ich poszczególne grupy. Nie o to więc mam pretensje, że dali się sterroryzować jak mali ludzie, ale boli mnie to, że przyjęli to z zadowoleniem, które trwało i trwa bez przerwy, od początku do chwili obecnej. Zadowolenie wynikające z najniższych uczuć i możliwości zagarnięcia majątku po Żydach, otrzymania ich stanowisk w handlu i przemyśle⁴.
W zasadzie tylko te dwa cytaty wystarczają do opisania sytuacji Żydów ukrywających się podczas Holocaustu i stosunku do nich ludności polskiej. Mamy tu bowiem wszystkie najważniejsze komponenty problematyzujące zjawisko polskiego antysemityzmu: odwieczny antyjudaizm i postawa kościołów chrześcijańskich, propagujących wizerunek Żydów „bogobójców” – których podlejszy los został zadekretowany przez samego Boga – i traktujących jako aberrację wszelkie przypadki emancypacji czy kariery „starozakonnych”, a także nowoczesny antysemityzm mający swoje źródło m.in. w konkurencji gospodarczej.
Żydzi, będący przecież obywatelami polskimi, tak naprawdę nigdy za takich uznawani nie byli. W II Rzeczpospolitej (żeby nie sięgać za daleko), a więc w ustroju demokracji parlamentarnej de jure, Polacy pochodzenia żydowskiego byli obywatelami drugiej kategorii. Nie wolno im było (bądź ściśle im to ograniczano) kupować ziemi, uprawiać pewnych zawodów, studiować czy robić kariery wojskowej. Ale oczywiście podatki – i to często znacznie wyższe – mieli płacić jak „rodowici” Polacy⁵.
Propaganda obozu prawicowego wzywała nieustannie do pogromu i bojkotu gospodarczego (czego najbardziej widocznym przejawem było pikietowanie, oznaczanie i niszczenie sklepów żydowskich), a sam Roman Dmowski, admirator hitlerowskich ustaw norymberskich (za „Żyda” uznających każdego, kto miał co najmniej troje dziadków wyznania mojżeszowego, co wystarczało do odebrania obywatelstwa i majątku), w odpowiedzi na pytanie: „Czy Żydów zasymilować, czy wypędzić, czy wymordować?” ubolewał: „Żadne z tych rozwiązań nie leżałoby w naszej mocy, chociażby było najbardziej pożądane”⁶.
Ale próbowano. Żydzi stawali się zawsze pierwszymi ofiarami wojen i rewolucji. Policja carska chętnie wskazywała na nich jako winnych czy to zamachu na cara, czy też rewolucji w 1905 roku. W latach 1918–1920, już w wolnej Polsce, przetoczyła się fala pogromów antyżydowskich, przypominających swoim przebiegiem te, które miały miejsce w Rosji carskiej (w tym samym czasie fala pogromów Żydów, znacznie intensywniejsza niż w Polsce, ogarnęła Ukrainę, Węgry i Rumunię). Zginęło wówczas kilkaset osób, a kilka tysięcy było rannych⁷. W niektórych z nich, szczególnie na kresach wschodnich, brały udział regularne oddziały wojska polskiego, m.in. „Błękitnej Armii” generała Józefa Hallera, w której duże wpływy miała endecja. Podczas polsko-ukraińskich walk o Lwów w listopadzie 1918 r. zabito ponad 70 lwowskich Żydów, a ponad 300 zostało rannych. We wspomnieniach Żydów z Galicji Wschodniej polscy żołnierze niczym nie różnili się w swoim antysemityzmie od nacjonalistów ukraińskich. Powszechne było np. wysługiwanie się Żydami przy noszeniu żołnierskich pakunków, z tym że część Żydów nigdy już z tych „przemarszów” nie powróciła...⁸
Podczas wojny polsko-radzieckiej, przed zakończeniem bitwy warszawskiej, w połowie sierpnia 1920 r. internowano w podwarszawskiej Jabłonnie na 25 dni ponad 17 tys. żołnierzy i oficerów pochodzenia żydowskiego, gdyż automatycznie utożsamiano ich z komunizmem i „bolszewią”, czyli ze śmiertelnymi wrogami Polski i polskości. Wśród nich było wielu ochotników wszystkich stanów społecznych, m.in. Alfred Tarski, który później dał się poznać jako jeden z najsłynniejszych logików wszystkich czasów⁹.
W zrównywaniu „bolszewii” z „komuną” nieoceniony udział miał Kościół katolicki. W swoim liście do „Episkopatu Świata” z 7 lipca 1920 r. prymas Aleksander Kakowski oraz biskupi, przerażeni ofensywą Tuchaczewskiego, pisali:
Bolszewizm idzie na podbój świata. Rasa, która nim kieruje, już przedtem podbiła sobie świat poprzez złoto i banki, a dziś, gnana odwieczną żądzą imperialistyczną, płynącą w jej żyłach, zmierza już bezpośrednio do ostatecznego podboju narodów pod jarzmo swych rządów, ci, którzy są sterownikami bolszewizmu, noszą w swej krwi tradycyjną nienawiść ku chrystianizmowi. Bolszewizm prawdziwie jest żywym wcieleniem i ujawnieniem się na ziemi ducha antychrysta¹⁰.
Stanisław Grabski, brat dwukrotnego premiera Władysława, prominentny działacz endecki, pisał w 1922 r.:
W czasie wojny Żydzi wszędzie starali się systematycznie obniżyć znaczenie sprawy polskiej. Gdy zaś okazało się, że mimo tych wszystkich zabiegów Polska odzyskała niepodległość, pracowali usilnie podczas konferencji pokojowej, by jak najbardziej uszczuplić jej granice i postawić ją od pierwszej chwili pod znakiem zapytania. Więc przeforsowali plebiscyt na Mazurach i Górnym Śląsku, pozostawienie Gdańska poza Polską, a przede wszystkim pozostawienie otwartej całej naszej granicy wschodniej. Następnie we wszystkich sporach i walkach, jakie z tego stanu rzeczy wynikły, Żydzi całego świata stawali i stają po dziś dzień stale po stronie przeciwników Polski, czy są nimi Niemcy, czy bolszewicy rosyjscy, czy Ukraińcy lub Litwini¹¹.
Żydzi byli więc dla endecji wrogami Polski i polskiej państwowości, a wręcz negowano ich prawo do posiadania polskiego obywatelstwa. Popularna poznańska gazeta endecka „Kurier Poznański” w numerze 43 z 21 lutego 1925 r. pisała o tym wprost:
...nam kampania żydowska przeciw Polsce każe pamiętać, że każdy Żyd w kraju to wróg w granicach państwa, a Żyd – obywatel polski, to wróg uprawniony do decydowania o losach państwa...¹²
W powstałym w 1923 r. centroprawicowym rządzie Wincentego Witosa tekę wicepremiera i ministra wyznań religijnych i oświecenia publicznego objął Stanisław Głąbiński, który wydał okólnik uprawniający rady wydziałów uniwersyteckich do wprowadzenia ograniczeń („ze względu na rozporządzalne miejsce i środki naukowe”) w przyjmowaniu w szeregi studentów „kandydatów należących do mniejszości narodowych, wyznaniowych i językowych w granicach ich stosunku liczebnego do ogółu ludności Państwa”¹³, czyli faktycznie numerus clausus.
Episkopat usilnie naciskał na ministerstwo, aby w ogóle wykluczyć z edukacji nauczycieli pochodzenia żydowskiego. W jednym z memoriałów prymas Hlond i kardynał Kakowski pisali:
Chodziło nam i chodzi jedynie o to, by młode pokolenie polskie nie zżydziało. Wszak nauczyciel mimo woli urabia ucznia na zasadzie swych wierzeń, przekonań i poglądów, a już nigdy nauczyciel Żyd nie będzie mógł pozytywnie wpływać na dziecko polskie w duchu zasad katolickich¹⁴.
Wiosną 1937 r., w ślad za politechniką lwowską i uniwersytetem wileńskim, wiele innych uczelni wyższych wprowadziło getto ławkowe dla studentów pochodzenia żydowskiego, a także numerus clausus, który uniemożliwiał im studia. Późniejszy generalny gubernator Hans Frank – doktor, a jakże! – był w latach 30. częstym gościem Uniwersytetu Warszawskiego, na którym wykładał swoje rasistowskie teorie. W 1934 r. na tym samym uniwersytecie uroczysty wykład o narodowym socjalizmie i „kwestii żydowskiej”, w obecności premiera Polski i innych notabli, wygłosił sam dr Josef Goebbels¹⁵.
Numerus clausus stosowano nie tylko na wyższych uczelniach II Rzeczpospolitej¹⁶. Część gimnazjów również przyjęła ograniczenia w przyjmowaniu Polaków pochodzenia żydowskiego. Tych zaś, którym udało się dostać do szkoły, traktowano w taki sposób, że ani na chwilę nie mogli zapomnieć o swoim „gorszym” statusie etnicznym. Oto jak wspominała swoje szkolne lata jedna z ocalałych (która zresztą wyemigrowała z Polski w 1969 r.):
Przy przyjmowaniu do państwowego gimnazjum w Końskich stosowano numerus clausus i rocznie akceptowano tylko 2–3 procent Żydów. Należałam do nielicznych wybrańców losu, którzy mogli się uczyć. W ciągu trzech lat, które do wybuchu wojny spędziłam w tej szkole, wiele razy byłam traktowana w sposób poniżający przez uczniów i dyskryminowana przez nauczycieli. Dobrze jeszcze pamiętałam sytuację, jaką przeżyłam w ostatnim roku mojej nauki. We „francuskiej” klasie, do której należałam, były dwie Żydówki. Tego pamiętnego dnia byłam sama, ponieważ ta druga zachorowała. Po dużej przerwie, kiedy wszyscy wrócili do klasy, uczeń Adam Klusek wstał i poprosił o spokój. W całkowitej ciszy, która zapadła, zażądał, abym natychmiast opuściła klasę. Chciał – jak się wyraził – przeprowadzić zebranie w czysto polskiej atmosferze. Wśród ogólnego śmiechu, oklasków i antysemickich epitetów zostałam zmuszona do wyjścia z sali. Stałam za drzwiami i tam czekałam na przyjście nauczyciela. Ale on, gdy dowiedział się, dlaczego stoję na korytarzu, wcale na to nie zareagował. Byłam dobrą uczennicą i wielu uczniów korzystało z mojej pomocy przy rozwiązywaniu zadań matematycznych i fizycznych. Podczas tego zajścia nikt jednak nie wyraził sprzeciwu wobec sposobu, w jaki zostałam potraktowana i nikt potem nie wytłumaczył się ze swego zachowania. Uczniowie zwracali się do siebie po imieniu, natomiast do mnie tylko po nazwisku. W klasach znajdowały się dwuosobowe ławki, nigdy jednak nie siedziałam razem z polską koleżanką. Gdy była nieparzysta liczba, zarówno Żydówek, jak i chrześcijanek – dwa miejsca były wolne. Żadna polska uczennica nie zgadzała się dzielić tę samą ławkę z Żydówką. Nikt w mojej klasie nie utrzymywał ze mną kontaktów towarzyskich ani w szkole, ani po lekcjach. Pamiętałam, że mój brat bezskutecznie ubiegał się przez dwa lata o przyjęcie na medycynę w Warszawie. Myśl o kraju, w którym nie miałabym możliwości studiowania, była bardzo przykra¹⁷.
Philip Bialowitz (Fiszel Białowicz) tak wspomina swoje przedwojenne lekcje w Izbicy Lubelskiej:
„Zabójcy Chrystusa! Żydzi do Palestyny!” Właśnie skończyła się lekcja religii w naszej małej państwowej szkole. Dzieci katolickie i żydowskie uczyły się tych samych przedmiotów, ale w różnych salach lekcyjnych. Jedyną różnicą w programie była lekcja religii. Ksiądz przekazywał polskim dzieciom religię katolicką, a dwie miejscowe Żydówki, Hadassa i Grincza, nauczały nas judaizmu. Nigdy do końca nie wiedziałem, co ksiądz opowiada swoim uczniom, ale dzisiaj mogłem się tego domyślać. Stałem na boisku szkolnym z moimi kolegami Motlem i Joselem, kiedy krzycząca zgraja chłopców wypadła ze szkoły, obrzucając nas kamieniami. Nazwali nas mordercami i odsyłali do miejsca, do którego wtedy w żaden sposób nie mogliśmy wyjechać¹⁸.
Tylko w latach 1935–1937 doszło w Polsce do ok. 100 większych wystąpień antyżydowskich, w wyniku których raniono ok. 2 tys. osób, a kilkanaście zabito¹⁹.
Pogromy zaczęły się w czerwcu 1935 r. w Grodnie, Suwałkach, Raciążu, a potem w Odrzywole (listopad, 1935), Przytyku (marzec, 1936), Mińsku Mazowieckim (czerwiec, 1936), Lwowie, Piotrkowie Trybunalskim, Płońsku, Serocku, Wysokim Mazowieckim (sierpień, 1936), Brześciu nad Bugiem (maj, 1937), Częstochowie (czerwiec, 1937), Kamińsku, Mstowie, Żarkach, Radomsku, Koniecpolu, Kleszczewie, Przedbórzu, Działoszynie, Opocznie, Nowym Mieście, Jasinówce (lipiec, 1937), Warszawie (październik, 1936), Stoku, Dybku, Brańsku Podlaskim, Bydgoszczy (sierpień, 1937), Włocławku, Lublinie, Grodnie, Koźmińsku, Łomży (wrzesień, 1937)²⁰.
Reakcją Kościoła katolickiego na te ekscesy był list pasterski O katolickie zasady moralne prymasa Polski, kardynała Augusta Hlonda, ogłoszony 29 lutego 1936 r.:
Problem żydowski istnieć będzie, dopóki żydzi będą żydami. Faktem jest, że żydzi walczą z Kościołem katolickim, tkwią w wolnomyślicielstwie, stanowią awangardę bezbożnictwa, ruchu bolszewickiego i akcji wywrotowej. Faktem jest, że wpływ żydowski na obyczajność jest zgubny, a ich zakłady wydawnicze propagują pornografię. Prawdą jest, że żydzi dopuszczają się oszustw, lichwy i prowadzą handel żywym towarem. Prawdą jest, że w szkołach wpływ młodzieży żydowskiej na katolicką jest na ogół pod względem religijnym i etycznym ujemny. Ale – bądźmy sprawiedliwi. Nie wszyscy żydzi są tacy. Bardzo wielu żydów to ludzie wierzący, uczciwi, sprawiedliwi, miłosierni, dobroczynni. W bardzo wielu rodzinach żydowskich zmysł rodzinny jest zdrowy, budujący. Znamy w świecie żydowskim ludzi także pod względem etycznym wybitnych, szlachetnych, czcigodnych. Przestrzegam przed importowaną z zagranicy postawą etyczną, zasadniczo i bezwzględnie antyżydowską. Jest ona niezgodna z etyką katolicką. Wolno swój naród więcej kochać; nie wolno nikogo nienawidzić. Ani żydów.
W stosunkach kupieckich dobrze jest swoich uwzględnić przed innymi, omijać sklepy żydowskie i żydowskie stragany na jarmarku, ale nie wolno pustoszyć sklepu żydowskiego, niszczyć żydom towarów, wybijać szyb, obrzucać petardami ich domów. Należy zamykać się przed szkodliwymi wpływami moralnymi ze strony żydostwa, oddzielać się od jego antychrześcijańskiej kultury, a zwłaszcza bojkotować żydowską prasę i żydowskie demoralizujące wydawnictwa, ale nie wolno na żydów napadać, bić ich, kaleczyć, oczerniać. Także w żydzie należy uszanować człowieka i bliźniego, choćby się nawet nie umiało uszanować nieopisanego tragizmu tego narodu, który był stróżem idei mesjanistycznej, a którego dzieckiem był Zbawiciel. Gdy zaś łaska boża żyda oświeci, a on szczerze pójdzie do swojego i naszego Mesjasza, witajmy go radośnie w chrześcijańskich szeregach.
