- W empik go
Abu Sajid Fadlullah ben Abulchajr i tegoż czterowiersze - ebook
Abu Sajid Fadlullah ben Abulchajr i tegoż czterowiersze - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 234 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
przełożył s języka perskiego na polski
Damian Rolicz Lieder w Drukarni W. L. Anczyca i Spółki.
MDCCCLXXXXV.
JEJ MIŁOŚCI
PANI IZABELI HRABINIE DZIAŁYŃSKIEJ
Z DOMU
KSIĘŻNICZCE CZARTORYSKIEJ
Z ŻYCZENIAMI
JAKNAJPOMYŚLNIEJSZEGO ZDROWIA
ORAZ
UPRZEJMYCH SŁUŻB SWOJICH PILNYM ZALECENIEM.
Abû Sa'îd Fadl – ul – lah ben Ab-ûl-chajr, przędny wierszarz perski i mędrzec niepospolity, urodził się w osadzie Mahnah, w okręgu Chawarańskim w Chorasanie, roku trzechsetnego pięćdziesiątego i siódmego hidżry, czyli R. P. dziewięćsetnego siedmdziesiątego i dziewiątego; a zmarł w miescu urodzenia roku czterechsetnego i czterdziestego, dnia czwartego miesiąca Sza'bânu, w nocy s czwartku na piątek, przeżywszy miesiąców tysiąc, czyli ośmdziesiąt trzy i trzeć roku.
***
Bliższą wiadomość o osobie omawianego wierszarza znajduiemy w dziele "Haft jiklim" czyli w księdze siedmiu krajów. Oto, co mówią o nim księgi ojczyste: "Szejch Abu Sa'îd Fadl-ul-lâh ben Ab-ûl-chajr był cesarzem wieku, który go wydał; doszedł on był do sczebla doskonałości w różnorodnych wiedzach i, aczkolwiek przynależał do grona uczniów Pira Ab-ûl-fadla, przyjął na roskaz mistrza suknię derwisza z rąk Szejcha 'Abdur-râhmana Sullamczyka".
W księdze "Tezkieret – ul – lałlija" czyli w Świadectwie przeszłości, opowiada się, jiż onego czasu, zatkawszy uszy bawełna, przez lat siedm siedział był w kacie, bessennie, i wołał jedno "Ałła! Alła!" aż nareszcie drzwi i ściany zawtórowały jego głosowi. Po upływie tych lat siedmiu zniknął był ludziom z oczu ł przebywał drugie lat siedm na pustyni, żywiąc się kwiatem krzewu wrześniowego, ze wszelakim zwierzęciem obcując; poczyni zyskał był tak znaczny rozgłos i uznanie, że łupiny harbuzowe, wyrzucone jego ręką, kupowano po dwadzieścia złotych. Ba! pewnego dnia, ludzie, dopadszy świeżego pomiotu jego wielbłąda, pocierali byli nim na ulicy głowę i oblicze.
On sam, Abu Sajid opowiadał: " ( My sprawy tak daleko zaszły, zakopałem wszystkie księgi głęboko w ziemi i zbudowałem sobie coś nakształt sklepika. Przy każdej jednak sposobności wmawiano we mnie rzeczy, z jakimi zgoła nic spólnego nie miałem, tak dalece, że udawano się do sędziego i oskarżano mię o bezbożność, zaś niewiasty gramoliły się na dachy i wylewały na mnie wszelakie paskuctwo. Wskutek tych okoliczności, poczułem gwałtowną potrzebę zbliżenia się do Szejcha Ab-ûl-abbasa, mistrz Abul – fadl umarł był już bowiem. Po dłuższej wreszcie służbie u tegoż, zyskałem był wszystko, co wogóle kiedykolwiek bądź pozyskałem".
***
Pir Ab-ul-fadl ben Mohammed był pierwszym mistrzem Abu Sajida. Zapoznanie się tych dwu ludzi nastąpiło za pośrednictwem Lokmana z Szarachsu, znanego pod przydomkiem Szalonego. W tej sprawie księgi "Nefechaf podają, co następuje: "Szejeh Abu Sa'id opowiada: Pewnego dnia, przyszedszy pod bramy Szarachsu, ujrzałem na pagórku, usypanym z wyrzucanych popiołów, siedzącego szaleńca Lokmana. Wspiąłem się i stanąłem obok siedzącego. Lokman przyszywał właśnie płat skóry na odzienie; patrzałem się. Gdy Lokman przyszył był kawał skóry, rzekł: "Abu Sa'idzie, przyszyłem cię ze skóra na tę łatę" ( przypatrujący się rzucał był cień na skórę Lokmana). Poczym powstał, chwycił mię za rękę, zawiódł przed uczelnię Pira Ab-ul-fadla i wywołał mistrza. A skoro wyszedł, Lokman, wskazując na mnie, rzekł: "Pilnuj go dobrze, jest to jeden s twojich". Ab-ul-fadl wziął mię za rękę i wprowadził do zgromadzenia".
***
W księdze "Taricheguzide" czyta się: "Szejch Abu 'Ali ibn Sina, potkał się był przypadkiem razu pewnego w towarzystwie z Abu Sa'idem. Po rosstaniu, wypytywali się towarzysze każdego z osobna, co jeden o drugim sądzi? Awisena rzekł: "Cokolwiek wiem, wić on także". Abu Sa'id zaś: "Czego ja nie wiem, on wie spewnością".
***
Do orzeczeń Abu Sajida należą: "Jim więcej człowiek wie o Świecie, tym mniej wie o Bogu". Dalej: "Ten ci zajiste nie jest prawdziwym derwiszem, gdyż gdyby nim był, nie byłby derwiszem". I mówił: "Nie są oni prawdziwymi derwiszami, gdyż gdyby nimi byli, nie mieliby tylu potrzeb". Pytano go: jakim ma być Sufik? Odrzekł: "Zapomnij wszystkiego, cokolwiek masz w głowie, oddaj wszystko, cokolwiek masz w ręku i przed niczym, cokolwiek cię spotka, nie pierzchaj". Pewien derwisz rzekł: gdzie jednak takiego szukać? A na to mistrz: "A gdzieżeś już waść szukał, jiżeś nie znalazł? Pytano go także: Co jest miłość? Odparł: "Niewód Pana Boga".
Tyle w księgach ojczystych. Dodać należy, że wiersze Abu Sajida powstały w pierwszej epoce języka, znanego dziś pod nazwą nowoperskiego i, że z owoczesnego piśmiennictwa doszły do nas, oprócz dziś omawianych, nieliczne wiersze kilku drobniejszych poetów.
***
Kluczem do dobrego myślenia jest sczerość, czyli sztuka besstronnego rospatrywania spraw ludzkich. Myśliciel musi iść za receptą delficką, przestawać s samym sobą i wżywać się w samego siebie, aby przes szkło własnego ja na wszystkie rzeczy i sprawy spoglądając, wydawać wyrok osobisty, rozumiejąc i czując, że jednostka jest wyłącznym ogniskiem, zatoczonym elipsą życia, że bez niej niema dla niej życia, że zatym właściwy pogląd na wszystkie sprawy życia ludzkiego w niej tylko wyłącznie spoczywa i, że wszystko na cokolwiek nie odpowie echo wewnętrzne jednostki, niezrozumiałe jest, chociażby to była rzecz otrąbiona przes tysiące za najnieomylniejszą prawdę. Drogę taką właśnie przebył Abu Sajid i kluczem sczerości otworzył bramy myślenia. Dziewięćdziesiąt poniżej podanych czterowierszów stanowi dla każdego dowcipnego czytelnika dziewięćdziesiąt ksiąg, zawierających rosprawy z różnych zakresów myślenia; każdy czterowiersz wywoływa przed oczy obraz, odpowiedny osobistemu doświadczeniu i spostrzeżeniom, obraz otoczony licznym orszakiem myśli i wniosków, które poprzedziły jego wywołanie. Czterowiersz każdy, pomimo, że powstał przed tysiącem lat, wśród obcego narodu, wśród odmiennych warunków życia i myślenia, przemawia do serca dzisiejszego człowieka jasno, zdając się być wierszem wczoraj napisanym, i to dla spółczesnych ludzi. Są to skutki myśli sczerej, myśli tak sformułowanej, jak prawo matematyczne. Taka myśl nie zna czasu, nie zna ojczyzny, nie zna narodowości, nie zna stanu, nie zna warunków; jistniała ona wówczas, kiedy nic nie było, jistnieje i jistnieć będzie – kiedy nic nie będzie.
***
Nie będę zastanawiał się nad posczególnymi zwrotkami, nie będę jich łączył w odpowiedne gromadki i, tak ułożonych gromadek nie zatoczę wielka linia kołowa. Przyjemność zajrzenia za kulisy wierszowe zostawiam czytelnikowi; gdy jego dowcip będzie przeplatał czytanie wierszów, bardziej mu one smakować będą. Aczkolwiek jednak nie zawadzę ani o wiersze miłosne, ani jinsze, które rostropność i pewne doświadczenie, mniej lub więcej, odczuć pozwoli, to jednak zwrócę przelotnie uwagę na wiersze religijne, na zwrotki zwrócone do Boga. Ten Bóg! ten Bóg, do którego przemawia wierszarz staroświecki, jest pojęciem tego rodzaju, że gdyby go nie było, trzebaby go było stworzyć, chociażby jedynie w celu, aby móc do niego przemawiać w tak wyniosły, tak serdeczny, a zarazem tak pokorny sposób; aby móc go tak nieskończenie miłować i tak besgraniczne zaufanie wysnuwać z rozmodlonego serca. Ten Bóg, który wkrótce stanie na obłokach poniższych wierszów, jest ojcem, co mówię ojcem? dziadem, powiedzmy raczej pradziadem, rozmiłowanym w człowieku, w prawnuku swojego rodu! Tak, to pradziad człowieczego rodu, rządzący nim, myślący o nim i błogosławiący go; słodki, jak sok trzciny cukrowej, łagodny, jak wieczór majowy, dobry, jak uśmiech młodego dziewczęcia, miłosierny, jak z własnej woli umierający pelikan, wdzięczny, jak wiśrsz mistrzowskiego pióra, poważny, jako stary psalm Gomółki, Bóg ten jest przyjacielem z łzy i gorczycy utworzonego człowieka, dającym mu w każdej chwili wolny przystęp, wręcz, bes pośrednictwa publicznych tłómaczów. Oto iest noc, noc cicha i pogodna; świat cały zasnął snem głębokim; pies nawet nie sczeka – samotny wierszarz wyciąga ręce do Boga i myślą, aby głosem nie podrażnić ciszy, prosi Boga, aby mu otworzył furtkę, furtkę tylko, malutką furteczkę łaski swojej, aby mógł niewidzialny i niesłyszany przez nikogo wślizgnąć się, do promyka nieważnego światła podobny. Co za pokora, co za serdeczna modlitwa! Zrozumie ją każdy, kto nadłamany, jak przydrożna roślina, szukając oparcia, przekracza wieczorkiem niedomknięte podwoje kościoła, klęka pod gockimi sklepieniami świątyni, podobnymi do złożonych rąk modlącego się mnicha i, bes słowa na ustach klęczy ze zwieszoną głową, przy zalewającym dom boży pomroku…
***
Dążąc do najtreściwszego wyrażania myśli, wierszarz on starodawny stworzył był nową modłę wiersza, mianowicie czterowierszową, dosyć zawiłą, i w te, przes siebie wynalezione, ramki oprawiał rubiny poetyckiego natchnienia. Znany na całym Zachodzie poeta perski, Umar ibn Chajjam, był właśnie tym, który pierwszy, podniósszy, przez Abu Sajida wynalezioną formę, naśladował go zewnętrznie. Odtąd czterowiersze stały się ulubionym wzorem wierszarzów perskich; odtąd sypnęły się one, niby perły i szafiry, z ust tysiąca poetów, pomiędzy którymi książęta i królowie ubiegali się o zasczytne pierwszeństwo. Abu Sajid to wynalazł one czterowiersze, za jednę sztukę których niejeden perski poeta otrzymywał z ręku królewskich dnia jednego dziesięć tysięcy złotych, dnia następnego, za czterowiersz jinszy, okuty w kajdany, dostawał się pod klucz, a po roku albo i latach kilku wypraszał się przes trzeci, okolicznościowy, niesłychanie udatny. Persowie bowiem są narodem obranym przez Boga dla miłowania, myśli… i uczuć, wyrażanych w króciutkich utworach. Hijeratyczny Pers umiś recytować cudowny czterowiersz i, zamilkszy następnie, wpatrywać się myślą w on klejnot umysłu ludzkiego, kiwać głową, ruszać ręką i podziwiać, niewiedzieć co: czyli zawartość przebrzmiałego wiersza, czy też zdolność odczucia go, czyli też onego mistrza, któremu spaniałomyślność boża pozwoliła dzieło takie uczynić – –
***
Aby ciekawym dać pojęcie o zewnetrznej budowie omawianych czterowierszów, przepiszemy jeden literami polskimi:
Jadę tû szebo rûz karine dele mast
Soudaje ruchet kusze niszine dele mast
Es chalgeje bendegit birûn nerewed