Analiza wrażeń - ebook
Analiza wrażeń - ebook
Najważniejsze filozoficzne dzieło Macha, choć dyskurs tu zastosowany ma charakter zdecydowanie interdyscyplinarny. Opisy eksperymentów i obserwacji z dziedziny fizyki, fizjologii czy psychologii stanowią dużą część dzieła i obudowują teoretyczną koncepcję autora zaskakującymi szczegółami praktycznymi. Czytelnik, śledząc klarowny wywód, w którym filozof-fizyk dowcipnie i z energią staje w obronie racjonalnego myślenia, ma też okazję delektować się opisami niezwykłych machin lub zwyczajów zwierząt. Są to wszystko narzędzia służące oddzieleniu tego, co symboliczne i konwencjonalne w naszym postrzeganiu rzeczywistości, od samych wrażeń, czyli treści zmysłowych. Ludzki umysł przywykł, jak pokazuje autor, podporządkowywać różnorodność i wielość treści jednej ogólnej kategorii, z której czyni niezanalizowaną, zbiorczą abstrakcję o samodzielnym istnieniu. Krytyki ze strony Macha doczekały się więc pojęcia Ja i materii, które utrudniają ostre i realistyczne widzenie świata.
Rozważania na granicy nauk przyrodniczych i filozofii wydają się dziś szczególnie aktualne wobec gwałtownego rozwoju kognitywistyki. Ernst Mach i jego fenomenalizm to doskonałe wprowadzenie do badań nad relacją między tym, co psychiczne, a tym, co fizyczne i fizjologiczne.
To nie Ja jest pierwotne, lecz elementy (wrażenia). […] Elementy tworzą Ja. Ja odczuwam (empfinde) zieleń, to znaczy, że element zieleni występuje w pewnym kompleksie innych elementów (wrażeń, wspomnień). Kiedy ja przestaję odczuwać wrażenie zieleni, gdy ja umieram, wówczas elementy nie występują już w ich znanym, zwykłym powiązaniu. To wszystko. Przestała istnieć tylko idealna z punktu widzenia ekonomii myślenia, lecz nie realna jednostka. Ja nie jest niezmienną, określoną, ostro odgraniczoną jednostką. Nie chodzi o niezmienność, o określoną odróżnialność od innych ani o ostre odgraniczenie, gdyż wszystkie te aspekty (Momente) są zmienne już w trakcie indywidualnego życia, a do ich zmiany jednostka nawet dąży. Istotna jest tylko ciągłość. […] Ciągłość jest jednak tylko środkiem mającym służyć do przygotowania i zabezpieczenia treści Ja. Najważniejsza jest ta treść, nie zaś Ja. Nie dotyczy to wyłącznie jednostki. Z wyjątkiem błahych i bezwartościowych wspomnień osobistych, pozostaje ona po śmierci jednostki w innych. Elementy świadomości jednej jednostki łączą się ze sobą silnie, lecz słabo [z elementami] innej jednostki i z rzadka w zauważalny sposób. Dlatego też każdy sądzi, że zna tylko siebie, uważając się za niepodzielną i niezależną od innych jedność. Treści świadomości o ogólniejszym znaczeniu przełamują bariery jednostkowe i kontynuują ogólniejsze, bezosobowe, ponadosobowe życie, oczywiście ponownie związane z jednostkami, [lecz już] bez względu na osobę, przez które zostały opracowane. Wielkim szczęściem artysty, naukowca, wynalazcy, reformatora społecznego itd. jest się do tego przyczynić. Nie można uratować Ja. Po części ta obserwacja (Einsicht), po części lęk przed nią prowadzi do najdziwniejszych niedorzeczności, pesymistycznych i optymistycznych, religijnych, ascetycznych i filozoficznych. Prosta prawda, które wynika z analizy psychologicznej, nie da się na dłuższy czas zamknąć pod kluczem.
Kategoria: | Filozofia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-01-17703-4 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Każdy autor jest łatwy, jeśli możesz uchwycić
ośrodek jego myśli.
William James
Zajmę się filozofią w Analizie wrażeń, jej treściami, założeniami i konsekwencjami, opiszę je i skomentuję. Wskażę też poglądy filozoficzne Macha, nieobecne lub śladowo obecne w tej książce, a decydujące o jego obecności w myśli badawczej i w polemikach filozofów oraz na kartach dziejów filozofii.
Dorobek Macha wymaga kompetencji zespołu. Dziś nie ma już takich ludzi – nie tylko nie ma ludzi twórczych na tak rozległym obszarze, lecz nawet zdolnych do poruszania się po nim ze znawstwem. Nie dziwota, że idee Macha poddawano zbiorowemu namysłowi.
Tło i on sam. Mach (1838–1916) żyje i pracuje intensywnie w drugiej połowie XIX stulecia. W roku 1901, po przebytym trzy lata wcześniej wylewie krwi do mózgu, przechodzi na emeryturę, aktywną wprawdzie, nadal bowiem publikuje, lecz na ogół zamieszcza w czasopismach prace drobne, okruchy wcześniejszego dorobku. Mach to człowiek międzyepoki, człowiek pogranicza – uosabia i scala to, co wniósł do nauki wiek XIX, inspiruje rewolucje, które przynosi wiek XX. Spróbujmy usunąć w wyobraźni tę epokę, a skreślamy czas, w którym żyjemy. Spróbujmy usunąć z niej Macha, a tracimy choćby zasadę Macha, jedno ze źródeł ogólnej teorii względności, usuwamy skrajny empiryzm, inspirujący pozytywistów logicznych.
Wskażmy najważniejsze osiągnięcia w dziedzinach, w których pracował i które wzbogacił Mach. James Maxwell formułuje w latach 1854–1873 teorię elektromagnetyzmu, unifikującą elektryczność i magnetyzm. Heinrich Hertz odkrywa w roku 1886 fale elektromagnetyczne. Istnieje opinia Einsteina o tym, co to dało. Mechanistyczny obraz świata został mianowicie zniszczony „przez wielką rewolucję, którą już zawsze będziemy wiązać z nazwiskami Faradaya, Maxwella i Hertza. Lwi udział w tej rewolucji należy przypisać Maxwellowi. Od jego czasów uważamy, że rzeczywistość fizyczną opisują ciągłe pola. Ta zmiana koncepcji rzeczywistości to najgłębsza i najbardziej owocna przemiana w fizyce od czasów Newtona”.
W psychologii pojawiają się pierwsze próby stosowania metod doświadczalnych. Gustav Fechner prowadzi badania z pogranicza psychologii i fizjologii, których owocem jest między innymi prawo ustalające ilościową zależność przyrostu intensywności wrażenia od przyrostu intensywności bodźca. W roku 1879 Wilhelm Wundt zakłada pierwsze laboratorium psychologiczne na uniwersytecie w Lipsku. W roku 1890 wychodzą The Principles of Psychology Williama Jamesa, gdzie czytamy w przedmowie, że „autor zajmuje w całej tej książce punkt widzenia nauk przyrodniczych” i utrzymuje, że „psychologia jako nauka przyrodnicza, ustaliwszy empiryczne korelacje rozmaitych rodzajów myśli i czuć z określonymi stanami mózgu, dalej pójść nie może”. Mach nawiązuje do Jamesa (krytycznie na przykład w rozdziałach VI i VII Analizy wrażeń) jak badacz sięgający do wyników kolegi, z którym dzieli podstawowe założenia i metodologię. James zaś wyznaje gdzieś, że nikt nigdy nie wywarł na nim „tak silnego wrażenia czysto intelektualnego geniuszu”.
