SPQR. Historia starożytnego Rzymu - ebook
SPQR. Historia starożytnego Rzymu - ebook
Zaskakująca, napisana ze swadą historia starożytnego Rzymu.
SPQR to skrót, którym Rzymianie określali swoje państwo: Senatus PopulusQue Romanus (senat i lud rzymski). Starożytny Rzym w dalszym ciągu definiuje nasze wyobrażenia o świecie i o nas samych, od szczytnych teorii po wulgarne żarty. Stanowi fundament zachodniej kultury i polityki.
SPQR to świeże spojrzenie na rzymską historię. Mary Beard, zaliczana do czołowych filologów klasycznych na świecie, zgłębia nie tylko, w jaki sposób niewiele znacząca italska wioska zdołała podporządkować sobie olbrzymie terytoria na trzech kontynentach, ale też – co sami Rzymianie myśleli o sobie i swych dokonaniach i dlaczego wciąż są dla nas ważni. Autorka w niniejszej opowieści, zakończonej na roku 212, kiedy to cesarz Karakalla obdarował wszystkich wolnych mieszkańców imperium obywatelstwem rzymskim, ukazuje sylwetki Rzymian słynnych i zapomnianych; rzuca nowe światło na podstawy rzymskiej kultury, od niewolnictwa po kwestię bieżącej wody, w szerszym kontekście imperium analizując tak ważne i dziś zagadnienia, jak demokracja, spory religijne, migracje, mobilność społeczna i wyzysk.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8062-916-5 |
Rozmiar pliku: | 10 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
HISTORIA RZYMU
Starożytny Rzym jest ważny. Ignorowanie Rzymian to coś więcej niż tylko zamykanie oczu na odległą przeszłość. Rzym w dalszym ciągu kształtuje nasze wyobrażenia o świecie i o nas samych, od szczytnych teorii po wulgarne żarty. Mimo upływu dwóch tysięcy lat wciąż stanowi on fundament zachodniej kultury i polityki, tego, co piszemy, i sposobu, w jaki postrzegamy świat oraz nasze w nim miejsce.
Zamordowanie Juliusza Cezara 15 marca 44 roku p.n.e., w najbardziej pamiętne dla Rzymian Idy Marcowe, zapewniło precedens – i niekiedy niezręczne usprawiedliwienie – dla uśmiercania późniejszych tyranów. Podział administracyjny imperium rzymskiego dał podwaliny pod geografię polityczną współczesnej Europy i sąsiednich regionów. Londyn jest stolicą Zjednoczonego Królestwa głównie dlatego, że Rzymianie uczynili go stolicą swojej prowincji Brytanii – niebezpiecznej krainy leżącej, wedle ich wyobrażeń, za wielkim Oceanem, który oblewał dookoła cywilizowany świat. Rzym przekazał nam w spadku koncepcje wolności i postawy obywatelskiej, a także imperialnego wyzysku, oraz słownictwo, jakim posługuje się współczesna polityka, od senatorów po dyktatorów. Zostawił nam swoje powiedzonka, od „Hannibala u bram” i „Nie wierzcie Grekom przynoszącym dary” po „chleba i igrzysk” oraz „grę na lirze, gdy płonie Rzym” – a nawet „póki życia, póty nadziei”. I wzbudza w mniej więcej równej mierze śmiech, podziw i zgrozę. „Gladiatorzy” przyciągają dziś takie same tłumy jak niegdyś. Eneida, wielka epopeja Wergiliusza o założeniu Rzymu, niemal na pewno znalazła więcej czytelników w dwudziestym wieku niż w pierwszym stuleciu naszej ery.
A jednak nauka o historii starożytnego Rzymu znacznie się zmieniła na przestrzeni ostatniego półwiecza, a jeszcze bardziej w ciągu niemal dwustu pięćdziesięciu lat, jakie minęły od wydania dzieła Edwarda Gibbona The Decline and Fall of The Roman Empire – był to swoisty eksperyment historyczny, który zapoczątkował współczesne badania rzymskich dziejów w świecie anglojęzycznym. Wynika to po części z nowego spojrzenia na dawne materiały i źródła, a także z odmiennych pytań, jakie im stawiamy. Niebezpiecznie byłoby sądzić, że jesteśmy lepszymi historykami niż poprzednicy. Podchodzimy jednak do dziejów Rzymu z innymi priorytetami – od tożsamości płciowej po kwestie wyżywienia – które sprawiają, że starożytność przemawia do nas nowym językiem.
Pojawiło się też niesamowicie dużo nowych odkryć – w ziemi, pod wodą, a nawet w czeluściach bibliotek – będących źródłem antycznych nowin, które mówią nam na temat starożytnego Rzymu więcej, niż mógł wiedzieć dotąd jakikolwiek nowożytny historyk. Mamy dziś poruszający manuskrypt rzymskiego lekarza, którego najcenniejsze mienie właśnie poszło z dymem, odnaleziony w pewnym greckim klasztorze dopiero w 2005 roku. Mamy wraki śródziemnomorskich statków handlowych, które zatonęły w drodze do Rzymu z ładunkiem obcych rzeźb, mebli i szkła, przeznaczonych dla rezydencji bogaczy, oraz wina i oliwy, będących podstawą wyżywienia wszystkich. W czasie, gdy piszę te słowa, archeolodzy skrupulatnie analizują próbki wydobyte z grenlandzkiej pokrywy lodowej, by znaleźć – obecne nawet tam – ślady zanieczyszczeń wytwarzanych przez rzymski przemysł. Inni oglądają pod mikroskopem ludzkie odchody pochodzące z dołu kloacznego w Herkulanum na południu Włoch, by ustalić skład diety zwykłych Rzymian na podstawie tego, co przeszło przez ich jelita. Wynik? Zjadali w dużych ilościach jajka i jeżowce.
Historia Rzymu pisana jest wciąż na nowo, i tak było zawsze; pod pewnymi względami wiemy dziś o starożytnym Rzymie więcej niż sami Rzymianie. Rzymskie dzieje, innymi słowy, są polem nieustających prac. Ta książka jest moim wkładem w to wielkie przedsięwzięcie; przedstawiam w niej własną odpowiedź na pytanie, dlaczego jest ono tak ważne. Jej tytuł, SPQR, pochodzi od kolejnej słynnej rzymskiej formułki, Senatus PopulusQue Romanus, „senat i lud rzymski”. Impulsem do jej napisania było osobiste zaciekawienie dziejami Wiecznego Miasta, przekonanie, że dialog z antycznym Rzymem jest wciąż cenny, oraz chęć zbadania, w jaki sposób maleńka i niewiele znacząca italska wioska zdołała podporządkować sobie tak olbrzymie terytoria na trzech kontynentach.
Jest to książka o tym, jak Rzym rósł w siłę i utrzymywał przez tak długi czas swoją pozycję, nie o jego zmierzchu i upadku – jeśli istotnie do niego doszło w takim sensie, w jakim widział to Gibbon. Jest wiele wydarzeń, na których można sensownie zakończyć opowiadanie dziejów Rzymu; niektórzy wybierali nawrócenie się cesarza Konstantyna na chrześcijaństwo na łożu śmierci w 337 roku albo złupienie miasta w roku 410 przez Wizygotów pod wodzą Alaryka. Moja opowieść urywa się w kulminacyjnym punkcie w roku 212, kiedy to cesarz Karakalla uczynił każdego wolnego mieszkańca imperium rzymskiego pełnoprawnym obywatelem Rzymu, zacierając różnicę między zdobywcami a podbitymi i doprowadzając do końca zapoczątkowany niemal tysiąc lat wcześniej proces rozciągania praw i przywilejów wynikających z rzymskiego obywatelstwa na kolejne grupy ludności.
SPQR nie jest jednak li tylko owocem zachwytu. Niejeden aspekt klasycznego świata – zarówno rzymskiego, jak i greckiego – wzbudza nasze zainteresowanie i przyciąga uwagę. Bez łączności z nim nasz własny świat byłby niepomiernie uboższy. Ale zachwyt to inna sprawa. Będąc szczęśliwie dzieckiem swoich czasów, zgrzytam zębami, gdy słyszę, jak ludzie mówią o wielkich rzymskich podbojach bądź nawet o wielkim imperium rzymskim. Staram się widzieć rzeczy także od drugiej strony.
Tak więc w SPQR rozprawiam się z niektórymi mitami i półprawdami na temat Rzymu, na których, jak wielu ludzi, się wychowałam. Rzymianie nie pojawili się na scenie od razu z ambitnym planem podboju świata. Choć ostatecznie rzeczywiście przedstawiali swoje imperium w kategoriach misji dziejowej, pierwotne motywy, które skłoniły ich do podjęcia militarnej ekspansji na cały świat śródziemnomorski i dalej, pozostają jedną z wielkich zagadek historii. Nie chodzi o to, że budując imperium, brutalnie tłamsili spokojne ludy, które w pełnej harmonii krzątały się wokół swoich spraw, dopóki na horyzoncie nie pojawiły się legiony. Nie da się zaprzeczyć, że rzymskie triumfy były krwawe. Podbój Galii przez Juliusza Cezara nie bez racji porównywany jest z ludobójstwem i w tym właśnie duchu krytykowany był przez ówczesnych Rzymian. Jednak ekspansja Rzymu nie dokonywała się w świecie pokojowo współistniejących społeczeństw, ale wszechobecnej przemocy, konkurujących ze sobą potęg wspieranych przez armie (w zasadzie nie było wtedy żadnej innej podpory władzy) i miniimperiów. Wrogowie Rzymu byli w większości równie wojowniczy jak Rzymianie, ale – z powodów, które spróbuję wyjaśnić – nie do nich należało zwycięstwo.
Rzym nie był po prostu nieokrzesanym młodszym bratem klasycznej Grecji, ceniącym technikę, żołnierską sprawność i absolutyzm, podczas gdy Grecy woleli dociekania intelektualne, teatr i demokrację. Niektórym Rzymianom wygodnie było udawać, że właśnie tak się sprawy mają, podobnie jak wielu dzisiejszym historykom wygodnie jest przedstawiać klasyczny świat w kategoriach prostej dychotomii między dwiema bardzo odmiennymi kulturami. Jest to, jak zobaczymy, mylące w odniesieniu do obu stron. Greckie miasta-państwa nie mniej lubiły wygrywać bitwy niż Rzymianie, a większość z nich miała niewiele wspólnego z krótkim demokratycznym eksperymentem Aten. Dalecy od bezmyślnego opiewania imperialnej potęgi niektórzy z rzymskich pisarzy byli najzagorzalszymi krytykami imperializmu w dziejach. „Czynią pustkowie i nazywają to pokojem” – to słowa, którymi często podsumowuje się skutki zbrojnego podboju. Napisał je w II wieku rzymski historyk Tacyt, a dotyczyły rzymskiego panowania w Brytanii.
Pisanie dziejów Rzymu jest sporym wyzwaniem. Nie ma jednej historii Rzymu, zwłaszcza odkąd rzymski świat rozszerzył się daleko poza Italię. Historia Rzymu nie jest tym samym co historia rzymskiej Brytanii lub rzymskiej Afryki. Na ogół będę się skupiać na samym mieście i na rzymskiej Italii, ale zadbam też o to, by spojrzeć na Rzym od zewnątrz, z punktu widzenia ludzi żyjących na rubieżach imperium: żołnierzy, buntowników lub ambitnych jednostek współpracujących z nim. Co więcej, poszczególne okresy wymagają od historyka bardzo odmiennego podejścia. Dla najdawniejszych dziejów Rzymu i dla czasów, kiedy w IV w. p.n.e. przeistaczał się on z małej wioski w ważnego gracza na Półwyspie Apenińskim, nie ma żadnych relacji spisanych przez ówczesnych Rzymian. Opowieść o nich z konieczności musi być śmiałą rekonstrukcją, do maksimum wyzyskującą nieliczne dowody – odłamek ceramicznego naczynia albo kilka wyrytych w kamieniu liter. Dopiero trzy wieki później problem staje się dokładnie odwrotny: jak wydobyć sens z masy przeczących sobie współczesnych świadectw, które nieraz grożą kompletnym zaciemnieniem wywodu.
Rzymska historia wymaga także szczególnego rodzaju wyobraźni. Pod pewnymi względami badanie starożytnego Rzymu z perspektywy XXI wieku przypomina nieco spacer po linie, bardzo ostrożną ekwilibrystykę. Jeśli spojrzymy w dół po jednej stronie, wszystko wydaje się kojąco znajome: toczą się rozmowy, do których sami moglibyśmy się przyłączyć, na temat istoty wolności albo problemów płci; są budowle i pomniki, które rozpoznajemy, a życie rodzinne toczy się w sposób zrozumiały dla nas, z nieznośnymi nastolatkami i tak dalej; są też dowcipy, które „chwytamy”. Gdy spojrzeć z drugiej strony, wydaje się, że patrzymy na całkowicie obce terytorium. Chodzi nie tylko o niewolnictwo, brud (w starożytnym Rzymie nie znano zawodu śmieciarza), mordercze walki na arenie czy śmierć z chorób, które dziś uważamy za całkowicie uleczalne, ale także o noworodki wyrzucane na śmietnik, wydawane za mąż małe dziewczynki i dziwacznie wystrojonych kapłanów-eunuchów.
Jest to świat, w który zaczniemy się zagłębiać, biorąc za punkt wyjścia pewien konkretny moment w dziejach Rzymu, który nigdy nie przestał intrygować Rzymian i którego do dziś nie przestają roztrząsać nowożytni autorzy, od historyków począwszy, na dramaturgach skończywszy. Stanowi on znakomitą prezentację kilku arcyważnych postaci starożytnego Rzymu, bogactwa rozważań Rzymian nad własną przeszłością i tego, jak w dalszym ciągu ją odtwarzamy i usiłujemy zrozumieć – oraz powodów, dla których historia Rzymu, jego senatu i jego ludu pozostaje wciąż ważna.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki