Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

100 wierszy wolnych z Ukrainy - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
19 czerwca 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
27,00

100 wierszy wolnych z Ukrainy - ebook

Kolejna z serii „stu wierszy” antologia Biura Literackiego tym razem gromadzi utwory poetek i poetów z Ukrainy przełożone i wybrane przez Bohdana Zadurę. Podobnie jak w poprzednim zbiorze poezji ukraińskiej stworzonym przez tłumacza („Wiersze zawsze są wolne” z 2004 roku), także i teraz najważniejszym słowem jest „wolność”. Tym razem słowo to wybrzmiewa jeszcze silniej i tragiczniej, zwłaszcza że ostateczny kształt antologia uzyskała już po rosyjskiej agresji na Ukrainę. Czytając ułożone w dramatyczną opowieść wiersze 39 autorek i autorów, czujemy, że walka o wolność tkwi u źródeł każdej, nie tylko ukraińskiej poezji. W książce prócz wojny znajdziemy jednak sporo podróży, marzeń, miłości (nie tylko do ojczyzny), codzienności i historii, zachwytu i goryczy, wielkiego serio i poczucia humoru. I jaskółek, jak w wierszu Żadana, które trzeba policzyć i żadnej nie można zapomnieć, bo prawdziwa poezja zawsze opiera się na dokładności.

Spis treści

Serhij Żadan: [Wielcy poeci smutnych czasów]

Kateryna Babkina: [...nie zapomnij też wspomnieć o tych]

Ołeksandr Gordon: [Nigdy nie dawajcie poecie]

Hałyna Kruk: uczucie

Lubow Jakymczuk: Poetry Relations albo Mój kanon

(wiersz, który będzie pisany i przepisywany)

Jurij Andruchowycz: Dwadzieścia lat po czym?

Ołeh Łyszeha: Piosenka 212

Wasyl Machno: Johnny Cash

Łeś Bełej: Kobieta Edgara Poe

Marianna Kijanowska: Dyptyk (z dedykacją dla Miłosza)

Kostiantyn Moskałeć: Żywy miód

Switłana Lisowska: [Czy jest słowo].

Andrij Lubka: [Wiersze – to nieudane próby samobójstwa]

Maria Mykycej: [śnieg i flamenco]

Bohdana Matijasz: [ci którzy kochają spójrz jacy]

Kostiantyn Moskałeć: Irysy

Wasyl Karpiuk: [Po prostu mieszkam na tej stacji]

Wasyl Łoziński: W pociągu

Natałka Biłocerkiweć: [Deszcz... Deszcz we Lwowie, w Tarnopolu...]

Maria Mykycej: Salamandra

Wołodymyr Rafiejenko: [porzucił Donbas]

Julia Szeket: [Sądzę że coś się zachowa]

Jurij Wynnyczuk: Jak gotować jezioro

Mirek Bodnar: Jezioro ognia

Wasyl Karpiuk: [grzaniec w drodze na Howerlę]

Witalij Boryspołeć: Oczyszczenie

Ołeh Łyszeha: Piosenka 551

Wasyl Machno: Chmurka

Anna Malihon: Nauczycielowi

Lubow Jakymczuk: Klasztor

Julia Szeket: [Jakieś trzy lata trwa miłość]

Serhij Żadan: Kochać cię nawet po śmierci

Wasyl Słapczuk: [– Ona mnie nie rozumie –]

Ołeh Łyszeha: Piosenka 352

Ostap Sływynski: Syzyf

Ilia Strongowski: Recycle, please

Wasyl Machno: Przy stole

Dmytro Pawłyczko: Chleb

Wasyl Karpiuk: [rozmawiamy z ojcem przez telefon]

Iryna Ciłyk: Algorytm Gaussa

Ołeksandr Gordon: [Moi rodzice]

Ostap Sływynski: Persefona

Hryhorij Semenczuk: wyznania nauczyciela prac ręcznych

Ołeksandr Kabanow: [Pojawił się w T-shircie z napisem]

Witalij Boryspołeć: Pasja

Ilia Strongowski: Monolog o końcu lat 80.

Jurij Wynnyczuk: [O schowaj schowaj ten krajobraz]

Jurij Andruchowycz: More Than a Cult

Lubow Jakymczuk: Akademik. Pierwsze piętro łóżka

Wasyl Łoziński: Shopping

Andrij Lubka: Stypendium

Switłana Lisowska: Wiersz z trzema cytatami

Mykoła Riabczuk: Nienapisany list do sułtana tureckiego

Ołeksandr Kabanow: [I pewnego razu helleńskiemu jeńcowi]

Tomasz Dejak: Mikołaj

Łeś Bełej: Grzechotnik

Kateryna Babkina: Pamięci Niebiańskiej Sotni

Iryna Ciłyk: [Pamiętasz tę filmową scenę]

Mirek Bodnar: Balkonowy ekumenizm

Maria Mykycej: [wrześniowej miłości]

Julia Szeket: do ciebie, trawy

Jurij Wynnyczuk: Znak topielca

Marianna Kijanowska: Prospekt Czerwonej Kaliny

Natalia Bielczenko: Drohobycz

Łeś Bełej: Krymska medżuma

Switłana Lisowska: Czerniowce inne

Andrij Bondar: Dziewczynka. Dniepropietrowsk 7.04.2006

Ołeksandr Kabanow: [To jest – post na facebooku]

Jurij Andruchowycz: Seven–Eleven

Hryhorij Semenczuk: lot of connections

Anna Malihon: Another side

Wasyl Łoziński: Moja osobista rewolucja

Ilia Strongowski: Monolog o równości genderowej

Marianna Kijanowska: Prospekt Swobody

Iryna Ciłyk: [Wczoraj w telewizji pokazywali śnieg i wojnę]

Hałyna Petrosaniak: [Lato było chłodne, ona chodziła w zakrytych]

Mirek Bodnar: [nie mogę sobie zabronić pisać]

Hryhorij Semenczuk: [Przyśniła mi się wojna]

Hałyna Kruk: mama

Wano Krüger: Gwiazdoukrzyżowanie

Wasyl Symonenko: [Obeliski z granitu]

Ostap Sływynski: Baucis

Natałka Biłocerkiweć: [I śniegi – nie śniegi, i pola –]

Wano Krüger: Maleńka śliczna dziewczynka

Hałyna Petrosaniak: [Nie powinnaś się bronić]

Witalij Boryspołeć: Teoria ciekawości

Wasyl Słapczuk: [– Byłeś na wojnie? –]

Ołeksandr Gordon: [Każdy człowiek – to kraina marzeń]

Andrij Lubka: [Mówił mężczyzna: nie zobaczę słońca]

Hałyna Kruk: [Stoisz z plakacikiem „no war”]

Andrij Bondar: Też jesteście bezsilni

Wano Krüger: Łagodny uśmiech Berii

Ołeksandr Irwaneć: Kultura poza polityką. Poemat w trzech częściach

Wasyl Słapczuk: [Naboje krzyczą]

Wołodymyr Rafiejenko: [pieczątka samotności, chleb]

Dmytro Pawłyczko: Tryzub

Kateryna Babkina: [W głowie dziewczynki złociste refleksy]

Wołodymyr Rafiejenko: [Dalsze życie mamy w planie]

Dmytro Pawłyczko: Porządek

Serhij Żadan: [Za dużo polityki, we wszystkim]

Kategoria: Poezja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67249-79-9
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wielcy poeci smutnych czasów.

Uważni świadkowie końca drukowanej książki.

Poeci, przez których głosy przemawia doświadczenie

przetrwania w pustych salach,

poeci, którzy uczą swojego rzemiosła

chyba tylko czarne drozdy

za oknami katedry.

Dzielny poeto śluz na europejskich rzekach,

poeto kraju, który bezbronnie umiera,

poczuwszy zimę,

mów o nadziei,

o strachu i bezwyjściowości powiedzą ci,

którzy ciebie nie czytają.

Mów o nadziei,

mów o silnych charakterach

nauczycieli i myśliwych.

Twoja mowa – jest długa i splątana

jak Dunaj na mapie Europy.

Mów o wytrwałości sosen,

które utwierdzają się w piasku

niby rusycyzmy w mowie.

Cała poetyka twojego kontynentu

wyrasta ze śpiewu i winnej latorośli.

Mów o winnej latorośli, o złotej

ciągłości łozy, która spaja sobą

granice podobne do szwów nowego

szynela.

Mów o śpiewie kobiet na płaskim

brzegu rzeki,

o braku szans opowiedzą

ludzie z cerkwi i z gminy.

Nieskończone właściwości języka.

Jego tajemnicza struktura.

Gonić naszym ciałem nadzieję

jak rybę na czarny brzeg,

wodzić sercem potrzebne słowo

jak podróżnego przez las.

Język – to oddech

napełniony sensem.

Język – nierealna szansa

przekonania kogoś,

by nie skakał z mostu do Sekwany.

Poeta stoi pośród pustego miasta,

krzyczy do ptaków,

które lecą na zimę do Afryki Północnej:

Nie wierzę w boga.

Ale to nic strasznego. Bo jego nie ma.

We mnie nie wierzą czytelnicy.

To też nie jest straszne. Ich też nie ma.

A ponieważ ptaki nie słuchają,

poeta zaczyna je liczyć

w jesiennych podniebnych gromadach.

Starannie liczy, zapisuje

do notesu każdą jaskółkę.

Ile wyleciało, tyle

powinno też powrócić.

Wszystkie trzeba policzyć.

Żadnej nie można zapomnieć.

Prawdziwa poezja zawsze

opiera się

na dokładności.

Serhij Żadan...nie zapomnij też wspomnieć o tych, którzy wcale nie są ci bliscy,

którzy cię nie kochali lub nie strzegli, na brzeg ci wyjść nie pomogli,

i poproś też o tych, którzy wrogami się nazywają, o wszystkich,

co źli są, słabi, nie tacy jak ty, nie tacy, jak być by mogli.

Koniecznie wspomnij o tych, co są w polu, w ogrodzie, na morzu i w kinie,

i o tym, co upadł, podskoczył, przysiadł, leży, rozbił okno,

płonie w piekle, piekł pieróg, kupił garnitur, pierwszy raz do przedszkola idzie,

powiedział, co zrobi, lecz nie dał rady, nie widział gdzie czy nie wiedział dokąd.

Lepiej wymieniaj ich po nazwisku, żeby nie zgubić w tym tłoku

tej, która wciąż jeszcze jest sama, i tego, co dach nam remontuje,

co lód zimą zbija ze schodów, kto zasypia na prawym boku,

kto strach lekceważąc, poległ w boju, i tego, co wciąż źle parkuje.

Cicho w pokoju i na dworze, nocna lampka nad tobą płonie.

Jesteś teraz przejrzysty, lekki, mniejszy niż owad, subtelniejszy od rosy, niczyj –

ruszaj, potoku; rośnij, orzechu; do tego, co na górze jest, doleć,

nie zapomnij o nikim, nikogo nie pomiń i za wszystkimi się wstaw bez różnicy.

Kateryna Babkinauczucie

armatnie mięso poezji, język, którym się milczy,

zjadłszy za Ezrą Poundem soli pud.

staniesz w życiu nad przepaścią, od czego zacząć – myślisz.

na początku było słowo, to słowo to SOLITUDE.

rozwiedziono tyle istot, oswojono tyle słów.

to żołnierze, każdy swoje działo traktuje jak schron.

to Noe na swym kanoe, Bajda w bajdarce śpiewu,

tyś sam jeden jak palec, sam mówisz sobie „come on”.

sam spojrzysz sobie w twarz, sam się ze sobą zmierzysz.

i wszystko będzie trwało, jak długo będziesz w to wierzył.