W roku 1859 natomiast ukazuje się O powstawaniu gatunków drogą doboru naturalnego Karola Darwina, dzieło wyznaczające Macha obraz świata. Tam jest fundament jego spojrzenia na człowieka, na ludzką psychikę i jej wytwory.
I wreszcie otaczająca go filozofia XIX stulecia. Działają w niej myśliciele metrykalnie dziewiętnastowieczni, ale też, z perspektywy Macha, trzej dawniejsi: Berkeley i Hume, którzy są mu bliscy, oraz Kant, którego – po lekturze Prolegomenów do wszelkiej przyszłej metafizyki, lekturze podjętej w wieku lat piętnastu (zob. s. 27, przyp. 23) – odrzuca. Organizują ją, tak jak filozofię we wszystkich czasach, różne antagonizmy. Historiografia filozofii wypracowała do ich opisu pary pojęć: realizm–idealizm, empiryzm–racjonalizm, transcendentalizm–naturalizm, racjonalizm–irracjonalizm, materializm–spirytualizm. I jeszcze jeden antagonizm, bodaj najbardziej swoisty dla filozofii XIX wieku, a przez nią i dla późniejszej – antagonizm miedzy filozofią naukową a nienaukową.
Stosuję tę ryzykowną terminologię, by filozofię powodowaną zaleceniem, że „jeśli interesuje człowieka filozofia, to zasad, metod i ogólnych koncepcji ma uczyć się od nauki”, przeciwstawić filozofii, która odrzuca to zalecenie. Łatwo wskazać emblematyczne nazwiska: Comte, Mill i Mach po stronie filozofii naukowej, Bergson i Husserl po stronie filozofii nienaukowej. Filozofia nienaukowa w zarysowanym tu sensie nie musi być irracjonalizmem. Pompatyczny antynaukowy irracjonalizm to sprawa ostatnich dziesięcioleci.
Gdzie w obszarze opisanym za pomocą tych opozycji występuje Ernst Mach? Wszędzie i nigdzie. Rezygnując z paradoksu, wszędzie po trosze, nigdzie zatem bez reszty.
Mach to człowiek wyjątkowy. Wybitny uczony z osiągnięciami nazwanymi od jego nazwiska, a zarazem twórczy filozof. Zajmowały go bowiem podstawy, a „zadaniem filozofii musi być nieodzowna rekonstrukcja podstaw”. Tadeusz Kotarbiński mówił o takich – profundysta, wchodzący „w zagadnienia świdrującą w głąb myślą”. Mach to profundysta, obmyślił bowiem jedną z zaledwie kilku możliwych ontologii i jedną z dwóch możliwych filozofii nauki.
Odnotujmy główne osiągnięcia Macha. Wzbogacił fizykę, filozofię i psychologię o orientacji fizjologicznej. W fizyce badał systematycznie prędkość dźwięku i prędkości naddźwiękowe. (W tym kontekście występuje liczba Macha, wyrażająca stosunek prędkości przepływu płynu w danym miejscu do prędkości dźwięku w tym płynie w tym samym miejscu.) Przyczynił się istotnie od zrozumienia zjawiska Dopplera, a „jego krytyka Newtonowskich idei absolutnej przestrzeni i absolutnego czasu inspirowała młodego Einsteina, który uznawał Macha za filozoficznego prekursora teorii względności”. W filozofii głośny jest jego monizm neutralny, znamienna jego postawa antymetafizyczna, opozycja wobec atomizmu, pozytywistyczne i naturalistyczne podejście do zagadnień wartości i funkcji wiedzy, na czele z głośną zasadą ekonomii myśli, a historycznie – doniosły wpływ na Koło Wiedeńskie (poprzednikiem Koła Wiedeńskiego było założone w roku 1928 pod kierownictwem Schlicka Ernst Mach Verein ). Mach uchodzi za twórcę filozofii nauki jako odrębnej dyscypliny. Był też wybitnym historykiem nauki. W psychologii badał zależności między wrażeniami a bodźcami. Badaniu psychologicznemu poddał kolory, dźwięki, czas, przestrzeń, traktowane dotąd jako składniki świata fizycznego. Uchodzi za prekursora psychologii postaci.
Mach to badacz, myśliciel, człowiek nieustannie uczący się od innych, w kontakcie bezpośrednim i w lekturze, a innych uczący jako nauczyciel akademicki, prelegent, autor podręczników, artykułów i książek. Lata jego nauki, wędrówek oraz prac eksperymentatorskich i teoretycznych płyną w niewielkim wieloboku Austro-Węgier, z Grazem, Wiedniem i Pragą jako głównymi wierzchołkami, spięte klamrą urodzin 18 lutego 1838 roku w Turas na Morawach i śmierci 19 lutego 1916 roku w Haar koło Monachium. Ukończył austriackie gimnazjum na Morawach, a w latach 1855–1861 studiował matematykę i fizykę na uniwersytecie w Wiedniu. Po studiach pozostał w Wiedniu do roku 1864, utrzymując się jako Privatdozent z wykładów opłacanych bezpośrednio przez studentów, „to zaś znaczy, że niewiele zarabiał”. Zainteresował się wówczas fizjologią, nawiązując kontakt z grupą uczonych skupionych wokół Johannesa Müllera, twórcy nowej szkoły w fizjologii, i zapisując się na medycynę, gdzie słuchał wykładów z fizjologii, chemii i anatomii. W latach 1864–1867 był profesorem matematyki na uniwersytecie w Grazu, gdzie poza dydaktyką prowadził intensywną pracę badawczą, pionierskie badania percepcji wzrokowej, zwieńczone opisem i analizą zjawiska zwanego dziś pasmem Macha. Tam też zetknął się z Gustavem Fechnerem. W latach 1867–1895 zajmował katedrę fizyki na uniwersytecie w Pradze. Od roku 1895 do przejścia na emeryturę w roku 1901 prowadził katedrę historii i filozofii nauk indukcyjnych na uniwersytecie w Wiedniu.
Encyklopedie i biografie operują na ogół na poziomie zdarzeń, głębiej nie schodzą. Rzadko więc dowiadujemy się o rzeczach równie ważnych jak poglądy, bo o poglądach decydujących – o osobowości myśliciela, jej stylu i ogólnej tonacji, o jego postawach wobec pracy i innych ludzi. Analiza wrażeń pozwala całkiem sporo powiedzieć o Machu jako człowieku, spróbuję więc naszkicować jego sylwetkę. Nie będzie to analiza, lecz garść wrażeń opartych na jego napomknieniach o sobie, materiał skromny ilościowo, ale wymowny – a także opartych na tym, jak Mach zachowuje się, wykładając i uzasadniając swoje poglądy.
Mach nie jest egotykiem. Nastawiony na badanie świata, na współpracę z innymi, lekceważy własne Ja. Taką ma osobowość, której w sukurs idzie jego filozofia, przecząca istnieniu Ja. Mach jest więc nieagresywny, bo nieegotyczny, przeciwnie – wyrozumiały i tolerancyjny, nie odpiera z furią krytycznych wypowiedzi o sobie, nawet głupich, potrafi przyznać, że błądził, uwzględnia też naturalny ludzki opór przed nowymi ideami. Nie forsuje swoich poglądów z ogniem w oczach, choć stanowczo ich broni i stanowczo sprzeciwia się zjawiskom, które uznaje za przejawy błądzenia umysłu ludzkiego. Jest rasowym badaczem, nie zaś kimś, kto ma tylko zawód uczonego. Problemy badawcze trapią go od młodości (zob. np. s. 100). Zawsze znajduje się w sytuacji badacza – obserwuje wszystko, w tym siebie samego i własne dzieci, korzysta z tego, co słyszy od ludzi prostych. Jest wrażliwy na ludzką krzywdę, przeciwny społecznym podziałom i egoizmom. Tu też charakter wspomaga jego filozofia, zacierająca granicę między nim samym a innymi. O zwierzętach mówi, że są „naszymi młodszymi braćmi” (s. 179).
Filozofia w Analizie wrażeń. Są w Analizie wrażeń nauki – psychologia i fizjologia, biologia i fizyka – i jest w niej filozofia, czyli „podstawowy pogląd (bez pretensji do filozofii na całą wieczność)” (s. 29) na świat, którego kluczowym fragmentem jest rzeczywistość badana przez nauki Analizy wrażeń, oraz podstawowy pogląd na wiedzę, której główną częścią są nauki Analizy wrażeń. Mamy zatem w tej osobliwej książce splot filozofii i nauki, ich wzajemne odniesienia i zależności. Osobliwa to książka, bo wciągająca i zniechęcająca, pełna śmiałych oryginalnych pomysłów, a zarazem nieudolnie napisana, bez dbałości o precyzję i ekonomię wykładu.
Analiza wrażeń ma strukturę prostą i funkcjonalną – złożony z ośmiu rozdziałów rdzeń, zawierający opis przebiegu i wyników badań nad percepcją barw, dźwięków, przestrzeni i czasu, a także nad powiązaniem tych elementów psychicznych, wraz z opisem (mówiąc po dawnemu) władz umysłu, woli i pamięci, oraz siedmiorozdziałowa obudowa z treściami głównie filozoficznymi. Treści rdzenia od treści obudowy nie dzieli sztywna granica, przenikają się, wzajemnie warunkują, splecione pokrewieństwami, lecz też zdecydowanie różne.
Zacznę od opisu filozofii, a nie znajduję lepszego sposobu niż opis przez przytoczenia wypowiedzi Macha, wybranych i stosownie zorganizowanych. Opisowi musi towarzyszyć komentarz, inaczej nie jest to opis, lecz reprodukcja; a komentarz, gdy przychodzi komentować filozofię, to w każdym razie ustalanie znaczeń oraz uzasadnień, jeśli te są niejawne. Komentarz prowadzi do krytyki, choćby wtedy, gdy nie znajdujemy u autora poprawnych uzasadnień, a lepszych nie widać. Chcę postępować tą drogą, a ponadto zastanowić się nad intrygującą kwestią, w jakich stosunkach pozostają u Macha filozofia i nauka. Pytanie to narzuca się w obliczu oświadczeń: „Nie roszczę sobie prawa do miana filozofa” (s. 28, przyp. 23); „jestem badaczem przyrody, nie filozofem”(s. 43); „filozofia Macha nie istnieje!”(s. 329). Mach uchodzi tymczasem, w opinii dziś już podręcznikowej, za twórcę wyrazistej filozofii, a raczej wiązki doktryn czy stanowisk filozoficznych – neutralnego monizmu, swoistego fenomenalizmu i instrumentalizmu, by wymienić główne. Interesujące zatem, z czym mamy tu do czynienia. Czy Mach jakoś osobliwie rozumie filozofię? Czy błędnie rozpoznaje to, co zrobił? A może padł ofiarą zbiorowego nieporozumienia? Okoliczność, że w uznającej go za filozofa zbiorowości są tacy ludzie, jak Bertrand Russell, pozwala wykluczyć ostatnią ewentualność.
Oto ośrodek myśli Ernsta Macha. (a) „Prawdziwej bezwarunkowej trwałości nie ma”, istnieje jedynie „trwałość powiązania elementów”(s. 297–298). My tymczasem (b) wierzymy w trwałą materię, w sztywne trwałe ciała, w trwałe Ja każdego z nas (zob. tamże). (a) ma za sobą racje, a (b) przyczyny.
Reszta jest na usługach tego ośrodka. Reszta to uściślenie tych twierdzeń, uzasadnienie (a) ontologii Macha i wskazanie przyczyn (b) naszej metafizyki, „instynktownego poglądu”, tej „osobliwej fikcji” (s. 319). Mach dostarcza wszystkiego, co niezbędne, by przekształcić swoją myśl ośrodkową w pełne stanowisko, lecz jest to materiał rozproszony, niewystarczający i niesystematyczny. Niewystarczający, bo wyjaśnienia semantyczne polegają głównie na powtarzaniu tej samej myśli w tej samej szacie, a niesystematyczny, ponieważ racje trzeba dopiero zebrać, powiązać ze sobą i z ich następstwami, by otrzymać łańcuch uzasadnień. Mach zauważa zresztą, z charakterystyczną dla siebie przenikliwością, że „to nie to samo: logicznie pojąć myśl i przyjąć ją z sympatią”; że przyjęcie wymaga plastyczności umysłu, a „chodzi raczej o proces psychologicznej przebudowy” (tamże). Źródła natomiast naszej metafizyki „prostego człowieka” (wszyscy jesteśmy metafizycznymi prostakami) wskazuje Machowi jego antropologia, wiedza o człowieku i jego położeniu, antropologia o darwinowskiej proweniencji. „Filozoficzny punkt widzenia prostego człowieka powstał w niezmiernie dawnych czasach bez umyślnego udziału człowieka; jest on tworem przyrody i jest zachowywany przez przyrodę” (s. 33). Myśliciel zauważa przy tym wyrozumiale, że „nie może być mowy o eliminacji w użytku domowym i podręcznym” (s. 298) tej metafizyki.
(I) Są barwy, dźwięki, zapachy, własności dotykowe, czyli elementy, a ich kompleksy „zwykle nazywa się ciałami” (s. 9) – „rzecz, ciało, materia nie jest niczym innym jak związkiem elementów” (tamże). (II) Są barwy, dźwięki, zapachy, własności dotykowe, składające się na „kompleks, który nazywa się naszym organizmem” (tamże). (III) Są też barwy, dźwięki, zapachy, własności dotykowe, składające się na „kompleks woli, obrazów pamięciowych itd.” (tamże; rozwińmy to „itd.” – w ów kompleks wchodzą też wyobrażenia, wrażenia, myśli, słowem: to, co zwykle nazywa się psychiką). (II) i (III) „przeciwstawia się jako Ja światu cielesnemu” (tamże). „Przy bliższych oględzinach elementy wszystkich kompleksów okazują się tego samego rodzaju”, mimo to jednak „wkrada się stare wyobrażenie przeciwieństwa ciała i duszy” (s. 14). Zarysowany tu pogląd, przeciwstawiony „staremu wyobrażeniu”, nazywa autor „monistycznym punktem widzenia” i powiada, że jest „rozwinięty w refleksji” (tamże).
Zatrzymajmy się tu, na samym początku, gdzie Mach inicjuje doktrynę. Nasuwają się bowiem różne pytania. To, co zostało przed chwilą powiedziane, da się wyłożyć następująco. Istnieje taki poziom świata, poziom bazowy, gdzie wszystko jest jednorodne – elementowe. Poziom ten (by rzec za Wittgensteinem) istnieje „z łaski natury”. Istnieje też poziom drugi, zasługujący – uwzględniwszy, jak zostaje powołany do istnienia – na miano nadbudowy. Naszym dziełem są obiekty (I), (II), (III), pewne kompleksy elementów nazywamy bowiem rzeczami, inne naszymi ciałami, jeszcze inne naszymi Ja, powołując „rzekome jedności” (s. 13). Ale „człowiek ze swymi myślami i instynktami jest właśnie cząstką przyrody” (s. 300), nadbudowa pochodzi zatem z tego samego źródła, co nieskazitelny poziom bazowy – z łaski natury. Co więc pozwala Machowi tak radykalnie różnicować poziom bazowy i nadbudowę? Co naprowadza go tu na opozycję rzeczywistości i fikcji, prawdziwego monistycznego obrazu świata i zbiorowego zmyślenia. Mach przywołuje, jak się przekonamy, silne racje, by tak postąpić. Czy wystarczająco silne?
Skąd Mach wie, że w (opisanym właśnie) ośrodku jego myśli leżą twierdzenia prawdziwe? Mówi w pewnym miejscu (s. 9) omal jednym tchem o „bliższych oględzinach” oraz o „rozwinięciu w refleksji” jako o tym, co go prowadzi do monistycznego punktu widzenia. Oto zapis niemetaforyczny tego, co mówi: do monizmu prowadzi obserwacja i wnioskowanie. Czy ta koniunkcja jest prawdziwa? A na jaką modłę jest fałszywa, jeśli jest fałszywa? Czy tak, że ani obserwacja, ani wnioskowanie nie uzasadniają monizmu? Czy tak, że uzasadnia go któreś z nich? Czy tak, że któreś z nich wraz z czymś jeszcze, czego Mach nie uwzględniał? Pytania te prowadzą do kluczowej kwestii słuszności myśli Macha. Zajmijmy się jednak przedtem otoczeniem jej ośrodka, by go rozjaśnić, i przyjrzeć się temu, co go wspiera.
„Barwa jest obiektem fizycznym, skoro tylko zwrócimy uwagę np. na jej zależność od otaczającego ją źródła światła (inne barwy, ciepło, przestrzenie itp.). Jeśli zauważymy jednak jej zależność od siatkówki oka, wówczas jest ona obiektem psychicznym, wrażeniem. To nie przedmiot, lecz kierunek badań jest różny w obu dziedzinach” (s. 16–17). Elementy (barwy, kształty itp.) w pewnym „powiązaniu i połączeniu”, w pewnej „zależności funkcjonalnej”, w powiązaniu z organami naszych zmysłów, są wrażeniami, „w innym związku funkcjonalnym”, z przedmiotami fizycznymi, „są jednocześnie obiektami fizycznymi” (s. 15; wyróżnienie moje). „Różnica między tym, co fizyczne, a tym, co psychiczne, sprowadza się tylko do różnicy stosunków zależności, które z jednej strony są obiektami fizyki, a z drugiej strony psychologii. Jeśli badam zależność składnika otoczenia A od drugiego składnika otoczenia B, wówczas uprawiam fizykę; jeśli badam, w jakim stopniu A zmienia się pod wpływem zmiany organów zmysłowych lub centralnego układu nerwowego istoty żywej, to uprawiam psychologię”(s. 46; zdanie to jest aprobowanym przez Macha czyimś sformułowaniem stanowiska Avenariusa i samego Macha). „To, co psychiczne, i to, co fizyczne różni się bowiem jedynie sposobem ujęcia” (s. 215).
Nazwijmy twierdzenia poprzedniego akapitu twierdzeniami relatywizującymi, przypisują one bowiem rzeczom przynależność gatunkową ze względu na układ odniesienia, któremu zostały podporządkowane. Wszystkie elementy w świecie Macha są wprawdzie jednorodne, dostają się jednak w tryby pewnej procedury, którą opuszczają z przydziałem gatunkowym: tu zieleń liścia – element fizyczny, gdy otaczają go obserwacje fizyka; tu zaś zieleń liścia – element psychiczny, gdy za badania weźmie się psycholog (zob. s. 40).
Twierdzenia relatywizujące służą uzgodnieniu monizmu, ontologii radykalnej, z odziedziczonym dualistycznym obrazem świata i jego składową – klasyfikacją nauk. Czy jest to ustępstwo ze strony Macha, czy rozwinięcie pewnego następstwa monizmu? Zostawmy to pytanie w imię ekonomii postępowania.
Zastanówmy się natomiast nad czyhającymi tu trudnościami. Jak Mach dochodzi do twierdzeń relatywizujących? Inferencyjnie, rzecz jasna, przez wnioskowanie, nie widać bowiem gołym okiem, że jest tak, jak głoszą. Jak je wywnioskowuje? Na przykład tak. O żadnej rzeczy nie wiemy, czym jest, jeśli nie mamy jej opisu. Elementy (barwy, dźwięki itd.) opisujemy w różnych językach. Opisy te różnią się od siebie kontekstami, w których zanurzona jest nazwa elementu, a każdy kontekst opisuje swoje stosunki zależności. Kontekst przydaje zatem elementowi stosunki zależności, reszta pozostaje bez zmian.
Jeśli rozumowanie Macha realizuje ten schemat, od razu widać lukę. Otóż z tego, że dany element „przechodzi” z jednego języka do drugiego (raz świeci na zielono w języku optyki, kiedy indziej wygląda zielono w języku psychologii), nie wynika, że to ten sam element. Wynikanie trzeba by uzyskać, wypełniając tę lukę, a można się obawiać, że wypełniacz musiałby sięgać do pojęcia substancji, którego Mach chciał się pozbyć. Wynikanie to jest tymczasem nieodzowne, jeśli Mach ma utrzymać twierdzenia relatywizujące, te zaś są nieodzowne, jeśli ma utrzymać monizm neutralny, jeżeli więc to, co psychiczne, i to, co fizyczne, ma się różnić jedynie sposobem ujęcia. Bez tego wynikania postępowanie Macha obarczone jest ulubionym błędem filozofów – zakładaniem tego, co ma być udowodnione.
Uznajmy (niech nam to będzie poczytane za czyn szlachetny), że Mach zapewnił tożsamość elementowi wędrującemu od nauki do nauki. Żeby jednak ów transdziedzinowy element (zachowujący tożsamość w poprzek dziedzin, do których trafia) otrzymał swój kostium, musimy go powiązać czy uzależnić funkcjonalnie od czegoś, co już jest fizyczne lub psychiczne. Zobowiązanie to stawia nas jednak przed następującym trylematem (przed rozdrożem z trzema szlakami). (a) Albo owo coś, do czego odnosimy nasz element, zostało uprzednio odniesione (niekoniecznie uprzednio w sensie czasowym, lecz koniecznie w sensie logicznym) do czegoś innego, uzyskując status fizycznego lub psychicznego układu odniesienia. (b) Albo mianujemy w trybie postulatu owo coś fizycznym lub psychicznym układem odniesienia. (c) Albo etykietę fizycznego lub psychicznego układu odniesienia czerpiemy z metafizyki „prostego człowieka” (zaludnionej, przypomnijmy, ciałami i duszami). Na każdej z tych dróg wyrasta jednak przeszkoda: (a) grozi regresem w nieskończoność, każdy bowiem układ odniesienia wymaga uprzedniego, (b) naznacza nasze postępowanie piętnem arbitralności, (c) niweczy główną intencję Macha, by rozstać się z metafizyką oferującą „rzekome jedności”.
Sytuacja ta nasuwa podejrzenie, że nie da się mieć obu rzeczy – monizmu Macha i pluralizmu nauk. Trudno się więc dziwić, że filozofowie Koła Wiedeńskiego doszli do programu jedności nauki. Wynik ten sprawia wrażenie historycznego i logicznego produktu oddziałującej na Wiedeńczyków myśli Macha.
Sprawa, która nas zatrzymała, leży, rzec można, w interiorze monizmu Macha: gdy filozofia ta jest już gotowa, Mach wskazuje mechanizm transformujący homogeniczny świat jego elementów w dwie tradycyjne rodziny zjawisk, w materię i psychikę. Transformacja ta przeprowadza coś bezwzględnego w coś względnego, bo zależnego od „sposobu ujęcia”. Mechanizm ten, okazało się, zgrzyta: albo musiałby działać zawsze, żeby zadziałać kiedyś; albo miałby startować wszędzie, czyli nigdzie; albo wymagałby mechanizmu, który miał zastąpić. Okazało się też, co gorsza, że to, co ma podlegać obróbce, zachowujący tożsamość element, Mach wprowadza bez podania racji, że więc sam monizm – w każdym razie, gdy występuje wśród twierdzeń relatywizujących – nie ma uzasadnienia.
To zaś jest niemożliwe, czegoś takiego nie wprowadza się bez uzasadnienia, choćby uzasadnienie polegało na oświadczeniu, że jest niepotrzebne. Spróbujmy więc poszukać w Analizie wrażeń uzasadnienia Machowskiego monizmu.
„Pewnego jasnego, letniego dnia na świeżym powietrzu świat wraz z moim Ja wydał mi się nagle powiązaną masą wrażeń, silniej jedynie złączoną w Ja” (s. 27, przyp. 23). Niejedyna to iluminacja w dziejach filozofii. Temu, kto powie, że iluminacja nie stanowi żadnego uzasadnienia, trzeba natychmiast przyznać rację. I natychmiast dodać: takie przeżycie to potężny impuls źródłowy, źródło energii myślowej, mobilizujące do szukania uzasadnień. Dzięki niemu myśliciel ma czego bronić, reszta to racjonalizacja, czyli poszukiwanie racji objawionego następstwa, postępowanie ogólnoludzkie, niezależne od źródła, z którego spływa na nas objawienie. Mach ulega rzecz jasna impulsowi i wytwarza uzasadnienia – w dwóch odmianach: konstruktywne, przez wskazywanie racji przemawiających za monizmem, i destruktywne, przez wskazywanie słabości głównego konkurenta, czyli psychofizycznego dualizmu.
„Elementy postrzegamy jako elementy świata” (s. 29) – oto znacząco inne sformułowanie monizmu, inne w stosunku do tego, które przedstawiłem wyżej pod nagłówkiem „ośrodek myśli Macha” (zob. s. XVII). Tamto zasługuje na miano przedmiotowego, mówi bowiem o pewnych przedmiotach, o elementach; to – na miano podmiotowego, mówi bowiem o postrzeżeniu przeżywanym przez podmiot, skądinąd zbiorowy („postrzegamy”). A oto wielowątkowa opinia Macha o tym postrzeżeniu, zwanym przezeń poglądem. „Ten podstawowy pogląd można obecnie utrzymać we wszystkich dziedzinach doświadczenia; jest więc też poglądem, który odpowiada aktualnej całości wiedzy przy najmniejszym nakładzie kosztów, w sposób bardziej ekonomiczny niż inne” (s. 29). Mamy tu najpierw uznanie tego poglądu za prowizoryczny, który zawsze może ustąpić „przed lepszą koncepcją w razie kolejnego rozszerzenia obszaru doświadczenia” (tamże). Pogląd prowizoryczny – odnotujmy to – jest w szczególnym położeniu metodologicznym. Wyznawca nie musi go dowodzić, wystarczy, że go uprawdopodobni, to zaś oznacza, że nie możemy domagać się od niego dedukcji ze zdań pewnych do pewnych, wystarczy, że dostaniemy tu tytułem wsparcia (mówiąc w języku polskich logików, Łukasiewicza, Czeżowskiego) rozumowanie redukcyjne. W tym metapoglądzie Macha (w poglądzie o jego monizmie jako poglądzie) mamy z kolei zapewnienie, że monizm odpowiada „aktualnej całości wiedzy”. Ważne to zapewnienie, którego nie potrafię jednak poddać analizie, choć chwytam jego ogólnikowy sens. Znaczy chyba coś takiego, że Mach nie znajduje w dostępnej sobie nauce zdania sprzecznego z monizmem, uznaje więc monizm za spójny z całością wiedzy naukowej. Przyznajmy mu to! Zauważmy też, że Mach mówi o aktualnej całości wiedzy, można więc wnosić, że w przypadku niezgodności miedzy monizmem a przyszłym stanem wiedzy, Mach odstąpi od monizmu. I mamy wreszcie dopełnienie tamtego zapewnienia, brzemienne, bo angażujące ważną doktrynę Macha i wzmacniające zasadność monizmu: monizm jest „bardziej ekonomiczny” niż inne poglądy. I to przyznajmy Machowi! Zgódźmy się, że jest bardziej ekonomiczny od innych ontologii, przynajmniej w tym sensie, że ma uboższy słownik – poziom bazowy świata da się opisać ubogimi środkami, przez wyliczenie typów elementów.
Nietrudno o wielkoduszność, co dopiero, gdy jest pozorna. Choćby Mach bowiem miał rację tam, gdzie „wielkodusznie” przyznaliśmy mu ją, choćby jego metapogląd był prawdziwy, nie wynika z tego, że monizm jest prawdziwy. Mach może wprawdzie powiedzieć, że wynika. Widać jednak, że nie bez kosztów. Ustalmy najpierw, że metapogląd sprowadza się do oświadczenia, iż monizm jest uzasadniony, bo niesprzeczny z nauką, a bardziej ekonomiczny niż inne (rzeczywiste lub tylko wyobrażone) ontologie. Ustalenie to pozwala zauważyć, że metapogląd pociąga prawdziwość monizmu, lecz tylko wtedy, gdy utożsamiamy prawdziwość zdania z uznaniem go w sposób uzasadniony. Oto więc ten koszt: aby z tego, że monizm jest uzasadniony, otrzymać jego prawdziwość, trzeba założyć tak zwany antyrealizm, czyli owo utożsamienie.
Antyrealizm natomiast to stanowisko sporne, a w sporze z nim znajduje się realizm, utożsamiający prawdziwość zdania z wiernością wobec stanu rzeczy, o którym zdanie mówi. Skoro zaś sporne jest ogniwo nieodzowne do uznania monizmu za prawdziwy, Mach nie może uznać, że jest uzasadnione – gdyby je bowiem za takie uznał, uznawałby tym samym za uzasadnione zdania, co do których nie ma zgody wśród równorzędnych uczestników sporu o nie. Nie może więc powiedzieć, że ogniwo to jest prawdziwe. Nie może tego powiedzieć pod groźbą wewnętrznej sprzeczności, odstąpiwszy bowiem od utożsamienia prawdziwości z uzasadnieniem, odstąpiłby od tego, co pozwoliło wprowadzić jego ogniwo. Jeśli zaś nie może powiedzieć, że owo ogniwo jest prawdziwe, nie może powiedzieć, że z jego metapoglądu wynika prawdziwość monizmu. To właśnie było do okazania.
Przyjrzyjmy się jeszcze destruktywnej argumentacji na rzecz monizmu. Zmierza ona do skompromitowania najpoważniejszego konkurenta monizmu, dualistycznej metafizyki substancji materialnych i naszych Ja. Dostajemy diagnozę: „Fizjologicznie pozostajemy egoistami i materialistami, podobnie jak zawsze widzimy, że Słońce wstaje. Teoretycznie jednak ten pogląd jest nie do utrzymania” (s. 320), ale „ze względu na wysokie praktyczne znaczenie, nie tylko dla jednostki, ale dla całego rodzaju , połączenia «Ja» i «ciała» obowiązują instynktownie i występują z żywiołową siłą” (s. 21). „Wysokie praktyczne znaczenie” to stabilizująca rola owych połączeń: „Ja jest dla mojego instynktownego poglądu czymś najważniejszym i najtrwalszym. „Bryła sztywna jest dla surowego, instynktownego poglądu także czymś trwałym” (s. 319). „To postępowanie może mieć znaczenie dla spokojnego, ekonomicznego ujęcia świata, ale z pewnością nie jest jedynym uzasadnionym zachowaniem” (s. 297), a „«materia» może być traktowana tylko jako nieświadomie tworzący się, bardzo naturalny symbol myślowy, oznaczający stosunkowo stabilny kompleks elementów zmysłowych” (s. 281).
Figura myślowa, która mi się narzuca w reakcji na Machowską diagnozę położenia, w którym znajduje się nasz „instynktowny pogląd”, nasz fizjologiczny egoizm i materializm, przypomina te, którymi reagowałem na pozytywną argumentację Macha na rzecz monizmu: choćby diagnoza Macha była prawdziwa – a skłonny jestem, jako naturalista, uznać ją za prawdziwą – wcale z tego nie wynika, że zdiagnozowana metafizyka jest fałszywa. Wynikałoby, gdyby wbudować w argumentację Macha ogniwo o postaci: Rodowód stanowiska ma przełożenie na jego wartość logiczną. Ogniwo to pochodzi jednak z nieprawego łoża, bo z pomieszania porządku genezy z porządkiem racji.
Mach ma tu wprawdzie ruch. Diagnoza, którą przedstawiłem – może powiedzieć – niesie tylko sugestię, że uformowane bezrefleksyjnie stanowisko, służące przetrwaniu, należy, jak wiele podobnych, do zasobów mitologicznych ludzkości. Dowód natomiast przynosi moja argumentacja wskazująca, że słuszność leży po stronie stanowiska sprzecznego z „instynktownym poglądem” – po stronie jednolitej monistycznej budowli, pozwalającej pozbyć się „nieszczęsnego, mylącego dualizmu” (s. 282). Argumentacja ta pokazuje tym samym, że „teoretycznie ten pogląd jest nie do utrzymania” (s. 320).
Ta racjonalna obrona jest jednak nieskuteczna, jeśli trafne są moje uwagi o lukach w Machowskich uzasadnieniach monizmu.
Nauka a filozofia. Zapamiętaliśmy, że Mach broni się przed mianem filozofa (zob. s. XVI–XVII), a przecież wypowiada twierdzenia rasowo filozoficzne – najogólniejsze twierdzenia o tym, co stanowi fundament rzeczywistości, całej rzeczywistości. Gotów jest wprawdzie od nich odstąpić, jak przystało na empirystę, dziś jednak, gdy je głosi, traktuje je jako pewne. Wypowiada je więc jako konieczne i ogólne twierdzenia o naturze rzeczy, a jeśli takim twierdzeniom odmówimy miana filozofii, filozofia nie istnieje: nie jest filozofią idealizm Platona, nie jest nią dualizm Kartezjusza, nie jest monadologia Leibniza, nie jest subiektywizm Berkeleya, nie jest fenomenalizm Hume’a, nie jest atomizm logiczny Russella. Werdyktu tak ekscentrycznego nikt jednak nie przyjmie.
Co zatem powoduje Ernstem Machem, gdy dystansuje się od filozofii? Rysuje mi się następująca odpowiedź, jedyne zaś uzasadnienie, które potrafię jej przyporządkować, polega na wskazaniu, że odpowiedź ta pozwala odrzucić kokieterię, ignorancję i agresję, wywodzącą się z niechęci do fantazyjnej metafizyki, pozwala je odrzucić jako pobudki osobliwego postępowania myśliciela. Pobudki takie nie przystoją Machowi, więc je wykluczam.
Mach był pod presją dwóch wyobrażeń – tradycyjnego wyobrażenia o filozofii jako królowej nauk (dziś występującego reliktowo) oraz nowożytnego przeświadczenia o poznawczej wydajności i odpowiedzialności nauki. Kierował się też bliską empirystom zasadą wspólnej miary: filozofia rozporządza takimi i tylko takimi środkami dochodzenia do wiedzy, jakimi rozporządza nauka; innych nie ma. Filozofia i nauka stają ramię w ramię przed trybunałem rozumu.
I oto Mach widzi – to, co widzi czytelnik Analizy wrażeń – że w jego dziele, w jego myśli, w jego dorobku sąsiadują ze sobą dwa niewspółmierne jakościowo obszary. Występują tam hipotezy i teorie, opisy doświadczeń i eksperymentów, powoływane dla wsparcia lub odrzucenia teorii; panują tam rygory dotyczące zrozumiałości pojęć oraz sensu i wiarygodności zdań, rygory wyznaczające zakres obowiązywania twierdzeń i określające granice ich akceptacji. I występują tam powtarzane z emfazą oświadczenia, jakaś „ogólna teoria wszystkiego”, coś niby proroctwo, niby wizja, czego broni się za pomocą argumentów (jak widzieliśmy) anemicznych, jakby dopadł obrońcę zanik krytycyzmu, który nie odstępował go na obszarze nauki.
Mach widzi, a może tylko przeczuwa tę niewspółmierność, przeżywa więc dotkliwą rozterkę, dysonans poznawczy. Oto te treści, na których mu tak zależy, które przynoszą porządkujący wszystko, wszystkie napięcia i konflikty, ostateczny obraz świata, te dystyngowane filozoficzne treści nie spełniają wymogów, które powinno spełniać wszystko, co człowiek podaje innym do wiadomości – wymogów nauki.
Mach widzi, a może tylko przeczuwa, że monizm to ostatecznie tylko zbiór oświadczeń, wyrażających jego pragnienia. W przeczuciu tym przenika Mach naturę filozofii, którą tak wybitnie wzbogacił. Filozofia bowiem to siedlisko myślenia życzeniowego. Ujawniają się tu wzniosłe i złowrogie, dorzeczne i niedorzeczne, wyrafinowane i prostackie pragnienia ludzkości.PRZEDMOWA DO WYDANIA SZÓSTEGO
Mam nadzieję, że bezstronny czytelnik nie znajdzie w tej książce potworności przypisywanych jej przez niektórych autorów w krytycznym zapale. Praca ta przedstawia naturalny, ogólny i znany każdemu, a zwłaszcza badaczowi przyrody, pogląd na świat, starając się sprowadzić go do jego najprostszych i najbezpieczniejszych podstaw. Jeżeli nie jest to jasne w pierwszym rozdziale, to mam nadzieję, że wyklaruje się w rozdziałach XIV i XV, a także w nowych dodatkach. Odnoszą się one po części do lepszych lub poszerzonych badań szczegółowych innych autorów, za których łaskawe przedstawienie jestem bardzo wdzięczny. Gdybym jeszcze miał znowu eksperymentować w dziedzinie fizjologii zmysłów, to obiecywałbym sobie szczególne wsparcie ze strony pana profesora dra L. Burmestera z Monachium i dra F. Hillebranda z Innsbrucku. Praca dra R. Pauliego Über die Beurteilung der Zeitordnung von optischen Reizen dotarła zbyt późno, by można było ją tutaj uwzględnić.
Autor
Wiedeń, w maju 1911PRZEDMOWA DO WYDANIA PIERWSZEGO
Głębokie przekonanie, że cała nauka w ogóle, a fizyka w szczególności, może oczekiwać kolejnych poważnych wyjaśnień co do swych podstaw od biologii, a mianowicie od analizy wrażeń zmysłowych, prowadziło mnie wielokrotnie właśnie do tej dziedziny.
Oczywiście, mogłem się tylko trochę przyczynić do osiągnięcia tego celu. Sam fakt, że badania mogłem prowadzić tylko okazjonalnie, nie zaś zawodowo, a także podejmowałem je często po długich przerwach, musiał sprawić, że moje rozproszone publikacje traciły na znaczeniu, a być może wywoływały niemy zarzut niezborności. Tym bardziej szczególne podziękowania należą się badaczom, takim jak E. Hering, V. Hensen i W. Preyer, którzy zwracali uwagę na treść merytoryczną, a także na aspekty metodologiczne moich prac.
Być może niniejsza podsumowująca i uzupełniająca prezentacja ukaże się w nieco lepszym świetle, gdyż pokazuje wyraźnie, że wszędzie chodziło o ten sam problem, który dostrzegałem w wielu poszczególnych badanych faktach. Chociaż nie chcę sobie rościć prawa do miana fizjologa, a tym bardziej filozofa, mam jednak nadzieję, że praca podjęta z żywym pragnieniem nauczenia się czegoś przez fizyka przekraczającego konwencjonalne granice swojej specjalności nie będzie dla innych przynajmniej zupełnie bez wartości, nawet jeśli nie wszędzie miałem rację.
Najsilniejszą inspiracją dla rozważanych tutaj problemów, trafiającą na podatny grunt moich naturalnych tendencji, stały się już przed 25 laty Elemente der Psychophysik Fechnera (Lipsk 1860), lecz najwięcej zawdzięczam rozwiązaniu przez Heringa problemów opisanych niżej (s. 56 i s. 138).
Czytelnikom, którzy z jakiegoś powodu wolą unikać ogólniejszych rozważań, zalecam pominięcie pierwszego i ostatniego rozdziału. Dla mnie jednak koncepcje całości i szczegółów są tak silnie powiązanie, że trudno mi je rozdzielać.
L.M.
Praga, w listopadzie 1885PRZEDMOWA DO WYDANIA DRUGIEGO
Niniejsza praca, która miała stanowić pobieżny zarys i która wypełniła właśnie tę rolę, jak mogę sądzić po sporadycznych wypowiedziach Avenariusa, H. Corneliusa, Jamesa, Külpego, Loeba, Pearsona, Petzoldta, Willy’ego i innych, ukazuje się teraz po 14 latach w nowym wydaniu. Jest to nieco ryzykowne. Z charakterem tej książki bowiem niezgodne jest wprowadzanie wielu eksperymentalnych badań szczegółowych i wyczerpujące omawianie literatury, która się od tej pory ukazała; czyni to z niej wbrew zamiarom coraz grubszą księgę. Nie mogłem jednak przepuścić ostatniej okazji dojścia do słowa na tak ważny dla mnie temat. Dodałem więc najniezbędniejsze uzupełnienia i wyjaśnienia, głównie w formie krótkich rozdziałów. Jeden z nich, drugi, ukazał się już w angielskim wydaniu tej książki w 1897 roku.
U podstaw moich pism teoriopoznawczo-fizycznych i niniejszej pracy z zakresu fizjologii zmysłów leży ten sam pogląd, że wszystko, co metafizyczne, należy wyeliminować jako zbędne i destrukcyjne dla ekonomii nauki. Jeśli więc nie wchodzę w polemikę z odmiennymi poglądami i nie krytykuję ich dogłębnie, to nie dzieje się to zaiste z pogardy dla nich, lecz z przekonania, że tego rodzaju pytania nie mogą być rozstrzygane w drodze dyskusji i pojedynków dialektycznych. Korzystne jest jedynie wieloletnie noszenie się z połowiczną myślą – lub myślą o paradoksalnej treści – oraz rzetelny wysiłek doprowadzenia jej do kompletności bądź likwidacji paradoksu. Czytelnicy, którzy po przejrzeniu pierwszych stron tej książki odłożą ją, gdyż zgodnie ze swym przekonaniem nie mogą kontynuować lektury, nie zachowają się inaczej, niż ja niekiedy musiałem uczynić.
Książka ta w jej poprzedniej postaci została w wielu miejscach przyjęta z sympatią, ale spotkała się też z silnym sprzeciwem. Dla czytelników, którzy chcą głębiej wejść w tę problematykę, pożyteczna może być wiedza, że Willy w niedawno opublikowanej pracy Die Krisis in der Psychologie (Leipzig 1899) przyjmuje stanowisko bardzo pokrewne mojemu, choć w wielu szczegółach odchodzi od moich poglądów.
Autor
Wiedeń, w kwietniu 1900PRZEDMOWA DO WYDANIA TRZECIEGO
Wbrew wszelkim oczekiwaniom drugie wydanie zostało wyczerpane w ciągu kilku miesięcy. Nie omieszkałem dodać tego, co może ułatwić wyjaśnienie moich poglądów, nie wprowadzając poza tym istotnych zmian do podstawowego tekstu z 1886 roku. Jedynie w dwóch miejscach wyraźniej sformułowałem podrozdział 7 na s. 11 oraz podrozdział 11 na s. 15 drugiego wydania. Dr A. Lampa, Privatdozent fizyki na tutejszym uniwersytecie, w rozmowach z różnymi czytelnikami przekonał się, że fragmenty te były często rozumiane w wąsko idealistyczny sposób, co nie było bynajmniej moim zamiarem. Jestem za to drowi Lampie winien serdeczne podziękowania. Rozdziały IX i XV, które rozwijają kwestie zaznaczone w drugiej edycji, są nowe.
Jeśli wszystkie znaki nie są mylne, to nie jestem już w moich poglądach tak osamotniony, jak jeszcze przed kilkoma laty. Poza szkołą Avenariusa są też młodsi badacze, tacy jak H. Gomperz, którzy własnymi drogami się do nich zbliżają. Pozostałe jeszcze różnice nie wydają mi się nie do usunięcia. Byłoby jednak zbyt wcześnie, aby już teraz o nich dyskutować. „But the question is one in which it is peculiarly difficult to make out precisely what another man means, and even what one means oneself” . Tak z doskonałym poczuciem humoru wyraża się matematyk W. K. Clifford (On the nature of things-in-themselves, Lectures, II, s. 88), człowiek, którego kierunek badań jest mi naprawdę bardzo bliski.
Autor
Wiedeń, w listopadzie 1901PRZEDMOWA DO WYDANIA CZWARTEGO
Przebijający się stopniowo pogląd, że nauka musi ograniczać się do jasnego przedstawiania faktów, w sposób naturalny prowadzi do eliminacji wszystkich zbytecznych, niesprawdzalnych przez doświadczenie założeń, zwłaszcza metafizycznych (w sensie Kanta). Jeśli ten punkt widzenia utrzyma się w najszerszej dziedzinie, obejmującej sferę fizyczną i psychiczną, to w następstwie pierwszego i najbardziej oczywistego kroku uzyska się ujęcie „wrażeń” jako wspólnych „elementów” wszystkich możliwych przeżyć fizycznych i psychicznych, które polegają wyłącznie na różnych rodzajach powiązania tych elementów, na ich wzajemnej zależności. Tak oto znika wiele szkodliwych problemów pozornych. Nie proponuje się tu żadnego systemu filozoficznego, żadnego kompleksowego poglądu na świat. Rozwijane są tylko konsekwencje tego jednego kroku, do którego dołączyć się mogą kolejne. Nie staramy się rozwiązać wszystkich problemów, lecz dokonać zwrotu teoriopoznawczego, który ma przygotowywać do współdziałania między odległymi specjalistycznymi dziedzinami badawczymi przy rozwiązywaniu ważnych problemów szczegółowych.
Z tego punktu widzenia należy rozważać też przedstawiane tutaj badania szczegółowe. Jeśli nie ma istotnej różnicy między tym, co fizyczne, a tym, co psychiczne, to możemy przypuszczać, że w relacjach między tym, co fizyczne, a tym, co psychiczne, zachodzi ten sam ścisły związek, którego poszukuje się w sferze fizycznej. Oczekuje się więc, że dla wszystkich szczegółów, które zdoła ujawnić fizjologiczna analiza wrażeń, odkryje się równie wiele odpowiednich szczegółów fizycznych procesów nerwowych. Starałem się przedstawić ten związek w miarę moich możliwości.
Do moich uszu dochodzą przesadne pochwały i nagany. Chciałbym, żeby to, co powiedziano wyżej, posłużyło do otrzeźwienia tych przesadnych sądów. Gdy przed około 35 laty udało mi się utrzymać przyjęty tu punkt widzenia, przezwyciężając własne przesądy, i uciszyć wielki intelektualny niepokój w moim życiu, przyniosło mi to pewne zadowolenie. W tym czasie znałem tylko Kanta i Herbarta. Dzisiaj widzę, że wielu filozofów: pozytywistów, empiriokrytyków, przedstawicieli filozofii immanentnej, jak również bardzo nieliczni badacze przyrody, nie wiedząc nic wzajem o sobie, wkroczyło na drogi, które mimo swej indywidualnej odmienności zbiegają się niemal w jednym punkcie. Jeśli w takich okolicznościach tylko skromnie oceniam wartość mojej indywidualnej pracy, to wolno mi za to przyjąć, że nie uganiałem się za czysto subiektywnym widziadłem, lecz przyczyniłem się do osiągnięcia pewnego ogólnego celu. Wysuwanie pretensji do pierwszeństwa myśli, których przewodnie wątki sięgają antyku, nie miałoby oczywiście żadnego sensu.
Panowie dr Josef Pollak i dr Wolfgang Pauli, docenci wydziału medycznego, okazali szczególną życzliwość, czytając korektę, za co obu panom serdecznie dziękuję.
Autor
Wiedeń, w listopadzie 1902PRZEDMOWA DO WYDANIA PIĄTEGO
Tekst tego wydania jest uzupełniony o pewne fragmenty i uwagi. Obszerniejsza wstawka na temat nowych badań nad zmysłem orientacji jest pióra prof. Josefa Pollaka, który był łaskaw także przeczytać korektę i poprawić indeks. Za tę pomoc składam mu serdeczne podziękowania. Błąd dotyczący teorii słyszenia Ewalda został poprawiony. Zauważyłem z satysfakcją, że koncepcja relacji między tym, co fizyczne, a tym, co psychiczne, prawie całkowicie pokrywa się z ujęciem Alfreda Bineta (L’Ame et le corps, Paris 1905).
Autor
Wiedeń, w maju 1906