Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Anegdota - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
16 października 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Anegdota - ebook

Miał być cesarzem Rzymu. Został niemym świadkiem historii…

Rok 519. W posiadłości nad brzegiem Zatoki Neapolitańskiej od wielu lat więziony jest ostatni cesarz Zachodu, Romulus, wraz z synem Remusem. Gdy chłopak dorasta, ojciec wyprawia go na dwór władającego Italią króla Ostrogotów – Teodoryka Wielkiego. Niedoświadczony Remus zostaje wplątany w sieć intryg prowadzonych przez wytrawnych graczy. Aby ocalić życie i podjąć misję powierzoną mu przez ojca, musi się nauczyć dokonywania trudnych wyborów. Czy jego przeznaczeniem jest cesarska purpura, czy raczej niewolnicza praca w stajniach hipodromu? Jakimi ścieżkami powiedzie go los? Gdzie będzie szukał pocieszenia – w filozofii czy w zemście? A może jeszcze gdzie indziej?

„Anegdota” to napisana z rozmachem epicka powieść o końcu świata antycznego. Jej bohater spotyka fascynujące postaci historyczne, m.in.: króla Teodoryka Wielkiego, cesarza Justyniana Wielkiego i cesarzową Teodorę, Prokopiusza z Cezarei, Totilę – wybitnego króla Gotów, a także cesarskiego eunucha i ministra Narsesa. Imperium rzymskie umiera, ale zanim odejdzie w przeszłość, Remus i jemu współcześni spróbują znaleźć odpowiedź na pytanie o naturę władzy.

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67915-27-4
Rozmiar pliku: 959 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Ogromny chłód wieje od Longobardów

Mocno siedzą w siodle przełęczy

jak na krzesłach spadzistych

W lewej trzymają jutrznie

W prawej bicz lodowce smagają juczne zwierzęta

(...)

Wieszają na urwiskach węża obok tarczy

Wyprostowani idą z północy bezsenni

Prawie ślepi kobiety nad ogniskami

kołyszą czerwone dzieci

Ogromny chłód wieje od Longobardów

Cień ich trawę przepala kiedy zlatują w dolinę

Krzycząc swoje przeciągłe

n o t h i n g n o t h i n g n o t h i n g

Zbigniew Herbert

LongobardowiePROLOG

WZGÓRZE MONTE CASSINO, 576 ROK

Od kilku dni mężczyzna bez imienia, jak nazywano go w pustelni na Monte Cassino, założonej przez Benedykta z Nursji, zaniemógł poważnie. Nogi mu spuchły, brat zajmujący się w pustelni ziołolecznictwem stwierdził, że to przez poważne problemy z krążeniem. Zaparzył mu więc ziół powodujących odwodnienie: pokrzywę z listkiem babki lekarskiej. Jednak stan chorego poprawił się tylko częściowo. Zarówno on sam, jak i mnisi, którzy przed laty postanowili go przyjąć po odprawieniu pokuty, byli zdania, że zbliżał się już czas spotkania ze Stwórcą.

– Niechybnie stanie przed Bogiem! – mówili.

Na Monte Cassino przebywał od pewnego czasu brat Grzegorz z możnego rzymskiego rodu Anicjuszy. Spotkał już tego nieznajomego, rozmawiał z nim. A teraz, w ostatnich chwilach życia, tajemniczy mężczyzna przywołał go do siebie.

– Wyspowiadaj mnie, proszę – wyszeptał.

Brat Grzegorz nie mógł odmówić. Ukląkł przy sienniku, aby lepiej go słyszeć. Trochę trwało, zanim umierający wszystko mu opowiedział.

– Teraz wiesz wszystko – rzekł na koniec. – Proszę, spełnij jeszcze moją ostatnią prośbę.

– Jaką, przyjacielu?

– Chcę... – zaczął mężczyzna z wysiłkiem. – Chcę, aby po mojej śmierci pochowano mnie w purpurowych butach.

Brat Grzegorz bardzo się zdziwił, kiedy usłyszał tę dziwną prośbę, zbyt niepokorną jak na mnicha, którym brat bez imienia w istocie był.

– Dlaczego?

– Bo jestem synem ostatniego cesarza Rzymu.

Grzegorz popatrzył na umierającego z litością. Od stu lat nie było już na zachodzie cesarza. Cóż za niedorzeczność! To przecież niemożliwe. Ale zaraz potem uświadomił sobie, że od kiedy poznał tego bezimiennego człowieka, któremu konwent braci żyjących według reguły mistrza Benedykta z Nursji pozwolił żyć między sobą, nigdy nie dopuścił się on nieposłuszeństwa ani też nikt nie złapał go na kłamstwie. Grzegorz zatem doszedł do wniosku, że jego słowa muszą być prawdziwe.

Miłosierdzie jest zawsze przed sprawiedliwością. Gdy chory skończył spowiedź, a trwała ona długo, bo też liczne grzechy zbrudziły duszę tego niepokornego męża, Grzegorz zdumiał się wielce, że historia potrafi tak splątać nici czyjegoś losu. Ten człowiek, gdyby jego życie potoczyło się inaczej, być może odchodziłby jako ostatni pan Zachodu. Po wysłuchaniu jego wstrząsającej opowieści nie miał wątpliwości, że umierający miał prawo do purpurowych butów, ale... był to człowiek tragiczny, skazany na zapomnienie i klęskę.

Gdy nieznajomy umarł, Grzegorz rzeczywiście znalazł w jego rzeczach, w skrzyni z drewna osikowego, purpurowe buty. Musiały być bardzo stare, ale chyba zmarły za życia smarował je pastą zrobioną z gęsiego tłuszczu i wywarów z ziół. Czerwona, niemal purpurowa skóra wydała się Grzegorzowi bardzo piękna. Sam nigdy by czegoś takiego nie włożył, szczególnie w klasztorze, ale zmarły z niewyjaśnionych powodów uznawał je za dowód swojej cesarskiej godności.

Kim był naprawdę? – zadał sobie pytanie brat Grzegorz z Anicjuszy i doszedł do wniosku, że los tego dziwnego mężczyzny ukazuje, jak wielką władzę nad ludzkim życiem ma złudzenie. Człowiek w purpurowych butach zdał sobie z tego sprawę dopiero tutaj, na Monte Cassino, w pustelni, która stawała się klasztorem i która nadała sens jego istnieniu, szukającemu swojego miejsca pod słońcem.CZĘŚĆ PIERWSZA

ROZDZIAŁ I

Sukcesja

WILLA POD NEAPOLEM,
MARZEC 519 ROKU

Tego dnia nad Zatoką Neapolitańską wiało, a wilgoć morza wdzierała się w mury pałacu. W owej posiadłości, zwanej Castellum Lucullanum, mieszkał pięćdziesięcioczteroletni mężczyzna. Jego żona zmarła przy porodzie jedynego ich dziecka, syna, który kończył właśnie dziewiętnasty rok życia. Mężczyzna nie mógł narzekać na swoje życie – pieniędzy mu nie brakowało, dzięki niemałemu majątkowi był samowystarczalny, mieszkał w ufortyfikowanym pałacu nad zatoką, codziennie oglądał wznoszący się w oddali cień Wezuwiusza, który przed czterystu laty pogrzebał kilka miast w straszliwej katastrofie. Jednak nie czuł się ani szczęśliwy, ani spełniony. Świat, w którym żył, nie przypominał już tego, w którym dorastał. Jego ojciec, Orestes – senator, ważny człowiek – zadbał o solidne wykształcenie swojego syna. Mężczyzna był świetnie obeznany z literaturą łacińską, a ojczystym językiem Rzymian posługiwał się klasycznie, bez barbarzyńskich naleciałości – tak jak mówiono w stolicy. Jednak nie mógł odwiedzić Rzymu. Nie pozwolono mu nigdy wrócić do miasta, które opuścił jako dwunastoletni chłopiec. W obrębie posiadłości, którą otrzymał od germańskiego wodza, mógł uczynić wszystko. Ale nie poza nią. Castellum Lucullanum było jego więzieniem.

Człowiek wolny nie lubi więzień, nawet jeśli opływa w nich we wszystko – to tylko wyrafinowane złote klatki. Mężczyzna zachował w pamięci wszystko, czego doświadczył jako chłopiec. Pamiętał dokładnie sierpniowy dzień roku Pańskiego czterysta siedemdziesiątego szóstego, kiedy germański wódz Odoaker na jego oczach zamordował mu ojca. Widział, jak żołnierze kopali jego głowę jak piłkę. Następnie ją wygotowano, a Odoaker miał pić z kości czaszki zamienionej w kielich do wina. Mężczyzna nigdy nie zapomniał strachu oczekiwania na śmierć, która jednak nie nadeszła, gdyż któregoś dnia germański wódz powiedział:

– Żal zabijać takiego ładnego cesarzyka!

A jego ludzie, wśród których pełno było dzikich Rugiów i nie mniej barbarzyńskich Gepidów, mówili coś wesołego w swoich barbarzyńskich językach. Chłopcu zdawało się wówczas, że barbarzyńcy szczekają, bo mógł porównać ich język tylko do ujadania psa. Ze strachu nie wypowiedział jednak ani jednego zdania – mogłoby kosztować go życie.

Odoaker odesłał diadem cesarski i purpurowy płaszcz do Konstantynopola, ale chłopiec zdołał przechować jeden artefakt – dowód, że był cesarzem Zachodu. Były to buty z czerwonej skóry, które jako dziecko ukrył, a potem, osadzony w Castellum Lucullanum, przechował przez wszystkie te lata jako potwierdzenie swojej godności cesarskiej – jedyne, jakie istniało.

*

Romulus, syn Orestesa, nie miał krewnych. Liczną rodzinę ze strony ojca wyrżnięto, a jemu pozwolono żyć jako maskotce – małpce, które miała odegrać pewną rolę w politycznych planach Odoakra. Świat się zmienił, a dawne dzieje Rzymu jawiły się z perspektywy pięciu wieków niemal jak legenda. Romulus dorastał i dużo czytał, kupował kolejne zwoje ze słynnymi dziełami historyków. Zgromadził w swej bibliotece pisane w ojczystym języku dzieła Tytusa Liwiusza, Swetoniusza, Tacyta, Ammiana Marcellinusa, pisma ojców Kościoła, w tym żyjącego przed stu laty biskupa Kartaginy, Augustyna, który pytał: jeśli Rzym upadnie, to co zostanie?

To pytanie nieodwołalnie naznaczyło życie tego mężczyzny. Był świadkiem końca cesarstwa zachodniego, na jego oczach przestało istnieć. Jednak Rzymianie przetrwali, tak jak rzymska kultura i język, choć musieli teraz znosić tych, którzy utworzyli barbarzyńskie królestwa: Burgundów, dzikich Franków, niedawno dopiero ochrzczonych przez Chlodwiga w obrządku katolickim, a także ariańskich Wizygotów i Ostrogotów, kuzynów mówiących wspólnym językiem. Nowi władcy żądali złota, ale przyjmowali rzymską kulturę, ponieważ była na wyższym poziomie niż ich własna. A on żył w zamknięciu przez lata. Pozwolono mu ożenić się z córką neapolitańskiego patrycjusza, Petrusa Marcellinusa Felixa, który zasiadał w senacie. Jednak córka wielmoży zmarła przy porodzie syna. To dziecko stało się dla mężczyzny całym światem. Zdołał na nie przelać nie tylko swoją wielką miłość, ale wszystko to, czym żył przez lata.

– Pamiętaj, że to ty, mój synu, musisz odzyskać to, co zabrali nam barbarzyńcy.

– Co to takiego? – pytał chłopiec, gdy był mały.

– Purpurę cesarską.

Romulus pozwalał wkładać chłopcu swoje purpurowe buty – o dziwo, pasowały! Jednak z czasem, gdy syn miał lat piętnaście, zrobiły się niewygodne.

– Ojcze, każ szewcom uszyć większe!

– Ale wówczas nie będą autentyczne – zaprotestował Romulus, jednak dał się uprosić i trzewiki zostały przeszyte na nowo przez najlepszego szewca z Neapolu, starego Greka, który powiedział, że dawno nie widział tak wspaniałej skóry z bawołu. Trzewiki mógł nosić teraz dorosły.

Romulus nie zaniedbywał wykształcenia syna, który – w przeciwieństwie do niego – mógł opuszczać Castellum Lucullanum. Uczył się w szkole retoryki w Neapolu, gdzie ukończył też kurs literatury i języka greckiego. Neapol był chyba ostatnim miastem, gdzie można było znaleźć w bibliotece greckie rękopisy i teksty. Syn tylko się dziwił, że musi uczęszczać na lekcje walki na długie barbarzyńskie miecze. Nie znosił ich, ponieważ zawsze wychodził z zajęć poobijany, upokorzony i wściekły. Jednak ojciec miał na to jedno zdanie:

– Jak odzyskasz to, co utraciliśmy, skoro nie umiesz władać mieczem?

Syn więc uczył się pilnie i germańscy nauczyciele, byli żołnierze Odoakra dorabiający jako strażnicy w Neapolu, powiedzieli wreszcie, że więcej nauczyć go nie potrafią. Ale – co zaskoczyło ojca bardzo pozytywnie – Remus bardzo kochał konie. Miał do nich rękę i szybko nauczył się jeździć. Z pieniędzy, jakie król Gotów wypłacał mu jako byłemu cesarzowi, Romulus mógł pozwolić sobie na kupienie dwóch kuców, a gdy chłopak dorósł – jednego konia maści karej. Remus mógł jeździć na nim na przejażdżki, jednak ojciec postawił warunek – musiał się nauczyć opiekować zwierzęciem: czyścić je, szczotkować grzywę, dbać, by miało pod dostatkiem owsa i siana zimą. Chłopak robił to chętnie, a konia nazwał Ajaks, ku czci bohatera z mitów.

Studiował też pilnie historię Rzymu. Miał siedemnaście lat, gdy przeczytał po raz pierwszy Dzieje Rzymu Tytusa Liwiusza i zrozumiał swoje imię. Przed ponad tysiącem lat wilczyca wykarmiła dwóch braci – Romulusa i Remusa. Historia zatoczyła koło. Dziś Remus był synem Romulusa, ostatniego cesarza Zachodu.

I teraz to Remus miał pomścić Romulusa, odwrotnie niż na początku Romy.

*

Pochodzenie i wychowanie nie sprawiły jednak, że Remus uniknął charakterystycznych dla tego okresu dorastania problemów. Kiedy – jak to chłopakowi w jego wieku – zaczęły mu się podobać dziewczyny, upatrzył sobie jedną z córek rybaka znad zatoki. Dowiedziawszy się o tym, Romulus wpadł we wściekłość.

– Jak śmiesz zadawać się z brudnymi dziewkami z portu?!

– Chcę mieć przyjaciół! – krzyczał Remus, któremu też doskwierało życie w zamknięciu, tak jak ojcu.

– Nie kalaj mojej krwi!

Romulus musiał jednak przyznać, że syn jako typowy młody człowiek musi mieć przyjaciół, którzy lubią wino, muzykę i marzą o miłości lub dokonaniu wielkich czynów. Romulus zrozumiał, że nie może skazywać syna na życie, jakie sam wiódł – w zamknięciu. Przymykał zatem oko na wybryki chłopaka, dopóki rybak imieniem Nasto nie przyszedł ze skargą.

– Twój syn uwiódł moją córkę i przyprawił ją o bachora. Utopiła mi się, biedaczka.

Jakże Romulus się wściekł! Wysłał na miejsce sługi, by sprawę wybadali. Niestety, oskarżenia okazały się prawdziwe, a dziewczyna, którą Remus w sobie rozkochał, a następnie porzucił, utopiła się w zatoce.

– Tyle wystarczy za twoją krzywdę? – zapytał Romulus, rzucając pod nogi prostego człowieka woreczek z dwudziestoma złotymi solidami, które nosiły podobiznę Teodoryka, króla Ostrogotów, a nie jego.

Stary zabrał pieniądze, ale było jasne, że nie odpuści i jak Remus wybierze się znów na miasto, będzie miał kłopoty. Romulus zdał sobie sprawę, że jego syn dorósł i musi mieć poważne stanowisko. Poszedł więc po pióra i inkaust i napisał na kawałku pergaminu list na dwór w Rawennie. Nie czekał długo na odpowiedź.

*

– Remusie, pozwól do mnie – rzekł Romulus pewnego wiosennego dnia. – Zjedz ze mną wieczerzę.

Na posiłek podano kraby i ośmiornicę, duszone w winie z własnej winnicy. Syci ojciec i syn mogli porozmawiać o rzeczach naprawdę ważnych, jak miał w zwyczaju mawiać Romulus.

– Wyjedziesz na dwór Teodoryka do Rawenny. Masz już dziewiętnaście lat i musisz zobaczyć świat – oświadczył.

– Zaskakujesz mnie, ojcze. Tyle lat nie pozwalałeś mi pojechać nawet do Rzymu, a teraz wysyłasz na dwór tego barbarzyńcy – rzekł z przekąsem Remus.

– Bo chciałem cię mieć na oku. Nie upilnowałem cię jednak i narobiłeś głupstw. Na dworze Teodoryka nauczysz się, jak być patrycjuszem i wielu innych, naprawdę dobrych rzeczy.

– Nie wiem, czego mógłbym się nauczyć od barbarzyńcy. Chcę się uczyć od ciebie, ojcze.

Romulus uśmiechnął się. Syn w niego wierzył. Być może był ostatnim człowiekiem, który w niego wierzył.

– Synu, jest prawdą, że zrzekłem się tytułu cesarskiego.

– Odoaker cię zmusił, to nie jest zatem ważne. Jesteś augustem!

Romulus zdał sobie sprawę, że Remus żyje jego pragnieniem cesarskiej purpury. Uśmiechnął się. Zamknę oczy, spokojny – pomyślał. Zobaczył bowiem syna pasję, jakiej sam nigdy nie miał. Westchnął. Chłopak nie rozumiał rzeczywistości, w jakiej żyli.

– Mylisz się. Nie jestem już cesarzem, ale ty możesz nim być – rzekł. – Jesteś moim sukcesorem. Świat jest nieprzychylny Rzymianom. Popatrz, kto nas otacza. Przed dwunastoma laty doszło do wielkiej bitwy, w której Frankowie pobili Wizygotów i zmusili ich do osiedlenia się w Hiszpanii. Tak więc na północ od Italii rządzą Frankowie, ale między nimi i Italią są jeszcze Burgundowie, słabi i skazani na pożarcie. Jestem więźniem Amalów, dynastii Teodoryka, i muszę być mu posłuszny. Zresztą król jest dla mnie łaskawy i nie odmówił mi przyjęcia cię na dwór. Czy teraz rozumiesz, że żyjąc tutaj, w castellum nad zatoką, która jest całym naszym światem, starałem się dać ci dworskie wykształcenie, na ile to było możliwe? Władasz w mowie i piśmie naszym językiem, łaciną, mówisz komunikatywnie po grecku, co dziś jest już rzadkością, ale twoim celem jest wkraść się w łaski Amalów i zyskać ich przyjaźń.

– Po co? Przecież są naszymi wrogami i okupantami? – zapytał Remus.

– Ucz się zatem, że można przyjaźnić się z wrogami, żeby ich zgubić. To mój rewanż na barbarzyńcach, synu. Twoim celem jest znaleźć człowieka, który na dworze Amalów pracuje dla cesarza wschodniego z Konstantynopola. Masz mówić, kim jesteś i kim jest twój ojciec. Masz się domagać od wschodniego cesarza, by przywrócił cię do władzy nad Zachodem, bo to jego obowiązek, choć Grecy, którzy też nazywają się teraz Rzymianami, są nieszczerzy i obłudni.

– Skąd możesz to wiedzieć, skoro całe życie spędziłeś tutaj, ojcze?

– Moimi przyjaciółmi są księgi. Mnóstwo czytam i wyrobiłem sobie pogląd na pewne sprawy.

– Nie wiem, czy tego chcę – odparł Remus.

– Nie jest ważne to, czego chcesz. Jesteś synem ostatniego cesarza i masz się zachować godnie. I z należnym szacunkiem przyjmować moje decyzje. A ja, Remusie, postanowiłem. W Neapolu nic cię nie czeka, nic godnego, nic wartościowego. A na dworze króla możesz dojść do prawdziwych godności, zaszczytów i być może pewnego dnia uda ci się przywrócić cesarską purpurę!

Ten argument zadziałał na krnąbrnego chłopaka.

– Ja nie zdołam cię już, Remusie, niczego nauczyć – rzekł Romulus. – Przekazałem ci wszystko, czego nauczono mnie w młodości. Bo dopiero tutaj, w Castellum Lucullanum, w którym osiadłem po tym, jak Odoaker odebrał mi cesarską purpurę, mogłem się nauczyć wiele z mądrości dawnych ksiąg, pisanych w czasach, kiedy Rzym władał światem.

– A teraz nie włada?

– Niestety, nie, synu. Jest jeden cesarz w Konstantynopolu, więc przynajmniej formalnie wciąż jest jedno imperium i jeden cezar, ale w Italii, prowincjach iliryjskich i tej części Galii, która jest za Alpami, włada król Ostrogotów. Mam już swoje lata, synu, i kiedy inni zostawali senatorami i dostępowali godności konsula czy też idąc drogą kariery kościelnej, służyli biskupowi Rzymu i opływali w zaszczyty, ja musiałem przebywać tutaj. Ponieważ byłem t y m Romulusem i wszyscy wiedzieli, kim jestem, nikt nigdy nie dał mi niczego za darmo.

– Do czego zmierzasz, ojcze?

– Zmierzam do tego, że napisałem przed dwoma miesiącami do króla Teodoryka z prośbą o przyznanie mi renty, jako że jestem już zmęczony.

– I co odpowiedział ci król Gotów?

Romulus się uśmiechnął. Wzorem cezarów sprzed czterech wieków nosił brodę, ale zawsze starannie przyciętą. Lubił rzeczy z lnu i delikatnej wełny. Ojciec Remusa był subtelnym człowiekiem.

– Przyznał mi rentę – odparł.

Pokazał synowi pergamin, który przyniósł posłaniec z Rawenny, stolicy Italii, miasta wspaniałego, położonego blisko morza, wśród niedostępnych bagien, aby żaden wróg nie mógł go zniszczyć. Remus nie mógł uwierzyć, że łaskę wyświadczył mu wróg, pan Gotów wschodnich, a nie rzymski senat, który powinien był przyznać mu pieniądze na godne życie wiele lat temu. Jacy Rzymianie stali się niewdzięczni!

– Jest jeszcze coś – powiedział ostatni cesarz Rzymu.

– Cały zamieniam się w słuch, mój ojcze.

– Król przyjął cię na dwór do szkoły, którą prowadzi słynny filozof Boecjusz. Tak więc, synu, twoje życie tutaj, u mego boku, się kończy.

– Kiedy wyjeżdżam?

– Chcę, abyś znalazł się na dworze królewskim w Rawennie przed nowym rokiem. Pakuj się zatem.

DWÓR TEODORYKA, RAWENNA,
W TYM SAMYM CZASIE

Król Teodoryk wkraczał w siedemdziesiąty rok życia. Niegdyś silny i niezwykle sprawny wojownik po pokonaniu Odoakra niepodzielnie władał ludem Gotów wschodnich, którzy doświadczyli zaszczytu panowania nad Rzymianami w Italii, kolebce niegdyś wielkiego imperium. Teodoryk od lat chłopięcych, które spędził w Konstantynopolu, gdzie dobrze go wyuczono greki i łaciny, choć posmakował także nieraz ostrej trzcinowej witki nauczyciela, głęboko zafascynował się kulturą rzymską w jej łacińskim i greckim wydaniu. Ogrom Konstantynopola, liczba bibliotek i kościołów sprawiły, że ten człowiek nigdy nie odczuwał nienawiści do Rzymian.

Gdy objął władzę, wszyscy w Italii byli pewni, że przyszły czasy najgorsze. Ostrogotów kojarzono bowiem z ich krwawymi kuzynami, przez których Rzym upadł. Jednak nic takiego się nie wydarzyło, a nowy władca nigdy nie nosił korony ani insygniów gockich królów, gdy przebywał w Rzymie, lecz nakładał skromną białą togę rzymskiego patrycjusza, którą to godność nadał mu wschodni cesarz. Teodoryk zezwolił Rzymianom na igrzyska, na których były i polowania na dzikie bestie, i wyścigi rydwanów, które zyskiwały sobie fanatycznych zwolenników. Panował przez lata i starał się bardzo te dwa światy, tak od siebie odległe i tak obce – rzymski i gocki, zespolić w jeden. Zasłużył sobie na szacunek, ponieważ Rzymianie nazywali go sprawiedliwym królem i nie raz jeden obierali go konsulem republiki. Urząd ten nie łączył się z żadną władzą, miał jednak głębokie znaczenie symboliczne: Got został konsulem Rzymu. Teodoryk, czuły na swoim punkcie, zmienił też wygląd władcy, do jakiego przywykli Goci. Chodził prawie zawsze ubrany w purpurę i bisior przetykane złotem. U jego tronu w Rawennie stali zawsze liktorzy. Miał prawie wszystko – poza tytułem cesarza Zachodu. Nie potrzebował go. Rozumiał, że życzliwość cesarzy Wschodu była gwarancją spokoju na jego ziemiach, żyznych i przywróconych do świetności. I dbał o pozory, gdyż we władzy nie mniej od działania liczą się właśnie pozory.

Jednego wszak problemu Teodoryk nie mógł ominąć – nie miał syna. Dwie córki z pierwszego małżeństwa wydał za władców Burgundów i Wizygotów. Z drugiej żony, Audofledy, Stwórca dał królowi znów córkę, którą małżonkowie nazwali Amalasuntą, co w języku gockim znaczy „klejnot Amalów”, i włożyli w jej wychowanie pasję i zachwyt nad kulturą ludzi, których podbili. Dziewczynka rosła i gdy miała dwanaście lat, już wiedziano na dworze, że będzie z niej piękność. Długie, rude włosy myła rumiankiem i namaszczała oliwą wymieszaną z żółtkami jaj. Była sprawna zarówno w polowaniu na zwierza i strzelaniu z łuku, jak i w klasycznej rzymskiej poezji. Cytowała z pamięci Horacego. Teodoryk wychował ją jak syna, którego nigdy nie miał. Z czasem problem ten coraz bardziej królowi doskwierał, ponieważ znał on swój lud – uparty, gardzący rzymską kulturą, zbyt dumny jednak, by się do tego przyznać. Oni nie zaakceptują kobiety, choć to moja krew – rozmyślał Teodoryk.

Tymczasem Amalasunta dorastała i musiał pomyśleć o mężu dla niej. Wybór padł na Eutaryka, księcia wizygockiego z Hiszpanii. I choć nie było to łatwe dla króla, uznał, że lepiej zaprosić do współrządzenia Wizygotów z Hiszpanii, niż czekać na to, jak gocki ting, czyli wiec, wybierze nowego władcę. Teodoryk obawiał się, czy Amalasunta, dziewczyna mądra i pełna pasji, zaakceptuje wybór ojca. Ale niepotrzebnie się martwił. Księżniczka powiła wkrótce dwoje dzieci, jedno po drugim w ciągu dwu lat – córkę Matasuntę i upragnionego przez wszystkich chłopca – Atalaryka. Jednak do serca starego króla zakradła się obawa i niepokoiła go jak nieproszony gość.

Oto bowiem na dniach do Rawenny, jego świetnej stolicy, miała zjechać się awanturnicza większość przywódców rodów ostrogockich, na zwołany przez króla ting – zebranie wolnych wojowników, w większości ostrogockiej arystokracji. Król wiedział, że wśród arystokracji są jego wrogowie, sprzeciwiający się polityce, którą z pasją realizował przez trzydzieści lat współistnienia dwu narodów w Italii, Rzymian i Gotów. Opozycja była uśpiona, ale potężna, a postanowienia tingu, kolegialnego ciała, nad którym król nie do końca miał kontrolę, stanowiły ostateczność. Decyzji tingu władca nie podważał – przynajmniej w dziejach rodu Amalów takiego przypadku nie było.

Tego dnia król Teodoryk zanurzył się w posępnych rozmyślaniach. W ostatnim czasie wciąż rozważał kwestię sukcesji władzy. Przywołał córkę, która przyszła do niego z synem Atalarykiem, który bawił się wystruganą z drewna lipowego zabawką – koniem i jeźdźcem.

– Widzę cię nieustannie zatroskanego, ojcze i królu – rzekła Amalasunta w języku łacińskim, który w jej ustach brzmiał wyjątkowo dźwięcznie.

Amalasunta, choć z krwi i przynależności Gotka, często mówiła w języku Rzymian i lubiła go używać – tak jak Teodoryk, który dla Gotów był królem, a dla Rzymian... No właśnie. Kim był dla Rzymian, odwykłych od słowa rex, oznaczającego króla? Formalnie był patrycjuszem wschodniego cesarstwa i miał prawo do zasiadania w senacie nad Bosforem, ale Rzymianie dobrze rozumieli, że dobrobyt, jakiego nie widzieli od pięćdziesięciu lat, zawdzięczają władcy Gotów, który pokochał to, co podbił.

Teodoryk podniósł wzrok. Przed laty był potężnym mężczyzną o niespotykanej sile i długich kruczoczarnych włosach. Jednak jego skroń już dawno przyprószyła siwizna, a bardziej od siodła król cenił ciepłe futra w zimowe wieczory. Kochał Amalasuntę, jedyną dziedziczkę tronu, ale też lubił ją jako człowieka, gdyż od jej dziecięcych lat przyjaźnili się i wymieniali każdym pomysłem politycznym. Córka studiowała rzymskie prawo i znała się na nim lepiej od króla, biegle czytała łacińskie księgi i znała komunikatywnie grecki – na tyle dobrze, że towarzyszyła ojcu zawsze, gdy rozmawiał z przybywającymi z Konstantynopola gośćmi.

– Podjąłem decyzję w sprawie sukcesji – rzekł.

Amalasunta wiedziała, że nie unikną tej rozmowy. Ojciec miał już swoje lata.

– Przez wrodzoną skromność nie powiem, jak jej jestem ciekawa.

– Chcę, żebyś została oficjalnie zatwierdzona jako królowa Gotów przez ting. – Teodoryk wypowiedział to, czego pragnęło jego serce ojca.

Jednak córka doskonale wiedziała, jaka jest prawda.

– Czy znasz, ojcze, z ustnej historii naszego ludu, żeby kiedykolwiek rządziła nim kobieta?

Teodoryk doskonale znał odpowiedź na to pytanie. Przyglądał się córce. Zawsze lubił patrzeć jej w oczy, szarozielone jak oczy jej matki Audofledy i tak samo pełne mądrości i przebiegłości. Dokładnie takie były w tej chwili.

– Nie, Gotami nigdy nie władała kobieta. Ani zachodnimi, ani wschodnimi.

– Jest tak, jak mówisz ojcze – odparła Amalasunta. – Ting nie zaakceptuje kobiety.

Teodoryk westchnął. Mąż Amalasunty, Eutaryk, był wizygockim księciem i arianinem, co dla Amalów miało ogromne znaczenie. Wyznanie to, wywodzące się od prezbitera aleksandryjskiego, Ariusza, powstało w początkach czwartego wieku. W świecie rzymskim zostało już wyparte przez katolicyzm, jednak stało się wyznaniem narodowym wszystkich Germanów – Ostrogotów i ich kuzynów Wizygotów, Burgundów, Longobardów, zamieszkujących rzymską Panonię, oraz Wandalów, panujących w swoim niezwykłym afrykańskim królestwie.

– Zatem twój mąż – szepnął król.

– Jest inne wyjście – rzekła po chwili Amalasunta. – On.

Wskazała dłonią na bawiące się u podstawy tronu dziecko, zupełnie nieświadome, do jakiej roli przeznaczają je dorośli. Chłopczyk zafascynowany był zabawką, którą pomysłowo skonstruowano na kółkach, żeby się poruszała.

– Atalaryk jest dzieckiem – zauważył król.

– Jest twoim wnukiem i moim synem – odparła Amalasunta. – Do czasu jego pełnoletności ja będę regentką, gdy Bóg wezwie cię przed swoje oblicze.

Teodoryk zastanowił się. Takie rozwiązanie miało swoje plusy, a przede wszystkim wytrącało wielmożom gockim z ręki argument, że to kobieta nimi włada. Atalaryk wyrośnie z pewnością na dzielnego i wspaniałego mężczyznę – pomyślał król.

– A twój mąż? – zapytał nagle.

Amalasunta uśmiechnęła się.

– Mojego męża zostaw mnie.

Postanowili. Z taką decyzją król rozpocznie ting, którego domagali się arystokraci. Władza Teodoryka była wielka, ale musiał się z nimi liczyć. Goci wrośli bowiem w Italię i w rzymskie ziemie będące kiedyś sercem imperium. Teraz legiony Cezara i Augusta były naprawdę historią, a oni sami jawili się mieszkańcom tych terenów jako giganci, postacie niebotyczne, niemal nie z tej ziemi. Arystokracja gocka odebrała Rzymianom jedną trzecią ziemi i dochodów z niej. Na tyle Teodoryk pozwolił, ale ustąpił Rzymianom na polu symbolicznym – zostawił im sprawny senat, który urzędował w tym samym miejscu, co w czasach Cezara. Z jedną tylko różnicą – od ponad stu dwudziestu lat nie płonął już ogień Westy. Czas zatoczył koło i teraz to Rzymianie podlegali Germanom, ale Teodoryk osłodził im tę gorzką prawdę i dwa narody zaczęły się tolerować, bo przyjaźnić to raczej za duże słowo.

CASTELLUM LUCULLANUM KOŁO NEAPOLU,
KONIEC MARCA 519 ROKU

Nadszedł czas wyjazdu. Remus wziął ze stajni dwa konie, swojego ulubionego kasztana, czteroletniego ogiera, oraz konia jucznego, na którego załadował rzeczy spakowane przez służbę. Było ich niewiele. Westchnął smutno, ponieważ zdał sobie nagle sprawę, że nie wie, kiedy znów wróci do tego miejsca, które dla jego ojca stało się dziwnym więzieniem i izolacją na długie lata.

W końcu Romulus wyszedł do syna. Uściskał go. Wcześniej uznał, że będzie to dobry moment, aby przekazać mu ostatnie wskazówki. Wychowywał chłopaka przez wszystkie te lata w poczuciu misji, że oto ów młody człowiek osiągnie to, co ojcu nie było dane, a więc władzę, dostojeństwo, panowanie i życie cesarza. Romulus żył bowiem jako człowiek przegrany i pragnął nade wszystko, aby jego syn uniknął klęski, by stał się zwycięzcą. Pochodzenie miał znakomite, wykształcenie niezgorsze od rzymskich senatorów i oczywiście lepsze od młodzieży gockiej. Remus żył przez lata w Castellum Lucullanum wyobrażeniem swego ojca, jak gdyby rzeczywiście był on cesarzem Zachodu. Uwielbiał go i identyfikował się ze wszystkim, co przez lata ostatni cesarz wkładał mu do głowy.

– Pamiętaj, kim jesteś, i nie przynieś mi hańby, synu – rzekł Romulus. – Czeka na ciebie wielki świat. Jest twój, musisz uwierzyć, że tak właśnie jest, i tak ci się stanie. Wierzę w ciebie – podkreślił ojciec.

– Martwi mnie, że tutaj zostajesz.

Romulus miał w tej sprawie inne zdanie.

– Ja jestem skazany na takie życie. Nie brakuje mi niczego. Ale dla ciebie to za mało. Chcę, żebyś zobaczył świat, poznał go i wziął, co twoje. Gdy tak się stanie, uwolnisz mnie, mój synu.

Wzruszenie nie pozwoliło Remusowi odpowiedzieć. On też wiedział, że poznał już wszystkie kamienie na plaży w zatoce. Znał każdy zakątek w promieniu wielu mil. Rzeczywiście, choć Neapol tętnił życiem, Remus nikogo tu nie miał. Z obawy przed wrogami ojciec opłacał nauczycieli, którzy przybywali do castellum, ale młody człowiek nie miał znajomych, przyjaciół ani towarzystwa dziewczyn. Rozumiał, że czas wyfrunąć z gniazda, żyć na własną rękę.

– Zrobię to – rzekł. – Bądź tego pewien, ojcze. Mam tylko ciebie.

– Nie, mój synu, masz Boga, samego siebie i świat, który ci się należy. Ja tutaj nie jestem sam. Będę wyczekiwać twoich listów.

Chłopak nabrał pewności, uściskał raz jeszcze ojca, wsiadł na Ajaksa i ruszył przez bramę. Oczywiście ojciec z oddali machał mu na pożegnanie.

Remus ruszył ku swemu przeznaczeniu, a Romulus długo jeszcze patrzył na oddalającego się syna. Zdawało mu się, że wciąż go widzi oczyma duszy, gdy tamten już zniknął w gęstwinie miasta.

ROZDZIAŁ II

Rzymskie interludium

RAWENNA, KWIECIEŃ 519 ROKU

Tłumaczenie było skończone. Boecjusz, gdy już otrzymał od kopisty drugą, poprawioną wersję tekstu, raz jeszcze sprawdzał jego zgodność z oryginałem. W czasie, gdy przekładał na łacinę dialog Platona Timajos, liczył sobie czterdzieści lat i był dojrzałym mężem, który jako bodaj ostatni na zachodzie posiadł w stopniu pełnym i genialnym język grecki w jego klasycznej formie. Misją Boecjusza, męża, którego mądrość, pobożność i wielką klasę podziwiał król Teodoryk, było przywrócenie Zachodowi znajomości klasycznych tekstów greckiej filozofii. Rozumiał bowiem, że jedną z przyczyn rozpadu imperium, niegdyś obejmującego cały znany świat, było pęknięcie między światem greckim i rzymskim, które okazało się niezwykle trwałe. Jego tłumaczenia używano nie tylko w dworskiej szkole w Rawennie, gdzie filozofii uczyli się synowie gockich arystokratów i rzymskich senatorów, ale i w Rzymie, gdzie biskup tego miasta – papież, rozumiał, że solidne wykształcenie kleru jest podstawą sprawności umysłowej Kościoła.

Boecjusz siedział przy specjalnie skonstruowanym dla niego biurku, za którym z boku ustawiono duże lustro z wypolerowanego metalu, które oświetlało drewniany, spory pulpit. Na nim filozof mógł rozciągnąć jednocześnie dwa zwoje papirusowe, żeby czytać z oryginału i tłumaczyć na ojczystą łacinę. Podczas tej pracy oddawał się całkowicie sztuce słowa, nie należało mu wówczas przeszkadzać. Skończył, gdy słońce chyliło się już ku zachodowi. Kolejny fragment Timajosa był już zapisany po łacinie. Wtedy do pokoju wszedł syn Boecjusza, Flawiusz Boecjusz Młodszy.

– Ojcze, przybył posłaniec od księżniczki Amalasunty.

Na dźwięk tego imienia Boecjusz się ożywił. Wstał od stołu, zabezpieczył tusz, schował gęsie pióra i odwrócił się do syna. Flawiusz był do niego bardzo podobny. Obaj byli słusznego wzrostu, ciemnowłosi – jak przystało na Rzymian, choć Boecjusz nosił starannie wypielęgnowaną brodę. Irytowało to niektórych gorliwych księży, węszących wszędzie wśród filozofów zwolenników dawnych bogów. Boecjusz nie spotkał nikogo takiego w Italii, z gruntu już chrześcijańskiej, ale ponoć w Grecji i prowincjach wschodniego cesarstwa, coraz bardziej jawiącego się Rzymianom jako obca grecka potęga – obca zarówno z ducha, jak i z obyczaju – byli wciąż tacy ludzie.

– Dziękuję za wiadomość, synu. Wprowadź go, proszę, do atrium, i podaj dobre wino.

Boecjusz nie miał zamiaru pokazać się gockiemu dworzaninowi z rękoma pobrudzonymi tuszem. W czasie pracy zawsze jakieś krople spadały nieoczekiwanie na papirus, brudziły dłonie. Był profesjonalistą jako tłumacz, ale jako polityka cechowała go pedantyczność, jeśli chodzi o wizerunek. Obmył dłonie w cynowej misie z wodą zaprawioną olejkiem miętowym i wytarł je ręcznikiem. Dopiero wtedy poszedł do atrium, gdzie zastał gockiego dworzanina i swego syna, swobodnie gawędzących o ostatnich wynikach na wyścigach rydwanów. Obaj bowiem sprzyjali stronnictwu zielonych. Boecjusz przez chwilę spoglądał na Gota i Rzymianina, którzy byli takimi samymi ludźmi – niczym się nie różnili. Łączyła ich łacina, dla jego syna ojczysta, a w przypadku młodego Hilderyka, kuzyna męża księżniczki Amalasunty, Eutaryka, tak jak on przybyłego z dalekiej Hiszpanii rządzonej już z powodzeniem przez Wizygotów – doskonale wyuczona. Boecjusz lubił takie chwile, ponieważ przypominały mu o jego powołaniu, jakim było budowanie mostów między ludźmi, tych niewidzialnych. Takie konstrukcje bywają najtrudniejsze, ale i najbardziej trwałe, jeśli tylko się udadzą. A on pracował całe życie, by Rzymianie odnaleźli w sobie raz jeszcze siłę twórczą i budowali wspaniałość Rzymu – już bez cezara, ale rządzonego przez króla Gotów. Ten straszny lud zadał Rzymowi tyle klęsk, ale urzeczony pięknem kultury klasycznej wydawał się rozumieć, że to koegzystencja, a nie konfrontacja jest źródłem dobrobytu.

– Jestem do dyspozycji twojej pani, Hilderyku – rzekł Boecjusz.

Na widok sławnego męża, polityka, filozofa, konsula i genialnego tłumacza obaj młodzieńcy przerwali wesołą rozmowę.

– Księżniczka Amalasunta pragnie z tobą rozmawiać w sprawie najwyższej wagi.

– O co chodzi? – dopytywał Boecjusz.

– Sama ci powie – odparł Hilderyk. – Mam ci towarzyszyć.

Boecjusz lubił tego młodego człowieka, noszącego się na sposób rzymski, ale mającego nieco dłuższe blond włosy, które podpowiadały jego nację – był zasymilowanym Gotem, który wierzył, że jest rzymskim patrycjuszem lub ekwitą. Narzucił więc płaszcz z cienkiej wełny, przetykanej cudnie wplecioną srebrna nicią, i poszedł na spotkanie z tą niezwykłą kobietą.

RZYM, W TYM SAMYM CZASIE

Remus nigdy wcześniej nie był w Wiecznym Mieście, które wedle pojęcia chłopaka powinno być stolicą całego świata. To, co zobaczył, bardzo go zaskoczyło. Po katastrofach, które spotkały miasto, Goci zadbali o jego bezpieczeństwo. Bramy Rzymu otoczono potężnym murem, nad którym wznosiły się liczne podwójne wieże bronione przez łuczników i piechotę. Choć w Italii w tym okresie panowały pokój i dobrobyt, nie zaniedbano żadnych środków ostrożności, a kohorty miejskie podległe senatowi miasta sprawdzały dokładnie wszystkich.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: