Anka Skakanka - ebook
Anka Skakanka - ebook
Anka Skakanka odbiera świat trochę inaczej. Ale tak samo jak wszystkie dzieci wraz z 8-letnią siostrą Bożenką kocha zwierzaki i na zabój przyjaźni się z Frankiem Zezikiem. Nie posiada się ze szczęścia, gdy pod jej nogami ląduje piszcząca kulka...
Nowy cykl, nowa bohaterka ale i starzy znajomi, których poznaliśmy dzięki niezwykłej Zezi. Ta historia to promyk światła w mrocznym świecie, w którym wszyscy chowają się w domach ze względu na tajemniczy wirus, a dorośli obawiają się o pracę.
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8103-725-9 |
Rozmiar pliku: | 7,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
To dramatyczne wyznanie rzuciła Anka Skakanka, patrząc z pewnej odległości na łóżko piętrowe. Na górze, pod kołdrą w buldogi francuskie leżała jej młodsza siostra Bożenka, zwana także Bożą Krówką. Prawie ośmioletnia Bożenka była teraz rozpalona gorączką i ciężko oddychała. Mama dziewczynek, słynna pianistka Maja Kwiatkowska, kursowała zaniepokojona między kuchnią, w której znajdowała się szafka z lekami, a pokojem swoich niezwykłych córek.
Słowa o przytuleniu Ania wypowiedziała z boleścią wypisaną na twarzy, ale wszyscy w domu wiedzieli, że dziesięciolatka nie bardzo lubi się przytulać ani być przytulana. Jej skóra była bardzo wrażliwa. Dziewczynka nie czuła się komfortowo, kiedy ktoś, na przykład składając jej życzenia urodzinowe, chciał ją pocałować lub uściskać. Słowa Ani nie były więc zbyt szczere, ale z pewnością chciałaby je usłyszeć jej Mama. Ania co jakiś czas rzucała więc takie piękne hasła, licząc, że Pani Maja je zauważy i pochwali.
Dziewczynkę bardzo niepokoił fakt, że w tej wyjątkowej sytuacji (Bożenka rzadko zapadała na jesienne przeziębienia) uwaga Mamy jest skupiona na jej młodszej siostrze, a nie na niej. Pani Maja wciąż przygotowywała kolejne napary z ziół dla biednej chorej Bożenki. Uważała, że poradzą sobie one z przeziębieniem zdecydowanie lepiej niż tabletki. Tymczasem Ania cały czas jej o czymś opowiadała. Głównie o zwierzętach, bo ten temat interesował ją najbardziej. Mama kroiła czosnek w cieniutkie, prawie przezroczyste plasterki i układała go na kanapkach z pomidorami z babcinej działki, by zaaplikować go Bożence. Ania natychmiast zaczynała wtedy opowieść o tym, które zwierzęta z całą pewnością czosnku by nie zjadły. Machała przy tym rękami i ostentacyjnie zatykała sobie nos. Głośno komentowała, że od wąchania czosnku, którego specyficzna woń wypełniła cały dom Pani Mai, woli nawet spotkanie z wkurzonym skunksem.
Mama dziewczynek po trzech dniach choroby Bożenki i ciągłych narzekań Ani miała już serdecznie dosyć wszystkiego. Była zmęczona, niewyspana i pełna niepokoju o zdrowie młodszej córki. Mama Pani Mai miała przyjechać dopiero nazajutrz, ale Pani Maja nie była przekonana, że to dobry pomysł. Po pierwsze, Babcia Ani i Bożenki była starszą panią cierpiącą na wszystkie choroby świata. Tak przynajmniej powtarzała, kiedy Pani Maja pytała ją przez telefon, jak się czuje. W związku z tym istniało duże ryzyko, że Babcia zarazi się od Bożenki i będzie chorować jeszcze dłużej i ciężej od niej. Po drugie, przepracowana i zmęczona Pani Maja miała świadomość, że w jej domu pojawi się wtedy kolejna osoba, która będzie mówić tylko o sobie i o swoich bolączkach, a tego już by było dla niej za wiele. Dlatego kiedy znienacka zadzwonił telefon, Mama dziewczynek poszła go odebrać dość niechętnie, spodziewając się właśnie rozmowy ze swoją Mamą.
Anka Skakanka, bo tak dawno temu nazwała ją jej Mama, widząc, że córce potrzebne są codzienne podskoki, galopy i spacerowanie w kółko, wykorzystała chwilową nieobecność Mamy, by poskakać po pokoju. Uwielbiała to robić.
Skakanie i zgłębianie informacji na temat wszystkich istniejących zwierząt stały się dla Ani źródłem największej radości. Szczytem marzeń było dla niej dzielenie się wiedzą na temat zwierząt z kimś, kto w takim samym stopniu jak ona kocha wszystkie stworzenia, interesuje się nimi i też chce rozmawiać TYLKO o nich. Niestety, wszystkie osoby, które znały Anię, nie miały już ochoty wysłuchiwać niekończących się monologów dziewczynki.
Anka Skakanka była jednak ekspertem nie tylko w dziedzinie już istniejących zwierząt. Na jej biurku pyszniły się dumnie własnoręcznie wykonane przez dziewczynkę trzy opasłe albumy o zwierzętach Z WYOBRAŹNI. Ania, od kiedy pokochała zwierzęta tak mocno, marzyła tylko o tym, by mieć własne zwierzątko i móc się nim opiekować. Stawiała na oposa, mrówkojada, trzewikodzioba (jeśli nie poznaliście jeszcze tego niezwykłego stworzenia, to według Ani warto; żaden z istniejących ptaków nie ukłoni się Wam tak elegancko jak właśnie on) i ewentualnie płaszczkę mantę. W grę wchodziły też leniwiec, gronostaj i alpaka. No, w ostateczności mogłyby to być mangusta, nosorożec lub kuna… Choć w sumie w jej sercu znalazłoby się miejsce również dla lisa, pancernika, wilka i… I właśnie takie opowieści snuła nasza Anka Skakanka przez cały dzień, gdy tylko udało jej się dorwać kogoś, kto chciałby jej choć przez moment posłuchać.
Najbardziej cierpliwym i wyrozumiałym słuchaczem Ani był jej przyjaciel Franek. Franek Zezik mieszkał w sąsiednim domu i fascynował się sportem, a jego pies Blakier był również ukochanym psem Ani. Czasem Ania nie potrafiła już jednoznacznie określić, czy spotyka się z Frankiem po to, żeby miło spędzić czas z nim, czy też z jego uroczym pieskiem.
Dziewczynka bardzo cierpiała, gdy słyszała od Mamy, że nie kupi jej żadnego zwierzątka. Pani Maja powtarzała, że gdy Ania z Bożenką będą w szkole, a ona sama na koncercie, nikt z ich rodziny i przyjaciół nie będzie chętny do zajmowania się zwierzakiem. Babcia nie lubiła zwierząt. Uważała, że powodują alergie u dzieci i są siedliskiem bakterii, pasożytów i miliona tych wszystkich chorób, na które sama chorowała.
Tymczasem Ania skończyła brykać jak mała kózka w pokoju swoim i Bożenki. Wspięła się po drabince do łóżka siostry, cichutko zmierzyła jej temperaturę specjalnym bezdotykowym termometrem, odczytała wynik i z radością szepnęła:
– Bożenko, nie masz teraz gorączki, wiesz? Zjedz już, proszę, te kanapki z czosnkiem i pomidorem, bo zwiędnę od ich woni i umrę młodo.
Bożenka uśmiechnęła się do swojej ukochanej siostry i ostrożnie usiadła na łóżku. Ania pomogła jej podeprzeć obolałe plecy stosem poduszek, a później zabrała się do porządków. Do pokoju weszła uśmiechnięta od ucha do ucha Mama, żeby obwieścić dzieciom dobrą nowinę. Mocno rozczulił ją widok troskliwej Ani sprzątającej puste kubki po soku i łyżeczki po syropie i przecierającej blat stolika nocnego ściereczką w kolorze pudrowego różu.
Choć pierwsze słowa, które Pani Maja miała zamiar powiedzieć do starszej córki, miały zabrzmieć mniej więcej tak: „Przecież zarazisz się od niej i za moment obydwie będziecie chore, i ja wtedy nie dam sobie rady, bo jestem sama, a nie chcę nikogo prosić o pomoc, bo muszę być dzielna”, to jednak ostatecznie ich nie wypowiedziała. Jako dziecko sama była chorowita. Nieraz słyszała od swojej mamy, ile ją kosztuje siedzenie z chorym dzieckiem i jaaaaakie to wielkie poświęcenie. Przytuliła więc Anię i szepnęła tylko:
– Kocham cię bardzo i bardzo ci dziękuję.
Ania wtuliła się w swoją ukochaną Mamę na tyle, na ile potrafiła, i była z siebie bardzo, bardzo dumna.Okazało się, że Pani Maja wcale nie odebrała telefonu od swojej Mamy, tylko od swojej serdecznej przyjaciółki Zosi. Dziewczynki uwielbiały Ciocię Zosię. Ania oczywiście lubiła Ciocię trochę inaczej, na swój własny sposób. Nie zbliżała się do niej za bardzo i mówiąc do Cioci, zawsze pozostawała w sporej odległości, ale chciała mieć ją na oku. Naaaawet potrafiła spojrzeć jej głęboko w oczy, co było wyrazem wielkiego szacunku i sympatii Anki Skakanki.
.
.
.
...(fragment)...
Całość dostępna w wersji pełnej.