Miejcie się na baczności przed tymi, którzy do gwałtów antyżydowskich judzą. Służą oni złej sprawie. Czy wiecie, kto im tak każe? Czy wiecie, komu na tych rozruchach zależy? Dobra sprawa nic na tych nierozważnych czynach nie zyskuje. A krew, która się tam niekiedy leje, to krew polska²¹.
List prymasa został entuzjastycznie przyjęty przez polską prawicę i środowiska katolickie. Redaktor naczelny „Ateneum Kapłańskiego”, ks. Stefan Wyszyński, pisał np., że społeczeństwo polskie winno być wdzięczne prymasowi za wskazanie „godziwych środków walki” z Żydami i „wlanie w serca wiary, że w granicach chrześcijańskiej etyki uda się zagadnienie rozwiązać”²².
W tym samym roku w Liście Pasterskim na Uroczystość Chrystusa Króla arcybiskup Sapieha napisał:
Wielu popiera ideologię obcą, wytworzoną przez rasę, której tendencją jest zdeprawowanie, a przez to wyzyskanie narodów, wśród których żyje²³.
* * *
W latach 30. z polskiego radia zostali usunięci Miłosz (za rzekomą lewicowość) i Korczak (za pochodzenie). Analiza II Oddziału Sztabu Generalnego Wojska Polskiego była w tej kwestii jednoznaczna:
Polskie Radio posiada błędne nastawienie ideowe o charakterze liberalno-intelektualnym i przejawia dążenie do zahamowania wszelkiej akcji o charakterze zdrowej, energicznej ekspansji narodowej. Opanowane jest przez grono osób z sobą związanych rasowo lub organizacyjnie . Zachodzi konieczność natychmiastowej zmiany i zastosowania bezwzględnego cenzusu aryjskiego i patriotycznego²⁴.
Do wyrzucenia Miłosza z wileńskiego radia bezpośrednio przyczyniła się akcja propagandowa „Małego Dziennika”, jednego z największych (w 1938 r. jego nakład sięgał 300 tys. egzemplarzy) i jednocześnie najbardziej antysemickich pism katolickich w Polsce. Kierowana przez o. Maksymiliana Kolbe gazeta dowodziła na swoich łamach istnienia „komunistycznej komórki” w polskim radio. Sam Miłosz przyznawał po latach, że ten franciszkański dziennik, który był – jego zdaniem – „jednym z głównych organów wrzaskliwej demagogii”, był zarazem „cudem sprawności technicznej, jakby zapożyczonej od koncernu Hearsta”²⁵.
Miłosz tak opisywał ówczesną Rzeczpospolitą:
Państwo polskie nie było totalitarne. Nie było to też państwo o ustroju parlamentarnym, bo mimo istnienia wielu partii, rząd aranżował w wyborach zwycięstwa swego „bezpartyjnego bloku”. A ponieważ tzw. pułkownicy bali się przelicytowania przez jawnych wielbicieli faszyzmu i rasizmu, nadchodziły złe czasy dla lewicowców i liberałów, jakkolwiek utrzymywali oni nadal niektóre swoje pozycje. Ale już prasa rozpętywała kampanie przeciwko podejrzanym²⁶.
W 1938 r. antysemityzm wszedł na dobre do polskiego sejmu i stał się jednym z wyznaczników kierunku działań rządu polskiego. Hasłem wyborczym obozu rządzącego – jak wspominała w swoich Dziennikach Maria Dąbrowska – było zawołanie: „Jeśli Polski chcesz bez Żyda, to Twój głos się w urnie przyda”²⁷. Posłowie związani z rządzącym Obozem Zjednoczenia Narodowego przesyłali do laski marszałkowskiej projekty ustaw wzorowane na ustawodawstwie obowiązującym w III Rzeszy. Jeden z nich dotyczył odebrania obywatelstwa polskiego 600 tys. Żydów mieszkających we wschodniej Polsce; jeszcze inny zobowiązywał Żydów do zgłoszenia w ciągu 1 miesiąca w urzędach skarbowych informacji o posiadanym mieniu, które od tej chwili miało pozostać w dyspozycji władz skarbowych, niezgłoszone zaś miało przepaść na rzecz państwa²⁸.