- W empik go
Akta Babińskie. Księga 1-2: pismo nie-periodyczne i nie-zbiorowe - ebook
Akta Babińskie. Księga 1-2: pismo nie-periodyczne i nie-zbiorowe - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 253 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
wydawca
J. I. Kraszewski.
Ridendo castigat…
(Ze starej kurtyny Teatru Lubelskiego).
Xiążeczka pierwsza.
Wilno.
Nakładem i drukiem Józefa Zawadzkiego
1843.
Pozwolono drukować pod warunkiem złożenia po wydrukowaniu exemplarzy prawem przepisanych w Komitecie Cenzury. Wilno 1843 r. 20 Julii.
Cenzor Jan Waszkiewicz.
Uprasza się Kollatoratorów, aby raczyli nie nadsyłać artykułów, gdyż te umieszczane nie będą. Przyjmują się tylko wiadomości o wypadkach godnych, aby były zapisane i podane potomności w Aktach Babińskich.NIEPROSPEKT.
NIEPROSPEKT.
Jest już u nas dzięki Bogu dość pism perjodycznych i zbiorowych, które nieperjodycznie wychodzą i nic zebrać nie mogą, jest dość literackich przeglądów, które nic nie przeglądają, dzienników, co wychodzą tygodniowie, i tygodników, ukazujących się co trzy dni; dość i bardzo dość.
– Aha! myślicie, niedarmo tak zaczął, pewno sam prospekt pisze! –
– Otóż właśnie nie, te słów kilka nie są żadnym prospektem, żadną obietnicą, żadnem biciem w trąbę ogłoszenia, są wstępem tylko najniewinniejszym w świecie, i zapowiadają, że kiedy będziecie bardzo a bardzo grzeczni Panowie Czytelnicy, autor tych kilku słów odzywać się będzie w podobnych do tej xiążeczkach co dni kilka, co kilka tygodni, co kilka miesięcy – To od was zależy. –
Jeśli jednak pozwolicie sobie być zawsze i ciągle równo grzeczni, nie zaręczam, czy równie i jednostajnie, to jest, peryodycznie, przychodzić do was będę, bo dałem sobie słowo nie być perjodycznym. Jestem też pewny, że nie możecie długo być jednostajnie grzeczni, Kochani Czytelnicy!–
O! czyż to my nie starzy znajomi? Zjedliśmy z sobą mało nie beczkę soli (ja bardzo słono jadam) – znam was, o! i jak – U was wszystko nowe popłaca, wszystko świeże ulubione, zapalacie się w pierwszej chwili ogromnym płomieniem – i – chwila, a już po nim. Moze na pierwszą xiążeczkę będziecie łaskawi, na drugą ciekawi, na trzecią spojrzycie ziewając – Co tez on tam napisał? Czwartą nierozciętą już pożyczycie do czytania, a piątej gotowiście nie tknąć. Jednakże, nic mogąc was przerobić, Kochani Czytelnicy, (tego nawet nie przedsiębiorę), muszę was przyjąć jak Bóg dał. Jesteście poczciwi ludzie – Są wyjątki – No – ale gdzież niema wyjątków? –
Widzicie jak wam pochlebiam; wszyscy, co mi dokuczyli, to wyjątki – resztę mam za najszanowniejszycb, najgodniejszych – najsłuszniejszych – obywateli.
Cóżby to wam powiedzieć o tej xiążeczce?
– Co w niej będzie?
– Jak?
– Na co? – Dla czego?
I w tej i w dalszych będzie niesłychana mięszanina rzeczy bardzo wesołych, j lekkich, ostrych, poważnych – mięszanina, którą wam podaję za skuteczną mixturę na wasze wady, ułomności, śmieszności.
Jużciż wierzycie przynajmniej w medycynę jeszcze??
Jak?
Jak będą pisane? – Odpowiadam wam uczciwie i szczerze, jak Bóg da i jak mi się uda.
Na co?
Celem, jakem miał cześć oznajmić Waszym Miłościom, zabawa wasza i poprawa wasza. Jeśli was nie poprawię, będę przynajmniej miał przyjemność niepoprawnych znudzić. Kara za zatwardziałość. –
Dla czego?
Ogromne pytanie, ciężka odpowiedź. – Spytajcie ptaków dla czego śpiewają, kwiatów dlaczego kwitną, ziemi dlaczego się zieleni, chmur dla czego płyną, samych siebie dla czego robicie to, co robicie – a będziecie wiedzieli doskonale dla czego ja to piszę. –
Teraz już podobno skończony ten – Nie-prospekt na nie-perjodyczne pismo; czytajcie zdrowi, Kochani i Niekochani Czytelnicy, i bądźcie proszę grzeczni, żebym was miał przyjemność jak naj – prędzej drugą powitać xiążeczką – Druga będzie daleko lepsza od pierwszej, zaręczam was tu nie-redaktorskiem słowem, (bo dowiedziona rzecz, że redaktorskie nic nie warte).FILOZOFIA!
Otoż macie, co lubicie – filozoficzny artykuł na czele, Kochani Czytelnicy! Długo też jeszcze lubić będziecie lak serdecznie filozofją, czytać Fl. Bochwica, P. T. Szczeniowskiego, P. Cieszkowskiego, P. Ziemęcką i t… d…?? Musiał was teraz porwać wstyd jakiś, żeście dotąd nie myśleli o filozofij, i nuż do niej. Na czem się to skończy? nic wiem.
Jest u nas teraz kilka rodzajów filozofów i filozofomanów. Na czele stoi młodziuteńki, z bródką, z długiemi włosy, wyzwoleniec berlińskiego uniwersytetu, niewolnik Hegla, pełen zapału i wiary w nieomylność pantheizmu i prawdziwą prawdę filozofij teraźniejszej – filozof à la hauteur du siécle , wielce dumny, że on jeden poznał prawdę, spoglądający na tłum profanów z góry. – Dla niego Hegel Messjaszem, jego nauka jedynem światłem, a Schelling, ten Jan Chrzciciel niemieckiego Messjasza, już teraz herezjarchą. Posłuchajcie no, jak uczniowie Hegla grożą na nosie Schellingowi, jeśli się poważy targnąć na absolutną prawdę Hegla.
Takich filozofów u nas na prowincij mało, bo im powietrze wiejskie nie służy. I z kimżeby żyli na wsi, miły Boże, któż godzien rzemyk ich trzewika rozwiązać?
Jeden taki świeżuteńki, wernixowany filozofek, jak z igły, przybył tu niedawno do kraju, i z tą pogardliwą minką, którą wdziewa za palladjum młodzież, lękająca się zawsze, aby ją czasem za zbyt rozumną nie wzięto, stawił się przed powszechnie znanym uczonym, a nadewszystko dowcipnym człowiekiem. O czemże miał z nim mówić? – Jadąc z Berlina nie mówi się o czem innem, tylko naturalnie o filozofij, tak jak ze wschodu przybywając o cholerze – więc nasz młodzik począł filozofować. Słuchał go poważnie, serjo, kiwając tylko głową niekiedy, nasz domowy uczony – Słuchał kwadrans, słuchał półgodziny, nareście, gdy nie wiem co usta młodemu przemknęło, spytał go z największą serjo.
– Proszę Pana, po czemu tam śliwki w Berlinie? –
Ten zręczny zwrót konwersacij na śliwki dowiódł wielkiej pokory ducha naszego domowego uczonego – nie ważył się nawet rozprawiać z młodzikiem.
Wszyscy ci młodzi filozofowie coś piszą. Niektórzy przedsięwzięli na nowo zupełnie z gruntu przerobić język. W istocie co on wart! Stary łachman! Do filozofij trzeba go dopiero gotować zupełnie tak, jak się gotują gałgany na papier, bić, prasować, dusić, moczyć; gnoić, i dopiero powstanie język filozoficzny. Skutkiem tej wyrozumowanej metody, niektóre rozprawy filozoficzne polskie potrzebują tłómaczenia koniecznie, gdyż tajemnicę ich znaczenia wić tylko autor, posiadający jeden klucz i słownik swojego nowego języka. Nic ciekawszego nad rozprawy tego rodzaju, fraszka jenjalne próby P. N. K…. do dziś dnia nam pamiętne. Bo dla czegoż być jasnym, zrozumiałym, naturalnym? Czyż prawda powinna być jasną i prostą? – Bynajmniej. Stare to tylko uprzedzenie, przesąd i nic więcej. Wszystkie mądrości były zawsze tajemnicami; mądrość starożytnych, przypomnijcie sobie, zamykała się ostatecznie w jakichś tajemnicach. Prawda więc powinna być mocno niezrozumiałą, silnie niepojętą, aby się mogła nazwać prawdą. Oto dopiero prawda, której nikt zaprzeczyć nie potrafi, bo któż ją zrozumie?
Nowa szkoła filozoficzna potrzebuje koniecznie cale nowej terminologij, nowo przez siebie stworzonego języka. Wychodzi ona z założenia, że nowe ideje, nowe pomysły, potrzebują koniecznie nowych na wyrażenie ich narzędzi, nowych wyrazów. Ale na nieszczęście zapomnieli się ci panowie, że nic pod słońcem nowego, że i pantheizm nienowy, i Hegel niezewszystkiem nowy, że w starych już bardzo xięgach nieraz o tem prawiono, co im się dziś świeże, świeżuteńkie wydaje. Wychodzi to na sławne owe La Fontain'a zachwycenie Baruchem, który po ulicach biegał, pierwszy raz do niego zajrzawszy, i każdego pytał.
– Czytałeś Barucha?-
Kocham tych nowych filozofów za ich zapał tylko. Zapał to zawsze rzecz rzadka i uslachetniająca człowieka. Słabe stworzeńko zapali się czasem do nieprawdziwej prawdy, ale na to człowiek, moi Panowie! – Piękna to jednak dusza, co sie jeszcze palić może. Woda bez części spirytusowych nigdy się niezapali. Szkoda tylko zapału zmarnowanego, –
ale cóż na to poradzić? – Choroba to umysłowa, przebieży Europę, sprowadzi nawet umysłową śmiertelność, ale przejdzie jak cholera.