- promocja
Anegdoty z Białego Domu - ebook
Anegdoty z Białego Domu - ebook
Prezydenci Stanów Zjednoczonych. Każdy z nich był osobą szczególną, niepowtarzalną. Miał swe zalety i wady jako człowiek, i jako polityk. Dokonywali wielkich czynów, ale i popełniali błędy. Ich historie zostały opisane w łatwy i przystępny sposób, barwnym językiem. Książka zawiera obok ważnych faktów mniej istotne, niewiele znaczące, lecz nader interesujące zdarzenia, opinie i – szereg anegdot. Wokół prezydentów i prezydentury amerykańska historiografia nagromadziła ogromną liczbę mitów i legend. Jednak ich umieszczenie w tej publikacji oddaje doskonale mentalność Amerykanów i ich podejście do polityki. W najnowszym wydaniu pojawiają się nie wszyscy prezydenci, ale ci, którzy zapisali się najwyraźniej, najciekawiej, ale przede wszystkim wiele uwagi poświęcono najnowszym mieszkańcom Białego Domu – Barakowi Obamie i Donaldowi Trumpowi, o którym plotki i anegdoty zbierane były do ostatniej chwili przed wydaniem!
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-16249-5 |
Rozmiar pliku: | 5,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Od autora
Niniejsza książka jest zarówno zabawna, jak i edukacyjna. Anegdoty bowiem wiele mówią o osobowości prezydentów, o ich polityce i w znacznym stopniu są odzwierciedleniem danej epoki. Wśród prezydentów amerykańskich byli prawdziwi mistrzowie humoru, o których krążyły liczne dowcipne historie. Można zaliczyć do nich m.in. Abrahama Lincolna, Johna Kennedy'ego i Ronalda Reagana. W Białym Domu w zasadzie nie zasiadali ponuracy. O każdym prezydencie krążyły jakieś opowieści.
Nie wszystkie historie mogą się wydać interesujące czy dowcipne. Niektóre będą bardziej zrozumiałe dla osób znających historię Stanów Zjednoczonych, biografie prezydentów, a także specyfikę kultury amerykańskiej. W książce pojawiają się nie wszyscy prezydenci, ale ci, którzy zapisali się najwyraźniej, najciekawiej, a wśród nich wiele uwagi poświęcono najnowszemu mieszkańcowi Białego Domu – Donaldowi Trumpowi, o którym plotki i anegdoty zbierane były do ostatniej chwili przed wydaniem.
Jako autor byłbym w pełni usatysfakcjonowany, gdyby niniejsza książka rozluźniła i zabawiła Czytelnika, dostarczając Mu równocześnie nieco wiedzy na temat mieszkańców Białego Domu w Waszyngtonie.
_Longin Pastusiak_Pierwszy prezydent Stanów Zjednoczonych urodził się 22 lutego 1732 roku w Pope’s Creek w Wirginii. Był pochodzenia angielskiego, należał do Kościoła episkopalnego. Hodował tytoń, zajmował się polityką i wiódł życie żołnierza. Niewiele zachowało się dokumentów z jego dzieciństwa i młodości. Nie wiadomo, czy w ogóle uczęszczał do szkoły. W wieku jedenastu lat stracił ojca. Opiekował się nim odtąd starszy brat przyrodni, Lawrence, w którego towarzystwie w 1751 roku George odbył jedyną w swoim życiu podróż poza kontynentalne granice Stanów Zjednoczonych – na wyspę Barbados.
6 stycznia 1759 roku George Washington ożenił się z najbogatszą wdową Wirginii Marthą Dandridge Custis. Miał wówczas 26 lat i przeżył z nią 40 lat i 342 dni.
W 1774 roku zasiadał w I Kongresie Kontynentalnym, a w 1775 roku w II Kongresie Kontynentalnym jako jeden z delegatów Wirginii. 15 czerwca 1775 roku Washington został wybrany na dowódcę Armii Kontynentalnej. 3 lipca tegoż roku formalnie przyjął dowództwo w Cambridge w kolonii Massachusetts, a 4 lipca 1776 roku Kongres w Filadelfii przyjął Deklarację Niepodległości Stanów Zjednoczonych.
Po zwycięskiej wojnie o niepodległość (1776–1783) Washington wycofał się do swej posiadłości w Mount Vernon w Wirginii. W 1787 roku przewodniczył konwencji, która opracowała Konstytucję Stanów Zjednoczonych wprowadzającą urząd prezydenta kraju. W latach 1789–1797 przez dwie kadencje był prezydentem Stanów Zjednoczonych. Jest jedynym prezydentem USA, który nie mieszkał w Białym Domu, ponieważ to on budował stolicę Waszyngton i Biały Dom.
Zmarł 14 grudnia 1799 roku w Mount Vernon, gdzie został pochowany.
* * *
Wokół postaci Washingtona narosło wiele legend. Młoda republika w celu utrwalenia swej tożsamości gwałtownie potrzebowała panteonu z własnymi bohaterami, z własnymi świętymi. Washington-człowiek stawał się coraz bardziej Washingtonem-pomnikiem.
Mały chłopiec zapytany w czasie lekcji w szkółce niedzielnej, kto był pierwszym człowiekiem, bez wahania odpowiedział: „George Washington”. Kiedy nauczycielka go poprawiła, mówiąc, że pierwszym człowiekiem był Adam, chłopiec wykrzyknął: „Jeśli uwzględnić cudzoziemców, to być może”.
Wilhelm Tell i Isaac Newton mają swoje jabłko, Krzysztof Kolumb jajko, a George Washington ma swoje drzewko wiśniowe. Jak chce legenda, której uczyły się w przeszłości i uczą się nadal wszystkie dzieci amerykańskie, przyszły prezydent był psotnym, ale prawdomównym chłopcem. Kiedyś wziął siekierę i ściął drzewko wiśniowe, rosnące przed domem. Kiedy ojciec wrócił do domu i zobaczył świeży pień po ściętym drzewie, wpadł we wściekłość. Krzyczał na syna i pytał, kto ściął drzewko. „Ojcze – powiedział George – nie mogę skłamać. To ja ściąłem drzewko”. Ojca tak rozbroiła uczciwość syna, że darował mu karę. Ta moralizatorska historyjka ma świadczyć o wrodzonej integralności charakteru i uczciwości George’a Washingtona. Faktem jest, że polityczni przeciwnicy Washingtona nigdy nie kwestionowali jego uczciwości. Faktem jest również to, że przez całe życie Washington poświęcał drzewom wiele uwagi. Nie tylko posadził osobiście wiele drzew, lecz także szczegółowo je opisywał. W swoich zapiskach drzewom poświęcił ponad 10 000 słów.
Dziś George’a Washingtona wciąż stawia się dzieciom amerykańskim za wzór i przykład prawdomówności.
– Mamo – pyta mały John – czy ludzie, którzy kłamią, nigdy nie idą do nieba?
– Oczywiście, synku – odpowiada matka.
– To musi być smutno w niebie. Jest tam tylko Bóg i George Washington.
Syn pyta ojca: „Dlaczego George Washington nigdy nie skłamał, tato?”. „Ponieważ nikt go nie pytał, kiedy zakończy się recesja gospodarcza” – odpowiedział ojciec.
„Ojcze – powiedział George – nie mogę skłamać. To ja ściąłem drzewko”
Jeszcze inna historyjka opowiada o tym, jak to pewnego dnia Washington, jako młody mierniczy zatrudniony przez lorda Fairfaxa przy pomiarach gruntów, wszedł do tawerny i zamówił whisky. Kiedy przyszło zapłacić, okazało się, że nie ma przy sobie pieniędzy, za to nosi w torbie cenioną wówczas skórę szopa. Właściciel tawerny przyjął ją jako zapłatę i wydał klientowi resztę w postaci 158 skór króliczych. Washingtona tak zadowolił drink i wypłacona reszta, że zaczął stawiać kolejki obecnym przy barze gościom – aż do ostatniej króliczej skórki.
W 1754 roku pułkownik Washington stacjonował ze swym oddziałem w Alexandrii w Wirginii. W tym czasie odbywały się tam wybory do legislatury Wirginii. Jeden z miejscowych obywateli, William Payne, był przeciwny kandydatowi, za którym opowiadał się Washington. W pewnym momencie doszło do ostrego sporu między mężczyznami. Washington w ferworze dyskusji użył jakiegoś obraźliwego słowa, a urażony Payne mocnym ciosem powalił go na ziemię. Natychmiast zaczęli nadbiegać żołnierze, by stanąć w obronie swojego dowódcy, ale on nakazał im wrócić do kwater.
George jako rozjemca w sporze między kolegami
Następnego dnia Payne otrzymał liścik zapraszający go do sąsiedniej tawerny. Przyszedł tam przekonany, że czeka go pojedynek. Ku swemu zaskoczeniu Washington zaprosił go na wino, przepraszając za swoje zachowanie poprzedniego dnia słowami: „Pan uzyskał swoją satysfakcję już wczoraj, jeśli to panu wystarczy – oto moja ręka, bądźmy przyjaciółmi”. Od tego czasu Payne został zwolennikiem George’a Washingtona.
Początek kariery politycznej przyszłego prezydenta nie był udany. Kandydował do legislatury Wirginii, House of Burgesses, ale bez powodzenia. Kolejne wybory również przegrał. Dopiero przy trzecim podejściu, w 1758 roku, nauczył się korzystać z techniki wyborczej. Na swą kampanię przeznaczył około 40 galonów ponczu rumowego, 28 galonów wina, 26 galonów rumu, 46 galonów piwa, 6 galonów madery i 3,5 galona brandy. Ta metoda okazała się skuteczna. Uzyskał 310 głosów, a jego rywal tylko 45. Od tego czasu Washington już nie przegrywał wyborów.
* * *
Wielką miłością jego życia była Sally Cary Fairfax, żona przyjaciela i sąsiada – George’a Williama Fairfaxa, córka plantatora, człowieka wykształconego. Uchodziła za bardzo piękną i wykształconą kobietę. Flirtowała z Washingtonem, ale nie wiadomo, czy poważnie traktowała jego uczucie. To ona nauczyła go czytać Szekspira.
Wiele lat po jego śmierci znaleziono kilka wyblakłych listów Washingtona, m.in. z czasów, gdy walczył on z Indianami i Francuzami na pograniczu i był już zaręczony z Marthą. Listy nie pozostawiają żadnej wątpliwości, że Washington żywił uczucie gorącej sympatii, a właściwie miłości do Sally Fairfax. Historycy i biografowie są zgodni, że miłość ta nigdy nie została skonsumowana.
Po ślubie George’a z Marthą Sally Fairfax wraz z mężem odwiedzała często Mount Vernon, podobnie jak Washingtonowie bawili niejednokrotnie w ich domu. Tuż przed śmiercią, już jako wiekowy mężczyzna, Washington napisał ostatni list do Sally, w którym stwierdził: „Najszczęśliwszych chwil mego życia, które spędziłem w pani towarzystwie, nie wymazał z mojej pamięci czas”.
* * *
Jak w każdej armii, zwłaszcza złożonej z ludzi, którzy trafili do niej z różnych pobudek, i szlachetnych, i bardzo prozaicznych, poziom moralny żołnierzy pozostawiał wiele do życzenia. 3 sierpnia 1776 roku generał Washington wydał ze swej kwatery w Nowym Jorku rozkaz ograniczenia używania przekleństw i obraźliwych słów. Apelował on do oficerów, aby zniechęcali żołnierzy do używania przekleństw. „W przeciwnym razie – głosił rozkaz – nie możemy mieć nadziei na błogosławieństwo Niebios dla naszej armii”.
Po jednej z bitew George Washington miał powiedzieć: „Słyszałem świst kul i wierzcie mi, jest w tym dźwięku coś czarującego”. Kiedy przytoczono te słowa królowi Anglii Jerzemu II, ten rzekł złośliwie: „Washington nie powiedziałby tego, gdyby zdarzyło mu się częściej słyszeć świst kul”.
George Washington pomaga w gaszeniu pożaru
Pewnego razu w czasie wojny o niepodległość pewien oficer w cywilnym ubraniu przejeżdżał obok grupy żołnierzy budujących redutę. Ich dowódca głośno pokrzykiwał, wymyślał im, ale nic nie czynił, by im pomóc. Zagadnięty przez oficera, dlaczego nie pomaga swym żołnierzom, odrzekł: „Jestem kapralem, panie”. Oficer zsiadł z konia i pomógł żołnierzom dokończyć redutę. Dosiadając konia, powiedział: „Panie kapralu, następnym razem, kiedy pan będzie miał problemy z wykonaniem zadania, proszę się zwrócić do Naczelnego Wodza, to ponownie przyjadę i pomogę panu”. Dopiero wówczas, ku swemu zdumieniu, kapral rozpoznał George’a Washingtona.
W lipcu 1778 roku wojska amerykańskie spotkały się z Anglikami w okolicach Monmouth. Washington rozkazał generałowi Charlesowi Lee zaatakować wojska angielskie. Lee wydał wojskom kilka sprzecznych rozkazów, a sam szybko wycofał się z pola bitwy. Washington, zobaczywszy, co się dzieje, pogalopował na swym ulubionym koniu o imieniu Nelson do generała Lee i żądał wyjaśnień. Z odpowiedzi Lee wynikało, że nie wierzy w zwycięstwo nad Anglikami. Wściekły Washington zbeształ tchórzliwego generała. Markiz de Lafayette, bliski Washingtonowi w czasie wojny o niepodległość, twierdził później, że był to jedyny raz, kiedy słyszał go przeklinającego.
Washington zdołał wówczas powstrzymać uciekających żołnierzy amerykańskich, ale szansa zwycięstwa została zmarnowana. Charlesa Lee zawieszono na rok w czynnościach dowódcy, później dostał się on do niewoli brytyjskiej i dopuścił się zdrady, ujawniając Anglikom ważne informacje wojskowe.
Armia angielska skapitulowała 18 października 1781 roku pod Yorktown bez jednego wystrzału. Dowódca wojsk angielskich Charles Cornwallis, widząc przygniatającą przewagę Amerykanów i Francuzów, poddał się.
George Washington modli się w Valley Forge
Istnieją różne wersje kapitulacji pod Yorktown. Jedni historycy twierdzą, że lord Cornwallis złożył swoją szpadę osobiście Washingtonowi, inni, że w tym czasie Cornwallis był chory i nie mógł tego zrobić. Pewne jest natomiast, iż Washington odmówił przyjęcia szpady lorda Cornwallisa i nakazał jej przyjęcie generałowi Benjaminowi Lincolnowi, którego w 1780 roku Anglicy zmusili w Charleston do kapitulacji i oddania szpady. W ten sposób stworzył generałowi Lincolnowi szansę uzyskania osobistej satysfakcji. Kiedy wojska angielskie pod Yorktown kapitulowały, ich orkiestra grała melodię _Świat wywrócił się do góry nogami_.
Po podpisaniu aktu kapitulacji Washington zaprosił Cornwallisa i jego oficerów na kolację. Dowódca wojsk francuskich generał Rochambeau wzniósł toast: „Za Stany Zjednoczone”. „Za króla Francji” – zrewanżował się Washington. „Za króla” – zaproponował toast lord Cornwallis. „Anglii – dodał w tym momencie Washington. – Ograniczmy go do Anglii, a wypiję pełny kielich”.
George Washington przekracza rzekę Delaware. Obraz Emanuela Leutzego
Tuż po zwycięstwie pod Yorktown Benjamin Franklin jako poseł amerykański uczestniczył w Paryżu w przyjęciu dyplomatycznym. Francuski minister spraw zagranicznych wzniósł toast: „Za Jego Królewską Mość Ludwika XVI, który jak Księżyc pokrywa ziemię delikatną, przyjemną łuną”. Ambasador brytyjski zrewanżował się ponoć toastem: „Za Jerzego III, który jak Słońce w ciągu dnia daje światło światu”. Benjamin Franklin zareagował na to okrzykiem: „Nie mogę wam dać Słońca ani Księżyca, ale mogę wam dać George’a Washingtona, generała armii Stanów Zjednoczonych, on jak Jozue wstrzymał Słońce i Księżyc, które go posłuchały”.
Rok 1782 w Stanach Zjednoczonych charakteryzują chaos i anarchia. Wybuchał bunt za buntem, przeciw podatkom lub posunięciom gospodarczym władz. Zdemobilizowani żołnierze domagali się wypłaty zaległego żołdu. Zwolennicy rządów silnej ręki i silnej władzy wykonawczej proponowali, aby Washington koronował się na króla amerykańskiego. Z propozycją taką wystąpił do niego powszechnie szanowany mieszkaniec Filadelfii pułkownik Lewis Nicola. Przyszły prezydent odrzucił jednak propozycję przekształcenia republiki w monarchię. „Pomysł taki – pisał z Newburgha w stanie Nowy York – uważam za odrażający i stanowczo go potępiam”. Powiadomił pułkownika, że sprawę tę traktuje jako poufną. Jeżeli jednak pułkownik będzie prowadził publiczną kampanię na rzecz koronacji, poda do wiadomości publicznej swoje stanowisko w tej sprawie.
Washington i Lafayette w obozie Valley Forge w 1777 roku
Niepokoje jednak trwały. 10 marca 1783 roku w kwaterze oficerskiej w Newburghu doszło do otwartego buntu. Washington spotkał się ze zbuntowanymi oficerami. Prosił o cierpliwość, obiecywał, że Kongres zadośćuczyni wszystkim roszczeniom oficerów i żołnierzy, ale nie przekonał ich. W pewnym momencie przypomniał sobie, że ma w kieszeni list od jednego z członków Kongresu, w którym przyrzeka on, że Kongres spełni wszystkie żądania wojska. Mając trudności z odczytaniem tekstu, zaczął szukać okularów. Przeprosił zebranych za przerwę i dodał: „Już posiwiałem w służbie ojczyzny. Teraz zaczynam ślepnąć”. Słowa te tak poruszyły zebranych, że posłuchali rady Washingtona i w spokoju się rozeszli. „Nigdy w czasie wojny Wasza Ekscelencja nie osiągnął większego zwycięstwa niż w tym momencie” – powiedział do Washingtona generał Philip Schuyler, świadek tego wydarzenia.
George Washington wjeżdża do Nowego Jorku
Przy opracowywaniu konstytucji Stanów Zjednoczonych w czasie dyskusji na temat sił zbrojnych jeden z delegatów proponował ustalenie maksymalnego pułapu sił zbrojnych na pięć tysięcy żołnierzy. Washington, jako przewodniczący, nie mógł zgłaszać wniosków, ale szepnął do sąsiada: „Byłoby o wiele lepiej, gdyby zgłoszono poprawkę do wniosku, że obce siły zbrojne dokonujące inwazji Stanów Zjednoczonych nie powinny liczyć więcej niż trzy tysiące żołnierzy”.
Washington przybywa do Nowego Jorku, pierwszej stolicy Stanów Zjednoczonych
Kiedy Washington został wybrany na prezydenta w 1789 roku, zastanawiano się, jak należy się do niego zwracać, jak go tytułować, aby brzmiało to dostojnie, godnie i prestiżowo, a równocześnie nie było powtórzeniem dworskiej etykiety, potępianej przez wielu republikanów. W Kongresie odbyła się nawet debata na ten temat. Zgłaszano różne propozycje: „Jego Wyborcza Mość”, „Jego Wyborcza Wysokość”, „Jego Wysokość Prezydent Stanów Zjednoczonych i Protektor Ich Praw”, „Wasza Wielkość”, „Jego Wysokość Prezydent-Generał”, „Jego Wysokość”. Proponowano również, by zwracać się do prezydenta, używając takich zwrotów, jak: „Ekscelencja”, „Czcigodność” czy też po prostu „Pan”. Tę ostatnią propozycję zgłaszał Thomas Jefferson.
W końcu zdecydowano się na prostą i obowiązującą do dzisiaj formułę: „Prezydent Stanów Zjednoczonych” (President of the United States).
George Washington bardzo dbał, aby nie zrobić jakiegoś nieostrożnego kroku, mogącego zaszkodzić autorytetowi urzędu, jaki reprezentował. W czasie gdy przebywał z wizytą w stanie Massachusetts, został zaproszony do złożenia wizyty gubernatorowi tego stanu Johnowi Hancockowi, który sam aktywnie walczył o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Washington odpisał gubernatorowi uprzejmie, ale stanowczo: „Prezydent Stanów Zjednoczonych przesyła wyrazy szacunku Gubernatorowi i ma zaszczyt poinformować Go, że będzie przebywał w swym domu do godziny drugiej”.
Bardzo interesował się ideą zbudowania nowego miasta federalnego jako stolicy Stanów Zjednoczonych. Kiedyś odwiedził nawet Davisa Burnsa, skąpego i nieustępliwego Szkota, właściciela farmy tytoniowej, mieszkającego dokładnie w miejscu, gdzie dziś znajduje się Biały Dom i plac Lafayette’a.
Kiedy opracowywano plan zabudowy miasta, Szkot nie chciał oddać swojej ziemi. Washington odwiedził go i zachęcał, by ofiarował ziemię na budowę stolicy państwa. „Gdyby nie zaplanowano tu budowy federalnego miasta – powiedział mu Washington – pan dokonałby tu żywota jako biedny właściciel farmy tytoniowej”. Burns zripostował natychmiast: „To prawda. Ale gdyby nie wdowa Custis i jej czarnuchy, pan nadal byłby biednym mierniczym”.
Washington pełnił funkcję prezydenta Stanów Zjednoczonych 7 lat i 308 dni. Ostatniego dnia prezydentury zaprosił gości do swej rezydencji, napełnił kieliszki winem i powiedział: „Po raz ostatni piję wasze zdrowie jako osoba publiczna”. Po opuszczeniu fotela prezydenckiego 3 marca 1797 roku powrócił do swej posiadłości w Mount Vernon.
Washington chętnie podejmował gości. Sprawiało mu to prawdziwą przyjemność. W jego domu w Mount Vernon prawie zawsze przebywali znajomi. Washington czuł się dobrze i swobodnie wśród przyjaciół. Pił, grał w karty, żartował. Jego niepozbawione ironii poczucie humoru ilustruje opinia o milicji ochotniczej, z którą miał sporo kłopotów w czasie wojny o niepodległość. „Milicja zjawia się nie wiadomo jak, opuszcza cię, nie wiadomo kiedy. Kiedy skonsumuje całe twoje zapasy, wówczas opuści cię w najbardziej krytycznym momencie” – zwykł mawiać.
Kapitulacja wojsk angielskich pod Yorktown w październiku 1781 roku
Washington lubił polować, zwłaszcza na kaczki, grać w bilard (często uderzał grubym końcem kija), na wyścigach konnych i w karty na niedużą stawkę (zapisywał skrupulatnie wszystkie wygrane i przegrane). Jeżeli tylko miał sposobność, tańczył i chodził do teatru i na koncerty.
Pił alkohol w sposób umiarkowany. Uwielbiał wino madera. Sam produkował alkohol w Mount Vernon, a nawet go sprzedawał. Do jego ulubionych zajęć należały także: udział w loteriach fantowych, polowanie na lisa, wędkarstwo, walki kogutów, hodowla psów myśliwskich oraz pieczenie mięsa na powietrzu.
Uczestnicząc kiedyś w balu w miejscowości Alexandria w stanie Wirginia, gdzie nie podano alkoholu, Washington ironicznie określił go jako „chlebowo-maślany bal”. Lubił też tańczyć. Mając 50 lat, cztery godziny bez przerwy tańczył z żoną generała Nathaniela Greene’a.
W Mount Vernon pasjonował się także polowaniem na lisy ze swymi ulubionymi psami myśliwskimi. Markiz Lafayette przesłał Washingtonowi w darze z Francji psy wyspecjalizowane w polowaniu na dziki. Kiedyś psy wpadły do kuchni pani Washington i pożarły leżącą tam szynkę.
Washington wybiera miejsce pod budowę przyszłej stolicy Stanów Zjednoczonych nazwanej jego imieniem
Washington był człowiekiem bardzo punktualnym. Tego samego wymagał również od swych gości. Spóźnialskich powitał raz słowami: „Panowie, w tym domu przestrzega się punktualności. Mój kucharz nigdy nie pyta, czy goście już przybyli, lecz czy nadeszła godzina posiłku”.
Innym razem Washington był umówiony z handlarzem na godzinę 17.15, by obejrzeć konie do powozu. Ponieważ kupiec spóźnił się, musiał czekać cały tydzień, zanim Washington umówił się z nim na rozmowę o transakcji.
Latem 1797 roku rewolucjonista francuski Constantin Volney odwiedził George’a Washingtona w Mount Vernon przed rozpoczęciem swych podróży po Stanach Zjednoczonych. Opuszczając posiadłość, poprosił byłego prezydenta o list polecający do społeczeństwa amerykańskiego. Washington, wiedząc, że Volney jest znanym wolnomyślicielem, i chcąc uniknąć w związku z tym jakichkolwiek kontrowersji, napisał na papierze następujące zdanie: „C. Volney nie potrzebuje żadnych listów polecających od G. Washingtona”.
Washington zdawał sobie sprawę z braków w swym wykształceniu. Dlatego też w okresie, gdy zajmował eksponowane stanowiska, unikał intelektualnych dyskusji, nie wdawał się w abstrakcyjne dysputy. Jeżeli musiał zabrać głos, wypowiadał się na piśmie. Nie znał żadnego obcego języka. Nigdy nie był w Europie. Odrzucił zaproszenie do złożenia wizyty we Francji, gdyż uważał, że porozumiewanie się z gospodarzami przez tłumacza skompromituje go. W chwili śmierci posiadał w swej prywatnej bibliotece 884 książki, co było pokaźną liczbą na owe czasy.
Od wczesnej młodości aż do śmierci Washington miał kłopoty z zębami. Jego osobiste notatki zawierają wiele wzmianek na ten temat. W wieku 57 lat stracił wszystkie zęby. Tuż przed zakończeniem wojny o niepodległość poznał francuskiego dentystę, który osiedlił się w Nowym Jorku. Dentysta ten odwiedził go w Mount Vernon i po kilku próbach wykonał sztuczną szczękę z kła nosorożca. Tuż przed śmiercią Washington miał kilka takich szczęk, ale nie był z nich zadowolony. Zbyt ciężkie, niewygodne, sprawiały mu wiele kłopotu. Dlatego też, choć przywiązywał ogromną wagę do bezpośrednich kontaktów z ludźmi, unikał publicznych przemówień. Rzadko się też uśmiechał w obawie, by szczęka mu nie wypadła.
Jedna ze sztucznych szczęk prezydenta została przedstawiona jako eksponat na Wystawie Światowej w Chicago w 1933 roku.
* * *
Czy wiecie, że George Washington był:
– jedynym prezydentem, którego uroczystość inauguracji i zaprzysiężenia odbyła się w dwóch miastach (Nowy Jork, 30 kwietnia 1789 roku, i Filadelfia, 4 marca 1793 roku);
– jedynym prezydentem Stanów Zjednoczonych, który nie mieszkał w Waszyngtonie;
– jedynym prezydentem, który wybrany został jednogłośnie przez kolegium elektorskie (głosowało na niego 69 elektorów);
– prezydentem, który odmówił kandydowania na trzecią kadencję;
– pierwszym prezydentem uhonorowanym sylwetką na znaczku pocztowym. Dziesięciocentowy czarny znaczek z podobizną Washingtona został wprowadzony do obiegu 1 lipca 1847 roku;
– jednym z dwóch, obok Jamesa Madisona, przyszłych prezydentów Stanów Zjednoczonych, którzy podpisali konstytucję Stanów Zjednoczonych;
– prezydentem, który mianował najwyższą liczbę (dziesięciu) sędziów Sądu Najwyższego.