Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Amalia. Tom 1: powieść moralna z życia wypisana dla życia - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Amalia. Tom 1: powieść moralna z życia wypisana dla życia - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 337 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZED­MO­WA.

Za­mia­rem moim było pi­sać ro­mans, któ­ry­by nie ob­ra­żał ser­ca świa­to­wą mi­ło­ścią; zato je gła­skał mi­ło­ścią bożą, mi­ło­ścią do­mo­wą. Przed­się­wzię­cie po­ka­za­ło się w za­ło­że­niu wiel­kie, w uisz­cze­niu prze­cież sta­ło się ma­leń­kie; gdyż wy­szło na po­wieść.

Sar­ka­ją na ro­mans, iż psu­je oby­czaj; być może, za­wi­sło to od tre­ści wło­żo­nej we for­mę. Ro­man­su po­cho­dze­nie jest wiel­ce za­szczyt­ne; ro­dzi go Epo­pe­ja, to naj­zna­ko­mit­sze drze­wo pi­smien­nic­twa. Ob­ra­zy wznio­słych zda­rzeń, wy­pad­ki waż­ne ludz­kość do­ty­czą­ce, cha­rak­te­ry wspa­nia­łe tre­ścią Epo­pei. Ro­man­su treść taż sama, tej sa­mej na­tu­ry, acz w za­kre­sie mniej­szym, od­nie­sio­nym do bliz­ko­ści ja­ko­wych sto­sun­ków.

Jeź­li tedy Epo­pe­ja pod­no­si umysł, ser­ce roz­ognia do wy­so­kich czy­nów, po­dob­ny cel ro­man­su. Że zma­lał, ulicz­ne lub za­ścian­ko­we ob­rał bru­dy za treść, i chu­ciom świa­to­wym słu­ży nie­wol­ni­czo, spra­wie­dli­wie iż stra­cił na war­to­ści, ścią­gnął na się skar­gi.

Za­cóż nie wło­żyć w ro­mans rze­czy przy­zwo­itej, rze­czy coby z istot­nem ży­ciem do­mo­wem i człe­ka każ­de­go w ro­do­wym zo­sta­wa­ła związ­ku? Bę­dzie uczył i ba­wił przy­jem­nie. Cza­sy obec­ne i nie­daw­no ze­szłe są tro­chę roz­pust­ne; roz­pu­stę po­wkła­da­ły w ro­mans, i do roz­pu­sty ser­ca pod­nie­ca­ją. Pi­szą­cy ro­mans niech jeno weź­mie ży­cie z po­waż­nej stro­ny, cha­rak­te­ry, zda­rze­nia try­bu szla­chet­ne­go; do ubo­czeń i przy­war nie­chaj nie za­chę­ca, pod­nie­sie na ton wyż­szy ten ro­dzaj li­te­rac­kiej pra­cy.

Zie­mia kra­jo­wa, to mo­rze nie­prze­bra­ne dla li­te­ra­tu­ry. Na jaką kto chce ska­lę może stro­ić, niz­ko lub wy­so­ko; zgi­nać ją do re­al­no­ści lub ide­al­no­ści, to­jest skła­niać ją do po­sta­ci wi­dzial­nych, albo sub­tel­no­ści nie­bo­tycz­nych my­śli. Wy­star­cza na wszyst­ko, za­pa­sów ma wie­le. Szczę­śli­wy kto sie­bie po­znał pod tym wzglę­dem, i po­znał swój dom! Tu re­gu­ła: znaj sie­bie przez tę zie­mię, i znaj sie­bie w niej, a znaj­dziesz grunt do my­śli, pod­sta­wę do cho­du!

Na tę re­gu­łę zo­sta­ły na­stro­jo­ne wszyst­kie tony uczuć w tem drob­niut­kiem pi­śmie. Co się w niem mie­ści, jest z ży­cia prze­szłe­go wy­pi­sem, prze­ka­za­nym dla upra­wy ży­cia bie­gną­ce­go. Uję­cie sie­bie za wpły­wem tej zie­mi, i przez uję­cie sie­bie po­zna­nie onej, naj­cel­niej­szem wszak­że za­da­niem po­tom­stwa. Lubo to za­da­nie jest z zie­mią w tak bliz­kiej stycz­no­ści, da­le­kiem jest ono prze­cież od ma­te­ry­ali­zmu, a dal­szem jesz­cze od jego po­wa­gi. Uświę­cać się na zie­mi i uświę­cać zie­mię, to w myśl Chrze­ściań­stwa po­win­ność czło­wie­ka, i to wła­śnie one­go za­da­nia jest tre­ścią istot­ną.

Ro­skosz nie mała, każ­dy to przy­zna, prze­cha­dzać się świa­do­mie po po­ko­jach mat­ki, z każ­dym ką­ci­kiem obe­znać się do­brze; wie­dzieć gdzie i naco myśl któ­ra, czu­cie któ­re, czyn któ­ry. Ro­skosz to nie mała prze­cha­dzać się po po­ko­jach wła­sne­go je­ste­stwa, być pa­nem każ­dej my­śli, każ­de­go czu­cia i każ­de­go czy­nu. Nato tak­że na­pię­te owo pi­sem­ko całe!

Spo­wiedź do tych po­ko­jów klu­czem ro­do­wi­tym; z niej dru­ga wy­ni­ka re­gu­ła: znaj sie­bie w Ko­ście­le bo­żym, a wy­czy­ścisz i szczę­ściem opa­trzysz każ­dy w so­bie i w swym domu ką­cik. Ta­de­usz przy­jął klucz ten z ser­ca Amal­ji, otwo­rzył nim te po­ko­je; w nich za­po­znał Ko­ściół boży, a na­resz­cie sie­bie; wró­cił z po­dró­ży ist­nym zie­mia­ni­nem.Ży­czę każ­de­mu do­brać się tym klu­czem do te­goż po­zna­nia; klucz inny prócz Spo­wie­dzi, nie przy­pa­da do zam­ku świę­te­go. Każ­dy klucz oprócz tego, sys­tem jaki płon­ny, choć naj­do­wcip­niej­szy, wy­wie­dzie na ma­now­ce, gdzieś w da­le­kie stro­ny, złu­dzi, do kom­nat nie wpro­wa­dzi.

Mamy przy­kład Amal­ji, przy­kład Ta­de­usza; idź­my za tą hożą par­ką, a z sobą i z tą zie­mią, oraz z tem co jest na niej, świę­te­mi wę­zły po­łą­czym się pew­no. Ama­lia, dzie­wi­ca chrze­ściań­ska, rzu­ci­ła ogień Wia­ry w ser­ce przy­ja­cie­la; od niej wy­szedł po­czą­tek wę­drów­ki po kra­ju, od niej po­jed­na­nie Ta­de­usza z Wia­rą.

Niech tę rolę ode­gra Każ­da dzie­wi­ca na swoj­skiej kraj­nie; co zwię­dło w ży­ciu, za­zie­le­ni zno­wu.

Pi­sa­łem w Frey­bur­gu Ba­deń­skirn w Lip­cu 1856.WY­PIS PIERW­SZY.

"Któż o mi­zer­nym po­my­ślił Jo­bie,

Kie­dy w ubó­stwie le­żał jak w gro­bie;

Tu go przy­ja­ciel sam od­stę­pu­je,

A nim się wten­czas Bóg opie­ku­je.

Boże opatrz­ny w To­bie na­dzie­je

Na­sze skła­da­my, niech nam przy­śpie­je

Twa po­moc Bo­ska, w każ­dej po­trze­bie,

Boć nic nie moż­na po­cząć bez Cie­bie!"

Pieśń o Opatrz­no­ści Bo­skiej.

– Stój Fa­bia­nie! ko­niom wy­tknąć trze­ba; sia­na im za­łóż, ob­rok za­syp je­den; na­pój i za­przą­gaj ry­chło, bo mi się spie­szy!

Gwał­tow­ną bu­rzą Ta­de­usz mio­ta­ny, wy­pusz­czał z pier­si kłę­by po­mą­co­nych uczuć, – my­śla­mi, niby strza­ły spi­cza­ste­mi, rzu­cał na okół, cie­sząc się w du­szy z tra­fu prze­ciw­ni­ków.

Dłu­gie­mi kro­ki cho­dził przed Świ­ta­niem, wy­ra­bia­jąc gło­wą i rę­ka­mi dziw­nie; wła­śnie to zna­ki tych my­śli spi­cza­stych, co mu aż z na­wa­łu ta­mo­wa­ły od­dech. Zło­ścią pa­lo­ny, nie dość mu było na po­ci­skach my­śli – szu­kał ocza­mi wro­gów kry­jo­wi­ska, by wy­śle­dzo­nych wy­trze­pać rę­ka­mi, ze­lżyć ję­zy­kiem, na mia­zgę skru­szyć, zni­we­czyć do szczę­tu. Na próż­no!

Dla ulgi ser­cu wes­tchnął głę­bo­ko, i wzrok bo­le­sny pod­nió­sł­szy w nie­bo, na taki spo­sób żale roz­wi­jał:

– Przez trzy lata nie­prze­rwa­ne­go do­zna­wa­łem szczę­ścia;… za każ­dem jej wi­dze­niem,… za każ­dem jej sło­wem lube wzra­sta­ły na­dzie­je! Nic nie mię­sza­ło na­szych uczuć mi­łych; aż gdym się spo­dzie­wał być bliz­kim jej ręki, i uży­wa­nia szczę­ścia mał­żeń­skie­go,…. wkra­da się zły duch,… je­zu­ita ja­kiś,… świę­to­szek bez­boż­ny,… i ser­ca dwóch ko­chan­ków kłó­ci!…. Bo zką­dże jej mowa o Re­li­gji, – zką­dże żą­da­nie "Spo­wie­dzi" ode mnie?…. O ko­bie­ty! gdzież ko­niec pa­no­wa­nia wa­sze­go nad nami!

Po­ka­za­ła ży­cze­nie po­je­cha­nia na Aka­de­mią, mó­wiąc: że chlu­bą dla męż­czy­zny po­sia­dać oświa­tę. – Nie­mia­łem ocho­ty, prze­cież do­ga­dza­jąc woli, po­je­cha­łem! Być na Aka­dem­ji rzecz in­sza; bo cho­ciaż się z nauk nie ko­rzy­sta wie­le i wię­cej zdro­wia i pie­nię­dzy stra­ci, niż świa­tła na­bie­rze, to za­szczyt dla mło­de­go być na Aka­dem­ji i ty­tuł uczo­ne­go po­zy­skać dla sie­bie!

Ale cho­dze­nie do Spo­wie­dzi…..do księ­dza, nie ma­ją­ce­go ni wy­cho­wa­nia, ni wyż­sze­go świa­tła, prze­cho­dzi – śmia­ło po­wiem – god­ność czło­wie­ka! Prze­klę­te prze­są­dy! któż się dziś, pro­szę, z oświe­co­nych kle­cho­wi spo­wia­da? Może jaka de­wot­ka opła­ku­ją­ca zdroż­no­ści pa­nień­skie­go wie­ku; może jaki mi­styk, któ­re­mu się funk­cyę ro­zu­mo­we do ser­ca prze­la­ły. Ali­ści z osób rzą­dzą­cych się ro­zu­mem nikt za ta­kim nie pój­dzie ce­re­mo­nia­łem!…. –

Kro­ku zwol­nił, na ręku pod­parł gło­wę, i znów się w my­ślach burz­li­wych za­nu­rzył. W tem nie­spo­dzia­nie do­szedł go głos śpie­wu; była to garst­ka ludu po­boż­ne­go – idą­ca mimo, – nu­cąc w pro­sto­cie du­szy do Najśw. Pan­ny piosn­kę ulu­bio­ną:

"Gwiaz­do mo­rza! któ­raś Pana – mle­kiem swo­jem kar­mi­ła; – Tyś śmier­ci szczep, któ­ry wsz­cze­pił – Pierw­szy ro­dzic, skru­szy­ła."

Ta­de­uszo­wi wpadł ten głos do ser­ca, my­śli mu osnuł, po­roz­pę­dzał żale; po­rwał się pręd­ko, nogi wy­pro­sto­wał, oczy ba­daw­cze wy­mie­rzył w tę garst­kę, my­śli roz­bie­gło przy­wo­łał na­po­wrót, czo­ło za­su­nął we fał­dy gniew­li­we, i na on lu­dek mi­ło­sier­nie pa­trząc, tak się li­to­wał:

– Pro­sto­to świę­ta, wpa­dłaś w szpo­ny so­wie, i nu­cisz bred­nie przed wie­ki skle­co­ne. Tyś jest nie­win­na, że świa­tło nauk nie we­szło do­tąd w ro­zu­mie two­im; ale ci win­ni, co swą bez­boż­no­ścią su­mie­nie łech­cą to­bie, ludu za­cny!

Po­cze­kaj­cie kle­chy! nie dłu­gie pa­no­wa­nie wa­sze; już to po­dob­no pi­sma fi­lo­zo­fów zdar­ły ma­skę z wa­szej bez­boż­nej na­uki, i do­wio­dły iż to pruch­no – może nie­gdyś ze zdro­we­go drze­wa, – na ogień ro­zu­mów te­go­cze­snych cale nie­przy­dat­ne!

Wpa­dła i ona nie­wąt­pli­wie w pa­zu­ry któ­re­go z tych noc­nych pusz­czy­ków; nie­win­na, po­zwo­liw­szy so­bie su­mie­nie roz­łech­tać, dała mu ce­ro­graf na sie­bie i na mnie.

Któż­by roz­sie­wał te mi­stycz­ne duby, jeź­li nie klub mni­chów, któ­ry – nie­ba­cząc na świa­tło wie­ku dzi­siej­sze­go, – wszyst­ko zba­wie­nie wpy­cha nie­li­to­ści­wie we for­my ko­ściel­ne! Ten to klub mni­chów, ło­wiąc ko­bie­ty do sie­ci sza­tań­skiej, wabi nas przez nie w swą moc opę­ta­ną.

Mo­gęż in­a­czej my­śleć, tyl­ko że ją któ­ry z tych róż­no­farb­nych bie­sów opę­tał, kie­dy mi za wa­ru­nek ślu­bów po­ło­ży­ła: Spo­wiedź oso­bli­wie, a da­lej post, ko­ścioł, i kto tam wszyst­kie wy­my­sły spa­mię­ta?… Cha­rak­ter nie po­zwa­la opu­ścić ją cał­kiem, zwłasz­cza iż jest ofia­rą mni­chow­skich pod­szep­tów; do­peł­nić zaś cze­go się do­ma­ga, za­bra­nia am­bi­cya, ty­tuł uczo­ne­go. Na cóż bym się wy­sta­wił śród czo­ła mło­dzie­ży, lu­dzi nauk i do­bre­go tonu?

Środ­ków trze­ba i za­sta­no­wie­nia, na wy­bi­cie jej z gło­wy prze­pi­sów tych brzyd­kich. Naj­le­piej bę­dzie od­czy­tać nie jed­no, od tego i owe­go na­uki za­się­gnąć, i w ta­kiej zbroi sta­nąć prze­ciw sza­ta­no­wi. Bę­dzie to spo­sób oraz de­li­kat­ny, ko­bie­ta bo­wiem im jest słab­szej mocy, tem więk­szy jej się na­le­ży sza­cu­nek. –

Taki plan uczy­niw­szy, zda­wał się już oglą­dać wscho­dzą­cą na­dziei ju­trzen­kę. Na co wy­po­go­dził czo­ło, oczy ży­wo­ścią osu­nął mi­luch­ną, i spo­koj­niej­szy wszedł do go­ściń­ca. – Przy sto­le sie­dzia­ło lu­dzi kil­ko­ro, je­dząc chleb z se­rem, po­pi­ja­jąc piwo; do tego żywą za­ję­ci roz­mo­wą, któ­rą ucię­li gdy Ta­de­usz wkro­czył, i wzrok mar­so­wy roz­rzu­cił w koło. Nie dłu­go na nich zwra­ca­jąc uwa­gę, cho­dził po izbie z zwie­szo­ną gło­wą, roz­my­śli­wa­jąc nad wy­ro­bem pla­nu, nad przy­ja­ciół­mi zdat­ne­mi do rady.

Owi miar­ku­jąc, że ich mimo pusz­cza, ja­kieś kło­po­ty roz­wa­ża na sza­li, wsz­czę­li na nowo prze­rwa­ną roz­mo­wę:

Go­spo­darz. – Wiel­kie­go że­śmy też to uży­li na­bo­żeń­stwa przez te dwa dni bło­gie. Ludu było ze­wsząd moc nie­sły­cha­na, szko­da że się księ­ży nie­wie­le zje­cha­ło.

Ko­mor­nik. – Tur­sko, miej­sce od daw­na cu­da­mi sła­wio­ne; już moi pra­dzia­do­wie cho­dzi­li na od­pust do ob­ra­zu Naj­święt­szej Pan­ny, że­brząc o przy­czy­nie­nie tej kró­lo­wy nie­ba.

Sob­ko­wa (spoj­rzaw­szy znie­nac­ka na Ta­de­usza, mó­wi­ła z ci­cha). – Chwa­ła Bogu, że prze­cie mię­dzy lu­dem pro­stym, trwa zwy­czaj cho­dze­nia na to świę­te miej­sce, że w nas tle­je za­rze­wie mi­ło­ści i wia­ry ku Panu Je­zu­so­wi i Naj­święt­szej Pan­nie.

Wal­ko­wa. – Za­pew­ne, jest to spo­sob­ność nie lada do skru­chy; już na kil­ka nie­dziel przed przyj­ściem od­pu­stu, my­śli człek nad oczysz­cze­niem splu­ga­wio­nej du­szy, przy­po­mi­na grze­chy, wy­strze­ga się złe­go i do wszyst­kie­go bie­rze się z ocho­tą.

Dziew­ka. – Praw­dę mó­wi­cie; sama myśl o od­pu­ście, na do­bre rze­czy na­pro­wa­dza człe­ka, a cóż do­pie­ro to miej­sce cu­dow­ne. Samo spoj­rze­nie na tę Prze­naj­święt­szą Pan­nę, od­pę­dza od czło­wie­ka spro­sno­ści ty­sią­cz­ne. Ja­kim to czło­wiek wte­dy ogar­nie się wsty­dem, że na­wet nie wie gdzie się za­grze­bać.

Dzie­wecz­ka. – Mnie to wziął strach spoj­rzaw­szy na ten ob­raz świę­ty; zda­wa­ło się że mi Naj­święt­sza Pan­na gro­zi, i gnie­wa się że ma­tu­si nie słu­cham, że jej od­mru­ki­wam.

Chło­piec. – Ja to strach mia­łem, aż mi kła­ki na łbie się pod­nio­sły, nie śmia­łem oczu rzu­cić na ten ob­raz świę­ty; bom się bał kary, żem Panu wpę­dził w szko­dę, Mi­cha­ło­wi grusz­ki po­obry­wał, i ta­tu­sio­wi po sześć gro­szy za­kradł się do skrzyn­ki.

Stróż. – Nie ma co mó­wić, mło­dy i sta­ry do­zna­je na­tem cu­dow­nem miej­scu wiel­kie­go wzru­sze­nia. Złe dźwi­ga się w czło­wie­ku gdy­by nie­zdro­wi­sko, kur­czy się, krę­ci, zży­ma i wy­le­cieć żąda; tak mu nie miło przy tym cu­dow­nym ob­ra­zie.

Or­ga­ni­ści­na. – A cóż to do­pie­ro dzie­je się w du­szy, gdy czło­wiek po­tem prze­ra­że­niu przy­stą­pi do świę­tej spo­wie­dzi, spo­wied­ni­ko­wi wszyst­ko a wszyst­ko wy­zna czem się obar­czy­ło ser­ce; to się to po­tem lek­ko czło­wie­ko­wi robi, my­śli że mu się z ser­ca młyń­ski ka­mień zwa­li.

Ta­de­usz mało do­tąd zwa­ża­jąc na te ludu sło­wa, wy­ra­zem: "Spo­wiedź! Spo­wied­nik" na­gle ude­rzo­ny, gniew­li­wym wzro­kiem rzu­cił na mó­wią­cą; wścią­gnął go jed­nak, oczy na stro­nę od­wró­cił, wes­tchnął, w górę spoj­rzał i słu­chał co da­lej.

Or­ga­ni­sta. – Praw­dę mó­wisz moja żono; Spo­wiedź szcze­ra naj­sku­tecz­niej­szy śro­dek do czysz­cze­nia grzesz­nej du­szy, ska­la­ne­go cia­ła; oso­bli­wie gdy ją po­prze­dza praw­dzi­wy ra­chu­nek su­mie­nia.

Owczarz. – Ja do­sta­łem do­bre­go i świa­tłe­go księ­dza; po wy­spo­wia­da­niu, za­py­taw­szy się jesz­cze o to i owo, tak mi przez bu­du­ją­ce na­uki roz­trzą­snął su­mie­nie, tak ser­ce po­ru­szył, żem po­przy­siągł nie wra­cać do daw­nych zdroż­no­ści, Boga nie ob­ra­żać, lu­dziom się nie na­przy­krzać.

For­nal. – My pro­ści Ju­dzie sła­bi i ułom­ni, do tego nie­świa­do­mi, prócz pa­cie­rza, tro­chę ka­te­chi­zmu, in­szej nie zna­my na­uki; gdy­by nie Spo­wiedź, nie wiem przez co po­pra­wa i oświa­ta du­szy, przez co środ­ki chro­nie­nia się grze­chów.

Sko­tarz. – Roz­grze­sze­nie, to robi mi­luch­no na ser­cu; my­śli się, że sam Pan Bóg człe­ko­wi prze­ba­cza, na­wró­co­ne­go do ser­ca przy­tu­la, ka­zaw­szy za grze­chy po­ku­tę od­pra­wić.

Ko­wal. – Gdy się to sta­nie co­ście po­wie­dzie­li, czło­wiek niby że­la­zo w ogniu roz­mięk­czo­ny, i pięk­nie oczysz­czo­ny ze żuż­li grze­cho­wych, zbli­ży się na wskroś skru­szo­ny do sto­łu Pań­skie­go; to to do­pie­ro ra­dość, to we­se­le wiel­kie! Ja­każ to chwi­la waż­na: klę­cząc i cze­ka­jąc na przy­by­cie ko­cha­ne­go Go­ścia; roz­ma­itych to w ten­czas człek do­zna­je uczuć, to się boi – bo się mnie­ma być grzesz­nym jesz­cze, tu­dzież kary god­nym – to się we­se­li w na­dziei, że Pan Je­zus przy­tom­no­ścią swo­ją to wszyst­ko na­pra­wi, co się w czło­wie­ku było po­gor­szy­ło.

Ko­wa­lo­wa. – Nie na­próż­no też to po świę­tej Ko­mun­ji, wszyst­kie się czło­wie­ko­wi roz­grze­wa­ją człon­ki, a w du­szy tak mu się robi cie­pło i miło, że czło­wiek wy­po­wie­dzieć tego nie po­tra­fi.

Ko­ło­dzi. – Szcze­ra to praw­da co­ście po­wie­dzie­li kumo; al­bo­wiem Spo­wiedź we­spół z świę­tą Ko­mu­nią, jest na­szem z grze­chu po­wsta­niem, jest zła­do­wa­niem cię­ża­ru spro­sno­ści; nie dziw, iż się cie­szy­my do­zna­jąc tej ulgi. Ko­ściół świę­ty, prze­cho­wu­jąc te środ­ki ulże­nia, jest Mat­ką na­szą god­ną wdzięcz­no­ści nas dzie­ci.

Owczarz. – Za­pew­ne że ko­ścio­ło­wi wszyst­ko to win­ni­śmy, bez nie­go Spo­wiedź, krew i cia­ło Pań­skie by­ło­by nam obce, co mó­wię, sam Pan Je­zus nie był­by nam zna­ny, i ży­li­by­śmy gdy­by nie­wier­ni po­ga­nie, nie wie­dząc o środ­kach ani po­pra­wy ani też zba­wie­nia.

Go­spo­darz. – Kie­dy­śmy się na­tem miej­scu tyle po­krze­pi­li, przy­szedł­szy do domu nie­chże po­pra­wa po­ka­że się we wsze­la­kich spra­wach. Po­pra­wa, to rzecz głów­na, do niej od­no­si się wszyst­ko to cze­go nas ko­ściół nasz świę­ty na­ucza. Po Spo­wie­dzi i przy­ję­ciu Ko­mun­ji świę­tej, nie bądź­myż tedy ja­ko­by ów Ju­dasz, ale wier­ny­mi ucznia­mi Pana Je­zu­sa, cho­dzą­cy­mi w praw­dzie jak nam przy­kład daje!

Tak so­bie po­ga­daw­szy, ze­bra­li okru­chy, tło­macz­ki swe po­bra­li na ple­cy, na kije; wy­cho­dząc, Pana Boga po­chwa­li­li god­nie, i tę po­boż­ną piosn­kę za­śpie­wa­li chó­rem:

Do Cie­bie, Pa­nie, po­kor­nie wo­ła­my,

Łzy wy­le­wa­jąc, ser­decz­nie wzdy­cha­my:

Racz na nas wej­rzeć z Nie­ba wy­so­kie­go,

A racz po­cie­szyć czło­wie­ka grzesz­ne­go:

Któ­re­goś, Pa­nie, zbyt­nie umi­ło­wał,
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: