- W empik go
Aberracje i piękna Haryfa - ebook
Aberracje i piękna Haryfa - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 170 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Głosi podanie, że za czasów infanta Don Fernanda, który zdobył Antequerę, żył rycerz nazwiskiem Rodryg de Narvaez, słynący z cnoty i czynów orężnych. W walce z Maurami dał on wiele dowodów niezwykłego męstwa, szczególnie zaś podczas wojennej kampanii o Antequerę dokonał czynów godnych wiecznej pamięci. Niestety Hiszpania nasza w niskiej cenie ma męstwo, uważając je za rzecz naturalną i powszednią, i choćby nie wiem czego dokonać – wszystkiego mało. Nie tak uważali Rzymianie i Grecy, którzy męża raz życie swoje na szwank wystawiającego w pismach swoich nieśmiertelnym czynili i w poczet gwiazd na niebie kładli. Rycerz ów dokonał tyle w służbie wiary swojej i króla, że ten po zdobyciu miasta uczynił go jego komendantem aby, skoro tak walnie przyczynił się do jego zdobycia, rów – nie dzielnie go bronił. Mianował go też komendantem Alory, tak, że zarządzał obiema twierdzami dzieląc czas między oba miejsca i spiesząc zawsze tam, gdzie największa była potrzeba. Najczęściej rezydował w Alorze, gdzie dla obrony i bezpieczeństwa warowni miał na królewskim żołdzie pięćdziesięciu giermków ze szlachty. Liczba ich nigdy nie malała, bo tak jak to było z nieśmiertelnymi Dariusza, kiedy jeden umierał, przysyłano innego na jego miejsce. Mieli oni tyle wiary i zaufania do cnót swojego wodza, że żadne zadanie nie było im za trudne. Przeto ustawicznie nękali wrogów, lub się przed nimi bronili. A z wszystkich potyczek, w których brali udział, wychodzili zwycięsko, zdobywając sławę i łupy, których im nigdy nie brakowało.
Pewnej pogodnej nocy po wieczerzy odezwał się kasztelan do nich tymi słowy:
– Widzi mi się, szlachetni panowie i bracia moi, że nic tak serc męskich nie rzeźwi, jak ciągłe używanie oręża. Zdobywa się wtenczas wprawę we władaniu własną bronią i przestaje bać cudzej. Nie muszę na to powoływać świadków, bo sami najlepszym świadectwem jesteście. Mówię to, bo minęło wiele dni, a nic nie uczyniliśmy, co by imiona nasze rozsławiło, i gdybym pozwolił, by czas w bezczynności upływał, musiałbym zdać lichy raport z mojego urzędu, mając tak dziarskich mężów i tak dzielną drużynę. Jeśli jesteście tego samego co ja zdania, a zaprasza nas widna i bezpieczna noc, dobrze by było pokazać naszym nieprzyjaciołom, że nie śpią obrońcy Alory. Taka jest moja wola, ale niech będzie, jak wy osądzicie.
Odpowiedzieli, by rozkazywał, bo wszyscy z nim pójdą. Wybrał więc spośród nich dziewięciu i kazał im się uzbroić. Kiedy już byli pod bronią, wyjechali tajemną bramą, którą miała forteca, aby ich nie dostrzeżono i żeby pozostała bezpieczna. Pojechawszy przed siebie natrafili na inną drogę, która się rozwidlała. Odezwał się do nich kasztelan:
– Jeśli wszyscy pojedziemy jedną drogą, może zdarzyć się, że zwierzyna umknie nam drugą. Niech was pięciu jedzie jedną, a ja z tymi czterema pojadę drugą. A jeśli przypadkiem jedni natkną się na nieprzyjaciół, których nie będą w stanie zmóc, to niech uderzą w róg i na ten znak drudzy pospieszą z pomocą.
Kiedy tak owych pięciu giermków posuwało się naprzód rozmawiając o różnych sprawach, jeden z nich rzekł:
– Stójcie, towarzysze, bo jeśli się nie mylę, to ktoś się zbliża.
Ukrywszy się w zagajniku, który był opodal drogi, usłyszeli tętent. Popatrzywszy baczniej, zobaczyli dorodnego Maura na dereszu nadciągającego drogą, którą jechali. Był rosły i piękne miał lico, a siedział wspaniale w siodle. Odziany był w karmazynową suknię i burnus z adamaszku tego samego koloru, cały obszyty złotem i srebrem. Na podwiniętym prawym rękawie miał wyszyty wizerunek pięknej damy, a w ręku dzierżył grubą i okazałą obosieczną włócznię. Miał tarczę i szeroką szablę, a na głowie tunezyjski zawój, którego oploty dodawały mu wdzięku i chroniły go. Tak odziany jechał Maur z rezolutną twarzą nucąc pieśń, którą ułożył na słodką pamiątkę miłości:
Urodzonym w Granadzie, w Cartamie wychowany, w Coin zakochany, a żyją na granicy Alory.
Choć melodia szwankowała nieco, nie brakowało Maurowi ukontentowania. Mając zaś serce zakochane wdziękiem przyoblekał wszystko, co mówił. Giermkowie zdumieni jego widokiem pozwoliliby mu odjechać bez szwanku i dopiero w ostatniej chwili rzucili się na niego. Widząc, że go atakowano, nawrócił z animuszem i zająwszy obronną pozycję czekał, by zobaczyć, co uczynią. Wtedy czterech z pięciu giermków oddaliło się, a piąty zaatakował go. Ale ponieważ Maur lepiej się znał na sztuce, jednym uderzeniem włóczni obalił go razem z koniem na ziemię. Na widok ten trzech z pozostałej czwórki natarło nań, bo wydał im się bardzo dziarski. Tak więc przeciwko Maurowi stanęło trzech chrześcijan, z których każdy dawał radę dziesięciu Maurom, a przecież wszyscy razem nie mogli mu pola dotrzymać. W końcu znalazł się w wielkim niebezpieczeństwie, kie – dy złamała mu się włócznia, a giermkowie mocno nań nacierali. Udając, że ucieka, przynaglił konia do biegu, zaatakował i zwalił giermka i jak ptak uczepiwszy się siodła, zabrał mu włócznię, stawiając czoła ścigającym go wrogom przeświadczonym, że uchodzi. Spisał się tak świetnie, że wnet rozciągnął na ziemi dwu spośród trzech, a pozostały widząc potrzebę towarzyszy, uderzył w róg, po czym pośpieszył im z pomocą. Rozgorzała zażarta walka, bo czuli się dotknięci, że jeden rycerz tak długo im się opierał. On zaś broniąc się walczył o coś więcej niż życie. W tym czasie jeden z giermków pchnął go włócznią w udo i gdyby nie szedł cios z ukosa, byłby je przebił na wylot. Rozwścieczony swą raną natarł na niego i uderzył włócznią, tak że razem z koniem ciężko ranny zwalił się na ziemię.