- W empik go
(nie)miły facet. Męskie spojrzenie na miłość, seks i związki - ebook
(nie)miły facet. Męskie spojrzenie na miłość, seks i związki - ebook
Nie ma nic złego w byciu męskim. Męskości nie trzeba gnębić i mylić jej z dominującą w społeczeństwie rolą mężczyzny oraz patriarchalnym modelem rodziny. Można ją posiadać, podziwiać, wzbogacać i wykorzystać jej potencjał, żeby odnaleźć równowagę i życiową harmonię.
„(Nie)miły facet” to nie książka o tym jak stać się dominującym, nieczułym i niewiernym palantem XXI wieku. To książka, która pokazuje jak wyznaczać swoje granice, otwarcie mówić o swoich potrzebach oraz jak budować prawdziwe i trwałe relacje nie zagłuszając swojego "ja". To książka zarówno dla facetów jak również ich partnerek i partnerów.
W oparciu o lata klinicznej terapii grupowej dla mężczyzn i par, wybitny amerykański psychoterapeuta Robert A. Glover, stworzył przewodnik o tym jak poradzić sobie z „syndromem miłego faceta”. Ta przełomowa książka zawiera informacje i narzędzia, które pomogą uwolnić się od toksycznych schematów i nieskutecznych wzorców. Wskaże drogę do odkrycia prawdziwej męskości i odnalezienia szczęścia w relacjach, związkach i miłości.
„Mężczyznom (nie)miły facet zdaje się podobać, bo jest autentyczny i szczery. Przez lata otrzymałem od mężczyzn tysiące e-maili z pytaniem, jakim cudem tak dobrze ich znam. Mówią mi, jak książka zmieniła ich życie, dała poczucie sensu i nadzieję. Dobrze wiedzieć, że opowieść o mojej walce i o tym, czego się od nich nauczyłem, pomogła tak wielu mężczyznom (i kobietom) na całym świecie.” - fragment książki
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-963531-7-7 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nie zamierzałem pisać książki.
Zacząłem terapię, żeby przepracować problemy w moim małżeństwie. Nie mogłem zrozumieć, czemu, choć jestem takim miłym facetem, moja żona nie czuje się szczęśliwa ani nie chce częściej uprawiać ze mną seksu. Jakkolwiek bym się starał, żeby ją zadowolić, zachować spokój, unikać konfliktów i stłumić własne potrzeby, ona wciąż była ponura, wściekła, krytyczna i oziębła. Celem numer jeden terapii było dla mnie odkrycie, czemu bycie miłym facetem nie sprawia, że żona traktuje mnie lepiej. Na całe szczęście początki procesu terapeutycznego wskazały mi zdrowszy kierunek nauki, jak być szczerym i autentycznym, stawiać granice, żyć w zgodzie ze sobą, kochać siebie, stawiać własne potrzeby na pierwszym miejscu, wyrażać pragnienia, akceptować pasje i nawiązywać relacje z mężczyznami.
Zacząłem po drodze dostrzegać, że wielu mężczyzn, którzy przychodzili do mnie na terapię, powtarzało dużo z tego, co sam myślałem czy mówiłem: „Czemu jest stale wściekła?”, „Zawsze jej mało”, „Chcę tylko być doceniony”, „Czemu nie chce już ze mną sypiać?”, „Kiedy będzie moja kolej?”.
Pomyślałem: „Hmm, mogę dokończyć zdania tych mężczyzn za nich. Są tacy jak ja. Nie jestem jedynym, który sądzi, że bycie «miłym» powinno sprawić, że ludzie będą go kochać, lubić i dobrze traktować”.
Zorganizowałem więc dla garstki klientów spotykającą się dwa razy w miesiącu grupę „Koniec z Miłym Facetem”. Co drugi tydzień pisałem dla tych mężczyzn tekst, w którym szczegółowo omawiałem to, czego uczyłem się w wyniku analizowania własnych problemów „Miłego Faceta”. Pisałem i pisałem, a z czasem owi mężczyźni – a często także ich żony i dziewczyny – zaczęli mnie namawiać: „Powinieneś napisać książkę. Powinieneś być u Oprah”.
Cóż, nigdy nie trafiłem do programu, ale książkę napisałem.
Zajęło mi to jakieś sześć lat. Nie tylko badałem syndrom Miłego Faceta, ale też przepracowywałem własne problemy i uczyłem się, jak pisać, w zasadzie wszystko jednocześnie. Kolejne trzy lata zabrało mi znalezienie agenta i podpisanie umowy z wydawcą.
Niezliczone wydawnictwa odrzuciły maszynopis (Nie)miłego faceta, wszystkie z tego samego powodu: dział marketingu twierdził, że mężczyźni nie kupią poradnika, zwłaszcza takiego, który mówi im, że są frajerami. Nie zrozumieli sedna sprawy. Mężczyźni, o których pisałem, nie tylko nie byli frajerami, ale byli wysoce zmotywowani, by stać się najlepszą wersją siebie. Dlatego kupowali książki.
Na szczęście Nat Sobel, doświadczony agent literacki z Nowego Jorku, uwierzył w (Nie)miłego faceta. Znalazł książce wydawcę, Barnes & Noble, który właśnie wprowadzał na rynek działkę książek elektronicznych.
Dzięki licznym zabiegom i porcji wielkiego szczęścia („Ciekawe, że im więcej pracuję, tym większe mam szczęście!”) media podłapały motyw Miłego Faceta i przeżyłem swoje pięć minut sławy. Barnes & Noble dostrzegli też Running Press i podjęli z nimi współpracę przy wydaniu papierowej wersji książki w 2003 roku.
Obecnie, blisko piętnaście lat później, w 2017 roku, liczba sprzedanych egzemplarzy mojej książki z każdym rokiem wciąż rośnie. Przetłumaczono ją na kilkanaście języków. Tak to właśnie mężczyźni nie kupują poradników!
Niniejsze wydanie to dobra okazja, by w paru słowach streścić postępy w mojej osobistej i zawodowej podróży na przestrzeni piętnastu lat od momentu pierwszego papierowego wydania (Nie)miłego faceta. Wielokrotnie powtarzałem: „(Nie)miły facet to książka autobiograficzna. Wykorzystuję historie innych mężczyzn, by opowiedzieć swoją własną”. Mówiłem też często: „To nie kolekcja moich sukcesów. To kronika moich błędów”.
Nie pisałem (Nie)miłego faceta jak naukowiec siedzący w swoim gabinecie zgłębiający temat Miłego Faceta. To książka o moim życiu i życiu rzeszy Miłych Facetów, z którymi pracowałem przez dobrą część swojej kariery. Byłem uosobieniem Miłego Faceta, a obecnie jestem Miłym Facetem w procesie ozdrowieńczym – będę nim do końca swoich dni. Czasem, jak większość Miłych Facetów, „uczę się powoli i szybko zapominam”.
Mężczyznom (Nie)miły facet zdaje się podobać, bo jest autentyczny i szczery. Przez lata otrzymałem od mężczyzn tysiące e-maili z pytaniem, jakim cudem tak dobrze ich znam. Mówią mi, jak książka zmieniła ich życie, dała poczucie sensu i nadzieję. Dobrze wiedzieć, że opowieść o mojej walce i o tym, czego się od nich nauczyłem, pomogła tak wielu mężczyznom (i kobietom) na całym świecie.
Po napisaniu książki miałem silne podejrzenie, że nie zakończyłem własnej drogi odkrywania i uzdrawiania siebie, ale nie miałem pojęcia, jak słuszne było to przeczucie.
Kiedy zacząłem pracować nad swoimi problemami i napisałem (Nie)miłego faceta, byłem w związku małżeńskim ze swoją drugą żoną Elizabeth. Była swego rodzaju wędzidłem w mojej głowie, które nie pozwalało mi wymigać się od stanięcia twarzą w twarz z moimi dysfunkcyjnymi tendencjami Miłego Faceta. Musiałem skoczyć na główkę i odnaleźć nową mapę życia. Bo bycie Miłym Facetem po prostu nie działało.
Na zawsze pozostanę wdzięczny za potężną siłę, jaką była Elizabeth, która zmusiła mnie do rozpoczęcia mojej podróży. Kiedy jednak kończyłem pisać książkę, wiedziałem, że nie zawsze będę potrzebował ciągłego szturchania ostrogą, żeby iść naprzód. Rozstaliśmy się z Elizabeth jakieś pół roku przed ukazaniem się papierowej wersji (Nie)miłego faceta. Nie mogłem wtedy tego wiedzieć, ale moje życie miało potoczyć się zupełnie inną drogą, z nieoczekiwanymi przygodami i całą masą nowych, rozwijających doświadczeń.
Historię ostatnich piętnastu lat, do roku 2017, skrócę do minimum. Odbyłem trasę autorską, rozwiodłem się, musiałem po raz pierwszy nauczyć się życia w pojedynkę, borykałem się z depresją, często czułem się zagubiony, pod pięćdziesiątkę nauczyłem się chodzić na randki, poznałem mnóstwo wspaniałych kobiet, uprawiałem mnóstwo seksu (i nie mogłem się połapać, na jakiej planecie wylądowałem po czternastu latach małżeństwa niemal całkiem pozbawionego seksu), podróżowałem, promowałem książkę, przeniosłem i przebudowałem praktykę terapeutyczną, nauczyłem się tańczyć salsę, pracowałem z tysiącami Miłych Facetów w grupach, na seminariach, kursach online i podczas konsultacji, zacząłem chodzić na studia online, zostałem coachem randkowym dla mężczyzn (gdybyście spytali mnie w czasie, kiedy pisałem (Nie)miłego faceta, czy kiedykolwiek będę uczył mężczyzn, jak randkować, odparłbym: „Po moim trupie”), przeorganizowałem biznes, żeby móc zamieszkać w Meksyku (lub gdziekolwiek indziej), stworzyłem nową stronę internetową, nagrałem setki podcastów na temat każdego aspektu wychodzenia z syndromu Miłego Faceta, byłem w paru świetnych związkach, popełniłem kolejną porcję błędów, kupiłem dom w Meksyku, ponownie się ożeniłem, ponownie zostałem ojcem, coraz lepiej mówię po hiszpańsku (odkrywszy, że ślub z kobietą, która nie mówi po angielsku, bardzo pomaga), podpisałem kontrakt z Warner Brothers na program telewizyjny oparty na motywie Miłego Faceta (obecnie w trakcie tworzenia), pracuję nad kolejnymi dwiema książkami i przekształcam swoje życie osobiste i zawodowe tak, by być pełnoetatowym pisarzem i mówcą. Ufff!
Piętnaście lat temu, w roku 2003, nie byłbym w stanie przewidzieć, że będę tu, gdzie jestem obecnie. Od tamtej pory przez lata powtarzam sobie mantrę: „Uwielbiam budzić się rano, nie wiedząc, jak skończy się mój dzień”. Odkryłem, że kiedy ludzie odpuszczają sobie nieścisłe mapy, które wypracowali w dzieciństwie, i zaczynają poszukiwać bardziej pomocnych życiowych wzorców, otwierają drzwi na niezwykłe przygody.
Dalej też uczyłem się o sobie i Miłym Facecie. Gdybym miał dopisać nowy rozdział, dotyczyłby on wpływu, jaki wywiera na Miłego Faceta lęk. Podkreślam w książce wagę toksycznego wstydu, ale teraz widzę, że syndrom Miłego Faceta to chyba w równym stopniu próba zapanowania nad lękiem. Nauka, jak ukoić swoje nerwy, jest równie ważna jak nauka odpuszczenia sobie toksycznego wstydu.
W książce mówię: „Nie próbuj robić tego w pojedynkę”. I nadal w to mocno wierzę. Ta rada nigdy się nie zmieni. Żeby przepracować syndrom Miłego Faceta, potrzebujemy pomocy bezpiecznych osób.
Obecnie na szczęście internet, masa książek, stron internetowych, blogów, forów, programów, wyjazdów, grup wsparcia i coachów, koncentruje się na takiej pomocy dla mężczyzn. Czuję wdzięczność i radość, słysząc, jak wiele z tych źródeł poleca moje książki. Kiedy rozpoczynałem swój proces terapeutyczny, wszystko, czym mogłem się podeprzeć, to programy dwunastu kroków i ruch mitopoetycki kierowany przez takich ludzi jak Robert Bly czy Michael Meade.
Być może właśnie zaczynasz swoją przygodę, biorąc do ręki niniejsze wydanie (Nie)miłego faceta. Być może zacząłeś już podróż w programie dwunastu kroków, terapii czy sesjach coachingowych i polecono ci tę książkę. Być może pożyczyłeś egzemplarz pierwszego wydania przyjacielowi albo jest tak pokreślony na żółto, że postanowiłeś kupić nowy. W którymkolwiek punkcie podróży się znajdujesz, dziękuję, że właśnie do mnie dołączasz. Będziemy się dobrze bawić.
Kiedy czytałem ponownie tę książkę w ramach przygotowania nowego wydania, moją uwagę przykuło coś, co napisałem w pierwszym rozdziale:
„Integracja to zdolność zaakceptowania wszystkich aspektów własnej osoby. Człowiek zintegrowany potrafi przyjąć wszystko, co sprawia, że jest wyjątkowy: swoją siłę, asertywność, odwagę, pasję, a także niedoskonałości, błędy i ciemną stronę”.
Odkąd blisko dwadzieścia lat temu ukończyłem (Nie)miłego faceta, jedno stało się dla mnie jaśniejsze: w procesie uzdrawiania się z syndromu Miłego Faceta nie chodzi o to, by stać się lepszym człowiekiem lub czegoś się pozbyć. Mili Faceci od urodzenia usiłują robić jedno i drugie. Uzdrowienie polega na tym, by stać się bardziej „sobą”.
Nie musisz stać się lepszy, by cię lubiano, kochano, byś mógł zaspokoić swoje potrzeby i mieć dobre życie. Musisz tylko być sobą. To właśnie te rzeczy, które przez tyle lat starałeś się wdrożyć albo próbowałeś wyeliminować czy ukryć, były prawdziwymi przeszkodami na twojej drodze. Z głębi serca życzę sobie, żeby ta książka pomogła ci odkryć na nowo, zaakceptować i pokochać siebie.
Nie wiem, dokąd życie zawiedzie mnie przez następne piętnaście lat. I to mi się podoba. Być może będę pisał kolejną przedmowę do kolejnego wydania (Nie)miłego faceta. I mam nadzieję, że będę mógł napisać o kolejnych zmianach, odkryciach i przygodach.
A co ważniejsze, liczę, że ta książka otworzy przed tobą drzwi do życia pełnego odkryć i przygód w miarę pokonywania drogi, by stać się pełniej sobą.
Udanej przygody. Bądź sobą.
Robert Glover
lipiec 2017
Puerto Vallarta, Meksyk