#LOVE. Jak kochać w XXI wieku - ebook
#LOVE. Jak kochać w XXI wieku - ebook
Przyspieszony oddech, głośne bicie serca, motyle w brzuchu. Każdy zna ten stan.
Ale jak kochać w czasach Tindera?
Olga Kamińska, doktor psychologii i autorka popularnego podcastu:
- pomoże ci zrozumieć chemię i biologię miłości na podstawie przykładów z twoich ulubionych seriali z Netflixa,
- wyjaśni, dlaczego uzależniamy się od drugiej osoby,
- udowodni, że nie zakochujemy się od pierwszego wejrzenia, tylko od pierwszego zapachu,
- poradzi, jak wyleczyć złamane serce,
- a co najważniejsze: da poparte badaniami wskazówki, jak budować trwały i namiętny związek w XXI wieku.
Ten współczesny przewodnik po miłości pokaże ci, że możesz znaleźć spełnienie – tam gdzie poprzednie pokolenia nawet nie szukały.
STWÓRZ HAPPY END NA WŁASNYCH ZASADACH
OLGA KAMIŃSKA – doktor psychologii, wykładowczyni SWPS, badaczka, popularyzatorka i pasjonatka neuronauki, autorka podcastu „#LOVE. Miłość w XXI wieku”. W swojej pracy łączy wyniki badań naukowych z praktyką. Prowadzi zajęcia i warsztaty z zakresu miłości, rozumienia emocji, bliskich relacji. Miłośniczka gór, natury i spontanicznych wyjazdów.
„Gdyby wszyscy przeczytali tę książkę, byłoby znacznie więcej szczęśliwych związków”.
Agnieszka Szeżyńska, autorka Warsztatów intymności
Kategoria: | Podróże |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-7436-5 |
Rozmiar pliku: | 3,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Inaczej kochał Romeo, inaczej Carrie Bradshaw, a jeszcze inaczej nasi przodkowie przed rewolucją neolityczną. Nasze rozumienie miłości, a być może również jej doświadczanie, w dużej mierze zależy od tego, w jakich czasach i w jakim kontekście społecznym (środowisku, wierze czy kulturze) przyszło nam żyć. Dodatkowo silnie się wiąże ze sposobem ukształtowania naszego mózgu na drodze ewolucji. Ale poza tymi niezależnymi od nas procesami doświadczanie miłości w znacznym stopniu kształtuje się na podstawie indywidualnych doświadczeń jednostki, takich jak relacja z rodzicami bądź historia wcześniejszych związków.
W tym i w kolejnych rozdziałach spróbuję przedstawić możliwie najpełniejszy obraz funkcji miłości, jej roli w relacjach społecznych i ekonomicznych oraz jej współczesnych definicji. Bo choć w odniesieniu do tych różnych zjawisk używamy tego samego słowa, to w zależności od kontekstu może ono oznaczać coś zupełnie innego.
Zanim przyjrzymy się temu, w jaki sposób kochamy współcześnie, rzućmy okiem na spadek, który odziedziczyliśmy w tej materii po naszych przodkach.
Jak kochali nasi przodkowie
Kiedy w 1951 roku Samuel Noah Kramer, badacz starożytnej cywilizacji Sumerów, otworzył jedną z wielu szuflad Stambulskiego Muzeum Archeologicznego, dokonał znaleziska unikatowego na skalę światową. Na jednej z ponad 74 tysięcy glinianych tablic zgromadzonych w muzeum wyryto poemat, który okazał się najstarszym na świecie zachowanym wyznaniem miłości. Ta pierwsza literacka forma zapisu zakochania, znana dziś jako _Istambuł 2461_ albo _Pieśń miłosna dla Shu-Sin_, pochodzi sprzed ponad czterech tysięcy lat:
Małżonku, sercu memu drogi,
Cudne jest twoje piękno, jak miód słodkie.
Posiadłeś mnie, pozwól mi stać przed tobą, drżącej,
Małżonku, chcę, byś mnie wprowadził do sypialni;
Małżonku, pozwól mi cię pieścić (…)¹.
Przytoczona pieśń jest wyznaniem żony króla Sumerów, który rządził w latach 2037–2029 p.n.e. W tym fragmencie i w kolejnych opisywane jest wręcz fizyczne uczucie, którym kobieta obdarza ukochanego męża. Porównywanie miłości do stanu pełnego uniesień i fizycznego doświadczenia, tak podobne do współczesnej wizji tego uczucia, może sugerować, że w naszym postrzeganiu miłości przez te cztery tysiące lat niewiele się zmieniło.
Jednak nic bardziej mylnego.
Wydaje się, że po drodze romantyzm gdzieś wyparował, kiedy w dziewiętnastowiecznej Anglii królowa Wiktoria wydawała wszystkie swoje wnuczki za następców tronu z najbardziej wpływowych królestw w Europie. Małżeństwa te ustabilizowały pozycję imperium na Starym Kontynencie na wiele kolejnych lat. Także w tej samej starożytnej Mezopotamii, gdzie powstał ten poemat, małżeństwo odgrywało istotną rolę w umacnianiu pozycji i relacjach między państwami-miastami. Jakie więc formy przybierały związki w zależności od norm kulturowych oraz wymagań i zagrożeń ze strony środowiska naturalnego?
Monogamia czy poligamia?
Kiedy przypatrzymy się różnym gatunkom ssaków i ich zachowaniom godowym, możemy zauważyć jedną dominującą prawidłowość: około 95 procent tych zwierząt nie praktykuje monogamii. Także wśród człekokształtnych, takich jak szympansy, nasi dalecy krewni, większość tworzy związki z wieloma osobnikami jednocześnie.
Badania paleontologów i antropologów sugerują, że na samym początku ścieżki ewolucyjnej nasi praprzodkowie najprawdopodobniej również byli poligamiczni – każdy samiec zabiegał o odbycie stosunku z jak największą liczbą samic. Z czasem zachowania te zostały zastąpione przez bardziej monogamiczne modele relacji. Jedna z hipotez wyjaśniających tę zmianę zakłada dążenie do stabilności relacji społecznych w stadzie: model poligamiczny prowadził do silnych napięć i rywalizacji między samcami o samicę, co niszczyło z trudem budowany ład społeczny, a co więcej, kosztowało mnóstwo energii zużywanej na walkę.
Kolejny, również niezwykle ważny czynnik, który mógł istotnie wpłynąć na kształt zachowań seksualnych oraz tych związanych z łączeniem się w pary, dotyczył zmian w budowie czaszki człekokształtnych. Otóż w ciągu milionów lat na drodze ewolucji człowieka znacznie rozrósł się mózg, a co za tym idzie – powiększyła się mózgoczaszka. Wiązało się to jednak z ryzykiem utknięcia głowy dziecka w drogach rodnych samicy podczas porodu. Natura poradziła sobie z tym problemem, sprawiając, że w porównaniu z innymi gatunkami człowiek przychodzi na świat w znacznie wcześniejszym stadium rozwoju, kiedy rozmiar główki nie zagraża zdrowiu i życiu rodzącej. Ceną za ograniczenie ryzyka komplikacji okołoporodowych jest niesamodzielność niemowlęcia i konieczność objęcia młodych dużo dłuższą opieką.
Trud zapewnienia bezpieczeństwa oraz pokarmu dziecku, a także długi połóg groziłyby bardzo wysokim odsetkiem umieralności wśród matek i dzieci, gdyby je pozostawić samym sobie. W konsekwencji pomoc mężczyzny w opiece i wychowaniu była często kluczowa dla przetrwania potomstwa. Proces obopólnej opieki rodzicielskiej najprawdopodobniej stał się zaczątkiem bardziej trwałych, monogamicznych relacji. Ale tylko do pewnego stopnia.
Ślubuję ci miłość i wierność?
Różne zachowania ludzi w sferze seksualności i rozrodczości dogłębnie przeanalizowało dwóch badaczy: David Buss i David Schmitt, i na tej podstawie opracowało jedną z dominujących współcześnie koncepcji. Tak zwana teoria strategii seksualnych zakłada, że na przestrzeni dziejów ludzie stosowali różnorodne modele zachowań reprodukcyjnych – w zależności od tego, który z nich był w danych warunkach społeczno-ekonomicznych najbardziej opłacalny. Jednocześnie badacze sugerują, że w większości przypadków optymalny był wybór strategii mieszanych (mono- i poligamicznych). Potwierdzają to zresztą badania nad zróżnicowaniem w kodzie DNA, o których możesz przeczytać w _Dodatku. Prehistoryczne źródła miłości_.
Warto w tym kontekście rozróżnić dwa typy monogamii, które pozwolą nam w sposób bardziej systematyczny przyjrzeć się temu zjawisku w kontekście wyników biologicznych i norm społecznych. Monogamia społeczna wynika ze sposobu definiowania związku na podstawie umowy małżeńskiej zawartej wyłącznie między dwiema osobami. Nie przeszkadza to jednak małżonkom (historycznie głównie mężczyznom) w nawiązywaniu relacji pozamałżeńskich, choćby z konkubinami. W takiej sytuacji normy społeczne uniemożliwiają sankcjonowanie takich form relacji. Drugi typ monogamii to monogamia seksualna, która będzie się odnosiła do kontaktów seksualnych utrzymywanych między osobami pozostającymi w relacji. Oznacza to, że partnerzy w monogamicznym związku współżyją tylko ze sobą nawzajem.
Jednocześnie w wielu kulturach pojawiały się różne przejawy poligamii – oficjalnego wielożeństwa albo relacji z wieloma osobami. W społecznościach patriarchalnych (najczęściej występujących) dawały one mężczyznom przyzwolenie na posiadanie wielu żon (poligynia), w nielicznych pozwalały kobietom na wiązanie się z wieloma mężami (poliandria). Warto zaznaczyć, że społeczną monogamię w sytuacji, w której mężczyzna miał jedną żonę i kilka kochanek bądź konkubin, można postrzegać jako zjawisko zbliżone do poligamii, tyle że nierozpoznane prawnie. Zgadzałoby się to z perspektywą psychologa ewolucyjnego Davida Barasha, który sugeruje, że zjawisko poligamii mogło dotyczyć aż 86 procent kultur.
Ze społeczną akceptacją niewierności mężczyzn często szedł w parze obsesyjny wręcz kult kobiety dziewicy. Miała być czysta, niewinna i całkowicie oddana mężowi. Jednym z przejawów tego podejścia był praktykowany w wielu kulturach rytuał sprawdzania prześcieradła po nocy poślubnej nowożeńców w celu zapewnienia mężczyzny o dziewictwie partnerki. Ten przejaw restrykcyjnego podejścia do kobiecej seksualności służył przed erą testów genetycznych do ustalenia faktycznego ojcostwa.
Małżeństwo z rozsądku czy z miłości?
Wraz z rozwojem cywilizacji i gromadzeniem majątków zamożni ludzie zaczęli traktować małżeństwo jako formę transakcji materialnej. Nowy porządek zakładał, że związki formalne miały być zawierane pomiędzy ludźmi o podobnym statusie społecznym, a małżeństwo poza tym schematem postrzegano jako niewłaściwe.
To właśnie ten system doprowadził do powstania wielkich i znaczących rodów oraz ich długoletnich rządów na świecie, a także do ukształtowania się nowego porządku w relacjach międzyludzkich, który zapanował na wiele kolejnych lat.
Aranżowane małżeństwa zawierano nad rzeką Eufrat w XVIII stuleciu przed naszą erą. Zachowane z tego okresu kontrakty i różnego typu notatki zawierają opisy relacji zarówno między królestwami, jak i członkami rodu królewskiego. Dzięki nim możemy lepiej zrozumieć psychikę, relacje społeczne oraz codzienne życie mieszkańców pałacu. Wśród zapisków są między innymi informacje dotyczące małżeństwa władcy Zimri-Lima z księżniczką Szibtu z pobliskiego królestwa Jamchadu pieczętującego (tak jak w wiktoriańskiej Anglii) sojusz pomiędzy państwami.
Władcy nie tylko posiadali żony, ale także często utrzymywali konkubiny, wywodzące się z grupy niewolników. Czasami wybierała je żona, na przykład do roli surogatki lub kochanki dla męża, a czasem to mężczyzna decydował, kogo chce mieć u swego boku. Konkubiny podlegały swoim państwu i miały za zadanie służyć zarówno mężowi, jak i żonie (pomagając jej w codziennych czynnościach czy toalecie). Jeśli żona władcy urodziła syna, dzieci konkubiny automatycznie traciły prawo do dziedziczenia. Jeśli jednak małżeństwo nie doczekało się prawomocnego (męskiego) potomka z własnego łoża, na rolę następcy tronu namaszczano syna władcy ze związku z konkubiną.
Forma relacji małżeńskich opartych na politycznych układach przez wiele lat dominowała w wielu krajach i kulturach.
Dopiero na przełomie XVIII i XIX wieku narodziła się współczesna wizja małżeństwa opartego na miłości między partnerami. Był to czas dynamicznego rozwoju ekonomicznego. Młodzi ludzie uzyskali możliwość samodzielnego zarobkowania, dzięki czemu mogli korzystać z większej niezależności od rodziny. Jednocześnie ugruntowane w epoce oświecenia przeświadczenie o prawach jednostki do samostanowienia (które jednak wciąż nie dotyczyło kobiet w wielu sferach) oraz dążenia do szczęścia sprawiały, że młodzi chcieli sami decydować o swoim życiu uczuciowym i rodzinnym.
Dzięki ich determinacji po raz pierwszy w historii na taką skalę zawierano małżeństwa oparte tylko i wyłącznie na emocjach i idei miłości. Wiele takich ceremonii ślubnych odbyło się w ukryciu, między innymi w niewielkiej szkockiej miejscowości Gretna Green, która stała się symbolem miłości romantycznej.
Idea małżeństwa z miłości zaczęła również wybrzmiewać w literaturze i sztuce romantyzmu, jednak w nieco bardziej zachowawczej formie. Między innymi Jane Austen w swojej słynnej powieści _Duma i uprzedzenie_ z 1813 roku sprzeciwia się staremu porządkowi małżeństw klasowych i aranżowanych, a opowiada za koncepcją małżeństwa z uczucia, choć… wyraźnie rekomenduje lokowanie tych ostatnich z zachowaniem rozsądku.
Do rozsądku nawoływano również w epoce wiktoriańskiej (1837–1901). W erze przemysłowej, w związku z napływem dużej liczby ludności do miast i zwiększeniem populacji oraz upowszechnieniem prostytucji, znacznym problemem stały się choroby przenoszone drogą płciową. Widoczne pamiątki odbytych kontaktów seksualnych, często pozamałżeńskich, sprawiły, że szeroko rozumiana sfera seksualna zaczęła być postrzegana jako nieczysta, a w konsekwencji rozpowszechniło się restrykcyjne podejście do seksu, szczególnie w odniesieniu do kobiet.
Miłość współcześnie
We współczesnym świecie z tematem miłości spotykamy się niemal nieustannie. Uwielbiamy romantyczne filmy i historie, których co roku dostarcza nam Hollywood, a prezentowana w nich wizja miłości rozbudza w nas wiarę w sens poszukiwania swojej drugiej połowy. Wyobrażamy sobie, że miłość jest jak strzała Amora – powala nas i nie pozwala nam się oprzeć urokowi kochanka. Ma niemal taką moc jak eliksir miłości zażyty przez Tristana i Izoldę. Można odnieść wrażenie, że to dzięki miłości możemy pełniej doświadczać swojej egzystencji, ale co najważniejsze, to ona jest kluczem do szczęścia. Brzmi wzniośle – prawda?
Tymczasem kiedy spojrzymy na statystyki małżeństw i rozwodów, przekonamy się, że w niektórych krajach, takich jak Stany Zjednoczone, Hiszpania, Francja czy Rosja, rozpada się ponad połowa związków. W Polsce natomiast rozwodem kończy się co trzecie małżeństwo. Również coraz więcej ludzi żyje samotnie, ale wciąż marząc o spotkaniu miłości życia – tej wyjątkowej osoby, która sprawi, że życie nabierze sensu. Dlaczego tak się dzieje? Co ukształtowało sposób, w jaki postrzegamy relacje uczuciowe oraz role społeczne związane z budowanymi związkami?
Aby prześledzić kształtowanie się dzisiejszych norm dotyczących małżeństwa, warto cofnąć się o stulecie i przyjrzeć ruchowi sufrażystek z lat 1900–1920. Objął on głównie Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię, lecz również w Polsce kobiety walczyły o swoje prawa. Wraz z ich protestami oraz wzrastającym poparciem dla ich praw wyborczych zaczęły się kruszyć filary epoki wiktoriańskiej, która zakładała świętość macierzyństwa, czystość i niewinność kobiet aż do ślubu oraz nierówność płci. Wraz z rozwojem wiedzy z zakresu nauk biologicznych kobiety miały coraz większą kontrolę nad swoją dzietnością i, co często się z tym wiąże, seksualnością. Ograniczenie liczby potomstwa oraz planowanie życia rodzinnego szły w parze ze zmieniającą się aktywnością kobiet poza domem oraz zaangażowaniem w relacje pozamałżeńskie.
Również na początku XX wieku doszło do znacznych zmian obyczajowych związanych z liberalizacją postrzegania seksualności (np. wskutek działalności Zygmunta Freuda). Z kolei okres I i II wojny światowej, wraz z zaangażowaniem mężczyzn w walkę, skutkował dalszą emancypacją kobiet, które przejęły prowadzenie pozostawionych przez mężów biznesów, pracowały w szpitalach i prowadziły administrację państwową. Wiele kobiet, mimo czerpania zysków z części przywilejów wywalczonych przez sufrażystki, nadal jednak dążyło do kultywowania konserwatywnych wartości rodzinnych oraz podtrzymania swojej tradycyjnej roli w małżeństwie. W związku z tym w latach 50. XX wieku po raz kolejny popularność zyskał model rodziny oparty na konserwatywnym podziale ról. To wtedy w Stanach Zjednoczonych, w odradzającej się po wojnie rzeczywistości, rodzinę – modelowo składającą się z kobiety i mężczyzny oraz dwójki dzieci – przedstawiano jako fundament całego systemu społecznego. Wtedy też zaczęto promować mit miłości romantycznej. Każdy obywatel i obywatelka mieli znaleźć dla siebie partnera lub partnerkę, zakochać się w nich i potwierdzić tę relację małżeństwem.
Wbrew pozorom założenie, że każdy obywatel powinien być w relacji romantycznej – pogląd, do którego jesteśmy dziś tak przyzwyczajeni – było zupełnie nowym konceptem. W trudniejszych ekonomicznie czasach (niezależnie, czy to na wsi, czy w biednych ośrodkach przemysłowych) dwoje dorosłych mających na przykład dwójkę dzieci (a często znacznie więcej) nie było w stanie samodzielnie udźwignąć kosztów utrzymania. Dlatego by poradzić sobie z wyzwaniami ekonomicznymi, ludzie żyli w większych wspólnotach, w których część dorosłych nie zakładała swoich rodzin, ale partycypowała w budżecie oraz opiece nad dziećmi swoich braci bądź sióstr, a nawet rodziców. Kiedy spojrzymy na odsetek osób w sformalizowanych związkach w XIX wieku, dostrzeżemy, że zawierano wtedy stosunkowo mniej małżeństw niż choćby w kolejnym stuleciu.
W połowie XX wieku, wraz z rosnącym dobrobytem, coraz więcej par mogło sobie pozwolić na życie na własny rachunek. Co więcej, taki model okazał się niezwykle korzystny dla modelu kapitalistycznego, co dodatkowo potwierdzało słuszność promowania wizji rodziny 2+2, żyjącej na przedmieściach, z samochodem, pralką i jedzeniem z puszek. Był to początek znanej nam konsumpcji, ciągle podsycającej pragnienie posiadania czegoś nowego.
Poznam panią, poznam pana…
W latach 50. XX wieku na związki małżeńskie decydowano się dosyć wcześnie. Według statystyk wychodzące za mąż Amerykanki miały w tym okresie średnio 20 lat, a ich mężowie – 22 i pół. Natomiast w Polsce w tym samym czasie kobiety biorące ślub miały średnio 23 lata, a mężczyźni – 26 lat.
W pierwszej połowie ubiegłego stulecia w wielu krajach, w tym w Polsce, większość związków nadal zawierano przede wszystkim z pobudek praktycznych. Owszem, szukano osoby, która będzie wzbudzać zainteresowanie, ale jednocześnie ważne było, żeby przyszły małżonek należał do tego samego kręgu społeczno-ekonomicznego.
