- W empik go
Amy Foster - ebook
Amy Foster - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 172 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Szczyt płaskowzgórza góruje nad czworokątną wieżą kościoła w Colebrook. Zbocze jest zielone i przewiązane białą drogą. Idąc tędy w górę, wchodzi się do szerokiej i płytkiej doliny, rozległego, zielonego jaru z pastwiskami i żywopłotami, które stapiają się w zamykającej widok perspektywie o tonie purpurowym i falujących liniach.
Ta dolina schodzi do Brenzett i Colebrook, a wznosi się aż do Damford, targowego miasteczka oddalonego o czternaście mil. Jest to teren pracy mego przyjaciela Kennedy'ego, który zaczął praktykować jako lekarz w marynarce, a potem był towarzyszem pewnego znakomitego podróżnika, w czasach kiedy istniały jeszcze kontynenty o niezbadanym wnętrzu. Referaty o faunie i florze zjednały mu sławę w kołach naukowych. A teraz zajął się praktyką wiejską z własnego wyboru. Przenikliwość jego umysłu, działająca jak żrący płyn, niszczyła zapewne jego ambicję. Inteligencja Kennedy'ego należy do typu naukowych; badawcza z nawyku, odznacza się tą nienasyconą ciekawością, która wierzy, iż każda tajemnica kryje w sobie cząstkę ogólnej prawdy.
Kennedy zaprosił mnie do siebie kiedyś przed wielu laty, po moim powrocie z zagranicy. Przyjechałem bardzo chętnie, a że nie mógł zaniedbywać pacjentów dla dotrzymywania mi towarzystwa, zabierał mnie na swoje popołudniowe objazdy, które wynosiły czasem około trzydziestu mil. Czekałem na niego na drodze; koń sięgał po liściaste gałęzie, a ja tkwiłem na wysokim siedzeniu dwukółki i przez na wpół otwarte drzwi jakiejś chaty słyszałem śmiech Kennedy'ego, głośny, serdeczny śmiech, który by pasował do mężczyzny dwa razy większego. Kennedy miał żywe obejście, ogorzałą twarz i siwe, niezmiernie bystre oczy; miał również talent wyciągania ludzi na swobodną rozmowę i niewyczerpaną cierpliwość w słuchaniu ich opowiadań.
Pewnego dnia, gdy wyjeżdżaliśmy kłusem z dużej wsi, kierując się ku cienistej drodze, zobaczyłem po lewej stronie niską, czarną chatę, z malutkimi szybkami w oknach, pnącymi roślinami na tylnej ścianie, gontowym dachem i różami, które wiły się z rzadka po zniszczonym okratowaniu ganku. Kennedy ściągnął lejce i koń przeszedł w stępa. W pełnym słońcu stała kobieta i zarzucała ociekającą wodą derkę na sznur przeciągnięty między dwiema starymi jabłoniami. A gdy kurtyzowany kasztan o długiej szyi, wyrywając się naprzód, szarpnął lewą rękę doktora obciągniętą w grubą skórzaną rękawiczkę, ten zawołał poprzez żywopłot do kobiety: "Jak tam dziecko, Amy?"
Miałem czas przypatrzyć się jej tępej twarzy, czerwonej, ale jakby nie od rumieńca, tylko od tęgiego policzka; zapamiętałem również krępą postać i rzadkie, ciemnobrunatne włosy, ściągnięte w ciasny węzeł z tyłu głowy. Wyglądała zupełnie młodo. Jej głos brzmiał cicho i nieśmiało; słychać było wyraźnie, że brak jej tchu.