- W empik go
Amalia. Tom 1: powieść moralna z życia wypisana dla życia - ebook
Amalia. Tom 1: powieść moralna z życia wypisana dla życia - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 337 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zamiarem moim było pisać romans, któryby nie obrażał serca światową miłością; zato je głaskał miłością bożą, miłością domową. Przedsięwzięcie pokazało się w założeniu wielkie, w uiszczeniu przecież stało się maleńkie; gdyż wyszło na powieść.
Sarkają na romans, iż psuje obyczaj; być może, zawisło to od treści włożonej we formę. Romansu pochodzenie jest wielce zaszczytne; rodzi go Epopeja, to najznakomitsze drzewo pismiennictwa. Obrazy wzniosłych zdarzeń, wypadki ważne ludzkość dotyczące, charaktery wspaniałe treścią Epopei. Romansu treść taż sama, tej samej natury, acz w zakresie mniejszym, odniesionym do blizkości jakowych stosunków.
Jeźli tedy Epopeja podnosi umysł, serce rozognia do wysokich czynów, podobny cel romansu. Że zmalał, uliczne lub zaściankowe obrał brudy za treść, i chuciom światowym służy niewolniczo, sprawiedliwie iż stracił na wartości, ściągnął na się skargi.
Zacóż nie włożyć w romans rzeczy przyzwoitej, rzeczy coby z istotnem życiem domowem i człeka każdego w rodowym zostawała związku? Będzie uczył i bawił przyjemnie. Czasy obecne i niedawno zeszłe są trochę rozpustne; rozpustę powkładały w romans, i do rozpusty serca podniecają. Piszący romans niech jeno weźmie życie z poważnej strony, charaktery, zdarzenia trybu szlachetnego; do uboczeń i przywar niechaj nie zachęca, podniesie na ton wyższy ten rodzaj literackiej pracy.
Ziemia krajowa, to morze nieprzebrane dla literatury. Na jaką kto chce skalę może stroić, nizko lub wysoko; zginać ją do realności lub idealności, tojest skłaniać ją do postaci widzialnych, albo subtelności niebotycznych myśli. Wystarcza na wszystko, zapasów ma wiele. Szczęśliwy kto siebie poznał pod tym względem, i poznał swój dom! Tu reguła: znaj siebie przez tę ziemię, i znaj siebie w niej, a znajdziesz grunt do myśli, podstawę do chodu!
Na tę regułę zostały nastrojone wszystkie tony uczuć w tem drobniutkiem piśmie. Co się w niem mieści, jest z życia przeszłego wypisem, przekazanym dla uprawy życia biegnącego. Ujęcie siebie za wpływem tej ziemi, i przez ujęcie siebie poznanie onej, najcelniejszem wszakże zadaniem potomstwa. Lubo to zadanie jest z ziemią w tak blizkiej styczności, dalekiem jest ono przecież od materyalizmu, a dalszem jeszcze od jego powagi. Uświęcać się na ziemi i uświęcać ziemię, to w myśl Chrześciaństwa powinność człowieka, i to właśnie onego zadania jest treścią istotną.
Roskosz nie mała, każdy to przyzna, przechadzać się świadomie po pokojach matki, z każdym kącikiem obeznać się dobrze; wiedzieć gdzie i naco myśl która, czucie które, czyn który. Roskosz to nie mała przechadzać się po pokojach własnego jestestwa, być panem każdej myśli, każdego czucia i każdego czynu. Nato także napięte owo pisemko całe!
Spowiedź do tych pokojów kluczem rodowitym; z niej druga wynika reguła: znaj siebie w Kościele bożym, a wyczyścisz i szczęściem opatrzysz każdy w sobie i w swym domu kącik. Tadeusz przyjął klucz ten z serca Amalji, otworzył nim te pokoje; w nich zapoznał Kościół boży, a nareszcie siebie; wrócił z podróży istnym ziemianinem.Życzę każdemu dobrać się tym kluczem do tegoż poznania; klucz inny prócz Spowiedzi, nie przypada do zamku świętego. Każdy klucz oprócz tego, system jaki płonny, choć najdowcipniejszy, wywiedzie na manowce, gdzieś w dalekie strony, złudzi, do komnat nie wprowadzi.
Mamy przykład Amalji, przykład Tadeusza; idźmy za tą hożą parką, a z sobą i z tą ziemią, oraz z tem co jest na niej, świętemi węzły połączym się pewno. Amalia, dziewica chrześciańska, rzuciła ogień Wiary w serce przyjaciela; od niej wyszedł początek wędrówki po kraju, od niej pojednanie Tadeusza z Wiarą.
Niech tę rolę odegra Każda dziewica na swojskiej krajnie; co zwiędło w życiu, zazieleni znowu.
Pisałem w Freyburgu Badeńskirn w Lipcu 1856.WYPIS PIERWSZY.
"Któż o mizernym pomyślił Jobie,
Kiedy w ubóstwie leżał jak w grobie;
Tu go przyjaciel sam odstępuje,
A nim się wtenczas Bóg opiekuje.
Boże opatrzny w Tobie nadzieje
Nasze składamy, niech nam przyśpieje
Twa pomoc Boska, w każdej potrzebie,
Boć nic nie można począć bez Ciebie!"
Pieśń o Opatrzności Boskiej.
– Stój Fabianie! koniom wytknąć trzeba; siana im załóż, obrok zasyp jeden; napój i zaprzągaj rychło, bo mi się spieszy!
Gwałtowną burzą Tadeusz miotany, wypuszczał z piersi kłęby pomąconych uczuć, – myślami, niby strzały spiczastemi, rzucał na okół, ciesząc się w duszy z trafu przeciwników.
Długiemi kroki chodził przed Świtaniem, wyrabiając głową i rękami dziwnie; właśnie to znaki tych myśli spiczastych, co mu aż z nawału tamowały oddech. Złością palony, nie dość mu było na pociskach myśli – szukał oczami wrogów kryjowiska, by wyśledzonych wytrzepać rękami, zelżyć językiem, na miazgę skruszyć, zniweczyć do szczętu. Na próżno!
Dla ulgi sercu westchnął głęboko, i wzrok bolesny podniósłszy w niebo, na taki sposób żale rozwijał:
– Przez trzy lata nieprzerwanego doznawałem szczęścia;… za każdem jej widzeniem,… za każdem jej słowem lube wzrastały nadzieje! Nic nie mięszało naszych uczuć miłych; aż gdym się spodziewał być blizkim jej ręki, i używania szczęścia małżeńskiego,…. wkrada się zły duch,… jezuita jakiś,… świętoszek bezbożny,… i serca dwóch kochanków kłóci!…. Bo zkądże jej mowa o Religji, – zkądże żądanie "Spowiedzi" ode mnie?…. O kobiety! gdzież koniec panowania waszego nad nami!
Pokazała życzenie pojechania na Akademią, mówiąc: że chlubą dla mężczyzny posiadać oświatę. – Niemiałem ochoty, przecież dogadzając woli, pojechałem! Być na Akademji rzecz insza; bo chociaż się z nauk nie korzysta wiele i więcej zdrowia i pieniędzy straci, niż światła nabierze, to zaszczyt dla młodego być na Akademji i tytuł uczonego pozyskać dla siebie!
Ale chodzenie do Spowiedzi…..do księdza, nie mającego ni wychowania, ni wyższego światła, przechodzi – śmiało powiem – godność człowieka! Przeklęte przesądy! któż się dziś, proszę, z oświeconych klechowi spowiada? Może jaka dewotka opłakująca zdrożności panieńskiego wieku; może jaki mistyk, któremu się funkcyę rozumowe do serca przelały. Aliści z osób rządzących się rozumem nikt za takim nie pójdzie ceremoniałem!…. –
Kroku zwolnił, na ręku podparł głowę, i znów się w myślach burzliwych zanurzył. W tem niespodzianie doszedł go głos śpiewu; była to garstka ludu pobożnego – idąca mimo, – nucąc w prostocie duszy do Najśw. Panny piosnkę ulubioną:
"Gwiazdo morza! któraś Pana – mlekiem swojem karmiła; – Tyś śmierci szczep, który wszczepił – Pierwszy rodzic, skruszyła."
Tadeuszowi wpadł ten głos do serca, myśli mu osnuł, porozpędzał żale; porwał się prędko, nogi wyprostował, oczy badawcze wymierzył w tę garstkę, myśli rozbiegło przywołał napowrót, czoło zasunął we fałdy gniewliwe, i na on ludek miłosiernie patrząc, tak się litował:
– Prostoto święta, wpadłaś w szpony sowie, i nucisz brednie przed wieki sklecone. Tyś jest niewinna, że światło nauk nie weszło dotąd w rozumie twoim; ale ci winni, co swą bezbożnością sumienie łechcą tobie, ludu zacny!
Poczekajcie klechy! nie długie panowanie wasze; już to podobno pisma filozofów zdarły maskę z waszej bezbożnej nauki, i dowiodły iż to pruchno – może niegdyś ze zdrowego drzewa, – na ogień rozumów tegoczesnych cale nieprzydatne!
Wpadła i ona niewątpliwie w pazury którego z tych nocnych puszczyków; niewinna, pozwoliwszy sobie sumienie rozłechtać, dała mu cerograf na siebie i na mnie.
Któżby rozsiewał te mistyczne duby, jeźli nie klub mnichów, który – niebacząc na światło wieku dzisiejszego, – wszystko zbawienie wpycha nielitościwie we formy kościelne! Ten to klub mnichów, łowiąc kobiety do sieci szatańskiej, wabi nas przez nie w swą moc opętaną.
Mogęż inaczej myśleć, tylko że ją który z tych różnofarbnych biesów opętał, kiedy mi za warunek ślubów położyła: Spowiedź osobliwie, a dalej post, kościoł, i kto tam wszystkie wymysły spamięta?… Charakter nie pozwala opuścić ją całkiem, zwłaszcza iż jest ofiarą mnichowskich podszeptów; dopełnić zaś czego się domaga, zabrania ambicya, tytuł uczonego. Na cóż bym się wystawił śród czoła młodzieży, ludzi nauk i dobrego tonu?
Środków trzeba i zastanowienia, na wybicie jej z głowy przepisów tych brzydkich. Najlepiej będzie odczytać nie jedno, od tego i owego nauki zasięgnąć, i w takiej zbroi stanąć przeciw szatanowi. Będzie to sposób oraz delikatny, kobieta bowiem im jest słabszej mocy, tem większy jej się należy szacunek. –
Taki plan uczyniwszy, zdawał się już oglądać wschodzącą nadziei jutrzenkę. Na co wypogodził czoło, oczy żywością osunął miluchną, i spokojniejszy wszedł do gościńca. – Przy stole siedziało ludzi kilkoro, jedząc chleb z serem, popijając piwo; do tego żywą zajęci rozmową, którą ucięli gdy Tadeusz wkroczył, i wzrok marsowy rozrzucił w koło. Nie długo na nich zwracając uwagę, chodził po izbie z zwieszoną głową, rozmyśliwając nad wyrobem planu, nad przyjaciółmi zdatnemi do rady.
Owi miarkując, że ich mimo puszcza, jakieś kłopoty rozważa na szali, wszczęli na nowo przerwaną rozmowę:
Gospodarz. – Wielkiego żeśmy też to użyli nabożeństwa przez te dwa dni błogie. Ludu było zewsząd moc niesłychana, szkoda że się księży niewiele zjechało.
Komornik. – Tursko, miejsce od dawna cudami sławione; już moi pradziadowie chodzili na odpust do obrazu Najświętszej Panny, żebrząc o przyczynienie tej królowy nieba.
Sobkowa (spojrzawszy znienacka na Tadeusza, mówiła z cicha). – Chwała Bogu, że przecie między ludem prostym, trwa zwyczaj chodzenia na to święte miejsce, że w nas tleje zarzewie miłości i wiary ku Panu Jezusowi i Najświętszej Pannie.
Walkowa. – Zapewne, jest to sposobność nie lada do skruchy; już na kilka niedziel przed przyjściem odpustu, myśli człek nad oczyszczeniem splugawionej duszy, przypomina grzechy, wystrzega się złego i do wszystkiego bierze się z ochotą.
Dziewka. – Prawdę mówicie; sama myśl o odpuście, na dobre rzeczy naprowadza człeka, a cóż dopiero to miejsce cudowne. Samo spojrzenie na tę Przenajświętszą Pannę, odpędza od człowieka sprosności tysiączne. Jakim to człowiek wtedy ogarnie się wstydem, że nawet nie wie gdzie się zagrzebać.
Dzieweczka. – Mnie to wziął strach spojrzawszy na ten obraz święty; zdawało się że mi Najświętsza Panna grozi, i gniewa się że matusi nie słucham, że jej odmrukiwam.
Chłopiec. – Ja to strach miałem, aż mi kłaki na łbie się podniosły, nie śmiałem oczu rzucić na ten obraz święty; bom się bał kary, żem Panu wpędził w szkodę, Michałowi gruszki poobrywał, i tatusiowi po sześć groszy zakradł się do skrzynki.
Stróż. – Nie ma co mówić, młody i stary doznaje natem cudownem miejscu wielkiego wzruszenia. Złe dźwiga się w człowieku gdyby niezdrowisko, kurczy się, kręci, zżyma i wylecieć żąda; tak mu nie miło przy tym cudownym obrazie.
Organiścina. – A cóż to dopiero dzieje się w duszy, gdy człowiek potem przerażeniu przystąpi do świętej spowiedzi, spowiednikowi wszystko a wszystko wyzna czem się obarczyło serce; to się to potem lekko człowiekowi robi, myśli że mu się z serca młyński kamień zwali.
Tadeusz mało dotąd zważając na te ludu słowa, wyrazem: "Spowiedź! Spowiednik" nagle uderzony, gniewliwym wzrokiem rzucił na mówiącą; wściągnął go jednak, oczy na stronę odwrócił, westchnął, w górę spojrzał i słuchał co dalej.
Organista. – Prawdę mówisz moja żono; Spowiedź szczera najskuteczniejszy środek do czyszczenia grzesznej duszy, skalanego ciała; osobliwie gdy ją poprzedza prawdziwy rachunek sumienia.
Owczarz. – Ja dostałem dobrego i światłego księdza; po wyspowiadaniu, zapytawszy się jeszcze o to i owo, tak mi przez budujące nauki roztrząsnął sumienie, tak serce poruszył, żem poprzysiągł nie wracać do dawnych zdrożności, Boga nie obrażać, ludziom się nie naprzykrzać.
Fornal. – My prości Judzie słabi i ułomni, do tego nieświadomi, prócz pacierza, trochę katechizmu, inszej nie znamy nauki; gdyby nie Spowiedź, nie wiem przez co poprawa i oświata duszy, przez co środki chronienia się grzechów.
Skotarz. – Rozgrzeszenie, to robi miluchno na sercu; myśli się, że sam Pan Bóg człekowi przebacza, nawróconego do serca przytula, kazawszy za grzechy pokutę odprawić.
Kowal. – Gdy się to stanie coście powiedzieli, człowiek niby żelazo w ogniu rozmiękczony, i pięknie oczyszczony ze żużli grzechowych, zbliży się na wskroś skruszony do stołu Pańskiego; to to dopiero radość, to wesele wielkie! Jakaż to chwila ważna: klęcząc i czekając na przybycie kochanego Gościa; rozmaitych to w tenczas człek doznaje uczuć, to się boi – bo się mniema być grzesznym jeszcze, tudzież kary godnym – to się weseli w nadziei, że Pan Jezus przytomnością swoją to wszystko naprawi, co się w człowieku było pogorszyło.
Kowalowa. – Nie napróżno też to po świętej Komunji, wszystkie się człowiekowi rozgrzewają członki, a w duszy tak mu się robi ciepło i miło, że człowiek wypowiedzieć tego nie potrafi.
Kołodzi. – Szczera to prawda coście powiedzieli kumo; albowiem Spowiedź wespół z świętą Komunią, jest naszem z grzechu powstaniem, jest zładowaniem ciężaru sprosności; nie dziw, iż się cieszymy doznając tej ulgi. Kościół święty, przechowując te środki ulżenia, jest Matką naszą godną wdzięczności nas dzieci.
Owczarz. – Zapewne że kościołowi wszystko to winniśmy, bez niego Spowiedź, krew i ciało Pańskie byłoby nam obce, co mówię, sam Pan Jezus nie byłby nam znany, i żylibyśmy gdyby niewierni poganie, nie wiedząc o środkach ani poprawy ani też zbawienia.
Gospodarz. – Kiedyśmy się natem miejscu tyle pokrzepili, przyszedłszy do domu niechże poprawa pokaże się we wszelakich sprawach. Poprawa, to rzecz główna, do niej odnosi się wszystko to czego nas kościół nasz święty naucza. Po Spowiedzi i przyjęciu Komunji świętej, nie bądźmyż tedy jakoby ów Judasz, ale wiernymi uczniami Pana Jezusa, chodzącymi w prawdzie jak nam przykład daje!
Tak sobie pogadawszy, zebrali okruchy, tłomaczki swe pobrali na plecy, na kije; wychodząc, Pana Boga pochwalili godnie, i tę pobożną piosnkę zaśpiewali chórem:
Do Ciebie, Panie, pokornie wołamy,
Łzy wylewając, serdecznie wzdychamy:
Racz na nas wejrzeć z Nieba wysokiego,
A racz pocieszyć człowieka grzesznego:
Któregoś, Panie, zbytnie umiłował,