Pamiętam, że kiedy byłam nastolatką, postanowiłam wypytać swoją babcię z małej miejscowości na Podlasiu na temat jej uczuciowej przeszłości. Z jakim rozczarowaniem wysłuchałam, że i owszem: „Był taki partyzant, w którym byłam zakochana, ale to już stare dzieje, a dziadek był takim porządnym facetem: nie pił i zawód miał, no i był całkiem przystojny”. Dla mojej babci to były kryteria udanego związku i w tych aspektach relacji upatrywała sukcesu przyszłego małżeństwa. Ja tymczasem żałowałam, że babcia nie zrealizowała swojej wielkiej miłości – wychowana na bajkach Disneya, przyzwyczajona do ideału miłości romantycznej jako związku dwóch dusz, oburzałam się na takie praktyczne podejście do tematu. Teraz jednak patrzę już na tę sprawę z nieco innej perspektywy – więcej na jej temat przeczytasz w rozdziale piątym.
Wizja idealnej miłości romantycznej, pod której wpływem czułam złość na babciny pragmatyzm, ma swoje źródła już w starożytnej Grecji – to echo Platońskiej koncepcji dwóch połówek. Według filozofa w świecie Idei istniały istoty androgyniczne. Dopiero Zeus, aby ukarać te idealne stworzenia za ich grzechy, postanowił je przeciąć na pół, w wyniku czego powstali niepełne kobiety i niepełni mężczyźni, którzy przez całe życie tułają się po świecie, żeby odnaleźć tę właściwą drugą połówkę i znów stać się całością.
Mit „zagubionych połówek” odnosi się do typu miłości określonego przez Platona jako _eros_, czyli uczucia pełnego pasji i pożądania, różniącego się od innych typów miłości, takich jak _storge_ – miłość rodzicielska, _philia_ – miłość łagodna i przyjacielska oraz _agape_ – miłość bezinteresowna albo życzliwość. To właśnie wizja miłości erotycznej zdominowała nasze współczesne jej pojmowanie. Wchodzimy w związki zakochani, a kiedy emocje przeminą, szukamy nowych. Skoro w obecnej relacji się nie układa, to pewnie moja właściwa druga połówka – ten książę na białym koniu albo ta księżniczka na smoku – nadal gdzieś na mnie czeka. Ale taki model zawodzi. W pogoni za spełnieniem przechodzimy z relacji do relacji, wciąż szukając tego, co niemożliwe.
Mit miłości romantycznej – wbrew całej uroczej otoczce – jest dla nas szkodliwy. Utwierdza nas bowiem w przeświadczeniu, że nasze życie (a już na pewno szczęście) zacznie się dopiero, kiedy poznamy tę właściwą, jedyną osobę. Oto przykład: moja koleżanka poznała mężczyznę przez aplikację Couchsurfing (pozwalającą znaleźć darmowy nocleg w różnych zakątkach Ziemi). Zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. Ona z Polski, on z Holandii. Po dwóch tygodniach znajomości mieli już zaplanowane całe wspólne życie. Zwłaszcza ona wyobrażała sobie, że gdy przeprowadzi się do ukochanego, nareszcie założy ogród permakulturowy, zacznie organizować wieczorki poetyckie, piec chleb i dzielić się nim z potrzebującymi – innymi słowy: będzie robić całą masę rzeczy, z którymi od dawna zwlekała. Kiedy się okazało, że związek nie przetrwa, kompletnie się załamała. Stwierdziła, że wizja pełnego i wyśnionego życia, które było na wyciągnięcie ręki, odeszła razem z ukochanym.
Moja koleżanka, podobnie jak wiele innych kobiet i mężczyzn, stała się ofiarą wizji miłości romantycznej. Jak napisał Alain de Botton w _Prawdziwej historii miłości_, „miłość nie zaczyna się wraz z zaręczynami czy poznaniem drugiej osoby, ale znacznie wcześniej, kiedy rodzi się koncepcja miłości”². Znacie zapewne _Śpiącą Królewnę_, _Piękną i Bestię_ czy _Małą Syrenkę_. To właśnie te bajki – przy wsparciu całego systemu kulturowo-społecznego – kształtują naszą koncepcję miłości.
CYTATY O MIŁOŚCI Z FILMÓW DISNEYA:
„Słuchajcie swoim sercem, a zrozumiecie”. _Pocahontas_
„Miłość to piosenka, która nigdy się nie kończy”. _Bambi_
„Moje marzenie nie byłoby kompletne bez ciebie”. _Księżniczka i żaba_
„Zaufaj swojemu sercu i niech los zdecyduje”. _Tarzan_
„Więc to jest miłość, więc to czyni życie boskim!” _Kopciuszek_
„Jeśli cię znam, wiem, co zrobisz. Pokochasz mnie od razu, tak jak kiedyś w swoim śnie”. _Śpiąca Królewna_
Poza mitem dwóch połówek pomarańczy istnieje wiele przekonań, które warunkują nasz sposób postrzegania miłości. Stephanie Coontz w świetnej książce _Marriage, a History_ wyróżnia siedem założeń dotyczących współczesnej wizji miłości, które są silnie zakotwiczone w kulturze zachodniej:
1. Partnerzy są ze sobą dlatego, że się wzajemnie kochają.
2. Priorytetem dla osoby pozostającej w relacji jest jej partner.
3. Partnerzy powinni być lojalni względem siebie oraz czuć się względem siebie (jak również wobec swoich dzieci) zobowiązani.
4. Osoby z zewnątrz nie powinny ingerować w związek.
5. Partner bądź partnerka zostaje najlepszym przyjacielem, z którym powinno się dzielić swoimi najbardziej prywatnymi uczuciami oraz sekretami.
6. W związku powinno się otwarcie okazywać sobie miłość.
7. W związku powinno się dochowywać wierności.
Kiedy porównamy współczesne założenie z funkcją, jaką związki pełniły w przeszłości, okaże się, że dziś oczekujemy od partnera lub partnerki zaspokojenia ogromnej liczby potrzeb (bliskości, czułości, rozrywki, delikatności, decyzyjności, uwagi i troski), które dawniej realizowało się dzięki przynależności do wspólnoty przyjaciół i krewnych. Przy tak wysokich i nierealistycznych oczekiwaniach szanse na stworzenie relacji zaspokajającej wszystkie nasze potrzeby jednocześnie są bliskie zeru. Wskazują na to coraz powszechniejsze w ostatnim czasie ruchy podkreślające rolę wspólnoty czy przyjaźni i ich wpływ na zachowanie dobrostanu psychicznego, poczucia przynależności, a nawet zdrowia.
Nienormatywne formy relacji
W kontrze do przedstawionych powyżej współczesnych założeń relacji coraz częściej słyszę głosy dwudziesto- i trzydziestolatków, którzy stwierdzają, że ludzie nie są stworzeni do dobierania się w pary raz na zawsze. Dodając do tego, że żyjemy coraz dłużej, związek „na całe życie” może trwać nie 30–40 lat, ale ponad 50–60. Co więcej, coraz częściej stykamy się z rozwodami w naszych rodzinach bądź wśród znajomych, a do znacznej ich części dochodzi przed upływem pięciu lat od momentu zawarcia małżeństwa.
Badacze związków model relacji, w którym ludzie rozwodzą się, by następnie angażować się w kolejne związki, określają mianem seryjnej monogamii. Co ciekawe, taki okresowy model związku w znacznym stopniu odpowiada dynamice biologicznych faz miłości, o których opowiem w rozdziale trzecim. Biologiczny stan zakochania trwa mniej więcej do trzech lat. Niektórzy badacze sugerują, że jest to czas niezbędny do spłodzenia i odchowania potomstwa oraz zapewnienia mu bezpieczeństwa w okresie największego zagrożenia ze strony czynników zewnętrznych. Po kilku latach związku zmiany w odczuwaniu miłości zachodzące pod wpływem hormonów mogą nam utrudniać akceptowanie pewnych zachowań partnera i coraz bardziej otwierać nas na nowe znajomości. Nie da się ukryć, że fala rozwodów wynika też ze zmian gospodarczych i ekonomicznych: wraz ze wzbogaceniem się społeczeństw oraz większą aktywnością kobiet na rynku pracy wiele osób niezadowolonych ze swoich relacji jest w stanie żyć na własny rachunek po ich rozpadzie, co w czasach naszych babć było najczęściej nie do pomyślenia.
Choć związki monogamiczne bądź seryjnie monogamiczne to w XXI wieku wciąż najpowszechniejsze formy relacji, w ostatnich latach coraz częstsze stają się również ich inne, nienormatywne modele, które w zupełnie inny, znacznie bardziej indywidualny sposób definiują relację między partnerami. W każdym przypadku zasady mogą być inne, a często wynikają z odrzucenia funkcjonujących powszechnie norm i przeciwstawienia się im.
Są to między innymi związki poliamoryczne. Poliamoria dopuszcza utrzymywanie bliskich kontaktów emocjonalnych i seksualnych z osobami spoza pary bądź związki więcej niż dwóch osób jednocześnie. Tym, co ją odróżnia od zdrady partnera w związku monogamicznym, jest konsensualność wszystkich zawieranych w obrębie tego układu relacji. Oznacza to, że każda osoba zaangażowana w związek ma pełną świadomość panujących w nim wzajemnych zależności. Niezwykle istotna jest w takich relacjach zarówno szczerość względem siebie, jak i otwartość oraz akceptacja własnych uczuć i pragnień.
Część osób, odwrotnie niż poliamoryści, nie wyobraża sobie związku nawet z jedną osobą. Będą one miały tendencje do wybierania układów bez zobowiązań. Formą takich relacji będzie na przykład seks z przyjacielem lub przyjaciółką (friends with benefits) albo relacja zawierana tylko na jakiś czas czy w określonej sytuacji, co określa się mianem situationals. W obu tych przypadkach partnerzy bądź partnerki nie określają tego, co ich łączy, mianem związku i często traktują bliską znajomość tylko tymczasowo, również jako formę zaspokojenia potrzeby bliskości emocjonalnej oraz kontaktu fizycznego czy po prostu popędu płciowego.
Zmiana pokoleniowa
Jeśli masz 30 lat albo więcej, formy relacji przedstawione w poprzednim podrozdziale mogą ci się wydawać nowe albo wręcz niezrozumiałe. W końcu wychowałaś się na bajkach Disneya czy filmach typu _Notting Hill_ albo _Pretty Woman_, oglądanych z wypiekami na twarzy jeszcze na kasecie magnetowidowej.
Jeśli jednak nie skończyłaś jeszcze trzydziestki, prawdopodobnie postrzegasz miłość nieco inaczej. Mniej w tobie romantyzmu i wiary w zakończenia spod znaku „żyli długo i szczęśliwie”. Należysz do generacji, która znacznie częściej niż inne doświadczała nie do końca stabilnych związków rodziców. Ich rozwody mogły sprawić, że uznałaś bycie w związku za pozbawione sensu. Ogromną rolę w tej zmianie w postrzeganiu miłości odegrały również seriale i produkcje Netflixa czy HBO, w których związki pokazuje się w sposób znacznie bardziej realistyczny (seks, relacje, realizacja marzeń etc.), a miłość nie jest już tak oczywista. Na przykład w serialach typu _Euforia_ czy _Dziewczyny_ bohaterowie i bohaterki doświadczają wprawdzie tęsknoty za bliskością i odczuwają potrzebę kontaktu z drugą osobą, ale jednocześnie u części z nich pojawia się ogromna obawa przed zaangażowaniem w długoterminową relację oraz – co zauważyłam również, rozmawiając z moimi dwudziestoletnimi studentami – poczucie rozczarowania miłością.
Są jednak rzeczy, które łączą pokolenia obecnych trzydziesto- i dwudziestoparolatków, takie jak rozumienie roli stawiania granic oraz sprzeciw wobec wszelkich form naruszania fizycznej integralności, wyrażony między innymi w kampanii #METOO. Możliwe, że nie odnajdziesz się w żadnej z opisanych kategorii, co też jest zrozumiałe. Każdy ma swoje unikatowe doświadczenia, związane z sytuacją rodzinną i środowiskiem, w którym dorastał. Dodatkowo wielość głosów i narracji w XXI wieku sprawia, że nasze doświadczenia będą jeszcze bardziej zróżnicowane.
_Dalsza część rozdziału dostępna w pełnej wersji_
¹ Marian Bielicki, _Zapomniany świat Sumerów_, Warszawa 1965, s. 235.
² Alain de Botton, _Prawdziwa historia miłości_. _Opowieść, która zastąpi wszystkie poradniki świata_, przeł. Magdalena Sonner, Warszawa 2018, s. 6.