300 uczonych prywatnie i na wesoło - ebook
300 uczonych prywatnie i na wesoło - ebook
Biogramy wybitnych uczonych w encyklopediach najczęściej ograniczają się do suchego zestawienia najważniejszych faktów. Tymczasem uczeni są przede wszystkim ludźmi, wybitnymi indywidualnościami, i mają – jak każdy – przywary, dziwactwa, upodobania, a niekiedy burzliwe życie prywatne. Wszystkie informacje na ten temat są najczęściej wstydliwie pomijane, gdyż panuje przekonanie, że nie wypada odbrązawiać posągowych postaci.
Tymczasem kiedy dowiadujemy się, że wielki Arystoteles jąkał się, Albert Einstein podkradał tytoń do fajki, a współtwórca mechaniki kwantowej Erwin Schrödinger miał liczne kochanki, postacie nabierają wreszcie cech ludzkich.
Obecny zbiór tekstów luminarza polskiej nauki Andrzeja Kajetana Wróblewskiego oparty jest na cyklu jego artykułów "Uczeni w anegdocie" publikowanym od ponad 25 lat w miesięczniku "Wiedza i Życie". Część z nich znalazła się już w zbiorach książkowych "Uczeni w anegdocie" (Prószyński i S-ka 1999), "Uczeni w anegdocie. Poczet drugi" (Prószyński i S-ka 2004) oraz "200 uczonych w anegdocie" (Świat Książki 2010).
Wszystkie publikowane wcześniej teksty zostały przejrzane, poprawione, uzupełnione, rozszerzone i przystosowane do obecnego wydania, w którym można znaleźć opowieści o stu nowych postaciach.
Andrzej Kajetan Wróblewski (ur. 1933) jest profesorem fizyki. W latach 1986–1989 był dziekanem Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego, a w latach 1989–1993 rektorem Uniwersytetu Warszawskiego. Członek Polskiej Akademii Nauk i wiceprezes Polskiej Akademii Umiejętności. Miłośnik historii nauki i kolekcjoner anegdot o słynnych naukowcach.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8123-766-6 |
Rozmiar pliku: | 3,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Biogramy wybitnych uczonych w encyklopediach i słownikach biograficznych są ograniczone najczęściej do suchego zestawienia najważniejszych dat i informacji, takich jak wykształcenie, miejsce pracy, osiągnięcia i tytuły dzieł. Tymczasem uczeni są przede wszystkim ludźmi, wybitnymi indywidualnościami, i mają, jak każdy, przywary i dziwactwa, cnoty i upodobania; wielu z nich wiedzie też – nierzadko burzliwe – życie prywatne, w którym nie brak pikantnych szczegółów. Wszystkie informacje na ten temat są zazwyczaj wstydliwie pomijane przez encyklopedie i słowniki biograficzne, gdyż panuje przekonanie, że nie wypada kalać nieskazitelnego obrazu tych posągowych postaci.
Tymczasem kiedy dowiadujemy się, że wielki Arystoteles jąkał się i miał chude, krzywe nogi, sławny przyrodnik Georges Buffon swym rozwiązłym stylem życia szokował nawet markizę de Pompadour, Thomas Alva Edison był głuchawy, Albert Einstein podkradał tytoń do fajki, Michael Faraday był kaznodzieją w sekcie sandemanianów, Galileusz często nadużywał wina, współtwórca mechaniki kwantowej Erwin Schrödinger miewał liczne kochanki, a współodkrywca tranzystora William Shockley tresował mrówki, to te postacie przestają być marmurowymi posągami i nabierają cech ludzkich. Z tego powodu chętnie czytane są teksty odbrązawiające, w których luminarze nauki są przedstawiani jako postacie z krwi i kości.
Nie brak w tym zbiorze także uczonych polskich, wśród których np. profesor fizyki teoretycznej Jan Weyssenhoff napisał pierwszy w Polsce podręcznik gry w piłkę nożną, a wybitny chemik Karol Olszewski zajmował się hodowlą chryzantem i napisał o tym książkę
Obecny zbiór tekstów jest oparty na felietonach publikowanych od ponad 26 lat w miesięczniku „Wiedza i Życie”, w kolumnie „Uczeni w anegdocie”. Część z nich znalazła się już w zbiorach książkowych Uczeni w anegdocie (Prószyński i S-ka 1999), Uczeni w anegdocie. Poczet drugi (Prószyński i S-ka 2004) oraz 200 uczonych w anegdocie (Świat Książki 2010).
Ściśle ograniczona objętość kolumny na łamach miesięcznika zmuszała jednak często do pomijania ciekawych historii z życia uczonych. Tego ograniczenia nie ma książka, w której jest miejsce na pełniejsze nakreślenie sylwetek bohaterów.
Wszystkie publikowane teksty zostały przejrzane, poprawione, uzupełnione, rozszerzone i przystosowane do obecnej książki. Niektóre zostały usunięte, a sporo zostało napisanych na nowo. Wobec tego nawet stali czytelnicy kolumny „Uczeni w anegdocie” znajdą w obecnej książce wiele nowych, ciekawych materiałów, które nie były tam publikowane.
Ponad trzystu bohaterów tej książki to uczeni „z najwyższej półki”, wybitni przedstawiciele nauk ścisłych i przyrodniczych. Wyjątek stanowią cesarz Napoleon Bonaparte oraz generał Leslie Groves, szef projektu Manhattan, ale w poświęconych im rozdziałach głównymi postaciami są i tak uczeni. W książce spotkamy także sławnych uczonych, których nigdy nie było!
Rozdziały zostały uporządkowane alfabetycznie, według nazwisk głównych bohaterów. Kilkanaście końcowych rozdziałów ma więcej niż jednego bohatera.
I jeszcze jedno. Nie ma tu historii zmyślonych. Wszystkie przedstawione fakty i anegdoty z życia uczonych zostały zaczerpnięte z wiarygodnych źródeł, których wykaz znajduje się na końcu drugiego tomu.
Warszawa, marzec 2018Krótki żywot geniusza
Niels Abel (1802–1829)
Na początku XIX wieku Norwegia, wówczas część państwa duńskiego, była krajem biednym i wyniszczonym przez brytyjską blokadę wybrzeży w czasie wojen napoleońskich.
Niels Henrik Abel urodził się 5 sierpnia 1802 roku w małej osadzie Finnøy, a według niektórych przekazów – w pobliskiej miejscowości Nedstrand. Jego ojciec Søren Georg był pastorem w Finnøy. Przyszły geniusz matematyczny był słabym sześciomiesięcznym wcześniakiem. Zgodnie z ówczesnym zwyczajem kąpano go w czerwonym winie, co miało mu zapewnić przeżycie i zdrowie. Dorastał w wielkiej biedzie. Najpierw ojciec uczył go w domu, a dopiero w 1815 roku posłał do szkoły katedralnej w Christianii (ówczesna nazwa Oslo). Początkowo Abel nie wykazywał szczególnych zdolności w jakiejkolwiek dziedzinie. Ale pod koniec 1817 roku nauczyciel Bernt Holmboë dostrzegł u ucznia wielki talent matematyczny i zaopiekował się nim, podsuwając mu coraz bardziej zaawansowane lektury.
Śmierć ojca w 1820 roku sprawiła, że Abel musiał zająć się utrzymaniem matki i pięciorga rodzeństwa. Dawał wtedy prywatne lekcje. Nie przerywał studiowania dzieł matematycznych i w lipcu 1821 roku został studentem utworzonego kilka lat wcześniej uniwersytetu w Christianii. Holmboë wystarał się dla niego o stypendium, Abel nie miał jednak w całej Norwegii intelektualnego partnera. Możliwość rozwoju widział w podróży do Berlina, Getyngi i Paryża, gdzie mógłby spotkać najwybitniejszych matematyków. Jego prośba o specjalne stypendium na taki wyjazd została odrzucona przez władze, otrzymał jednak pomoc finansową, pod warunkiem że poświęci najpierw dwa lata nauce niemieckiego i francuskiego.
Abel wypełnił to zadanie i w 1825 roku dostał wreszcie środki na wymarzoną podróż. W Berlinie zatrzymał się na dłuższy czas. Bardzo szczęśliwy i ważny okazał się dla niego kontakt z Augustem Leopoldem Crellem. Crelle nie miał wybitnych osiągnięć naukowych, ale wtedy właśnie zamierzał założyć pierwsze czasopismo matematyczne w Niemczech. Abel poparł ten pomysł. Założony przez Crellego periodyk „Journal für reine und angewandte Mathematik” stał się wkrótce znany jako „Crelle’s Journal”. Abel zaczął w nim zamieszczać swoje prace naukowe na temat równań piątego stopnia, funkcji eliptycznych, teorii szeregów itd. W pierwszych trzech tomach zamieścił ich aż 22, dzięki czemu niektórzy matematycy zaczęli go dostrzegać.
Z Berlina Abel udał się do Paryża, gdzie liczył na poznanie sławnych matematyków francuskich, którym zamierzał przedstawić swą – jak dziś wiemy, epokową – pracę o ogólnych właściwościach funkcji przestępnych. Nie miał jednak szczęścia. Nie chciano go słuchać. Wyniosły bigot Augustin Cauchy, którego Akademia Nauk poprosiła o ocenę pracy Abela, odłożył ją gdzieś na bok, uznając widocznie, że ma ważniejsze sprawy niż czytanie tekstu jakiegoś cudzoziemca. Dopiero po śmierci Abela znaleziono jego rękopis w papierach Cauchy’ego.
Środki finansowe Abela były bardzo skromne. Stać go było tylko na wynajmowanie marnego pokoiku u pewnej rodziny i zwykle jeden zaledwie posiłek dziennie. Jego osłabiony organizm stał się podatny na choroby. Wkrótce lekarze stwierdzili, że nękający Abela uciążliwy kaszel to objaw rozwijającej się gruźlicy. Nie mogąc się doczekać oceny swych prac przez matematyków francuskich, Abel wrócił do Berlina, gdyż jego zasoby finansowe uległy już wyczerpaniu. Holmboë przysłał mu tam, jako pożyczkę, trochę pieniędzy. Starczyło to tylko na parę miesięcy i w maju 1827 roku Abel wrócił do Christianii.
Przyszłość zdawała się teraz rysować w jaśniejszych barwach. Abelowi powierzono wykłady w szkole inżynieryjnej. Zaczął wykładać na uniwersytecie w zastępstwie przebywającego na urlopie profesora astronomii. Spodziewał się, że wkrótce sam otrzyma stanowisko profesora, o co zabiegali jego przyjaciele.
Było już jednak za późno. Na święta Bożego Narodzenia 1829 roku Abel pojechał do Froland, aby spędzić czas ze swą narzeczoną Christiane (Crelly) Cramp, która pracowała tam jako guwernantka. Niestety trudy podróży saniami spowodowały znaczne pogorszenie jego zdrowia. Przykuty do łóżka napisał dla „Crelle’s Journal” swe ostatnie prace o przełomowym dla matematyki znaczeniu. Postępujących gwałtownie suchot nie udało się już zatrzymać. Ósmego kwietnia Abel zmarł, przeżywszy zaledwie 26 lat i 8 miesięcy. Umierając, wyraził życzenie, aby Crelly Cramp poślubiła jego serdecznego przyjaciela Baltazara Mathiasa Kielhaua. Młodzi nigdy przedtem się nie spotkali, ale spełniając wolę Abela, w 1830 roku zawarli szczęśliwe małżeństwo.
Abel stał się w Norwegii bohaterem narodowym. Jego podobizna znalazła się na znaczkach pocztowych, banknotach i monetach. Jego imieniem nazwano krater na Księżycu. W Norwegii ma wspaniałe pomniki, a w Paryżu, gdzie został tak nieżyczliwie potraktowany, jest teraz rue Abel.Genialny podrzutek
Jean d’Alembert (1717–1783)
Jeden z najsłynniejszych uczonych XVIII wieku, Jean d’Alembert, był nieślubnym dzieckiem i podrzutkiem. Jego matka Claudine de Tencin była w młodości zakonnicą, ale dzięki specjalnej dyspensie papieskiej w 1714 roku porzuciła nieodpowiadającą jej ascezę i rozpoczęła w Paryżu burzliwe życie towarzyskie, wiążąc się z różnymi bywalcami swego salonu.
Jednym z jej wielbicieli był oficer artylerii Louis-Camus Destouches i to on został ojcem przyszłego uczonego. Pani de Tencin, wykorzystując fakt, że w dniu narodzin dziecka, 17 listopada 1717 roku, Destouches przebywał poza Paryżem, znalazła wyjście z kompromitującej sytuacji, pozostawiając noworodka w drewnianej skrzyneczce na stopniach kościoła St. Jean-le-Rond. Na szczęście wątłe maleństwo „o główce wielkości małego jabłka, rączkach jak wrzeciona i paluszkach cienkich jak igły” zostało szybko znalezione przez przechodzącego komisarza policji, który oddał je do domu dla podrzutków. Tam chłopczyka ochrzczono, nadając mu imiona Jean Le Rond – od miejsca jego znalezienia.
Kiedy jednak po sześciu tygodniach nieobecności Destouches wrócił do Paryża i dowiedział się o narodzinach potomka, odnalazł niemowlę wśród podrzutków i oddał na wychowanie pani Rousseau, żonie szklarza poleconej mu przez lekarza królewskiego. Pod jej troskliwą opieką słabowity malec szybko doszedł do zdrowia. Jean d’Alembert zawsze traktował przybraną matkę jak rodzoną, odnosił się do niej z niezwykłą czułością i aż do 1765 roku mieszkał w jej domu w maleńkiej, dusznej izdebce, skąd mógł widzieć tylko skrawek nieba. Przybrana matka, prosta kobieta, nie zdawała sobie sprawy z późniejszej sławy i wielkości wychowanka.
Ojciec Jeana śledził jednak losy syna i umożliwił mu zdobycie wykształcenia. Po szkole prywatnej Jean został zapisany jako Jean-Baptiste Daremberg do Collége des Quatre Nations, szkoły dla szlachetnie urodzonych młodzieńców; wkrótce jednak zmienił nazwisko na Jean d’Alembert. Wykazywał wielkie zdolności, zwłaszcza do matematyki, i nie dał się skłonić nauczycielom do obrania kariery w teologii.
Następnym etapem jego wykształcenia była szkoła prawa, w której po dwóch latach uzyskał dyplom adwokata (nigdy jednak nie praktykował w tym wyuczonym zawodzie). Próbował następnie przez rok studiować medycynę, ale stwierdził, że mierzi go ona jeszcze bardziej niż teologia.
Z zadowoleniem zajmował się tylko matematyką. Jego umiejętności szybko przewyższyły wiedzę nauczycieli, toteż musiał się kształcić sam, studiując książki wyszukiwane w bibliotekach. W 1739 roku d’Alembert przedstawił paryskiej Akademii Nauk swoją pierwszą pracę, w której zwracał uwagę na błędy, jakie znalazł w standardowym podręczniku analizy matematycznej. Rok później zaprezentował następną pracę, tym razem na temat mechaniki. Jej treść wysoko ocenił sławny uczony Alexis Clairaut, toteż w marcu 1741 roku d’Alembert, mając zaledwie 24 lata, został wybrany do Akademii Nauk.
W następnych latach d’Alembert tak dalece zasłynął swymi pracami z matematyki i mechaniki, że niektórzy określali go mianem miraculum miraculorum (cud nad cudami). W sławnym Traité de dynamique (Traktat o dynamice), który ogłosił w 1743 roku, sformułował zasadę umożliwiającą sprowadzanie problemów dynamicznych do zagadnień statyki. Dzięki tej zasadzie nazwisko d’Alemberta znają do dziś miliony ludzi, którzy zetknęli się z fizyką w szkole średniej lub na studiach inżynierskich.
W 1746 roku d’Alembert został przedstawiony bogatej madame Geoffrin, prowadzącej jeden z najbardziej znanych paryskich salonów i snobującej się na towarzystwo intelektualistów. Wówczas w jego życiu nastąpiła gwałtowna zmiana: został porwany w wir światowego życia salonów, w którym – o dziwo – szybko zdobył popularność. Okazało się, że wśród licznych zdolności przejawia też wielki talent do parodiowania innych osób; często zabawiał w ten sposób paryską śmietankę towarzyską.
Według jednej z ówczesnych relacji, d’Alembert każdego ranka zajmował się rozwiązywaniem zagadnień matematycznych, mechanicznych i astronomicznych, a potem wymykał się ze swej ubogiej izby w domu szklarza, niczym uczeń, który chce zapomnieć o lekcjach i poświęcić resztę dnia uciechom. Kiedy wieczorem podbijał salony, trudno było w nim rozpoznać uczonego i filozofa. Po jednym salonie przyszły następne, aż wreszcie w 1754 roku d’Alembert poznał u madame du Deffand jej przyjaciółkę, pannę Julię de Lespinasse, która od pierwszej chwili oczarowała go swą inteligencją i zainteresowaniami. Połączyła ich nie tylko przyjaźń, ponieważ po pewnym czasie, kiedy Julia pokłóciła się z panią du Deffand i otworzyła własny salon, d’Alembert przeniósł się tam i nawet z Julią zamieszkał. Ich związek nie został nigdy formalnie zalegalizowany. Więzy łączące d’Alemberta z Julią były jednak bardzo silne, albowiem nawet wówczas, gdy po pewnym czasie zakochała się ona w przystojnym markizie de Mora, d’Alembert nadal mieszkał w jej domu, aż do jej śmierci w 1776 roku.
Uczestnictwo w życiu paryskich salonów miało duże znaczenie dla kariery d’Alemberta. Madame du Deffand umyśliła sobie mianowicie, że jej niezwykle utalentowany podopieczny zasługuje na miejsce wśród 40 „nieśmiertelnych” członków Akademii Francuskiej. Po długich naleganiach uczony wyraził zgodę na kandydowanie, a wtedy jego uparta i ambitna protektorka rozpoczęła intensywną kampanię wyborczą. Niemałą rolę odegrała przy tym kobieca zawiść, ponieważ jej rywalka, madame de Chaulnes, chciała wprowadzić do Akademii innego kandydata – swego protegowanego, księdza Nicolasa de Boismont.
Madame du Deffand rozwinęła wszystkie swe talenty i po trzech nieudanych próbach dopięła swego. W 1754 roku d’Alembert dostał się do grona „nieśmiertelnych” na miejsce zmarłego biskupa Wenecji, Jeana-Baptiste’a Suriana. Znaczną rolę odegrały także naciski innej wpływowej damy paryskiej, madame de Crequi, z którą d’Alemberta łączyły bardzo bliskie stosunki. Przeciwników wyboru d’Alemberta było bardzo wielu, zwłaszcza wśród konserwatywnego kleru, który nienawidził uczonego za jego udział w wydawaniu sławnej Wielkiej encyklopedii francuskiej, zwalczającej zabobony i propagującej poglądy oświecenia.
D’Alembert bardzo ożywił Akademię Francuską, zdobył szybko sławę znakomitego mówcy, a nawet czasami ubarwiał posiedzenia naśladowaniem znanych osobistości. Mimo intryg swych licznych wrogów został wybrany w 1772 roku na sekretarza (to jest faktycznego kierownika) tej instytucji i pozostał na tym stanowisku aż do śmierci w 1783 roku. Podczas swych rządów doprowadził do wyboru nowych członków spośród uczonych i filozofów, co podniosło prestiż korporacji.
Sława d’Alemberta szybko przekroczyła granice Francji. Fryderyk II Wielki, król Prus, wielokrotnie starał się ściągnąć uczonego do Berlina, do swojej Akademii Nauk. Katarzyna II proponowała mu posadę nauczyciela carewicza Pawła. Ale mimo kuszenia dochodami kilkadziesiąt razy większymi od tych, jakie mógł mieć w Paryżu, d’Alembert odmawiał:
– Będę żywił się chlebem i orzechami, umrę w biedzie, ale nie ruszę się z Paryża, bo tu mogę żyć wolny – zwierzał się madame du Deffand.Jestem obłąkany…
Alhazen (965–1040?)
Nazywał się Abu Ali Mohammed Ibn al-Hasan Ibn al-Haytam, ale poza światem arabskim znany jest przeważnie jako Alhazen, co jest zlatynizowaną formą ostatniej części nazwiska. Był jednym z najwybitniejszych uczonych nie tylko w świecie arabskim, ale w ogóle w swej epoce.
Alhazen urodził się w roku 965. Jako miejsce urodzenia podawana jest zazwyczaj Basra, miasto w dzisiejszym Iraku, ponieważ nasz bohater bywał nazywany al-Basri. Niektórzy uznają jednak, że pochodził z Egiptu, ze względu na spotykany przydomek al-Misri. O jego rodzicach nie wiadomo nic, ale musieli należeć do klasy średniej, ponieważ stać ich było na zapewnienie synowi wykształcenia.
Sam Alhazen napisał w 1027 roku autobiografię, ale zawarł w niej niewiele informacji o swojej młodości, skupiając się na rozwoju intelektualnym. Wspominał, że jako młodzieniec studiował religię i był zdumiony tym, że przedstawiciele różnych ruchów religijnych nie mogą uzgodnić stanowisk w sprawach wiary. Uznał, że żaden z nich nie przedstawia prawdy. Zniechęcony zabrał się do innych nauk. Wydaje się, że zdobył jakieś wykształcenie w dziedzinie administracji, ponieważ uzyskał zatrudnienie w państwowym urzędzie.
Praca nie dawała jednak Alhazenowi satysfakcji. W wolnych chwilach studiował nauki ścisłe: matematykę, astronomię, fizykę i medycynę. Z upływem czasu nabierał coraz większej pewności co do swych zdolności i umiejętności i rozglądał się za nowymi wyzwaniami.
W Egipcie panował wówczas kalif Al-Hakim z dynastii Fatymidów, nazwanej tak od córki Mahometa Fatimy. Kalif był znany ze swych zainteresowań naukowych i z tego, że ściągał do siebie uczonych. Alhazen postanowił zatem uzyskać zaproszenie do Kairu. Przestudiował wszystkie dostępne materiały dotyczące Nilu, życiodajnej rzeki Egiptu, która jednak przez niekontrolowane wylewy powodowała czasem znaczne szkody. Alhazen wymyślił, że można by zbudować w górze rzeki tamę, która zatrzymywałaby nadmiar wody i pozwalała wypuszczać ją w porze suchej.
Opracował szkic projektu takiej tamy i wysłał kalifowi. Zgodnie z oczekiwaniem Alhazena kalif Al-Hakim szybko zaprosił go na swój dwór. Nie wiadomo dokładnie, w którym to było roku, ale przypuszczalnie Alhazen miał wtedy koło czterdziestki.
Kiedy Alhazen znalazł się w Kairze, kalif mianował go kierownikiem zespołu budowniczych, którzy mieli wznieść tamę. Uczony wybrał się w podróż na południe, chcąc na miejscu zbadać rzekę. Dotarłszy w okolice dzisiejszego Asuanu, zorientował się, że jego plan jest zupełnie nierealny. Wrócił więc do Kairu i z trwogą oznajmił kalifowi, że tamy jednak nie zbuduje.
Al-Hakim słynął ze swej ekscentryczności, gwałtowności i okrucieństwa. Na przykład w podbitym mieście al-Fustat polecił zabić wszystkie psy, ponieważ denerwowało go ich ujadanie. Tym razem jednak okazał niezwykłą łagodność; nie posłał Alhazena na śmierć, lecz dał mu zajęcie w swej administracji. Alhazen uznał jednak, że musi się lepiej zabezpieczyć, więc zaczął udawać obłęd. Czynił to tak udanie, że kalif zamknął go tylko w areszcie domowym i skonfiskował mu wszystkie książki i instrumenty naukowe.
Alhazen postanowił w ten sposób bezpiecznie doczekać śmierci okrutnego władcy i nie przeliczył się. Gdy Al-Hakim zmarł w 1021 roku, uczony szybko mógł udowodnić, że jego obłęd był tylko udawany. Do końca życia mieszkał potem w Kairze, pracował naukowo i pisał swe dzieła. Utrzymywał się głównie z kopiowania naukowych ksiąg.
Alhazen był uczonym wszechstronnym i bardzo płodnym. Podobno napisał około 100 książek, ale zachowało się ich tylko 55. Jego dzieła dotyczyły astronomii, matematyki i fizyki, w tym głównie optyki. Największe znaczenie miało jego opracowanie na temat optyki w siedmiu księgach pod arabskim tytułem Kitab-al-Manazi. W 1270 roku zostało przetłumaczone na łacinę pod tytułem Opticae thesaurus Alhazeni.
Było to dzieło niezwykłe. Alhazen badał bieg promieni światła, ich odbicie i załamanie w soczewkach, przeprowadzał nawet eksperymenty z wykonanymi z polerowanej miedzi zwierciadłami o różnych kształtach. Był blisko odkrycia prawa załamania światła. Największym jego osiągnięciem był wynalazek ciemni optycznej (camera obscura). W odróżnieniu od innych uczonych Alhazen utrzymywał, że światło rozchodzi się nie natychmiastowo, lecz ze skończoną prędkością. Twierdził też, że dany obiekt widzimy dzięki temu, że do oczu docierają odbite od niego promienie światła. Na podstawie badań refrakcji astronomicznej ocenił nawet wysokość atmosfery na około 52 000 kroków. Traktat optyczny Alhazena zachowywał aktualność przez kilkaset lat.
Alhazen zmarł w Kairze w 1039 lub 1040 roku. Upamiętniają go: krater na Księżycu, nazwa jednej z planetoid oraz wizerunki na banknotach irackich i znaczkach pocztowych kilku państw.Przygody fizyka
Luis Alvarez (1911–1988)
Ludzie czasem dziwili się, że taki wysoki rumiany blondyn nazywa się Luis Alvarez – tak zaczyna swą autobiografię Adventures of the Physicist (Przygody fizyka) jeden z najwybitniejszych fizyków XX wieku. Miał barwny rodowód. Ojciec, Walter, syn emigranta z północnej Hiszpanii, wychował się na Hawajach. Matka Harriet Smyth urodziła się i wychowała w Chinach w rodzinie irlandzkiego misjonarza.
Harriet i Walter poznali się w San Francisco i tam w 1911 roku urodził się nasz bohater. Uczył się w miejscowej szkole, a potem w małym mieście Rochester w stanie Minnesota, gdzie jego ojciec, lekarz, dostał posadę w Mayo Clinic. Luis interesował się naukami ścisłymi. Gdy miał 11 lat, ojciec pokazał mu artykuł o radioodbiorniku kryształkowym. Po kilku dniach Luis samodzielnie skonstruował takie radio i zamiast pójść do szkoły, słuchał muzyki z okolicznych radiostacji. Ten sukces nie zmienił jednak jego planów, aby zostać chemikiem.
Z tym zamiarem Luis wstąpił na studia w University of Chicago. Jednak po kilku miesiącach przebywania w laboratorium chemicznym pełnym obrzydliwych zapachów uznał, że nie zniesie tego dłużej. Wtedy właśnie odkrył fizykę. Miał zresztą szczęście, bo studiował pod opieką Arthura Comptona, laureata Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki, a potem pracował w Berkeley pod kierunkiem innego noblisty, Ernesta Lawrence’a.
Luis Alvarez był uczonym niezwykłym. Uważał, że fizykiem nie może zostać ktoś, kto wierzy we wszystko, co usłyszy. Mawiał też, że dobry fizyk eksperymentator odznacza się niepohamowaną ciekawością, której nie mogą osłabić żadne zakazy czy ostrzeżenia. O sobie mówił, że najważniejsze w jego karierze naukowej było instynktowne dążenie, żeby coś zrobić lepiej niż inni.
Lista osiągnięć Alvareza jest imponująca. Doktorat uzyskał, badając z Comptonem rozkład kierunkowy promieni kosmicznych przy użyciu zbudowanych przez siebie liczników. Odkrycie asymetrii wschód-zachód dowiodło, że cząstki z kosmosu mają przeważnie ładunek dodatni. Potem odkrył nowy rodzaj rozpadu promieniotwórczego, tak zwany wychwyt K, a następnie tryt, promieniotwórczy izotop wodoru, i opracował metodę otrzymywania powolnych neutronów.
Po wybuchu wojny Alvarez zajął się badaniami na rzecz wojska. Opracował nowe typy radaru, a potem, w Los Alamos, brał udział w projekcie Manhattan. Skonstruował tam detonator do bomby plutonowej. Był obserwatorem na pokładzie bombowca B-29, towarzyszącego samolotowi Enola Gay, który zrzucił pierwszą bombę jądrową na Hiroszimę.
Po wojnie Alvarez wrócił do badań podstawowych. Zainteresowała go fizyka cząstek elementarnych. Wpadł na pomysł budowy nowego detektora, wielkiej komory pęcherzykowej wypełnionej ciekłym wodorem. Testy minikomory o średnicy 2,5 centymetra wypadły pomyślnie. Udał się więc do Lawrence’a i przedstawił projekt budowy komory o średnicy 183 centymetrów, która miała kosztować 2,5 miliona dolarów. Lawrence rzekł:
– Twoja ekstrapolacja rozmiarów wydaje mi się zbyt zuchwała. Wprawdzie nie wierzę w tak wielką komorę, ale wierzę w ciebie, i pomogę zdobyć te pieniądze.
Tak też się stało. Komora Alvareza zaczęła działać w marcu 1959 roku i zrewolucjonizowała badania w fizyce cząstek. W 1968 roku Alvarez otrzymał za to Nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki.
Pomysły Alvareza wykraczały poza fizykę mikroświata. W 1965 roku zaczął eksperyment, w którym na podstawie pomiarów przenikania promieni kosmicznych przez egipską piramidę Chefrena szukano ukrytych w niej komór. Wynik był negatywny.
Jego syn Walter, profesor geologii, odkrył we Włoszech warstwę osadów o bardzo dużej zawartości irydu, pierwiastka rzadkiego na Ziemi, ale częściej występującego w planetoidach. Po długich dyskusjach Alvarezowie wysunęli w 1980 roku hipotezę, że zderzenie podobnej planetoidy z Ziemią 65 milionów lat temu było przyczyną zagłady dinozaurów, które wyginęły z braku pokarmu roślinnego, spowodowanego wieloletnim zablokowaniem światła słonecznego przez rozpyloną w atmosferze materię planetoidy. Dalsze badania przyniosły wiele dowodów słuszności tej hipotezy.
Alvarez nie krył swego krytycznego nastawienia do ZSRR. Mawiał, że tamtejsi fizycy odkryli „minus 5 cząstek”, gdyż ogłaszali niechlujne wyniki i ich nie odwoływali, gdy okazywały się błędne.
Jadąc na konferencję do Kijowa, wziął walizkę z uszkodzonym zamkiem, który umiał zamykać swoim sposobem. Pewnego dnia, gdy wrócił do pokoju hotelowego, stwierdził, że znajdujący się w walizce podręczny magnetofon został uszkodzony, natomiast zamek naprawiono; widocznie agenci KGB sądzili, że to oni uszkodzili zamek podczas otwierania.
Alvarez był dwukrotnie żonaty, najpierw z koleżanką ze studiów Geraldine Smithwick, a potem z Janet Landis. Miał dwóch synów i dwie córki. Największym jego hobby było latanie. Zdobył licencję pilota, gdy miał 22 lata. Ostatni lot swą ulubioną cessną 310 wykonał w 1984 roku. Ponadto lubił grać w golfa i był amatorem muzyki. Zmarł na raka w wieku 77 lat.Newton elektryczności
André Ampère (1775–1836)
André Marie Ampère urodził się w Lyonie. Jego ojciec, wykształcony, bogaty kupiec, wkrótce przeniósł się z rodziną do pobliskiego miasteczka Poleymieux. Dom, w którym dorastał przyszły wybitny uczony, stanowi dziś muzeum. Ampère od małego był zafascynowany liczbami – potrafił godzinami bawić się kamyczkami albo ziarnkami fasoli i przeprowadzać przy ich użyciu obliczenia. Kiedy ze względu na chorobę musiał przez wiele dni przebywać w łóżku, matka odebrała mu te „liczydełka”, chcąc, by raczej spał. Ale malec poradził sobie, krusząc na drobne kawałki biszkopt i kontynuując rachunki.
Ampère nigdy nie chodził do szkoły. Jego wychowaniem zajął się ojciec. Nauczył go czytać i pisać, a potem zaczął lekcje łaciny. Ale Ampère opierał się, nie widząc w nauce łaciny żadnych korzyści, i ciągle chciał się uczyć matematyki. W końcu ojciec dał za wygraną i pozwolił synowi pójść wymarzoną drogą. Po wyczerpaniu domowego księgozbioru dwunastoletni Ampère zaczął studiować dzieła matematyczne z biblioteki w Lyonie i pewnego razu poprosił bibliotekarza o książki Leonharda Eulera i Johanna Bernoulliego.
– Ależ tam jest rachunek różniczkowy – wyjaśnił zdumiony bibliotekarz.
– To będę się musiał go nauczyć – rzekł niezrażony malec.
– Ale te książki są po łacinie.
– To będę się musiał jednak nauczyć łaciny – odpowiedział Ampère.
Wkrótce dołożył do swych lektur 20 tomów Wielkiej encyklopedii francuskiej. Przestudiował je tak starannie, że jeszcze 50 lat później mógł recytować długie fragmenty haseł.
Mało kto wie, że Ampère rozpoczął karierę jako matematyk. To właśnie praca o matematycznej teorii gier z 1802 roku przyniosła mu pewien rozgłos, a potem katedrę matematyki i mechaniki w paryskiej École Polytechnique oraz wybór na członka Akademii Nauk. Jednak dziś zapewne nie pamiętano by o jego osiągnięciach, gdyby nie wydarzenia z jesieni 1820 roku. Wtedy to dotarła do Paryża wiadomość o tym, że Hans Christian Ørsted odkrył od dawna poszukiwany związek między elektrycznością i magnetyzmem. Czterdziestopięcioletni matematyk Ampère dowiedział się o tym na posiedzeniu Akademii i w ciągu kilkunastu tygodni, w niezwykłym przypływie geniuszu, stworzył nową gałąź fizyki, elektrodynamikę, chociaż nigdy przedtem się tym nie zajmował.
James Clerk Maxwell niezwykle wysoko oceniał osiągnięcia Ampère’a:
Badania doświadczalne, na których podstawie Ampère ustalił prawa działania mechanicznego między prądami elektrycznymi, stanowią jedno z najświetniejszych osiągnięć w nauce. Wydaje się, że ta całość, teoria i doświadczenie, wyskoczyły z mózgu tego „Newtona elektryczności” całkowicie ukształtowane i gotowe do użytku. Forma jej jest doskonała, ścisłość bez zarzutu, a wszystko streszcza się w jednym wzorze, z którego można wyprowadzić wszystkie zjawiska i który musi na zawsze pozostać zasadniczym wzorem elektrodynamiki.
Ampère słynął z niezwykłego roztargnienia. Zachowało się na ten temat wiele smacznych historyjek. Podobno gdy kiedyś szedł na wykład przez most na Sekwanie, spostrzegł jakiś kamień, podniósł go z ziemi i zaczął oglądać. Przypomniawszy sobie jednak o wykładzie, wyjął z kieszeni zegarek, by sprawdzić czas. Gdy stwierdził, że jest już dość późno, włożył szybko kamień do kieszeni, a zegarek wyrzucił do rzeki. Innym razem na ulicy w Paryżu przyszedł mu na myśl pewien problem matematyczny i nie zwlekając, zaczął go rozwiązywać kredą na pudle napotkanego powozu; zanim jednak skończył rachunki, powóz odjechał, a z nim rozwiązanie. Opowiadają też, że podczas wykładów wycierał zwykle tablicę chustką do nosa, a ściereczkę chował do kieszeni. Ampère napisał i opublikował obszerny podręcznik rachunku różniczkowego i całkowego, zapominając jednak podać jego tytuł i nazwisko autora.
Pewnego zaś dnia, udając się na spacer, powiesił na drzwiach wejściowych swego domu kartkę z napisem: „Nie ma mnie w domu”. Kiedy wracał ze spaceru zatopiony w myślach, zauważył tę kartkę, przeczytał, ze zdziwieniem pokręcił głową, a potem obrócił się na pięcie i powędrował dalej.
Innym razem Ampère został zaproszony do przyjaciela na lunch. Posiłek nie był jeszcze gotowy, więc uczony, by wykorzystać czas, wyjął notatnik i zaczął rozwiązywać jakieś problemy matematyczne. Pogrążony w myślach, zupełnie zapomniał, gdzie się znajduje, toteż kiedy wreszcie podano do stołu, machinalnie wziął do ust parę kęsów, a potem zawołał:
– To się zupełnie nie nadaje do jedzenia! Kiedy wreszcie moja siostra zrozumie, że zanim zaangażuje kucharkę, powinna sprawdzić, czy umie ona gotować.
Napoleon Bonaparte, jak wiadomo, bardzo interesował się naukami ścisłymi i często uczestniczył w posiedzeniach naukowych. Pewnego razu, gdy pojawił się na takim zebraniu i usiadł obok Ampère’a, roztargniony uczony nie poznał go. Rozbawiony cesarz rzekł:
– Widzi pan, jak to niedobrze niezbyt często widywać kolegów. Ja pana także nie widuję w pałacu Tuileries, ale wiem, jak tam pana ściągnąć. Proszę przyjść jutro, by zjeść ze mną obiad.
Jednak następnego dnia krzesło obok cesarza pozostało puste, ponieważ Ampère zapomniał o zaproszeniu. Kiedy pewnego ranka coś się zacięło w mechanizmie zegara stojącego w sypialni Ampère’a, tak że wybił aż 27 razy, przerażony uczony wyskoczył z łóżka, wołając:
– Tak bardzo jeszcze nigdy się nie spóźniłem!
Ampère był bardzo pobudliwy i w podnieceniu czasem mówił bez ładu i składu. Kiedyś wydawało mu się, że rachunek za dyliżans został źle obliczony, i wdał się w ostrą kłótnię z pocztylionem. Ten, zdegustowany, krzyknął:
– Cóż to za nierozgarnięty facet, gdzie on się uczył liczyć?
Ampère był dwukrotnie żonaty. Pierwsza żona, poślubiona w 1799 roku ukochana Julie Carron, zmarła po niespełna czterech latach małżeństwa, pozostawiając małego synka Jeana-Jacques’a. Drugi związek, z Jeanne Potot, okazał się katastrofą i Ampère, maltretowany przez żonę i teściową, znalazł ratunek w szybkim rozwodzie. Wychowaniem Jeana-Jacques’a i córki Albine z drugiego małżeństwa zajęły się jego matka i ciotka.
Ampère zmarł 10 czerwca 1836 roku podczas podróży do Marsylii. Osiągnięcia tego wielkiego uczonego upamiętnia przede wszystkim amper – jednostka natężenia prądu elektrycznego. Są też miejscowości Ampère niedaleko Newark w stanie New Jersey i w pobliżu Stockton w Kalifornii w USA, a także w brazylijskim stanie Parana. Pokaźna góra na dnie Atlantyku została też nazwana górą Ampère’a.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI
PEŁNY SPIS TREŚCI:
Przedmowa
Krótki żywot geniusza. Niels Abel (1802–1829)
Genialny podrzutek. Jean d’Alembert (1717–1783)
Jestem obłąkany… Alhazen (965–1040?)
Przygody fizyka. Luis Alvarez (1911–1988)
Newton elektryczności. André Ampère (1775–1836)
Per aspera ad astra. Carl David Anderson (1905–1991)
Najgroźniejsza jest woda sodowa. Edward Victor Appleton (1892–1965)
Nazywam się Arago. Dominique François Arago (1786–1853)
Obrońca Syrakuz. Archimedes (287–212 p.n.e.)
Czy pan rzeźnik? Svante Arrhenius (1859–1927)
Stagiryta. Arystoteles (384–322 p.n.e.)
Samotnik, sportowiec, noblista. Francis Aston (1877–1945)
Bardzo skromny prawnik. Amedeo Avogadro (1776–1856)
Doctor mirabilis. Roger Bacon (1214–1294)
Myśleć raz na kwartał. Adolf von Baeyer (1835–1917)
Miara Lebesgue’a. Stefan Banach (1892–1945)
Prawdziwy geniusz. John Bardeen (1908–1991)
Precz z kwantami! Charles Glover Barkla (1877–1944)
Dom z komet. Edward Barnard (1857–1923)
Ale rodzina! Caspar Bartholinus (1585–1629) i potomkowie
Pierwsza dama w fizyce. Laura Bassi (1711–1788)
Złoto z piasku. Johann Joachim Becher (1635–1682)
Raz dobrze, raz źle. Henri Becquerel (1852–1908)
Wszystko do teriaki. Claude Bernard (1813–1878)
Kto był kim? Daniel Bernoulli (1700–1782)
Wspólnota dusz. Marcellin Berthelot (1827–1907)
Pan młody baron. Jöns Jacob Berzelius (1779–1848)
Zupełnie cudowny człowiek. Friedrich Wilhelm Bessel (1784–1846)
Prorok energii. Hans Bethe (1906–2005)
Nobliwy starszy pan. Czesław Białobrzeski (1878–1953)
A jednak spadają… Jean-Baptiste Biot (1774–1862)
Powietrze z kamienia. Joseph Black (1728–1799)
Twarde cebulki tulipanów. Nicolaas Bloembergen (1920–2017)
Nauczyciel całej Europy. Herman Boerhaave (1668–1738)
To tylko profesor Bohr. Niels Bohr (1885–1962)
Słodki tłuścioszek. Ludwig Boltzmann (1844–1906)
Dalej niż Euklides. János Bolyai (1802–1860)
Cesarz i jego uczeni. Napoleon Bonaparte (1769–1821)
Genialny samouk. George Boole (1815–1864)
Jąkała z wyboru. Robert Boyle (1627–1691)
Ojciec i syn. William Henry Bragg (1862–1942)
Astronom ze sztucznym nosem. Tycho Brahe (1546–1601)
Z kowboja noblista. Walter Brattain (1902–1987)
Książę w błocie. Louis de Broglie (1892–1987)
Igła Buffona. Georges Buffon (1707–1788)
Nie tylko palnik. Robert Wilhelm Bunsen (1811–1899)
Rachmistrz nieskończoności. Georg Cantor (1845–1918)
Renesansowy pracoholik. Girolamo Cardano (1501–1576)
Który Carnot? Lazare Nicolas Carnot (1753–1823)
Dynastia konserwatystów. Jean Dominique Cassini (1625–1712)
Bigot. Augustin Cauchy (1789–1857)
Odludek. Henry Cavendish (1731–1810)
Fizyk z nieśmiałości. James Chadwick (1891–1974)
Uczona i nienasycona. Markiza du Châtelet (1706–1749)
Rekordzista. Alexis Clairaut (1713–1765)
„Fanaberie” Cockrofta. John Cockroft (1897–1967)
Kapłan porządku i postępu. Auguste Comte (1798–1857)
Siłacz. Arthur Holly Compton (1892–1962)
Niespokojny duch. Charles Marie de La Condamine (1701–1774)
Małżonkowie nobliści, Carl Cori (1896–1984), Gerty Cori (1896–1957)
Głuchy też potrafi. John Cornforth (1917–2013)
Kapitan saperów. Charles Augustin de Coulomb (1736–1806)
W pogoni za duchami.William Crookes (1832–1919)
Babcia zdobywa Nagrodę Nobla. Dorothy Crowfoot-Hodgkin (1910–1994)
„Mamut”. Georges Cuvier (1769–1832)
Dalén? Kto to taki? Nils Gustaf Dalén (1869–1937)
Egzotyczny kwakier. John Dalton (1766–1844)
„Tysiącpięćset”. Marian Danysz (1909–1983)
Burzliwa młodość naturalisty. Charles Darwin (1809–1882)
Salmonia. Humphry Davy (1778–1829)
Gdzie mam wysiąść? Peter Debye (1884–1966)
Długie życie… po śmierci. Richard Dedekind (1831–1916)
Wielki niemowa. Paul Dirac (1902–1984)
Nawet za kratkami… Déodat Guy de Dolomieu (1750–1801)
Więzienie za Nobla. Gerhard Domagk (1895–1964)
Nie fałszować, panowie! Christian Doppler (1803–1853)
Liczby, zwłaszcza duże. Arthur Eddington (1882–1944)
Czarodziej z Menlo Park. Thomas Alva Edison (1847–1931)
Do 606 razy sztuka. Paul Ehrlich (1854–1915)
Fajka i skrzypce. Albert Einstein (1879–1955)
Noblistka bez doktoratu. Gertrude Elion (1918–1999)
Liczba Erdősa. Paul Erdős (1913–1996)
Rachował, jak oddychał. Leonhard Euler (1707–1783)
Sandemanianin. Michael Faraday (1791–1867)
Prawnik z Tuluzy. Pierre de Fermat (1601–1665)
Włoski nawigator. Enrico Fermi (1901–1954)
Jestem Rysiek Feynman… Richard Feynman (1918–1988)
Nietrafiona nagroda. Johannes Fibiger (1867–1928)
Za głupi na kupca. Emil Fischer (1852–1919)
Noblista z nosem boksera. Alexander Fleming (1881–1955)
A jednak się obraca! Léon Foucault (1819–1868)
Uczony prefekt. Jean Baptiste Fourier (1768–1830)
Drukarz i amant. Benjamin Franklin (1706–1790)
„Rosy”. Rosalind Franklin (1920–1958)
Spod gruzów do sławy. Joseph Fraunhofer (1787–1826)
Miałbym jeszcze tyle do zrobienia… Augustin Fresnel (1788–1827)
Friedman jest w powietrzu. Aleksandr Friedman (1888–1925)
Od gladiatorów do sławy. Galen (ok. 129 – ok. 216)
Światło utrzymywane przez wilgoć. Galileusz (1564–1642)
Pamiętajcie o mnie… Évariste Galois (1811–1832)
Pożywne żaby. Luigi Galvani (1737–1798)
Licz, kiedy tylko możesz. Francis Galton (1822–1911)
Pułkownik Armii Czerwonej. George Gamow (1904–1968)
Książę matematyków. Carl Gauss (1777–1855)
Krzesło z nieba. Joseph Louis Gay-Lussac (1778–1850)
Tajemniczy monsieur LeBlanc. Sophie Germain (1776–1831)
Samotnik z New Haven. Josiah Willard Gibbs (1839–1903)
Ojciec chrzestny elektryczności. William Gilbert (1544–1603)
Logik i konstytucja. Kurt Gödel (1906–1978)
Piękność Getyngi. Maria Goeppert-Mayer (1906–1972)
Generał i uczeni. Leslie Groves (1896–1970)
Zbrodniarz czy dobroczyńca? Fritz Haber (1868–1934)
Otto Hahn – tenor. Otto Hahn (1879–1968)
Nie tylko kometa. Edmond Halley (1656–1742)
Tyle języków, ile lat. William Rowan Hamilton (1805–1865)
Piąty matematyk świata. Godfrey Harold Hardy (1877–1947)
Wystarczy mi badać dla siebie. Thomas Harriot (1560–1621)
Circulator. William Harvey (1578–1657)
Ekscentryczny „telegrafista”. Oliver Heaviside (1850–1925)
Jak prosty wiejski chłopak… Werner Heisenberg (1901–1976)
Fizyk czy medyk? Hermann Helmholtz (1821–1894)
Ojciec chrzestny gazu. Jan Baptista van Helmont (1579–1644)
Za królikiem do sławy. Joseph Henry (1797–1878)
Od oboju do Galaktyki. William Herschel (1738–1822)
Niedoszły tokarz. Heinrich Hertz (1857–1894)
Promienie z góry. Victor Hess (1883–1964)
Co to jest punkt widzenia. David Hilbert (1862–1943)
Skazany na zapomnienie. Robert Hooke (1635–1703)
Życie barwne, urozmaicone. Friedrich Houtermans (1903–1966)
Z atlety astronom. Edwin Hubble (1889–1953)
Od mułów do sławy. Milton Humason (1891–1972)
Niemieckie powietrze. Alexander von Humboldt (1769–1859)
W cieniu Newtona. Christiaan Huygens (1629–1695)
Pierwsza uczona. Hypatia (ok. 370–415)
Zawsze od szczytu. Leopold Infeld (1898–1968)
Ja jestem mój brat! Moritz Hermann Jacobi (1801–1874), Carl Gustav Jacobi (1804–1851)
Baloniarz. Pierre Jules César Janssen (1824–1907)
To nie mój problem. Harold Jeffreys (1891–1989)
Wielki prowincjonalny cyrulik. Edward Jenner (1749–1823)
Ogród, żółwie i jądra atomowe. Hans Jensen (1907–1973)
Miesiąc miodowy z termometrem. James Prescott Joule (1818–1889)
Władca mrozu. Heike Kamerlingh-Onnes (1853–1926)
Czy wyglądam bardziej inteligentnie? Piotr Kapica (1894–1984)
Nam jest wszystko jedno. Theodore von Kármán (1881–1963)
Myślę, więc jestem. Kartezjusz (1596–1650)
Taniec atomów. August Kekulé (1829–1896)
Muzyk czwartkowy. Wiktor Kemula (1902–1985)
Jaką żonę wybrać? Johannes Kepler (1571–1630)
Ostatni człowiek renesansu. Athanasius Kircher (1601–1680)
Złoto ze Słońca. Gustav Kirchhoff (1824–1887)
Nawet najwięksi się mylą. Robert Koch (1843–1910)
Sonia. Zofia Kowalewska (1850–1891)
Tylko liczby całkowite. Leopold Kronecker (1823–1891)
Mały chłopiec o śmiesznym nazwisku. Harold Kroto (1939–2016)