- W empik go
A może będzie właśnie tak - ebook
A może będzie właśnie tak - ebook
Dzieci często marzą o tym, co będą robić kiedy dorosną. Niejeden chłopiec chciałby zostać strażakiem, a niejedna dziewczyna gwiazdą filmową. Niektórym już w dzieciństwie zdarza się ugasić prawdziwy pożar, namalować prawdziwy obraz lub choćby wyleczyć chore lalki i misie. O takich planach, marzeniach i przygodach pisze Renata Piątkowska w najnowszej książce.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7551-339-4 |
Rozmiar pliku: | 6,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Martwi mnie tylko to, że wszyscy chłopcy w naszym przedszkolu chcą zostać strażakami. Nawet Filip, który zawsze chciał być kowbojem, też nagle zmienił zdanie. Oni mi chyba robią na złość! Przecież jak nas będzie aż tylu, to dla wszystkich nie wystarczy pożarów! Skończy się tak, że będziemy się kłócić o gaśnice i wyrywać sobie sikawki. Dobrze, że mam własne wiaderko i pistolet na wodę, to zacznę gasić, zanim oni skończą się bić.
A potem będzie jak w filmach. Wyjdę z płomieni trochę okopcony i usmarowany. W jakimś odległym kącie znajdę biedną ofiarę i uratuję ją w ostatniej chwili. Wyniosę na rękach ledwo żywą i zaraz potem wszystko z hukiem się zawali. Ludzie będą mnie podziwiać, poklepywać i chwalić, a ofiara dostanie coś do picia, opamięta się i zacznie mi dziękować. Lekarze, jak to lekarze, będą chcieli mnie zbadać i przykleić plaster, ale ja machnę lekceważąco ręką i powiem:
– Zostawcie, to drobiazg. Nic mi nie jest.
Strażacy w filmach zawsze tak mówią, nawet jak są ciężko ranni i stoją w kałuży krwi. Lekarze i tak nigdy ich nie słuchają i od razu przyklejają plasterki.
W tym czasie gruby Wojtek stłucze chłopców na kwaśne jabłko, odbierze im sikawkę i poleje wszystko dokoła. Pożar będzie ugaszony, a my pojedziemy wielkim czerwonym autem do domu. No, tak to sobie wyobrażam.
A tymczasem zakładam strażacki hełm, biorę mój patyk, który raz jest toporkiem, raz mieczem, a raz karabinem, i idę do Mateusza. Mateusz jest moim najlepszym kolegą i mieszka tuż obok. Nie muszę chyba dodawać, że Mateusz też chce zostać strażakiem i że gdy otworzył mi drzwi, miał na głowie identyczny hełm, a w ręce patyk.
– Dzisiaj poćwiczymy ściąganie kota z drzewa – oznajmiłem bez zbędnych wstępów, bo dobrze wiem, że to również należy do obowiązków strażaków.
– Dobra, tylko że ja nie mam ani drzewa, ani kota. – Mateusz jak zawsze piętrzył trudności.
– Kędzior jest przecież bardzo podobny do kota. – Mówiąc to, spojrzałem na kudłatego i wiecznie rozczochranego chomika, który jak zwykle drzemał na szafie. – A szafa jest cała z desek, więc to takie prawie drzewo, no nie? – dodałem.
– Czy ja wiem? Przecież szafa jest niebieska, nic na niej nie rośnie i w ogóle. – Mateusz znowu szukał dziury w całym.
– Co ty, dzidziuś w pieluchach jesteś czy strażak? – Rozzłościłem się. – Ruszamy do akcji, bo to biedne zwierzę nie wytrzyma tam ani chwili dłużej.
Porównanie do dzidziusia zrobiło swoje, bo Mateusz wziął się wreszcie do roboty. Przysunęliśmy do szafy stolik, postawiliśmy na nim krzesło, potem jeszcze kilka grubych książek i drabina była gotowa.
Byłem już w połowie drogi, Mateusz mnie ubezpieczał, gdy Kędzior, nie czekając na ratunek, sam zlazł na ziemię i zniknął pod tapczanem. Swoją drogą ciekawe, jak strażakom udaje się zmusić kota, żeby siedział na drzewie tak długo, jak trzeba?
– Powiem ci, że nigdy nie lubiłem tego chomika. Mógł rozczochraniec jeden chwilę zaczekać. Byłem tak blisko. – Spojrzałem z niechęcią w ślad za złośliwym gryzoniem.
– No, jak pech, to pech – skrzywił się Mateusz i jak na strażaka przystało, polał szafę wodą.
W końcu uznaliśmy, że ćwiczenia były jednak udane. Tak czy siak, Kędzior został uratowany, a szafa na wszelki wypadek jest mokra. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie mama Mateusza, która narzekała, że nie można nas spuścić z oka i zabrała nam sikawki. Teraz już wiem, że Mateusz to marudzenie ma po mamie.
– Musimy kiedyś pojechać do moich dziadków na wieś. Tam jest pełno roboty dla strażaków – powiedziałem, podczas gdy Mateusz podglądał przez dziurkę od klucza, gdzie mama chowa nasze sikawki.
Nie żebym się chwalił, ale naprawdę mam najlepszych dziadków na świecie. Mogę u nich codziennie wielkim gumowym wężem polewać cały ogródek, a jeszcze na koniec dostaję w nagrodę budyń z sokiem. Ale co tam budyń, wąż, ogródek, a nawet cały dom – u dziadków najfajniejsza jest szopa na narzędzia. Obok grabi, łopat i wiader są tam różne skrzynie, stare krzesła i w ogóle wszystko, co babcia każe wyrzucić, a dziadek chowa, bo jak mówi: „To się jeszcze kiedyś może przydać”.