- W empik go
50-tka dookoła świata - ebook
50-tka dookoła świata - ebook
Stwierdzenie, że „życie zaczyna się po pięćdziesiątce” co prawda brzmi ładnie, ale jak się zabrać do jego realizacji? Dla Kasi, kobiety dojrzałej, szczęśliwej matki i żony, wcale nie było to takie oczywiste. Przyszedł jednak moment, w którym uświadomiła sobie, że nie warto odkładać marzeń na potem, bo „potem” dzieje się właśnie teraz... Mając 52 lata wyruszyła w samotną podróż dookoła świata, podczas której przemierzyła 3 kontynenty, 30 wysp i 59 tysięcy kilometrów.
Spotkania w ciemności z owadami, ukąszenie przez indonezyjskiego szerszenia, śmierć koreańskiej hostelowej współlokatorki, zabieg boleśniejszy niż dwa porody czy zaproszenie od nowozelandzkiej rodziny na darmowy nocleg po godzinie znajomości, to tylko niektóre zaskakujące „pamiątki” z tej szalonej wyprawy. Jeśli szukacie inspiracji do zmian w swoim życiu, jeśli chcecie podążać za marzeniami, ale nie wiecie od czego zacząć – poznajcie historię Kasi i jej fantastycznej podróży!
Podobno człowiek ma dwa życia, a to drugie rozpoczyna wtedy, gdy uzmysłowi sobie, że ma jedno…
Najpierw jest czas na pracę i na obowiązki, czas na budowanie domu i wychowywanie dzieci, ale przychodzi taka chwila, kiedy wewnętrzny głos wzywa do rozwijania swoich pasji, do samorealizacji i zastanowienia się nad sobą. Ten stan czasem może przyjść wcześnie, a czasem całkiem późno i nieoczekiwanie, ale to jest właśnie nasze drugie życie…
Telefon od Agnieszki z Niemiec i propozycja wspólnego wyjazdu z plecakami na kilka tygodni do Indonezji pozwoliły mi tylko szybciej podjąć decyzję. Spojrzałam na mapę i pomyślałam: dlaczego nie? Najpierw do Indonezji, a potem… Hm, stosunkowo blisko stamtąd do Australii, a potem do Nowej Zelandii… Postanowiłam więc, że jadę… dookoła świata!
Katarzyna Kozłowska – podróżniczka, która przełamuje stereotypy wieku i udowadnia, że metryka nie jest przeszkodą w realizacji marzeń. Samotnie zwiedziła wiele miejsc na świecie, wspina się po górach, pisze i wydaje książki oraz prowadzi bloga podróżniczego: www.goanywhere.to
Do tej pory ukazały się jej następujące powieści: „Trzymałam Anioła za rękę”, „Bo warto”, „Gniew motyla”. Autorka zawodowo związana jest z Sopotem, gdzie jako trenerka motywuje do zdrowego i aktywnego trybu życia.
Kategoria: | Podróże |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8147-369-9 |
Rozmiar pliku: | 7,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Podobno człowiek ma dwa życia, a to drugie rozpoczyna wtedy, gdy uzmysłowi sobie, że ma jedno…
Najpierw jest czas na pracę i na obowiązki, czas na budowanie domu i wychowywanie dzieci, ale przychodzi taka chwila, kiedy wewnętrzny głos wzywa do rozwijania swoich pasji, do samorealizacji i zastanowienia się nad sobą. Ten stan czasem może przyjść wcześnie, a czasem całkiem późno i nieoczekiwanie, ale to jest właśnie nasze drugie życie… Po trzydziestu latach małżeństwa, wychowaniu dwojga dzieci i ponad dwudziestu pięciu latach w zawodzie, uzmysłowiłam sobie, że oto nadeszła pora, by wziąć głębszy oddech, zrobić przerwę od wszystkich codziennych powinności i poczuć wiatr we włosach. Poczułam pragnienie, by przestać ciągle robić coś dla innych, a zamiast tego realizować swoje marzenia. Nie, to nie ucieczka, ale wewnętrzne pragnienie zrobienia czegoś tylko dla siebie, odkrycia swoich ograniczeń, przekroczenia pewnych granic i sprawdzenia swoich możliwości. Być może także potrzeba pobycia dłużej tylko z samą sobą, a może spojrzenia na swoje życie z innej perspektywy.
Telefon od Agnieszki z Niemiec i propozycja wspólnego wyjazdu z plecakami na kilka tygodni do Indonezji pozwoliły mi tylko szybciej podjąć decyzję. Spojrzałam na mapę i pomyślałam: dlaczego nie? Najpierw do Indonezji, a potem… Hm, stosunkowo blisko stamtąd do Australii, a potem do Nowej Zelandii… Postanowiłam więc, że jadę… dookoła świata!
– No coś ty! Sama przez świat chcesz jechać?
– Zwariowałaś?!
– Na pięć miesięcy?!
– W twoim wieku ludzie nie ganiają z wielkim plecakiem i karimatą, tylko odpoczywają!
– Po co ci to?
– Nie boisz się?
Mniej więcej takie były reakcje moich bliskich koleżanek i rodziny, kiedy oświadczyłam im, że mój zew pcha mnie do wyruszenia w drogę i nic mi się nie stanie, bo przecież podróżuję od dawna, właściwie od dziecka. W pierwszą podróż wyruszyłam z Gdańska w wieku dwóch lat, gdy uciekłam z nudnej piaskownicy i wsiadłam do tramwaju, który zawiózł mnie do odległej o kilkanaście kilometrów Oliwy. Nawet skarcona potem surowo przez zamartwiających się rodziców, do których odwiozła mnie po udanych poszukiwaniach policja, nie zrozumiałam, co było nie tak w moim zachowaniu. Bo jeśli pcha nas wewnętrzny głos, jeśli mamy w sobie takiego wędrowniczka, to prędzej czy później będzie się domagał, aby go posłuchać.
Zawsze lubiłam dalekie podróże, ale jedno- lub dwutygodniowe wyjazdy urlopowe były zdecydowanie za krótkie i pozostawiały niedosyt. Hotele, szczególnie te dobre, wydawały mi się nudne i przewidywalne, niewymagające od gości samodzielnego myślenia przy oferowanych wycieczkach, a ludzie w nich – często nudni.
Gdzieś głęboko kiełkowało we mnie pragnienie pojechania dalej – na dłużej i niskobudżetowo. Podróż do Maroka z plecakiem, mieszkanie w berberyjskiej wiosce i wspinaczka w góry Atlasu uzmysłowiły mi, co lubię najbardziej: włóczęgę, doświadczanie i odkrywanie świata na własną rękę, bo to zostaje w pamięci najdłużej.
Czytając blogi podróżujących samotnie, pomyślałam, że to jest właśnie sposób wędrówki, który najbardziej by mi odpowiadał. Nie wydaje się wcale wielce skomplikowany. Dobrze mieć oczywiście plan takiej wyprawy, licząc także na szczęście i życzliwych ludzi, z odrobiną przygody w tle i adrenaliną we krwi. I choć w większości podejmują takie wyzwanie ludzie młodzi, dlaczego ja nie miałabym tego zrobić? Znam języki obce, jestem sprawna fizycznie, pomimo swoich pięćdziesięciu dwóch lat! Nie należę do tych, co w swoim życiu myślą bardziej o bezpieczeństwie niż o szansie i wydają się być bardziej przestraszeni życiem niż śmiercią. Ja lubię żyć intensywnie i kolorowo. A więc postanowione – jadę!
Kilka miesięcy przygotowań to przede wszystkim oswojenie psychiczne rodziny z moją eskapadą, zadbanie o szczepienia, przemyślenie odpowiedniego ekwipunku i wyrobienie potrzebnych wiz. W pracy wzięłam roczny urlop dla poratowania zdrowia, bo nic tak dobrze nie zrobi na moją astmę, zdrowie psychiczne i wszystko inne jak wyjazd w tropiki jesienią. Kiedy na urodziny zamiast biżuterii dostałam od męża łóżko i szafę, czyli duży plecak i samopompującą matę, jego prezent zapewnił mnie, że mąż przyjął moją decyzję ze zrozumieniem i będzie mnie wspierał. To było najważniejsze. Nie chciałam, aby uznał, że go opuszczam, bo mam jakieś fanaberie wieku przekwitania i może szukam lepszego życia.
Jest mądry, zna moją naturę pędziwiatra i wie, że gdy coś postanowię, trudno mnie zatrzymać. Taka wyrozumiałość i wsparcie partnera niesamowicie pomagają, dodają skrzydeł i sprawiają, że bez poczucia winy mogę realizować swoje plany. Tym bardziej, że on nie mógłby na tak długo zostawić pracy, nie jest też fanem biegania z plecakiem. Jak mówi, swoje wybiegał za młodu na przeróżnych obozach sportowych. Widać każdy ma swój czas na różne rzeczy i chodzi o to, by to zrozumieć i uszanować.
Córka zadbała o mnie poprzez dostarczenie mi technologicznych gadżetów, syn wsparł dobrym słowem, więc miałam ich błogosławieństwo. Co więcej, otrzymałam zadanie, by pisać bloga na stronę nowo powstałej wyszukiwarki podróżniczej, która była dziełem mojej córki Karoliny i jej chłopaka. Opis podróży dookoła świata na pewno zrobiłby im dobrą promocję. W tym momencie moja wyprawa nabrała już nawet charakteru misji.
Kiedy pożegnałam najbliższych na lotnisku, łza zakręciła się w oku i jakiś smutek mnie ogarnął. Gdy zaś w środku nocy znalazłam się sama na wielkim lotnisku w Dubaju, oczekując na przylot Agnieszki z Niemiec, dotarło do mnie, że oto stało się to, co postanowiłam. No ale chciałam, to mam! Dziwne to było uczucie – ekscytujące i pełne nadziei. To jak pisanie nowego rozdziału w życiu. Cały dobytek w plecaku, żadnych spraw na głowie i czekanie… Zrozumiałam w tym momencie, jak wiele będzie w mojej podróży czekania: na samolot, na pogodę, na wolny pokój, Internet itp. Być może nauczę się trochę cierpliwości, która nie jest moją mocną stroną. W tamtej części świata to z pewnością przydatna cecha.
Spotkanie z Agnieszką, dalszy wspólny lot, kilka obejrzanych po drodze premier filmowych na pokładzie Emirates całkowicie wyeliminowały sentymentalne myśli i kazały mi się skoncentrować na miejscu lądowania.