Hałyna KrukPoetry Relations

poeci różnią się stopniem Celsjusza

procentem alkoholu i obrotów kół

wokół planety własnego ja

i jeszcze bliskością koszuli i ciała

chociaż nie wszyscy noszą koszule

ale zapomnijcie o tym

czytelnicy nie muszą wiedzieć niczego

o bieliźnie osobistej tych istot

wyrzućcie te słowa na śmietnik waszej pamięci

niech zgniją jak krowi obornik w ogrodzie

albo truskawki w supermarkecie

od razu do sprawy

może nawet kryminalnej

Baudelaire chłodzi

Baudelaire posypuje ostrymi korzennymi przyprawami język

anyż odświeża i budzi chęć żeby wypluć przesłodzony placek

nie można tyle jeść

kiedy było się głodnym przez tyle nocy

Villon by za to powiesił

a Baudelaire lodowatymi palcami wyrywa przyprawiony język

jak chwast który wyrósł lecz nikomu nie jest potrzebny

aaaaa

Ryokan brzmi jak ptasi śpiew

Ryok-ryokan

dźwięczny i tkliwy jak strumyczek czystej wody

bezalkoholowej i niegazowanej

wody która rodzi się na samej powierzchni

Ryokan z wyglądu przypomina smoki które lecą na wyraj

zionąc na pożegnanie ogniem

machając w powietrzu czerwonymi łapkami

z paznokciami-płatkami sakury

nawiasem mówiąc jeśli chodzi o ptaki

Hołoborod’ko też umie latać

jak wiersz który nigdy się nie zaczynał –

nigdy się nie skończy

Hołoborod’ko każdego ranka schodzi do Ługańska –

bardziej wschodnia Ukraina jest tylko na Syberii –

wschodzi jakimś gorącym kawonem słońca

z łóżka-półki na książki

podchodzi do okna na jednej nodze

i pieje kogucikiem-lizakiem

ku-ku ku-ku

i leci na wyraj

Michaił Semenko to poeta kosmiczny

znają go Marsjanie nie znają Ukraińcy

Semenko kręci loki na kominach fabryk

które masowo palą Kobzarze tego kraju

żeby sezon grzewczy nagle się nie zakończył

jak zdarza się że życie urwie ci się w trzydziestym siódmym

i – martwo pleciesz

bardzo długo

są poeci ciepli i są przystojni

o przystojnych napiszą dziewczątka w blogach –

oni są banalni jak akacje Sosiury

albo papierosy jakiegoś młodego poety

moja piosenka jest inna

może trochę z posmakiem sadzy

ale ciepła jak węgiel Donbasu

dzisiaj najbardziej rozgrzewa mnie Bohdan Zadura

on rozgrzewa moje serce moją duszę mój umysł

swoimi szepczącymi wierszami

wolnymi jak wiatr wypieczony w muszli

na jakieś wielkie święto

jak Boże Narodzenie czy Wielkanoc

on rozgrzewa moje serce moją duszę mój umysł

ale najbardziej rozgrzewa moje nogi

kiedy idę po dłoniach

które poruszają się i łaskoczą pięty

asfalt otwartymi objęciami rzuca mi się do nóg

otwartymi objęciami dłoni

nawet kiedy bosa idę po owocowych lodach śniegu

w tym czasie moje nogi rozgrzewa Bohdan Zadura –

dwa lata noszę jego błękitne skarpetki

i nie mogę się nacieszyć – tak długo skarpetki nie żyją

tylko wiersze

19–20 kwietnia 2012

Lubow JakymczukOd Andruchowycza do Żadana

Pierwszy raz przez Ukrainę przejeżdżałem w 1975 roku w drodze powrotnej z wakacji w Sozopolu, a pierwszym miastem, które zobaczyłem i zapamiętałem dobrze na zawsze, wraz z jego architekturą i ludźmi, odbywszy po nim dwugodzinny spacer w poszukiwaniu sklepu ze złotem, były Czerniowce. Nazwy pierwszego hotelu, w którym nocowaliśmy we Lwowie, nie pamiętam. Na pewno nie był to Żorż, raczej jakiś Intourist z pokojami i korytarzami jak w akademiku, i z toaletą przy końcu korytarza. Pamiętam, że papieru toaletowego – a raczej kartek, na które pocięta była gazeta – nie wolno było spłukiwać, tylko należało wrzucać do stojącego przy muszli wiaderka. (Tory szersze, rury węższe – być może przypomniał mi się wtedy dowcip, jak to budowniczy kolei pyta cara, czy tory mają być takie jak w Europie – 1435 mm – czy szersze, a ten odpowiada mu pytaniem: „na ch... szersze”, co tamten bierze za polecenie i robi rozstaw 1524 mm).

Pamiętam, że na przejazd przez Ukrainę, czyli ZSRR, wyznaczona była określona liczba godzin, nie wolno było zjechać z przewidzianej trasy, tak obsadzonej drzewami i krzewami, że skutecznie zasłaniały widok na wszystko, co poza nimi. Tylko momentami, kiedy droga biegła po pagórkach, jak przy zbliżaniu się do Lwowa, przed przednią szybą samochodu otwierała się jakaś rozleglejsza panorama. Za ten parawan zjeżdżało się tylko, kiedy na drodze suszyło się zboże – właśnie była pora żniw – i wówczas rodziła się obawa, czy dojedzie się na czas na granicę. Przekraczanie granic nawet między bratnimi, jak to wtedy mówiono, krajami nigdy nie należało do przyjemności, ale tu, w Szeginiach, potraktowany chamsko przez siedemnastoletniego na oko pogranicznika, któremu nie podobało się, że o kilka centymetrów wysunąłem się z rzędu samochodów, pomyślałem sobie: nigdy więcej. Pomyślałem tak mimo przyjaznych gestów obcych ludzi w Czerniowcach, w których jednak było coś podejrzanego – zapytany o drogę milicjant gwizdkiem przywołuje młodego człowieka z ulicy i nie prosi, a tak po prostu każe mu zaprowadzić nas do jubilera; młody człowiek przyjmuje to jako coś zupełnie normalnego i częstując nas suszoną rybą, którą ma w gazetowej tutce w kieszeni, opowiada o tym, że po dwóch latach parę dni temu pierwszy raz zobaczył swoją córeczkę, bo był na budowie BAM-u, i za nic nie może zrozumieć, że nie przyjechaliśmy z wycieczką autokarową, tylko sami, prywatnym samochodem; kobieta pracująca w fabryczce zabawek unosi okienko sutereny i ze słowami „to dla dziecka” wyrzuca na chodnik blaszane wiaderko i łopatkę. Z tej pierwszej i – jak wówczas myślałem – jedynej podróży przez Związek Radziecki przywiozłem opowiadanie „Martwa natura. Tranzyt”, o którym wspominam, bo całkiem nieźle zniosło próbę czasu.

Pierwszy przeczytany przeze mnie tekst napisany po ukraińsku to był wiersz Dmytra Pawłyczki, który miałem tłumaczyć, a Pawłyczko był pierwszym ukraińskim poetą, jakiego poznałem. Umówiliśmy się w kawiarni ZLP na Krakowskim Przedmieściu, przyszedłem wcześniej, stałem na ulicy. Dmytro się spóźnił i gdzieś się spieszył, nie wchodziliśmy do środka. Dał mi trójkolorowy długopis, pewnie kanadyjski, bo z czerwonym klonowym liściem i z tryzubem. Po jakimś czasie gdzieś go posiałem albo ktoś mi go podprowadził.

W innych okolicznościach tak mogłoby zaczynać się posłowie do tej antologii. Kusiłaby mnie opowieść o przyjaźni z Dmytrem, od którego wzięła początek ta moja dziwna przygoda z literaturą ukraińską, o naszych wspólnych podróżach do Chełma i Koszalina, spotkaniach w Warszawie, Lublinie, Kazimierzu, Puławach, Krzemieńcu i Kijowie, o przyjaźni z Mykołą Riabczukiem, z Andrijem Bondarem, Andrijem Lubką, Hałyną Kruk, Wasylem Machną, Ostapem Sływynskim, o tym, jak byłem tutorem Serhija Żadana i Lubow Jakymczuk. O miastach, które stopniowo mi się odsłaniały – Krzemieniec, Lwów, Drohobycz, ponownie Czerniowce, Użhorod, Iwano-Frankiwsk, Łuck. O tym, jak poznawałem Jurija Andruchowycza i Ołeksandra Irwancia, Switłanę Lisowską i Katię Babkinę. I o Krymie, na który nigdy nie trafiłem, podobnie jak nie byłem nigdy w Odessie ani w Charkowie.

Takie posłowie wymagałoby czasu i spokoju. Tymczasem ta antologia powstała w niecały miesiąc. Wojna wszystko zmienia, zmieniła również jej kształt. Przestałem myśleć o tej książce jako o miejscu do zebrania najpiękniejszych ukraińskich wierszy, jakie tłumaczyłem, i tych przekładów, które najbardziej mi się udały. Zdradzając wydawniczą kuchnię, powiem, że zamiast 100, w pierwszej selekcji wybrałem 126 utworów, z których nawis 26 usunął Wydawca, za co jestem mu wdzięczny. Wdzięczny jestem też Arturowi Burszcie za naleganie na to, by w 100 wierszach wolnych z Ukrainy nie powtórzyć żadnego tekstu, który był obecny w antologii Wiersze zawsze są wolne w jej wersji z 2004 roku i z roku 2007; to pociągnęło za sobą rezygnację z kilku ważnych dla mnie autorów, takich jak choćby Hryhorij Czubaj. Kilkoro poetów trafiło do tej książki trochę przypadkowo, wcześniej ich nie pokazywałem (na przykład Julia Szeket czy Ołeksandr Gordon). Tytuł też jest pomysłu Artura – lubię go, bo poza innymi sensami nawiązuje dyskretnie (i odsyła) do tamtej antologii sprzed kilkunastu lat. Choć wiem o poezji ukraińskiej dzisiaj dużo więcej niż wtedy, to 100 wierszy z tamtym zbiorem łączy podobna arbitralność czy subiektywność wyboru. W lwiej części to wiersze „moich” Ukraińców, z którymi się przyjaźnię, lubię ich albo przynajmniej znam. Chcę się też nisko ukłonić Joannie Mueller, która ułożyła te wiersze 39 poetów i poetek, tworząc z nich pewną opowieść. Niezależnie od tego, jak ta antologia jest (nie)reprezentatywna, opowieść wydaje mi się wciągająca i frapująca. Bałem się trochę, że będzie to monotematyczna książka o wojnie, bo chociaż po 24 lutego 2022 roku powstał tylko poemat Ołeksandra Irwancia, to wojna zaczęła się już w 2014 roku. I oczywiście, wojny tu dużo, ale sporo także podróży, marzeń, miłości (nie tylko do ojczyzny), codzienności i historii, zachwytu i goryczy, wielkiego serio i poczucia humoru. I jaskółek, jak w wierszu Żadana, które trzeba policzyć i żadnej nie można zapomnieć, bo prawdziwa poezja zawsze opiera się na dokładności.

Puławy, 12 kwietnia 2022 roku

Bohdan Zadura
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: