- W empik go
Amerykanka w Polsce. Cz. 1 : romans - ebook
Amerykanka w Polsce. Cz. 1 : romans - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 323 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Któż jestem, o Walery! Jaki jest cel mego bytu?
Jaki cel mego zesłania?….
Część pierwsza .
St. PETERSBURG.
W Drukarni Karola Kraya.
1837.
ÏÅ×ÀÒÀÒÜ ÏÎÇÂÎËßÅÒŃß
ńú ïãÜìú, ÷øîáû ïî îïøå÷àòàøí ïðåäńòàâëåíû áûëè âú Öåíńóðíûé Ęîìèòåïãü òðè Ýęçåìïëÿðà. Ń Ïåòåðáóðãà, 1. Àâã. 1835.
Öåíåîðú Ï. Ãàåèńûè.
Nestorowi Kukolnikowi na pamiątkę przypisuje
Autor.
Nestorze Kukolnik! witamy się znowu. Rok mija dwudziesty piąty jako w tych samych murach pierwsze ujrzeliśmy słońce. Tych samych Cerkwi wierzchołki pierwsze nam uderzały oko, pod tychże domów ścianami pierwsze stawialiśmy kroki; te same pieśni, pamiętasz, dzieciństwo nam usypiały; równi wiekiem i myślą, rękę trzymając w roku, postępowaliśmy w danym biegu razem; równe nam były dnie życia i wspólne świata wrażenia. Ale czas nastał, a nowe, odmienne pędy, w różne pognały nas strony; i poszliśmy po skorupie ziemi, po śladach dawnych pokoleń j spoglądać na zbiegłe czasy, w nowe wrażenia urastać. Tyś wody Dniepru przepłynął i patrzał na brzegi Desny, kędy ślady pomieszkali dawnych Siewierzan, Suliczan; jam poszedł nad brzegi Niemna i tam mą młodość przepędził. I widziałem gród Gedymina i wieków dalekich zamki.
nogami deptałem zgliszcza i trawy gajów Perkuna, słyszałem szum dawnych jezior i Wajdelotów śpiewania.
Minęły lata i spotykamy się znowu; też same biją w nas serca ale zmieniły się twarze; na dnie serc jedne uczucia lecz inne ręki obroty. Widzimy się na północy patrząc na los nasz radośnie, bo oto przyszła godzina w której zakwita Północ, i zajmuje miejsce Zachodu jak ten był zajął Południa. Zaiste, nieskąpe nam w podziale dostały się władze, przedmioty. Ty władasz językiem Rossijan, śpiewnym i uroczystym; ja mową lackich i chrobackich plemion, językiem siły i dumy. Tyś się ujrzał sród wielkich żywiołów i przygotowań; ja pośród literatury ze starą ogromną głową, pokilkakroć powstającą s coraz odmienną twarzą, i znowu głucho niknącą. Możne siły, ciekawe pola i do zajęcia miejsca.
Twój głós, Nestorze, już się o ucho odbił, a cała ci zgodnie Rossija długim odpowiedziała oklaskiem. I Tasso i Skopin Szujskij i Ręka Wszechmocnego zbawiła Ojczyznę, nowe, nieznane dotąd dały poznać wdzięki. Jakiż los dany jest dla mnie? Drobne karty żywota są nieprzewidziane. Ale gdy się widzimy, pozwól cię powitać czem mogę. Niosę ci dla pamiątki kilka krótkich wspomnień z owego com poznał kraju, kilka drobnych obrazów s krainy jego piękności. Darujesz nieładowi i szczupłościom uwag; jest to, jak widzisz, zbiór tylko kilkunastu oddzielnych listów, niecałych, nieciągłych, niepełnych, nie jedną pisanych ręką, najwięcej ręką kobiety, którą zrządzę uia dziwne na lad nasz stary zagnały, a o której rodzinnym stanie, wstęp, herold listów, obwieszcza.
Wstęp
1802
Długa, szeroka deska, jedyny wspaniałego okrętu ostatek, leciała pędzona wiatrem po oceanie zachodnim. Jako mur biały leżał na niej człowiek. On leciał dniem i nocą, lecz kędy leciał nic wiedział, oczy jego nie miały wzroku; czoło jego nic miało myśli, nie myslał w co się obróci; nie czuł pragnienia ni głodu, on stracił wszelkie uczucie. Leciał na nagiej desce bardziej przybity wiatrem jak własna oparty siłą błądził oczyma, mieszał się pamięcią i san| tylko czuł rospacz. Stan taki był okropny, stan nieokreślony; i jeśli w godzinę śmierci, kiedy ostatniem okiem na przebyte spojrzymy chwile, pojąć go nie będziemy mogli: podnieśmy się słabi, wynieśmy do góry ręce i Niebu dzięki zaszlijmy!
Jednak po czasu upływie przestał oczyma błądzić, one mu się zamknęły; błądzącą pamięć stracił do ostatka; i czy tak długo zostawał nie wiedział; ale gdy się przebudził, ujrzał sio lezącym na ziemi, na nieznajomem miejscu, pod nieznajomem niebem! – Byłaż to ziemia czy niebo? – długo nie mogł ros-poznać podróżny, i długim suem pokrzepiony, od okropnej przepaści wolny, tak z razu zapytywał siebie. Ale skoro sio… przecknijł zupełnie, podwójnie obrzucił okiem i stan swój prawdziwy uczuł; – o ziemia to tylko, ziemia! zawołał.
Potem sio podniósł i siedział. Ale kiedy patrząc w około widział tylko drzewa nieznane, a skoro słońce zaszło rozległy się głosy nieznajomych zwierząt, i z za bliskiego drzewa ujrzał wychodząc;} miedziana człowieka postać, który na głowie czarne prosto opadłe włosy, a pod nosem wisząca miał blaszkę; ach, jestże to tylko ziemia? po myślił na pół przytomny. Czekał w milczeniu i nieruchomy swojego losu z rk nowej istoty; z razu zamyślał się bronić, ale zdala za drzewy ujrzał kilka innych podobnych postaci, i s przerażeniem oczekiwał końca.
Przerażenie było daremne.
Byli to bowiem dobrzy lubo dzicy Indyanie* którzy uratowawszy go z wody, przychodzili mu się przypatrzyć ciekawi, i czyli nie odżył obaczyć.
Dwa dni minęło. I cudzoziemiec w gościnnej chałupie odzyskał siły i pamięć. Nie rozumiał on słowa z gospodarzów mowy, starał się jednak poznać gdzieby się znajdował. Dzicy wytłumaczyli mu giestem i mową, ze ziemia na której się znajduje długa jest i bez końca; ze na niej są osady wielu Europejskich krajów, że nawet oni sami sa, jak im mowiij, poddani jednego z Europejskich królów. Opowiadali mu wreście, jak go uratowali z deski pędzonej wiatrem s południowej strony.
Okręt ów zatopiony, od którego się nieznajomy odbił, knjżył ze zbrojna flotij około Antillów, – A więc jestem, pomyślił, już na nowym świecie, jestem pomiędzy dzikim północnej Ameryki ludem.
Przeminęło dni kilka. Nie chciał być nieznajomy długo ciężarnym gościem, pożegnał dóbr;} chałupę i w dalsza puścił się drogę; miał on z razu na myśli dojść do angielskich osad, a stamtąd na stary Ljd wrócić, jednak przywykły do podróżnych trudów i ciekawością wrodzona budzony, nic mogł się myśl| nie cieszyć że świat ogląda nowy, i bliżej go nie poznać, nie zwiedzić. Zamiast więc na południe puścił się droga na północ, i odpoczywając po drodze po gościnnych Indi… jan chałupach, posuwał się dalej, patrzał ua nowe ziemie, i wszedł na niezmierzone pustyń Kanady przestrzenie.
Stare s i samotne północnej Ameryki lasy; razem z ziemia stworzone, rosną spokojne i kwitną; mnogie w nich drzewa zyjjj… bez imienia, nietknięte nigdy okiem człowieka – tyrana. Widza tylko niebo i chmury i prawie im przytykają, widza słońce i miesiąc jak na przemiany świeca; widziały też niegdyś wodę nad swe wzniesiona wierzchołki, i jak cudowna arka nad niemi się przesunęła.
Podróżny przechodził te lasy i oglądał dumne ich drzewa; widział cedry, jawory, topole, białe jesiony i czerwone dęby; przelatywały nad nim orły, sokoły i sępy; drogę mu przebiegały łosie, jelenie, niedźwiedzie, łasice i czarne lisy; i nieraz zadrżał na widok siedzącego na gałęzi Karkadiu *), albo na widok ziela Poligaty **), bo go to ostrzegało o bliskiej grzcchotnika bytności. Słyszał on za to śpiew białego ptaka – skowron
*) Karkadzu zwierz mięsożerny z rodzaju kotów, z ogromnym ogonem którym się w kilkoro okręca. Z drzewa wpada na łosia i ogonem go dusi.
**) Wszędzie gdzie jest waz grzechoinik rośnie trawa Poligata Seneka.
ka i słowika amerykańskich lasów, widział ptaka muchę najpiękniejszego s ptaków natury.
Długie mijały miesiące, cudzoziemiec nie kończył podróży; toz uprzejmym i dzikim przewodnikiem, to z samym zapasem żywności i określeniem drogi, puszczał się na pustynie i lasy; to się posuwał na północ, to się na zachód kierował; znakomitym bowiem przedmiotem ciekawości jego był sławny Niagary wodospad.
Cudzoziemiec przez czas podróży postąpił wiele w poznaniu zwyczajów, obyczajów, a nawet języka niektórych indijskich pokoleń; nawykł do ich przykrego na pierwszy rzut oka pozoru; oswoił się z miedziana ich nagości barwa, z ich kresami po twarzy i po całem ciele, s prostem! ich włosy na głowie i obrączkami pod nosem; jednak to długie życie pośród podobnych istot, bez odpoczynku dla oka i powiernika myśli, nieraz go silnie zmęczyło, i przejmowało żalem i rodzajem trwogi.
W takim raz serca stanie, kiedy już słońca nie było a ukazał się miesiąc i gwiazdy, podróżny zmęczony drogi czując serce ściśnięte, lubo już widział zdala cel swojej drogi – chałupę, usiadł jednak ua trawie, ua brzegu ogromnej rzeki, i patrząc na wielkie jej wody w żałosne wpadł zadumanie.
Słonce zaszło, pomyslił, zaszło juz dla nowego świata a poszło świecić nad starym; teraz promienie jego znane mi widza twarze, na znane ich patrzy zajęcia. O czemuż, choć na dzień jeden, jednym s tych promieni nie jestem! spojrzałbym tylko na dóm mój rodzinny, przypomniałbym lica mojej świata części, i znowubym z nowemi powrócił tu siły. Piękna tu i wielka natura, ale nie sam jej widok ludzkie nasyca życie; mamy nałogi dzieciństwa, które sfj dla nas milsze nad to noc wspaniała; sa to rozmowy, obcowania, s to zabawy s podobnymi sobie, których żaden widok, żadne cuda natury zastąpić nam w życiu nie mog… c
Gdzież jestem? mówił do siebie, jaki mię wyrok tu zagnał?…. Kiedym maleńkie dziecko biegł po domowej trawce, albo pod gankiem usiadły przesypywał piasek, ach, nic myśliłem wtedy ze przyjdą w niem życiu chwile w których tak oddalony od ściany domowej będę!…, ze będę gnieść sob| kwiaty których imienia nie znam, i spoglądać na wody o których nie wiem skąd płyn!c
Cudzoziemiec nie wiedział nad jak… usiadł był woda, była to ogromna Ameryki północnej rzeka Ś. Wawrzyńca.
Spojrzał na nia i myślał o bogactwie amerykańskiej natury.
Ameryka ma najstarsze, największe na ziemi lasy *), najdłuższe, najwyższe gór pasma **), największe na świecie rzeki ***); po ziemi jej biegają liczniejsze zwierzęta, w licznych jej górach obfitsze kopalnie, na powietrzu wspanialsze ptaki.
"Ladzie nowego świata! pomyślił, tyś ulu-bieńccm natury… ale dla czegóż ludzie, te pierwsze z istot na świecie, w tak dzikim pierwiastkowym zostaje na tobie stanie? Czyliż powietrze twoje nie wlewało ruchu w ich umysł? Mieszkance starego świata byli także s początku ubodzy, niemi i nadzy, nie mieli domu ni szaty, nie znali pisma ni mowy.
Istotnie zakryty jest powód, dla czego gdy jedne ludy zostają w dzieciństwie, inne s takiemiż siłami tak postępują daleko. Egipt, Fcnicija, Grecija, stały się matka nauk, przemysłu, wielkości, a ludzie na nowym świecie ani się przybliżali do podobnego końca.
*) Lasy Ameryki północnej. **) Andy, Kordyliery.
**) Kzcka Amazońska i Rio de Ia Piata.
Ze bowiem na a iii ery kańskim Luizie byli juz ludzie od niepamiętnych czasów, to zdaje się być pewnem. Starożytni pisarze nieraz o dzisiejszej Ameryce czynią wyraźne wzmianki.
Fenicijanie zagnani burza na ocean Atlantycki, znaleźli wielka wyspę na zachód Libii.
Dawniej jeszcze zaszli tam byli pod wodz Atlasa, lecz wtenczas mało jeszcze znaleźli mieszkańców.
I Tyryjezyków zagnała tam burza za Salomona czasów, kiedy jechali szukać złota do Ophiry.
Kartagińczykowie podobnie znaleźli wyspę za kolumnami Herkulesa, ale Senat zabronił przenoszenia się do niej, lękając się wyludnienia Rzeczypospolitej *).
Sjj wprawdzie którzy niedawna epokę zaludnienia Ameryki zakreślać się zdają, dowodząc ze ludzie przeszli na nia s północy **), s Kamczatki, Tartari i; dowody ich jednak dostatecznie przekonać nie mogj. – Dzicy Amerykańscy, mówi.-j zdania tego stronnicy,
*) Platori wykład Crantora: (Autor Księgi De Mirabilibus audit.) Eljopczyk Marcel nawet Diodor Sycylijski i Pauzaniasz. – Pcrizonius, Celarius. – Krócej: widzieć Uorniusa Dc origine gentis Americanac (1632).
**) Mianowicie Stralilemberg.
musza pochodzić od Tatarów i innych północnej Azii mieszkańców: bo Algonkinowie wiod| życie błędne, a Kalifornianie chodzą nadzy jak ludy północnej Azii; bo wielbią Złego Ducha jak Tunguzowie, Ostijaki; bo północ Ameryki bardziej zaludniona; bo Ameryka jak Tartarija obfituje w tygrysy, lwy i niedźwiedzie i t… p. Ameryka nie tylko obfituje w tygi'ysyy lwy i niedźwiedzie, ale obfituje w wiele innych organicznych istot które sa innym krajom i częściom świata właściwe; obfituje np w jodły, jak Litwa; jednak nic idzie s tego że ludzie tam przeszli z Litwy. Północ Ameryki dotykająca północnej Azii, nie jest bardziej zaludniona" nad inne jej strony; owszem, jedyne państwa które na amerykańskim ladzie znaleziono urządzone i ludne, nie sa wcale na jego północy. Nie tylko Algonkinowie i Kalifornianie, ale całej prawie powierzchni amerykańskiej mieszkance, i wiodą życie błędne i chodzą nadzy; nie dla tego to jednak zapewne że od Tatarów lub od Ostijaków id.j, ale iż to własnością jest ludzi w pierwiastkowej dzikości zostających stanie. Wszyscy oceanu zwłaszcza spokojnego wyspiarze, wszyscy prawie mieszkance południa i środkowej Afryki, chodzą także błędni i nadzy, a przecię ani od Tatarów ani się od
Ostijaków wywodzą. Zrobić tu nawet wypada uwago, że ani Tatarowie, ani Tunguzowie, ani żaden lud Azii północnej nie chodzi nago, ale się latem w skórę a zima w futro (najczęściej reniferów) odziewa. Cala też północ Azii wyznaje Złego Ducha, ale to nie tylko jak Tunguzowie i Ostijaki, lecz nawet jak Hottentoci (Tukoa), lubo ci nie w północnej Azii ale na południu Afryki mieszkają. Z istoty zaś wiary swojej, amerykańscy Indi-janic podobni s| raczej Zelandczykom dzikim, którzy w równem niedbalstwie o cześć i wyznanie całe swe życie spędzają, i w jediug tylko ogólnie wierzy najwyższa Istność, aniżeli Si-biryjskim plemionom, sród których wiara Szamanów i najpowszechniej wielobóstwo krąży; tak, sami ci Tunguzowie wierzą w boga myślistwa, w boga podróży, w boga opiekuna dzieci (Jlundi), w boga opiekuna ich reniferów (Sokyowa) i t… p. Ze mieszkance Ameryki mogli miewać z mieszkańcami Azii stosunki to być bardzo może, stąd też niektóre podobieństwa w imionach ludzi i rzeczy *), nawet w
*) Te u Bóg, Trpec góra (podobnie jak w jeżyku dawnym tureckim). Imiona Meksykańskie kończą sie nieraz na an i ax jak u Tatarów i Indijan wschodnich (Coa – architekturze, polityce i religii *). Epicerini, lud Kanadyjski, opowiada, ze oddawna przyjeżdżali do nich z zachodu kupcy, bez brody i w jedwabnych szatach.
Ze nawet z rozmaitych części świata i krajów przybywały do Ameryki osady **) to pewna, sama zadziwiająca różność języków jest tego najlepszym dowodem; ale ze te wszystkie osady bardzo dawne, to powiadamy, i tego nam mocno dowodzą: 1-ód, Starożytnych pisarzy wzmianki. 2-re, 3Iiejscowe amerykań – tlan, Bezatlan, Tatarax, Stalderax i t… p.) Sławna tatarska roślina (Jinscng jest i w Kanadzie i zowie sie Garant-ogan (łydki ludzkie), co właśnie znaczypo tatarsku gin&eng. Podobnie Hollendrzy s ciaśniny Ma-gicllańskiej przywieźli biała głowę mającego ptaka i zwanego tam Pengin, co właśnie w jeżyku bretoiiskira biała figowe znaczy. Wreście te podobieństwa moga być przypadkowe, jedność pobudek albo sam prosty przypadek mogły na nic wpłynąć. Te urywkowe trafy małym sa dowodem. Tak, utrzymują niektórzy że Amerykanie iść musza od Persów albo Sabinów, od Greków albo Latynów, bo rozdzierają szaty na znak boleści, co właśnie we zwyczaju u owych ludów było.
) Meksyk, Muiski* Peru i t… p… patrzeć najnowszych podrózopisarzy.
#t) Lafilau dowodzi ze Amerykanie ida od Pelasgów. Manasek ben Izrael ze od Hebrajczyków.
% r skie podania. 3-eie, Rozwaliny miast starożytnych *). 4-te, Podobieństwo wielu słów amerykańskich do dawnych fenickiego i hebrajskiego języka **). 5-te, Odróżnienie się skądinąd amerykańskich dialektów od wszystkich znanych starego świata ***). 6-te, Podobieństwo cech głównych, moralnych i fizycznych, wszystkim mieszkańcom amerykańskiej przestrzeni wspólne ****). Oczewiście albowiem
#) Rozwaliny ogromnych miast Kulhakanu (Palenkę) i Tulghi) niezliczone kurhany, czworokątne twierdze, okopy warowne, popiersia, bałwany znajdywane sród ludzi koczujących, nieznajacych podobnego przemysłu, a także czaszki głów różniące sie od czaszek pokoleń dzisiejszych, wyraźnie dowodzą dawnej Amerykańskiej przeszłości.
podobne do dawnych fenickiego i hebr. jez., jak lo np. caraibes neketali (człowiek umarły), hilaali (umarł), dzeneka (naszyjnik) it… p.
roladowem wyrazić sie nie mogą. Missionarz Buster* 10 lat bawiąc w narodzie Ameryki północnej Abenacii, mimo najtęższej uwagi, nie potrafił oddać głoskami ich wyrazów. Missionarz Chaumort, bawiąc micdzr Huronami lat 50, nie mogł podobnie wyrazić ich języka.
***#) Charakter, sposób życia, obyczaje i pozór pier jeden. Sa melancholijni, najwięcej cenią honor. Ma-łoprzemyślni, nie trudnią sie nawet rolnictwem, zyja z myślistwa. Miast nie maja i wiodą koczujące iycie. Zyja pokoleniami. Płeć prawie wszystkich miedziana, postać spłaszczona, włosy czarne, twarde, długie, proste.
*) Najlepszym dowodem wpływu klimatu na zmianę ludzi nago nań wystawionych, jest wypadek s czasów pierwszych Ameryki odkryć. Kiedy s polecenia fclas-quiy Kortez na czele floty wypłyną! z wyspy Kuby ku widzianemu przez Grijalte Meksykańskiemu Państwu,
2
długich potrzeba Wiekow, aby sąsiedztwo i klimat jednemi obyczajami, jedna powierzchownością ciała i natura umysłu tak różne i dalekie połączyły plemiona. Mógłby tu kto powiedzieć, iż klimat nie wpływa wcale na zmianę cery i sposobu życia. Hiszpanie bowiem, Anglicy i Francuzi są tacy zawsze w Ameryce jak byli w Europie; iiważmy jednak iż ci osadu iey mieszkają po krytych domach, i własne wykształceńsze przynieśli zwyczaje. Aby istoty stworzone wpływ klimatu i słońca uczuły, powinny być na działania jego nago wystawione *), jak to widzimy np. na roślinach i ptakach z dalekich przywożonych krajów. Czworonożne też zwierzęta i ludzie, jakkolwiek z rozmaitych przybyłe części świata, pod jednem żyjąc niebem i jednem łącząc się prawem stali się wreście zupełnie sobie podobni (dawna Grecija, Rzym i t… p.). Prawda że im lad obszerniejszy, tym na to dłuższego wieków potrzeba ciągu. Lecz to właśnie jest zdanie któreśmy założyli.
I trzymujemy zatem, że lad nowego świata prawie av jednym czasie zaludniał się ze starym *), i ze myśl owa, która nieznajomego ua amerykańskiej ziemi leżącego uderzyła, godna jest dalszej uwagi. Nie będzie tu odpowiedzią klimat; klimat dzisiejszej np. Galii i Bretanii jest dzisiaj takiż jaki był w tych kra-ajch za czasów dawnej Grecii i Rzymu, gdy jeszcze w barbarzyństwie były.
zatrzymał sie najprzód na wyspie Cosumel, znalazł on tani Hiszpana imieniem Afjuilar, przed ośmiu laty sród Indijau pozostałego, a który nic juz w sobie Europejskiego nie miał: chodził nago… a jego postać, kolor ciała… układ włosów i obyczaje zupełnie indijskic były. Psy przewiezione na lad nowego świata, tracą władze szczekania.
*) Niektórzy dowodzą nawet, ie dzicy Amerykanie ida od Łamecha syna Matuzalowego, potomka Kainowego, i że nic ulegli potopowi: inni znowu że od przodów Adama (Wuston. Per ehi). Sami jednak Ame-iy kanie maja własne o potopie podania, o zostaniu po nitu dwóch łudzi, których potomkowie (dodają) byli Lrepóki mi… ich gołąb' nie nauczył mowy.
Właśnie w podobne uwagi zapuszczał się nieznajomy, gdy po za bliskim krzakiem lekki posłyszał szelest; rzucił w te stronę okiem i ujrzał młodą Indijankę z naczyniem w ręku stojącą. – Byłażby to Indijanka?…. Czy nie Anioł to raczej, myślał cudzoziemiec, zstępuje z niebios aby mi dać odpowiedź? Indijanka! a lice jej tak białe, nieporanione ciało, i włosy tak ozdobnie po bokach czoła leżące?
Dzikich mieszkańców Ameryki zowią Indianami, bo za pierwszem nowego lądu ujrzeniem miano go za Indije rozciągające się aż na zachód. Owa młoda Indijanka, a raczej Iluronka, którą cudzoziemiec ujrzał, isto* tnie rzadkiego wdzięku zdała się być dziewica; płeć miała białą, przynajmniej przywykłemu do brudnej miedzi oku mogącą się tak wydać. Dzicy Amerykańscy mają upodobanie w płci brudnej, i smarując swe ciało tłustością niedźwiedzią bardziej jeszcze je szpecą, niektórzy jednak z mieszkających bliżej Europejskich osad, tracą powoli ten zwyczaj; z liczby tych być musiała i owa młoda Iluronka.
Była ona ubrana jak wiele mieszkanek Kanady; miała na sobie skórzaną spódniczko, nad którą powiewała krótsza lniana sukienka; ręce jej były nagie, tylko na plecach miała zarzucony płaszczyk; na nogach jej rodzaj pończoch, na stopach mohassinki *); włosy rozdzielone na dwoje i we dwa wielkie pukle zwinięte. Schyliła się ona nad rzeka i zanurzała naczynie, ale ujrzawszy przypadkiem nieznajoma leżąca postać, nie doczerpała wody i w osłupieniu stanęła. Zycie odludnych i samotnych rodzin spokojne jest i jednakie; żyj a i umierają nie znając nad kilku ludzi; zima, wiosna i lato, zajście i wejście słońca, sa to jedyne prawic tego ich życia wypadki. Ujrzenie zatem męża, męża tak dziwnej szaty i tak nowego lica, nie dziw że młoda pustyni córkę zadtiinieniem i z razu trwoga przejęło.
Długo stała na miejscu niema i nieruchoma, nie śmiejąc ust otworzyć ani kroku ruszyć; nieznajomy podniósł się dopołowy, także nie mówił słowa i na szlachetna postać zdzi-wionein spoglądał okiem.
Powoli obraz się zmienił; nieznajomy postąpił bliżej, dziewica chciała się cofać, ale stanęła znowu i niezmieszana oczekiwała końca. Serca spokojne i młode, co jeszcze nie znały burzy i nie widziały ciosów, serca takie nic wierzy w przygody, nie widza nigdzie bojaźni, i nieraz jak młody goł;jb' nieostrze-
#) Obuwie, rodzaj trzewików.
– IG –
zony przez matkę, bespiecznie i s czułoścL-j przed oczy jastrzębia lecą. Szczęśliwa lasów mieszkanka, więcej s ciekawem zdumieniem niżeli bojaźliwie na nową postać patrzała, i czekała spokojnie coby nastąpić miało.
– Czyli jesteś tej ziemi, czy innych światów córką, daruj śmiałości mojej, a kto jesteś? skąd jesteś? powiedz.
Tak się odezwał nieznajomy; dziewica zrozumiała i rzekła:
– Jestem ja córką Takczysa, a moje imie Karista. Chałupa, którą widzisz, jest pomieszkaniem naszem. Nic znamy my innych ludzi nad pokolenie swoje, i nasze lasy, o cudzoziemcze, pierwszy raz widzą twarz białą.
– Bąlźże mi przewodniczką, dostojna dziewico, bądź proszę przewodniczką dalekiej ziemi synowi; sród wielu ziomków waszych miałem już schronienie, i teraz błagam o wasze.
– Ojciec mój, Takczys, odpowie dziewica, jest pokolenia wodzem. Tyś Europejczyk zapewne, my znamy białych s powieści. Ojciec i brat mój i cala rodzina moja, cały wasz ród nienawidzą. Chodź jednak cudzoziemcze, ja przewodniczką ci będę. JMe ma brata mego Atzlaiia, a dobry mój ojciec sam nas naucza w powieściach, jak gościć przychodniów należy.
Cudzoziemiec wziął rękę dziewicy, długo w jj óczy patrzył, a potem s cała mocą przycisnął ja; do siebie. Zadrzała młoda dziewczyna, wzruszenie odjęło jej mowę, i tylko, trzymając w ręku dłoń nieznajomego, wiodła go do ojcoskiej chałupy.
Na widok Europejczyka, stary Takczys powstał poważnie i szukał nieznacznie broni, ale skoro zrozumiał iż ten niejako wróg skryty, lecz daleki przybył wędrownik; uśmiechał się wesoły, gościnnie ofiarował na spoczynek chałupę, i prosiłaby w niej jak we własnej przebywał, dopóki zapragnie.
Cudzoziemiec usłuchał ochotnie. Upłynął dzień jeden i drugi, upłynął tydzień, upłynął nawet miesiąc, a okoliczne gościnnej chałupy ścieszki śladów nieznajomego jeszcze na sobie nie miały.
Światłe Europy damy dobrze te tajnie znają, iż jako każda piękność, tak równie i piękność ciała jest nieopisana, zależna; owa która tu emiła swej urody blaskiem, tam wydaje się więdła i ciemnego lica, ta znów do której tu żaden nie przemówił słowa, gdzieindziej jakby nie ta jaśnieje, ujmuje. Stad też w podobnych celach widzimy dobierane towarzyszki domu, w podobnych celach usuwane inne. Młoda Huronka Karista chciałaby Jj& £J*k słońce vr. oczach cudzoziemca wyda wać, ale nie miała potrzeby przybierać albo usuwać; ona była istotnie kanadyjskiem słońcem. Jej wdzięki ciała, jej przymioty duszy, znane były po wszystkich pustyń pokoleniach; słyszały Algonkiny, słyszały o niej Iroki; a cudzoziemiec szczęśliwy, który z nią codzień obcował, widział ją piękniejszą od słońca, dobrą jak anioł na ziemi. Chciał on się był oddalić, już był pożegnał rodzinę, ale zaledwie noc jedną przebywszy w męczarni, znów do chałupy wrócił. Wracając zastał bolesny, niespodziewany widok; zaledwie się przybliżył, posłyszał płacze w mieszkaniu; stali wszyscy nad łożem ledwie już żyjącej Karisty, rzucającej się w obłąkaniu i po imieniu ivołająccj jego. Skoro tylko wszedł cudzoziemiec, ojciec ze łzami w oczach rzucił się do niego, i cała go rodzina porwała na ręce, do łóża Karisty wiodła, i jak anioła zbawcę witała. Istotnie w godzin kilka odzyskała przytomność dziewica, a za dni kilka dawna wcso-łość i zdrowie. Odtąd ich rozłączenie było niepodobne. Europejczyk umyślił wreście prosić o rękę Karisty.
Dobry starzec zapłakał, prosił o dni kilka namysłu, bo czekał i lękał się syna; nie doczekał go jednak i musiał dać zezwolenie.
Cudzoziemiec poślubił Karistę. Obrząd ślubuj mieszkańców Kanady jest nader prosty i obrazowy. Złamano zielona rószczkę na tyle części ile było osób przytomnych, a każdy na dnia pamiątkę część sobie dana zachował. Cudzoziemiec Chrześcijanin przysięgał wierność swej żonie, i na świadectwo przysięgi przyklęknął i wezwał Boga.
Dzikie Ameryki ludy, równie jak inne dzikie, zbyt malo uprawę słowa posunięta mając, migami tłumacza, się więcej, a w wypadkach ważniejszych symboiicznemi znaki. Jak niegdyś u dawnych Greków, na znak skończonej wojny, rószczkę ukazywano oliwna, tak bój wiodące amerykańskie ludy, za godło zawartego pokoju obrały fajkę, s której wspólnie pala. Przy ogłoszeniu wojny stawia na ogień kocieł, i rozsyłając swym sprzymierzeńcom konchy, zapraszają do picia krwi nieprzyjacielskiej. Na przeciwne obrazy maja także znaki. Zakochany chcąc poznać czy jest kochany wzajemnie, do próby udajesię iwiaiia: z zapalona pochodnia staje nad łożem swej lubej, która śpi lub udaje śpiąca, i jeśli obudzona światło jej zagasi, znakiem to zgody serca, i następuje wesele. Tego wesela o-brzadek, jakeśmy właśnie widzieli, jest symboliczny także; jest on krótki i prosty, stad też i rozwód łatwy; aby go mieć, dosyć jest ze brać rozdane kawałki i wrzucić je łącznie do ognia.
Wszystkie te szczegóły właściwe samianowicie dzikim Kanady mieszkańcom. Francuz imieniem Cartier odkrył Kanadę 1534 roku i zajął ją dla Francuzów. 1763 ustąpiona Anglii. Obszerność jej prawie Europejskiej równa, nic mieści jednak nad 2000 pierwiastkowych mieszkańców. Ci mieszkance, jak wszyscy dawni Amerykanie, żywią wieczną nienawiść ku Europejczykom. Charakter ich jest pospolicie silny. Są lub namiętni przyjaciele albo namiętne wrogi. W zasadach religii swej słabi, lecz razem nienawidzący obcej; i w żadnej stronie na ziemi nie znaleziono tak zawziętego przy nawracaniu oporu, jak na amerykańskiej północy. Ciekawe o tem lubo nader okropne szczegóły, wydarzone w początkach wieku bieżącego, widzieć można w dziele Wiliama Browna: Historja Mis. sij Chrześcijańskich, The historij of tite propagation of Christianity etc. Wiliam Brown. London. T. 2.
Ci z dzikich Amerykanów, którzy w bliż… szych zostają z osaduikami związkach, nabierają też nieraz wyższego ich światła, niejakiej wiadomości dziejów, i za powrotem do chałup stają się swych pokoleń wyrocznią, nie stajyc się jednak wcale Europejczyków przyjaciółmi.
S pomiędzy wielu, podobnym był Atzlan. Z wrodzony nienawiścią, ku" całemu rodowi białych, widoku ich znosić nie mogł, ale przymuszony był wchodzić w handlowe z nimi związki i nieraz między nimi wieść życie. Więcej już dwóch miesięcy nic było go w domu; bawił on to sród białych, to sród przyjaznych pokoleń, i oto otrzymawszy cel swoich życzeń najmilszy, powracał od jednego z wodzów s prośba o rękę ulubionej siostry.
Zaledwie stanął na progu, wieść go okropna uderza Ta ulubiona siostra była już żony białego!…. Jęk tylko wydał straszliwy, upadł z rospaczy na ziemie, tarzał się po niej i Łrzvczał. Fotem zerwał sio wściekły, chciał lecieć z dobytym nożem, lecz powstrzymany padł znowu na ziemię, i potok łez mu się polał.
Ojcze! coieś uczynił?, zawołał z rospaczy, natożeś wydał na świat i twą wychował córkę, aby*Ja potem oddać w krwawe białego dłonie?…, natożeś ja wydał piękniejsza nad inne, w tyle przymiotów ozdobna?… O siostro moja! kiedym cię tak kwitnąca, tak pełna nadziei widział, czyni przewidywał wtedy tak okropny koniec? Myśliłem sobie: ona będzie pychy Iluronów; przyjdzie tn wróg nasz, przyjdzie
Europejczyk, ujrzy ten ilóm którego będzie panią, ujrzy rodzinę której będzie matką; i odejdzie zdumiony, i szeroko cnoty nasze rozniesie; a dziś… o Duchu Przeklęty!,.dziś one przejdą w dóm wrogów!…"
Ach wrogi!…, wolał dalej z szaleństwem, na pół z obłąkaniem, my znamy dzieje męczarni pokoleń naszych… Pamiętamy cię dobrze Krzysztofie Kolumbie, pierwszy tyranie i kacie,., pamiętamy cię dalej Fernando Kortez i ciebie Franciszku Pizaro!…. Minęły wieki od owego czasu, ale w nas pamięć nie ginie… następcy wasi was nic odstąpili… niewielu już nas zoztaje po pustyniach i lasach rozsianych, ale męczarnie daremne; katujcie nas, wypleniajcie, nie przy wiążecie do siebie… ach!, (dodał wreście s coraz ognistsze twarzą i coraz dzikszem okiem) gdyby ta cała ziemia, Ameryką przez nich zwana, pokryła się od wschodu do zachodu trupem, gdybyśmy wszyscy padli, i jedna tylko drżąca pozostała ręka; i ta ręka szukałaby jeszcze piersi potomków Kolumba!"
Tu zagorzały młodzian utracił prawie przytomność, tarzał się znowu i krzyczał. Ojciec i siostra płakali. Cudzoziemiec patrzał zdumiony.
Atzlan uspokoił się wreście, trzymał wźrok w jednej mierze, i znowu zawołał:Raduj się ojcze! już nie zrozumiesz twych wnuków. Ty przyjdziesz i zapytasz: czyznajy czyny swych ojcow? a one ci mowy wrogów: niewierny czego chcesz od uas, powiedzy. One zapo-mny na wielkiego Ducha, a bogom białych kłaniać ślę tylko body.
– Bracie.. rzekł nieznajomy, Moryc czule za rękę Atzlana. Ale się Atzlan wyrwał jak s paszczy zwierzęcia, i pobiegł, pochwycił siostrę i z rak jej wypuścić nie chciał. I nie chciał wypuścić dopóty, dopókiby jej zgody na prośby które czynił nie zyskał. Widzieliśmy jak jest łatwy Amerykanów rozwód, owoż Atzlan zaklinał ojca, siostrę, a nawet nieznajomego, aby zerwali ten zwiyzck.
– Atzlanie! rzekł cudzoziemiec, ja nie mam gniewu ku tobie, lecz tyś mię jeszcze nie poznał. Europejczyk jestem, to prawda; jestem ja z rodu białych, nie przeczę; ale daleka jest ziemia moja od tych które waszych katów wydały. Gdy po raz pierwszy Kolumb, gdy potem innych tysiące krwiy oblewali się wasza, my z oburzeniem srogich słuchaliśmy wieści i na los wasz łzy wylewali.* Atzlanie! daj proszę mi rękę; nie jestem ja synem francuskiej ani angielskiej ziemi, nie jestem wcale Hiszpanii lub Portugalii mieszkańcem. Wy mojej ziemi nie znacie; lecz gdybyście poznać ją mogli, ujrzelibyście natenczas, ze nigdy matką wrogów waszych nic była,
Słowa te cudzoziemca uspokojły trocha Atzlana; puścił on siostrę, chciał go uścisnąć za rękę; ale znów łzami się zalał, znów siostry wypuścić nie chciał, i znowu o rozwód błagał. Nie mogł się cudzoziemiec od zony odłączyć, ale widział zostając chwilowie, dnie swoje, a nawet jej życie, niepewne. Z rąk zapaleńca dzikiego wszystkiego spodziewać się trzeba. Atzlana dotykało to jedno, że siostra jego opuści rodzinną ziemię, że pójdzie mieszkać sród białych; nieznajomy więc przystał na zamieszkanie w lasach; zbudował osobną chałupę, założył nowe domostwo i żył szczęśliwy s towarzyszka swoją, nie zostawiwszy snać na stałym lądzie mocniejszego szczęścia nadziei.
tmerijkanka xv pol*ce.
LIST L Waibri do Henryka.
Turogród. Maj. 182..
Dziś ledwie, kochany Henryku, jedny znalazłem godzinkę, w której ci słów kilka napisać i za twoje dziękować mogę. Świadkiem mi dnie i uoce żem nie miał dotyd wolnej. Całe te dwa miesiące, nowy mój obowiązek zajmował mi dzień i wieczór; dopótym siedział zajęty nad znanym ci moim stolikiem, dopótym się topił w papierach, dopóki mię sen nareście wzroku i pamięci nie zbawiał. Mógłżem więc pisać listy? niepodobieństwo mię wymawia: nemo tenetur ad impossibilia. Ale dla czegóż wymówki? czyliż się dobrze nie znamy; trzy lata spędzone razem, spędzone w trzech, prawie nierozdzielnie, czyż tak się prędko zapomną? O prawdziwie, to ludzkie serce zanadto nawet do ubiegłych czasów się wiyże! ni zmartwień, ni byłych przykrości, samy tylko roskosz pamięta. Kiedyście, drogi Henryku, dziewięć tygodni temu, opuścili mię ze Zbigniewem, i każdy w swojy udali sie stronę, zdało mi się że cały świat mie opuścił, że całe mnie szczęście odbiegło; ulice miasta wydały mi się dzikie, wszystkich znajomych twarze jakby nieznajome; były godziny przechadzki i jam się iść nie odważał, przyszły godziny widowi.cI; a jam i nie myślił o nich; bo cożbym jeden rozumiał, jak jeden dawał oklaski, lub jakbym wady poznawał? Ciężkie mi były dnie pierwsze, dalej zajęcie całe te duie połknęło, od rana do wieczora siedziałem nad niem bez przerwy; początki zawsze nic lekkie. Pierwszy wolny która znalazłem chwilę, poświęciłem był pisaniu do was, ale zaledwiem słów kilka do Zbigniewa skreślił, kiedy mię powołały nowe obowiązki. Cieszę się mocno żeś i na nowem miejscu znalazł zadany wesołość, lękam się jednak aby w dalszym dui ciągu nie znikła z niektórych serc naszych, lubo trzy lata tak w każdym niewyczerpana się zdała. Prosiłem Zbigniewa aby mi co doniósł o swoim pobycie wiejskim, przysłał mi na to odpowiedź; jest to jakby opisowe poema wiosny i wsiy natchnięte. Wiem że wstręt czujesz do poe tycznych wiosny opisów, ten jednak posyłam tobie, jako znajomej ręki; posyłam w oryginale, nie mając czasu przepisać, s prośbą o odesłanie nazad. Spodziewam się dalej więcej miewać wolnego czasu; ale już druga blisko, więc kończę, i Zbigniewowi jeszcze kilka słów winienem. Przyjaźń i pozdrowienie. Walery*