Adaś Mickiewicz. Łobuz i mistrz - ebook
Adaś Mickiewicz. Łobuz i mistrz - ebook
Czy to możliwie, że wielki pisarz Adam Mickiewicz był kiedyś małym łobuzem? Poznajcie go i przekonajcie się sami!
W domu dziadków są drzwi, których nie wolno otwierać. Czy to powstrzyma Olę i Eryka przed zaglądaniem do tajemniczego gabinetu? Na szczęście nie, bo w środku znajdą rzeczy ciekawsze od najbardziej wymyślnych gier i zabawek – regały pełne wciągających książek.
To nie puste słowa – książki dziadka wciągają człowieka na poważnie, od stóp do głów: wprost na mroźną Syberię, do pięknego Wilna lub zatłoczonej Moskwy. Dziadek oprowadza wnuki śladami Adama Mickiewicza, dzięki czemu mogą razem z pisarzem ugasić pożar Nowogródka, założyć tajne stowarzyszenie i ruszyć do powstania listopadowego, a nawet dopilnować wydania Pana Tadeusza. Czytelnik prowadzony przez piękne ilustracje podąża krok w krok za nimi.
Adaś Mickiewicz – Łobuz i mistrz to pierwsza z cyklu Wciągających książek o wielkich Polakach, czyli powieści opartych na faktach, które w fascynujący sposób przedstawiają losy najważniejszych postaci w historii Polski. Nie ma przecież lepszego sposobu na poznanie drugiego człowieka niż spotkanie w cztery oczy.
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8116-223-4 |
Rozmiar pliku: | 8,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zakazany gabinet
Schody prowadzące na poddasze
skrzypiały przy każdym kroku.
— Przecież dziadek zabronił nam
wchodzić do gabinetu — wyszeptała Ola.
— Właśnie dlatego chcę się tam dostać — odparł Eryk.
Chwycił grubą poręcz i zaczął się wspinać po wysokich, wąskich stopniach. Dziewczynka przeczuwała, że to się źle skończy. Jednak zanim wymyśliła, jak powstrzymać brata, ten nacisnął klamkę i pchnął drzwi.
Dziadkowie żyli w dwupiętrowym domu za miastem. Mieli wszystko, czego brakowało w mieszkaniu dzieciaków — ogród z potężną sosną, kominek, w którym w zimowe wieczory trzaskał ogień, oraz mnóstwo gadżetów: komputery, konsole i smartwatche, w dodatku same najnowsze modele. Dziadek zawsze pozwalał się nimi bawić. Rodzeństwo nie mogło tylko jednej rzeczy: wchodzić do jego gabinetu.
Teraz, mimo zakazu, drzwi były otwarte. Ola wzięła głęboki oddech dla dodania sobie odwagi i ruszyła za bratem do środka.
— Ale fajnie! — Przebiegła wzrokiem po białych regałach pełnych książek.
Eryk dopadł do drabiny na kółkach przymocowanej do biblioteki i jeździł na niej to w jedną, to w drugą stronę.
— Bałagan jak u mnie w pokoju. — Wyciągnął jedną z książek i zdmuchnął z niej kurz na siostrę.
Dziewczynka odskoczyła.
— Spróbuj jeszcze raz! — ostrzegła i podeszła do biurka.
Stał na nim ogromny ekran, wokół którego leżało mnóstwo kartek zapisanych drobnym maczkiem.
— Ciekawe, co jest w środku… — powiedział Eryk i otworzył gruby tom, który trzymał w ręce.
Ledwo dotknął ilustracji, a książka z hukiem spadła na podłogę.
— Uważaj! — Ola schowała głowę w ramiona. — Ale mnie przestraszyłeś.
Pewnie nadal starałaby się rozszyfrować notatki dziadka, gdyby w gabinecie nie zapadła dziwna cisza. Odwróciła głowę. Była sama.
— Eryk?! — Ola ruszyła w stronę drzwi.
„Przecież nie mógł tak po prostu zniknąć!” — pomyślała. Wyjrzała na korytarz — też był pusty.
— Bez sensu — powiedziała i wróciła do gabinetu.
Jej uwagę przykuło grube, otwarte tomisko, leżące na parkiecie. Podeszła do niego, spojrzała na ilustrację. Mały dworek z kolumnami, przed nim wysokie drzewa, a w rogu…
— To niemożliwe… — Dziewczynka zbliżyła twarz do rysunku.
W rogu stał chłopak podobny do jej brata. Zmrużyła oczy. Czubki drzew na rysunku kołysały się na wietrze, a wysoko w powietrzu latały jaskółki. Obrazek wyglądał jak żywy.
— Super! — niemal krzyknęła.
— Ola? Gdzie jesteś? — spytał Eryk.
— Tutaj.
Postać na ilustracji odwróciła się do niej plecami.
Ola zamarła z przerażenia.
— Dobra, koniec tego — powiedziała na tyle głośno, żeby Eryk usłyszał ją, gdziekolwiek się schował. — Prawie mnie nabrałeś, ale teraz wychodź.
— Nie wiem jak — odparł. — Stąd chyba nie ma wyjścia.
Dziewczynka z niedowierzaniem patrzyła na ilustrację.
— Przecież to niemożliwe. Ty naprawdę jesteś na tym rysunku?
— Tak, książka mnie wciągnęła... — jęknął chłopak.
— Wciągająca książka?! — wykrzyknęła zdumiona Ola. — Idę po dziadka!
— Nie, tylko nie to! Przecież wiesz, ile razy nam powtarzał, żebyśmy nie wchodzili do gabinetu.
— To co mam zrobić?
— Chodź tu i mi pomóż.
— Coś ty! — odparła siostra, ale zaraz spytała: — Niby jak?
— Spróbuj dotknąć książki — poradził jej brat.
Ola bez przekonania zbliżyła palec do obrazka. Poczuła szarpnięcie za rękę i po chwili leżała na trawie.
— Nareszcie jesteś — usłyszała.
Podniosła głowę. Dworek, który przed chwilą widziała na ilustracji, teraz wznosił się tuż przed nią.
— Szkoda, że nie wiemy, jak wrócić — westchnęła.
— Nie marudź!
Dziewczynka ruszyła za bratem wzdłuż fasady budynku. Przyglądała się czubkom topoli oraz fruwającym między nimi jaskółkom. Nie mogła oderwać oczu od tego, co jeszcze przed chwilą było tylko ilustracją w książce, a teraz działo się naprawdę. Nagle usłyszała krzyk, a zaraz potem głuchy huk. Coś plasnęło o ziemię. Ola wytrzeszczyła oczy. Kilka kroków przed nią na trawie leżał mały chłopczyk.
— Dziwne miejsce, dziwne zwyczaje — skomentował Eryk, patrząc to na dziecko, to na okno, z którego wypadło.
Ola rzuciła się na pomoc malcowi. Podniosła jego rękę, ale ta bezwładnie opadła. Próbowała obrócić go na plecy, lecz chłopczyk był dużo cięższy, niż myślała.
— Adam?! — Przez okno pałacyku wyjrzała kobieta w niebieskiej sukni. — Adaaam!!!
— Uciekamy. — Eryk złapał siostrę za ramię i zaczął ją odciągać, ale dziewczynka stawiała opór.
— Musimy mu pomóc! — zawołała.
— Przecież nawet nie wiemy jak!
Ola jeszcze przez moment próbowała wyrwać się z uścisku, lecz jej brat nie dawał za wygraną.
— Zaraz oskarżą cię o morderstwo — postraszył. — Znikamy.
Ledwo schowali się w zaroślach, gdy zza załomu muru wybiegła kobieta w długiej, niebieskiej sukni.
— Adam, Adaś! — krzyczała. Złapała chłopca za dłoń. Nie reagował. Klepnęła w policzek — ani drgnął. Podniosła go. Ręce i nogi zwisały mu bezwładnie jak u szmacianej lalki.
— Nie rób mi tego! — Kobieta jęczała tak żałośnie, że Ola i Eryk poczuli, jak ich ciała przeszywają dreszcze. Skryci wśród liści patrzyli, jak kobieta niesie swoje dziecko do domu i płacze.
— Chyba się zabił — pierwsza odezwała się Ola.
Eryk zmarszczył brwi.
— Trzeba to sprawdzić — powiedział i ruszył w stronę dworku.
Stanął pod oknem, oparł się plecami o mur i splótł palce w koszyczek.
— Podrzucę cię, a ty złap się krawędzi i wciągnij do środka — rozkazał. — Na trzy-cztery!
Ola oparła stopę na dłoniach brata, odliczyli wspólnie, po czym Eryk wypchnął ją do góry jak umiał najmocniej. Dziewczynka przeleciała nad parapetem i z łomotem wpadła do pokoju.
Po chwili pojawiła się w oknie, masując czoło.
— Mogłeś trochę uważać — powiedziała z wyrzutem.
— Przepraszam, nie sądziłem, że pójdzie tak łatwo — odparł Eryk. — Podaj mi rękę.
Ola pomogła mu wciągnąć się do środka.
— Teraz cicho — polecił chłopak. — Nie wiem, co tu robią włamywaczom. Mam nadzieję, że nie obcinają im rąk.
— Co? — przestraszyła się Ola.
W tym momencie pożałowała, że nie została na dole, ale nie było już odwrotu. Dziewczynka szła tuż za bratem. Nagle otworzyły się drzwi i oboje zobaczyli głowę z białymi włosami zaczesanymi do tyłu.
— Duch dziadka! — krzyknęła oszołomiona Ola.
— Chcielibyście — mruknął dziadek, po czym złapał rodzeństwo za ręce i wyciągnął z książki.
Rozdział 2
Wciągające książki
Eryk ślizgiem przejechał po parkiecie.
Zatrzymał się na dolnym regale, przesuwając głową dwie książki — jedną o podróży Krzysztofa Kolumba do Indii, drugą o odkryciu radioaktywności przez Marię Skłodowską-Curie.
Ola miała więcej szczęścia — wywinęła dwa fikołki, po czym usiadła po turecku naprzeciwko brata. Miał tak głupią minę, że dziewczynka parsknęła śmiechem. Znów byli w gabinecie.
— Dlaczego… weszliście… do środka? — spytał dziadek przez zaciśnięte zęby. Jego spojrzenie przeszywało niczym sztylet.
Dziewczynka nie wiedziała, co powiedzieć.
— To ja otworzyłem drzwi i namówiłem Olę, by ze mną weszła! — wykrzyknął Eryk.
Siostra spojrzała na brata. To był akt odwagi, na który sama raczej by się nie zdobyła.
— Tysiąc razy powtarzałem wam, że możecie się bawić wszędzie, ale nie wolno wam wchodzić do gabinetu! Dlaczego to zrobiliście?
Eryk pobladł, Ola się skuliła. Jeszcze nigdy nie widzieli, żeby dziadek tak się zdenerwował.
— Bo... bo… bo byłem ciekawy, co kryje się za drzwiami — wyjąkał chłopak, przygryzając wargę.
Dziadek spojrzał na dziewczynkę, a ta spuściła wzrok.
— Nawet nie wiecie, co mogło wam się stać — powiedział z wyrzutem.
Rodzeństwo pokręciło przecząco głowami na znak, że nie mają zielonego pojęcia.
— Wystarczyło, żebyście otworzyli tamtą książkę. — Dziadek wskazał tom w czarnej oprawie ze złotymi literami na grzbiecie. — Trafilibyście do Londynu podczas epidemii dżumy. Umarł wtedy co piąty mieszkaniec! Otworzylibyście tę w czerwonej skórze i musielibyście walczyć w legionach Juliusza Cezara.
— Super... — wyszeptał Eryk, a Ola rzuciła mu groźne spojrzenie.
„Lepiej by było, gdybyś w ogóle się nie odzywał” — pomyślała. Jednak chłopak nie umiał pohamować podniecenia.
— A dlaczego te książki wciągają? — spytał.
Dziadek ciężko westchnął.
— Złamaliście zakaz, więc musicie ponieść karę — zaczął. — Wcześniej jednak mogę wam wyjaśnić parę kwestii.
Usiadł na skraju biurka i zaplótł ręce na piersiach.
— Teoretycznie każda książka jest w stanie wciągnąć, lecz te są wyjątkowe — powiedział. — Nasza rodzina gromadzi je od wieków. Niektóre są tak rzadkie, że za jedną można by kupić dom z ogrodem. To rękopisy, które nigdy nie zostały opublikowane, albo książki wydane zaledwie w kilku egzemplarzach. Wiele z nich zniszczyli ludzie, którzy się ich bali.
— Jak można bać się książek? — zadrwił Eryk.
— Nie książek, tylko tego, co w nich zapisane! — Dziadek wyjął z kieszeni pęk kluczy i najmniejszym z nich otworzył szufladę w biurku. Potem pociągnął za ukrytą w niej gałkę. Gdy Ola usłyszała cichy trzask, od razu wykrzyknęła:
— Tajne przejście!
Dziadek z trzeciej półki od dołu ściągnął tom w brązowej oprawie i popchnął regał. Między książkami pojawiła się wąska szczelina, która po chwili zmieniła się w wejście.
— Idziemy — zarządził.
Eryk bez wahania ruszył przodem. Wewnątrz także stały półki z książkami, ale były znacznie wyższe i dłuższe niż te w gabinecie. Ola od razu skręciła w bok i wąskim przejściem dotarła do małego pomieszczenia. Przystanęła na progu i spojrzała na stare manuskrypty leżące na stole. Wszystkie strony były pożółkłe, a niektóre nawet postrzępione.
— Kiedyś was nauczę, jak o nie dbać — powiedział dziadek, kładąc rękę na ramieniu wnuczki.
— Nie jesteś już na nas zły? — Ola zadarła ku niemu głowę.
Dziadek przykucnął.
— Jestem — powiedział spokojnie. — Gdybyście otworzyli inną książkę, mógłbym was już nie uratować i zostalibyście w niej na zawsze.
— Naprawdę? — Ola zrobiła wielkie oczy. — A ktoś kiedyś został?
— Słyszałem takie historie — odpowiedział dziadek. — Ale słyszałem również zabawne. Na przykład o tym, że ktoś spotkał swojego przodka, a ten wytargał go za uszy, bo myślał, że trafił na dalekiego kuzyna, który był mu winny pieniądze. Tacy byli do siebie podobni!
— A co się stało z tamtym chłopcem? — wtrącił się Eryk.
— Z Adamem? — Dziadek rzucił okiem na zegarek. — Właściwie mamy jeszcze trochę czasu — powiedział. — Chodźcie za mną.
Wyszli z sekretnej biblioteki. Dziadek zamknął tajne przejście i sięgnął po ciężki tom, który wciąż leżał na podłodze.
— Trzymajcie się blisko mnie i róbcie, co wam powiem — polecił i wyciągnął książkę przed siebie.
— Ale… — zaczęła Ola.
Nim zgłosiła swoje wątpliwości, dziadek przyłożył jej palec do papieru. Dziewczynka zniknęła w środku.
— Ja chcę sam! — wykrzyknął Eryk.
Wystarczył moment, a chłopak wrócił do świata opowieści.
— Będą z nim same kłopoty, ale trudno… — Dziadek uśmiechnął się pod nosem i sam dał się porwać lekturze.
W gabinecie słychać było tylko tykanie ściennego zegara.Rozdział 3
Powrót
Ola upadła na trawę i cicho jęknęła.
— Nie lubię twardych lądowań — powiedziała, otrzepując
spodnie. Rozejrzała się. Dworek był niby ten sam,
ale w środku nocy, gdy mocno wiało i drzewa szumiały,
wyglądał złowrogo.
— Nie narzekaj — odezwał się Eryk. — Jest jak na filmie szpiegowskim.
— I właśnie to mi się nie podoba. — Ledwo skończyła zdanie, zza ich pleców dał się słyszeć trzask gałęzi łamanych pod ciężarem czegoś, co zeskoczyło z drzewa. Jak na komendę rodzeństwo obejrzało się za siebie. To coś szło prosto na nich.
— Leśny potwór! — wrzasnęła Ola i dała nogę.
Eryk też chciał wiać, jednak podejrzany osobnik wydał mu się dziwnie znajomy.
— Dziadek? — spytał.
— Nie, babcia z wąsem! — Leśny potwór zbliżał się, lekko kuśtykając. — Za łatwo dałem się wciągnąć książce i utknąłem na drzewie. Gdzie Ola?
— Uciekła — odparł chłopak, po czym odwrócił się i zawołał: — Ola! Wracaj! To tylko…
Dziadek szybko zatkał mu ręką usta.
— Jeszcze słowo i wystrzelają nas jak kaczki — syknął. — Jesteśmy w dziewiętnastym wieku, w środku nocy, na terenie cudzej posiadłości. Tutaj wszyscy mają broń!
— Przecież to tylko książka… — wyszeptał Eryk.
— Jeszcze nie wiesz, jakie rzeczy potrafią się dziać w książkach! — stwierdził dziadek. — A teraz chodź za mną, musimy znaleźć Olę.
Okazało się, że dziewczynka stoi pod oknem, przez które ostatnim razem dostali się z Erykiem do dworku.
— Co tak długo robiliście? — spytała na ich widok.
— Dziadek tłumaczył, co może się stać, jeśli będziemy za głośno — odparł Eryk. — To co, wchodzimy? — Pokazał głową na znaną im już framugę.
— Nie — odparł dziadek. — Najpierw musimy rozpoznać teren.
Wziął wnuczkę na barana, by ostrożnie wystawiła głowę nad parapet.
— Co widzisz? — spytał od razu Eryk.
W pomieszczeniu panował mrok, ale drzwi do salonu były otwarte. Dziewczynka dostrzegła przez nie tańczące w kominku ogniki oraz kobietę w niebieskiej sukni. Szła, ciągnąc za sobą syna uczepionego falbany.
— Płyniemy, płyniemy! — wołał chłopczyk.
— Bawi się z Adamem — wyszeptała Ola.
— Przecież on nie żyje — trzeźwo zauważył Eryk. — Też chcę zobaczyć!
Jego siostra jeszcze przez moment nie mogła oderwać nosa od szyby.
— Czyli nic mu się nie stało? — spytała, gdy stanęła na ziemi.
— Po kilkunastu minutach od wypadku chłopak odzyskał przytomność. Okazało się, że jest cały i zdrowy. I całe szczęście, bo stracilibyśmy jednego z największych ludzi w historii Polski — wyjaśnił dziadek.
— Największych? Jakoś nie wygląda — powiedział uszczypliwie Eryk.
— Przecież nie chodzi o wzrost — zgasiła go młodsza siostra.
— Chodzi, nie chodzi, zaraz sam się wszystkiego dowiem — odparł jej brat, otworzył okno i wskoczył do pomieszczenia. Potem wychylił się na zewnątrz, aby wciągnąć siostrę.
— Jesteście? — wyszeptał dziadek, gdy oboje zniknęli w środku.
Nikt nie odpowiedział.
— Halo, halo! — zawołał na tyle głośno, na ile było to bezpieczne.
Znowu bez odzewu.
— No tak, mogłem się tego spodziewać — westchnął. Cofnął się kilka kroków, wziął rozbieg i doskoczył do okna. Z trudem, ale jednak zdołał się wciągnąć.
— Jestem już na to za stary… — skomentował, gdy wylądował na podłodze.
Wnuki w ogóle nie zwracały na niego uwagi. Stały przy drzwiach i ukradkiem zaglądały do salonu, w którym Adam nadal bawił się ze swoją mamą, Barbarą. I pewnie długo mogliby się tak gapić, gdyby dziadek nie szepnął:
— Idziemy dalej.
Podszedł do drugich drzwi. Najpierw spojrzał na zamek, a potem w skupieniu przyglądał się wyjętemu z kieszeni grubemu pękowi kluczy.
— Wiesz, który jest do czego? — spytała z niedowierzaniem Ola.
— Nawet bym nie chciał — zagadkowo odparł dziadek. — Jeden otwiera gabinet, drugi szufladę biurka, a reszta pasuje do rozmaitych zamków na całym świecie. Do tych, do których nie znajdę klucza, używam wytrychów.
— Po co? — zapytał Eryk.
— Po to. — Dziadek otworzył drzwi.
Przed nimi rozpościerała się gęsta trawa i zagajnik pełen brzóz.
— Jak to wszystko zmieściło się pod dachem? — zdziwiła się Ola.
Widziała wyraźnie — z jednej strony był parkiet i niski sufit, a z drugiej wysokie drzewa i błękitne niebo.
— To nie jest pokój obok, tylko następny rozdział — wytłumaczył dziadek z rozbawieniem. — Przecież daliśmy się wciągnąć książce!
Eryk zaczął gonić uciekającą wiewiórkę, a Ola biegała między drzewami. Tylko dziadek dostojnie kroczył przed siebie.
— Chciałabym tu mieszkać! — wykrzyknęła dziewczynka.
W tym samym momencie rozległ się huk wystrzału i kula świsnęła tuż nad jej głową.
— Na ziemię! — krzyknął dziadek.
Chwilę później padł kolejny strzał.
— Ale jesteś zezol! — odezwał się chłopięcy głos.
— No co, prawie trafiłem… — odparł drugi.
— Ja trafię, patrz!
Znów słychać było wystrzał, tyle że tym razem kula nie poleciała nad ich głowami, lecz wbiła się w korę drzewa. W tym momencie Ola podniosła wzrok.
— Tam jest jakiś chłopak i Adam — zauważyła.
— Adam? — Eryk poderwał się na równe nogi. — Ja ci dam! O mało co nie zastrzeliłeś mojej siostry!
Dziadek podczołgał się do wnuka i ściągnął go z powrotem na ziemię.
— Po pierwsze, Adam ma broń, a ty tylko gołe pięści. Po drugie, on nigdy nie potrafił dobrze strzelać — wyjaśnił. — A po trzecie, jeśli nie zrobisz nic głupiego, za chwilę sam będziesz mógł spróbować.
— Naprawdę? — Eryk w jednej chwili przestał się złościć.
Dalej obserwowali chłopców. Adam podrósł, mógł mieć już z siedem lat, ale i tak był drobniejszy od swojego towarzysza.
— Kim jest ten drugi? — spytała Ola.
— To brat Adama, Franciszek, starszy od niego o dwa lata. Niedługo pójdą razem do szkoły.
— Razem? — zdziwiła się dziewczynka. — Przecież powiedziałeś, że jest starszy.
— Na początku dziewiętnastego wieku nikt się nie przejmował takimi drobnostkami. Zresztą Adam będzie powtarzał klasę.
— Nieuk — prychnął Eryk. — Nawet ja nigdy nie powtarzałem klasy!
— Uczył się dobrze, tylko często chorował — dziadek bronił Adama. — Nieraz Franek przez cały wieczór powtarzał na głos lekcje, a on jedynie słuchał. I to w zupełności mu wystarczyło, aby następnego dnia wszystko umieć.
Zabawa trwała na całego. Gdy celował Franek, wszystko było w porządku, ale za każdym razem, gdy zabierał się do tego Adam, dziadek chował głowę w trawie. W końcu obaj się znudzili i odeszli.
— No wreszcie, teraz ja! — wykrzyknął Eryk.
Dobiegł do miejsca, z którego strzelali bracia, podniósł pistolet. Był cięższy, niż się spodziewał, a co najciekawsze — miał aż trzy lufy. Chłopak już odwracał broń, by do nich zajrzeć, gdy dziadek w ostatniej chwili wytrącił mu pistolet z ręki.
— Nigdy tego nie rób! To najprostszy sposób, aby zrobić sobie krzywdę — powiedział z powagą, po czym podniósł broń i zaczął czyścić. Robił to tak sprawnie, jakby całe życie spędził w wojsku.
— Dlaczego tak dziwnie wygląda? — spytała Ola.
— Bo dzięki temu można z niego szybciej strzelać — wytłumaczył dziadek. — Dwieście lat temu nie było jeszcze nabojów w magazynkach. Do środka wsypywało się proch, ubijało go i wkładało kulę.
Dziadek pokazał wnukom, jak to się robi.
— Teraz naciąga się kurek, czyli młoteczek zakończony krzesiwem. Kurek uderza o blaszkę, pojawia się iskra i…
— Bum! — wykrzyknął Eryk. — Wybucha proch i wylatuje kula. Mogę spróbować?
— Spokojnie, najpierw pokażę wam, co i jak — powiedział dziadek, stanął bokiem i wymierzył. — Zatkajcie uszy.
Ledwo dzieciaki zakryły dłońmi małżowiny, rozległ się huk, a w powietrze wzbiła się chmura dymu. Kula trafiła prosto w drzewo, odrywając duży kawałek kory.
— Przydałaby mi się trzecia ręka do zatkania nosa… — skomentowała Ola, bo dym był duszący.
— Lepiej się odsuń — Eryk odepchnął ją lekko i szybko sięgnął po pistolet. — Teraz ja!
— Tylko grzecznie. — Dziadek upomniał wnuka.
— A dlaczego dzieci miały broń? — zainteresowała się dziewczynka.
— Taki panował wtedy zwyczaj. Nie chodziło się do kina, bo jeszcze nie istniało, tylko na polowania — zaczął dziadek. — Poza tym czasem trzeba było się bronić.
Eryk stanął na szeroko rozstawionych nogach, chwycił mocno pistolet i wycelował. Huknęło, pojawiła się chmura dymu… ale kula nawet nie musnęła drzewa.
— Słabo! — prychnęła Ola. — Ja umiem lepiej.
Dziadek spojrzał na wnuczkę i się zawahał.
— Nie wiem, co by na to powiedziała babcia…
— Poradzę sobie! — zapewniła go dziewczynka. Podniosła pistolet, odciągnęła kurek, wymierzyła i nacisnęła na spust.
— Ała! — Ola krzyknęła tak głośno, że trudno było ocenić, co okazało się głośniejsze — jej wrzask czy huk wystrzału.
— Zapomniałem ci powiedzieć, że broń ma odrzut… — Dziadek podrapał się po głowie. — Dobra, koniec tego strzelania, idziemy dalej.
Ruszyli przed siebie. Ola co rusz się potykała. Eryk szedł szybciej, ale po kilkudziesięciu krokach stanął jak wryty.
— Dziadku, masz jeszcze ten pistolet? — spytał. — Jeśli tak, to strzelaj, tylko nie spudłuj, błagam!
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki