- promocja
- W empik go
Alkoholizm. I grzech i choroba - ebook
Alkoholizm. I grzech i choroba - ebook
Na początku lat 90. napisałem książkę na temat alkoholizmu, zatytułowaną Grzech czy choroba? Z biegiem lat dochodzę jednak do wniosku, że alkoholizm jest czymś więcej niż chorobą i że o nim można także mówić w kategoriach grzechu. Ale ani pojęcie grzechu, ani koncepcja choroby nie oddają w pełni jego istoty. Doświadczenie uzależnienia i wyzdrowienia sugeruje, by raczej postrzegać alkoholizm w kategoriach braku pewnych ważnych umiejętności życiowych.
Nie oznacza to, że każdy, kto nie ma takich umiejętności, musi się uzależnić. Ale każdy uzależniony umiejętności tych nie ma i musi je nabyć, jeśli chce zachować trzeźwość. Program Dwunastu Kroków AA pomaga to osiągnąć. Uczy takich umiejętności duchowych, myślowych i społecznych, które pozwalają zastąpić destrukcyjne uzależnienie od alkoholu lub innych substancji twórczym poczuciem współzależności wszystkich ludzi oraz zależności od opiekuńczej siły wspólnoty lub jakiejś Siły Wyższej. W szerszej perspektywie cywilizacyjnej program Dwunastu Kroków AA może być pojmowany jako wielopłaszczyznowa odpowiedź na bolączki nowoczesności.
Przedstawiona w niniejszej książce interpretacja kroków jest subiektywna. Ma na celu przybliżenie czytelnikom kroków, a dokładniej – jednego z wielu możliwych sposobów ich rozumienia.
Wiktor Osiatyński
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-244-0223-6 |
Rozmiar pliku: | 577 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Na początku lat dziewięćdziesiątych napisałem książkę na temat alkoholizmu, zatytułowaną Grzech czy choroba? W tamtym czasie Polacy wciąż jeszcze często mieli moralizatorski i punitywny stosunek do tego nałogu. Traktowany był on przede wszystkim jako wada moralna. Alkoholika uważano za człowieka grzesznego, pozbawionego szacunku i nadziei. Dzisiaj coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę z tego, że alkoholizm to nie dowód słabej woli lub upadku moralnego, lecz choroba. I że na tę chorobę jest sposób.
Mimo to ja sam z biegiem lat dochodzę do wniosku, że alkoholizm jest czymś więcej niż chorobą i że można o nim mówić także w kategoriach grzechu. Ale ani pojęcie grzechu, ani koncepcja choroby nie oddają w pełni jego istoty. Doświadczenie uzależnienia i wyzdrowienia sugeruje, by raczej postrzegać alkoholizm w kategoriach braku pewnych ważnych umiejętności życiowych, dotyczących samopoznania, kontroli zachowań, kształtowania i wyrażania uczuć, a także nawiązywania więzi międzyludzkich. Nie oznacza to, że każdy, kto nie ma takich umiejętności, musi się uzależnić. Ale każdy uzależniony umiejętności tych nie ma i musi je nabyć, jeśli chce zachować trzeźwość. Stosowany we wspólnocie Anonimowych Alkoholików program Dwunastu Kroków pomaga to osiągnąć. O tym właśnie traktuje niniejsza książka.ROZDZIAŁ PIERWSZY Doktor Jekyll i pan Hyde
Alkoholik jest człowiekiem rozdartym. Ludzie z zewnątrz, obserwując jego zachowanie, widzą, jak się zmienia. Gdy nie pije, przeważnie można na niego liczyć – jest życzliwy i przyjazny. Gdy zaczyna pić, to jakby wstąpił weń jakiś demon. Z każdym kieliszkiem wódki lub butelką piwa demon w coraz większym stopniu obejmuje we władanie ciało i umysł alkoholika. Najpierw zmienia się język – pijący zaczyna używać wulgarnych słów. Potem ruchy tracą formę – zamiast liniowych, prowadzących od zamysłu do celu, stają się koliste i rozlazłe. Podnosi się ton głosu, pijany mówi coraz głośniej, ale za to mniej precyzyjnie. Wreszcie krzyczy i awanturuje się. Często dochodzi do rękoczynów. Jeśli te nie skończą się tragicznie i pije dalej, nagle słabnie. Teraz mówi ciszej, ale już niemal w ogóle bez sensu. Zaczyna błądzić mu wzrok; jeszcze jedno piwo i usypia. To znaczy, wydaje się, że usypia, w istocie traci świadomość.
Nazajutrz nie wszystko udaje mu się przypomnieć. Alkohol utrudnia wytworzenie się pamięci krótkotrwałej, bez której nie może sformować się chemiczna pamięć trwała. Toteż alkoholik budzi się z bólem głowy i dojmującym podejrzeniem, że wczoraj coś nawywijał, ale nie bardzo wie co. Doświadczenie pod – powiada mu, że na kaca dobrze zrobi klin. Więc albo czeka poirytowany w pracy do czasu, gdy będzie mógł się napić, albo pije od razu z rana i wpada w ciąg. Wtedy pije całymi długimi okresami, aż padnie z wyczerpania. Przestaje pracować, wypełniać obowiązki rodzinne. „Szary dzień zamienił się w niedzielę” – jak brzmi kultowa piosenka wśród pijaków. Alkoholik przechodzi do innego świata, a w nim nie jest tym samym człowiekiem, którym był, zanim wpadł w ciąg.
W ciągu alkoholik łamie wszystkie obietnice dawane innym i sobie. Po poprzednim pijaństwie przyrzekał, że to się nie powtórzy. Postanawiał też zmienić wiele rzeczy w życiu, kontrolować siebie. Stawiał sobie bardzo wysokie wymagania, które trudno było spełnić. Gdy je łamie, dopada go poczucie klęski. To prowadzi z kolei do dalszego rozprężenia moralnego: „Skoro i tak jestem potępiony, to teraz już mogę zrobić wszystko”. Myśli: „A co mi tam” (chociaż dużo lepiej oddaje to rosyjskie słowo „naplewat’”) i robi wszystko – w celu zdobycia alkoholu, wykazania swej siły albo tylko po to, by pokazać, że w ogóle istnieje. Osoby uzależnione charakteryzują oscylacje zachowań między kontrolą w okresach abstynencji a całkowitym rozluźnianiem kontroli pod wpływem alkoholu. Doskonale opisał je i wyjaśnił John Bradshaw w książce Toksyczny wstyd…
Okresy pijaństwa niekiedy kończą się tragicznym zdarzeniem: wypadkiem, wielką awanturą, kłopotami zawodowymi, po których następuje otrzeźwienie. Czasem są to poważne problemy zdrowotne, a często zwykłe zmęczenie i wycieńczenie organizmu piciem. Pijaństwo powoduje różne dolegliwości, narastającą słabość fizyczną i pojawiające się w końcowej fazie picia wrażenie, że coś jednak nie jest w porządku. Po odstawieniu alkoholu występują: męczące kace, bezsenność, koszmary, delirki. Trwa to od kilku do kilkunastu dni. Można je przetrwać w domu, lepiej na odtruciu. W tym czasie potęguje się poczucie klęski i winy. Alkoholik najpierw chce umrzeć lub się zmienić, przysięga, że to już koniec, że nigdy więcej w życiu nie wypije. Potem zaczyna żmudnie odbudowywać siebie i zdruzgotane przeświadczenie o własnej wartości. Przepojony winą sprząta mieszkanie, szoruje podłogi, chodzi po zakupy; domownicy ubóstwiają tę fazę choroby i marzą, by ten stan trwał wiecznie. Podobnie pracodawcy, gdyż alkoholik w tym okresie zazwyczaj pracuje niezwykle wydajnie.
W tych pierwszych dniach po zaprzestaniu picia alkoholik sam głęboko wierzy w to, że to już był ostatni raz, gdyż cierpienia podczas odstawienia są tak ogromne, że nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby tego powtórzyć. Gdy tylko zdrowie polepszy się na tyle, że będzie mógł funkcjonować, nowo upieczony abstynent zacznie łapczywie odrabiać straty, jakie spowodowało pijaństwo: będzie pracował do późna i brał dodatkowe zlecenia, by móc oddać długi, będzie wykręcać się z kłopotów z prawem, jakie zdarzyły mu się podczas ciągu. Żona i znajomi znów będą myśleć, jaki on jest wspaniały, kiedy nie pije. Ale gdy wszystko już zacznie się mu układać, nagle znowu pójdzie w ciąg. Odbędzie się to raptownie – ani bliscy, ani sam alkoholik nie są w stanie tego momentu dokładnie przewidzieć. Wykorzysta do tego jakiś powód albo sam takowy sprowokuje. A najczęściej pójdzie w tango bez żadnej przyczyny.
Wszystko to wymyka się normalnej logice. Normalni ludzie postępują w sposób przewidywalny. Uczą się też na własnych doświadczeniach. Gdy dotkną gorącego pieca, pamiętają, by więcej tego nie robić. Alkoholik wciąż na nowo dotyka pieca pomimo coraz boleśniejszych poparzeń. Tak jakby o nich zapominał albo jak gdyby jakaś siła większa od niego przyciągała go do pieca i kazała położyć na nim dłoń. I znów staje się innym człowiekiem, pełnym złości, agresji, brutalności. Przechodzi z jednej osobowości w drugą. Jak w opowiadaniu Roberta Louisa Stevensona, którego bohater, spokojny, rzetelny, powszechnie szanowany doktor Jekyll, pod wpływem sporządzonej przezeń substancji przemieniał się w bestię – w pana Hyde’a. Z tym że u Stevensona tylko doktor Jekyll wiedział, że jest również panem Hyde’em; wszyscy inni myśleli, że to dwie odmienne osoby. W przypadku alkoholika jest odwrotnie – każdy widzi dwoistość jego natury, każdy, oprócz jego samego. Alkoholowy doktor Jekyll robi bowiem wszystko, żeby jak najmniej wiedzieć o prawdziwym obliczu pana Hyde’a. A nawet o jego istnieniu.
Istotą alkoholizmu oprócz przymusu picia i utraty kontroli nad ilością wypijanego alkoholu jest również skomplikowany mechanizm intelektualny, który mówi alkoholikowi, że ten nie ma problemu z piciem. Ten mechanizm iluzji i zaprzeczeń (po angielsku denial) w dużej mierze rządzi sposobem myślenia alkoholika także wówczas, gdy ten nie pije. Polega on na minimalizowaniu ilości wypijanego alkoholu oraz konsekwencji picia, a także na znajdowaniu uzasadnień oraz wyszukiwaniu rzekomych powodów picia.ZAKŁAMANIE
Alkoholik myśli, że pije tyle samo co inni. W istocie tak jest, bo przebywa przecież głównie w towarzystwie pijących. Co więcej, wydaje mu się, że pije „lepiej” od innych, bo oni upijają się wcześniej od niego. „Mocna głowa”, która w istocie jest rezultatem przyzwyczajenia organizmu do alkoholu, stanowi dla alkoholika dowód, że nie ma on problemu. Drugim argumentem jest umiejętność całkowitego zaprzestania picia co jakiś czas.
Najczęściej dzieje się tak po wyjściu z ciągu. Niekiedy w wyniku danej komuś obietnicy. W Polsce wielu ludzi przerywa picie na cały miesiąc w sierpniu, gdy księża wzywają do abstynencji. We wrześniu, po żniwach, powracają do picia, przekonani, że nie mają problemu. W istocie jednak każdy alkoholik umie przestać w ogóle nie pić na jakiś okres. Żaden alkoholik nie potrafi natomiast pić codziennie jeden lub dwa kieliszki i nie przebrać tej miary. Niealkoholik tak właśnie pije, alkoholik wcześniej czy później wypije więcej, aż do upicia się.
Minimalizowanie picia przejawia się także w przekonaniu, że pijący wypił mniej, niż w rzeczywistości miało to miejsce. Alkoholik rzeczywiście wierzy, że wypił mniej i ze zdziwieniem patrzy na narastającą lawinowo liczbę pustych butelek w domu. Dopóki ma siły, usuwa je w miarę picia, by móc się dalej okłamywać.
Częste przykłady zakłamania to przekonanie, że ktoś nie pije przed piątą po południu albo nie pije rano lub że pije jedynie piwo, jakby alkoholizm wiązał się wyłącznie z wódką. Inną formą minimalizowania jest niedostrzeganie, lekceważenie lub usprawiedliwianie konsekwencji pijaństwa. Przysłowiowym przykładem jest przeświadczenie, że to nie wypity litr wódki, lecz grzybek na zakąskę spowodował rozstrój żołądka i wymioty.
Alkoholik racjonalizuje swoje pijackie ekscesy, szuka dla nich uzasadnień. Pije, bo… Bo szef się na niego uwziął. Bo żona go nie rozumie. Bo przeżył zawód miłosny. Bo ustrój mu się nie podoba. Bo spotkało go kolejne nieszczęście. W istocie te wszystkie nieprzyjemności są najczęściej skutkiem picia, ale dla alkoholika są jego przyczyną i usprawiedliwieniem. Nawet brak pamięci, zwany „urwanym filmem”, w jakimś sensie służy alkoholowemu zakłamaniu: wszak wytarte z pamięci zostają ostatnie godziny pijaństwa, kiedy to alkoholik traci kontrolę nad swoim postępowaniem i dokonuje czynów, których powinien się wstydzić.
Istotnym elementem zakłamania jest obwinianie innych ludzi za negatywne konsekwencje picia. To żona i dzieci są winne awantury w domu, to szef ponosi odpowiedzialność za niepowodzenia w pracy, a inni użytkownicy dróg – za wypadki. Alkoholik uważa, że los, Bóg, świat i ludzie się na niego uwzięli i doświadczają go kolejnymi plagami. Sądzi też, że będąc ofiarą losu i ludzi, musi pić, bo inaczej nikt by nie zniósł czegoś podobnego.
„Chore” myśli są największym sojusznikiem obsesji alkoholowej. To właśnie one podsuwają alkoholikowi „powody” do picia. Zakłamanie, które nie pozwala dostrzec powagi problemu, racjonalizacja, obwinianie innych, litowanie się nad sobą – wszystko to dostarcza wymówek, by się napić. Ile lat ludzie piją, powtarzając słowa: „Jaki ja biedny”, „Nikt mnie nie kocha”, „Nikt mnie nie rozumie”, „Jaki koszmarny jest ten świat”. Użalanie się nad sobą to istotny element sposobu myślenia alkoholika. Podobnie jak niezwykła zdolność dostrzegania w świecie wszystkiego, co złe, groźne, negatywne i pomniejszanie tego, co przyjemne bądź radosne. W gruncie rzeczy alkoholik musi podsycać w sobie negatywny obraz świata. Gdyby bowiem świat wydawał mu się dobry, ludzie przyjaźni, wówczas nie miałby „powodu”, by pić. A jeśli mimo to by pił, musiałby stanąć twarzą w twarz ze swoim alkoholizmem. A to jest akurat coś, co alkoholik próbuje za wszelką cenę ukryć – przed sobą i przed innymi. Oni na ogół widzą to zakłamanie, ale samego siebie alkoholik może oszukiwać przez lata.
Ten system zakłamania jest spójny i silny. Stanowi logiczny zbiór poglądów na temat świata, ludzi i samego siebie. Nad jego budową i ulepszaniem alkoholik długo pracuje, wykorzystując do tego swą wiedzę i walory umysłowe. Nic dziwnego, że opiera się on faktom, a nawet sugestiom ludzi z otoczenia alkoholika, którzy zwracają uwagę na jego zachowanie i ekscesy. Alkoholik nie dostrzega jednak postaci pana Hyde’a. Nawet gdy domyśla się, że czasem postępuje nie tak, jak by tego chciał, uważa to za jednorazowy przypadek.
Tę strukturę zakłamania przełamać może tylko jakaś katastrofa. Ale sama katastrofa nie wystarcza. Potrzeba również, by ludzie, którym alkoholik wciąż jeszcze ufa, pokazali mu jego prawdziwe oblicze. Takie zetknięcie z prawdą może przybrać charakter interwencji kryzysowej.
Warunkiem skutecznej interwencji jest gotowość ludzi z najbliższego otoczenia alkoholika, by ją przeprowadzić, oraz umiejętność, gdyż interwencja wymaga także od osób ją podejmujących przełamania dawnych nawyków. Najbardziej utrwalonym nawykiem matek, żon, przyjaciół i bliskich alkoholika jest chronienie go przed drastycznymi konsekwencjami picia. Dzięki temu alkoholik może dalej pić w przekonaniu, że nie jest to tak groźne, jak się wszystkim wydaje. Nic dziwnego, że tak myśli, skoro to inni płacą za niego rachunki.
Wśród Anonimowych Alkoholików krąży anegdota o sponsorze, który zaopiekował się nowicjuszem. Zabierał go na mityngi i przygotowywał do przerabiania programu AA. Po jakimś czasie do sponsora zatelefonowała matka nowicjusza z prośbą, by ten ratował syna, który zapił. Sponsor przyjechał do eleganckiego domu z zadbanym ogrodem. Matka zaprowadziła sponsora do sypialni, w której spał schorowany syn. Leżał w półmroku, w czystej, pachnącej pościeli. Na stoliku obok łóżka stała karafka z sokiem, butelka z wodą, kompot. Obok talerz winogron oraz pokrojona pomarańcza. Na drugim stoliku, przy oknie, w wazonie bukiet kwiatów. „Niech pan go ratuje” – błagalnie zwróciła się do sponsora matka. „A może mamuśka ma tu jeszcze jedno łóżko, to ja też chętnie sobie popiję” – odpowiedział sponsor.