18 mgnień tropiku. Wojsko Polskie w Kambodży 1992 - 1993 - ebook
18 mgnień tropiku. Wojsko Polskie w Kambodży 1992 - 1993 - ebook
W przeciwieństwie do kontyngentów wojskowych na Bałkanach czy Bliskim Wschodzie, misja Wojska Polskiego w Kambodży w ramach ONZ nie zapisała się w powszechnej pamięci. Nie powstały o niej filmy fabularne, pisano o niej niewiele i z reguły źle. Stało się tak, mimo że była to jedna z najbardziej udanych misji zagranicznych wojska polskiego po ’89. Polscy żołnierze wypełnili zadania mandatowe, przeciwstawili się krwawym Czerwonym Khmerom, a gdy wyjeżdżali, odrestaurowane Królestwo Kambodży dołączyło do najstabilniejszych państw rejonu.
18 mgnień tropiku to zbiór wspomnień weteranów polskiego kontyngentu wojskowego w latach 1992-93. Oddaje głos tym, którzy mimo upałów, niedostatku zaopatrzenia, chorób i ataków Czerwonym Khmerów mieli niebagatelny wpływ na odbudowę państwa zniszczonego przez reżim Pol Pota.
18 mgnień tropiku ukazuje misję od każdej strony: od najbardziej chwalebnej, po momenty trudne. Bogaty materiał fotograficzny stanowi znakomite uzupełnienie książki, która obecnie najbardziej wyczerpuje temat polskiego kontyngentu wojskowego w Kambodży.
Wspomnienia weteranów mają na celu stępić ostrze mitów, półprawd i niegodziwości, jakie nagromadziły się w mediach przez ostatnie 25 lat na temat udziału żołnierzy WP w misji UNTAC. Głównym ich celem jest przedstawienie żołnierskiego wysiłku w trudnych warunkach klimatycznych. Pokazanie przedsięwzięć budujących zaufanie między ludźmi, a także przypomnienie mało znanych bohaterskich czynów żołnierzy, w tym m.in. obronę baz przed atakami oddziałów Czerwonych Khmerów oraz innych incydentów zbrojnych z udziałem Polaków.
Pułkownik w st. spocz. Tadeusz Jan Jędrzejczak
Ocena służby żołnierzy PKW w Kambodży, prezentowana w mediach publikacjach, była i jest obliczona na tanią sensację, a w konsekwencji zysk wydawniczy. Uwypuklanie pojedynczych, choć prawdziwych przypadków nadużywania alkoholu czy kobiet i fałszowanie skali tych zjawisk jest zabiegiem socjotechnicznym, mającym na celu zwiększyć sprzedaż książek. To tak, jakby ogłosić, że twórczość Adama Mickiewicza należy wykreślić jako bezwartościową i usunąć ze szkół, ponieważ autor prowadził się niemoralnie.
Dlatego my, uczestnicy Misji w Kambodży, w swoich wspomnieniach staramy się przywrócić właściwe proporcje faktom i zjawiskom, które miały miejsce w trakcie służby. Dotyczy to zjawisk i faktów zarówno tych źle i dobrze świadczących o okresie naszej służby w Kambodży.
Zatem zapraszam Państwa, do wędrówki śladami wspomnień, opinii i impresji uczestników Misji po „świecie UNTAC” w pięknych i trudnych „okolicznościach” azjatyckiego „Reality Cambodia”.
Fragment wstępu pułkownika w st. spocz. mgr inż. Andrzeja Fularczyka
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66115-53-8 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Prezentujemy rozwinięcia skrótów, na jakie Czytelnik natknie się podczas lektury. Antykwą zapisaliśmy angielskie rozwinięcia tychże oraz ich polskie tłumaczenie (w nawiasie); kursywą – jeżeli pochodzą z innego języka. Mamy nadzieję, że niniejszy rozdział ułatwi lekturę 18 mgnień tropiku.
AIDS – Acquired Immunodeficiency Syndrome (zespół nabytego niedoboru odporności)
ANKGAR – „Organizacja” (określenie używane przez komunistów spod znaku Pol Pota przed 1975)
ANKI – Armee Nationale pour un Kampuchea Independent (National Army of Independent Kampuchea – Narodowa Armia Demokratycznej Kampuczy)
BANGABATT – batalion z Bangladeszu
bat (batt) – Battalion – batalion
BULGBATT – batalion z Bułgarii
CivPol Civilian Police – policja cywilna (ONZ)
CK (lub KR – Khmers Rouges; Khmer Rouge) – Czerwoni Khmerzy (zarówno polityczna, jak i militarna organizacja)
CLO – Chief Logistics Officer (szef logistyki)
CMO – Chief Military Observer (szef obserwatorów wojskowych)
CO – Commanding Officer (dowodzący ); OC – dowodzący (kompanią)
COS – Chief of Staff (szef sztabu)
Coy Company – kompania (od 50 do 120 żołnierzy)
CPAF – Cambodian People’s Armed Forces (Ludowe Siły Zbrojne Kambodży )
CSZ – Centralna Składnica Zaopatrzenia
CTO – Chief Transportation Officer (szef transportu)
CTO – compensatory time off (czas wolny za nadgodziny i prace w dni świąteczne )
DUTCHBATT – batalion z Holandii
DK – Democratic Kampuchea (The Khmer Rouge – Demokratyczna Kampucza )
DK MON – Departament Kadr Ministerstwa Obrony Narodowej
D(Z)WSZ – Departament Wojskowych Spraw Zagranicznych
Engr – engineer (inżynieryjny)
FC – Force Commander (dowódca sił ONZ)
FOD – Field Operations Division (Wydział Działań Polowych )
FRENCHBATT – batalion z Francji
FSA – Field Service Assistant (Polowa Służba Wsparcia)
FULRO – United Front for the Liberation of Oppressed Races (fr.: Front Uni de Lutte des Races Opprimées – Zjednoczony Front Wyzwolenia Narodów Uciskanych)
FUNCINPEC – (fr.) Front Uni National pour un Cambodge Indépendant, Neutre, Pacifique, et Coopératif (Zjednoczony Front Narodowy Kambodży do walki o niepodległy, neutralny, pokojowy i kooperatywny kraj)
FUNK – (fr.) Front uni national du Kampuchéa (Zjednoczony Narodowy Front Kampuczy)
GMZ (Z) Greenwich Mean Time (Zulu-time) – „czas zulu”, odpowiada literze „Z”, oznaczający południk zerowy (dł. geograficzna 0)
GHANABATT – batalion z Ghany
HIV – Human Immunodeficiency Virus (wirus upośledzenia odporności)
HQ, Headquarters – sztab, kwatera główna
ICORC – International Committee on the Reconstruction of Cambodia (Miedzynarodowy Komitet ds. Odbudowy Kambodży)
IMMiT – Instytut Medycyny Morskiej i Tropikalnej
INDIBATT – batalion z Indii
INDOBATT – batalion z Indonezji
KHMER KROM – etniczny Khmer urodzony i wychowany w południowym Wietnamie
KPNLAF – Khmer People’s National Liberation Armed Forces 1972 – 1975 (siły Ludowej Khmerskiej Armii Narodowo-Wyzwoleńczej) w latach 1972 – 1975)
KPNLF – Khmer People’s National Liberation Front (Ludowy Khmerski Front Narodowego Wyzwolenia)
Log Logistics – logistyka (logistic – logistyczny)
Log Det Logistic Detachment – pododdział logistyczny (większy od plutonu, a mniejszy od kompanii)
Log Bn – Logistic Battalion (batalion logistyczny)
MALBATT – batalion z Malezji
MMWG – Mixed Military Working Group (mieszana wojskowa grupa robocza).
MOVCON – Movement Control zarządzanie komunikacją
MP, Military Police – żandarmeria wojskowa
MSA – Mission Subsistence Allowance (misyjna dieta dzienna)
NADK – National Army of Democratic Kampuchea (Narodowa Armia Demokratycznej Kampuczy )
NCO – Non-comissioned Officer (podoficer)
NGO – Non-governmental Organization (orgtanizacja pozarzadowa)
PAKBATT – batalion z Pakistanu
PCIU – Property Control and Inventory Unit (zespół ds. kontroli stanu magazynowego wyposażenia)
PDK – Party of Democratic Kampuchea (Partia Demokratycznej Kambodży)
PL, Platoon – pluton (ok. 30 żołnierzy)
POL, PL, Polish – polski, np. Pol Engr TF – polskie inżynieryjne siły zadaniowe (zgrupowanie inżynieryjne)
PNP SZ Phnom Penh Special Zone – Strefa Specjalna Phnom Penh
PRK People’s Republic of Kampuchea – Ludowa Republika Kampuczy (Kambodży)
P(Ś)OW – Pomorski (Śląski) Okręg Wojskowy
SIT – Strategic Investigation Team (strategiczny zespół dochodzeniowy)
SMO – Senior Military Observer (starszy obserwatorów wojskowych)
SNC – Supreme National Council (Najwyższa Rada Państwa)
Senior National Officer – starszy narodowy
SOC – State of Cambodia (Państwo Kambodża)
SOP – Standard Operating Procedure (standardowa procedura działania)
SRSG – Special Representative of Secretary General (specjalny przedstawiciel Sekretarza Generalnego )
STD – Sexually Ttransmitted Diseases (choroby przenoszone drogą płciową)
TACON – Tactical Control (taktyczne kierowanie)
TF – Task Force (siły zadaniowe)
TUNBATT – batalion z Tunezji
TC Transit Camp PNP – baza tranzytowa (przejściowa), 17 km na południe od Phnom Penh.
UNAMIC – United Nations Advance Mission in Cambodia (Misja Przygotowawcza ONZ w Kambodży)
UNHCR – United Nations High Commissioner for Refugees (Wysoki Komisarz Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców)
UNICEF – United Nations Children’s Fund (Fundusz Narodów zjednoczonych na rzecz Dzieci)
UNMO – United Nations Military Observer (obserwator wojskowy ONZ)
UNPROFOR – United Nations Protecton Force (siły Ochronne ONZ)
UNTAC – United Nations Transitional Authority in Cambodia (Tymczasowa Administaracja Narodów Zjednoczonych w Kambodży)
UNTAG – United Nations Transition Assistance Group (Grupa Pomocy ONZ dla Namibii)
URUBATT – batalion z Urugwaju
Wat – świątynia buddyjska (najbardziej znana to zespół Angkor Wat)
WFP – World Food Programme (Światowy Program Żywnościowy)
WO – Warrant Officer (chorąży)
Skróty głównych miejscowości (wg UNTAC)
BTB – Battambang
KCM – Kampng Cham
KPT – Kampong Thom
KRT – Kratie
MKI – Mondul Kiri
PNP – Phnom Penh
PVR – Preah Vihear
PST – Pursat
PVG – Prey Veng
RKI – Ratanak Kiri
SHV – Sihanouk Ville
SRP – Siem Reap
STG – Stung Treng
UTP – UtapaoTytułem wstępu
Andrzej Fularczyk
Pod koniec 1964 roku po ponad dwunastomiesięcznej nieobecności odwiedził naszą rodzinę brat mojej mamy. Dawno niewidziany wujek spędził ten czas, uczestnicząc w roli szefa grupy tłumaczy konferencyjnych Delegacji Polskiej przy Międzynarodowej Komisji Kontroli i Nadzoru w Indochinach, a konkretnie w Wietnamie, Laosie i Kambodży. Wtedy to po raz pierwszy słowo Kambodża wybrzmiało w moim domu rodzinnym. Dla mnie, dwunastoletniego chłopca, opowieści wujka o Indochinach były niczym wzięte żywcem ze świata baśni, horroru, surrealizmu i groteski razem wziętych – tworząc mieszankę, której nie byłem w stanie ogarnąć.
Po niecałych trzydziestu latach od powrotu mojego wujka z Indochin, 28 lutego 1992 Rada Bezpieczeństwa ONZ podjęła Rezolucję 745 (1992) o przeprowadzeniu operacji pokojowej w Kambodży i powołaniu w tym celu Misji Tymczasowej Administracji Narodów Zjednoczonych w Kambodży – UNTAC. Polska została również zaproszona do udziału w tej największej i najbardziej kosztownej z dotychczasowych operacji ONZ. Polski Kontyngent Wojskowy (PKW) Misji UNTAC zawierał – najogólniej rzecz biorąc – komponent logistyczny i inżynieryjny, jak również obsadę Centralnej składnicy Zaopatrzenia Misji, grupę obserwatorów wojskowych oraz oficerów sztabu Kwatery Głównej.
Formowanie jednostek PKW rozpoczęto dopiero w kwietniu 1992 r. w Wojskowym Centrum Szkolenia dla potrzeb Sił Pokojowych ONZ w Kielcach. Czasu było niewiele. Z tego powodu szkolenie nastawiono na przekazanie podstawowej wiedzy o tym, na co zwracać szczególną uwagę, aby uniknąć zagrożenia życia. (Podejrzewam, że wyjazd mojego wujka do Indochin również nie był poprzedzony zbyt obszernym programem szkolenia. Stąd jego konfrontacja z indochińską rzeczywistością musiała być szokująca).
Niewielu z nas – członków kontyngentu – miało wiedzę na temat przyczyn powstania misji i jej celów. Jednak ta niewiedza nie spędzała snu z powiek przyszłych żołnierzy spod znaku „błękitnego beretu”. O wiele żywsze zainteresowanie budziły kwestie dotyczące przyszłych warunków bytowych i płacowych. Wiedzieliśmy, że zadaniem kompanii logistycznych będzie zaopatrywanie jednostek wojskowych i komponentów cywilnych w różnorakie dobra, a zgrupowania saperów naprawa dróg i mostów. Jednym słowem w machinie misyjnej stanowiliśmy trybiki wmontowane w podzespoły odpowiedzialne za zadania logistyczne i inżynieryjne.
Tak ograniczona wiedza musiała nam wystarczyć na początek; resztę musieliśmy zdobywać sami drogą prób i błędów. Spróbujmy pobieżnie zorientować się, czego nie wiedzieliśmy. Z grubsza można tę kwestię sprowadzić do czerech podstawowych pytań.
Po pierwsze, o co chodziło w tej Kambodży, że ONZ musiał interweniować?
Poniżej przedstawiam wydarzenia w wielkim skrócie, bez wnikania w szczegóły.
Kluczowym w tej kwestii jest rok 1970. Wtedy na scenie politycznej Kambodży zaakcentowało wyraziście swą aktywność trzech aktorów. Król Kambodży Sihanouk, premier rządu – gen. Lon Nol oraz Saloh Sar – przywódca Czerwonych Khmerów, używający pseudonimu Pol Pot.
Nadszedł w brzemienny w ważne dla Kambodży wydarzenia rok 1970. Jak zwykle w styczniu książę Sihanouk wraz z małżonką wyjechał do Francji na kurację. Przed wyruszeniem w podróż kilkakrotnie ostro napiętnował obecność wojsk wietnamskich i Vietcongu na pograniczu Kambodży. Nieobecność księcia miała jednak dla kraju następstwa znacznie gorsze. 18 marca 1970 roku premier-generał Lon Nol z inspiracji księcia Sirik Mataka dokonuje zamachu stanu. Ogłasza pozbawienie władzy Sihanouka. Kambodża zamiast monarchii staje się republiką khmerską.
Następnego dnia Lon Nol wprowadził stan wyjątkowy w Kambodży. Władze USA uznały nowy rząd. Czerwoni Khmerzy wykorzystując zamieszanie w kraju, powiększyli obszar kontrolowanych przez siebie terenów. Nastąpiła ich konfrontacja z wojskami „Republiki Khmerskiej”. Rozgorzała wojna domowa. W kwietniu tego roku Lon Nol zwrócił się oficjalnie o pomoc USA w walce z komunistami. Uzyskał ją, lecz skorumpowany i nieudolny rząd Lon Nola powoli przegrywał wojnę domową. W latach 1970 – 1974 Czerwoni Khmerzy zdobywali coraz większe połacie kraju. Aż 17 kwietnia 1975 roku wkroczyli do ostatniego bastionu reżimu Lon Nola – stolicy kraju.
Nadchodzi pamiętny dzień 17 kwietnia 1975 roku. Zamilkły działa; ustał artyleryjski ostrzał stolicy. Wśród mieszkańców zapanowała radość – i ulga. Nikt nie wątpi, że nastał wreszcie upragniony kres wojny. Późnym rankiem z czterech stron wkraczają do miasta żołnierze czerwonokhmerscy. Są bardzo młodzi – to pierwsze spostrzeżenie, jakie się rzuca. Czarne ubiory, kraciaste chusty, płaskie czapki.
Już następnego dnia zaczął się terror Czerwonych Khmerów w stworzonym przez nich państwie, nazwanym jak na ironię Demokratyczna Kampucza.
Ludność stolicy, która początkowo wiwatowała na cześć przybyszów, witając ich kwiatami i białymi chorągiewkami, zaczyna patrzeć na nich z nieufnością i lękiem. Nim upłyną dwadzieścia cztery godziny, padnie rozkaz wręcz niewiarygodny, egzekwowany przez nowe władze z całą bezwzględnością – wszyscy mają natychmiast opuścić stolicę i udać się na wieś, w różne strony kraju. Wolno im zabrać najbardziej niezbędne rzeczy.
Mieszkańcy Phnom Penh w ciągu jednej doby stali się „nowym ludem” lub też „ludźmi 17 kwietnia” czyli w istocie ludźmi pozbawionymi wszelkich praw obywatelskich i człowieczych.
Gdy na czele rządu Demokratycznej Kampuczy stanął osobiście Pol Pot, jego krwawy terror pochłonął około 25% khmerskiej populacji. Okrucieństwo Czerwonych Khmerów najdobitniej można zilustrować, przytaczając dyrektywę o oszczędzaniu amunicji.
Czerwoni Khmerowie mieli surowy rozkaz, aby oszczędzać amunicji. Dużego psa trudniej jest zabić motyką niż człowieka.
Zabijanie motyką stało się „wizytówką” ludobójstwa w Kambodży, dokonywanego przez reżim Pol Pota. Znajdujące się na obrzeżach Phnom Penh więzienie śledcze Tuol Sleng o kryptonimie S-21 jako żywo przypominało hitlerowski obóz koncentracyjny.
Obszerna sala pełna złachmanionej, podartej odzieży. Sterta kłaków włosów ludzkich przypomina obóz oświęcimski. W otwartej wielkiej szafie mnóstwo okularów. Krótkowidz stawał się w Kampuczei automatycznie podejrzany o przynależność do inteligencji. A inteligencja znajdowała się na pierwszym miejscu wśród warstw społecznych skazanych na zagładę.
W polityce zagranicznej rząd Demokratycznej Kambodży, zwanej niekiedy „Demokratyczną Kampuczą”, obrał kurs na konfrontację z komunistycznym Wietnamem.
Trudno określić dokładną datę zaostrzenia stosunków khmersko-wietnamskich. Prawdopodobnie nastąpiło to z chwilą wydania przez „870” – kryptonim komitetu centralnego partii – w początkach stycznia 1977 roku nakazu zgromadzenia w określonych punktach Wietnamczyków, zamieszkałych w Kambodży. Było ich niewielu, albowiem ścigani i prześladowani jeszcze za czasów Lon Nola, woleli wówczas opuścić Kambodżę. Pozostało jednak sporo Wietnamek, żon Khmerów. Los ich niebawem został przypieczętowany: wymordowano wszystkie, oprócz nielicznych, które w porę ostrzeżone, zdołały uciec.
Rezultatem takiej polityki był otwarty konflikt zbrojny między siłami Wietnamu a „Demokratycznej Kampuczy”. Jedna z najkrwawszych bitew miała miejsce w pobliżu Kratie.
w listopadzie 1978 roku – niezależnie od silnej koncentracji wojsk na granicy z Kambodżą – wietnamskie oddziały weszły na teren prowincji Kratie i stoczyły krwawą walkę ze stacjonującymi w niej wojskami czerwonokhmerskimi. Znaczna część terenu pozostała w rękach wietnamskich.
Z tych terenów została wyprowadzona ofensywa pod kryptonimem „Rozkwitający Lotos”. Operacja ta zadecydowała o losach konfliktu na korzyść Wietnamu.
Natarcia ze wszystkich stron szły w kierunku stolicy. Wietnamskie siły lądowe wspierało lotnictwo, zarówno radzieckie migi, jak i maszyny odziedziczone po Amerykanach. Czerwoni Khmerzy umieli zabijać bezbronnych pałkami i maczugami. Walczyć, zwłaszcza z doświadczonym, sprawnym przeciwnikiem nie potrafili. Większość doradców oraz instruktorów chińskich wsiadła zawczasu na statki w porcie Kompong Som i odpłynęła do kraju, pozostawiając Czerwonych Khmerów ich własnemu losowi. Na lotnisku Pochentong w Phnom Penh stały rzędy samolotów. Nie było komu ich obsługiwać.
Ostatecznie 7 stycznia 1979 armia wietnamska zdobyła stolicę kraju. Nazajutrz została utworzona Ludowa Rada Rewolucyjna Kampuczy, zależna od komunistów wietnamskich. 12 stycznia 1979 nastąpiło utworzenie Ludowej Republiki Kampuczy. Do roku 1990 krajem rządził „wielki brat” zza wschodniej granicy. W kraju zawiązywały się koalicje mające na celu uwolnienie Kambodży spod wpływu Wietnamu. Rosło napięcie zarówno w kraju, jak i w regionie. Zwaśnione strony osiągnęły porozumienie.
We wrześniu 1990 roku rząd w Phnom Penh i wszystkie trzy frakcje dotychczasowej koalicji akceptują plan pokojowy opracowany przez ONZ. Plan ten przewiduje utworzenie najwyższej rady narodowej pod przewodnictwem księcia Sihanouka – i utworzenie specjalnego organu władzy (UNTAC), również wyłonionego z ONZ-etu, który działać będzie w okresie przejściowym aż do wyborów. Siły UNTAC miały rozbrajać rebeliantów i nadzorować wybory….
Ostateczne porozumienie w sprawie rozwiązania konfliktu w Kambodży oraz powołania misji pokojowej zostało podpisane 23 października 1991 roku w Paryżu. Rada Bezpieczeństwa ONZ uchwaliła rezolucję w sprawie utworzenia misji UNAMIC, a następnie UNTAC. Jednym z najważniejszych zadań UNTAC było przeprowadzenie wyborów powszechnych. W wyniku tychże zwycięstwo odniosła partia monarchistyczna. Skutkiem czego książę Sihanouk powrócił na tron, którego został pozbawiony w wyniku zamachu stanu w 1970 roku. Innymi słowy koło historii zatoczyło pełny krąg, powodując ogromne straty w zasadzie w każdym aspekcie życia Kambodży.
Aktorzy sceny politycznej Kambodży z roku 1970 znali się osobiście. Co więcej, byli z sobą powiązani. Bliskie relacje gen. Lon Nola z królem Sihanoukiem były oczywiste i wynikały z faktu, że Lon Nol był premierem rządu z czasów monarchii Sihanouka. W latach swojej młodości przyszły premier-generał uczęszczał do szkoły średniej w Kompong Cham. W tym samym czasie do tej samej szkoły (lecz o klasę niżej) uczęszczał Saloth Sar (który później przyjmie pseudonim Pol Pot). Ci panowie poznali się poprzez brata Lon Nola, który się nazywał Lon Non i był kolegą z „ławki szkolnej” w tej samej klasie, co Saloth Sar.
Za jeszcze ciekawsze należy uznać powiązania tego ostatniego z dworem królewskim. Otóż dwie ciotki przyszłego wodza komunistów, panie Meak i Roeung, były królewskimi nałożnicami. To prawdopodobnie one, zdaniem wielu dziennikarzy, stały za umieszczeniem nazwiska przyszłego Pol Pota na liście pierwszych stu kambodżańskich stypendystów zakwalifikowanych decyzją króla na studia do Paryża. Mimo iż Saloth Sar nie spełniał formalnych kryteriów, by takie stypendium otrzymać.
Po drugie, kto jest Khmerem, a kto nim nie jest?
W europejskim kręgu kulturowym przynależność do określonego plemienia, narodu czy też grupy etnicznej warunkowane jest jakby „zasiedzeniem”. Zdają się to potwierdzać stwierdzenia „Ja to panie jestem Polak (albo Ślązak, albo Kaszub, albo Łemek, albo cokolwiek sobie czytelniku tam wstawisz) z dziada pradziada. Moje korzenie to powstania i walka przodków z zaborcami i okupantem. A ten tam panie sąsiad, przyjechał zeszłego lata z Niemiec i chce tu uchodzić za Polaka? Panie z niego taki Polak jak….”. No właśnie, dla nas jest nie do pomyślenia, by ktoś poprzez swoją postawę, zgodną z kanonami zachowania typowo dla danego narodu, mógł być uważany za członka społeczności, w której funkcjonuje. Co innego w Kambodży. Jako przykład niech posłuży rodzina przyszłego Pol Pota.
Rodzina miała korzenie sino-khmerskie. Imię Sara pochodziło od jasnej „chińskiej” karnacji – słowo sar znaczy „biały” albo „blady” – , Jednak rasę określa w Kambodży raczej zachowanie niż rodowód. nie kultywował chińskich obrzędów. Wraz z żoną nie zamiatali grobów przodków na święto Qingming ani nie obchodzili chińskiego Nowego Roku. Nie mówili po chińsku. Żyli jak Khmerowie i dlatego pod względem rasy byli Khmerami, zarówno w swoim własnym przekonaniu, jak i w przekonaniu swoich sąsiadów.
Po trzecie, jakie są specyficzne azjatyckie wartości moralne?
Khmerzy od maleńkości nasiąkali czymś, co można by umieścić w kategorii cynizmu lub pierwotnej „reguły przetrwania”. W naszej mentalności naprawienie krzywdy jedynie zadośćuczynieniem finansowym byłoby moralnie naganne. Okazywanie współczucia i pomocy – czymś szlachetnym. W Indochinach te normy moralne nie miały zastosowania. Nieraz mali Khmerowie skradali się do naszych obozów i okradali naszych żołnierzy. Przyłapani na takim uczynku dostawali lanie i byli puszczani wolno. Dziś wiem, że karę cielesną mieli wkalkulowaną w ryzyko kradzieży, a nas uważali za niegroźnych naiwniaków.
„W bajkach dla dzieci innych krajów cnota jest nagradzana, a wyrządzanie zła karane, . W khmerskiej legendzie złodzieje nie zostają ukarani i żyją szczęśliwi po kres swoich dni. Ludzie są traceni za czyny, których się nie dopuścili. Łajdactwo jest chwalone dopóki się udaje. Podziwia się szachrajstwo, oczernia uczciwość, a dobroć uznaje za głupotę. Nie ma wiele miejsca na współczucie.
Ponadto Khmerzy przejawiali azjatycką cechę kierowania się w swoim postępowaniu zasadami myślenia w kategoriach czarne-białe. Można było być albo zwolennikiem króla, albo komunistą. W jednym i drugim wypadku było się zaangażowanym bez reszty. Negocjacje z jakimkolwiek politycznie zaangażowanym Khmerem, czy to z armii rządowej, Czerwonymi Khmerami, czy bandytami, były z góry skazane na niepowodzenie. Naiwnością było liczenie na osiągnięcie jakiegokolwiek kompromisu.
Mniej więcej od początku stulecia nikt, kto w południowej Azji dostrzegł coś więcej niż palmy i chaty na palach, nie mógł się uwolnić od myślenia w kategoriach ostatecznych wyborów. W tamtych stronach jest się albo moralnym wspólnikiem krzywdzicieli, albo przynajmniej moralnym, jeśli nie politycznym stronnikiem azjatyckich rewolucji. Prawidłowość ta, niezbyt przecież rozpowszechniona w Europie, gdzie zawsze istniały jakieś boczne wyjścia z dylematów, w Azji nie pominęła nikogo . Wolni od niej byli tylko ludzie pozbawieni mózgu i serca. Takich nigdy nie brakło. I nie brak ich również dziś.
Po czwarte, jakie były przykładowe różnice w mentalności między „nami” a „nimi”?
Khmerowie są zabobonni. Prawdopodobnie posiadanie wcześniej takiej wiedzy pozwoliłoby korzystniej ugruntować relacje między naszymi kompaniami rozlokowanymi na terenach wiejskich a ludnością tubylczą.
Kambodżanie prowadzili kilka równoległych żyć: jedno w świecie naturalnym rządzonym prawami rozumu, inne, zanurzone w przesądach, zaludnione przez potwory i duchy, padające ofiarą wiedźm i pełne strachu przed czarami. Każda wieś ma swojego czarownika i uzdrowiciela; każda społeczność ma posąg przodka albo ducha opiekuńczego, który zamieszkuje kamień lub stare drzewo….
Khmerowie sprawiali wrażenie, jakby na ich twarzach ciągle gościł uśmiech. Okazuje się, że większość z nas mylnie brała go za wyraz sympatii. Taki sam uśmiech nie schodził z twarzy „Jego Wysokości Kata” (Pol Pota – przywódcy reżimu Czerwonych Khmerów), który wymordował czwartą część populacji własnego narodu, jak i kelnera podającego smażoną rybę w nadmorskiej restauracji w Kompong Som.
khmerski uśmiech – „ten nieokreślony półuśmiech, który błąka się po kamiennych wargach bogów z Angkoru i który można odnaleźć w identycznej postaci na ustach dzisiejszych Kambodżan” – służył jako maska „jednocześnie dwuznaczna i sympatyczna, która staje między nami samymi a innymi zasłona ukrywająca pustkę, która została celowo stworzona jako ostateczna obrona przed każdym, kto mógłby chcieć przeniknąć sekret naszych najgłębszych myśli”.
Niewiedza w zakresie wymienionych kwestii, oprócz braku znajomości języka khmerskiego, była istotną przyczyną niewłaściwego postępowania naszych żołnierzy. Brak orientacji w przypadku pierwszego pytania nie pozwalał na realną ocenę zagrożenia. Wiedzieliśmy, że niebezpieczni są Czerwoni Khmerzy, ale nie mieliśmy pojęcia na przykład o niedobitkach armii Lon Nola, zmieniających się w pospolitych bandytów i wymuszających okupy na „dzikich check-pointach”. Wiadomo, że Wietnamczycy i Khmerzy nienawidzili się organicznie. Dla nas jedni i drudzy mają taki sam kolor skóry. Jedni i drudzy starali się okradać nasze magazyny i jedni oskarżali drugich. Jak więc można było ich rozróżnić? Azjatyckie wartości moralne są skrajnie różne od europejskich, stąd nieporozumienia dotyczące między innymi kwestii zapłaty za dobra lub usługi. Wreszcie mentalność – u nas jest nastawiona na kompromis i zdroworozsądkowe myślenie, tam na rozstrzygnięcia zero-jedynkowe, zdeterminowane wiarą w gusła.
Ocena służby żołnierzy PKW w Kambodży, prezentowana w mediach i publikacjach, była i jest obliczona na tanią sensację, a w konsekwencji zysk wydawniczy. Uwypuklanie pojedynczych, przypadków nadużywania alkoholu czy kobiet i fałszowanie skali tych zjawisk jest zabiegiem socjotechnicznym, mającym na celu zwiększyć sprzedaż książek. To tak, jakby ogłosić, że twórczość Adama Mickiewicza należy wykreślić jako bezwartościową i usunąć ze szkół, ponieważ autor prowadził się niemoralnie.
Dlatego my, uczestnicy Misji w Kambodży, w swoich wspomnieniach staramy się przywrócić właściwe proporcje faktom i zjawiskom, które miały miejsce w trakcie służby. Dotyczy to zjawisk i faktów zarówno tych źle i dobrze świadczących o okresie naszej służby w Kambodży.
Zatem zapraszam Państwa do wędrówki śladami wspomnień, opinii i impresji uczestników Misji po „świecie UNTAC” w pięknych i trudnych „okolicznościach” azjatyckiego „Reality Cambodia”. Nazwy miejsc historycznych, jak stolica Phnom Penh, port Kompong Som (którego nazwa została zmieniona na Sihanouk Ville), Battambang i Siem Reap, Kompong Cham (w tym mieście uczęszczali do szkoły średniej zarówno Pol Pot, jak i Lon Nol – ten od zamachu stanu w 1970 r.), będą się przewijać we wspomnieniach uczestników Misji jako miejsca dyslokacji polskich kompanii wsparcia logistycznego w Kambodży.
Życzę Państwu interesującej lektury.
Pułkownik w st. spocz. mgr inż. Andrzej Fularczyk, Dowódca 2 kompanii wsparcia logistycznego Misji UNTAC w Kambodży
Monika Warneńska, Śladami Pol Pota, Warszawa 1999, s. 118
Ibidem, s. 144
Ibidem, s. 145
Wiesław Górnicki, Bambusowa klepsydra, Warszawa 1980, s.119
Monika Warneńska, op.cit., s. 176
Ibidem. s. 186
Ibidem, s. 207-208
Ibidem, s. 211
Ibidem. s. 238 – 239
Short Philip, Pol Pot – Pola śmierci, Warszawa 2016, str. 30
Short Philip, op.cit., Warszawa 2016, str. 32
Wiesław Górnicki, op.cit,, s. 18
Short Philip, op.cit., str. 31
Ibidem, str. 59
Poprawnie Sihanoukville. Zachowano oryginalną pisownię z dokumentów ONZ (przyp. red.)Trudne początki
Bogdan Krawczyk
Mój wylot do Kambodży miał miejsce 21 maja 1992 roku. Pierwotnie ekspedycja pierwszej dużej grupy ludzi ze sprzętem miała się odbyć z lotniska w Gdańsku. Skompletowano skład grupy. Należeli do niej doświadczeni specjaliści, w sporej części sprawdzeni wcześniej w Namibii. To byli ludzie doskonale znający sprzęt (praktycy, jak to się mówi). Oni mieli między innymi rozładowywać statek po jego przypłynięciu do portu w Kambodży.
Przygotowano ponad 25 Starów 200, 244 i 266. Był tam, o ile pamiętam, wóz remontowy, chłodnie zapakowane „spożywką”, stacja uzdatniania wody i dużo sprzętu znanego nam z poligonów, w tym sporo namiotów. Nie zabrakło kuchnii polowych i agregatów prądotwórczych. Proszę pamiętać, że w założeniach otrzymanych z ONZ mieliśmy być przygotowani do samodzielnego bytowania nawet przez 60 dni.
Na lotnisku w Gdańsku odbyło się coś w rodzaju wizji lokalnej czy inspekcji i Amerykanie (chyba z ambasady) stwierdzili, że pas startowy jest za słaby i niestety nie mogą tutaj wylądować ówcześnie największe samoloty transportowe.
Prędko organizujemy kolumnę i pilotowani przez żandarmerię gnamy do Warszawy. Na rogatkach czekał płk Giłej. Amerykanie ważyli każdy samochód (również obciążenie poszczególnych osi), po czym wprowadzaliśmy go dokładnie pod ich dyktando. Pojazdy ulokowano na dole, nas zaś na górnym pokładzie.
Wystartowało nas dokładnie siedemdziesięciu pięciu oraz sprzęt. To było pierwsze w Polsce lądowanie Lockheed C-5A Galaxy. Mieliśmy lądować w Hanoi. W trakcie lotu nastąpiła zmiana decyzji. Lądujemy w Tajlandii na lotnisku UTAPAO, skąd startowały amerykańskie samoloty do nalotów dywanowych w Wietnamie. Byliśmy przygotowani na koczowanie w najbardziej prymitywnych warunkach.
Okazało się, że pierwsze dni spędziliśmy w luksusowym kompleksie hotelowym w Pataya. Poszła fama, że to pomyłka i będziemy musieli zapłacić! Zarządzono wyjazd na kołach do Phnom Penh. Byliśmy pierwszą jednostką wojskową, która pokonała tę trasę. Logistyka miała być pierwsza, dopiero potem przybyły kolejne bataliony operacyjne. Pamiętam, jak sierż. Wiszniewski z Oleśnicy Starem załadowanym „dechami” i „grubizną” dziesiątki razy wyprzedzał kolumnę „na grubość lakieru” po to, aby można było ułożyć je na kolejnych mostkach. Po przejeździe kolumny, most „zwijano” i jazda do kolejnego.
Dodam tylko, że do Pataya przyjechali po nas ludzie, którzy przybyli do Kambodży jeszcze wcześniej: Tadek Krzywda, Roman Jasiński i Edek Staszczak (wszyscy po Namibii). Oni mieszkali w eleganckim hotelu w Phnom Penh i w początkach, kiedy rzadko miewaliśmy wodę w naszym campie, to kilku zaufanych, a więc ja, Jordan, Bąk, może ktoś jeszcze jeździliśmy do nich porządnie umyć się w ciepłej wodzie.
Kolumna jadąca do Phnom Penh nocowała na terenie Tajlandii w obiektach armii tajskiej. Trasę od granicy do celu mieliśmy pokonać ze względów bezpieczeństwa bez przerw. Faktycznie nie było mostów. Padł pomysł, aby zrezygnować z ich stawiania i do przeprawy wykorzystywać suche w tym czasie brody. Jednak na własne oczy widzieliśmy miny naniesione przez wodę. Było ich dużo. Rzucały się w oczy małe zielone, czeskiej produkcji plastikowe miny przeciwpiechotne. Po drodze jedliśmy i piliśmy oczywiście zapasy wiezione na samochodach i w chłodniach.
Po dotarciu na miejsce padliśmy na łóżka polowe bez czucia i nie przeszkadzały żadne robale. Na wertepach jedna z chłodni rozszczelniła się i uleciał cały freon. To było moje pierwsze zadanie. Tarpanem (przyleciał z nami) w niedzielę, bez pieniędzy miałem „załatwić” butlę gazu chłodniczego. Załatwiłem! Polak potrafi.
Po przebyciu dziewiczej trasy Pattaya – Phnom Penh dotarliśmy do celu – kilka kilometrów za lotniskiem Pochentong. Były to tereny, gdzie kiedyś stacjonowała armia, a wcześnie Francuzi mieli pole golfowe. Od dawna opuszczone. Taka sobie „ruinka” bez światła. Mieliśmy agregat PAD-16, który odpalany od czasu do czasu dawał trochę wytchnienia. Niedaleko szykowany był obóz dla uchodźców i Pakistańczycy mieli tam ujęcie wody – czasem też my z niego korzystaliśmy. Prymitywne warunki, zaczynające się opady, gekony na ścianach, robactwo... Takie były początki. Dowodził nami Andrzej Jordan – potem dowódca kompanii w Kampong Cham. Obraz z tego okresu: zupki chińskie i „Frania”... Z biegiem czasu miejsce naszego pierwszego obozu zyskało nazwę „Transit Camp”. To tu na początek kwaterowali kolejni misjonarze. Tu organizowały się kolejne oddziały i jechały po jakimś czasie do swoich rejonów przeznaczenia.
Chciałbym przypomnieć mało znany programy naszej misji. Demobilizowano i „rozbrajano” frakcje zbrojne Kambodży – CPAF, Khmer Rouge, KPNLF, ANKI. Czym ci ludzie mieli się zająć? UNTAC musiał zaradzić problemowi. Powstały projekty, aby dać im „fach” do ręki niczym wędkę. Stworzono kilka szkół – „mydlarzy”, stolarzy, kierowców itp.
Nam przypadła działka UNTAC Driving School. Szkolenie kierowców zaczęło się we wrześniu. Zostałem kierownikiem kursu. Była to dla mnie duża satysfakcja.
Do dyspozycji mieliśmy po kilkanaście Toyot i Mitsubishi. Wyszkoliliśmy wiele dziesiątek kierowców, którzy potem szkolili następnych już w terenie. Miałem instruktorów z żandarmerii (MP): był Ghańczyk, Niemiec, Australijczyk, Malezyjczyk i Hindus. Prawie cała ekipa szkoły z pierwszym turnusem kursantów jest na zdjęciu. Miałem też tłumaczy angielsko-khmerskich, był też tłumacz polsko-khmerski (studiował kiedyś w Polsce). Było to duże przedsięwzięcie, ale niestety całkiem zapomniane. Z ramienia HQ całą akcję, zarówno w stolicy jak i w terenie, koordynował mjr Pazik – call sign: Oskar Papa 2. Rozmawialiśmy najczęściej przez radio – więc pamiętam.
Po pierwszym z sukcesem zakończonym kursie były kolejne. Byliśmy zajęci prawie do końca trwania misji.
Kolejna migawka wspomnień z Kambodży. Temat – przedlekarska pomoc medyczna. Czasy UNTAC DRIVING SCHOOL – jedziemy dwoma Toyotami, oznakowanymi po angielsku i khmersku. Kilkaset metrów za naszym Campem zobaczyłem w lusterkach wstecznych, że Toyota prowadzona przez st. szer. Płóciennik zatańcowała tyłem, postawiło ją bokiem i dachowała. Wspomnę, iż Toyota Land Cruiser była samochodem osobowo-terenowym. Siedząc w środku miało się poczucie luksusu osobówki. Niestety, wysoko położony środek ciężkości powodował, że wystarczyły dwa, trzy gwałtowne ruchy kierownicą i można było skończyć podróż tak, jak to się udało mojemu towarzyszowi. Teraz najważniejsze. Kiedy wycofałem w tłumie motorbików i rowerów, Płóciennik stał już obok samochodu. Miał potężnie rozciętą głowę. Ale wyobraźcie sobie, że z rany nie wyciekała krew. Jakim cudem?
Khmerzy wykruszyli wzdłuż rozcięcia tytoń z papierosa i przyklepali „czystym” paluszkiem ot i wszystko. Niemcy w szpitalu po założeniu szwów przyznali, że choć nie uczą tego na medycznych studiach, to jednak ma to sens. Tytoń ma silne właściwości ściągające, więc tamuje wypływ krwi. Ma też właściwości bakteriobójcze. Prosty ludowy sposób.
Wspomnę inną konkretną sytuację, która dziś może być anegdotą. Załadunek statku. Kontyngent już w kraju. Nastroje paskudne – część ludzi, w tym ja, zaczynamy już czwartą zmianę misji bez jednej przerwy. Około 18 godziny ogłoszono koniec na dziś. Chłopaki wrócili na kwatery. Mnie trochę „spięło” i postanowiłem poszukać toalety (na statku). Stara zardzewiała krypa. Pusto. Załoga poszła się zabawić. Pewnie ktoś został, ale stateczek mały nie był. Znalazłem. Trzy stalowe klatki z „kucankami”. Wszedłem do jednej z nich i pociągnąłem za sobą wrota. Słyszałem jak się zatrzaskują. W tym momencie zobaczyłem, że wewnątrz nie ma klamki. Jestem zamknięty w stalowej celi rozgrzanej jak piec. Chłopaki przyjdą dopiero rano…. Miałem scyzoryk. Może po godzinie, może po dwóch wyszedłem. Niewiele pamiętam – byłem półprzytomny z przegrzania. Zapadał zmierzch i długo siedziałem na chłodnym wieczornym wiaterku. Mam od tego czasu uraz. Gdziekolwiek by to było, zanim zamknę za sobą drzwi, sprawdzam, czy jest klamka. Scyzoryk ma połamane prawie wszystkie ostrza – leży w szufladzie jako amulet szczęścia.
Ppłk rez. mgr inż. Bogdan Krawczyk
1 „Kolos” po przyjęcie pozycji do załadunku wyglądał jak „postrzelona” kuropatwa: skrzydła prawie spoczywały na betonie. Załadunek obserwowało niemal całe dowództwo Centrum w Kielcach, a niezapomniane wrażenie stanowiło, „zadzieranie” nosa przez samolot.Trochę historii – osiemnaście barwnych miesięcy. Część 1
Tadeusz J. Jędrzejczak
Utrzymanie pokoju to nie żołnierskie zajęcie, lecz tylko żołnierze mogą to zrobić!
Charles Moskos
Ci, którzy mogą prowadzić działania wojenne, rzadko są w stanie utrzymać pokój, a ci którzy mogą utrzymać pokój, nigdy nie zwyciężyliby podczas wojny.
Winston Churchill
Polacy w misji. Sukces czy porażka?
Od ponad dwóch lat ponownie interesuję się misją w Kambodży. „Odgrzebałem” wiele notatek, pamiątek i zebrałem pokaźny materiał źródłowy na jej temat. Dla odświeżenia pamięci spędziłem parę dni w Archiwum MON w Modlinie. Jest więc dobra okazja, aby po 25 latach od zakończenia misji w Kambodży dla prawdy historycznej uporządkować ten temat. Jestem przekonany, że pomogą mi ten cel osiągnąć ci weterani, którzy zdecydowali się napisać swoje wspomnienia. Dziękuję im za ich trud. Bez ich pomocy i zaangażowania nie byłoby możliwe powstanie tej książki.
Na początku pragnę zaznaczyć, iż moje wspomnienia będą bardzo szczegółowe i zawierające wiele danych liczbowych. Mogą być momentami nudne.
Informacje internetowe i medialne oraz treść pewnej książki, dotyczącej misji pokojowej UNTAC i udziału w niej żołnierzy Wojska Polskiego, moim zdaniem zawierają wiele nieścisłości, półprawd i mitów oraz są nierzetelne. Nawet można znaleźć informacje, wydawałoby się naukowe, pochodzące z Uniwersytetu Szczecińskiego, które są „sensacyjne”, a mijają się z prawdą, jak na przykład rzekomy atak na główną bazę polskich żołnierzy – Tansit Camp Phnom Penh na początku listopada 1992 r., w pierwszym dniu „Festiwalu wody” w Kambodży. Były one oczywiście wytworem fantazji niektórych uczestników tej misji, chętnie udzielających wywiadów.
W wielu publikatorach kwestię formowania kontyngentu Wojska Polskiego do udziału w misji pokojowej ONZ w Kambodży przedstawiano w różnych barwach. Według niektórych ochotnicy „pchali się drzwiami i oknami” do Ośrodka Szkolenia dla Potrzeb Misji Pokojowych ONZ w Kielcach. Wśród przybywających mieli być „byli członkowie PZPR i funkcjonariusze Wojskowej Służby Wewnętrznej” oraz inni protegowani.
Zwykle po uzgodnieniach, drogą dyplomatyczną z ONZ, na długo przed decyzją rządową w sprawie udziału w misji i zatwierdzeniu jej przez Prezydenta RP, ukazywało się zarządzenie szefa Sztabu Generalnego WP, nakazujące organizację i wydzielenie odpowiedniego komponentu oraz składu liczebnego przez określony Okręg Wojskowy.
Pierwszą zmianę do misji Tymczasowej Administracji Narodów Zjednoczonych w Kambodży (UNTAC – United Nations Trasitional Authority in Cambodia) wydzielał Pomorski Okręg Wojskowy (POW). Ze względu na duże trudności z werbunkiem kadry ze znajomością języka angielskiego, z reguły kompletowaniem składów etatowych dowództwa i sztabu kontyngentu, oficerów sztabu Kwatery Głównej UNTAC oraz obserwatorów wojskowych zajmował się Departament Kadr (DK) MON, przy współudziale kadr Okręgu. Jedynie DK był w stanie dokonać wyboru kandydatów spełniających określone kryteria, w tym językowe, dla tych ww. komponentów.
Na szefa logistyki Kwatery Głównej UNTAC (CLO – Chief Logistics Officer), kadry POW zaproponowały logistyka sztabu 16 Dywizji Zmechanizowanej z Elbląga, oficera w stopniu pułkownika.
Na dowódcę batalionu logistyczno-inżynieryjnego nominowany został również oficer w stopniu pułkownika (w misji podpułkownik), absolwent Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Zmechanizowanych, którą ukończył z bardzo wysoką lokatą. Następnie studiował w Akademii Sztabu Generalnego. Ukończył kurs języka angielskiego i miał duże doświadczenie dowódcze, służąc w jednostkach rozpoznania wojskowego. Zdobył też doświadczenie sztabowe w Zarządzie Szkolenia Bojowego WP oraz w Zarządzie Rozpoznania i Walki Radioelektronicznej Sztabu Generalnego WP. W latach 1989–90 dowodził naszym Kontyngentem Wojskowym w misji pokojowej ONZ (UNTAG) w Namibii, bliźniaczo podobnej do misji w Kambodży (biorąc pod uwagę jej cele). W 1992 r. był szefem sekretariatu wiceministra MON, odpowiadającego za politykę obronną MON. Nie miałem jednak możliwości bliższego poznania się z nim w działaniu. Dziś dodałbym, że nie znosił wysłuchiwać „trudnych” pytań.
Będąc wyznaczonym na funkcję szefa sztabu batalionu, ogarniałem bieżące problemy, jakie się nawarstwiały w Kielcach i działałem za dwóch, utrzymując systematyczny kontakt telefoniczny ze swoim nominowanym przełożonym, przebywającym wciąż w sekretariacie wiceministra w stolicy.
Rekrutacja – kwalifikacje i przygotowanie do misji UNTAC
Zacznę od przygotowania do innej misji. Jest koniec sierpnia 1991 roku. Po miesięcznym kursie w Ośrodku Szklenia dla Potrzeb Sił Pokojowych ONZ w Kielcach zostałem zakwalifikowany jako obserwator wojskowy (UNMO – United Nations Military Observer) do wyjazdu w misję do Sahary Zachodniej. W Afryce i na Bliskim Wschodzie już byłem (chociaż Egipt i Syria to nie „prawdziwa” Afryka). Dostępu do internetu jeszcze nie miałem, więc chodziłem po księgarniach, by znaleźć coś aktualnego z tego nieznanego mi rejonu świata. Polecono nam, piętnastu obserwatorom, spakować walizki i przygotować się do wyjazdu. Nie było jeszcze terminu wylotu.
Po czterech tygodniach Departament Kadr MON powiadomił: „wyjazd obserwatorów odwołany”. Zainteresowani udziałem w tego typu misji, ale w innych rejonach, mogą składać oświadczenia pisemne i pozostawać na tzw. „standby’iu”. Kto by nie chciał: MSA – Mission Subsistence Allowance, dieta dzienna 120–140 dolarów, plus dodatek polowy.
W marcu ‘92 informacja – „organizują ekipę UNPROFOR do Jugosławii”, a w kwietniu nadeszła nowa wieść: ma być misja w Kambodży. Oceniłem sytuację, mówiąc sam do siebie, że może się „załapię”. Lecz cały czas w tyle głowy miałem myśl: „stary, nie nastawiaj się zbyt mocno; pamiętaj, że zielony garnizon to nie stolica!”. Było tylu oficerów chętnych do wyjazdu, z różnych instytucji wojskowych MON, Sztabu Generalnego WP, dowództwa Wojsk Lądowych i innych, w samej Warszawie. Ponadto nie mogłem być pewien, że otrzymam zgodę na wyjazd. Byłem świadom trudności, służyłem w małym garnizonie i pełniłem obowiązki komendanta dużego ośrodka szkolenia.
Dokonałem analizy swojego dotychczasowego doświadczenia. Ukończyłem Wyższą Szkołę Oficerską Wojsk Łączności, w specjalności rozpoznanie radiowe i walka radioelektroniczna. W 1971 roku objąłem stanowisko dowódcy plutonu rozpoznania radiowego KF (fal krótkich, zakres częstotliwości: 1,5 – 30 MHz). Wtedy wszyscy podlegli mi żołnierze – radiooperatorzy (około trzydziestu), za wyjątkiem kierowcy, mieli co najmniej średnie wykształcenie i dobrą znajomość angielskiego. Po paru dniach stwierdziłem, że niektórzy byli lepsi ode mnie, a już na pewno, jeśli chodzi o umiejętność przechwytu informacji w języku angielskim, nadawań fonicznych SSB (Single Side Band). Wziąłem się ostro do roboty. Podczas pierwszej rozmowy „zadaniowej”, z dowódcą batalionu zostaję zapoznany z obiektami i źródłami rozpoznania radiowego KF na ETW (Europejski Teatr Wojny). Ponadto, z ogólnym rozmieszczeniem magazynów amunicji specjalnej i środków przenoszenia broni jądrowej, od Skandynawii do Incirlik w Turcji. Priorytetowe zadania to przechwytywanie oraz dostarczanie informacji o systemach powiadamiania i alarmowania, a także ustalanie symptomów dotyczących zmian w stanie gotowości bojowej sił jądrowych NATO, w tym wykrywanie dyżurnych środków napadu jądrowego. Pierwszy poważny rozkaz: „obywatel porucznik musi zapoznać się z tą problematyką – egzamin za dwa miesiące”.
Jako podporucznik nie rozumiałem tej „strategicznej mowy”. W szkole oficerskiej uczono mnie zasad działania szczebla taktycznego (do szczebla dywizji) i informacyjnie zapoznano ze sztuką operacyjną (obowiązującą na szczeblu armii; jako absolwenci mogliśmy otrzymać rozkazy służby w batalionie rozpoznania radiowego, będącego w składzie jednostek armijnych).
Nadzorując pracę radiooperatorów na stanowiskach odbiorczych na początku słyszałem jakiś „bełkot” wychodzący z głośników odbiorników radiowych; pierwsze frazy, które zapamiętałem, to kryptonimy radiowe (Call Signs): Gang Buster, Active Mountain, Eagle Farm i Cemetery, z indeksem cyfrowym lub literowym. W tłumaczeniu polskim te kryptonimy już budziły trwogę! Najbardziej utkwiła mi fraza Cemetery Alpha. Głupio się było zapytać radiooperatora – starszego szeregowego – co to takiego? Te „cmentarze” (Cemetery), jak się okazało, były kryptonimami, za którymi kryły się magazyny „broni specjalnej (głównie jądrowej)”.
Przygotowując się do tego egzaminu, zdałem sobie sprawę, co oznacza „zimna wojna”. Te dyżurne środki „napadu jądrowego” to m.in. wyrzutnie pocisków rakietowych Pershing 1A, a było ich na terytorium Niemiec Zachodnich aż 108, każdy o zasięgu 1850 km. Od razu wziąłem atlas i skalkulowałem, że Przasnysz jest w ich zasięgu. Kolejny wniosek – jednostka może być na liście celów do zniszczenia i to w pierwszym uderzeniu jądrowym.
W kwietniu 1976 r. otrzymałem informację od oficera dyżurnego – mam się pilnie udać do dowódcy pułku. Idąc, zadawałem sobie pytanie, co on może chcieć. Nic nie przeskrobałem. Wchodzę do gabinetu i pada pytanie: czy chcę wyjechać do Egiptu na stanowisko logistyczne? Chciałbym, ale nie jestem logistykiem, odpowiadam. Znasz język, nauczysz się roboty, zapewnia dowódca.
Po krótkim przeszkoleniu w Żarach, 21 maja 1976 znalazłem się w Ismaili, na stanowisku oficera łącznikowego logistyki Kwatery Głównej Doraźnych Sił Zbrojnych ONZ (HQ UNEF II). Świetna sprawa, stały kontakt z różnymi ciekawymi ludźmi, możliwość korzystania z samochodu służbowego (należało jedynie zaliczyć test z jazdy). Przejechałem strefę o powierzchni ponad 15 tys. km, wizytując wszystkie kontyngenty w strefie buforowej na Półwyspie Synaj, uczestniczące w misji, utrzymując stały kontakt z różnymi wydziałami HQ oraz z Polskim Kontyngentem Wojskowym (a właściwie to Polską Wojskową Jednostką Specjalną, zwaną POLLOG), a także instytucjami SZ Egiptu. To duże doświadczenie i dobra szkoła dla młodego oficera.
Podsumowując, dobrze poznałem problematykę zabezpieczenia logistycznego misji pokojowej ONZ. Co równie ważne, uczestnicząc w cotygodniowych, czwartkowych „zajęciach kulturalno-oświatowych”, Happy Hour (godzina szczęścia), w messie oficerskiej, miałem szansę usłyszeć, co sądzą i co mówią o nas, „komuchach”, oficerowie innych nacji. Prawdziwa rozmowa zaczynała się już przy drugim drinku.
Tak zaliczyłem szóstą zmianę w misji pokojowej ONZ, służąc sześć miesięcy. Następnie uzupełniłem wykształcenie, kończąc studia drugiego stopnia w Akademii Sztabu Generalnego i kurs szczebla operacyjnego w Akademii Obrony Narodowej (nowa nazwa ASG, po 90. roku). W pułku rozpoznania radioelektronicznego przeszedłem wszystkie szczeble dowodzenia, aż do zastępcy dowódcy pułku ds. szkolenia.
Jesienią 1988 roku zostałem komendantem Ośrodka Szkolenia Młodszych Specjalistów Radioelektroniki. To również dobre doświadczenie: służba z młodymi ludźmi, w tym „potykanie” się z problematyką „fali” w wojsku. Dwa razy w roku wcielenia poborowych, przybywających na szkolenie ze wszystkich okręgów wojskowych i rodzajów sił zbrojnych, w liczbie około 400 ludzi. Na początku lat dziewięćdziesiątych ilość nowo wcielanych żołnierzy zmniejszała się znacząco. Lecz zwiększyła się ilość poborów w roku – z dwóch do trzech (ze względu na skrócenie czasu trwania służby zasadniczej zmienił się również czasokres szkolenia).
Fala w wojsku
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej