- W empik go
Aleksander hr. Wielopolski Margrabia Gonzaga Myszkowski - ebook
Aleksander hr. Wielopolski Margrabia Gonzaga Myszkowski - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 270 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Czytając sądy i opinje o działalności politycznej i prywatnej niedawno zmarłego Aleksandra hrabiego Wielopolskiego, margrabi Gonzagi Myszkowskiego, zdawaćby się mogło, iż działalność ta wypadła w czasach bardzo oddalonych a nie rozwijała się przed oczami współczesnych, którzy te sądy dzisiaj o nim wypowiadają.
Jedni widzą w postaci margrabiego typ obywatela i męża stanu, całkowicie oddanego myśli oswobodzenia Polski; inni, jak Czas, wielbią go za to, iż nie myślał o oswobodzeniu Polski lecz wynalazł sposób zapełnienia tej przepaści, jaka się wytworzyła przez rozbiory pomiędzy narodem a obcymi rządami, nad nim panującymi; inni wreszcie w zapale pochwał, wszystko co tylko margrabia uczynił, starają się przedstawić jako doskonałe, rozumne i wielkiej światowej doniosłości, pociągając naród do odpowiedzialności za to, iż nie widział w Wielopolskim zbawcy swojego, lecz go odtrącił jako odszczepieńca idei narodowej.
Zbyt by nam wiele miejsca zajęło sprawozdanie ze wszystkich poglądów, jakie wypisano w ostatnich czasach z okazji margrabiego Wielopolskiego. To tylko powiemy, iż żaden z tych poglądów nie jest oparty na rzeczywistości, żaden z nich nie przedstawia nam margrabiego w prawdziwem świetle faktów, wszystkie zaś odzywając się o nim jakby o człowieku mało znanym, usiłują otoczyć go blaskiem, pełnym ułudy, z zamiarem nowego kuszenia narodu na drogi obce jego interesom i celom.
Stronnictwo dominujące u nas t.j… stronnictwo reakcyjne, robi z Wielopolskiego bohatera prawie tej miary a większej dla narodu ważności niż Kościuszko i przedstawia w nim wzór prawdziwie polskiego polityka, który odgadł sposoby, prowadzące do ostatecznego załatwienia kwestji polskiej, przez zrzeczenie się narodu dążeń do niepodległości a skłonienie rządów do nadania mu autonomii.
Sprzeczność jaka zachodzi pomiędzy prawem narodu a ostatecznym celem polityki Wielopolskiego, zamiast powstrzymać ich od panegirykowego opisywania jego działalności, zdaje się być dla nich podnietą do tem gorliwszego określenia w tej polityce systemu, godnego naśladowania po wszystkie czasy. W tej to chęci narzucenia narodowi wzoru i metody do nowej dla niego polityki, leży właśnie owe niebezpieczeństwo panegiryków Wielopolskiego, nie ulega bowiem wątpliwości, iż w obecnym upadku ducha, spowodowanego przez kilkunastoletnią, propagandę stronnictwa reakcyjnego i przy pomięszaniu pojęć o tem co jest rzeczywistym interesem oraz prawem narodu, co jest jego godnością a co hańbą, znaleźć się mogą umysły słabe, które dadzą się łatwo złudzić kłamliwym wzorem.
Nigdy też, przy żadnej okoliczności nie ujawnił się bardziej stanowczo rozbrat pomiędzy ideałami narodu a dążeniem stronnictwa reakcyjnego, jak przy okazji pisania tych właśnie panegiryków.
Już bowiem bez żadnej osłony stronnictwo to podnosi jako chlubę rozumu stanu polskiego ten fakt, iż znalazł się w dziejach porozbiorowych mąż, który uznawszy niezależność Polski za marzenie, nie dające się ziścić, nadzieje przyszłości obalił i śmiało a energicznie wziął się do narzucenia narodowi nowych dążności, niemających nic wspólnego z odrębnym politycznym bytem. Jakie zaś dążności, Wielopolski narodowi chciał narzucić, a które są wiadome jego panegirystom w Czasie i w innych reakcyjnych pismach, najdokładniej przekonają nas własne słowa margrabiego, który w sławnym swoim liście do Meternicha o rzezi galicyjskiej, wzywając wszystkich Polaków do poddania się Moskwie, oddaje carom w niewolę dobrowolną cały naród, jego prawa i jego nadzieje, tę jedynie stawiając prośbę, ażeby cesarze Moskwy wywarli zemstę na Austrji za krew rozlaną w r. 1846 w Galicji.
Cytujemy w dosłownem tłumaczeniu słowa Wielopolskiego: „Przychodzimy – pisze on – oddać ci się, tobie, najwspaniałomyślniejszemu z nieprzyjaciół naszych. Dotąd należeliśmy do ciebie jako niewolnicy przez podbój i grozę i mieliśmy sobie za nic przysięgi na nas wymuszone; dziś zdobywasz sobie nowe prawo nad nami. Łącząc odtąd nasze losy z losami twego państwa, oddajemy ci się jako ludzie wolni, którzy mają odwagę uznać się zwyciężonymi; robimy to z własnej woli, bez chełpliwości i rachuby, z serca i przekonania. Od dnia dzisiejszego stajesz się (t.j… car) także dla nas jak to już byłeś pomimo nas, naszym panem z łaski Boga, którego oddajemy się wyrokom, objawianym w przeznaczeniu narodu naszego. Porzucamy wszystkie nasze zasoby, owe sympatje wyrachowane i zwodnicze, ową niekosztowną wymowę, owe gwarancje i to wszystko co ludzie ubierają w szumny tytuł prawa narodów, resztki odzieży, jaką litość europejska raczyła nas odziewać, a która jednak nie pokrywa ran i hańby naszego ciała zbolałego.
Nie, nie wyłamujemy się z pod żadnego z praw rządzących twem państwem; żadnych warunków nie kładziemy: sam osądzisz, kiedy ci się spodoba zwolnić surowość swych ustaw względem nas; a więc bezwzględnie poddajemy ci się. Jedną tylko wysłuchaj prośbę, prośbę pokorną, zapisaną w naszych sercach palącemi głoskami; tę prośbę jedyną: nie zostaw bez kary zbrodni, popełnionej przez cudzoziemca na braciach naszych w Galicji, a we krwi rozlanej nie zapominaj krwi słowiańskiej, o pomstę wołającej." *)
W tych słowach mieści się cała idea Wielopolskiego. Niewola przymuszona, zamieniona na niewolę dobrowolną; posłuszeństwo carowi utrzymywane dotąd przez grozę, zamienione w przyszłości na posłuszeństwo z własnej woli, z serca i z przekonania. Rzucenie pod nogi władcy północy wszystkich praw narodowych, nie tylko zapisanych przez historję i zrosłych z sumieniem Polaków, ale nawet praw gwarantowanych przez międzynarodowe traktaty; oddanie się w niewolę z całemi zasobami tak moralnemi jak materjalnemi bez żadnych warunków, bez żadnych żądań, bez autonomii i wcielenie zupełne do państwa moskiewskiego z zachowa- -
*) Lettre d'un genthillhome polonais sur les massacres de Galicie, adressée au prince de Metternich, a l'occasion de sa dépèche circulaire du 7 mars 1846.
niem całej surowości praw tego państwa, których złagodzenie zależnem uczynił jedynie od łaski cara, oto czem Wielopolski zapełnić chciał przepaść, jaką rozbiory i rządy moskiewskie wykopały pomiędzy Polakami a Moskalami.
Zaiste nie można było jaśniej się wyrazić i dobitniej zgodzić się na ostateczny cel polityki moskiewskiej w Polsce, t.j… na zagładę imienia polskiego. Ze słów prośby o zemstę nad Austrją, wysuwa się niedwuznacznie myśl panslawistyczna. Uważając Moskali za Słowian, w imię wspólnej krwi przekazuje Wielopolski Moskalom jako braciom Słowianom, zemstę na cudzoziemcach, którzy tę krew rozlali. Wspólność ta krwi w wyobrażeniu margrabiego motywuje dobrowolne złączenie się Polaków z Moskalami i usprawiedliwia zrzeczenie się samodzielnego bytu na rzecz państwa moskiewskiego. Jest to więc najpospolitszy paaslawizm, ten sam, który porywa Czechów, Czarnogórców, Bułgarów, Serbów i jest przyczyną toczącej się obecnie zaborczej wojny w Turcji.
Wprawdzie do zakreślonych panslawistycznie konturów polityki Wielopolskiego, przybył z czasem jeden jeszcze szczegół, niewspomniany w liście do Meternicha, szczegół, który maskując ostateczne cele jego polityki, stał się powodem obałamucenia Polaków i wywołał owe różne sądy oraz poglądy na działalność margrabiego, wspomniane na początku naszego studjum szczegółem tym jest zachowanie narodowości polskiej przy wcielenia politycznem do państwa moskiewskiego, i pewien szczupły wymiar administracyjnej autonomii, który miał w tym systemie zastąpić ostateczny cel wiekowej dążności Polaków, t.j… odzyskanie bytu politycznego.
Wspomnieliśmy, iż uzupełnienie to systematu Wielopolskiego stało się dzisiaj źródłem niebezpiecznych złudzeń w łonie samego narodu, dało bowiem pozór panegirystom margrabiego do ubrania jego polityki w szaty i kolory narodowe. Złudzenia te jednak rozchwiać się muszą „ skoro przytoczymy tę charakterystyczną okoliczność, iż nie margrabia Wielopolski postawił żądanie zachowania narodowości i autonomii, i nie on sformułował program koniecznych dla Polaków koncesyj. Program autonomiczny sformułowany został przez warszawskie mieszczaństwo, wywalczonym zaś został przez tak zwaną „ulicę” w r. 1861. Wielopolski przedstawił go tylko rządowi jako w niczem nie wykraczający przeciwko celom moskiewskiej polityki w Polsce, i przekonał, iż program ten ułatwia osiągnięcie tych celów przez to, iż nieznacznie, w sposób pośredni godzi Polaków z losem, jaki im rząd carski przeznaczyl, którego to losu dobrowolne przyjęcie margrabia w sławnym liście do Meternicha w imieniu narodu przyobiecał.
W dalszym ciągu postaramy się udowodnić niezbitemi, przez historją zapisanemi faktami, iż uzupełnienie systemu panslawistycznego autonomją Królestwa polskiego było dziełem przypadkowem, nie margrabia bowiem spowodował reformy 1861 r., lecz przyszedł do gotowych już, wezwany przez rząd do ich wykonania.
Przedstawimy zarazem i przyczyny, które częścią w rządzie moskiewskim spoczywały, częścią w charakterze i w pojęciach samego margrabiego miały swoje źródło a które zrobiły niewykonalnemi owe reformy. W przyczynach tych wyszła na jaw ponownie panslawistyczna doktryna Wielopolskiego, niedopuszczająca uznania Litwy, Wołynia, Podola i Ukrainy za ziemie polskie, i zastosowania do nich koncesyj, poczynionych narodowości polskiej w Kongresówce, czego usilnie domagała się opinia całego narodu, manifestująca się w dobitny sposób co do tych prowincyj.
Oznaczywszy t.z… ideę Wielopolskiego jego własnemi słowami, wyrazić tu musimy zadziwienie nad sposobem, jakim panegiryści zmarłego margrabiego usiłują, spopularyzować pomiędzy Polakami jego panslawistyczną politykę, przedstawiając ją jako narodową i mogącą jedynie nas ocalić, jej zaś autora, jako męża przeznaczeń i bohatera, godnego stanąć wobec tych mężów stanu, którzy tak co do zasad, jako też i celu nie sprzeniewierzyli się nigdy tradycji, na którą złożyła się tysiącletnia przeszłość, wszystkie krzywdy i męczeństwo Polaków.
Zadziwienie to nasze nie jest wolnem od oburzenia. Wszakże to nasze oburzenie wydać się musi każdemu sprawiedliwemu a niezbłąkanemu doktryneryzmem umysłowi, jako zupełnie uzasadnione, skoro powiemy, iż w tem sfałszowaniu niedawnej historji margrabiego Wielopolskiego, kryje się nowe samobójcze pokuszenie, usiłujące Polaków rzucić w objęcia caratu, i tobez żadnych warunków, z jedyną pokorną prośbą, ażeby nam zapomniano, iż byliśmy narodem, że jesteśmy narodem, i że jako naród historyczny walczyliśmy i upominaliśmy się o nasze prawa i o naszą wolność.
Margrabia Wielopolski politykę swoją pojednania i państwowego złączenia się z Moskwą wyrabiał w długich chwilach samotności, które spędzał w dobrach swoich, odosobniony od ludzi, od których odpychała go duma i wyniosłość charakteru.
W młodości swojej gorącego serca, pałał żądzą odznaczenia się i gotów był orężem walczyć za Polskę. Stawszy się panem ordynacji, margrabia zajęty „własną, swą ważnością”, szukał dla niej podstawy w rozległym majątku.
Objął on ordynację i majątki rodzinne, mocno obdłużone. Za ubogi, ażeby mógł odegrać rolę, o jakiej marzył, wziął się do powiększenia majątku dwoma sposobami. Pierwszy sposób była to oszczędność, posunięta aż do sknerstwa, drugi sposób procesa, jakie powytaczał nabywcom dóbr ordynackich z tytułu, iż sprzedaż ich była nieprawną. Procesów tych była znaczna liczba. Najdonioślejszym był proces, wytoczony Janowi Ulrykowi Szanieckiemu, mecenasowi warszawskiemu, następnie posłowi na sejm, który nabył część dóbr ordynackich za ośm milionów złp… od ojca Aleksandra, margrabiego Józefa.
Józef wyjednał u rządu austrjackiego, panującego naówczas w tej prowincji Polski, pozwolenie sprzedaży części ordynacji na spłacenie długów. Pozwolenie to, potwierdzone przez rząd księstwa Warszawskiego, uczyniło sprzedaż zupełnie prawną, pomimo to młody ordynat Aleksander najechał dobra Szanieckiego i zabrał je, z czego wytoczył się długo trwający proces, ukończony dopiero w r. 1839.