13 bajek z królestwa Lailonii dla dużych i małych oraz inne bajki - ebook
13 bajek z królestwa Lailonii dla dużych i małych oraz inne bajki - ebook
„Teraz jesteśmy już bardzo starzy. Na pewno nigdy nie dowiemy się, gdzie leży Lailonia, i na pewno nigdy jej nie zobaczymy. Być może jednak ktoś z was będzie miał więcej szczęścia, może komuś uda się trafić kiedyś do Lailonii. Jadąc tam, oddajcie w naszym imieniu kwiatek nasturcji królowej Lailonii i powiedzcie jej, jak bardzo chcieliśmy się tam dostać i jak nam się to nie udało.”
To przedziwne, zaskakujące i napisane z wyjątkowym poczuciem humoru bajki „dla dużych i małych”. Można je odczytywać na wielu poziomach, dzieci odnajdą tu swoją Nibylandię, a dorośli Lailonię.
Tekst uzupełniają piękne ilustracje autorstwa znakomitego grafika Pawła Pawlaka, który również opracował książkę typograficznie. Treść i forma na najwyższym poziomie.
Kategoria: | Filozofia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-3393-5 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Straciliśmy razem z moim bratem mnóstwo czasu na odkrycie, w jakiej stronie świata leży państwo Lailonia. Najpierw pytaliśmy wszystkich znajomych: gdzie leży Lailonia?
Nikt nam nie umiał powiedzieć. Potem nawet zaczepialiśmy nieznajomych ludzi na ulicy i zadawaliśmy to samo pytanie. Ale wszyscy wzruszali ramionami i mówili, że nie wiedzą. Potem zaczęliśmy wysyłać listy do różnych mądrych ludzi, którzy piszą książki, więc powinni wiedzieć, gdzie jaki kraj leży. Wszyscy odpowiadali nam bardzo grzecznie i żałowali, że nie mogą nam pomóc, ale naprawdę nikt z nich nie miał pojęcia, gdzie się znajduje Lailonia. Praca ta zajęła nam dużo czasu, ale postanowiliśmy nie dać za wygraną. Zaczęliśmy kupować wszystkie globusy i mapy, jakie nam udało się zdobyć: stare i nowe, piękne i brzydkie, szczegółowe i mniej szczegółowe. Siedzieliśmy po całych dniach nad mapami, szukając Lailonii, a gdy nie udało się nam znaleźć, wychodziliśmy na miasto w poszukiwaniu nowych map. W końcu w naszym mieszkaniu było tyle albumów geograficznych, globusów i map, że nie można było się ruszyć. Mieszkanie mieliśmy wygodne, ale malutkie i nie starczało miejsca na tyle papierów i globusów. Zaczęliśmy więc wynosić meble, żeby zrobić miejsce dla nowych map, bo przecież musieliśmy w końcu dowiedzieć się, gdzie leży naprawdę Lailonia. Wreszcie w mieszkaniu nie było już nic oprócz map i globusów, między którymi my sami z bratem przeciskaliśmy się z największym trudem; braliśmy też różne lekarstwa, żeby schudnąć i zajmować trochę mniej miejsca w mieszkaniu, aby można było sprowadzić więcej map. Obaj schudliśmy bardzo i jadaliśmy coraz mniej, zarówno dlatego, że musieliśmy mieć miejsce na mapy, jak i dlatego, że nie mieliśmy pieniędzy na jedzenie, bo wszystko wydawaliśmy na książki geograficzne, globusy i mapy. Była to naprawdę ciężka praca, która zajęła nam wiele lat. Nie robiliśmy nic innego, tylko szukaliśmy Lailonii.
Wreszcie po wielu latach, kiedy obaj zestarzeliśmy się znacznie i byliśmy prawie całkiem siwi, szczęśliwy traf, zdawało się, wynagrodził nam nasze trudy. Na jednej z wielu tysięcy map znaleźliśmy nazwę: LAILONIA. Ucieszyliśmy się tak bardzo, że zaczęliśmy obaj tańczyć z radości, podskakiwać i śpiewać, a potem szybko wybiegliśmy na ulicę i w pobliskiej cukierni zjedliśmy ciastka z herbatą. Rozmawialiśmy długo o naszym sukcesie i bardzo zadowoleni wróciliśmy do domu, żeby lepiej jeszcze zbadać swoje odkrycie. I tu znowu spotkało nas straszne nieszczęście. Widocznie w czasie tego tańca i podskakiwania porozrzucaliśmy nasze książki i papiery, które pomieszały się tak bardzo, że mimo długich wysiłków nie udało nam się odnaleźć mapy, gdzie była zaznaczona Lailonia. Szperaliśmy po całym mieszkaniu wiele dni i tygodni, przetrząsaliśmy każdy papierek – na próżno. Mapa jakby się pod ziemię zapadła. Zapewniam was, że nie zaniedbaliśmy niczego i poszukiwania prowadziliśmy z największą skrupulatnością, na jaką było nas stać. Mimo to nie udało się nam powtórnie odnaleźć naszej mapy.
Byliśmy już bardzo zmęczeni i zniechęceni, bo wszystko przemawiało za tym, że nigdy nie uda nam się osiągnąć celu. Brat zrobił się siwy jak gołąbek, a ja wyłysiałem prawie całkowicie. Nie mieliśmy sił na dalsze poszukiwania i skarżyliśmy się na los, co nas tak marnie oszukał. Już prawie straciliśmy nadzieję, że kiedykolwiek odszukamy Lailonię, kiedy nowy przypadek przyszedł nam z pomocą. Zjawił się pewnego ranka w naszym mieszkaniu listonosz i przyniósł małą przesyłkę. Odebraliśmy ją i dopiero po wyjściu listonosza spojrzeliśmy na nadawcę. Wyobraźcie sobie nasze wrażenie, kiedy na stemplu pocztowym przeczytaliśmy najwyraźniej: LAILONIA. Stanęliśmy osłupiali i na chwilę odjęło nam mowę. Ale zaraz mój brat, który jest bardzo roztropnym człowiekiem, wykrzyknął: „Pędź-my za listonoszem, on musi wiedzieć, gdzie jest Lailonia, skoro dostał przesyłkę!” Pobiegliśmy bez tchu za listonoszem i udało nam się go złapać jeszcze na schodach. Nieszczęśliwy człowiek myślał, że chcemy go pobić, tak gwałtownie rzuciliśmy się na niego. Ale szybko wytłumaczyliśmy mu, o co chodzi.
– Niestety, panowie – powiedział listonosz – nie wiem, gdzie leży Lailonia. Ja dostaję tylko przesyłki do rozniesienia i znam się tylko na geografii kilku ulic, a już więcej to nie. Ale może naczelnik poczty będzie wiedział.
– Bardzo trafnie – krzyknął mój brat. – Idziemy do naczelnika poczty!
Do naczelnika poczty dostaliśmy się bez trudu. Przyjął nas miło i przyjaźnie, ale na nasze pytanie rozłożył bezradnie ręce.
– Nie, proszę panów, nie wiem absolutnie, gdzie leży Lailonia. Znam tylko geografię swojej dzielnicy. Ale dam wam radę. Idźcie do Jeszcze Większego Naczelnika poczty, który dostaje listy i paczki z zagranicy. On musi wiedzieć.
– Poszliśmy więc do Jeszcze Większego Naczelnika. Tu już nie poszło tak łatwo, ponieważ Jeszcze Większy Naczelnik miał mnóstwo pracy, był bardzo zajęty i nie mógł nas przyjąć od razu. Musieliśmy się długo starać, zabiegać i prosić, telefonować, chodzić po różne przepustki i składać podania. Trwało to długo, wiele tygodni, ale w końcu nasze starania spotkał sukces. Jeszcze Większy Naczelnik zgodził się nas przyjąć. Wyznaczył nam spotkanie o piątej rano, bo był bardzo zajęty. Dlatego, bojąc się zaspać (a nie mieliśmy zegarków, które zostały sprzedane na zakup map), nie spaliśmy z bratem całą noc i idąc do urzędu, byliśmy niewyspani i zmęczeni. Mimo to nadzieja i radość wypełniały nam serce, bo teraz wiedzieliśmy prawie na pewno, że wreszcie nasze trudy się skończą.
– Jeszcze Większy Naczelnik był także bardzo miły i życzliwy. Poczęstował nas herbatą i piernikiem, a prośby naszej wysłuchał cierpliwie. Potem pokiwał głową.
– Ach, moi panowie – powiedział. – Rozumiem dobrze wasze zmartwienie. Ale widzicie, panowie, ja mam na głowie tyle pracy, że nie mogę pamiętać o wszystkim. Na świecie jest bardzo dużo krajów i ja nie mogę wszystkich spamiętać. Nie wiem, niestety, gdzie leży Lailonia.
– Już zaczęła mnie ogarniać rozpacz, że znowu wszystko na nic, kiedy nagle mój brat, który naprawdę jest bardzo mądry, zawołał:
– Ale w takim razie, szanowny Jeszcze Większy Naczelniku, któryś z pana podwładnych musi wiedzieć, bo oni przecież mają mniej spraw na głowie i każdy ma tylko kilka krajów do załatwienia.
– Dobra myśl – powiedział Jeszcze Większy Naczelnik. – Zaraz zadzwonię do swoich czterech zastępców i zapytam, który z nich ma w swoim resorcie Lailonię.
Potem zdjął słuchawkę telefoniczną i powiedział: „Proszę mnie połączyć z kierownikiem od spraw Południa”. A kiedy go połączono, zapytał: „Panie kierowniku, czy na Południu znajduje się państwo Lailonia?” „Stanowczo nie – odpowiedział kierownik – to musi być gdzie indziej”. Kierownik od spraw Północy odpowiedział po chwili to samo, i to samo odpowiedział kierownik od spraw Wschodu. Wtedy już byliśmy pewni, że o Lailonii będzie wiedział kierownik od spraw Zachodu, bo przecież gdzieś musi leżeć Lailonia. Ale kierownik od spraw Zachodu na pytanie Jeszcze Większego Naczelnika powiedział: „Nie, stanowczo Lailonia nie leży na Zachodzie. To musi być gdzie indziej”.
Jeszcze Większy Naczelnik rozłożył ręce. „Niestety, widzicie, panowie, że o Lailonii nie może powiedzieć żaden z moich kierowników”.
– Ale skoro dostaliśmy przesyłkę z Lailonii – powiedziałem (bo ja też jestem troszeczkę mądry, chociaż nie tak mądry jak brat) – to musiał ktoś tę przesyłkę przywieźć, a więc ktoś musi wiedzieć, gdzie leży Lailonia.
– Bardzo możliwe – odpowiedział Jeszcze Większy Naczelnik – bardzo możliwe, że ktoś wie. Ja jednak tego kogoś nie znam.
Bardzo nam było smutno, ale brat spróbował chwycić się jeszcze jednej możliwości.
„Panie Jeszcze Większy Naczelniku – spytał – a może jest jeszcze Bardzo Największy Naczelnik, który musi wiedzieć o wszystkim?”
– Bardzo Największy Naczelnik – powiedział Jeszcze Większy Naczelnik – na pewno by wiedział, gdzie leży Lailonia, ale niestety wyjechał.
– A kiedy wróci Bardzo Największy Naczelnik?
– Bardzo Największy Naczelnik już nigdy nie wróci – powiedział ze smutkiem Jeszcze Większy Naczelnik. – Wyjechał na zawsze.
– Więc już nie ma żadnej rady? – zapytaliśmy z rozpaczą. – Już nikt, absolutnie nikt nie wie, gdzie leży Lailonia?
– Nie umiem panom pomóc – powiedział Jeszcze Większy Naczelnik i dał znak, że audiencja się skończyła.
Wyszliśmy zapłakani i nawet nie mieliśmy w kieszeni chusteczek do nosa, bo wszystkie chusteczki wyrzuciliśmy z domu dawno, aby zrobić więcej miejsca na mapy i globusy.
Szliśmy do domu, ocierając łzy rękawem, i dopiero przed samymi drzwiami mój brat nagle przystanął.
– Słuchaj no – powiedział. – Jeszcze Większy Naczelnik pytał po kolei czterech kierowników. Ale przecież możliwe, że ma pięciu kierowników pod swoją władzą i po prostu o jednym zapomniał.
– Wzywał kierowników od Południa, Północy, Wschodu i Zachodu – odpowiedziałem na to. – Czy myślisz, że są jeszcze jakieś strony świata?
– Nie wiem – powiedział brat. – Nie wiem dokładnie. Nie jest wykluczone, że jest pięć stron świata albo więcej.
A więc musimy wrócić do Jeszcze Większego Naczelnika i jeszcze raz się upewnić.
Znowu słabiutka nadzieja zaświtała nam w sercu. Szybko pobiegliśmy z powrotem do urzędu. Ale okazało się, że Jeszcze Większy Naczelnik jest zajęty i nie może nas przyjąć. Nie było rady, trzeba było od nowa zacząć te same starania o audiencję. Trwało to bardzo długo, znowu podania, znowu telefony, przepustki, prośby. Ale tym razem się nie udało. Jeszcze Większy Naczelnik oświadczył, że ma bardzo dużo pracy, że już raz nas przyjął i zrobił, co mógł, a więcej nie może.
Teraz już naprawdę nie było wyjścia. Wszystkie drogi były zamknięte, wszystko co możliwe było już wypróbowane. Nawet nie chciało nam się więcej szukać w mapach, tylko siedzieliśmy w swoim mieszkaniu i płakaliśmy cichutko.
Teraz jesteśmy już bardzo starzy. Na pewno nigdy nie dowiemy się, gdzie leży Lailonia, i na pewno nigdy jej nie zobaczymy. Być może jednak ktoś z was będzie miał więcej szczęścia, może komuś uda się trafić kiedyś do Lailonii. Jadąc tam, oddajcie w naszym imieniu kwiatek nasturcji królowej Lailonii i powiedzcie jej, jak bardzo chcieliśmy się tam dostać i jak nam się to nie udało.
Ale zapomniałem jeszcze powiedzieć, co było w tej przesyłce. Oczywiście, rozpakowaliśmy ją natychmiast. Przesyłka zawierała króciutki liścik, w którym pewien mieszkaniec Lailonii nazwiskiem Ibi Uru donosił nam, że dowiedział się, iż interesujemy się Lailonią, i wobec tego przesyła nam zbiorek najmniejszych opowiadań starych i nowych, które są znane w tym kraju. Zbiorek ten był dołączony do listu. Nasz korespondent zapomniał niestety napisać, gdzie leży Lailonia, i nie podał bliższego adresu, a więc nie mogliśmy mu odpisać. Wzięliśmy tylko ów zbiorek opowiadań i chcemy go wszystkim pokazać, aby wszyscy mogli się dowiedzieć chociaż troszeczkę o Lailonii, kraju, którego nie udało się nam znaleźć na mapie.