- W empik go
Amour Fou - ebook
Amour Fou - ebook
Można by powiedzieć, że Czarek to zwykły nastolatek. Chodzi do szkoły, spotyka się z kumplami, gra w piłkę nożną. Ma jednak swój sekret, a jest nim gorące uczucie, którym darzy Asię, siostrę jednego ze swoich przyjaciół. Gdy po długim czasie dziewczyna dojrzewa do tej miłości, dochodzi do tragedii, która wstrząsa okolicą.
Jej zapach pojawił się, gdy tylko otworzyła drzwi, a ja tonąłem w tych brązowych oczach, które jeszcze nigdy nie poświęciły mi tyle zainteresowania co dziś – chociaż nie mogłem rozszyfrować, co one mówią, to jednak stałem w centrum uwagi, na czym bardzo mi zależało. Cała reszta? Nie wiem. Serce waliło jak oszalałe, ręce drżały, miałem dziwny posmak w ustach i ciężko było mi przełknąć ślinę. Chciałem jednocześnie ją przytulić oraz chronić przed całym złem tego świata. Zdawało mi się, że wariuję. Ona miała dwanaście, a ja piętnaście lat! Teraz wiem, że w życiu nie może nas spotkać nic piękniejszego od młodzieńczej miłości.
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8147-032-2 |
Rozmiar pliku: | 2,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zgromadzeni zajmowali krzesła ustawione w pomieszczeniu, ale i tak sporo przybyłych osób musiało odmawiać modlitwę na stojąco, jednak nie miało to dla nich większego znaczenia.
Trumna znajdowała się na środku salonu, a za podwyższenie bądź stojaki robiły trzy drewniane krzesła. To właśnie ten element uniemożliwił ustawienie większej liczby miejsc siedzących, ale z drugiej strony gdyby nie trumna, a dokładniej znajdujące się w niej zwłoki, nie przyszedłby nikt.
Mój dziadek zmarł, gdy miałem siedem lat, a wspomnienie tamtych dni nadal powoduje falę beznadziejnego żalu. Dziadek ze strony taty był człowiekiem poczciwym – a przynajmniej takiego określenia używały osoby, które znały go całe życie. Jego oczkiem w głowie były wnuczęta, którymi obdarzyli go moi rodzice. Dziadek miał tylko jednego syna.
Uwielbiałem seniora naszego rodu, gdyż dzięki niemu zyskałem poczucie własnej wartości, czego nie potrafili zapewnić mi rodzice. Był sprawiedliwy, przez co nigdy nie dawał mi odczuć, że jestem gorszy od mojej starszej siostry – chybabym nie skłamał, mówiąc, że był mi najbliższy spośród członków rodziny.
Babcia zmarła dawno temu. Nawet jej nie pamiętałem, ale dziadek z pewnością rozpaczał za nią do swoich ostatnich dni, gdy w progu jego domu stanął nieprzyjemny facet o ksywie „Atak serca”. Staruszek nie miał szans się przed nim obronić, pozostawiając mnie samego i nieprzygotowanego do stawienia czoła ludziom, którzy w przyszłości będą chcieli mnie zniszczyć.
Wszyscy zbierali się, aby ostatni raz czuwać przy zwłokach zmarłego i odmówić różaniec, którego moc miała pomóc dziadkowi w tej ostatniej podróży.
Pamiętam, że schodzili się sąsiedzi dziadka, dalsza rodzina i oczywiście my – ja, moja siostra, mama i syn zmarłego – a mój ojciec. Dzieciaków było kilka, a ja wiekowo wśród nich byłem pośrodku.
Widok nieżywego człowieka może przerażać nawet najbardziej doświadczonych ludzi, ale wtedy byłem jedynym dzieckiem, które postawiło swoje stopy przy trumnie. Cała reszta siedziała w innym pokoju, bojąc się nawet wychylić, aby podejrzeć to, co się działo przy zmarłym.
Pamiętam, gdy stanąłem na moment jak wryty, patrząc na kamienną twarz dziadka. Był nienaturalnie blady, ale poza tym wyglądał, jakby spał. Oczywiście świadomość nie dopuszczała tej informacji do siebie i wiedziałem, że ciało dziadka zostanie zakopane w ziemi.
Mimo to nie płakałem.
Nie płakałem również, gdy jeden ze znajomych dziadka, który wyglądał jak weteran jakiejś wojny i przeszedł ze zmarłym wiele w swoim długim życiu, wrzeszczał na cały dom w rozpaczy, prosząc, aby Tadeusz – mój dziadek – nie odchodził jeszcze. To był czas, kiedy po raz pierwszy ujrzałem prawdziwą przyjaźń, ale również nie potrafiłem tego zrozumieć ani docenić. Byłem jeszcze dzieckiem. Nie popłynęła wtedy po mojej twarzy ani jedna łza, ale poczułem nieprzyjemne ciarki, przechodzące wzdłuż kręgosłupa.
Dopiero gdy szok po zobaczeniu trupa minął, w dodatku tak bliskiej osoby, zacząłem dostrzegać, co dzieje się wokół mnie.
Mama patrzyła na swoje dłonie, w których trzymała różaniec, i przesuwała powoli paciorki, modląc się z pozostałymi o spokój duszy nieboszczyka. Tata natomiast siedział wpatrzony gdzieś ponad trumnę, gdzie stał stolik, na którym ludzie kładli kwiaty. Twarz ojca była podobna do twarzy dziadka, ale nie ze względu na podobieństwo ojca i syna, tylko bladość i brak jakichkolwiek reakcji. Zrozumiałem, że ta śmierć bardzo go zabolała i wywołała wstrząs. Tata był osobą stanowczą i władczą, a przy trumnie wyglądał, jakby skurczył się o jakieś dwadzieścia centymetrów i postarzał o tyle samo lat.
Wtedy też doszło do moich nozdrzy to, co zatrzęsło moim poglądem na zjawiska paranormalne. W ciepłym pokoju, wśród cichych głosów osób modlących się, wyczułem dziwny zapach. Nigdy wcześniej nie spotkałem się z czymś podobnym, dlatego ciężko określić, co wyczuwałem.
Zacząłem się nerwowo rozglądać po twarzach innych, ale wydawało się, że nikt nie zareagował podobnie jak ja. W kącie pokoju siedziała moja ciocia – kuzynka taty, z którą miałem znakomity kontakt, a raczej ona uwielbiała takiego dzieciaka jak ja – podszedłem do niej i zapytałem wprost, bez ogłady, jak to na młodego chłopca przystało.
– Ciociu, to trup tak śmierdzi?
Ciocia spojrzała na mnie przerażona, a potem rozejrzała się po pokoju, by sprawdzić, czy aby ktoś nie usłyszał mojego źle brzmiącego pytania.
– Jak śmierdzi? – zapytała.
– Nie czujesz? – Zmarszczyłem nos, żeby widziała, jak nieprzyjemny zapach do mnie trafił.
– Nie, nie czuję – odparła, a ja wierzę do teraz, że wtedy nie kłamała. – Idź do innych dzieci.
– Dlaczego?
– Bo wszystkie dzieci tam są. Twoja siostra też i moje chłopaki. Idź się pobaw z nimi, bo w nocy się będziesz bał, jak będą ci się śniły głupoty.
Nie odpowiedziałem nic, ale posłusznie wyszedłem, odwracając się ostatni raz, żeby spojrzeć na ciało dziadka. Zapach utrzymywał się w powietrzu, dopóki nie znalazłem się wśród innych dzieciaków.
To, co się wydarzyło, zostało ukryte w ciemnym kąciku mojej pamięci, przysłonięte różnymi młodzieńczymi przygodami, a przypomniało mi się kilka lat później, nie bez powodu.
Zapach-mieszanka – słodki do mdłości, jednocześnie gorzkawy. Odrobina wysuszonych orzechów i zepsutej śmietany. Woń bardzo nieprzyjemna w tamtym czasie i złowroga, gdy stałem się nastolatkiem, a później młodym mężczyzną. Coś, co zdarzało mi się nazywać zapachem śmierci.