- nowość
- W empik go
A Heartless Thief - ebook
A Heartless Thief - ebook
Syntia Fuchs, lat 18, jest entuzjastką urbexu, która cierpi na stany lękowe. Pewnej nocy spotyka w metrze 20-letniego Kaia Mayera, ściganego przez policję za wtargnięcie do opuszczonego budynku. Kai jest szefem gangu złodziei, którzy okradają sklepy jubilerskie i nie ma empatii. Losy Syntii i Kaia zderzają się podczas zmieniającego życie wieczoru. Gdy pokonują dzielące ich różnice, trafiają na Sycylię, gdzie próbują odbudować swoje życie. Książka przeznaczona dla osób pełnoletnich.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8384-286-8 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Książka nie jest odpowiednia dla osób poniżej osiemnastego roku życia. Cały tekst jest tak zwaną fikcją literacką, nie należy więc brać tego do siebie, jeśli jest się wrażliwym. Jako autor nie zachęcam również, do powtarzania zachowań bohaterów. W książce mogą wystąpić sceny takie jak m.in.: Przemoc psychiczna oraz fizyczna, temat środków odurzających, wulgaryzmy i wiele innych sytuacji nieodpowiednich dla osób nieletnich.
Czytelniku, jeżeli zmagasz się z jakimkolwiek problemem i nie wiesz jak go rozwiązać, czujesz się zagrożony, bądź zmagasz się z depresją, poniżej znajdziesz kilka bardzo ważnych numerów, które Ci pomogą.
116 111 — Telefon Zaufania dla Dzieci i Młodzieży.
22 484 88 04 — Telefon Zaufania Młodych.
22 484 88 01 — Antydepresyjny Telefon Zaufania.
116 213 — Telefon dla Dorosłych w Kryzysie Emocjonalnym.
800 12 12 12 — Specjalny Dyżur Telefonu Zaufania dla osób Zmagających się z depresją.
_DLA TYCH, KTÓRZY KIEDYKOLWIEK CZULI SIĘ SŁABI LUB BEZSILNI — PAMIĘTAJCIE, JESTEŚCIE WIELCY, NIGDY NIE POZWÓLCIE, ABY WASZ MUR ZOSTAŁ ZBURZONY._Rozdział 1
_SYNTIA_
Siedziałam na łóżku, gdy nagle na moje kolana wskoczyła mała ruda wiewiórka o imieniu Pixa. Zastanawiacie się pewnie, dlaczego nazwałam takie słodkie zwierzątko akurat tym imieniem, już tłumacze.
Od kilku lat biorę leki na stany lękowe, na które cierpię praktycznie od dziecka, zażywam dwie różowe tabletki rano i wieczorem, aby nie dostać niepotrzebnego ataku paniki. Pewnego razu wieczorem, zanim udałam się pod prysznic, przygotowałam sobie dawkę leków na wieczór, położyłam je na szafce nocnej. Gdy wróciłam, okazało się, że ta ruda wiewiórka wpierdoliła moje leki, jej źrenice były wielkie, wyglądały tak, jakby była naćpana.
Spojrzała na mnie i zaczęła dosłownie latać po ścianach, podczas gdy ja, zamiast jej pomóc, co byłoby dobrym pomysłem, zaczęłam zwijać się ze śmiechu na łóżku. Moja matka od zawsze się jej bała, sama w zasadzie nie jestem pewna dlaczego, przecież ona nigdy nawet muchy nie skrzywdziła, jest bardziej posłuszna niż nie jeden pies.
Jednak lęk mojej mamy w związku z Pixą ma również swoje plusy, przynajmniej nie wchodzi nieproszona do mojego pokoju, ponieważ wiewiórka zawsze lata po calutkim pomieszczeniu. Nie chcę niepotrzebnie więzić jej w klatce, jest nauczona załatwiać swoje potrzeby tylko i wyłącznie tam a co za tym idzie, jest bardzo czystym stworzeniem.
~~~
Zaczęłam przeglądać internet, aby znaleźć kolejny ciekawy obiekt do zwiedzenia. Nie nastawiałam się na cud, wszystkie ciekawsze miejsca zostały już przeze mnie odwiedzone, a przynajmniej te, które znajdowały się blisko mnie.
Nagle zerknęłam na coś, co o dziwo mnie zainteresowało. I to nawet bardzo. Znalazłam wzmiankę o starym opuszczonych szpitalu psychiatrycznym. Został on zamknięty ponad pięćdziesiąt lat temu, pacjenci według artykułu na stronie byli zdrowi jak ryby. Jednak pracownicy owego szpitala i rzekomi lekarze wmawiali im, że są chorzy oraz że powinni zażywać przeróżne leki. Najczęściej byli ich króliczkami doświadczalnymi, były na nich testowane coraz to nowe leki powodujące przeróżne halucynacje, codziennie dostawali nowe i coraz mocniejsze dawki, przez co osoby z zewnątrz uważali ich za zwykłych szaleńców. Na pierwszy rzut oka nafaszerowani lekami ludzie faktycznie wyglądali jak osoby obłąkane i niespełna rozumu.
Miejsce to bardzo mnie zaciekawiło, od razu dopisałam je do listy obiektów, które w najbliższym czasie odwiedzę. Jak na razie byłam niezbyt gotowa na aż tak duży i długi urbex, zaczęłam więc szukać dalej.
Po półgodzinnym bezsensownym szukaniu wreszcie natrafiłam na coś ciekawego, był to mały opuszczony dom, wyglądem przypominający mały zamek czy pałacyk. Od razu przycisnęłam palec do ekranu, aby poczytać komentarze o tym miejscu. Jak się po chwili okazało obiekt ten, nie był jakoś bardzo popularny, podobno mieszkała tam kobieta, która chorowała na różnego rodzaju choroby psychiczne, których nazw nie potrafiłam przeczytać. Ubzdurała sobie, że jest królową i zmieniła swój dom w pałac. Powalona historia.
Zjechałam trochę niżej i zauważyłam, że zostały zamieszczone trzy komentarze.
Od: Wędrownik2144
,,To ma być ciekawe? Nudniejszej budowli w życiu nie widziałem, już nawet piwnica mojej prababci jest bardziej interesująca niż to”.
Zjechałam niżej, aby przeczytać kolejne dwa komentarze od innych użytkowników tego portalu, drugi z nich naprawdę bardzo mnie zaciekawił.
Od: ZabieganaPoszukiwaczka98
,,Szczerze? Nuda, nie warto się tam zapuszczać, stracicie tylko cenny czas”.
Od: CzarnySzczur11
,,Świetne miejsce… idealne dla nudziarzy. Być może z zewnątrz wygląda zjawiskowo, w środku jednak nie ma nic ciekawego czy godnego uwagi. Typowa miejscówka dla miejscowych meneli czy zbuntowanych nastolatków. Okolica również niezbyt ciekawa, dookoła same lasy i łąki”.
Najbardziej zaciekawił mnie komentarz od użytkownika CzarnySzczur11, pola i lasy? Ciekawa okolica jak na takie miejsce. Jeśli faktycznie nie ma tam nic ciekawego, to może chociaż zrobię kilka ładnych zdjęć.
Długo nie myśląc, zdjęłam Pixe z kolan, na co ta niezadowolona uciekła spać na swoje prowizoryczne legowisko, które zrobiłam jej z waty, siana oraz kawałka materiału imitującego koc.
~~~
Bardzo lubię oglądać Berlin Nocą. Podczas gdy inne miasta o tej porze budzą się do życia tak dzielnica, w której mieszkam, jest często bardzo spokojna pod osłoną nocy. Praktycznie każdego wieczoru robię sobie spacery, aby uspokoić myśli i po prostu odetchnąć świeżym nocnym powietrzem, które moim zdaniem jest zupełnie inne. Między innymi przez to, że w nocy jest mniejszy ruch, co oznacza mniej spalin i czystsze powietrze czy jakoś tak to gadała babka na biologii, albo edukacji dla bezpieczeństwa? Nie pamiętam i nie wiem, czy chce pamiętać jakąś niepotrzebną mi do życia książkową definicję.
Moim ulubionym miejscem do nocnych przechadzek jest metro. Tak, metro. O tej godzinie jest tam zadziwiająca cisza. Niektórzy mogliby nawet powiedzieć, że jest tam strasznie, ponieważ jedyne światła, które można tam zobaczyć, pochodzą ze znaków informujących o wyjściu ewakuacyjnym. Dzieje się tak z powodu remontu, który jest tam teraz robiony. Nie za bardzo rozumiem jego sens, ale skoro tak ma być, to nie będę narzekać. Teoretycznie wejście do metra jest zamknięte, jest tam postawionych pełno barierek oraz znaków ostrzegawczych, między innymi takich, że obiekt grozi zawaleniem oraz o zakazie wstępu osobom nieupoważnionym.
Zastanawia mnie jednak to, czy ktokolwiek zwraca na takowe znaki uwagę? No ja na pewno nie, widziałam podobne tabliczki niezliczoną ilość razy, chodząc po opuszczonych budynkach i jakoś żadna cegła mi na łeb nie spadła.Rodział 2
Sprawnie przeskoczyłam przez jedną z barierek i zapuściłam się, wgłąb ciemnego korytarza. Gdy szłam, słyszałam tylko i wyłącznie odgłos swoich glanów. Skręcałam w przeróżne rozwidlenia, sama do końca nie będąc świadoma, dokąd zmierzam, cisza dawała mi ukojenie, którego nie potrafiły dać mi nawet żadne leki nasenne czy narkotyki, od których jestem czysta od ponad trzech miesięcy. Mój organizm bardzo źle przyjął odstawienie kolorowych cukiereczków w różnych słodkich kształtach.
Kochałam te różnokolorowe małe gwiazdki i stan, jaki mi dawały.
Jednak gdy je odstawiłam, szara rzeczywistość powróciła do mnie z podwójną mocą. Nie mogłam jeść ani spać. Nawet podniesienie się z łóżka było dla mnie nie lada wyzwaniem. Pomimo tego, że potrafiłam wyrywać sobie włosy z głowy lub siedzieć nieruchomo patrząc w ścianę, wciąż nie umiałam sobie z tym poradzić.
Byłam na głodzie.
Obdzwaniałam wszystkich dilerów i znajomych, od których brałam kolorowe pigułki, jednak nikt nie chciał mi ich sprzedać. Zapewne była to sprawka mojego taty — pieprzonego kryminologa, który pewnie powiedział im dokładnie, krok po kroku, co może zrobić z ich ciałami, jeśli dadzą mi jeszcze chociaż jedną pieprzoną pigułkę.
Nikt nie odbierał. Nikt nie chciał mi pomóc. A ja nie chciałam żadnej innej pomocy niż ponownego błogiego stanu, podczas którego wszystko staje się żywsze, ładniejsze i bardziej kolorowe.
~~~
Nie do końca wiedziałam, gdzie się znajduje, po prostu szłam przed siebie zgodnie z torami w metrze. Otaczał mnie jedynie mrok i ta przyjemna głucha cisza, która po chwili została zagłuszona.
Usłyszałam kroki.
Ciężkie, męskie kroki.
I o dziwo nie były one wytworem mojej wyobraźni, naprawdę ktoś tu jest i zmierza w moim kierunku. Kto normalny o takich godzinach chodzi po stacji metra? A tym bardziej, wtedy gdy praktycznie na każdym rogu jest umieszczona tabliczka o zakazie wstępu.
Nigdzie nie ujęłam, że należę do osób normalnych i zdrowo myślących, ale to akurat mnie zdziwiło. Obecność innego człowieka, o takiej godzinie, w takim miejscu była wręcz niespotykana.
W oddali zauważyłam człowieka. Na głowę miał nasunięty kaptur. Miał na sobie czarne spodnie cargo a na dłoniach rękawiczki. Pomimo tak słabego oświetlenia widziałam go bardzo wyraźnie, mój wzrok zazwyczaj bardzo szybko dostosowuje się do ciemności, co jest w wielu sytuacjach bardzo przydatne.
Gdy mężczyzna mnie minął, poczułam podmuch zimnego powietrza, co było dość dziwne, przecież całe pomieszczenie jest zamurowane, a jestem już dość daleko od wejścia.
Szłam dalej, nie zawracając sobie za bardzo głowy tym człowiekiem.
Nagle zobaczyłam go idącego obok mnie. Lekko podskoczyłam, gdy do moich uszu dotarł jego zachrypnięty głos.
— Co robisz w takim miejscu o tej godzinie? Nie boisz się? — Zapytał. Widziałam, jak się uśmiecha, jeśli myśli, że mnie tym wystraszy, to grubo się myli.
— Spaceruje, nie widać? — Odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
Nagle usłyszeliśmy pewien dźwięk. Dopiero po chwili zobaczyłam dwa cienkie, lecz mocne promienie latarek. Przez chwilę nie docierało do mnie to, co się dzieje, myślałam, że jakieś dzieciaki eksplorują metro w fazie remontu.
— Kurwa. Czas spierdalać. — Powiedział chłopak idący obok mnie.
— Co? — Spytałam, nie do końca rozumiejąc, o co mu chodzi.
— Uciekaj. Psy. — Powiedział tylko, po czym przyspieszył kroku.
— Myślisz, że mnie wystraszysz takim czymś? Co niby miałaby tu robić poli.. — Nie dokończyłam, ponieważ mój wzrok zdążył się wyostrzyć. Spostrzegłam niebezpiecznie szybko zbliżających się dwóch policjantów, jeden chudy i wysoki, drugi gruby i niski. Czyli typowe zespoły policyjne, patyk od bilarda i kula do kręgli.
Nie zastanawiając się nad tym, co właśnie robię, zaczęłam biec za nieznajomym, podczas gdy policjanci krzyknęli, abyśmy się zatrzymali, wystrzelili nawet ostrzegawczy pocisk.
Rozumiecie to? Pocisk ostrzegawczy, który strzela się w niebo. Oni wystrzelili go w sufit metra i to jeszcze takiego w trakcie budowy, przez co tynk posypał się jednemu z nich na głowę. Parsknęłam śmiechem i przyśpieszyłam ile sił w nogach, aby dogonić tajemniczego nieznajomego. Gdybym go teraz zgubiła, byłabym w totalnej dupie. Pomimo tego, że mniej więcej znam ten teren, coś czuję, że mogłabym się tu teraz nie odnaleźć.
Nie wiedziałam, dokąd prowadzi mnie ten chłopak, ale już czułam, że wpakowałam się w niezłe bagno.Rozdział 3
Biegłam za chłopakiem ile sił w nogach. Czułam przebiegający po plecach dreszcz, gdy słyszałam za nami biegnących dwóch funkcjonariuszy policji.
Moje leki przestały działać przez nadmiar emocji targających moim ciałem, mój oddech stał się bardzo płytki. Czułam, że w każdej chwili mogę się przewrócić, a mimo tego wciąż biegłam. Gdzieś z tyłu głowy czułam, że gdy pobiegnę za nieznajomym mi mężczyzną, policja nas nie znajdzie.
Biegliśmy przeróżnymi korytarzami, nie byłam pewna, w jakim dokładnie kierunku zmierzamy, obraz przed moimi oczami coraz bardziej tracił ostrość, co naprawdę nie było dobrym znakiem. Zaczęłam się pocić. Czułam, jak drżą mi ręce.
Pomimo tego, że nie jestem wierząca, zaczęłam modlić się do wszelakich bóstw, aby tylko się tutaj nie przewrócić, nie teraz, nie w takiej sytuacji.
Nie mogłam stracić sił, jeszcze chwilę, muszę dać radę.
Muszę wytrzymać.
Chłopak nagle skręcił w lewo i przeskoczył przez jedną z barierek, nie jestem pewna czy kiedykolwiek zwróciłam uwagę na ten zaułek. Powtórzyłam jego ruch, o mały włos nie upadając przy tym na twarz, poczułam jednak, jak silne ramiona ciągną mnie w górę.
— Uważaj kurwa. Jesteś jakaś upośledzona czy co? — Syknął, po czym zaczął iść w głąb korytarza, kierując się w stronę jednych z wielu drzwi.
Nie odezwałam się ani słowem. Mężczyzna otworzył drzwi, wpuszczając mnie pierwszą, co było naprawdę miłym gestem. Zanim wszedł za mną, na wszelki wypadek rozejrzał się na lewo i prawo w celu zorientowania się, czy nikt nas nie śledzi.
Na nasze szczęście drzwi otwierały się do środka, panowała tu kompletna ciemność, przez co byliśmy wręcz niezauważalni. Nagle chłopak schował się głębiej, dopiero po chwili zrozumiałam dlaczego.
Zobaczyłam w oddali światła latarek, idą tu.
— I co? Zgubiliśmy ich? Szef nas zabije. — Powiedział jeden do drugiego, głosy były ciche jednak nie aż tak, aby nie dało się ich usłyszeć.
— Trzeba przeszukać teren, nie mogli daleko uciec, ci gówniarze pewnie nawet nie wiedzieli, gdzie biegną. Chodź, sprawdzimy tutaj. — Odpowiedział drugi.
Zobaczyliśmy, że mężczyźni niebezpiecznie szybko zbliżają się w naszą stronę, światła policyjnych latarek były wyraźne. Miałam wrażenie, że zaraz tutaj przyjdą, dzieliło ich od nas dosłownie kilka metrów.
Już po mnie.
Znajdą nas.
Znajdą mnie.
Nogi zaczęły mi drżeć i drętwieć raz za razem. I tak na przemian. Było to naprawdę dziwne uczucie, czułam się, jakbym nie była w swoim ciele. Jak gdyby nie było mnie już na tym świecie. Mój oddech stał się bardzo płytki, co jakiś czas go wstrzymywałam, aby policjanci go nie usłyszeli, wydawało mi się wtedy, że jest on bardzo głośny. Za głośny.
Nagle na nasze szczęście odezwał się głos z krótkofalówki jednego z policjantów.
— Wracajcie, mamy sprawę do załatwienia. — Powiedział jakiś głos, zapewne był to komendant.
— Szefie, nie możemy, jakieś gnojki chodzą po zamkniętym metrze. Musimy ich złapać. — Odrzekł jeden z nich.
— Zrobicie to później, są sprawy ważne i ważniejsze. Nie waż mi się sprzeciwiać, wiesz, jak to się kończy. Chcę was widzieć na komendzie, ale to już, czy wam się to podoba, czy nie. — Jego stanowczy ton nawet mnie wbił w ziemię, pomimo tego, że nie wiedziałam, jak wygląda, byłam pewna, że nie warto mu się sprzeciwiać.
— Zaraz będziemy, bez odbioru. — Powiedział nieco ciszej. Usłyszałam, że kroki i światła zaczynają się oddalać. Wycofali się. Wszystko jest dobrze.
Spojrzałam na chłopaka, który tak samo, jak ja odetchnął z ulgą. Widziałam go już o wiele słabiej, czułam się okropnie. Po plecach spływała mi strużka zimnego potu, obraz zaszedł mgłą i zaczęło mi się dość mocno kręcić w głowie.Rozdział 4
Na chwilę straciłam kontakt z rzeczywistością, było ze mną naprawdę źle. Gdy zorientowałam się, gdzie jestem i co tu robię, obraz zaczął się wyostrzać. Niestety trwało to tylko chwilę.
Zostałam posadzona na czymś miękkim, ale i twardym razem. Kanapa.
— Słyszysz mnie? Wszystko dobrze? Jak się nazywasz? — Dochodził do mnie głos, a po chwili obraz zaczął się wyostrzać, stała przede mną dziewczyna a burza rudych loków spływała jej po ramionach, wyglądała jak anioł. A może tylko wtedy tak mi się wydawało. Czułam się tak, jakbym znowu była na fazie.
— Syntia.. — Wychrypiałam, mój głos brzmiał dziwnie słabo, odchrząknęłam i mówiłam dalej, mój stan wciąż się nie poprawił. — Słyszę.
— Posłuchaj mnie Syntio, spróbuj skupić się na moich słowach dobrze? Wiem, że nie czujesz się najlepiej. — Skinęłam głową, a rudowłosa nieznajoma, widząc moją zgodę, kontynuowała. — Nazywam się Samantha, możesz mówić mi Sam, tak będzie Ci łatwiej. Widzę, że nie czujesz się zbyt dobrze, czy chorujesz na coś? Bierzesz jakieś leki? — Zapytała z poważną miną, głęboko wpatrując się we mnie swoimi intensywnie zielonymi oczami, robiła to tak, jakby chciała mnie dosłownie prześwietlić. Przerażające.
— Tak, biorę leki. Nie mam ich przy sobie, ale spokojnie, zaraz mi przejdzie. — Odpowiedziałam nieco pewniej, próbując przekonać Sam, że dam radę. Ta jednak nie dała za wygraną.
Na chwilę ode mnie odeszła, jej obecność działała na mnie zaskakująco dobrze, gdy była blisko nie czułam się już tak okropnie. Skorzystałam z chwili i rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się w tej chwili znajdowałam. Było ciemno, jednak nie na tyle, abym nie mogła zobaczyć jedynie czerni, która mnie otaczała. Zobaczyłam kilka stołów rozstawionych w różnych zakątkach pomieszczenia, jeden w rogu, jeden dosłownie na środku pokoju a kolejne dwa pod ścianą naprzeciwko mnie, tam właśnie podeszła Samantha.
Wróciła do mnie, trzymając na rozłożonej dłoni dwie żółto-pomarańczowe tabletki a w drugiej ręce kubek z białą gęstą cieczą.
— Proszę, tabletki uspokajające, przeciwlękowe lub antydepresanty. Nie jestem pewna, na co chorujesz, ale patrząc na Twoje objawy, mogę stwierdzić, że na któreś z wymienionych. Trzy w jednym. — Puściła do mnie oczko i wskazała na kubek, znajdujący się w jej lewej dłoni kontynuując. — A to tutaj to po prostu glukoza w najczystszej postaci, zdecydowanie spadł Ci cukier, więc grzecznie to wypij i połknij te piękne pigułki, nie chce mieć Cię na sumieniu. — Dokończyła z chytrym wręcz fałszywym uśmieszkiem i wręczyła mi wcześniej wymienione produkty.
Mama zawsze mówiła mi, abym nie brała niczego od obcych, ale oni akurat uratowali mi życie.
Brałam o wiele gorsze rzeczy, od o wiele gorszych ludzi. Nic już nie mogło mi zaszkodzić, żadne prochy nie mogły mnie już zniszczyć. Narkotyki, które brałam, słodkie małe gwiazdeczki przypominające cukierki dla dzieci zrobiły już swoje, wyniszczając każdą komórkę mojego ciała. Ledwo z tego wyszłam, lecz stan, jaki dawały, był niezapomniany.
Połknęłam tabletki, popijając gęstą mazią, którą faktycznie była czysta glukoza — woda z dodatkiem bardzo, ale to bardzo dużej ilości cukru. Gdy piłam ten roztwór, chciało mi się wymiotować, jakoś jednak dałam radę i opróżniłam kubek kilkoma dużymi, szybkimi łykami. Jedyne co zostało po tej miksturze, to bardzo słodki a wręcz nieprzyjemny posmak w gardle.
— Lepiej? — Zapytała Sam, siadając obok.
— Tak, dziękuję Ci. — Powiedziałam szczerze. Naprawdę nie wiem, co by się ze mną stało, gdyby nie zaoferowała mi pomocy.
Na kanapie w drugim rogu pokoju zobaczyłam cienie dwóch męskich sylwetek, wolałam jednak na razie nie wiedzieć, kim są Ci ludzie.Rozdział 5
— Palisz? — Zapytała rudowłosa i wyciągnęła do mnie paczkę czerwonych Marlboro, co prawda wolałam ich drugą wersję, jednak tymi również nie pogardzę.
Skinęłam głową i wzięłam od dziewczyny papierosa, cicho dziękując.
— Gdy Srebrny wróci, zadecydujemy co dalej. — Zwróciła się do dwóch chłopaków siedzących pięć metrów od nas.
Kim jest Srebrny?
Zastanawiałam się, aż nagle mnie olśniło, zaczęłam myśleć w miarę racjonalnie. Te śmieszne tabletki naprawdę zaczęły działać, tylko skąd ona je miała? Też na coś chorowała? Nie wygląda na taką, która obawiałaby się czegokolwiek. Wygląda na naprawdę twardą kobietę.
Srebrny. Tak zapewne nazywają tego chłopaka, który mnie tu przyprowadził. W zasadzie to ja się tutaj za nim wpierdoliłam, ale to on powiedział, że mam spierdalać, więc spierdoliłam, razem z nim. Teraz jednak go tutaj nie było, byłam ciekawa gdzie się podział, co prawda nie powinno mnie to obchodzić, ale w końcu ciekawość to pierwszy stopień do piekła a na trafienie do nieba nie mam żadnych szans. Raz kozie śmierć.
— Kto to Srebrny? — Po chwili zaczęłam żałować, że zadałam to pytanie.
Dziewczyna spojrzała na mnie podejrzliwym wzrokiem, tak jakbym zadała jej jakieś skomplikowane pytanie, na które nie zna odpowiedzi.
— Ja. — Usłyszałam zachrypnięty głos tuż nad moim uchem. Prawie podskoczyłam z zaskoczenia.
Co się ze mną działo? Przecież nie boję się niczego, chodzę po opuszczonych budynkach, które w każdej chwili mogą się na mnie zawalić i odebrać mi życie. A nagle zaczynam skakać w powietrze od głosu jakiegoś dziwnego typa, trzymajcie mnie. Zdecydowanie nie jestem już sobą.
Zaciągnęłam się odpalonym papierosem i ignorując wszystkie głosy i szepty dookoła, wpuściłam dym do najgłębszych zakamarków moich płuc. Wypuściłam go dopiero po jakimś czasie, a ten praktycznie w ogóle ze mnie nie wyleciał.
~~~
— Dobra, miło było, ale muszę wracać. — Powiedziałam pewnym głosem, nie za bardzo odpowiadało mi towarzystwo dwóch mężczyzn siedzących w cieniu, którzy wręcz wypalali mi dziurę w głowie intensywnym spojrzeniem. Gapili się na mnie zdecydowanie za długo i zbyt podejrzliwie.
— Odprowadzę Cię. — Powiedział ów Srebrny. Wstał i podszedł do drzwi, czekając na mnie.
— Umiem o siebie zadbać. — Odpyskowałam. — Przecież nie mam pięciu lat do kurwy nędzy. — Dodałam, gdy wyminęłam go w drzwiach.
— W to nie wątpię, jednak lepiej będzie dla Ciebie, jeśli zaprowadzę Cię do tylnego wyjścia. — Ów Srebrny miał kamiennym wyraz twarzy, wyglądał tak, jakby nie miał żadnych nawet najprostszych uczuć.
Zrezygnowana stwierdziłam, że pójdę za nim, co to za różnica czy pójdę głównym, czy tylnym wyjściem. Bylebym wyszła stąd cała. Ten facet wygląda, jakby miał ochotę mnie zajebać, dosłownie.
Podążałam za nim jak ułożona suka, co nie za bardzo mi się podobało, jednak nie byłam do końca pewna, gdzie znajduje się tylne wyjście z metra. Nie miałam wyboru, czy chciałam, czy nie i tak musiałam iść za nim. Policjanci mogli się tu jeszcze kręcić, a naprawdę mam dość swoich problemów, nie są mi potrzebne żadne dodatkowe.
Szliśmy w ciszy, idąc za nim, wyglądałam jak małe dziecko, które po prostu się zgubiło.
Nagle zobaczyłam zgaszoną tabliczkę z dużym napisem „Exit”. Podeszliśmy tam. Srebrny stanął i zaczął mi się przyglądać. Poczułam się dziwnie, totalnie obcy chłopak próbuje prześwietlić mnie wzrokiem, on ma jakieś radary w oczach czy co do chuja?
Gdy przestał mi się przyglądać, rozejrzał się dookoła, aby upewnić się, czy nikt nas nie obserwuje, najprawdopodobniej tak się nie działo, ponieważ po chwili wyciągnął ze spodni niewielki nóż z różową rękojeścią.
— Masz, to do obrony, uważaj na siebie. — Powiedział, a jego spojrzenie wciąż było tak zimne, jak największe lodowce na świecie. Z jednej strony mnie to przerażało, ale z drugiej cholernie satysfakcjonowało.
Srebrny odwrócił się i poszedł w swoją stronę bez pożegnania, bo czego miałabym się spodziewać? Że rzuci mi się w ramiona, powie, że będzie tęsknił? Dobre sobie, znamy się jedną noc, nawet nie całą, taka reakcja byłaby co najmniej dziwna.
Postanowiłam wrócić do domu, muszę się przespać z moimi myślami, zanim prześpię się z tym całym Srebrnym.Rozdział 6
Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek będę wychodzić z metra z nożem w ręce. Pewnie wyglądam z nim bardziej śmiesznie niż groźnie, a to dlatego, że nie jestem zbyt wysoka.
Było około drugiej nad ranem, stwierdziłam, że zanim udam się do domu, przejdę się jeszcze po okolicy.
Mogło to się dla mnie skończyć bardzo źle, lecz zrozumiałam to zdecydowanie za późno.
Krążyłam bez większego celu po ulicach Berlina, niektóre z nich znam na pamięć, a o niektórych istnieniu nawet nie zdaje sobie sprawy. Wolę nie zapuszczać się w niektóre rejony tego pięknego miasta, nie bardzo widzi mi się widok mojej odciętej głowy.
~~~
Chodziłam już tak około godzinę, w mojej głowie zaczęły kreować się dziwne myśli. Czy krew jest tak samo słodka, jak miód? Czy jestem psychopatką? Kto normalny myśli o takich rzeczach?
Ja na pewno do tych normalnych nie należałam. Chodzę z pieprzonym nożem w kieszeni. Nożem, który dostałam od kompletnie obcego typa. Nie powinnam była go przyjmować. Cała ta sytuacja była ostro popieprzona i nawet ja nie umiem znaleźć w niej, chociaż ziarna logiki.
Miałam na sobie czarną bluzę z kapturem oraz jasnobrązowe dresy, wyglądałam jak każda normalna nastolatka w tych czasach. Nie wyróżniałam się niczym szczególnym, jednak zobaczenie na mieście nastolatki o tej porze było dość niespotykanym zjawiskiem. Wszystkie dziewczyny w moim wieku najprościej w świecie bały się opuszczać dom o tej porze, nigdy nie wiadomo, kogo można tutaj spotkać, z reguły ulice tego miasta były spokojne, jednak pod osłoną nocy działo się tu wszystko. Od handlowania narkotykami, przez najebanych nastolatków aż po ludzi chodzących ze spluwą w dłoni.
Tutaj domy mają oczy i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Pomimo tego, że możemy nikogo nie widzieć, nie oznacza to, że nikt nas w tym momencie nie obserwuje. Nigdy nie wiemy, ile osób w tym momencie planuje odciąć nam głowę, tak bez porządnego powodu, tak o, dla zabawy. Jakby spojrzeć na to z innej strony jest to śmieszne.
Po chwili przechadzania się po chodniku stwierdziłam, że przejdę przez jedną z uliczek i zapalę fajkę. Bo przecież co może się stać?
Stanęłam mniej więcej w połowie drogi, okazało się, że nie jest to uliczka, tylko ślepy zaułek, zaczęły przypominać mi się te wszystkie filmy, które oglądałam, postacie w kapturach czy maskach chcące zabić lub zgwałcić bezbronną dziewczynkę.
Ja na szczęście byłam uzbrojona, w kieszeni miałam ostry nóż a w ręku palącego się papierosa, w każdej chwili mogłabym wjebać go komuś w oko i patrzeć na swoje dzieło.Rozdział 7
Nie sądziłam jednak, że moje dziwne teorie się spełnia.
Spaliłam i rzuciłam papierosa na beton, zadeptując żar butem. Spojrzałam w stronę wejścia w zaułek, w moją stronę zmierzali dwaj chłopacy, na oko w moim wieku, może trochę starsi.
Pomyślałam, że pewnie przyszli tu w takim samym celu jak ja, dyskretnym zapaleniu fajki lub trawki.
Jednak oni stanęli przede mną i przez chwilę mi się przyglądali.
— A co ty tu robisz sama o tak późnej porze? — Zapytał jeden z nich, drugi natomiast patrzył się na mnie jak zwierzyna na swoją ofiarę.
— Spierdalaj. — Odpowiedziałam, mając nadzieję, że zaraz się ode mnie odwalą. Tak się jednak nie stało.
— Szkoda by było, gdybym pociął Ci tą Twoją śliczną buźkę, prawda? — Zignorował moje słowa i wyciągnął z kieszeni nóż, zaczął obracać nim w dłoni. — Dalej będziesz taka wyszczekana czy się uspokoisz?
W odpowiedzi splunęłam mu w twarz. Starł moją ślinę z twarzy i przycisnął nóż do mojej szyi. Poczułam, jak ostrze nacina mi skórę, a od szyi do dekoltu spływa mi stróżka ciemnoczerwonej cieczy. Chyba powinnam zacząć panikować lub wzywać pomocy, zamiast tego zaczęłam się śmiać tak psychicznie, że aż ten drugi odsunął się ode mnie o krok do tyłu, co jeszcze bardziej mnie rozbawiło. Nagle chłopak, który trzymał nóż na moim gardle, uderzył moją głową w betonową ścianę za mną, przeszył mnie ostry ból.
— Nie słyszałeś, gdy kobieta powiedziała Ci, że masz spierdalać? Mam Ci to wytłumaczyć jeszcze raz? Czy może przeliterować? — Nagle usłyszałam ten znajomy głos, otworzyłam oczy pełna nadziei i zobaczyłam jego. Srebrny.
— A kim Ty kurwa jesteś, nie mieszaj się w nie swoje sprawy i nie zgrywaj bohatera. — Zaśmiał się drugi mężczyzna stojący przy mnie, uwydatniając przy tym swoje czarne spróchniałe zęby. Fuj.
— Będę się mieszać. Bo ruszając moją kobietę, popełniliście wielki błąd. — Powiedział ze wciąż kamiennym wyrazem w twarzy.
Moją kobietę.
Poczułam się dziwnie miło, gdy te słowa wypłynęły z jego ust. Nie powinno tak być.
— Bo co mi niby zrobisz? — Tym razem odpyskował mu mężczyzna trzymający nóż przy moim gardle.
Do tej pory kamienna twarz Srebrnego zmieniła swój wyraz, na jego ustach zagościł mały uśmieszek, a w oczach pojawił się dziwny, wręcz zwierzęcy błysk.
— Byłoby mi was naprawdę szkoda, gdyby nie to, że ruszyliście moją kobietę. Tym czynem popełniliście naprawdę wielki błąd, musicie teraz za niego zapłacić. — Powiedział powoli i wyraźnie, aby mieć pewność, że mężczyźni zrozumieli, co ma im do przekazania.
Spojrzeli najpierw na siebie nawzajem, później na mnie, a następnie na mojego wybawcę. Zauważyłam wtedy, że ich źrenice są nienaturalnie rozszerzone. Są naćpani.
Wszystko nagle zaczęło dziać się bardzo szybko. Srebrny rzucił nożem, trafiając idealnie w szyję jednego z moich oprawców, przez co ten od razu padł na ziemię. Ostrze przerwało mu tętnicę szyjną, przez co dookoła niego zaczęła się tworzyć spora kałuża szkarłatnej cieczy.
— I co teraz? Twój kolega już Ci nie pomoże. — Powiedział z wręcz psychopatycznym uśmiechem na ustach, patrząc z dziką satysfakcją, jak leżącego opuszczają ostatnie bardzo płytkie oddechy.
Srebrny był nieobliczany. Dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę. Nie wiem, czy nie było na to trochę za późno.
Mój wybawca wykorzystał chwilę, gdy mężczyzna zapatrzył się na swojego towarzysza. Podbiegł do niego i jednym płynnym ruchem odciął mu rękę, którą próbował mnie skrzywdzić, tą, w której trzymał ostrze przy mojej szyi. Tak. Upierdolił mu cholerną rękę.
— I co teraz? — Zapytał, ze słyszalną kpiną w głosie. — No co teraz zrobisz? Zabijesz mnie? Proszę bardzo, droga wolna, spróbuj.
Mężczyzna został sprowokowany, pomimo odciętej dłoni rzucił się na Srebrnego, czego od razu pożałował.
Zapewne był pewny, że nóż, który trafił w szyję jego przyjaciela, był jedynym, jaki mężczyzna miał przy sobie. Był jednak w wielkim błędzie. Zanim zdołał do niego dobiec, Srebrny jednym ruchem wbił mu nóż w brzuch i pociągnął w górę.
Chociaż chciałam, nie byłam w stanie odwrócić wzroku od tego zjawiska. Wnętrzności człowieka rozlały się na betonowym podłożu. Jego oczy otworzyły się szeroko, a nieruchome ciało upadło na beton. Przez to wszystko zapomniałam o tym, że w mojej kieszeni również znajduje się nóż.
Jednak jest już po wszystkim. Już nic mi nie grozi.Rozdział 8
Spojrzałam na Srebrnego, jego spojrzenie ze zwierzęcego zmieniło się na zadziwiająco łagodne.
— Nic Ci nie jest? Dobrze się czujesz? — Zapytał, podchodząc do mnie ostrożnie i przyglądając się ranie, którą zadał mi jeden z tych ćpunów.
— Jest okej — Odpowiedziałam pewnie, jednak najwidoczniej nie zabrzmiałam wystarczająco wiarygodnie.
— Nie. Nie jest okej. Nic nie jest okej Syntio. — Wzdrygnęłam się, kiedy wypowiedział moje imię, w jego ustach zabrzmiało zarazem jak obietnica, ale i słodkie kłamstwo. — Chodź, opatrzymy to.
Bez zbędnego zastanawiania się ruszyłam w przeciwną stronę, gdy tylko wyszliśmy z uliczki. Nie byłam do końca pewna, gdzie chce mnie zaprowadzić, z powrotem do metra? A może gdzieś indziej?
Zanim zdążył zauważyć, że nie podążam za nim, zaczęłam biec w stronę domu. Oczywiście nie biegłam prosto w jego stronę, aby mężczyzna nie dowiedział się, gdzie dokładnie mieszkam.
~~~
Gdy przekroczyłam próg domu, od razu najciszej jak mogłam, aby nie obudzić mamy, udałam się do swojego pokoju. Zastałam w nim Pixę leżącą na mojej poduszce, gdy otworzyłam drzwi, oczy zwierzęcia od razu rozbłysnęły w ciemności.
— Wróciłam. — Szepnęłam do niej z uśmiechem na ustach.
Przebrałam się w piżamę i położyłam się obok wiewiórki, przykrywając się kołdrą po same uszy. Było mi strasznie zimno, co było dziwne, przecież okno oraz drzwi do mojego pokoju są pozamykane.
Nagle usłyszałam dźwięk telefonu oznaczający nadejście wiadomości. Kto pisze do ludzi o takiej godzinie do cholery?
OD: NIEZNANY
_Nieładnie tak uciekać Syntio._
Otworzyłam szeroko oczy i odpisałam. Od razu zmieniłam również jego nazwę w moich kontaktach.
DO: SREBRNY
_Skąd do cholery masz mój numer?_
Odpowiedź nadeszła zadziwiająco szybko.
OD: SREBRNY
_Mam swoje sposoby ;)
Słodkich koszmarów._
Zablokowałam telefon i odłożyłam go na szafkę nocną. Dlaczego zastanawia mnie to, skąd ten człowiek dostał w posiadanie mój numer, przecież uciekał przed policją i zabił dwóch ludzi na moich oczach. W porównaniu do sytuacji z dzisiaj zdobycie mojego numeru było zwykłą błahostką.Rozdział 9
_SREBRNY_
Będąc blisko tej dziewczyny, czuje się dziwnie, ponieważ widząc emocje na jej twarzy, potrafię odczuć je na sobie, co nie zdarza się często.
Gdy wychodziła z metra, poczułem się nieswojo, musiałem upewnić się, że dotrze bezpiecznie do domu. Trzymałem się na bezpieczną odległość, poruszałem się bezszelestnie aby nie zwrócić na siebie uwagi.
Dziewczyna co jakiś czas się odwracała, co oznaczało, że odczuwała moją obecność i mój wzrok na jej plecach. Co prawda miałem lepsze rzeczy do roboty niż pilnowanie jakiejś smarkuli takie jak między innymi pakowanie rzeczy z ostatniego napadu, ale czułem się za nią w pewnym dziwnym sensie odpowiedzialny.
To ja dałem jej nóż. Dałem jej białą broń i możliwość skutecznej samoobrony, wyglądała na twardą, wiedziałem, że potrafi sobie poradzić.
Coś jednak kazało mi bezpiecznie odprowadzić ją do domu. O tej porze naprawdę nie było tu zbyt bezpiecznie a tym bardziej dla młodej dziewczyny.
Podążałem za nią jak cień, gdy spoglądała za siebie, rozpływałem się w powietrzu — skręcałem za obojętnie jaki róg budynku lub stawałem za kolumnami informacyjnymi, byleby tylko mnie nie zauważyła, nie chciałem jej wystraszyć. Jednak gdy zauważyłem, że Syntia, bo tak przedstawiła się rudej, skręciła w jedną ze ślepych uliczek, postanowiłem poczekać, aż stamtąd wyjdzie.
Zamiast jej kierującej się ku wyjściu z uliczki zauważyłem dwóch gości, najprawdopodobniej naćpanych zmierzających w tamtą stronę. Nie mogłem nie zareagować, nie pozwolę aby więcej w mojej obecności kobiecie stała się krzywda.
Raz już na to pozwoliłem, drugi raz nie popełnię tego błędu.
_Wszedłem do domu, miałem wtedy piętnaście lat, poruszałem się wystraszony po tym pozornie idealnym domu z pierdoloną idealną rodzinką. Nagle On wyszedł zza rogu. Mój ojciec trzymał w ręce pas, musiałem dostać karę. Wciąż pamiętam, jak próbowałem uodpornić się na ból za każdym razem, gdy to robił. Później wręcz, zamiast płakać, zaczynałem się śmiać, podczas gdy na moich plecach powstawały nieziemskich rozmiarów siniaki, ten skurwiel nie żałował siły. Raz moja mama chciała mnie bronić, zawsze mnie broniła, a nawet jeśli sama już nie miała siły, to przynajmniej jako była pielęgniarka, mogła opatrzeć moje rany.
Byłem jej za to bardzo wdzięczny. Jednak pewnego dnia postanowiła mnie obronić, powiedziała mu, żeby mnie zostawił, że jestem jeszcze mały. Spytała się go czy posiada coś takiego jak serce. I to był błąd. Leżałem na wpół przytomny na zimnych kafelkach, a ten bydlak podszedł do mamy i zaciągnął ją za włosy do piwnicy. Miejsca moich tortur. Przesiedziałem tam pół życia, ucząc się przeróżnych technik posługiwania się nożami. Słyszałem jej przeraźliwe krzyki, ten dziad nie znał litości. Gdybym tylko dał rade się podnieść, może mógłbym jej pomóc. Później krzyki ucichły, trzymał mamę w piwnicy „dopóki nie nabierze rozumu do głowy”.
Zawsze po tym, jak stłukł mnie na kwaśne jabłko, zaciągał mnie do piwnicy i zamykał tam, dopóki nie stwierdzi, że zmądrzałem.
Nie mogliśmy mu nic zrobić, był wysoko postawiony, handlował narkotykami pomiędzy Berlinem a Europą. Nikt by nawet nie uwierzył, że za drzwiami domu tak porządnego człowieka dzieją się takie rzeczy._
Stanąłem centralnie na rogu, ustawiłem się tak aby nikt z tej trójki nie mógł mnie dostrzec i słuchałem. Dopóki nie zaczną być zagrożeniem, postanowiłem nie interweniować. Jednak gdy usłyszałem, co ci skurwiele do niej mówią, nie wytrzymałem. Musiałem zareagować.
Rzucanie nożem i odcinanie kończyn nie było dla mnie zbyt wielkim problemem, uwielbiałem ciężar kosy w mojej dłoni, uwielbiałem to, jak ostre były moje noże, wiedziałem, że one nigdy mnie nie zawiodą. Nauka z lat dziecięcych wcześniej nie poszła na marne. Tak również nie stało się tym razem, jeden nóż poleciał, trafiając idealnie w tętnice jednego z tych pierdolonych ćpunów, którzy chcieli skrzywdzić Syntie. A drugim z nich odciąłem jego koledze dłoń, nie pozwolę aby mężczyzna skrzywdził kobietę w mojej obecności.
Już nigdy na to nie pozwolę.
Czerpałem wręcz chorą satysfakcję z zadawania bólu takim sukinsynom jak oni, takim, którzy krzywdzą bezbronne kobiety. Syntia nie była bezbronna, miała przy sobie nóż, jednak widząc zachowanie swoich oprawców najwidoczniej w świecie zapomniała o jego istnieniu. Nie dziwie jej się, wiem, jak strach potrafi sparaliżować człowieka.
Gdy wychodziliśmy z uliczki, w której pozostały dwa trupy dziewczyna myślała, że nie widzę, jak idzie w innym kierunku, niż jej pokazałem. Miała iść za mną, miałem w planach sprowadzić ją z powrotem do dziupli w metrze i opatrzenia jej rany na szyi, okazała się jednak uparta i po prostu ode mnie uciekła.
Podzwoniłem do kilku miejsc i od razu zdobyłem jej numer telefonu, napisałem jej wiadomość, mając nadzieję, że ta dotarła do domu i że nic jej już nie grozi. Po chwili odpisała, co oznaczało, że faktycznie jest w domu, nie widziałem aby na ulicy korzystała z telefonu, w metrze również go nie wyciągała.
Miałem nadzieję, że ta mała rana po ostrzu jednego z tych gnojów już się zaślepiła i że już nie leci z niej krew. Wróciłem do dziupli i od razu położyłem się na pierwszym lepszym łóżku, zamknąłem drzwi na klucz, a pod klamkę postawiłem krzesło, zgasiłem wszelkie źródła światła i poszedłem spać.
Spać, dziwne określenie jak na mnie, nie pamiętam, kiedy ostatni przespałem całą noc. Zazwyczaj śpię przez dwie, trzy góra cztery godziny resztę czasu leżę i czuwam, w razie niebezpieczeństwa trzymając dwa noże pomiędzy materacem a materiałem łóżka, tak na wszelki wypadek.Rozdział 10
_SYNTIA_
Przetarłam zaspane oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej. Nie chciałam wychodzić jeszcze spod ciepłej kołdry. Pixa spała spokojnie na drugiej poduszce tuż obok mnie, czasami wydawało mi się, że mnie pilnuje.
Moje myśli przeskakiwały pomiędzy wspomnieniami z wczorajszej nocy oraz planami wybrania się na urbex. Co prawda wybieranie się w opuszczone miejsca samemu nie jest do końca dobrym pomysłem.
Ludzie, którzy również się tym interesują, zazwyczaj chodzą w grupach lub przynajmniej dwuosobowych zespołach, aby w razie potrzeby osoba, której się coś stało, nie pozostała sama na pastwę losu.
Ja jednak nie miałam z kim wybrać się w takie miejsce, mam na myśli zarazem opuszczony szpital psychiatryczny, jak i ten mały pałacyk.
Nie widzi mi się pójście tam samej, nigdy nie wiadomo czy ktoś za rogiem nie czyha właśnie na nasze życie.
Miałam przyjaciół, oczywiście, że miałam, a przynajmniej tak mi się kiedyś wydawało. Najbliższą mi osobą był Michael, poznałam go w szkole średniej, byliśmy nierozłączni. To on wprowadził mnie w świat imprez i narkotyków, w świat gdzie nie trzeba się już niczym martwić. W świat gdzie nic już nie miało znaczenia.
Teraz Michael z tego, co opowiadał mi tata, przebywa na oddziale zamkniętym, aby uporać się z uzależnieniem. Wysłali go tam jego rodzice, ja jakoś ubłagałam swoich aby tego nie zrobili, obiecałam im że się zmienię, że już nigdy tego nie tknę.
Jednak oni nie wiedzą o wszystkim. Nie wiedzą, że w jednej z poduszek mam ukryty woreczek z około dziesięcioma różnokolorowymi gwiazdami, bez których wcześniej nie wyobrażałam sobie życia. Silne narkotyki połączone z lekami na stany lękowe nie grały dobrego duetu, przekonałam się o tym nie raz, gdy siedziałam na ławce pod wpływem i z minuty na minutę potrafił urwać mi się film. Potrafiłam tak jakby patrzeć na siebie z góry, nie mogłam sterować swoim ciałem, mogłam tylko oglądać swoje poczynania pod wpływem tych substancji.
Pewnego razu jednak przesadziłam, o mało nie straciłam przez to życia, co wtedy, prawdę mówiąc było mi zupełnie obojętne.
Te pierdolone gwiazdki były cholernie mocne i powodowały halucynacje. Wyszłam z Michaelem na piwo, było to około pół roku temu, przed tym, jak trafił na odwyk. Najczęściej to on dostarczał mi narkotyki, czasami nawet dawał mi je za darmo, co było z jego strony bardzo miłym gestem.
Raz z brunetem wzięliśmy dwie tabletki naraz, przez wcześniej wypite piwo zaczęły działać szybciej i mocniej niż powinny. Poszliśmy na podobno nieużywane od lat tory kolejowe, siedzieliśmy na nich i śmialiśmy się z przeróżnych rzeczy, a następnie przez około kwadrans siedzieliśmy niczego nie świadomi, patrząc się ślepo w jeden losowy punkt. Nagle nadjechał pociąg, nie wiedzieliśmy, co się dzieje, ledwo kontaktowaliśmy. Ja na szczęście w porę w miarę możliwości odzyskałam rozum i zepchnęłam nas na górkę nasypaną z piachu tuż pod owymi torami, ostatnim co usłyszałam, był klakson pociągu oraz koła przejeżdżające po torach z przyjemnym dla uszu stukaniem.
Straciłam przytomność, mój organizm potrzebował odpoczynku. Gdy się ocknęłam byłam w stu procentach trzeźwa, Michaela nie było obok, zniknął jak kamień w wodę. Nie pamiętam, jak wróciłam do domu, ponownie urwał mi się film, byłam na głodzie, nie wiedziałam, co robię. Świat bez narkotyków wydawał się wtedy nie istnieć, a nawet jeżeli istniał, to jego barwy nie były kolorowe, lecz czarno białe.
O tym incydencie zaczęło aż huczeć w wiadomościach i różnego rodzaju mediach społecznościowych. Rodzice zamknęli mnie w domu, pozakładali nawet pieprzone zamki w oknach i drzwiach mojego pokoju. Potrafiłam nie spać przez kilka nocy z rzędu, nie wiem dokładnie ile dni oraz nocy nie przespałam, mój organizm był wycieńczony, sama do tego doprowadziłam. Sama siebie skazałam na taki los.
Nie pamiętam, co działo się dalej, pamiętam tylko tyle, że mój ojciec wpakował Michaela w niezłe gówno, przez co ten trafił na oddział zamknięty. Nawet nie wiem, gdzie go zamknęli i czy jeszcze tam siedzi, nie mogę go odwiedzić, nie po tym wszystkim. Przecież on mnie nienawidzi.Rozdział 11
_SREBRNY_
Słońce powoli zaczynało zachodzić. Zaczęliśmy szykować się na zrealizowanie kolejnego napadu na zakład jubilerski, potrzebowaliśmy kolejnych partii biżuterii, a czasu było coraz mniej.
Samantha wykonywała swoją robotę na laptopie, a Asher wyszedł obejrzeć obiekt.
Sam próbowała włamać się do systemu aby później, po całej akcji usunąć nagrania z kamer, a jednocześnie dowody, które mogłyby nas obciążyć. Asher zawsze wybierał się na „spacer” aby obejrzeć sklep dookoła, zobaczyć czy nikt niepożądany się tam nie kręci. Był on najszybszy z nas wszystkich, więc zazwyczaj nie zajmowało mu to dużo czasu, a ten teraz liczył się najbardziej.
— I jak z tymi kamerami? — Zwróciłem się do dziewczyny, która coraz szybciej klikała w klawisze laptopa.
— Już prawie gotowe, mają to wszystko nieźle zaszyfrowane. — Wyjaśniła, nie odrywając wzroku od ekranu.
— Poradzisz sobie? — Zapytałem niepewnie i omiotłem dziewczynę wzrokiem od czubka głowy aż po końcówki palców u stóp.
— Czy Ty śmiesz we mnie wątpić? Oczywiście, że sobie poradzę. — Odpowiedziała i prychnęła niczym urażona pięciolatka.
Do celu zawsze wchodziły tylko dwie osoby, ja oraz Ryan. Ja zajmowałem się chowaniem wszystkiego do torby, natomiast Ryan obserwował czy nikt nie patrzy przez szyby. Reszta ekipy obserwowała obiekt z zewnątrz aby w razie niebezpieczeństwa dać nam znać żebyśmy zdążyli się szybko stamtąd ewakuować.
Nagle w pomieszczeniu rozległ się dźwięk mojego telefonu. Dzwonił Asher.
— Szefie, jest czysto, w środku są wiązki laserowe, będziesz więc musiał uważać. — Powiedział i jak zwykle nie czekając na odpowiedź, przerwał połączenie. Cały on.
Wiązki laserowe nie wydawały mi się zbyt dobrym dla mnie znakiem, przecież nie będę przez nie skakał jak jakaś koza przez płotek. Będę musiał w trakcie drogi poprosić Samanthe aby spróbowała coś z tym zrobić oraz streściła mi zwięźle, co z czym się je.
~~~
Zaczęliśmy omawiać cały plan. Ustaliliśmy, że w połowie drogi każdy z naszej trójki pójdzie w inną stronę, spotkamy się na miejscu aby nie wybudzić niczyich niepotrzebnych podejrzeń. Bo kogo nie zdziwiłaby trójka nastolatków ubranych na czarno z rękawiczkami na rękach? Mnie na pierwszy rzut oka wydałoby się to nieco podejrzane i niepokojące.
Samantha wyciągnęła z kieszeni cztery słuchawki, jedna dla każdej osoby z ekipy. Dzięki nim łatwiej będzie nam się porozumiewać, podczas gdy dwoje z nas będzie w środku a reszta stała na czatach. Szybciej uda nam się zlokalizować ewentualne zagrożenia czy drobne usterki lub niedomówienia.
Nadszedł już czas.
— Idziemy. — Powiedziałem i opuściłem naszą dotychczasową kryjówkę.
Wiedziałem, że wszyscy Pójdą za mną bez zbędnego narzekania czy głupiego gadania. Wszyscy z nas potrafili zachować powagę w odpowiedniej do tego sytuacji i to najbardziej ceniłem w moich ludziach — opanowanie i samokontrolę.
Ruda zazwyczaj siadała na jakiejkolwiek ławce w bezpiecznej odległości od obiektu napadu i obserwowała widok z kamer, siedząc z nosem w telefonie, w takiej sytuacji żaden niepożądany ruch nie mógł umknąć jej spojrzeniu, inaczej wszystko byłoby skazane na wielkie straty. Nie mogliśmy dać się złapać, udało nam się tyle razy, więc uda się również teraz, wierzyłem w nasze możliwości oraz umiejętności, które były na bardzo wysokim poziomie.
Wszyscy, zanim dołączyli do paczki, musieli przejść testy zgodne z tym, jak się opisywali. Robili je oczywiście na żywych przykładach. Samantha musiała udowodnić, że faktycznie zna się na informatyce oraz złamywaniu haseł czy kodów, co zrobiła bezbłędnie podczas jednej z pierwszych jej akcji, na której udało nam się zebrać naprawdę sporo cennych łupów. Każdy z nich na całe szczęście przeszedł test wręcz wzorowo, co przyczyniło się oczywiście do przyjęcia ich do ekipy.
Gdy wszyscy opuściliśmy już metro, wsadziliśmy sobie po jednej słuchawce do lewego ucha aby mieć jak najlepszą możliwość komunikacji. Zapytacie pewnie, dlaczego nie użyjemy na przykład krótkofalówek, tak jak robi to policja, nie robimy tego, ponieważ te wydają zbyt dużo niechcianych dźwięków oraz są bardzo widoczne. Taką malutką słuchawkę można zasłonić kapturem lub w przypadku dziewczyn — włosami i nie obawiać się o to, czy jest ona widoczna gołym okiem.Rozdział 16
_SREBRNY_
Co ten skurwiel jej wstrzyknął? Co było w tej strzykawce? Narkotyki?
Ta opcja wydaje mi się najbardziej prawdopodobna, jednak jeszcze nie spotkałem się z narkotykiem o takim działaniu.
Syntia nie wygląda najlepiej.
Wygląda, jakby umierała. Jakby ulatywało z niej życie. A ja nie wiedziałem jak jej pomóc.
_Myśl, myśl, myśl. Kurwa._
Dziewczyna cała się trzęsła, ledwo widziała na oczy, o ile w ogóle na nie widziała, były one dziwnie zapadnięte w czaszkę jakby wycofane. Trzymałem dziewczynę na kolanach w swoich ramionach. Nie byłem w takiej sytuacji odkąd…
_Odkąd ją straciłem._
Straciłem ją w podobnych okolicznościach. Miała na imię Meave.
Kochałem ją. Tak, ja. Człowiek bez uczuć. Kochałem.
Była całym moim światem… Wybraliśmy się na urbex, ponieważ i ja i ona uwielbialiśmy to robić, uwielbialiśmy zwiedzać razem opuszczone budowle. Zawsze robiliśmy to razem ani ja, ani ona nigdy nie wybraliśmy się na urbex z nikim innym. Aż do teraz. Złamałem obietnice. Wciąż pamiętam jej słowa, gdy odchodziła w moich ramionach.
_— Kai, obiecaj mi coś. — Powiedziała bardzo cicho, jej głos brzmiał coraz słabiej._
_— Tak kochanie? — Odpowiedziałem, bałem się. Cholernie się bałem. Bałem się, że ją stracę._
_— Obiecaj mi, że nigdy mnie nie zdradzisz, że nie złamiesz naszej przysięgi. Pamiętaj, że obiecaliśmy sobie, że nawet jeśli ktoś z nas zginie, nie zapomnimy o sobie i nie zwiążemy się z nikim innym. Albo razem. Albo wcale. — Wyszeptała ostatkami sił. Czułem, że w kącikach oczu zbierają mi się łzy._
_— Obiecuję. Nie zginiesz, nawet tak nie mów. — Zapewniłem ją, gładząc jej policzek z czułością._
_— Czuje to Kai. Czuję, że zaraz odejdę z tego świata. — Była bardzo słaba, patrzyła na mnie z miłością, jakiej nie zaznałem już nigdy po stracie mamy._ _
Przy niej czułem, że jestem inny. Że potrafię czuć. Potrafię kochać.
Łzy płynęły po jej twarzy, poczułem, że moje policzki również są mokre. Mokre od łez._
_— Nie odejdziesz, nie rób mi tego. — Spojrzałem w jej zamykające się oczy i przytuliłem ją do siebie z całych sił._
_Zamknęła oczy. A mnie zalała fala rozpaczy. Wpadłem w histerie. Rozpierdoliłem wszystko, co było w tym jebanym pomieszczeniu, zniszczyłem wszystko. Byłem bezsilny. Bez niej byłem nikim._
_Nikim._
Nie mogłem stracić dziewczyny, która leżała głową na moich kolanach. Poczułem się za nią odpowiedzialny, poczułem się odpowiedzialny za jej życie.
Wszystkie wspomnienia wróciły do mnie ze zdwojoną siłą. Co mam teraz zrobić?
Położyłem dziewczynę na ziemi, podkładając jej pod głowę moją bluzę. Próbowałem ją ocucić, chciałem aby odzyskała przytomność, chciałem żeby żyła. Ostrożnie z każdym jej oddechem obserwowałem klatkę piersiową, która z minuty na minutę unosiła się i opadała coraz wolniej, coraz słabiej.
Musiałem do kogoś zadzwonić. Do kogokolwiek. Nie mogłem popełnić drugi raz tego samego błędu. Musiałem ją uratować, moje uczucia były zakopane głęboko, na dnie mojego serca, ale wciąż były, wciąż istniały. Czułem strach. Czułem strach o życie praktycznie obcej mi dziewczyny.
Wiedziałem jedno, nie mogłem panikować, co by się nie działo, musiałem być opanowany. Nie mogłem dać ponieść się emocją.
Muszę jej pomóc.