- W empik go
Aniołkowe mamy - ebook
Aniołkowe mamy - ebook
„Czy masz odwagę zajrzeć do świata, w którym dwa paski na teście ciążowym nie zawsze oznaczają różowego noworodka tulonego po dziewięciu miesiącach? A może mieszkasz w tym świecie i zastanawiasz się, kto jeszcze tu jest. Czy to, co cię spotyka, i to, co czujesz, dotyka kogoś jeszcze? Trzymasz w ręce opowieść z tego miejsca. Autorka szczerze opisuje drogę, którą przeszła, żeby zostać mamą”. Z opinii Anny Stolaś, psycholog, położnej
Kategoria: | Psychologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8324-885-1 |
Rozmiar pliku: | 2,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
A może też dlatego, że uznałam, iż napisanie tej książki będzie dla mnie samej swego rodzaju _katharsis_. Że moja opowieść, wypowiedziana na głos, pomoże mnie samej rozliczyć się z tą częścią przeszłości, która tak bardzo rzuciła się cieniem na resztę mojego życia. Tej przeszłości, która mimo upływu lat, nie pozwala o sobie zapomnieć, a emocje z nią związane krążą we mnie nadal w niezmienionej postaci.
Książkę piszę też z nadzieją, że trafi ona w ręce osób towarzyszących kobiecie w tej trudnej życiowej podróży, ze szczególnym uwzględnieniem tych, którzy towarzyszą jej profesjonalnie podczas poronienia, a więc lekarzy, położnych, psychologów. Ale nie tylko — także jej bliskich, członków rodziny, przyjaciół, znajomych czy współpracowników. Licząc na to, że prezentowane w niej treści pomogą im zrozumieć jakże wielowymiarowa jest ta strata, uzbroić się w cierpliwość i wykazać wyrozumiałością wobec cierpienia, jakiego doświadczają pary tracąc swoje wyczekiwane, nienarodzone dziecko.
Wszelkie rozmowy na ten temat odbywają się w przygnębiających nas gabinetach lekarskich, i domowych zaciszach. Toczymy je z lekarzami, z naszymi najbliższymi bądź wyłącznie z samymi sobą, zamknięci w czterech ścianach, odcięci od świata i pozbawieni nadziei. Przekonani, iż ten problem dotyczy wyłącznie nas, że z bezkresu wszechświata tylko my zostaliśmy dotknięci tą tragedią.
Tymczasem jest to zjawisko powszechne. Dotyka wiele kobiet. Co więcej w kolejnych latach z pewnością będzie ono przybierać na sile. Obecnie około 20% par w okresie prokreacyjnym boryka się z niepłodnością.
Nie będą to rozważania na gruncie medycznym, ponieważ nie jestem lekarzem i nie mnie zabierać głos w tej dziedzinie. Będą to przemyślenia w sferze emocjonalnej — tam gdzie serce, a nie nauka przemawia. I jeśli choć jednej kobiecie, z podobnymi doświadczeniami, przeżyciami, przeczytanie tego tekstu pozwoli określić, nazwać, poukładać myśli, przeżyć należycie żałobę i ruszyć dalej, znaleźć miejsce w sercu dla wszystkich tych granicznych emocji towarzyszących poronieniu, to będę żyła w przekonaniu, że — choć może w niezbyt udolny sposób — warto było stworzyć ten swoisty pamiętnik kobiety, która musiała uporać się z tak ogromną stratą, jaką niesie za sobą poronienie.
Zdaję sobie sprawę, że o tak bolesnych przeżyciach trudno rozmawia się otwarcie, na forum, głośno nazywając rzeczy po imieniu, ale może warto przerwać milczenie. Milczenie, które konsekwentnie generuje brak zrozumienia i wsparcia ze strony otoczenia. Przerwać je dla siebie, dla otaczających nas bliskich, dla tysiąca kobiet, które przeżywają to samo, i dla tych, które w przyszłości będą musiały stawić temu czoła.
Abyśmy zarówno my same, jak i nasi bliscy zrozumieli, co dzieje się w naszych umysłach, sercach i duszach, kiedy bez uprzedzenia, bez jakiegokolwiek przygotowania zderzamy się z tą okrutną rzeczywistością. Kiedy los bezwzględnie niweczy nasze największe oczekiwania.
Żebyśmy po prostu wiedziały, że nie jesteśmy w tym same. Że jest nas naprawdę wiele. Że nie tylko nas to spotkało. Że jest z kim porozmawiać. Że ktoś naprawdę rozumie, wie o czym mówimy, co czujemy, i jak wielki żal nosimy w sercu.
I choć nie przebieramy naszych dzieci, nie kąpiemy ich, nie tulimy, nie głaszczemy po główkach, nie kołyszemy do snu, nie czytamy im książek, i nie śpiewamy na dobranoc, to jesteśmy MAMAMI.
Bóg obdarzył mnie silnym instynktem macierzyńskim. Wiele z moich koleżanek borykało się z dylematem: być mamą czy wolnym ptakiem wiodącym swobodne życie pozbawione zobowiązań wobec bezbronnej, maleńkiej istotki. Ja nigdy takowych nie miałam. Zawsze wiedziałam, że kiedyś będę mamą i to niejednego urwisa, a co najmniej dwóch. Wiedziałam, że niestraszne mi pieluchy, nieprzespane noce, kolki i pozostałe towarzyszące rodzicielstwu atrakcje.
Oczywiście skłamałabym mówiąc, że nie towarzyszyły tym marzeniom pewne obawy i to na wielu płaszczyznach — choćby związane z wywróceniem całego swojego dotychczasowego, niczym nieskrępowanego życia do góry nogami, wyjściem poza schematy, poza własną strefę komfortu, wzięciem odpowiedzialności za życie sprowadzonego na świat człowieka i ustawieniem go na samym szczycie piramidy priorytetów — ale te obawy nigdy nie wzięły góry nad tak głęboko zakorzenionym we mnie instynktem macierzyńskim.
Jak wiadomo, do tanga trzeba dwojga. Tę wiedzę posiedliśmy już w szkole podstawowej, kiedy to pani od biologii „odwaliła robotę” za tych rodziców, którzy nie mieli odwagi uświadomić swoich dzieci. Sama już nie pamiętam czyj był większy udział w pozyskaniu tej wiedzy przeze mnie, rodziców czy szkoły.
Mijały lata, a w moim życiu nie pojawiał się ten jedyny, z którym mogłabym owo marzenie o macierzyństwie urzeczywistnić. Oczywiście dzisiejszy świat oferuje różne rozwiązania, ale ja zawsze pragnęłam standardowego modelu rodziny. Chciałam, żeby moje dzieci miały mamę i tatę, ponieważ uważam, że każde z nich spełnia w życiu dziecka inną, ale jakże niezwykle istotną rolę.
Czekałam cierpliwie, realizowałam swoje pasje, poświęcałam się pracy, spędzałam czas z przyjaciółmi. Nie pośpieszałam losu, skupiłam się na sobie, ale jednocześnie nawet na moment nie wyrzekłam się swoich tęsknot i pragnień. To tak, jakby wyrzec się swojego jestestwa, tego, kim jesteśmy. Wiedziałam, co mi w głębi duszy gra, wierzyłam, że któregoś dnia właściwy mężczyzna stanie na mojej drodze i razem z nim urzeczywistnią się moje marzenia.
I pewnego dnia tak właśnie się stało. Przypadkowo, nieoczekiwanie. Choć to wspaniała i romantyczna historia, to już na inne opowiadanie.
W każdym razie byłam na tę historię gotowa. Byłam bardziej gotowa niż kiedykolwiek, żeby rozpocząć tę niezwykłą podróż. Na to, żeby obdarzyć go miłością i przyjąć oferowaną przez niego. Miałam wówczas 36 lat. On trochę młodszy wyznawał te same wartości, pragnął założyć rodzinę, mieć dzieci. Dojrzały, mądry i wspaniały.