Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Albiusza Tybulla elegie i wiersze jako też niektóre przypisywane Sulpicyi i innym - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Albiusza Tybulla elegie i wiersze jako też niektóre przypisywane Sulpicyi i innym - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 302 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP.

Wszy­scy Au­to­ro­wie sta­ro­żyt­ni tak grec­cy jak ła­ciń­scy, a szcze­gól­niey po­eci, nie po­tra­fią, w umy­śle czy­tel­ni­ka dzi­siay­sze­go, któ­re­go pew­na zna­jo­mość tych na­ro­dów w tam­te nie prze­no­si cza­sy, wzbu­dzić uczu­cia tey nie­zrów­na­ney ro­sko­szy, któ­ra bez­wa­run­ko­wo po­iła du­cha ich współ­cze­snych. Po­cho­dzi to z nie­zmier­nie od­da­lo­ne­go spo­so­bu ży­cia od owych wzo­ro­wych na­ro­dów. Re­li­gia chrze­ściań­ska, nowe kształ­ty rzą­dów, nowy spo­sób wy­cho­wa­nia, od­kry­cia po­źniey po­czy­nio­ne i tym ty­sią­cz­ne od­mia­ny, nie­tyl­ko nada­ły inny kie – ru­nek sma­ko­wi na­sze­mu, ale daw­niey do­stęp­ną każ­de­mu sło­dycz tey pięk­no­ści, dziś i to w mniey­szym stop­niu, sa­mych tyl­ko uczo­nych zro­bi­ły wła­sno­ścią. Wiek bie­żą­cy za­sta­no­wił się nad tem, ale jak każ­da waż­na myśl tak i* to za­sta­no­wie­nie sta­ło się po­cho­pem ty­sią­ca kłót­ni: wzro­sły ide­je klas­sycz­no­ści i ro­man­tycz­no­ści, nie­po­ro­zu­mie­nie uzbro­iło w pió­ra li­te­ra­tów, za­czął czas gi­nąć, za­pał się wzma­gał, jed­ni ze­sta­rza­łych i po­zrzu­ca­nych z Olim­pu Bo­gów, chcie­li przez gwałt do daw­nych przy­wró­cić ko­rzy­ści, inni zno­wu zmy­śle­nia za­bo­bon­nym od­po­wied­ne wie­kom i nie­wy­kształ­co­nych gie­niu­szów błę­dy po­czy­tu­jąc za nay­wy­kwint­niey­sze ro­man­tycz­no­ści przy­mio­ty, sa­mym upio­rom zwierzch­nic­two w po­ezyi utwier­dzić pra­gnę­li. Pięk­nie to było o Ku­pi­dy­nie i Cy­te­rze śpie­wać, póki do zro­zu­mie­nia pie­śni nie był jesz­cze mi­to­lo­gicz­ny słow­nik uży­wa­nym i do­pó­kąd chrze­ściań­ska mo­ral­ność, ich głów­nych przy­mio­tów w naysz­ka­rad­niey­sze nie wli­czy­ła przy­wa­ry, ale rów­nież w po­ezyi wte­dy tyl­ko pła­ska pro­sto­ta ucho­dzi­ła, nie­przy­stoy­ność po­pła­ca­ła, do­pó­kąd wśrzód wol­nych roz­mów rzę­si­ste kie­li­chy du­szą nay­zna­ko­mit­szych były to­wa­rzystw, do­pó­kąd nie­wia­do­mość po­wszech­na mniey bacz­ner­ni na brak zgod­no­ści czy­ni­ła umy­sły. Dziś jest już praw­dą nie­zbi­tą, że ani ści­słe for­my klas­sycz­no­ści, ani ro­man­tycz­no­ści roz­wio­złość, żad­ne­go po­ety mię­dzy współ­boż­ków nie wpro­wa­dzą. Przy­sięż­ne na­śla­dow­nic­two za­wsze tyl­ko peł­zga­czów mno­ży. Jak trud­no pięk­no­ści wska­zać za­sa­dy tak i do­broć po­ezyi le­d­wie ozna­czyć da się. Mniey dba­jąc na głę­bo­kość zda­nia, moż­na w ogu­le po­wie­dzieć, że ten nay­ulu­bień­sze po­ema uło­ży, w kim duch upły­wa­ją­cey go­dzi­ny nay­moc­niey dzia­ła, (1) a wte­dy tyl­ko w na­czel­nym po­zo­sta­nie rzę­dzie, je­śli wiek jego po­mię­dzy in­ne­mi świet­nie po­ły­skać bę­dzie. Czas pa­no­wa­nia Au­gu­sta nie­nay­mo­ral­niey­sze przed­sta­wia ob­ra­zy, ale do­bre­go sma­ku nay­bliż­szym bydź mu­siał. Choć Ty­bul nie wzbu- – (1) Niech tu nikt nie ro­zu­mie, aby wier­sze do oko­licz­no­ści cza­so­wych za­sto­so­wa­ne, pierw­szeń­stwem za­szczy­co­ne były; owszem ten ro­dzay zgod­no­ści z cza­sem, któ­ry ma za­le­ty po­ezyi sta­no­wić, nie po­wi­nien bydź, ani szu­ka­nym, ani do na­ma­ca­nia pal­ca­mi zdol­nym.

dza dziś tego sil­ne­go uczu­cia, któ­re za­pew­ne wskroś prze­sy­wa­ło czy­ta­ją­cych go Rzy­mian; jed­nak, po wy­ło­że­niu nie­któ­rych punk­tów hi­sto­rycz­nych i mi­to­lo­gicz­nych, jako też ob­ja­śnie­niu oby­cza­jów wie­ku, wszyst­kie jego ele­gie, czy­li żale mi­ło­sne, każ­de­mu po­do­bać się mu­szą. Jest on bez przy­sad pro­stym, na­tu­ral­nym, a je­śli cza­sem jako ba­dacz sta­ro­żyt­no­ści za­bły­śnie, to za­wsze w rze­czach tak po­wszech­nie zna­nych, iż swey po­ezyi by­naym­niey przez to nie utru­dza. Był ow współ­cze­snym wszyst­kich pi­sa­rzy klas­sycz­ne­go w Rzy­mie wie­ku, a z Ho­ra­cym na­wet ści­słą złą­czo­ny po­ufa­ło­ścią. Rod jego zna­mie­ni­ty po­dał mu spo­sob­ność do wy­kształ­ce­nia się w szko­le świa­ta to­wa­rzy­skie­go. Ze­psu­ty cha­rak­ter na­ro­du przez na­pływ bo­gactw, woy­ny do­mo­we, dumę wy­nio­słych fa­mi­lii, zgra­je ta­jem­nych do­no­si­cie­lów i kro­cie in­nych przy­czyn, miał wpływ i na nie­go. Trud­no-to w owym cza­sie było zrzu­cić z sie­bie tyle wad po­wszech­nych, a na­wet, gdy­by był od nich wol­nym, pew­nie­by tych pism dziś nikt z unie­sie­niem nie czy­tał. Od pierw­szey więc mło­do­ści Ty­bul, nie na­le­żąc do wy­jąt­ków, pod­dał się ro­sko­szom, któ­re może już sła­bo uro­dzo­ne cia­ło, w cią­głey trzy­ma­ły nie­mo­cy. Mi­łość u Rzy­mian ob­ja­wia­ła się za­wsze tyl­ko w nay­bar­dziey do przy­ro­dze­nia zbli­ża­ją­cym się spo­so­bie; nie prze­szła ona była jesz­cze przez te nie­szczę­śli­we cza­sy ry­cer­skie. Wzdy­chać nad stru­my­ka­mi, błą­kać się o księ­ży­cu, cho­wać w roz­pa­czy w od­lud­ne pu­sty­nie, by­ło­by u nich wy­my­słem sza­lo­ney fan­ta­zyi. Nie­dziw więc, że nasz Au­tor czę­sto zbyt wy­raź­ne­mi ko­lo­ra­mi sta­wia ro­sko­sze przed oczy i śmia­łe swym ko­chan­kom czy­ni za­rzu­ty, iż sza­nu­jąc ślu­by mał­żeń­skie, opar­ły się wy­gó­ro­wa­ney na­mięt­no­ści jego. Od­da­ny sa­mym tyl­ko przy­ro­dze­nia po­pę­dom, cno­tę w prze­wrot­ney ma­lu­je po­sta­ci. Lecz w nim smak, a nie mo­ral­ność uwiel­bia­nia ce­lem. Jego prze­klę­stwa rzu­ca­ne na nie­sta­łe ko­chan­ki, jego pła­cze i wy­rze­ka­nia nad nie­god­ne­mi bo­gac­twy, któ­re go ty­lo­krot­nie szczę­ścia i ro­sko­szy po­zba­wia­ły, jego żywe ob­ra­zy swey śmier­ci i po­grze­bu, jego przy­ta­cza­nia w swo­jem miey­scu z Do­gów wzię­tych przy­kła­dów, jego roz­pa­mię­ty­wa­nie szczę­ścia przy po­myśl­niey­szey po­rze mi­ło­ści, tyle mają po­wa­bu, wdzię­ku, na­tu­ral­no­ści i czu­cia, iż nig­dy do­sta­tecz­nie nie­mi na­sy­cić się nie moż­na. Lecz w tey nie­prze­bra­ney sło­dy­czy trud­no nie do­strzedz nay­śmier­tel­niey­sze­go jadu zgor­sze­nia. Chy­ba tyl­ko chrze­ściań­skie­mi na­po­jo­na ma­xy­ma­mi czu­ła, a na­wet i ro­zum­na ko­bie­ta" po­tra­fi­ła­by się wy­do­bydź z si­deł przez nie­go z wszel­ką sztu­ką, i na­tu­ral­no­ścią roz­sta­wio­nych. Niech nikt nie są­dzi, ii nie­grzecz­ność jego mo­gła mu stać na prze­szko­dzie. Rzy­mia­nie mniey od nas nad­ska­ku­ją­cy, w mi­ło­ści de­li­kat­nych żar­tów nie zna­li; on tyl­ko po czu­łych uści­ska­niach siń­ce na szyi i li­cach swych ko­cha­nek zo­sta­wiał, inni im w gnie­wie oczy pod­bi­ja­li. Je­że­li ka­dzi­deł nie szczę­dził Mes­sa­li, to tak­że tyl­ko stru­mie­nio­wi cza­su oprzeć się nie zdo­łał. Gdzie ten do rzą­du ma pra­wo, kto sił nay­wię­cey po­sia­da, tam wiecz­nie słab­szy pod płaszcz moc­niey­sze­go tu­lić się musi, a cno­ta, któ­rą wdzięcz­no­ścią zo­wie­my, wy­stęp­ku po­chleb­stwa mat­ką się sta­je. Nie­wia­do­mo, czy­li przez zbyt­ki i roz­rzut­ność, czy­li też przez chci­we Trium­wi­rów gra­bie­że, lecz jak w wier­szu na po­chwa­łę

Mes­sa­li pi­sa­nym sam po­wia­da, znacz­ny ma­ją­tek i to w mło­do­ści po­stra­dał. Całą… więc w swym ła­skaw­cy ma­jąc na­dzie­ję, już to z uro­dze­nia, już z oby­cza­jów wie­ku i nie­wstrze­mięź­li­wo­ści, bę­dąc sła­bym scho­rza­łym i wiecz­nie kwi­czą­cym, nie­dziw, ze do ele­gii tyl­ko i po­chlebstw mógł bydź zdol­nym. Jak­kol­wiek zby­tecz­ny za­pał w po­chwa­łach, od­ra­zę za sobą po­cią­ga, prze­cież te zręcz­ne zwro­ty od przy­mio­tów ko­cha­nek, od wy­pad­ków mi­ło­snych, do sła­wy i czy­nów wo­dza, każ­de­go za­chwy­cać mu­szą. Nie jest Ty­bul bo­cha­te­rem mi­ło­ści na­sze­go wie­ku, któ­ry­by sła­wie chciał skła­dać ży­cie w ofia­rze. Po­kóy n nie­go pierw­szem zie­mi bó­stwem, a woy­ny i boje chci­we­go mo­tło­chu za­wo­dem. Ja­koż Rzy­mia­nie po więk­szey czę­ści z tey tyl­ko przy­czy­ny z orę­żem w ręku prze­bie­ga­li świat cały, aby spro­wa­dzo­nym łu­pem ku upad­ko­wi chy­lić oy­czy­znę swo­ję. Nie szczy­ci on się nig­dy z mę­stwem i dziel­no­ścią owszem w gnu­śno­ści wiel­bi swe za­le­ty, lecz kto w umy­słach pięk­no­ści szu­ka, pew­nie cień Da­ry­usza wyż­szym od Ale­xan­dra znay­dzie. Ta jego na­tu­ral­na tę­sk­no­ta do wiey – skiey spo­koy­no­ści, to wzdy­cha­nie do pa­ster­skie­go i na ło­nie wier­ney mał­żon­ki ży­cia, jest tyl­ko po­ety sztu­ką. Dla ze­psu­tych lu­dzi nig­dy ustro­nia po­wa­bów nie mają; znał on że ele­gia pro­stą bydź musi i że wte­dy w nay­przy­jem­niey­szey wy­stę­pu­je po­sta­ci, kie­dy tyl­ko nie­co wznio­śley­szą sie­lan­ką bydź się wy­da­je. Stąd jego zby­tecz­na po­boż­ność, stąd ta niby ści­sła wia­ra w nay­grub­sze za­bo­bo­ny swóy po­czą­tek wy­wo­dzą. Czy­li on pie­kła ma­lu­je prze­pa­ści, czy­li pól eli­zey­skich ustro­nia, za­wsze sto­sow­nie we­so­łym, smut­nym, pło­chym lub po­waż­nym oka­zać się umie. Ile­kroć ra­dość w wier­szu jego za­bły­śnie, za­wsze na to zręcz­nie na­przód wy­sła­ną bydź się wy­da­je, aby tem bar­dziey go­nią­ce ją… żale usmęt­nić mo­gła. Bez wąt­pie­nia Ty­bul ele­gi­stów prze­wod­ni­czyć się zda­je; zby­tecz­na na­uka Pro­per­cy­usza, a nie­czy­stość ję­zy­ka, czę­sto brak ozdób i wdzię­ku w pi­smach Ka­tul­la, święt­niey­szym w po­rów­na­niu go czy­nią. Nikt w nim po­ety go­re­ją­ce­go nie­śmier­tel­no­ści na­dzie­ją po­strze­gać nie bę­dzie, mniey o po­tom­ność dba­ły, jak wszyst­ko dla swey przy­ja­cioł­ki po­świę­cić go­to­wy tak dla niey tyl­ko pi­sać się zda­je. Za­wsze jed­na­ki a za­wsze pro­sty, Ozdob­ny i czu­ły(1) Lecz są tez w nim mniey chwa­leb­ne ob­ra­zy, któ­re dziś w żad­nym po­ecie ucho­dzić­by nie mo­gły i któ­re w istot­ną, na­wet wpra­wia­ją tło­ma­cza oba­wę, czy­li­by nie było przy­zwo­iciey z wier­no­ści krzyw­dą, wy­pu­ścić je zu­peł­nie, ani­że­li w ca­łey swey po­sta­ci przed no­we­go czy­tel­ni­ka sta­wiać oczy. Dziś w zna­nych nam pi­smach jego daje się po­strze­gać czę­sta prze­ry­wa­nie my­śli, pe­wien brak związ­ku, na któ­rym nig­dy w klas­sycz­nych po­etach nie zby­wa. Lecz trud­ną, istot­nie by­ło­by spra­wą roz­są­dzić, czy­li on ma­jąc na oku roz­tar­gnie­nie smut­kiem przy­tło­czo­nych lu­dzi, albo istot­nie przy pi­sa­niu roz­tar­gnio­nym bę­dąc, do na­tu­ral­no­ści się prze­zto nie­kie­dy zbli­ża, któ­rey zno­wu za­le­ty wa-

–-

(1)Staw­ny Mi­ra­bo, któ­ry, ile mi z li­stów jego wia­do­mo byt Ty­bul­la tłu­ma­czem, praw­da, ze roz­ko­cha­nym bę­dąc, ale mowi o nim:…. ce de­li­cieux Ti­bul­le qu'il faut lire re­li­re, sa­vo­ir par co­cur et re­li­re en­co­re.

Let­tres orig… da Mi­ra­be­au, Vol. II. p. 343. Pa­ris 1792.

da nie­zro­zu­mia­ło­ści prze­wyż­szyć­by mo­gła; czy­li tez, co po­dob­niey­szem, za­wsze prze­pi­sy­wa­cze śrzed­nich wie­ków, już to może dla omy­łek, nad­psu­cia ory­gi­na­łu, lub in­nych ja­kich przy­czyn, nie­zu­peł­ne­mi nas ob­da­rza­jąc rę­ko­pi­sma­mi, je­dy­nym tego są… po­wo­dem. Kłót­nie o po­dob­ne rze­czy, jak żar­li­we­mi by­wa­ją, tak mniey za­słu­gu­ją na uwa­gę na­szę, nam do­syć niech bę­dzie dla wła­sney po­wie­dzieć obro­ny, iż nie­każ­dy brak zwię­zło­ści z winy po­cho­dzi tłu­ma­cza(1) W pra­cy na­szey mie­li­śmy wszel­kie pra­wi­dła na oku, co się jed­nak wię­cey na­gan­ne­go znay­dzie, to z Ty­bul­la po­cho­dzić nie bę­dzie. Ori­gi­na­łem było u nas wy­da­nie bi­pon­tyń­skie z roku 1783go. Przy­pi­ski sta­ra­li­smy się ro­bić krót­kie, wy­pusz­cza­jąc z każ­dey rze­czy to, co z na­szym przed­mio­tem w związ­ku nie sta­ło, a ro­bi­li­śmy je tyl­ko w ra­zie więk­szey po­trze­by, aby nie­zbyt czę­sto czy­tel­ni­ka dla sta­rych nad­uży- – (1) Że komu ciem­nem! będą się wy­da­wa­ły ele­gie wy­mie­ni­ne w od­sy­ła­czu przy ele­gii IV tey księ­gi I. to po­cho­dzi z bra­ku jed­ne­go ob­ja­śnie­nia, któ­re­go ja dać nie my­ślę. Lecz tu szcze­gól­nie na­le­ży po­ło­wa ele­gii III. ks. II.

wać no­win. Co się ty­czy in­ter­punk­cyi, już na­przód, ze sta­ro­żyt­ni mimo dą­że­nie za ści­słą har­mo­nią wy­ra­zów, za śpiew­no­ścią ca­łe­go toku, za gład­kiem za­okrą­gle­niem kre­sów, na zna­ki prze­stan­ko­we i inne do­syć bacz­ne­mi w pi­sa­niu nie byli, do cze­go im ta­kie i z śrzed­nich wie­ków prze­pi­sy­wa­cze rów­nie jak nowi kry­ty­cy do­po­módz mo­gli, już tez, ze przy tłu­ma­cze­niu czę­sto nic nie zmie­nia­jąc my­śli, inny zwrot się jey daje, już na­ko­niec, ze nasi wię­cey uda­jąc czu­ło­ści, roz­r­na­it­sze­mi i w zna­kach się sta­li, uzna­li­śmy za ko­niecz­ną po­trze­bę mniey w tym wzglę­dzie z or­gi­na­łem pil­no­wać zgod­no­ści.

Po­nie­waż o Ty­bul­lu obce dzie­ła szczu­płe po­da­ją nam wia­do­mo­ści, a na­wet i te, któ­re­by tu na po­par­cie praw­dy przy­ta­czać na­le­ża­ło do­sta­tecz­nie usa­do­wio­ne nie są, gdy i sam Ho­ra­cy mó­wiąc o Al­biu­szu nie­zaw­sze Ty­bul­la ro­zu­mie, gdy na­wet i rok uro­dze­nia w wła­snych jego pi­smach wy­szcze­gól­nio­ny z za­wie­ra­ją­cym go wier­szem, po­dług wszel­kie­go po­do­bień­stwa z Owi­diu­sza wsu­nię­tym zoz­tał, więc W po – do­bney su­cho­ści źrzó­deł nmiesz­cze­nie o nim bio­gra­ficz­ne­go pi­sma nie­przy­zwo­item by­ło­by przed­się­wzię­ciem, stąd da­jąc i ko­chan­kom jego po­kóy bez do­cho­dze­nia ich… licz­by, lub na­zwisk praw­dzi­wych, bez po­szu­ki­wa­nia w nim nie­sta­ło­ści przy­czyn, koń­czy­my te po­świę­co­ne mu i za przed­mo­wę ma­ją­ce słu­żyć my­śli.

AL­BIU­SZA TY­BUL­LA .

Księ­ga I.ELE­GIA I.

Bo­gac­twa nie­chay so­bie w ja­snem zło­cie mno­ży,

Niech pól upraw­nych wło­ki płod­ne dzier­ży.

Kogo wciąż nie­przy­ja­ciół bli­ski obóz trwo­ży,

Komu sen zni­ka, gdy trą­ba ude­rzy:

Ubo­stwo memu ży­ciu niech po­kóy spro­wa­dza, 5

Po­kąd ogni­sko sła­bem świa­tłem pło­nie.

Nie­chay wiej­ska ma ręka wi­no­ro­śle wsa­dza

I w cza­sie słusz­nym pod­ro­słe ja­bło­nie.

ie zwie­dzie mię na­dzie­ja, ale zbo­żem bro­gi

I wi­nem czy­stem na­czy­nia ob­da­rzy. 10

Czy stoi po­sąg z drew­na ja czczę w polu Bogi,

Czy z wień­cem ka­mień w drog zbiegn się zda­rzy.

I któ­re pierw­sze jabł­ko lato mi wy­cho­wa,

Rol­ni­ków Bogu z sie­bie dar uczy­ni.

15 To­bie z pól mych Ce­re­ro ko­ro­na zbo­żo­wa

Niech przy po­dwo­jach wie­wa się świą­ty­ni;

Niech dla stra­ży ogro­dów sto­jąc czer­stwy w chło­dzie

Swą kosą Pry­ap ptac­twu zda się sro­gi.

I wy nie­gdyś szczę­sne­go, dziś W bied­ney za­gro­dzie

20 Zsy­łay­cie dary opie­kuń­cze Bogi.

Przed­tem ja­łów­ki zdol­ney szu­ka­ło się w sta­dzie:

Dziś ja­gnię z roli mey wiel­ka da­ni­na

Ja­gnię dam wam przy któ­rem wsi mło­dzież w gro­ma­dzie.

Za­nu­ci: z niwa do­bre daj­cie wina.

* * *

25 Już dar­mo i za mier­nym do­stat­kiem dziś go­nić

Lub się­gać dłu­gich po­dró­żą prze­strze­ni:

Lecz wy­pa­da przed skwa­rem w cień się drze­wa chro­nić

Do czy­stey wody bie­żą­cych stru­mie­ni.

mię te­raz za­wsty­dzi nieść wi­dły przy wo­zie,

30 Lub bi­czem woły nę­kać przez za­go­ny, -

Gdzie Brak wier­szy w ori­gi­na­le jest nie­wąt­pli­wym, tam daw­szy uży­te tu zna­ki, są­dzi­li­śmy nie­kie­dy za rzecz przy­zwo­itą za­nie­dbać ry­mo­wa­nie.

Albo ja­gnię pod pa­chą, lub płód z pola ko­zie

Przy­nieść od pło­chey mat­ki za­po­mnio­ny.

Wy zaś szczu­płey gro­ma­dy wil­cy i zło­dzie­je

Szczędź­cie; do więk­szey uda­jąc się trzo­dy.

* * *

Dla li­cze­nia tum co rok od­wie­dzał pa­ste­rza 35

Tum słod­kiey mle­ko po­świę­cał Pa­la­dzie.

Sprzy­iay­cie bó­stwa; z mier­ne­go sto­łu ofia­ry

I z szczu­płych dzban­ków przy­ym­cie da­ni­ny,

Pa­lo­ne sta­ro­żyt­ny rol­nik miał pu­cha­ry,

A sam je z mięk­kiey le­pił so­bie gli­ny. 40

Nie są skar­by bo­ga­czów, ni plon w mem żą­da­niu.

Co na­był żni­wem przo­dek od­da­lo­ny;

Do­syć zbiór szczu­pły, do­syć spo­cząć na po­sła­niu,

Gdy może człon­ki wzmoc­nić utru­dzo­ny.

O jak słod­kim szum wia­tru temu się wy­da­je, 45

Kto się w swey Pani ło­nie tu­lić może!

Ah jak miło, gdy Au­ster mięk­kie wody kra­je

Znu­żo­ne­mu wil­go­cią dą­żyć na swe łoże!

Nie­cił mi się to uiści: z bo­gactw niech len sły­nie,

Kto wście­kłość mo­rza i plu­ski po­no­si. 50

Nie­chay wprzod wszyst­ko zło­to z sma­ra­ga­mi zgi­nie,

Kim dla mey dro­giey łza pięk­ną twarz zro­si.

To­bie wal­czyć Mes­sa­lo na mo­rzu i zie­mi,

Coś okrył sła­wą twe ple­mię, przy­stoi.

55 Mnie dzie­wi­ca trzy­ma pęty nie­złom­ne­mi,

Czy­cham od­dzwier­ny krnąbr­nych po­dwoi.

Przy to­bie ma De­lio niech jako zgnu­śnia­ły

Sły­nę u świa­ta, niech mię każ­dy stro­ni.

60 Oby w zgo­nie me oczy w cie­bie się wle­pia­ły!

Obym ko­na­jąc twą rękę miał w dło­ni!

Za­pła­czesz, gdy De­lio na ma­rach po­sta­nę,

Z łza­mi mie­sza­ne dasz po­ca­ło­wa­nia.

Za­pła­czesz; nie z że­la­za twe pier­si sko­wa­ne,

Ni krze­mień ser­ca twe­go nie osła­nia.

65 Z su­chym okiem z po­grze­bu tego w dom, nie wkro­czy

Żad­na dziew­czy­na, ni ża­den z mło­dzie­ży,

Nie chciey drę­czyć mych cie­niów: niech się włos nie mo­czy,

Po­mniy De­lio, po­mniy na lic świe­ży.

Póki losy sprzy­ja­ją łącz­my dziś za­pa­ły;

70 W ża­łoh­nym kwe­fie sta­nie śmierć su­ro­wa.

Przy­y­dą lata a z żar­tów i z mi­ło­ści chwa­ły

Si­wi­zną kry­ta nie od­no­si gło­wa.

Te­raz służ­my We­ne­rze, gdy ła­mać po­dwo­je

I zwo­dzić wal­ki nie przy­no­si ska­zy.

75 Tum ja wodź i ry­cerz; wy mie­cze i zbro­je

Nie­ście zda­le­ka na chciw­ców swe razy,

Nie­ście i skar­by wiel­kie; har­dy peł­nym bro­gim

Gar­dzę śmia­ło bo­gac­twy, gar­dzę gło­dem sro­gim.ELE­GIA II.

Do­ley wina i zła­godź niem bo­le­ści nowe,

Niech mi jak z tru­dów sen po­wie­ki klei,

Zo­staw­cie we śnie lu­bym roz­ma­rzo­ną gło­wę,

Nie­chay śpi mi­łość, gdy w złey trwa ko­lei.

Pil­na dana jest te­raz straż mey uko­cha­ney 5

I drzwi wa­row­nym zam­kiem opa­trzo­ne.

Drzwi pana nie­czu­łe­go niech w fali wez­bra­ney

Deszcz, gro­my z nie­bios tłu­ką was rzu­co­ne.

Albo się otworz­cie, ale mnie…. mnie je­dy­nie.

Niech za­wia­sy nie skrzy­pią okrę­ca­ne skry­cie. 10

Da­ruy­cie…. niech ta klą­twa na mą gło­wę spły­nie.

Da­ruy­cie pro­szę…..ah wy prze­ba­czy­cie.

Prze­cieć jesz­cze po­mni­cie moje do was mo­dły,

Gdym wień­cem z kwia­tów zdo­bił wa­sze ramy.

De­lio uwódź zręcz­nie stra­ży or­szak pod­ły. 15

–-

(1) Od­waż­nym po­moc jest w We­ne­rze sa­mey.

Ona wie­dzie mło­dzień­ca przez nie­zna­ne pro­gi,

Ona drzwi zę­bem dzie­wi­cę otwie­rać,

Ona uczy jak w mięk­kie łóż­ko wsta­wiać nogi,

Ona jak ci­cho po zie­mi je zbie­rać, 20

Ona zręcz­nych przy mężu mi­gów po­znać cele

I ukryć my­śli w umow­ne wy­ra­zy.

–-

(1) For­tes ad­ju­vat ipsa Ve­nus było u Rzy­mian przy­sło­wiem,

Lecz tych uczy, co czyn­ni, ko­cha­ją się śmie­le,

Któ­rych, ni ci­chość, ni czar­ne ob­ra­zy

25 Nocy nie trwo­żą. Strze­że by zbó­y­ca zbro­jo­ny

Ra­nił, lub pła­cy za ubior chciał wzię­ty.

Kogo mi­łość oży­wia w obce pó­y­dzie stro­ny.

Bez zdrad oba­wy, bez­piecz­ny i świę­ty.

Nie za­szko­dzi mi zima, co się w nocy sro­ży,

30 Ni deszcz, choć z chmu­ry kro­pli zle­je roje.

Ni­czem tru­dy, gdy De­lia drzwi tyl­ko otwo­rzy

I na głos pal­ca imię wspo­mni moje.

Czło­wie­ku czy nie­wia­sto, któ­ra wy­y­dziesz po mnie

Precz z świe­cą. We­nus spra­wy kry­je rada,

35 Nie ba­day mię o imię, trzy­may nogi skrom­nie

I niech z po­chod­ni blask na mnie nie pada.

A gdy­by mię kto spo­strzegł nie­chay mil­czy skry­cie,

Niech wzy­wa Bo­gów, niech się prze z do­wo­dem,

Bo ga­du­ła po­czu­je z krwi bio­rą­cą ży­cie

40 I z burz­li­we­go mo­rza We­nus ro­dem.

Ni mąż mu nie da wia­ry, jako mi praw­dzi­wa

Przez czar­no­xię­stwa wróż­ka za­rę­czy­ła.

Tęm wi­dział Z nie­bios W gwiaz­dy, gdy pola okry­wa,

Jey wier­szem zwra­ca bieg rze­ka za­wi­ła,

45 Ta śpie­wem dwoi zie­mię, z gro­bów pro­chy wo­dzi

Z ognisk świę­co­nych ko­ści przy­wo­łu­je.

Już na jey od­głos pod­ziem­nych tłum się du­chów scho­dzi,

Już skro­pion mle­kiem spiesz­no ustę­pu­je.

Gdy ze­chce smut­nie za­ćmi nie­bio­sa do­ko­ła,

Gdy ze­chce śnie­gi w le­cie zwa­bi mno­gie, 50

Sama tyl­ko Me­dei zja­dłe ma mieć zio­ła,

Ją na­wet liżą psy He­ka­ty sro­gie.

Od niey to­bie dam pie­nia, siła ich uwie­dzie

Trzy­kroć je śpie­way, trzy­kroć spluy wśpie­wa­niu,

Nie uwie­rzy on dru­gim, nikt mu nie do­wie­dzie 55

W pulch­nem nas wi­dząc na­wet sam po­sła­niu.

Uni­kay jed­nak in­nych, bo wszyst­ko po­strze­że

W do­brem mnie­ma­niu o mnie tyl­ko sta­ły

Mam wy­znać?(1) Ta twier­dzi­ła, iż śpie­wem od­bie­rze

Lub zie­lem mi­łość i znisz­czy za­pa­ły. 60

Sta­ną­łem wśród po­chod­ni i w po­god­ney nocy

Złym bó­stwom ko­kosz oł­tarz krwią zma­za­ła;

Nie by mi­łość za­nisz­czyć…. o wza­jem­ność z mocy

Ca­łey bła­ga­łem i aby trwać chcia­ła.

* * *

–- (1) Quid cre­dam (w ory­gi­na­le) nie zun­czy tu mam wie­rzyć lecz po­wie­rzyć, wy­znać.

65 Z że­la­za hydź­by mu­siał, kto mo­gąc bydź two­im

Pło­cho­by po­szedł z bro­nią za zdo­by­czą,

Niech upę­dza Cy­li­ków zbi­tych mę­stwem swo­im

Niech jego woy­ska wzię­ty kray dzie­dzi­czą

Cały i sre­brem kry­ty, lub cały i w zło­cie,

70 Nie­chay szyb­kie­go ru­ma­ka do­sia­da.

Ja woły chce przy to­bie, ma De­lio, w po­cie

Po­łą­czać jarz­mem na gó­rach paść sta­da;

Jeź­li cie­bie w mych rę­kach los mi mieć do­zwo­li

Na płon­ney zie­mi nie­chay mię sen chwy­ta

75 Czer­ni łoże pur­pu­ro­we bez wza­jem­ney woli,

Gdy opła­ka­na noc znown za­wi­ta?

Bo ni pie­rze ni spodek tka­ny w pięk­ne drze­wa

Ni wody sze­lest miły sen na oczy wle­wa.

* * *

Czyż We­ne­ry gwał­ci­łem świę­te bó­stwo w mo­wie

80 I ję­zyk te­raz móy przy­pła­ca karę?

Czy przy­yść wsze­tecz­ny mia­łem, gdzie czcze­ni Bo­go­wie

I z ognisk wy­rwać wień­ców ofia­rę?

Je­ślim win­ny upad­nę sam chęt­nie w świą­ty­ni,

Z pro­giem świę­co­nym złą­czę usta moje

85 Ni klęk­nąw­szy czoł­ga­nie twarz mi za­ru­mie­ni,

Ude­rzę gło­wą o świę­te po­dwo­je.

Ty dow­cip­ny szy­der­co mey smut­ney nie­do­li:

Strzesz się, nie­je­den Bóg ci za­sro­że­je.

Już taki, co z mi­ło­ści mło­dych drwił do­wo­li,

Zgiął kark w We­ne­ry jarz­mie, gdy si­wie­je; 90

On drżą­cym dzi­siay gło­sem nuci słod­kie pęta

I ręką tre­fi włos zbie­la­łej gło­wy;

Nie wstyd go przy drzwiach czy­chać, ni lube dziew­czę­ta

Wśrzod ryn­ku ba­wić tro­skli­we­mi mowy.

Dziś chłop­cy w koło nie­go, dziś się mło­dzież wije, 95

A każ­dy z tło­ku w mięk­kie łono plu­je.

Mnie szczędź We­ne­ro, mc ser­ce ci bije.

Po­cóż gniew żni­wa twe wła­sne mar­nu­je.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: